Szczęściarz rucha się z duetem

Szczęściarz rucha się z duetem




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Szczęściarz rucha się z duetem


WITAJ NA REDTUBE - CODZIENNIE NOWE DARMOWE SEX FILMY PORNO





Filmy
Zdjęcia







siostra rucha się z bratem 🔥 Polskie Filmy Porno Redtube Sex za Darmo online


Sex filmiki siostra rucha się z bratem Red Tube to najbardziej popularny w Polsce portal, na którym znajdziesz wiele darmowych filmów porno online jak siostra rucha się z bratem .


Informacje

Regulamin
Linki
Mapa tagów



Współpraca

Reklama
Polecamy
Blog


Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Jeśli nie ukończyłeś 18 roku życia lub nie życzysz sobie oglądania treści erotycznych to opuść tę stronę. Witryna korzysta z plików cookies w celach statystycznych, zgodnie z Polityką Prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies. Wchodząc dalej oświadczasz, iż jesteś osobą pełnoletnią i chcesz oglądać materiały erotyczne z własnej woli oraz zezwalasz na wykorzystywanie cookies zgodnie z Polityką Prywatności . Rozumiem Wychodzę



WITAJ NA REDTUBE - CODZIENNIE NOWE DARMOWE SEX FILMY PORNO





Filmy
Zdjęcia







rucha sie z bratem meza 🔥 Polskie Filmy Porno Redtube Sex za Darmo online


Sex filmiki rucha sie z bratem meza Red Tube to najbardziej popularny w Polsce portal, na którym znajdziesz wiele darmowych filmów porno online jak rucha sie z bratem meza .


Informacje

Regulamin
Linki
Mapa tagów



Współpraca

Reklama
Polecamy
Blog


Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Jeśli nie ukończyłeś 18 roku życia lub nie życzysz sobie oglądania treści erotycznych to opuść tę stronę. Witryna korzysta z plików cookies w celach statystycznych, zgodnie z Polityką Prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies. Wchodząc dalej oświadczasz, iż jesteś osobą pełnoletnią i chcesz oglądać materiały erotyczne z własnej woli oraz zezwalasz na wykorzystywanie cookies zgodnie z Polityką Prywatności . Rozumiem Wychodzę



Dama o polnocy tom 1 Tessa Dare

Home
Dama o polnocy tom 1 Tessa Dare



1 Lato 1814
Kapral Thorne potrafił sprawić, by
kobieta drżała, choćby nawet dzieliła go od niej przestrzeń całego pok...


10 downloads
25 Views
1010KB Size


1 Lato 1814

Kapral Thorne potrafił sprawić, by

kobieta drżała, choćby nawet dzieliła go od niej przestrzeń całego pokoju. Kate Tay lor uważała, że to bardzo kłopotliwa właściwość. Musiała z przy krością przy znać, że wcale się o to nie starał. Wy starczy ło, że wchodził do tawerny Ukwiecony By k, sadowił się na stołku, spoglądał ponuro na wielki cy nowy kufel z pokry wką i odwracał się szerokimi plecami do sali. Bez jednego słowa – a nawet i spojrzenia – mógł doprowadzić do tego, że biednej pannie Elliott zaczy nały drżeć palce, gdy ty lko doty kała klawiszy fortepianu. – Och, nie mogę – szeptała. – Nie mogę teraz śpiewać. Nie wtedy , kiedy on jest tutaj! I znów kolejna lekcja muzy ki szła na marne. Kate jeszcze rok temu nie miała takich kłopotów. Wcześniej w Spindle Cove mieszkały głównie kobiety , a lokal Ukwiecony By k by ł niezwy kle urokliwą herbaciarnią, gdzie podawano ciasta z lodami i bułeczki z konfiturami. Odkąd jednak utworzono lokalną straż miejską, stał się zarówno herbaciarnią, jak i tawerną. Kate nie miałaby nic przeciw temu podziałowi, ale w przy padku kaprala Thorne’a wszelki podział by ł czy mś niewy konalny m. Jego zwalista postać zdawała się zajmować całą przestrzeń pomieszczenia. – Proszę spróbować jeszcze raz – przy nagliła uczennicę, usiłując nie zwracać uwagi na onieśmielającą sy lwetę w drugim końcu sali. – Już prawie się nam udało. Panna Elliott zaczerwieniła się i splotła dłonie na kolanach. – Nigdy nie zdołam zagrać tego, jak należy . – Ależ zdoła pani. To ty lko kwestia wprawy , no i nie będzie pani wtedy sama. Popracujemy nad ty m duetem i zdołamy się przy gotować do wy stępu na niedzielny m salonie. Na sam dźwięk słowa „wy stęp” policzki dziewczy ny poczerwieniały . Annabel Elliott by ła ładną młodą damą, delikatną blondy nką o jasnej karnacji i, niestety , łatwo się rumieniła. Gdy ty lko by ła czy mś przejęta albo zdenerwowana, jej blade policzki tak płonęły , jakby dostała nagle po twarzy . A by ła przejęta lub zdenerwowana zby t często. Niektóre z młody ch dam przy jeżdżały do Spindle Cove, by szukać w tej miejscowości schronienia z powodu nieśmiałości, skandalu lub osłabienia po chorobie. Pannę Elliott wy słano tutaj w nadziei, że wy leczy się z lęku przed tremą. Kate uczy ła ją dostatecznie długo, by wiedzieć, że kłopoty panny Elliott nie wy nikały wcale z braku talentu lub przy gotowania. Trzeba jej by ło ty lko wiary we własne siły . – Może zagramy coś nowego? – podsunęła jej. – Potrzeba mi nieznanej jeszcze atrakcy jnej

muzy ki, która wprawiłaby mnie w lepszy nastrój niż kupno nowego kapelusza! – Spodobał się jej ten pomy sł. – Pojadę w ty m ty godniu do Hastings i zobaczę, co uda mi się wy szukać. W rzeczy wistości zamierzała się tam udać z całkiem innego powodu. Musiała złoży ć komuś długo odkładaną wizy tę. Kupno nowy ch nut by ło dobry m pretekstem. – Nie wiem, dlaczego jestem taka niemądra – biadała zarumieniona dziewczy na. – Przecież brałam doskonałe lekcje przez całe lata! No i lubię grać. Naprawdę lubię. Ale kiedy inni słuchają, zawsze drętwieję ze strachu. Jestem beznadziejna! – Ależ nie. Żadna sy tuacja nie jest beznadziejna. – Moi rodzice… – Rodzice też nie sądzą, że jest pani beznadziejna, bo inaczej by pani tutaj nie wy słali. – Chcą, żeby m bry lowała w sezonie. Nie ma pani pojęcia, jaki nacisk na mnie wy wierają. Nawet pani sobie tego nie wy obraża. – Nie – przy znała Kate. – Chy ba sobie nie wy obrażam. Panna Elliott spojrzała na nią zgnębiona. – Przepraszam. Strasznie przepraszam. Miałam na my śli co innego. Postąpiłam bardzo nieładnie. Kate zby ła przeprosiny machnięciem ręki. – Proszę nie mówić głupstw. Owszem, jestem sierotą. Ma pani zupełną rację, nie mogę wiedzieć, co to znaczy mieć zby t wy magający ch, ambitny ch rodziców. Ty lko że dałaby wszy stko, żeby tego doświadczy ć choć przez jeden dzień. – Wiem jednak – ciągnęła dalej – że jest pani wśród samy ch przy jaciół, a to wielka różnica. Proszę wziąć pod uwagę, że wszy scy w miasteczku pani sprzy jają. – Wszy scy ? Panna Elliott spojrzała nieufnie na zwalistego mężczy znę przy barze. – On jest taki ogromny – szepnęła. – I taki przerażający . Za każdy m razem, kiedy zaczy nam grać, widzę, że się krzy wi. – Proszę się ty m nie przejmować. To wojskowy , a wie pani przecież, że oni wszy scy ucierpieli od wy buchów bomb. – Kate poklepała pannę Elliott zachęcająco po ramieniu. – Nie trzeba zwracać na niego uwagi. Głowa do góry , uśmiechnąć się i gramy dalej. – Spróbuję, ale… raczej trudno nie zwracać na niego uwagi. No, rzeczy wiście. Całkiem jakby Kate o ty m nie wiedziała. Mimo że kapral Thorne ignorował także i ją samą w sposób wręcz imponujący , nie mogła zaprzeczy ć, że działał jej na nerwy . Skóra na niej cierpła, gdy by ł blisko niej, a jeśli już na nią spoglądał – choć robił to rzadko – jego wzrok zdawał się przewiercać ją na wskroś. Na szczęście jednak dla dobrego samopoczucia panny Elliott Kate nie dawała nic po sobie poznać. – Głowa do góry – przy pomniała jej półgłosem. – Uśmiechać się! Kate zaczęła grać początek duetu. Gdy jednak przy szła kolej na pannę Elliott, ta potknęła się już po kilku taktach. – Przepraszam, ale… – zniży ła głos.

– Czy znowu się skrzy wił? – Nie, jeszcze gorzej – jęknęła. – Teraz wzruszy ł ramionami! Kate westchnęła ze zgorszeniem i wy ciągnęła szy ję, żeby spojrzeć ku szy nkwasowi. – Nie. Wcale tego nie zrobił. Panna Elliott pokręciła głową. – Ależ zrobił. Coś okropnego. To przeważy ło. Mógł sobie lekceważy ć jej uczennice i krzy wić się, ale wzruszanie ramionami by ło czy mś niewy baczalny m, co przekraczało wszelkie granice. – Pomówię z nim – powiedziała Kate, wstając z taboretu. – Och nie, błagam! – jęknęła panna Elliott. – Proszę się nie martwić – zapewniła ją Kate. – Nie boję się go. Może by ć źle wy chowany , ale przecież nie gry zie. Przeszła przez salę i stanęła tuż za jego plecami. W ostatniej chwili powstrzy mała się od dotknięcia jego obszy tego frędzlami epoletu. W ostatniej chwili. Chrząknęła jedy nie: – Kapralu Thorne… Odwrócił się. W cały m swoim ży ciu nie zetknęła się jeszcze z mężczy zną, który spojrzałby na nią tak twardo. Twarz miał jak wy kutą z kamienia, złożoną z samy ch ostry ch kantów i płaszczy zn wy glądający ch jak ogołocone ze wszy stkiego pustkowia, na który ch nie sposób się ukry ć. Usta by ły zacięte, ciemne brwi zmarszczone z dezaprobatą. A oczy przy pominały zimny błękit skutej lodem rzeki w najbardziej mroźną, najsroższą zimową noc. Głowa do góry . Uśmiechać się. – Jak pan może zauważy ł – zaczęła lekkim tonem, jakby od niechcenia – udzielam tu lekcji muzy ki. Milczał. – Widzi pan, panna Elliott denerwuje się, kiedy zdarzy się jej grać w czy jejś obecności. – Chce pani, żeby m stąd poszedł? – Nie. – Zaskoczy ła ją własna odpowiedź. – Wcale nie chcę. To by łoby za proste. On zawsze sobie w końcu szedł i za każdy m razem tak właśnie się to kończy ło. Kate zebrała całą odwagę i usiłowała by ć przy jazną. Kapral zawsze znajdował sposobność, żeby szy bko opuścić tawernę. By ła to żenująca gra, a ona miała jej już zupełnie dosy ć. – Wcale nie żądam, żeby pan sobie poszedł – odparła. – Panna Elliott musi naby ć wprawy . Gramy obie w duecie. Zachęcam pana do jego wy słuchania. Utkwił w niej wzrok. Kate przy wy kła do tego, że się na nią gapiono. Gdy ty lko zawierała z kimś znajomość, by ła w przy kry sposób świadoma, że ludzie wpatrują się w duże, widoczne znamię na jej skroni. Przez

całe lata usiłowała je zasłaniać szerokimi rondami kapeluszy lub zręcznie ułożony mi włosami, ale bez skutku. Ludzie zawsze kierowali wzrok prosto na znamię. Nauczy ła się ignorować tę przy krość. Po pewny m czasie bowiem widzieli już nie ty lko samo znamię, ale dziewczy nę ze znamieniem, a w końcu stawała się w ich oczach po prostu sobą, Kate. Spojrzenie kaprala Thorne’a by ło czy mś odmienny m. Kate nie wiedziała, kim właściwie jest w jego oczach i ta niepewność sprawiała, że poczuła się teraz nieswojo, ale usiłowała odzy skać pewność siebie. – Ależ proszę zostać – zachęciła go. – Zostać i słuchać, kiedy będziemy grały dla pana najlepiej, jak ty lko potrafimy . Proszę bić brawo, kiedy skończy my , lub też przy tupy wać do taktu, jeśli pan to lubi. Dodawać otuchy pannie Elliott. Będę zachwy cona, jeśli dowiedzie pan, że ma w sobie choć trochę ży czliwości. Zdawało się, że całe wieki upły nęły , nim wreszcie odpowiedział – zwięźle i ze śmiertelną powagą: – No, to ja idę. Wstał i rzucił monetę na kontuar. A potem wy szedł, nie odwracając się. Gdy czerwone drzwi na dobrze naoliwiony ch zawiasach zamknęły się za nim, drwiąc sobie z niej głośny m trzaskiem, Kate pokiwała głową. Ten człowiek by ł niemożliwy . Panna Elliott postawiła zaś kropkę nad „i”, grając lekkie arpeggio. – Przy puszczam, że to załatwia całą kwestię – powiedziała Kate, próbując, jak zawsze, patrzeć na wszy stko z lepszej strony . – Z każdej sy tuacji istnieje jakieś wy jście. Fosbury , właściciel lokalu, mężczy zna w średnim wieku, zbliży ł się i wy płukał kufel Thorne’a, a potem przy sunął Kate filiżankę herbaty . Po wierzchu pły wał cienki jak wafel plasterek cy try ny . Doleciała ją woń brandy . Zrobiło się jej cieplej na sercu, nim jeszcze upiła ły k gorącego pły nu. Państwo Fosbury traktowali ją dobrze. By li jednak ty lko namiastką prawdziwej rodziny , a tej musiała nadal poszukiwać. Zdecy dowała jednak, że wciąż będzie to robić, choćby nawet wiele drzwi zatrzaśnięto jej tuż przed nosem. – Mam nadzieję, że nie bierze sobie pani gburowaty ch manier Thorne’a do serca, panno Tay lor? – Kto, ja? – zaśmiała się z przy musem. – Och, mam na to za wiele rozsądku. Dlaczego miałaby m brać sobie do serca słowa kogoś, kto wcale serca nie ma? – W zamy śleniu przesunęła palcem po brzegu filiżanki. – Ale niech pan mi wy świadczy jedną przy sługę. – Wszy stko, co pani zechce, panno Tay lor. – Gdy następny m razem spróbuję wy ciągnąć gałązkę oliwną do kaprala Thorne’a i potraktować go przy jaźnie… – tu uniosła brew i uśmiechnęła się ironicznie do Fosbury ’ego – proszę mi przy pomnieć, żeby m zamiast tego dała mu nią po głowie.

2 M oże jeszcze herbaty , panno Tay lor? – Nie, dziękuję. Kate upiła ły k wodnistej lury , usiłując się nie skrzy wić. Listki, zaparzone co najmniej po raz trzeci, zapomniały już chy ba dawno, że kiedy ś by ły herbatą. Uznała, że wszy stko to do siebie pasuje. Odległe wspomnienia wręcz się jej narzucały . Panna Paringham odstawiła filiżankę. – Gdzie pani, jak mówiła, bawi obecnie? Kate uśmiechnęła się do siwowłosej kobiety siedzącej naprzeciw niej w fotelu. – W Spindle Cove, panno Paringham. To znana miejscowość wy poczy nkowa dla dobrze urodzony ch młody ch dam. Zarabiam tam lekcjami muzy ki. – Cieszę się, że uzy skane wy kształcenie zapewniło pani godziwe utrzy manie. To więcej niż tak żałosna istota jak pani mogła się spodziewać. – Rzeczy wiście, miałam wiele szczęścia. Kate odsunęła okropną herbatę i spojrzała ku zegarowi na gzy msie kominka. Czas uciekał. Nie chciała tracić cenny ch chwil i prowadzić błahej rozmowy , mając ważniejsze py tania niemal na końcu języ ka. Ale gdy by je otwarcie zadała, nie otrzy małaby upragniony ch odpowiedzi. Zacisnęła palce na sznurku paczki trzy manej na kolanach. – Bardzo mnie zaskoczy ła wiadomość, że pani, moja dawna przełożona ze szkoły , osiadła właśnie tutaj, ledwie o kilka godzin drogi od Spindle Cove. Nie mogłam się oprzeć chęci odwiedzenia pani. Z wdzięcznością wspominam lata spędzone w Margate. Panna Paringham uniosła brwi. – Naprawdę? – Och, tak. – Kate usiłowała sobie przy pomnieć jakieś przy kłady . – Brak mi zwłaszcza… tej poży wnej zupy . A także naszy ch regularny ch nabożeństw modlitewny ch. Dziś trudno mi znaleźć całe dwie godziny na czy tanie kazań. Kate dobrze wiedziała, że miała znacznie szczęśliwsze ży cie niż większość sierot. Atmosfera szkoły dla dziewcząt w Margate by ła może surowa, ale nie bito jej tam, nie głodzono i nie chodziła w łachmanach. Zawarła w niej kilka przy jaźni i otrzy mała poży teczną edukację. A co najważniejsze, nauczono ją muzy ki i zachęcano do grania. Doprawdy , nie mogła się skarży ć. W Margate zadbano o wszy stkie jej potrzeby , prócz jednej. Miłości. Przez wszy stkie spędzone tam lata nie zaznała nigdy prawdziwej miłości, ty lko jej wątłą namiastkę. Inna dziewczy na może by od tego zgorzkniała. Kate najwy raźniej nie miała jednak skłonności do cierpiętnictwa. Mimo że niewiele zapamiętała z czasów, zanim znalazła się w Margate, zachowała coś w sercu. Odległe wspomnienia szczęśliwego ży cia dawały o sobie znać

wraz z każdy m jego uderzeniem. By ła kiedy ś kochana. Wiedziała o ty m, i choć nie mogła powiązać tej wiedzy z żadny m imieniem ani twarzą, nie by ła ona mniej realna. Niegdy ś, dawno temu, należała gdzieś do kogoś. Siedząca naprzeciw niej kobieta mogła by ć ostatnią nadzieją, żeby się czegoś o ty m dowiedzieć. – Czy pamięta pani, kiedy znalazłam się w Margate, panno Paringham? Musiałam by ć wtedy bardzo mała. Stara kobieta zasznurowała usta. – Miałaś najwy żej pięć lat. Nie mogły śmy jednak mieć pewności. – Oczy wiście, że nie. Nikt nie wiedział, kiedy przy szła na świat, nawet i ona. Jako przełożona szkoły panna Paringham postanowiła, że wszy stkie wy chowy wane tam sieroty będą obchodzić urodziny w dzień narodzin Pana, 25 grudnia. Zapewne po to, żeby pocieszały się, iż mają rodzinę w niebiosach, gdy wszy stkie inne dziewczęta wy jeżdżały wówczas do własny ch krewny ch z krwi i kości. Kate zawsze jednak podejrzewała, że za ty m wy borem kry ł się znacznie prakty czniejszy moty w. Skoro ich urodziny przy padały w święta Bożego Narodzenia, to nie musiano ich obchodzić kiedy indziej, nie by ło też uzasadnienia dla jakichś dodatkowy ch prezentów. Wy chowy wane przez szkołę sieroty otrzy my wały corocznie takie same dary : pomarańczę, wstążkę i starannie złożoną sztuczkę wzorzy stego muślinu. Panna Paringham nie by ła zwolenniczką słody czy . Najwy raźniej nie by ła nią również i teraz. Kate nadgry zła koniuszek suchego biszkopta bez żadnego smaku, który m ją poczęstowano, a potem odłoży ła go ostrożnie na talerz. Zegar na kominku zdawał się ty kać coraz szy bciej. Już ty lko dwadzieścia minut dzieliło ją od ostatniego dy liżansu do Spindle Cove. Jeśli nie zdąży na niego, może błąkać się po ulicach Hastings przez całą noc. Zebrała się na odwagę. Dość już miała wahań. – Kim oni by li? – spy tała. – Wie pani coś o nich? – Kogo masz na my śli? – Moich rodziców. Panna Paringham pry chnęła. – By łaś wy chowanką szkoły . Nie miałaś rodziców. – Zdaję sobie z tego sprawę. – Kate uśmiechnęła się, usiłując udawać beztroskę. – Ale przecież nie znaleziono mnie w kapuście ani nie wy lęgłam się z jajka, prawda? Miałam kiedy ś matkę i ojca. By ć może przez całe pięć lat. Usiłowałam sobie coś przy pomnieć, ale wszy stkie moje wspomnienia są niejasne i pogmatwane. Pamiętam, że czułam się bezpieczna. A także coś niebieskiego. Może pokój o niebieskich ścianach, ale nie mam pewności. – Potarła grzbiet nosa i zmarszczy ła brwi, wpatrując się w brzeg włóczkowego dy wanika. – Może tak strasznie pragnę sobie to przy pomnieć, że fantazjuję. – Panno Tay lor… – Pamiętam głównie dźwięki. – Przy mknęła oczy , zagłębiając się we wspomnienia. – Dźwięki,

ale bez obrazów. Ktoś mówi do mnie: „Bądź dzielna, moja Katie”. Może matka? Może ojciec? Słowa wry ły mi się w pamięć, ale nie potrafię ich powiązać z żadną twarzą, choćby m się nie wiem jak starała
Dupczenie na leśnej ścieżce
Mamuśka wymasowała chuja cyckami
Nawet nie marzyła o takim dymaniu

Report Page