Rucha lalunię i bawi się jej sztucznym biustem

Rucha lalunię i bawi się jej sztucznym biustem




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Rucha lalunię i bawi się jej sztucznym biustem


2. Ta noc 02 Obietnica

Home
2. Ta noc 02 Obietnica



Rozdział 1 Nikt w pracy nie pyta, co u mnie słychać. Pewnie dlatego, że to oczywiste, że czuję się doskonale. A może są po prostu zaskoczeni moim rado...

Rozdział 1 Nikt w pracy nie pyta, co u mnie słychać. Pewnie dlatego, że to oczywiste, że czuję się doskonale. A może są po prostu zaskoczeni moim radosnym nastrojem? Przesadzam? A co tam, nic mnie to nie obchodzi. Gregory poprawił mi humor. Powinnam była się z nim wcześniej spotkać. – Obsługa! – krzyczy Paul, przypominając mi, żebym podeszła. – Coś ty taka zadowolona? – śmieje się, kładąc mi na tacy kanapkę z tuńczykiem. Sylvie odstawia puste naczynia i podchodzi do nas. – Nie pytaj, Paul. Po prostu się z tym pogódź. – Jest piątek. – Wzruszam ramionami i odwracam się, żeby z uśmiechem na twarzy wyjść z kuchni. Kiedy podchodzę do stolika, wita mnie promienny uśmiech Luke’a, czyli pana Zagapionego. Mam dobry humor, więc jestem dla niego uprzejma i nawet się do niego uśmiecham. – Kanapka z tuńczykiem? – Dla mnie – odzywa się słabym głosem, kiedy kładę jego zamówienie na stoliku. – Wyglądasz dziś wyjątkowo pięknie. Wznoszę oczy, ale nadal się uśmiecham. – Dziękuję. Podać coś do picia? – Nie, dziękuję. – Opiera się o krzesło i spogląda na mnie przyjacielsko brązowymi oczami. – Nadal liczę na spotkanie z tobą. – Ach tak? – Czuję, że zaczynam się rumienić, i żeby to ukryć, biorę się za sprzątanie sąsiedniego stolika. – Mogę cię zaprosić na randkę? Gorączkowo wycieram blat. Moje ręce pracują tak szybko jak umysł. – Tak. – Dopiero gdy słyszę, co powiedziałam, uświadamiam sobie znaczenie swojej odpowiedzi. – Naprawdę?! – Jest tak samo zdziwiony, jak ja. Stolik jest idealnie czysty, lecz to mnie nie powstrzymuje przed dalszym polerowaniem drewna. Naprawdę zgodziłam się na randkę?! – Pewnie – mówię, coraz bardziej zaskakując siebie.

– Doskonale! Usiłuję opanować płonące policzki, zanim spojrzę na twarz Luke’a. Uśmiecha się i skrobie na chusteczce swój numer telefonu. To przywołuje niechciane wspomnienie, które szybko przeganiam. Mogę iść na randkę z Lukiem. Właściwie potrzebuję randki z Lukiem. – Kiedy chcesz się spotkać? – Dziś wieczór? – Spogląda na mnie z nadzieją, podając chusteczkę. Biorę ją, usiłując nie myśleć o wątpliwościach. Nie mogę się zachowywać, jakbym je miała, mimo że po spotkaniach z Millerem Hartem jestem ich pełna. Muszę zacząć żyć, zapomnieć o nim, o matce i zacząć żyć… rozsądnie. – Dzisiaj – potwierdzam. – Gdzie i kiedy? – Ósma przed Selfridges? To mały bar przy bocznej uliczce. Spodoba ci się. – Super. Nie mogę się doczekać. – Zabieram tacę i zostawiam Luke’a przy stole; z uśmiechem bierze kęs swojej kanapki z tuńczykiem. – Hej, nie wystawisz mnie, prawda?! – woła z jedzeniem w ustach. To głupie zachowanie przypomina mi o manierach i… – Przyjdę – uspokajam go z uśmiechem. Fakt, że mówi do mnie z jedzeniem w ustach tylko mobilizuje mnie do spotkania. Może i nie jest w tej samej lidze co Miller Hart, ale ma urok osobisty, a jego beztroska i bezpośredniość każą mi przyjąć jego propozycję. Kiedy przechodzę przez obrotowe drzwi, różowe usta Sylvie układają się w uśmiech. – Jestem z ciebie dumna! – wyśpiewuje mi wprost w twarz. – Och, daj spokój! – Mówię serio. Jest słodki i normalny. – Pomaga mi zdjąć naczynia z tacy i zaraża uśmiechem. – Potraktuj to jak nowy początek. Marszczę czoło. Zastanawiam się, co powinnam odpowiedzieć. Nie znam Sylvie długo, chociaż mam wrażenie, że od naszego pierwszego spotkania minęły lata. – Sylvie, to tylko randka. – Wiem, ale wiem też, że Olivia Taylor nie randkuje. Właśnie tego potrzebujesz. – Potrzebuję, żebyś przestała robić z tego wielką sprawę –

odpowiadam ze śmiechem. Mówiąc to, mam na myśli, że muszę dojść do siebie po rozstaniu z kimś, choć powoli zaczyna mi się wydawać, że tak naprawdę doszłam już do siebie – po rozstaniu z kimś, kto nie ma imienia. Kto nawet nie istnieje. O kim już od dawna nie pamiętam. – Dobra, dobra. – Sylvie unosi ręce. Wciąż się szczerzy i jest podekscytowana. – W co się ubierzesz? Blednę, zastanawiając się nad odpowiedzią. – O Boże, w co mam się ubrać?! – Moja garderoba jest pełna różnokolorowych converse’ów i dżinsów. Mam też wiele zwiewnych i dziewczęcych sukienek, o których nie można powiedzieć, że są obcisłe i seksowne. – Nie panikuj. – Chwyta mnie za ramię i poważnie spogląda. – Po pracy pójdziemy na zakupy. Co prawda mamy tylko godzinę, ale chyba coś wymyślimy. Patrzę na Sylvie ubraną w superobcisłe czarne dżinsy i pantofle z ćwiekami i zastanawiam się, czy na pewno powinnam iść z nią na zakupy. Ale po chwili mnie olśniewa. – Nie przejmuj się! – Uwalniam się z uścisku Sylvie i wyjmuję telefon z torby. – Gregory dziś nie pracuje. Pójdzie ze mną. – Nie przeszło mi nawet przez myśl, że mogłam urazić Sylvie, dopóki nie słyszę jej wściekłego oddechu. – No wiesz, dzięki! – Opiera się o blat. – Poszłabym z tobą nawet do Topshopu, Livy, choć to byłoby dla mnie istne piekło. – Unosi brew. – Gregory? Facet? – Tak, mój najlepszy przyjaciel. Ma doskonały gust. Sylvie patrzy na mnie podejrzliwie. – Jest gejem, prawda? – Tylko w osiemdziesięciu procentach. – Wybiegam przez drzwi kuchenne w boczną uliczkę i wybieram numer Gregory’ego. – Skarbie! – Mam dzisiaj randkę! – wyrzucam z siebie bez namysłu. – Nie mam w co się ubrać. Musisz mi pomóc! – Z nim? – syczy Gregory. – Jedyne co mogę zrobić to cię powstrzymać. Nie spotkasz się z tym dupkiem! – Nie, nie, nie! Chodzi o pana Zagapionego! – O kogo? – Luke’a. Tego kolesia, który od kilku tygodni chce się ze mną

umówić. Pomyślałam: czemu nie. – Wzruszam ramionami i niemal czuję podekscytowanie po drugiej stronie, choć Gregory nie odezwał się jeszcze słowem. Gdy wreszcie odzyskuje głos, okazuje się, że miałam rację. – O mój Boże! – piszczy. – O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże! O której kończysz pracę? – O piątej, a o ósmej spotykam się z Lukiem. – W trzy godziny kupić ubranie i cię wyszykować? – Wstrzymuje oddech. – Jasna cholera, niezłe wyzwanie, ale damy radę. Spotkamy się o piątej pod twoją pracą. – Dobrze. – Rozłączam się i natychmiast wracam do kuchni, zanim Del zauważy moją nieobecność. Nie mam dużo czasu, ale wierzę w Gregory’ego. Ma znakomity gust. Jak tylko Del kończy pracę w kafejce, chwytam swoją torbę i dżinsową kurtkę. Całuję Sylvie w policzek i macham w kierunku Paula, zostawiając ich roześmianych w kuchni. – Powodzenia! – woła Sylvie. – Dzięki! – Wybiegam na świeże powietrze i widzę, że Gregory czeka na mnie po drugiej stronie ulicy. Gorączkowo macha w moim kierunku, pokazując mi, żebym się pośpieszyła. – Mamy trzy godziny, żeby cię ubrać, wyszykować i dostarczyć na miejsce. To moja misja, którą mam zamiar zakończyć sukcesem – uśmiecha się i obejmuje mnie ramieniem, prowadząc szybko w kierunku Oxford Street. – Wyglądasz na zadowoloną. – Bo jestem – przyznaję. Sama się dziwię, że czekam z niecierpliwością na spotkanie. – Fajna fryzura. – Dzięki. – Przesuwa ręką po głowie i uśmiecha się, wywołując uśmiech na mojej twarzy. – To smutne, że tak naprawdę nigdy nie byłam na randce. – Tak, prawdziwa tragedia. Trącam go łokciem. – Za to ty wyrobiłeś normę za nas dwoje. – Tak, to też tragedia. Ale może wkrótce się ustatkuję. – Myślałam, że już to nastąpiło? – pytam, mając nadzieję, że wszystko u niego w porządku. Jest nieprzyzwoicie przystojny i nie powinien mieć problemów ze związkami, ale jest zbyt miły i nie raz

płacił za to. Kiedy jest sam, lubi się zabawić, ale gdy jest z kimś, angażuje się w stu procentach. – Trzeba być otwartym na propozycje, Livy. – Brzmi pewien siebie, ale w jego spojrzeniu widzę ból. Kiedy wracam do domu, padam ze zmęczenia. Wydałam prawie wszystkie pieniądze, które zarobiłam, pracując u Dela. Kupiłam trzy ciuchy, kuse i nie w moim stylu, oraz dwie pary butów, którym daleko do converse’ów. Strata pieniędzy. Pewnie włożę jedne z nich dzisiaj, a co do sukienek… no cóż, sama nie wiem, co właściwie myślałam. Stoję w ręczniku przed swoją garderobą i przebiegam wzrokiem po każdym z dzisiejszych nabytków. – Koniecznie włóż tę czarną. – Gregory z westchnieniem przesuwa ręką po krótkiej, obcisłej sukience. – Ją i te czarne szpilki z czubkiem w szpic. Sukienka i buty mnie onieśmielają. Od bardzo dawna nie miałam na sobie obcasów. – Boję się – cicho szepczę. – Nie gadaj głupot! – prycha i spogląda w kierunku łóżka, podnosząc z niego seksowną bieliznę, do której kupienia mnie zmusił. Zmarnowaliśmy co najmniej dwadzieścia minut w La Senzie, nie mogąc dojść do porozumienia, który koronkowy zestaw wybrać. Jednak muszę przyznać, że ma rację. Do takiej sukienki nie mogę włożyć bawełnianej bielizny. – Wiesz, może i w osiemdziesięciu procentach jestem gejem, ale kobiety w seksownej bieliźnie mają w sobie to coś. – Rzuca koronki we mnie. – Włóż ją. Nie odzywam się ze strachu przed komentarzem, który może nastąpić, i wciskam się w majtki, upewniając się, że ręcznik jest na swoim miejscu. Ze stanikiem sprawa nie jest tak łatwa; odwracam się od Gregory’ego, który nie jest ani trochę skrępowany tym, że może zobaczyć moje intymne miejsca. Wybucha śmiechem, kiedy obserwuje, jak walczę ze stanikiem. Mruczę do siebie, nie podzielając rozbawienia przyjaciela, i próbuję wcisnąć niezbyt obfity biust do miseczek. Spoglądam na dół i z zaskoczeniem widzę niewielki rowek między piersiami. – Nie mówiłem – oświadcza Gregory, chwytając i zrywając ze mnie ręcznik. – Push-upy to najlepszy wynalazek na świecie. – Gregory! – Krzyżuję ręce na piersiach. Czuję się onieśmielona i

obnażona, kiedy podchodzi do mnie. Ma nieco wybałuszone oczy, kiedy przesuwa wzrokiem po moim ciele. – Jasna cholera, Livy! – Przestań! – Bezskutecznie próbuję odzyskać ręcznik, ale nie oddaje mi go. – Dawaj! – Niezła z ciebie laska. – Ma otwarte usta i rozszerzone oczy. – Podobno jesteś gejem! – Nie przeszkadza mi to doceniać piękna kobiecego ciała, a ty, skarbie, jesteś niezła. – Rzuca ręcznik na łóżko. – Jeśli nie jesteś w stanie pokazać mi się w bieliźnie, to przed innymi też nie będziesz. – To tylko randka, nic więcej. – Odwracam się, żeby nie widzieć zachwytu na twarzy Gregory’ego, i biorę suszarkę do włosów. – Przestaniesz się wreszcie na mnie gapić? – Przepraszam. – Zdaje się, że wrócił do rzeczywistości, po czym wyciąga coś do stylizacji włosów, chyba prostownice. – Co masz zamiar pić? Pytanie mnie zaskakuje. Nie pomyślałam o tym. Moją głowę dotychczas zaprzątał fakt, że zgodziłam się na randkę, przygotowanie się do niej i przygotowanie siebie na nią. Nie zdążyłam się zastanowić, co będę piła i o czym będę rozmawiała. – Wodę! – krzyczę, susząc włosy. Na jego twarzy pojawia się grymas niezadowolenia. – Nie możesz iść na randkę i pić wodę! Odwracam się do niego zdenerwowana, ale nie robi to na nim żadnego wrażenia. – Nie potrzebuję alkoholu. Jego ramiona zauważalnie opadają, a pośladki osuwają się na łóżko. – Livy, zamów kieliszek wina. – Słuchaj, wystarczy, że idę na randkę z facetem, więc nie naciskaj na picie. – Pochylam głowę, pozwalając opaść blond włosom. – Krok po kroku – dodaję, myśląc, że muszę zachować zdrowy rozsądek, a alkohol na pewno mi w tym nie pomoże. Chociaż nie potrzebowałam alkoholu, żeby stracić głowę w obecności Millera Ha… Podnoszę głowę i odrzucam ją do tyłu w nadziei, że przy okazji

wyrzucę tę myśl z umysłu. Zadziałało, ale nie ma to nic wspólnego z gwałtownym ruchem głowy, lecz z gapiącym się na mnie Gregorym. – Przepraszam! – mówi natychmiast, zajmując się rozpakowaniem moich butów. Odkładam suszarkę i podejrzliwie przyglądam się parującym prostownicom, które leżą na macie grzewczej na dywanie. Wyglądają groźnie. – Chyba nie będę nic robiła z włosami. – O, nie – mówi, wydymając usta. – Zawsze chciałem zobaczyć cię w prostych i gładkich włosach. – Nie pozna mnie – narzekam. – Wciskasz mnie w tę sukienkę i obcasy, a teraz chcesz jeszcze wyprostować mi włosy. – Zaczynam wklepywać E45 w twarz. – Zaprosił na randkę mnie, a nie lalunię, którą chcesz ze mnie zrobić. – Nie będziesz lalunią – protestuje. Będziesz sobą… jedynie w ulepszonej wersji. Uważam, że powinnaś zdać się we wszystkim na mnie. Wstaje i zdejmuje sukienkę z wieszaka. – Skąd wiesz, czego faceci chcą od kobiet? – Spotykałem się z kobietami. – Ponad dwa lata temu – zauważam, przypominając sobie, że zawsze działo się to po rozstaniu z facetem. Nonszalancko wzrusza ramionami i unosi sukienkę. – Dziś chyba nie mówimy o mnie? – pyta. – Zamknij się i wciśnij swoje ciałko w tę cudowną sukienkę. – Bezczelnie porusza brwiami w moim kierunku, na co niechętnie zwlekam się i pozwalam mu przeciągnąć sukienkę przez moją głowę. – No i gotowe. – Odsuwa się i mierzy mnie wzrokiem, kiedy wkładam nieziemsko wysokie buty. Patrzę na dół, widząc, że czarna sukienka przylega do krągłości, których nie mam, a stopy mam ustawione pod dziwnie wysokim kątem. Czuję się niepewnie. – Sama nie wiem. – Czuję się jak przebieraniec. Kiedy Gregory nie odpowiada na moje wątpliwości, unoszę wzrok i widzę jego zaskoczoną twarz. – Wyglądam aż tak głupio? Wygląda, jakby go zatkało. – Yyy… nie… ja… – Zaczyna się śmiać. – Cholera, czuję, że mi stanął. Natychmiast robię się czerwona.

– Gregory! – krzyczę z oburzeniem. – Przepraszam! – Zaczyna poprawiać okolice krocza, a ja od razu się odwracam, żeby na to nie patrzeć. W rezultacie zaczynam się chwiać na tych głupich obcasach. Słyszę, jak Gregory wstrzymuje oddech. – Livy! – Cholera! – Kostka mi się wykręca, gubię but i zaczynam skakać jak obłąkany kangur. – Cholera, to boli! – O Boże! – Gregory najwyraźniej traci głowę. Cholerny drań.– Wszystko w porządku? – Nie! – wrzeszczę, zrzucając drugi but. – Nie mam zamiaru ich wkładać! – Och, nie bądź taka. Będę się kontrolował. – Jesteś pieprzonym gejem! – krzyczę, podnosząc but i machając nim nad głową. – Nie dam rady w tym chodzić. – Nawet nie próbowałaś! – Włóż je i wtedy pogadamy, jak łatwo w nich chodzić. – Ciskam w niego butem, ale go chwyta ze śmiechem. – Livy, wtedy byłbym drag queen. – W takim razie bądź nią! Gregory opada na łóżko w ataku śmiechu. – Przez ciebie się rozpłakałem! – Świnia – odpowiadam, starając się ściągnąć z siebie sukienkę. – Gdzie moje converse’y? – Nie powiem. – Podnosi się i natychmiast zauważa, że pozbyłam się sukienki i butów. – O nie, wyglądałaś cudownie. Przebiega wzrokiem po moim półnagim ciele. – Zgadza się, ale nie mogłam chodzić – marudzę, wchodząc do garderoby. Irytacja, którą odczuwam, jest wystarczającym powodem, żeby pozostać przy swoim typowym, nudnym życiu. Ostatnio muszę stawiać czoło nowym sytuacjom, które powodują głównie złość, zdenerwowanie lub poczucie bezużyteczności. Dlaczego do diabła to sobie robię? Zdecydowanym ruchem ściągam z wieszaka kremową, warstwową sukienkę i wrzucam ją na siebie. Szybko uświadamiam sobie, że mam na sobie czarną bieliznę, która prześwituje przez tę cholerną sukienką, więc znów muszę zdjąć bieliznę. Mówię

Gregory’emu, żeby przycisnął twarz do poduszki, dzięki czemu przebiorę się szybko i w komfortowych warunkach. Kiedy wkładam białą, bawełnianą bieliznę, kremową sukienkę, dżinsową kurtkę i granatowe conversy, od razu czuję się znacznie lepiej. – Gotowe – oświadczam, nakładając odrobinę różu na policzki i malując usta różowym błyszczykiem. – No i zakupy na nic – mruczy Gregory. Wstaje z łóżka i podchodzi do mnie – Wyglądałaś cudownie. – A teraz jest źle? – Nie, zawsze wyglądasz dobrze, ale w małej czarnej wyglądałaś bardziej spektakularnie. Dodałaby ci siły i pewności. – Jestem zadowolona z tego, jak wyglądam – odpowiadam, zastanawiając się, czy ma rację. Nie wiem. Ostatnio nie jestem sobą. W mojej głowie pojawiają się myśli, które nigdy wcześniej w niej nie zagościły, a moje ciało robi rzeczy, o których nigdy nie myślałam. – Po prostu chcę, żebyś bardziej siebie wyrażała tak, jak robiłaś to wcześniej – uśmiecha się, poprawiając moje włosy. – Chcesz mnie wkurzyć? – pytam, ponieważ tak właśnie się czuję. Markotna. Rozdrażniona. Spięta. – Nie, po prostu chcę, żebyś pokazała trochę pazura. Wiem, że go masz. – Pazur jest niebezpieczny. – Spławiam go i przekładam swoje rzeczy do bardziej odpowiedniej torebki przewieszanej przez ramię. – Chodźmy, zanim zmienię zdanie – mruczę, ignorując jego pomruki niezadowolenia, i wychodzę z pokoju. Kiedy bez problemu schodzę po schodach, dziękuję Bogu za stabilne, płaskie converse’y, lecz gdy zauważam nerwowo chodzącą w tę i z powrotem babcię, uśmiech znika z mojej twarzy. George usuwa się jej z drogi, ale ostatecznie i tak przyciska się do ściany korytarza, żeby zapobiec zderzeniu. – Oto i ona! – mówi George, wyraźnie zadowolony, że nie musi już robić uników. – Czyż nie wygląda cudownie? Zatrzymuję się na ostatnim stopniu i obserwuję, jak babcia przygląda się mojemu strojowi i po chwili przenosi wzrok ponad moje ramiona, wprost na Gregory’ego. – Mówiłeś o obcasach. – Jej głos jest pełen niedowierzania. – Mówiłeś o cudownej czarnej sukience i pasujących do niej szpilkach.

– Próbowałem – odpowiada cicho. Natychmiast odwracam się i wbijam w niego oskarżycielskie spojrzenie. Patrzy się na mnie równie intensywnie. – No co, spróbuj przerwać przesłuchanie babci. Wzdycham z frustracji i schodzę z ostatniego stopnia, mijając babcię. Mam ochotę jak najszybciej wyjść z domu. – Cześć. – Baw się dobrze! – woła babcia. – Naprawdę jest lepszy od tego Millera? – Słyszę, jak cicho pyta. – Znacznie lepszy! – zapewnia ją Gregory. Komentarz sprawia, że przyśpieszam kroku. Skąd do diabła wie? Przecież nie zna żadnego z nich. – A nie mówiłem? – George zaczyna się śmiać. – A teraz, gdzie jest moja tarta z ananasem? Idę zdecydowanym krokiem, wdzięczna za płaskie buty i nie mogąc się doczekać randki, ponieważ dzięki niej wychodzę z domu i będę z dala od babci. Wiem, że nie jest to miłe, ale Panie, daj mi siły! Spokojne życie było stosunkowo łatwe, poza sporadycznym narzekaniem babci na temat mojej samotności. Teraz jestem zasypywana pytaniami. Boże, jakie to męczące. – Livy! – Gregory dobiega do mnie, kiedy jestem już na końcu ulicy. – Wyglądasz olśniewająco. – Nie musisz poprawiać mi humoru. Czuję się dobrze, i to nie twoja zasługa. – Jesteś dziś zrzędliwa. – Nie twoja zasługa – piszczę cienko, kiedy podnosi mnie do góry. – Daj mi spokój! – Kobieta z pazurem – mówi jakby nigdy nic. – Musisz być ostra, żeby mieć w sobie to coś. – Puszczaj mnie. Stawia mnie na chodniku. – Idę w innym kierunku, więc kocham cię i do zobaczenia. – Pochyla się i cmoka mój policzek. – Bądź grzeczna. – Do mnie mówisz takie rzeczy? – Uderzam go lekko w ramię, żeby wrócić do naszej typowej relacji. – Normalnie bym tego nie mówił, ale moja najlepsza przyjaciółka ostatnio odkryła w sobie niegrzeczną stronę charakteru. – Trąca mnie w ramię. Ma rację, ale znów ją zgubiłam, więc nie musi się o nic

martwić… ja też nie muszę. – To przyjacielska randka, to wszystko. – Skromny pocałunek nie zaszkodzi, ale żadnych figli, dopóki go nie poznam. Muszę sprawdzić, co to za jeden. – Chwyta moje ramiona i mnie obraca. – A teraz w drogę. – Zadzwonię do ciebie – mówię, odchodząc. – Tylko jeśli nie będziesz zbyt zajęta – odpowiada, na co wznoszę oczy, czego nie widzi. O siódmej pięćdziesiąt docieram do Selfridges. Nawet o tej godzinie Oxford Street tętni życiem, więc staję przy wejściu do sklepu i obserwuję przechodniów. Staram się ze wszystkich sił wyglądać zwyczajnie i spokojnie. Lecz wiem, że moje próby są bezskuteczne. Po pięciu minutach czekania postanawiam, że z telefonem w ręku będę wyglądała na bardziej wyluzowaną, więc przetrząsam torebkę i zaczynam pisać SMS do Gregory’ego, żeby zabić czas. „Jak długo powinnam czekać?” Klikam: wyślij. Telefon niemal natychmiast zaczyna dzwonić, a na ekranie wyświetla się imię Gregory’ego. – Cześć – odpowiadam, wdzięczna, że zadzwonił, bo prawdziwa rozmowa to doskonały sposób, żeby wyglądać na zrelaksowaną. – Jeszcze nie przyszedł? – Nie, ale jeszcze nie ma ósmej. – Nieważne! – wykrzykuje. – Cholera, to ty powinnaś się spóźnić. To pierwsza zasada randkowania. – Jaka zasada? – pytam, zmieniając pozycję. Zamiast plecami, opieram się ramieniem. – Ko
Gotowa spełnić twoje marzenia
Wielki kutas dla seksownej Brianna Love
Impreza ze stopami blondynki

Report Page