Obmacywana lodziara

Obmacywana lodziara




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Obmacywana lodziara
Blog Nostalgia jest poświęcony latom 80. i 90.: wydarzeniom politycznym, życiu codziennemu, popkulturze, teledyskom, filmom, grom komputerowym etc., czyli klimatowi tych dekad. Nie uciekam przed nawiązaniami do współczesności. Komentarze są mile widziane, szczególnie zachęcam do dzielenia się własnymi nostalgicznymi wspomnieniami.
Ten wpis nie jest ściśle związany z tematyką bloga. Jego treść początkowo miała być niewielką częścią innego wpisu: Szkoła dawniej i dziś (3) – przemoc . Z czasem jednak ilość materiałów dotyczących tej sprawy okazała się bardzo duża i zaczęło mi się to układać w interesującą całość – przyczynek do stosunków społecznych w dzisiejszych czasach. W końcu zdecydowałem się na wyodrębnienie tego tekstu w formie oddzielnego wpisu wychodzącego poza tematykę bloga, za co z góry przepraszam. Przedstawiona historia jest bardzo poruszająca i miała ogromny oddźwięk w całej Polsce. Gimnazjum nr 2 w Gdańsku, klasa II f (14 lat), data zdarzenia – 20.10.06 (pt). Licząca 25 osób klasa II f na jednej z lekcji została pozostawiona bez opieki. Jedna z uczennic, Ania została bardzo mocno upokorzona przez 5 uczniów, doznała przemocy i molestowania seksualnego na granicy gwałtu na oczach reszty klasy, przynajmniej część klasy dobrze się przy tym bawiła, w każdym razie nikt nie zawołał na pomoc nauczycieli, sprawcy filmowali swój wyczyn. Finał zdarzenia jest dla dziewczynki tragiczny. Duży zasób materiałów dotyczących tego zdarzenia został tu zebrany i przedstawiony w ujęciu chronologiczno-problemowym. Tło zdarzeń w gdańskim gimnazjum Napastnicy to Łukasz P., Arkadiusz P., Mateusz W., Michał Sz. i Dawid M. Podobnie jak ich ofiara i wielu uczniów tego gimnazjum są oni dziećmi zamożnych rolników z Kiełpina Górnego, razem dojeżdżali do szkoły gimbusem. Kiełpino Górne jest osiedlem domków jednorodzinnych leżącym na granicy miasta, a do niedawna była to kaszubska wieś. Kiełpino zostało przyłączone do Gdańska w 1973, ale zachowało wiejski charakter. Do osiedla przylegają pola, na których nadal można zobaczyć łany zboża lub pasące się krowy. Centrum Kiełpina skupia ok. 200 prostych PRL-owskich domków, ale naokoło wyrastają nowe domki przeróżnych typów. Chłopi podzielili ziemię na działki budowlane i teraz dobrze żyją z ich sprzedaży. Chłopcy, którzy upokorzyli Anię, znali się z nią dobrze z poprzednich klas, czterech od początku podstawówki w Kiełpinie (SP nr 84), tylko Michał dopiero co przeszedł do tego gimnazjum – od II klasy. Łukasz, Mateusz i Dawid mieszkali blisko Ani, a Mateusz to jej kuzyn. Do tragicznego w skutkach zdarzenia nie doszło tak niespodziewanie, jak to sugerowali nauczyciele i dyrekcja gimnazjum. Ustalono, że już wcześniej były problemy z zachowaniem tych chłopców. Nauczyciele przymykali oko na napastowanie dziewczyn na przerwach: wpychanie rąk do krocza, obmacywanie biustów. Część z nich miała za sobą chuligańskie wybryki. Przed wakacjami, w dniu zakończenia roku szkolnego razem z rok młodszymi świeżymi absolwentami swojej byłej podstawówki popili wina, a potem zdewastowali samochody nauczycieli zaparkowane pod podstawówką w Kiełpinie. Po osiedlu rozniosło się, kto to zrobił, ale nikt nie zawiadomił policji. Gdy poszkodowana nauczycielka z podstawówki zgłosiła się do rodziców jednego z chłopców, ojciec odesłał ją do swojego adwokata – typowe zachowanie nowobogackich. Jeden z sąsiadów mówi o napastnikach Ani: „wieczorami włóczyli się po wsi i zastraszali rówieśników” . Ania należała do 4-osobowej rodziny, miała starszego brata. Z dostępnych opisów wynika, że była blondynką, uważana za ładną i zgrabną, usposobienie pogodne, zdecydowanie bezkonfliktowa (wiele opinii), wewnętrznie poukładana. Była też wstydliwa, dlatego rodzice ze względu na pamięć o niej nie zgadzają się na publikowanie zdjęć. Wyniki w nauce miała niezłe, a na pewno uczyła się pilnie, przez co miała zresztą pewne kłopoty od początku I klasy w gimnazjum, bo koledzy się z niej naśmiewali. Zorientowani mówią, że w Gimnazjum nr 2 nie tolerują „kujonów”, ale podobno z tym sobie jakoś radziła – do czasu tego zdarzenia. Była harcerką. Opinia nauczycielki z podstawówki o Ani: „Dzieci bywają teraz potwornie rozwydrzone. A ona była podobna do tych uczniów, których pamiętam sprzed dwudziestu, trzydziestu lat. Grzeczna, pilna, obowiązkowa. Uczynna, skromna. Gdy coś trzeba było w szkole zrobić, od razu zgłaszała się do pomocy. Zbyt delikatna, by rozpychać się łokciami, radzić sobie z tym dzisiejszym chamstwem.” Pech Ani polegał na tym, że wpadła w oko Łukaszowi, prowodyrowi grupy chuliganów z Kiełpina. Dziewczyny z Kiełpina mówią, jak wyglądają zaloty chłopaków tego pokroju: „Oni nie wiedzą, co to miłość. Dla nich laska to świnia. Tak o dziewczynach mówią: poznałem zajebistą świnię. Dla nich miłość to taka, jak sobie na filmach z sieci ściągają.” Odrzucony przez Anię chłopak zaczął się na niej odgrywać z pomocą swoich kolegów – od początku roku szkolnego systematycznie ją szykanowali i obrażali (motyw jest potwierdzony i przez uczniów, i przez mieszkańców Kiełpina). Do stosowania szykan poprzedzających zdarzenie przyznali się otwarcie: szarpali i bili Anię, klepali po pośladkach, łapali za biust, wyzywali m.in. szmata , dziwka , lodziara , lachociąg . Inni uczniowie nazwali te szykany wręcz gnojeniem . Ania była za cicha, żeby się ostro przeciwstawić, nie należała też do takich, co skarżą dorosłym, ale jej koleżanki kilkakrotnie sygnalizowały nauczycielom o problemie, ci jednak przymykali oczy (jak na ironię we wrześniu 2006 Gimnazjum nr 2 przyłączyło się do społecznej kampanii Szkoła bez przemocy , która zachęca szkoły do przeciwdziałania przemocy – może dyrekcji chodziło tylko o jedno więcej logo na stronie internetowej). Gimnazjum nr 2 w Gdańsku (zdjęcia: Google Maps , trojmiasto.pl ). W lewym dolnym rogu dyrektor Mirosław Michalski następnego dnia po otrzymaniu wiadomości o śmierci swojej uczennicy – zatroskany (o los swojej kariery?) (zdjęcie: Dziennik Bałtycki ). Szczegółowy opis pierwszych dni od incydentu na lekcji 20.10 (pt) Na drugiej lekcji jest pierwsza z 2 godzin języka polskiego, początek o 8.50. Nauczycielka, Maria K. po kilku minutach wychodzi na apel dla nauczycieli z okazji Dnia Edukacji Narodowej. Co ciekawe, później podano różne wersje dotyczące powodu wyjścia nauczycielki. Dopiero wizytacja MEN ustaliła, że polonistki nie było ponad 20 minut i w tym czasie uczestniczyła w apelu dla nauczycieli zaplanowanym przez dyrekcję. Co więcej, w tym czasie większość klas była pozostawiona bez opieki. Maria K. zostawia uchylone drzwi, a pozostawionych uczniów ma doglądać nauczycielka prowadząca lekcję w sali obok. Zagląda raz i prosi o ciszę, potem rozgrywa się trwający 20 minut incydent. Napastnicy wyciągają Anię z ławki, Mateusz wpycha jej kolano między nogi, Łukasz przyciąga jej głowę do swojego krocza i przytrzymuje ok. pół minuty wołając „ciągnij lodziaro” , Mateusz w tym samym czasie – jak sam to później określił – „szura” kolanem po jej pośladkach. W tym czasie Ania broni się, wyrywa i szarpie, prosi, by ją zostawili. Gdy udaje jej się wyrwać ucieka po klasie, ale zostaje przewrócona, uciekając wchodzi pod ławkę. Łukasz próbuje ją wyciągnąć za spodnie tak, że zsuwają się one, częściowo odsłaniając pośladki dziewczyny, Michał filmuje telefonem, inny napastnik obiecuje klasie, że nagranie umieszczą w Internecie. Reszta klasy śmieje się. Potem Łukasz zaciąga ją pod tablicę, zostaje przyciśnięta od ściany, jest obmacywana. Koleżanki Ani prawdopodobnie zaczynają rozumieć, że sytuacja wymyka się spod kontroli i próbują słownie powstrzymać napastników, ale nie alarmują nauczyciela, zresztą jeden z napastników stoi przy uchylonych drzwiach na czatach. Chuligani rozkręcają się: Ania na moment wyrywa się, ale łapią ją i rzucają na ławkę, próbuje się wyrwać jeszcze raz, a potem już tylko zaciska powieki. Dwóch napastników ją trzyma, a dwóch ściąga jej spodnie i majtki. Obnażoną dziewczynę obmacują (brzuch, uda, miejsca intymne), wulgarnie wyzywają i aranżują scenę gwałtu (symulowany stosunek). Michał dalej filmuje, inni chłopcy w klasie świetnie się bawią, mają polewkę , Łukasz ponawia obietnicę, że inni koledzy z klasy dostaną film. Później okaże się, że w czasie tej najbardziej drastycznej części całego incydentu każdy nagle zajął się swoimi sprawami i „nie widział”, co się dzieje. Ogólnie w czasie zajścia Ania uciekała, krzyczała i płakała, a jej napastnicy ciągnęli i szarpali ją, wielokrotnie klepali po pośladkach przy czym rechotali i dobrze się bawili; wg większości relacji Łukasz P. najbardziej dręczył Anię. Michał sfilmował część incydentu – nie filmował jednym ciągiem, prawdopodobnie przerywał, by sprawdzić wcześniejsze zapisy. Koszmar Ani trwał aż 20 minut, wreszcie dziewczyna przy śmiechach i drwinach ze strony klasy (np. „pokaż więcej!” ) ubiera się i ucieka, 6 km do domu pokonuje komunikacją miejską. Ok. 9.15 polonistka wraca do klasy, zauważa brak Ani i płaczącą przyjaciółkę Ani, Iwonę, która na pytania odpowiada, że „chłopcy dokuczali Ani”, więc uciekła do domu. Nauczycielka zabiera ją do wychowawczyni, Romany B., gdzie dziewczyna ogólnikowo opisuje incydent, mówi, że koledzy „obmacywali” Anię. Nikt z uczniów nie powiedział nauczycielom, co się naprawdę wydarzyło, a nauczycielom chyba zabrakło dociekliwości, może obmacywanie dziewcząt nie budziło większego zdziwienia. Wychowawczyni dzwoni do domu Ani. Telefon odbiera 19-letni brat, Patryk, ale wychowawczyni zakłada, że rozmawia z ojcem i prosi o to, by porozmawiać z Anią na temat tego, co stało się w szkole: „Niech pan zwróci uwagę na jej zachowanie i zapyta, co właściwie zaszło w szkole.” Tymczasem Ania pozbierała się po drodze i wróciła do domu. Trudno dokładnie ocenić poziom stresu, jaki w tym momencie musiała skompensować jej psychika, trzeba jednak wziąć pod uwagę, że chodzi o wrażliwą 14-letnią dziewczynę. Z psychologii wiadomo, że silne traumatyczne przeżycia mogą być dla psychiki niszczące. Przypuszczam, że Ania mimo wszystko starała się myśleć racjonalnie. W jej głowie oprócz uczucia wstydu i upokorzenia był też prawdopodobnie uzasadniony strach przed możliwymi konsekwencjami szkolnego incydentu dla jej dalszego funkcjonowania w szkolnej społeczności i przed wszystkimi możliwymi kłopotami w rozgadanej małej (praktycznie wiejskiej) społeczności lokalnej. Wiedziała, że była obnażona, sfilmowana, mogła spodziewać się, że nagranie zostanie rozpowszechnione w szkole, na jej osiedlu, może i w Internecie i nie wiadomo jak jeszcze wykorzystane. Być może nie była pewna, jak po obejrzeniu takiego nagrania potraktują ją najbliżsi (chciałbym w to wątpić). Prawdopodobnie już wtedy jej ocena sytuacji wskazywała na to, że znalazła się w sytuacji bez wyjścia i zaczęła kształtować się decyzja. Przekonała brata, by nie mówił mamie o telefonie nauczycielki – „sama z nią porozmawiam” – obiecała, ale już nie porozmawiała. Siedząc w swoim pokoju, wysyła do przyjaciółek SMS-y z wiadomością: „mam już dość” . Jedna z nich, Iwona, odwiedza Anię jeszcze tego samego dnia. Iwona stwierdza, że Ania nadal mocno przeżywa szkolny Incydent. Ania zwierza się przyjaciółce, że po takim upokorzeniu nie wróci do szkoły, woli popełnić samobójstwo, mówi, że „chce się powiesić, bo nie zniesie tego, co ją spotkało” . Iwona uprzedza mamę Ani, że może stać się coś złego, ale nie zdradza, do czego doszło na lekcjach ani szczegółów rozmowy z Anią. Mama Ani próbuje porozmawiać z córką, ale Ania przekonuje: „Mamo, ja to załatwię po swojemu” , „Dam sobie radę.” Mama nie chce naciskać, licząc, że jeśli nie od razu, to później córka opowie o szkolnych problemach. 21.10 (so) Ania jest z rodziną u mieszkającej po sąsiedzku babci, pomagają babci posprzątać dom na przyjęcie imieninowe (adwokaci gimnazjalistów będą potem usiłowali dowieść, że to w trakcie tej wizyty Ania została wyprowadzona z równowagi przez kogoś z rodziny). Kolega z klasy, który w piątek był chory, przyszedł odpisać lekcje, ale jej nie zastał. Ania po powrocie do domu wyszła do sklepu. Istnieją podejrzenia, że w tym czasie Łukasz podjechał do niej na rowerze i zaszantażował umieszczeniem filmu z lekcji w Internecie albo zastraszył, mówiąc, że film już jest w Internecie. W każdym razie przybiegła wzburzona, nie chciała rozmawiać. Zamknęła się w swoim pokoju. Ania powiesiła się na skakance. Po jakimś czasie zaniepokojeni rodzice wyłamali drzwi, próbowali jeszcze reanimacji z pomocą sąsiada, ale bezskutecznie. Rok później mama Ani powie dziennikarzowi lokalnej gazety: „Wiedziałam, że ma kłopot, ale nie naciskałam. Myślałam: Ona mi to później powie, wieczorem albo następnego dnia. Mamo, ja to załatwię po swojemu, powtarzała. To nieprawda, że ona jakiś list zostawiła. Gdyby zostawiła, byłoby nam łatwiej. Wiedzielibyśmy: Dlaczego? Ona tego nie planowała. To był impuls. W sobotę była z nami u mojej mamy. Potem poszła do sklepu, kogoś tam po drodze spotkała, coś tam usłyszała. Przybiegła wzburzona, nie chciała rozmawiać, wybiegła. Zamknęła się w swoim pokoju. Wyrzucam sobie, że nie pobiegłam za nią. Bo potem ją znaleźliśmy. Do dziś słyszę te krzyki. Nasze krzyki. Gdy próbowałam się potem dowiedzieć, co tam się wydarzyło, nikt już nie chciał mówić.” Dopiero, gdy dramat się dokonał, mama Ani zrozumiała, że córka przemilczała coś bardzo ważnego, ale gdy próbuje dowiedzieć się, co się wydarzyło w piątek w gimnazjum, nikt już nie chce mówić... 23.10 (pn) Rano w szkole uczniowie przekazują sobie z ust do ust wiadomość o samobójstwie Ani. Do uczniów-napastników dociera ona jeszcze przed lekcjami, postanawiają na wszelki wypadek skasować filmiki z telefonu Michała, ale nadal szczycą się piątkowym wyczynem i robią sobie jaja . W niektórych klasach uczniowie jeszcze opowiadają sobie jaka beka była w piątek w II f pod nieobecność nauczycielki. Dopiero na kolejnych przerwach wiadomość o tragedii rozchodzi się szerzej. Uczniowie-napastnicy chyba jeszcze nie zakładają, że dorośli dowiedzą się o ich wyczynie i podejrzenie o doprowadzenie dziewczyny do samobójstwa padnie na nich. Inny uczeń stwierdził później: „Tylu ludzi już wiedziało, że musiało się wydać.” Na pierwszej lekcji wuefista rozmawia ze zrozpaczonymi koleżankami Ani i po tej rozmowie przekazuje wiadomość o samobójstwie dziewczyny dyrektorowi. Tymczasem w gimnazjum pojawia się policja, która dowiedziała się od mamy Ani, że w szkole „coś się w piątek stało”. Policjanci przeprowadzają czynności śledcze, ustalają winnych piątkowej napaści i rekwirują telefon Michała. Policyjni technicy będą próbowali odzyskać skasowane zapisy. Prawdopodobnie tego dnia (lub następnego) odbyły się policyjne przesłuchania uczniów-napastników, kilku innych uczennic z II f oraz kilku nauczycieli z gimnazjum. 24.10 (wt) Uczniowie-napastnicy nadal chodzą na lekcje, dyrektor szkoły udaje, że nic się nie wydarzyło. Oficjalnie nikt nie mówi o samobójstwie Ani oraz o jego przyczynach, trwa oczekiwanie na wyniki śledztwa. Wielu uczniów gimnazjum dowie się o zdarzeniu dopiero z mediów. Do szkoły dociera już w tej sprawie lokalny Dziennik Bałtycki . Reporterka rozmawia z dyrektorem gimnazjum Mirosławem Michalskim, następnego dnia ukazały się wypowiedzi dyrektora: „Na pierwszej lekcji nauczyciel wuefu rozmawiał z dziewczynkami z tej klasy. Były zrozpaczone. Cała klasa została objęta opieką psychologiczną i pedagogiczną na trzeciej lekcji.” Pada pytanie na temat okoliczności pozostawienia klasy bez opieki: „Dlaczego w piątek klasa, w której doszło do tragedii, pozostawiona była na lekcji bez nauczyciela? – Klasa nie powinna zostać bez opieki. Nauczycielka języka polskiego miała w tej klasie dwie lekcje. Na pierwszej wyszła na apel. Jej obowiązkiem było poproszenie innego nauczyciela, który prowadził lekcje w sąsiedniej sali, żeby co jakiś czas zajrzał i sprawdził, jak sprawuje się klasa. Nie wiem, czy to zrobiła. Gdy wróciła na drugą lekcję, dowiedziała się o tym, co zaszło. Powiadomiła wychowawczynię, która zadzwoniła do domu dziewczynki, żeby się dowiedzieć, czy uczennica dotarła bezpiecznie do domu. Rozmawiała z kimś z jej rodziny. Tylko tyle wiem.” Nauczyciele mówią, że nie dochodziły do nich żadne sygnały, wskazujące na to, że dziewczynce już wcześniej dokuczano, dyrektor potwierdza: „Nic na to nie wskazywało. Była to wychowawczo trudna klasa, ale wychowawczyni i pedagodzy na bieżąco pracowali z uczniami, żeby wyjaśnić pojawiające się problemy. Połowa klasy znała się jeszcze ze szkoły podstawowej. Ta dziewczynka nie sprawiała problemów. I z drugiej strony – nie mieliśmy sygnałów, żeby potrzebowała jakiejś pomocy. Z tego co wiem, była pogodna.” Dziennik Bałtycki jako część Polskapresse pyta też o kampanię Szkoła bez przemocy , której patronuje, a do której przyłączyło się Gimnazjum nr 2: „Nie wycofamy się z akcji. Jeżeli dzieci z innych klas będą chciały o tym porozmawiać, zorganizujemy spotkanie z psychologiem i pedagogiem. ” Po południu dyrektor telefonicznie przekazuje do kuratorium informację o fakcie samobójstwa uczennicy. Informację przekazuje wizytatorowi swojej szkoły, przy czym przemilcza zdarzenie z piątku, tłumaczy, że „to prywatna sprawa i nie ma związku z sytuacją w szkole” . 25.10 (śr) Dziennik Bałtycki na pierwszej stronie donosi: Szkolne upokorzenie doprowadziło do samobójstwa czternastolatki . Jest to też główna informacja w lokalnym radiu. Rano dyrektor gimnazjum Mirosław Michalski jeszcze raz zwraca się z informacją do kuratorium. Tym razem wysyła faks do wicekurator oświaty Ireny Pancer, w którym informuje że „tragedia uczennicy może mieć związek z tym, co się zdarzyło w klasie w ostatni piątek” . Irena Pancer podkreśliła później, że „dyrektor szkoły za późno poinformował kuratorium o sytuacji w swojej placówce, tym bardziej że w poniedziałek rano czynności śledcze w gimnazjum zaczęła prowadzić już policja” . Rano policja zatrzymuje uczniów-napastników: 3 w szkole, a 2, którzy nie przyszli na lekcje – trochę później w domach. W tym samym czasie, gdy dokonywane są zatrzymania, policja podaje do wiadomości publicznej swoje ustalenia w zwięzłym komunikacie: „Pod nieobecność nauczyciela do 14-letniej dziewczynki podeszło kilku chłopców. Wyciągnęli ją pod tablicę, a kiedy się im wyrwała przewrócili ją na ławkę. Dwóch z nich trzymało dziewczynkę, a dwaj zdjęli spodnie i bieliznę, dotykając miejsc intymnych. Używali przy tym słów wulgarnych. Piąty całe, bardzo brutalne zajście nagrywał za pomocą telefonu komórkowego. Wszystko przez kilkanaście minut obserwowało 20 nastolatków, nikt z nich nie pomógł dziewczynie. Zapłakana 14-latka uciekła z lekcji do domu. Nie rozmawiała o zajściu z rodzicami. Dzień później odebrała sobie życie.” Media podają również podobną relację Jarosława Sykutery z biura prasowego KWP w Gdańsku: „Podczas nieobecności nauczyciela pięciu kolegów 14-latki z klasy doprowadziło dziewczynkę do innej czynności seksualnej. Najpierw zaprowadzili ją pod tablicę, gdy im się na moment wyrwała, złapali ją i rzucili na ławkę. Napastnicy zdjęli z niej ubranie, zaczęli dotykać w miejsca intymne, symulować stosunek płciowy, wulgarnie się wyrażali. Jeden z napastników nagrywał wszystko na telefon komórkowy. Dziewczynce próbowały pomóc jej koleżanki z klasy, napastnicy byli jednak silniejsi. 14-latce udało się jednak wyrwać z rąk kolegów i uciec do domu. Po powrocie nauczycielki uczniowie, którzy byli świadkami zdarzenia, opowiedzieli jej, co zaszło, a ta poinformowała wychowawczynię klasy. Wychowawczyni zadzwoniła też do domu poszkodowanej i poinformowała o wszystkim 19-letniego brata ofiary, myśląc, że rozmawia z ojcem. Wieczorem 14-latka powiedziała koleżance, która odwiedziła ją w domu, że do szkoły już nie wróci i że popełni samobójstwo. W sobotę rano rodzice po wejściu do pokoju córki znaleźli ją martwą.” Z policyjnych ustaleń wynika jednoznacznie, że 5 gimnazjalistów jest winnych molestowania seksualnego Ani. Zatrzymani uczniowie zostają poddani kilkugodzinnemu przesłuchaniu na komendzie policji. Początkowo są hardzi, pewni siebie, o prześladowaniu Ani opowiada
Palcowanie cipki w czasie treningu
Małolatki dobrze się bawią
Palcówka z nudów

Report Page