Kuzynka zdjęła przed nim ciuszki

Kuzynka zdjęła przed nim ciuszki




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Kuzynka zdjęła przed nim ciuszki
uzavrano Obserwuj Dokumenty 11 087 Odsłony 1 463 658 Obserwuję 658 Rozmiar dokumentów 11.3 GB Ilość pobrań 786 774
Made in Warsaw · Copyright 2016 · All rights reserved - webshark.pl Regulamin Polityka Prywatności Kontakt
Akceptuję regulamin Zarejestruj się
02 Jezycjada - Małgorzata Musierowicz – 02 Kłamczucha
Wydawnictwo Akapit Press, 1991 r.
Maj 1997
Wielkie historie miłosne mogą nie mieć końca.
Ale co muszą mieć nieodzownie - to początek.
Oto więc niebanalny początek skomplikowanej i pełnej przeszkód historii miłosnej:
Był piękny dzień majowy.
Niebo było błękitne.
Słońce przygrzewało.
Chłodne tale Bałtyku biły o biały piasek niedalekiej plaży i wydzielały ozywczą woń. niesioną na
skrzydłach silnego wiatru po niskich uliczkach Łeby (województwo słupskie, PRL).
Była godz.ina Jedenasta trzydzieści pięć.
Drobna czarnowłosa dziewczyna w wielkich okularach stała na nabrzeżu portu rybackiego,
przyglądając się ze znudzeniem i rezygnacją steranemu wiekiem kutrowi „Łe-12”. Na pokładzie tej
rozklekotanej jednostki pływającej stali: masywny szyper w czerwonej czapce oraz podpity
brygadzista.! kłócili się namiętnie o wysokość premii’ dla załogi kutra.
- Tato!... To ja już pójdę... - pół gniewnie, pół prosząco odezwała się dziewczyna w okularach.
- Masz czekać, Aniela! - groźnie rzucił w jej stronę szyper i natychmiast powrócił do wymiany
zdań z brygadzistą.
Aniela westchnęła i wymierzyła lekkiego kopniaka słupkowi do cumowania.
Aniela nie była pięknością.
Nie wyróżniała się też niczym szczególnym, jeśli chodzi o powierz
chowność. Miała wszakże dużo tego, co się nazywa urokiem osobistym.
Czarne żywe oczy, iskrzące się wesoło zza grubych szkieł, patrzyły z lekka rozbieżnie i z lekka
ironicznie. Czarne włosy otaczały jej głowę jak puszysta czapeczka i kończyły się krótkim, grubym
warkoczem, ściągniętym gumką. Policzki miała Aniela różowe, nos spory i zawadiacki, a wyraz jej
ust wskazywał na temperament wybuchowy i daleki od łagodności.
Wyglądała na kogoś, kto ma tak zwany charakterek.
Teraz stała kiwając się na piętach i nudząc się niemiłosiernie i nie miała pojęcia, że oto za chwilę
zacznie się w jej życiu coś nowego i nieodwracalnego. Zupełnie jakby palec losu popchnął w stronę
nabrzeża ów wielki, biały samochód, który zatrzymał się z cichym szelestem opon tuż za plecami
Anieli.
Łeba jest miejscowością wczasową o statusie kurortu, toteż byle fiat nie wzbudzi tu sensacji. Biały
Mirafiori nie wzbudziłby jej również, gdyby nie jego sensacyjna zawartość. A zresztą, nawet ta
zawartość była sensacyjna aktualnie dla jednej tylko osoby: dla Anieli.
Nonszalancko pyknęły drzwiczki i z samochodu wysunął się wysoki złotowłosy chłopak o
szafirowych oczach. Ubrany był w czerwone bermudy i biały sweter, miał rzymski profil i był
piękny jak Apollo. Kręcąc na palcu kółko z kluczykami podszedł leniwie do kutra „Łe-12” i z
odcieniem ciekawości począł przyglądać się scenie na pokładzie.
- Co oni robią? - spytał w przestrzeń.
Urzeczona jego widokiem Aniela uznała, że pytanie skierowane jest zapewne do niej. Z wyjątkiem
załogi kutra, obserwującej z niedużej odległości utarczkę szypra z brygadzistą, w promieniu
dwudziestu metrów nie było nikogo innego, kto mógłby uchodzić za adresata tego pytania.
- Oni się kłócą - odpowiedziała zatem i połapawszy się w ułamku ostatniej chwili, że ma na nosie
szpecące okulary, błyskawicznie zerwała je i schowała do kieszeni spódnicy. Uczyniła to w
samą porę; Apollo właśnie kierował na nią szafirowe reflektory swych oczu.
Aniela stała we wdzięcznej pozie, lśniąc zębami w uśmiechu i ściskając pod pachą torbę z
książkami. -Złotowłosy chłopak przyjrzał
się jej z aprobatą, unosząc lewą brew na widok jej szkolnego fartucha z białym kołnierzykiem.
- Liceum? - spytał.
Jakże miło byłoby odpowiedzieć, że owszem. Niestety, w Łebie nie było liceum.
- Chodzę do ósmej klasy - odparła Aniela, wciąż szczerząc w uśmiechu zęby, o których wiedziała,
że są ładne.
- A co ty tu robisz o tej porze? - złotowłosy bezwiednie oddał jej uśmiech.
- Dokładnie to samo co ty... o tej porze.
- Ja jestem na wakacjach.
- Już?
- Przeszedłem zapalenie płuc i mama wysłała mnie nad morze. Jod, rozumiesz, i te rzeczy.
- Chodzisz do ogólniaka?
- Tak - rzekł on, wyjmując papierośnicę. - Kończę drugą klasę. Bezbrzeżna nuda.
- W Gdańsku ten ogólniak? - podpytywała Aniela niby to obojętnie.
- W Poznaniu.
„W Poznaniu! - pomyślała boleśnie. - Tak daleko!” Chłopak otworzył papierośnicę niezbyt
wprawnie, zapalił i cisnął zapałkę za siebie. Odkaszlnąwszy lekko dodał stłumionym głosem:
- Jutro rano wyjeżdżamy. No, siedzimy tu już, bądź co bądź, ponad dwa tygodnie.
Zapadło milczenie, słychać było tylko gwałtowną orację szypra w czerwonej czapce, wygłaszaną
zachrypniętym od argumentacji basem. „Już jutro!” - szarpnęło się coś w piętnastoletnim sercu
Anier li, wprawiając je w dziwny, wibrujący ruch, zakończony skurczem żalu. Oto przez dwa
tygodnie ten książę z bajki chodził po ulicach jej rodzinnego miasteczka, nudząc się zapewne
niemiłosiernie, przez dwa tygodnie przechodził pod jej oknami, a jej ani razu nie przyszło do
głowy, że Przeznaczenie zdecydowało przysłać do Łeby ten koncentrat męskiego czaru.
Lecz przecież nie wszystko jeszcze było strącone. „Weźmy za łeb Przeznaczenie” - pomyślała
Aniela dziarsko. |,Była ona osobą ener-
giczną i pełną życiowej dynamiki. Nigdy niewahała się bez potrzeby w obliczu jakiejś decyzji. ‘
- Jak ci na imię? - spytała rzeczowo.
- Paweł - odparł złotowłosy.
- Masz tu jeszcze co do roboty? Bo ja zaraz lecę.
- Dokąd lecisz? - spytał Paweł, z ulgą wyrzucając papierosa.
- Na plażę. Urwałam się ze szkoły specjalnie w tym celu. Czuję się nie dotleniona.
- Podjedziemy wozem - rzekł Paweł niedbale. Ojciec powierzył mu kluczyki od fiata tylko po to,
by odstawił go na parking w porcie, ponieważ pod pobliską restauracją ,,Perełka”, gdzie mieli
zjeść obiad, obowiązywał zakaz postoju. Paweł jednakże nie widział potrzeby dzielenia się tą
wiadomością z czarnowłosą tubylczą dziewczyną. Otworzył przed nią drzwiczki z miną tak
obojętną, jakby przez całe życie nie robił nic innego, tylko podwoził dziewczyny fiatem
Mirafiori. Aniela wsiadła jak w transie.
- A ta znów co?! - wrzasnął na to impetycznje szyper w czerwonej czapce, podskakując ze złością
na pokładzie kutra. - Co znów robi ta dziewucha?! Aniela, wracaj no mi tu!
Lecz Aniela nie bała się w tej chwili ojca. Widziała tylko te szafirowe, promienne oczy.
,
- Jedźmy - wionęła subtelnym szeptem, podczas gdy jej ojciec wydzierał się z pokładu:
- Skórę złoję!! Wracaj!!
- Czego chce ten typ? - zainteresował się Paweł, zapuszczając silnik.
- Zwariował - powiedziała słodko Aniela. - Nie zwracajmy na niego uwagi. Odjechali.
2
W odróżnieniu od wielu innych (filmowych na przykład) historii miłosnych, które kończą się sceną
pocałunku, historia Pawła i Anieli pocałunkiem się zaczęła. Zdarzenie to miało miejsce w okolicy
sma-
żalni ryb „Przysmak”, przy ulicy Turystycznej. Smażalnia zresztą o tej porze roku była zamknięta
na głucho. Na jej pustym, betonowym podjeździe Paweł zaparkował fiata, by dalszą drogę ku plaży
odbyć przez las.
Pocałował Anielę, jak tylko wyszli z samochodu. Zaraz też dostrzegł z odrazą jakiegoś
umorusanego pętaka, który podglądał zza wywróconej dnem do góry łódki. Drugi taki krył się za
pniem sosny.
- Chodźmy stąd - rzekł gniewnie. - Pełno tu jakichś szczeniaków.
Zauważył, że tubylcza dziewczyna spłoszyła się na widok podglądaczy.
- A niech to - powiedziała. - To dzieci sąsiada.
- Chodźmy stąd.
- Chodźmy.
Ruszyli ku plaży asfaltowaną ulicą Turystyczną. Upojona pierwszym w życiu pocałunkiem, jak też
i faktem, że Paweł obejmuje ją za ramiona, Aniela natychmiast zapomniała o podglądających
synkach piekarza, a niesłusznie.
Chłopcy nie opuścili jej ani na chwilę. Na plaży usiedli opodal i niby to budując zamki, nie
spuszczali oka z Anieli i jej kawalera.
Aniela ich nie widziała. Godzina na wietrznej plaży minęła jak sen. Paweł, pokonawszy
początkową irytację, postanowił po prostu zignorować pętaków. Deklamował wiersze, co Anielę
wprawiło w bezkrytyczny zachwyt. Powiedział też, że zakochał się w niej od absolutnie
pierwszego wejrzenia. Poza tym dużo milczeli, patrzyli sobie w oczy oraz trzymali się za ręce.
Potem jakoś nagle Paweł się ocknął i przypomniał sobie, że tatuś czeka na niego w restauracji
„Perełka”, gdzie mieli zjeść obiad.
- No. to teraz już pewnie nie czeka - powiedziała żartobliwie Aniela, która mogłaby tak siedzieć na
plaży choćby i do jutra rana.
On jednakże uznał, że musi wracać. Zapisał sobie adres Anieli i powiedział, że wpadnie po nią
zaraz po obiedzie.
- Jaka szkoda, że cię nie spotkałem wcześniej - dodał gorąco. - To straszne, że się jutro
rozstaniemy.
- O, tak - westchnęła Aniela, wznosząc na niego oczy pełne łez.
10
- Masz oczy jak bezbronna sarenka- - wzruszył się Paweł i nawet ciche burczenie, jakie rozległo się
w jego żołądku, miało jakiś żałosny ton. - Zostało nam tylko jedno popołudnie i wieczór.
Musimy je przeżyć bardzo pięknie.
- Na przykład jak? - zainteresowała się Aniela.
- Chodźmy na razie - rzekł on. - Trzeba się rozstać na godzinę. Obowiązek to obowiązek.
3
Aniela odprowadziła go aż pod same drzwi restauracji „Perełka”, z których waliła kwaśna woń
piwa i papierosów. Paweł zniknął dość spiesznie w gwarnym wnętrzu - widziała jeszcze, jak siadał
przy stoliku obok tęgiego pana o nalanej twarzy i tłumaczył się przed nim. przykładając dłoń do
piersi.
„Oho, tatuś czekał” - pomyślała Aniela i czmychnęła spod drzwi restauracji.
Poszła do domu?
Mieszkała z ojcem na pięterku, o trzy bramy dalej. Parter ich niebieskiego domku zajmowała od
dwudziestu lat rodzina Kurków. Aniela zapukała do nich i nacisnęła klamkę w nadziei, że zastanie
swoją przyjaciółkę, Kasię Kurkównę, i natychmiast opowie, że Wielka Miłość nareszcie przecięła
drogę jej życia swym świetlistym pasmem.
Niestety, prócz zwietrzałej woni smażonej cebuli mieszkanie Kurków nie odpowiedziało niczym na
jej stukanie. Natomiast na pięterku słychać było ciężkie kroki ojca Anieli, który kręcił się po
kuchni zły. bo głodny.
- A, jesteś nareszcie! - krzyknął ze wzburzeniem na widok wchodzącej córki. - Co to ma być,
pytam?! Gdzie ty się podzie-wasz?? Czy ci nie kazałem czekać? Nie dość, że cię przyłapuję na
wagarach, to jeszcze dzieci piekarza mi mówią, że się całowałaś z tym lalusiem!!!
- On nie jest żadnym lalusiem! - wybuchnęła Aniela.
- Jest lalusiem do kwadratu! - wrzasnął ojciec. Był on poryli
wczy i miał duże nadciśnienie. Kochał Anielę, ale nie miał do niej cierpliwości. Od czasu gdy jej
matka zmarła, wychowywał dziewczynkę ż całym poświęceniem, ale po dwunastu latach tych
starań stwierdził, że nie tylko nie rozumie swego dziecka, ale że wręcz wymyka się ono całkowicie
jego wpływom. - Obiadu ojcu nie zrobisz, koszule nie wyprasowane już drugi tydzień, w kredensie
pusto, a ty sobie chodzisz na wagary! Z lalusiami!
- Jajka są - powiedziała Aniela groźnie i ponuro. - Naprawdę nie umiesz usmażyć sobie jajecznicy?
- Dość mam takiego jedzenia! Chodźmy do „Perełki”.
- O, nie, nie. Nigdy w życiu - zlękła się Aniela.
- Zjadłbym kotleta. I gorącej zupy.
- Przecież dziś poniedziałek. Bezmięsne dania. Znów chcesz rybę jeść?
- Za nic.
- Już ja lepiej zrobię naleśniki. Smaczne, szybkie - powiedziała Aniela nieostrożnie. - Potem muszę
wyjść, więc... Józef Kowalik, ojciec piętnastoletniej córki Anieli, nastawił uszu.
- Dokąd wyjść? - zdenerwował się ponownie.
- Do koleżanki. Muszę się pouczyć.
- Czy ta koleżanka ma fiata Mirafiori?;,,
- Tato!!! ^
- No, co, ęo robisz minki?! Kłamiesz mi tu w żywe oczy, a potem minki, tego...
- Tato, ja muszę wyjść, wierz mi...
- Nigdy! - ryknął ojciec. - Zostaniesz w domu! Zamknę cię, do diabła, na klucz! Już ja ci pokażę
kłamać! Z lalusiami na wagary biegać!
- Oni nie są żadnymi lalusiami!
- Jacy oni? Jacy oni, pytam? Widziałem tylko jednego, a tu się okazuje, że więcej znasz takich!
- Nie znam nikogo! - krzyknęła Aniela, łomocąc pięściami w stół. - Spotkałam przypadkiem
kolegę, a ty go od razu nazywasz lalusiem!
- A ci inni?
- Jacy inni?
12- Inni lalusie!!
- Zwariować można!!
I tak dalej, i tak dalej. Zbędne byłoby przytaczać przebieg całej awantury. Zwłaszcza że niezależnie
od jej przebiegu wynik i tak nie ulegał wątpliwości: w próbie sił górą był ojciec. Walnął głównymi
drzwiami i zamknąwszy je na klucz z zewnątrz, zbiegł z łomotem po schodach. Udał się do
restauracji „Perełka” na obiad złożony z zupy grochowej i morszczuka panierowanego oraz piwa.
Zrozpaczona Aniela została w pustym pokoju, gdzie, przeklinając despotyzm ojca i spoglądając co
chwila na zegarek, gorączkowo przebiegała w myślach wszystkie możliwości dotarcia do Pawełka,
który przecież każdej chwili mógł zapukać do drzwi.
Zwiać oknem? Niepodobna. Okna ich mieszkania wychodziły na podwórze sąsiedniej posesji,
które zabudowane było do połowy chlewikiem z nierogacizną. Gdyby nawet zdołała przejść po
wąskim gzymsie pod oknem, zeskoczyć na dach chlewika, a następnie z dachu na ziemię i tak
znalazłaby się w potrzasku, bo z podwórza wyjść można było albo przez drzwi domku sąsiadów,
albo przez bardzo wysoki mur najeżony odłamkami szkła. Żadna z tych dróg nie wchodziła w
rachubę.
Była wszakże jeszcze jedna możliwość. Tuż obok kuchni mieściła się malutka spiżarnia, z której
okrągłe okienko, umieszczone pod sufitem w celach wentylacyjnych, wychodziło na klatkę
schodową w okolicy półpiętra. Gdyby tylko zdołała się przez nie przecisnąć...
„Muszę!” - twardo postanowiła Aniela. Bez wątpienia trzeba było to zrobić. Ostatnie godziny
ostatniego dnia w Łebie powinien Pawełek spędzić z nią. To nie ulegało wątpliwości. Nie darmo
Przeznaczenie postawiło na drodze jej życia tego cudownego chłopca. Zmarnować taką szansę -
znaczyłoby okazać niewybaczalny bezwład i głupotę.
Zjęła ostrożnie okulary i odłożyła je na półkę. Rozebrała się do bielizny, by jak najbardziej
zmniejszyć swą objętość. Następnie otworzyła okienko w spiżarni. Sweter i spódnicę zwinęła w
tobołek, tobołek chwyciła w zęby, wlazła na szafkę, wspięła się na palce i przecisnęła głowę przez
okienko.
13
Od razu zrozumiała, że to, co czytała kiedyś w książkach przygodowych na temat przeciskania się
przez różne otwory, odnosiło się raczej do chłopców. Książki przygodowe twierdziły bowiem, ż-e
najważniejsze w takiej sytuacji - to przecisnąć głowę, a reszta już jakoś się prześliżnie. Zapewne u
osób płci męskiej, pozbawionych, jak wiadomo, biustu, zasada ta mogła być słuszna. Natomiast
klatka piersiowa Anieli zakleszczyła się w otworze okiennym.
Tak czy inaczej, Aniela utkwiła w okienku na dobre, a wszelkie
gwałtowne ruchy, jakie wykonywała, by się z niego wydostać, sytuację tylko pogarszały: teraz nie
mogła nie tylko wyleźć na schody, ale nawet cofnąć się do wnętrza spiżarni.
Ten moment wybrało sobie Przeznaczenie, by postawić znów na drodze życia Anieli złotowłosego
Pawełka. Pogwizdując wbiegł on z ulicy na parter, stwierdził, że znajdują się tam tylko drzwi z
napisem „Kurka”, i wobec tego wbiegł na pięterko, przeskakując po pięć stopni swymi długimi
nogami.
Głowa i biust Anieli, tkwiące w okrągłej ramie tuż pod sufitem na kształt trofeum myśliwskiego, z
tobołkiem w zębach i grozą w wytrzeszczonych oczach, szczęśliwie nie znalazły się w polu jego
widzenia. Stukał do drzwi i nasłuchiwał, stukał znów i sykał ze zniecierpliwieniem. a wreszcie, po
dłuższej chwili bezowocnego czekania, zawiedziony zawrócił.
Tymczasem Aniela, widząc, jak Paweł oddala się i znika z jej domu, a tym samym i z życia,
dokonała ostatniego rozpaczliwego wysiłku. Zaparła się czubkami stóp o przeciwległą ścianę
spiżarni, napięła mięśnie, odepchnęła się nogami z olbrzymią, z rozpaczy zrodzoną siłą i
katapultowała się wreszcie, spadając z głuchym łomotem na schody.
Niestety, zanim doszła do siebie, zanim zreflektowała się, że ma na sobie wyłącznie figi i
biustonosz, zanim latającymi z pośpiechu rękami wdziała sweterek i spódnicę i zbiegła po
schodach na łeb, na szyję - Pawełek zniknął.
Daremnie aż do wieczora szukała go po ulicach, daremnie zaglądała do’ ..Perełki” i ,,Morskiego
Oka”, daremnie słabła na widok białych fiatów. Pawełka nigdzie nie było.
14
Przetrząsnęła niemal całe miasto, lecz było to zupełnie beznadziejne. Nie wiedziała nawet, czy
mieszka on w domu wczasowym, czy w kwaterze prywatnej. Nie wiedziała o nim w ogóle nic. Nie
znała nawet jego adresu. Wiedziała tylko, że mieszka w Poznaniu, lecz wobec faktu, że Poznań
liczy pół miliona mieszkańców, a ona nie zna nawet nazwiska Pawła, nie miało to najmniejszego
znaczenia.
4
Aniela Kowalik ul. Kościuszki 44 m. 2 &4-360 Łeba woj. słupskie
Poznań, 29 maja 77
M Ha Anielko!
Nawet nie wiesz, jak mile Cię wspominam. Tylko przez godzinę mogliśmy byt ze sobą, lecz
bywają godziny, które znaczą więcej niż lata. Nie wiem, dlaczego nie byto Cię w domu wtedy, po
obiedzie. Byłem u Ciehie.nieraz. Niestety, drzwi byty wciąż zamknięte. Wyjechałem bardzo
zmartwiony i do dziś nie wiem, czy nie stało Ci się coś złego. Odezwij się, napisz.
Całuję Cię -Paweł Nowacki Mój adres:
Roosevelta 5 a m. 2 611-^29 Poznań
PS. Bardzo mi się spodobaz domek, w którym mieszkasz. Stoi w dobrym punkcie, ^>r:\’ głównej
ulicy, a jednak niedaleko od plaży. W związku z tym nasunął mi się pewien pomysł: czy u kogoś z
sąsiadów, nu przykład, nie znalazłby się pokój czteroosobowy do wynajęcia? Chodzi o lipiec.
Znajomi rodziców wybierają się nad morze, a sama wiesz, jakie są problemy ze znalezieniem
kwatery. Będę Ci bardzo wdzięczny za pomoc.
Napisz szybko.
Paweł
Paweł Nowacki Rmsevelta Sa^m. 2 60-829 Poznań
Łeba, 2 czerwca 77
Cześć, Paweł.
Dziękuję za list. Sąsiadka z parteru zgodziła się wynająć pokój tym twoim czterem znajomym
osobom. Co za szczęśliwy zbieg okoliczności, ze spotkaliśmy się, prawda?
15
Szczęśliwy zwłaszcza dla tych znajomych. Gdybyś jeszcze kiedyś potrzebował ode mnie
podobnej usiugi, pisz śmiało.
Ściskam dłoń - Aniela
Aniela Kowalik
ul. Kościuszki 44 m. 2
84-360 Łeba
Poznań, 5 czerwca 77
Kochana Anielko!
Dziękuje za list i załatwienie pokoju! Ale jeśli myślisz, że tylko dlatego pisalem do Ciebie, tu
znaczy. ze mnie jeszcze nie znasz! Pisalem, ho tęsknię za tobą! Myślę o Tobie! Chciałbym Cię
zobaczyć!
Nie umiem pisać listów, ale jeśli się do tego przyzwyczaisz, to może zrozumiesz, co
czuje moje. serce.
Caluję Cię -
Pawel
Liceum Poligraficzno-ffsięgarskie Poznań
ul. Różana 17
Łeba, 8 czerwca 77
Szanowna Dyrekcjo,
Zwracam’się z uprzejmym pytaniem, w jaki sposób moglabym stać się uczennicą Liceum
Poligraficznego. Będę wdzięczna za bliższe informacje. Mieszkam stale w Łebie (woj. stupskie),
stąd moje pytanie o internat: czy są wolne miejsca? f od czego zależy przyznanie miejsca w
internacie? Czy wymagane jest zlożenie egzaminu wstępnego? l kiedy’.’ Muszę dodać, że zależy
mi ogromnie na możliwości nauki w Liceum Poligraficz-no-Księgarskim, gdyż zarówno poligrafia,
jak i księgarstwo są moim życiowym powołaniem. Uprzejmie proszę o odpowiedź -
z poważaniem Aniela Kowalik Kościuszki 44 m. 2 84-360 Łeba
Poznań, 16 czerwca 1977
Ob. Aniela Kowalik ul. Kościuszki 44 m. 2 84-360 Łeba woj. slupskie
W odpowiedzi na pismo Obywatela l-lelki) sekretariat Liceum Poiigraficzno-Księ-garskiego
informuje, że przyjęcia do tut. Liceum na podstawie konkursu świadectw odbędą się w dniach 27 i
28 czerwca br. Wymagane dokumenty: podanie, 3 zdjęcia, życiorys. świadectwo ukończeniu s:koly
podstawowej. Przyznanie internatu uzależnione jest od ilości reflektujących osób, jak równie: od
spelnienia wymaganych przepisa-
16
mi warunków. Pierwszeństwo w przyjęciach mają czlonkowie rodzin, których dochód miesięczny
na głowę utrzymuje się w granicach przeciętnej lub poniżej wyżej wymienionej.
Zastępca dyrektora - podpis nieczytelny
Kasia Kurkówna Kościuszki 44 m. l 84-360 Łeba
Poznań, 2 lipca 77
Kochana Kasiu, jaka szkoda, że Cię tu nie m
Trzy kutasy wchodzą w puszczalską uczennicę
Płaci w naturze za mieszkanie
Kobiety Porno Filmy

Report Page