Śliska i niegrzeczna

Śliska i niegrzeczna




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Śliska i niegrzeczna
Szukaj rymów do słowa: Zaczynających się od: Długość rymu: 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 Długość słowa: 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 Część mowy: rzeczowniki przymiotniki czasowniki imiona nazwy miejscowości wyrażenia rzeczowniki: mianownik rzeczowniki: dopełniacz rzeczowniki: celownik rzeczowniki: biernik rzeczowniki: narzędnik rzeczowniki: miejscownik rzeczowniki: wołacz przymiotniki: mianownik przymiotniki: dopełniacz przymiotniki: celownik przymiotniki: biernik przymiotniki: narzędnik przymiotniki: miejscownik przymiotniki: wołacz imiona: mianownik imiona: dopełniacz imiona: celownik imiona: biernik imiona: narzędnik imiona: miejscownik imiona: wołacz
Szukaj rymów dokładnych Szukaj rymów niedokładnych
Rymy.XYZ to największy całkowicie darmowy polskojęzyczny internetowy słownik rymów . Słownik rymów został zebrany w olbrzymią bazę danych która udostępniona jest za pomocą wyszukiwarki dostępnej na górze strony. W szczególności słownik rymów oraz rozbudowaną wyszukiwarkę docenią osoby zajmujące się tworzeniem wierszy i wierszyków, rymowanych zagadek, czy też komponowaniem piosenek. Baza rymów to olbrzymi zbiór danych który zawiera ponad cztery miliony wyrazów podzielonych na 6 podstawowych grup: części mowy (rzeczowniki, przymiotniki, czasowniki), imiona męskie i żeńskie, nazwy miejscowości w Polsce (miasta i wsie), oraz wyrażenia. Ponadto rzeczowniki, przymiotniki oraz imiona można przeszukiwać w odrębie konkretnego przypadku (mianownik, dopełniacz, celownik, biernik, narzędnik, miejscownik, wołacz).
Dzięki rozbudowanej wyszukiwarce zamieszczonej na górze strony znajdziesz rymy pasujące praktycznie do każdego słowa. Wystarczy w pole szukaj rymów do słowa wpisać wzorcowe słowo a system znajdzie pasujące rymy, które zwróci w postaci listy słów. Dzięki zastosowaniu odpowiedniego filtru można ograniczać listę słów wedle uznania. Wyszukiwarka rymów ma na celu wyszukiwanie słów o podobnym brzmieniu - z reguły są to wyrazy zakończone podobną końcówką.
Zrealizujemy to wpisując wzorcowe słowo a następnie klikając przycisk szukaj rymów dokładnych do słowa ... . Aby natomiasto wyszukać tzw. rymy niedokładne tzn. słowa o podobnym brzmieniu ale zakończone inną końcówką niż wzorcowe słowo klikamy przycisk szukaj rymów niedokładnych do słowa ... .

Życzymy skutecznego poszukiwania wymarzonego rymu. Redakcja serwisu Rymy.XYZ
Internetowy słownik rymów do słów oraz zaawansowana wyszukiwarka rymów Rymy .XYZ © LocaHost



E L James Grey

Home
E L James Grey



Tytuł oryginału: GREY Copyright © 2011, 2015 by Fifty Shades Ltd. Copyright © 2015 for the Polish edition by Wydawnictw...

Tytuł oryginału: GREY Copyright © 2011, 2015 by Fifty Shades Ltd. Copyright © 2015 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga Copyright © 2015 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga Projekt graficzny okładki: by Sqicedragon and Megan Wilson Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan Korekta: Aneta Iwan, Iwona Wyrwisz ISBN: 978-83-7999-533-2 WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o. Pl. Grunwaldzki 8-10, 40-127 Katowice tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28 e-mail: info@soniadraga.pl www.soniadraga.pl www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga www.facebook.com/50TwarzyGreya www.piecdziesiattwarzygreya.pl E-wydanie 2015 Skład wersji elektronicznej: Virtualo Sp. z o.o.

Spis treści

Dedykacja Podziękowania Poniedziałek, 9 maja 2011 Sobota, 14 maja 2011 Niedziela, 15 maja 2011 Czwartek, 19 maja 2011 Piątek, 20 maja 2011 Sobota, 21 maja 2011 Niedziela, 22 maja 2011 Poniedziałek, 23 maja 2011 Wtorek, 24 maja 2011 Środa, 25 maja 2011 Czwartek 26 maja 2011 Piątek, 27 maja 2011 Sobota, 28 maja 2011 Niedziela, 29 maja 2011 Poniedziałek, 30 maja 2011 Wtorek, 31 maja 2011 Środa, 1 czerwca 2011 Czwartek, 2 czerwca 2011 Piątek, 3 czerwca 2011 Sobota, 4 czerwca 2011 Niedziela, 5 czerwca 2011 Poniedziałek, 6 czerwca 2011 Wtorek, 7 czerwca 2011

Środa, 8 czerwca 2011 Czwartek 9 czerwca 2011 Przypisy

Ta książka jest poświęcona tym czytelnikom, którzy o nią prosili… i prosili… i prosili… i prosili. Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście. Mój świat kręci się każdego dnia dzięki Wam.

PODZIĘKOWANIA

Dzięki:

Anne Messitte za przewodnictwo, dobry humor i wiarę we mnie. Za szczodrobliwie poświęcony czas i nienachalne wysiłki, aby moja proza osiąg​nęła potoczystość, jestem jej wieczną dłużniczką. Tony’emu Chiaricowi i Russellowi Perreault za to, że zawsze się mną opiekowali, oraz cudownemu zespołowi literackiemu i opracowania graficznego, który się postarał, bym z tą książką dotarła do mety: Amy Brosey, Lydii Buechler, Katherine Hourigan, Andy’emu Hughesowi, Claudii Martinez i Megan Wilson. Niallowi Leonardowi za miłość, wsparcie i przewodnictwo, i za to, że był jedynym człowiekiem, który naprawdę, ale to naprawdę potrafił doprowadzić mnie do śmiechu. Valerie Hoskins, mojej agentce, bez której wciąż ciąg​nęłabym robotę w telewizji. Dziękuję Ci za wszystko. Kathleen Blandino, Ruth Clampett, Belindzie Willis; dzięki za przeczytanie surowej wersji. Zagubionym Dziewczynom1 za ich cenną przyjaźń i terapię. Bunker Babes za ich nieustanny humor, mądrość, wsparcie i przyjaźń. Paniom z fanpage’u za pomoc przy amerykanizmach. Peterowi Branstonowi za pomoc przy SFBT. Brianowi Brunetti za naukę latania śmigłowcem. Prof. Dawn Carusi za wytłumaczenie zawiłości systemu szkolnictwa wyższego w USA. Prof. Chrisowi Collinsowi za naukę gleboznawstwa. Dr Rainie Sluder za wyjaśnienia dotyczące leczenia uzależnień. I wreszcie, ale co wcale nie najmniej ważne, moim dzieciom. Kocham Was bardziej, niż potrafiłabym to opisać. Dostarczacie niebywałej radości mnie i wszystkim wokół Was. Jesteście pięknymi, zabawnymi, inteligentnymi, empatycznymi młodymi ludźmi i jestem z Was niebywale dumna.

PONIEDZIAŁEK, 9 MAJA 2011 Mam trzy samochodziki. Ścigają się szybko po podłodze. Bardzo szybko. Jeden jest czerwony. Jeden jest zielony. Jeden jest żółty. Lubię zielony. Jest najlepszy. Mamusia też lubi moje samochodziki. Lubię, jak mamusia bawi się ze mną samochodzikami. Jej ulubiony to czerwony. Dzisiaj siedzi na kanapie i patrzy w ścianę. Zielony samochodzik wpada na dywan. Czerwony za nim. Potem żółty. Bęc! Ale mamusia nie widzi. Jeszcze raz ściganie i zderzenie. Bęc! Ale mamusia nie widzi. Celuję zielonym samochodzikiem między jej nogi. Ale on wjeżdża pod kanapę. Nie mogę go dosięgnąć. Mam za duże ręce, żeby się zmieściły w szparę. Mamusia nie widzi. Chcę dostać mój zielony samochodzik. Ale mamusia wciąż siedzi na kanapie i patrzy w ścianę. „Mamo. Mój samochodzik”. Nie słyszy mnie. „Mamo”. Ciągnę ją za rękę, a ona kładzie się na plecach i zamyka oczy. „Nie teraz, Małpeczko. Nie teraz”, mówi. Mój zielony samochodzik zostaje pod kanapą. Widzę go. Ale nie mogę go dosięgnąć. Mój zielony samochodzik jest włochaty. Pokryty szarym futrem i brudem. Chcę go z powrotem. Ale nie mogę go dosięgnąć. Nigdy mi się to nie uda. Straciłem zielony samochodzik. Straciłem. I nigdy więcej nie będę mógł się nim bawić. Otwieram oczy i sen rozpływa się w świetle poranka. O czym śniłem, do diabła? Usiłuję sobie przypomnieć znikające fragmenty obrazów, ale nadaremnie. Jak przeważnie rano przestaję myśleć o tym, co śniłem, wstaję z łóżka i idę do garderoby po świeży dres. Ołowiane niebo za oknem zapowiada deszcz, a ja nie mam ochoty przemoknąć dziś podczas przebieżki. Idę na górę do sali ćwiczeń, włączam telewizor nastawiony na poranne biznesowe wiadomości i wchodzę na bieżnię. Porządek dnia wypełnia moje myśli. Nie oczekuje mnie nic poza spotkaniami, chociaż później jestem umówiony w biurze na zajęcia z trenerem osobistym – powalczyć z Bastille’em to czysta przyjemność. Może powinienem zadzwonić do Eleny? No. Może. Moglibyśmy zjeść razem kolację pod koniec tygodnia. Zdyszany do utraty tchu zatrzymuję bieżnię i idę pod prysznic rozpocząć kolejny monotonny dzień. – Jutro – mruczę, zwalniając Claude’a Bastille’a, gdy wyrasta na progu gabinetu. – W tym tygodniu golf, Grey. – Bastille uśmiecha się z bezczelną arogancją, wie, że zwycięstwo na polu golfowym ma w kieszeni. Patrzę za nim naburmuszony, gdy się odwraca i wychodzi. Jego słowa pożegnania to sól na moje rany, bo mimo bohaterskich wysiłków podczas dzisiejszych ćwiczeń mój trener skopał mi tyłek. Tylko Bastille jest w stanie mnie pokonać, a teraz chce zedrzeć ze mnie jeszcze jeden funt tłuszczu na polu golfowym. Nie cierpię golfa, ale tak wiele interesów załatwia się między dołkami, że muszę wytrzymać poganianie Bastille’a i tam… a także przyznaję z obrzydzeniem, że gra przeciwko niemu faktycznie sprawia, iż idzie mi coraz lepiej. Krzywię się. Ale zaraz nachodzi mnie trzeźwa myśl, że jedyne, co ostatnio potrafiło mnie rozruszać, to wysyłka dwóch frachtowców z ładunkiem do Sudanu, co z kolei uświadamia mi, iż miałem się spotkać z Ros. Chodzi o wyliczenia i logistykę. Co ją, do cholery, zatrzymało? Sprawdzam rozkład dnia i sięgam po telefon.

Cholerny świat. Będę musiał znieść upartą pannę Kavanagh przeprowadzającą wywiad dla gazetki WSU, Uniwersytetu Stanu Waszyngton. Do diabła, co mnie napadło, że się zgodziłem? Nie cierpię wywiadów – bezmyślnych pytań z ust niedoinformowanych, zazdrosnych ludzi, mających za cel grzebaninę w moim prywatnym życiu. I do tego studentka. Dzwoni telefon. – Tak – warczę na Andreę, jakby to ona była winna. Przynajmniej mogę się postarać, żeby ten wywiad nie trwał pół dnia. – Panna Anastasia Steele na spotkanie z panem, panie Grey. – Steele? Oczekiwałem Katherine Kavanagh. – Panna Anastasia Steele, proszę pana. Nie cierpię niespodzianek. – Wpuść ją. Proszę, proszę… Panna Kavanagh jest nieosiągalna. Znam jej ojca, Eamona, właściciela Kavanagh Media. Kręciliśmy razem lody i zrobił na mnie wrażenie niezłego spryciarza, a przy tym gościa, który kombinuje całkiem trzeźwo. Tym wywiadem robię mu przysługę – co zamierzałem odbić sobie później, kiedy będzie mi wygodnie. I muszę przyznać, że byłem trochę ciekaw córki Eamona, tego, czy jabłko padło daleko od jabłoni. Zamieszanie w drzwiach podrywa mnie na nogi, gdy wir długich kasztanowych włosów, bladych kończyn i wysokich brązowych butów dosłownie wpada na łeb na szyję do gabinetu. Hamując naturalne zniecierpliwienie w obliczu takiej niezdarności, jednym susem jestem przy ofermie. Wylądowała na czworakach. Łapiąc za szczupłe ramiona, pomagam wstać. Spojrzenie czystych, zawstydzonych oczu krzyżuje się z moim i zastygam jak porażony piorunem. Mają zupełnie niezwykłą barwę, błękitną, są pełne niewinności i przez jedną straszną chwilę wyobrażam sobie, że widzi mnie na wskroś i jestem przed nią… nagi. Ta myśl wyprowadza mnie z równowagi, więc natychmiast ją kasuję. Ma drobną, słodką buzię, teraz oblaną rumieńcem. Niewinna, blada róża. W głowie miga mi pytanie, czy cała jej skóra jest taka – bez skazy – i jak wyglądałaby różowa i rozgrzana po wysmaganiu trzcinką. Niech to szlag. Powstrzymuję rozbiegane myśli, zaniepokojony ich kierunkiem. Do diabła, co ty kombinujesz, Grey? Dziewczyna jest o wiele za młoda. Wlepia we mnie wzrok – powstrzymuję się od przewrócenia oczami. Tak, tak, maleńka, pozory mylą. Muszę skasować to zachwycone spojrzenie, ale trochę się przy tym zabawmy! – Dzień dobry, panno Kavanagh. Jestem Christian Grey. Nic się pani nie stało? Może zechce pani usiąść? I znów ten rumieniec. Na powrót pan swojej woli, lustruję ją wzrokiem. Jest całkiem atrakcyjna – drobna, bez śladu opalenizny, z grzywą ciemnych włosów, ledwo trzymanych w karbach gumką. Drobna kobieta o ciemnych włosach. Tak, bardzo atrakcyjna. Wyciągam rękę, gdy upokorzona jąka przeprosiny i składa dłoń w mojej. Skórę ma chłodną, delikatną, ale uścisk zaskakująco mocny. – Panna Kavanagh jest niedysponowana, więc przysłała mnie. Żywię nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko temu, panie Grey. – Ma spokojny, melodyjny ton głosu wyrażający niepewność i nieregularnie mruga, długie rzęsy trzepocą. Mając w oczach jej niezbyt eleganckie wejście, nie potrafię ukryć rozbawienia, gdy pytam, jak się nazywa, kim jest. – Anastasia Steele. Studiuję literaturę angielską z Kate… mhm… Katherine… mhm… panną

Katherine na WSU w Vancouver. Wstydliwy mól książkowy, co? Na to wygląda; marnie ubrana, drobna figurka ukryta pod bezkształtnym swetrem, prostą gładką spódniczką i praktycznymi butami. Czy w ogóle nie ma wyczucia stylu? Rozgląda się nerwowo po gabinecie – zerka na wszystko, byle nie na mnie, zauważam z rozbawieniem i ironią. Jak taka koza może być dziennikarką? Nie ma jednej asertywnej kości w ciele. Jest zmieszana, pokorna… gotowa do uległości. Zdezorientowany nieprzyzwoitymi myślami, potrząsam głową i zastanawiam się, czy pierwsze wrażenia są wiarygodne. Mrucząc jakieś banały, zapraszam ją, by usiadła, i zauważam, że wpadły jej w oko wiszące w gabinecie obrazy. Nim zdążę się ugryźć w język, tłumaczę: – Lokalny artysta. Trouton. – Urocze. Wynoszą zwykłe do niezwykłości – mówi marzycielsko, zagubiona w niebywałym, znakomitym artyzmie dzieł Troutona. Ma delikatny profil – zadarty nosek, miękkie, pełne usta – i dokładnie oddała moje wrażenia. „Wynoszą zwykłe do niezwykłości”. Bystra obserwacja. Panna Steele jest świetna. Zgadzam się i przyglądam zafascynowany, gdy rumieniec kolejny raz powoli rozkwita na jej twarzy. Siadając naprzeciwko, usiłuję okiełznać myśli. Z wielkiej torebki wyławia pogniecione kartki i cyfrowy magnetofon. Jest nieporadna jak dziecko, dwa razy upuszcza cholerny gadżet na mój stolik w stylu Bauhausu. Najwyraźniej nigdy w życiu nie trzymała w ręce magnetofonu, ale z jakiegoś niepojętego powodu wydaje mi się to zabawne. W normalnych okolicznościach jej niezręczność doprowadziłaby mnie do szewskiej pasji, teraz jednak trzymam palec na ustach, skrywając uśmiech, i powstrzymuję chęć, by samemu nastawić sprzęt. Kiedy się guzdrze i popada w coraz większe zmieszanie, wpada mi do głowy, że mój palcat mógłby dźwignąć jej motorykę na niezły poziom. Biegle użyty palcat potrafi sprawić, że nawet najbardziej płochliwe stworzenia chodzą jak w zegarku. Ta zabłąkana myśl sprawia, że muszę zmienić pozycję w fotelu. Dziewczyna zerka na mnie i zagryza pełną dolną wargę. Ja pieprzę! Jak mogłem nie zauważyć, że ma tak pociągające usta? – Prze…przepraszam, nie znam się na tym. Widzę, maleńka, ale w tej chwili mnie to wali, bo nie mogę oderwać oczu od twoich ust. – Nikt pani nie pogania, panno Steele. – Znów muszę się skupić i zebrać krnąbrne myśli. Grey… przestań, zaraz. – Pozwoli pan, że będę nagrywała odpowiedzi? – pyta z wyrazem oczekiwania na jasnej twarzy. Chce mi się śmiać. – Po tym, jak zadała sobie pani tyle trudu, żeby nastawić ten magnetofon, pyta mnie pani teraz? Mruga, przez chwilę ma oczy jak spodki, w nich wyraz zagubienia, więc czuję ukłucie rzadkich w moim przypadku wyrzutów sumienia. Nie bądź palantem, Grey. – Nie, bynajmniej. – Nie chcę być winny tej jej miny. – Czy Kate, znaczy się panna Kavanagh wyjaśniła, jaki jest cel tego wywiadu? – Tak, ma się pojawić w numerze gazety studenckiej przed rozdaniem dyplomów, jako że w tym roku ja będę z tej okazji wygłaszał mowę. Nie mam pojęcia, co za diabeł mnie podkusił, bym się na to zgodził. Sam z PR-u wbijał mi do głowy, że wydział ochrony środowiska na WSU potrzebuje reklamy, aby ściągnąć dodatkowe fundusze poza moim grantem. Ale Sam sprzedałby własną matkę, byle media miały temat do bicia piany na nasz temat.

Panna Steele znów mruga, jakby usłyszała nowość nad nowościami – i ma przy tym na twarzy wyraz nagany. Nie odrobiła pracy domowej przed wywiadem? A powinna. Ta myśl studzi mi krew. To… niemiłe, nie oczekiwałbym tego ze strony kogoś, kto zajmuje mój czas. – Dobrze. Mam pewne pytania, panie Grey. – Upycha za ucho lok, wytrącając mnie z rozdrażnienia. – Tego się spodziewałem – mówię sucho. Niech się pomęczy. Usłużnie się męczy, a potem prostuje wąskie ramiona. Cała poważna i skupiona. Pochyla się, wciska START na magnetofonie i marszcząc brwi, patrzy na pogniecione notatki. – Jest pan bardzo młody jak na kogoś, kto stworzył takie imperium. Czemu zawdzięcza pan swój sukces? Stać ją na ciekawsze pytanie niż to. Co za nuda. Ani uncji oryginalności. Zawód. Terkocę stereotypową odpowiedź o wyjątkowych ludziach, którzy dla mnie pracują. Ludziach zaufanych na tyle, na ile komukolwiek ufam, i dobrze płatnych… ple, ple, ple… Ale, panno Steele, fakty są takie, że jestem świetny w tym, co robię. Dla mnie rzecz jest prosta jak budowa cepa. Kupuję kulejące, źle zarządzane firmy i doprowadzam je do porządku, niektóre zatrzymuję, a jeśli naprawdę dołują, odzieram je z aktywów i wyprzedaję tym, którzy dadzą najwięcej. To proste, chodzi o dostrzeżenie różnicy między firmami i sprawa niezmiennie sprowadza się do ludzi, którzy nimi zawiadują. Żeby osiągnąć sukces w biznesie, trzeba mieć dobrych podwładnych, a ja umiem oceniać ludzi lepiej niż większość innych. – Może po prostu ma pan szczęście – stwierdza ze spokojem. Szczęście? Czuję dreszcz zniecierpliwienia. Jak ona śmie? Wydaje się skromna i cicha, ale to pytanie? Nikt nigdy nie zasugerował, że mam szczęście. Ciężka praca, znajdywanie właściwych ludzi, niespuszczanie z nich oka, trafna ocena, na co ich stać, a jak się wpadnie na ofiarę losu niedorównującą oczekiwaniom, pozbywanie się jej. Tego się trzymam, i to mocno. To nie ma żadnego związku ze szczęściem. I do diabła z nim. Obnosząc się ze swoją erudycją, cytuję Andrew Carnegie, mojego ulubionego przemysłowca: – Wzrost i rozwój ludzi to najwyższe powołanie przywództwa. – To brzmi tak, jakby miał pan kręćka na punkcie podporządkowywania sobie innych – mówi całkiem serio. Co, u diabła…? Czyżby potrafiła mnie przejrzeć? Podporządkowywanie sobie innych to moje drugie imię, skarbie. Patrzę na nią rozjuszonym wzrokiem, licząc, że tym ją zastraszę. – Och, podporządkowuję sobie kogo się da i gdzie się da, panno Steele. – I podporządkowałbym sobie ciebie tu i teraz. Tamten atrakcyjny rumieniec wyrasta na jej twarzy i dziewczyna znów przygryza wargę. Bębnię dalej, usilnie starając się nie patrzeć na jej usta. – Poza tym wielką władzę zdobywa się, zapewniając siebie w najskrytszych marzeniach, że życiowym celem jest podporządkowanie sobie innych. – Czy uważa pan, że ma wielką władzę? – pyta ciepłym, łagodnym tonem, ale jej uniesione delikatne brwi sygnalizują potępienie. Czy świadomie mnie prowokuje? Co mnie wkurza – jej pytania, postawa czy też fakt, że wydaje mi się atrakcyjna? Moje rozdrażnienie rośnie. – Zatrudniam ponad czterdzieści tysięcy ludzi. To przysparza mi poczucia odpowiedzialności… poczucia władzy, jeśli pani woli. Gdybym uznał, że nie interesuje mnie już dział telkomów, i się go wyzbył, po miesiącu dwadzieścia tysięcy ludzi miałoby pod górkę z ratami hipotecznymi.

Na tę odpowiedź rozchyla szeroko usta. Tak lepiej. Wyssij go, maleńka. Odzyskuję równowagę ducha. – Nie ma pan nad sobą rady nadzorczej? – Jestem właścicielem mojej firmy. Nie muszę się tłumaczyć żadnej radzie. – Powinna to wiedzieć. – A ma pan jakieś inne zainteresowania poza pracą? – ciągnie pośpiesznie, słusznie wyczuwając moją reakcję. Wie, że jestem wkurzony, i z jakiegoś niezgłębionego powodu to sprawia mi przyjemność. – Mam rozliczne zainteresowania, panno Steele. Bardzo rozliczne. – Przez głowę przebiegają mi różne wizje, w których jest w moim pokoju zabaw: przykuta do krzyża, rozkłada kończyny na wielkim łożu z baldachimem, gnie się na ławie chłosty. I oto, patrzcie – znów tamten rumieniec. Jak mechanizm obronny. – Ale skoro pan pracuje tak ciężko, jak się pan relaksuje? – Relaksuje? – W jej wyszczekanej buzi to słowo brzmi dziwnie, ale zabawnie. Poza tym kiedy mam czas na relaks? Nie ma pojęcia, czym się zajmuję. Ale znów patrzy na mnie tym naiwnym spojrzeniem i wbrew sobie rozważam jej pytanie. Jak ja się relaksuję? Żegluję, latam, rżnę… sprawdzam granicę wytrzymałości atrakcyjnych drobnych brunetek takich jak ona i sprawiam, że chodzą jak w zegarku… Na tę myśl znów muszę zmienić pozycję w fotelu, ale odpowiadam gładko, pomijając kilka ulubionych hobby. – Inwestuje pan w produkcję. Wł
Znęca się nad mężem w opuszczonym magazynie
Samantha oblizuje długaśnego penisa
Meksykańska porno gwiazda

Report Page