Związana i bezsilna

Związana i bezsilna




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Związana i bezsilna
You might be interested: Nadżerka w ciąży – jak leczyć nadżerkę szyjki macicy w ciąży?
You might be interested: Przyłuszczyca – ostra, przewlekła, plackowata – objawy i leczenie
You might be interested: Pachygyria – przyczyny, objawy, leczenie, długość życia
Copyright © 2022 Objawy choroby | Powered by Astra WordPress Theme
Syndromem sztokholmskim nazywa się specyficzną reakcję obronną, która zachodzi na linii ofiara – oprawca. Co dokładnie oznacza ten termin, jakie są objawy i przyczyny syndromu sztokholmskiego i jak z niego wyjść?
Był rok 1973, kiedy w Sztokholmie doszło do napadu na bank. Dwóch przestępców wzięło do trwającej sześć dni niewoli trzy kobiety i mężczyznę. Gdy zakładnicy zostali ocaleni, nie przejawiali ani wdzięczności, ani w ogóle nie chcieli wychodzić na wolność. W trakcie zeznań zawzięcie bronili napastników.
Po pewnym czasie jedna z zakładniczek zaręczyła się z oprawcą, a zakładnik założył fundację, której celem było zebranie funduszy na pomoc przestępcom. Ta paradoksalna sytuacja pchnęła Nilsa Bejerotama, szwedzkiego kryminologa i psychologa, do poddania zajścia dokładnej analizie. Wówczas sformułował on hasło ‘syndrom sztokholmski’.
Jakie okoliczności muszą zajść, by do niego doszło?
Zobacz: Jak radzić sobie z partnerem z syndromem Piotrusia Pana?
Syndrom sztokholmski jest specyficznym mechanizmem obronnym powstający na linii kat – ofiara. Odnosi się nie tylko do porywaczy, ale i toksycznych relacji rodzinnych i związkowych, w których ofiara broni i usprawiedliwia zachowanie swojego oprawcy.
Jak to się dzieje? Instynkt ratowania życia jest na tyle silny, że sprawia, że człowiek jest w stanie funkcjonować, a nawet przystosować się do bardzo ciężkich warunków, w których się znalazł. Dzięki niemu ofiara czuje się bezpieczniej, czyli wypełnia jedną ze swoich podstawowych potrzeb.
Zamiast stawać do walki, wchodzi w relację z oprawcą.
Do takich sytuacji dochodzi nie tylko w trakcie przetrzymywania zakładników czy jeńców wojennych, bowiem syndrom może zaistnieć na linii ofiara – oprawca seksualny czy też przemocowy partner, a nawet szef stosujący mobbing kontra jego pracownik. Syndrom może zrodzić się także w sektach.
Zobacz: Zespół Otella, czyli obłęd zazdrości. Czym jest, jakie są jego przyczyny i czy da się go wyleczyć?
Nie jest zasadą, że każdy człowiek w obliczu zagrożenia stanie się ofiarą syndromu sztokholmskiego, wiele osób stanęłoby do walki z oprawcą, niezależnie od jej konsekwencji. O tym, czy wejdzie się w relację z dominującą osobą zdecydują indywidualne predyspozycje psychiczne i wcześniejsze doświadczenia.
Po czym poznać, że ofiara doznaje syndromu sztokholmskiego? Najbardziej rzucającym się w oczy symptomem jest brak poczucia krzywdy. Za to ma doskonale rozwinięty mechanizm racjonalizacji, który skłania ją do tłumaczenia oprawcy, a nawet podzielania jego wartości i głoszonych przez niego poglądów.
Przykładowo mówimy o przypadkach jak przemocowa rodzina, w której żona, mimo sygnałów z zewnątrz o tym, że jest źle traktowana, tłumaczy oprawcę ciężkim dzieciństwem lub trudnym dniem i żywi do niego pozytywne uczucia lub osoba, która mogłaby zostać uwolniona z niewoli, nie chce opuszczać przestępcy, a nawet broni go przed karą.
Zobacz: Jak żyć z malkontentem? Jak go traktować i samemu przy nim nie zwariować?
By wykształcił się syndrom, spełnione muszą zostać pewne warunki, czyli musi zaistnieć sytuacja, w której ofiara postrzega swoje szanse na przeżycie jako uzależnione od oprawcy i nie widzi możliwości ucieczki. Nie ma kontroli nad własnym życiem i nie widzi szans jej odzyskania. Ponadto potęguje pozytywne cechy swojego oprawcy i jest skłonna do miłych gestów wobec niego.
Wyjście z syndromu sztokholmskiego zależy od tego, w jakiej sytuacji się pojawił. W przypadku porwania czy przetrzymywania, niezbędna jest interwencja policji.
Jeśli natomiast mówimy o toksycznych związkach, bardzo ważna jest tutaj pomoc bliskich, którzy są w stanie uświadomić ofierze to, czego nie widzi ona sama, czym jednocześnie narażają się na jej gniew.
Jak uświadomić kogoś, że jest pod wpływem oprawcy? Przede wszystkim zwracać mu uwagę na wszystkie objawy syndromu oraz pokazywać alternatywne wyjścia, czyli np. odejście od przemocowego partnera czy terapia. Nierzadko bowiem ofiara widzi jedynie jedną wersję – zostanie przy oprawcy.
Syndromem sztokholmskim nazywa się specyficzną reakcję obronną, która zachodzi na linii ofiara – oprawca. Co dokładnie oznacza ten termin, jakie są objawy i przyczyny syndromu sztokholmskiego i jak z niego wyjść?
2018-11-13 13:05 lek. Tomasz Nęcki Autor: Getty images
Syndrom sztokholmski to problem psychologiczny, który przeciętnemu człowiekowi wydawać się może po prostu absurdalny – polega on bowiem na tym, że ofiara ceni swojego prześladowcę. W przebiegu syndromu sztokholmskiego wszelkie złe uczynki oprawcy są usprawiedliwiane, oprócz tego ofiara nie pozwala zwykle powiedzieć na jego temat złego słowa. Skąd bierze się syndrom sztokholmski i co można zrobić, by go zwalczyć?
Syndrom sztokholmski to zjawisko, które opisano w latach 80. poprzedniego wieku. Po raz pierwszy zaobserwowano je po zdarzeniu, które miało miejsce w 23 sierpnia 1973 roku w Sztokholmie.
Syndrom sztokholmski w… bajkach dla dzieci
W 1973 roku w Sztokholmie doszło do napadu na bank, w którym napastnicy wzięli zakładników. Po sześciu dniach udało się uwolnić przetrzymywane osoby, przejawiały one jednak dość nieoczekiwane zachowania.
Zakładnicy bronili swoich oprawców, nie chcieli też zaznawać przeciwko nim na policji. To jednak jeszcze nie wszystko – jedna z przetrzymywanych osób założyła fundację, której zadaniem była zbiórka pieniędzy dla prawników porywaczy, inna zaś z porwanych finalnie zaręczyła się z jednym z porywaczy.
Analizując wymienione wyżej zachowania, można by tak naprawdę pomyśleć, że zakładnicy musieli dosłownie postradać zmysły. Było jednak inaczej – rozwinął się u nich po prostu syndrom sztokholmski.
Po raz pierwszy wspomniał o nim kryminolog i psycholog, Nils Bejerot – mężczyzna ten był jedną z osób, które współpracowały z policją podczas wspomnianego wyżej napadu na bank i właśnie on nazwał przejawiane przez ofiary nietypowe zachowania syndromem sztokholmskim.
Syndrom sztokholmski rozwija się u osób, które zetkną się z wyjątkowo stresującymi sytuacjami.
Czyny te sprawiają, że ofiara może niejako zaczynać widzieć w swoim oprawcy człowieka, może zacząć się jej wydawać, że nie jest on tak naprawdę na wskroś zły. Pojawiać się wtedy może zjawisko, które określane jest jako dysonans poznawczy.
Dla ludzkiej psychiki korzystne ono z całą pewnością nie jest. Ofiara zdaje sobie bowiem z jednej strony sprawę, że jest właśnie ofiarą, z drugiej zaś strony, zaczyna ona kierować ku prześladowcy pozytywne odczucia.
Dysonans poznawczy bywa źródłem mętliku w głowie – w końcu jeden, ten sam człowiek ma dwa skrajne punkty widzenia – przez co w końcu umysł dąży do wybrania tej jednej, „właściwej” wersji. Wtedy właśnie kat może zostać uznany za osobę dążącą do dobra ofiary i pojawiać się może u niej syndrom sztokholmski.
Kryzys w związku. Czy kłótnie są potrzebne?
Jak reagować na narzekania partnera i zmienić toksyczny związek?
O syndromie sztokholmskim mówi się głównie w kontekście ofiar różnego rodzaju przemocy, co ciekawe jednak, można się jednak natknąć i na opinie, że jeden przypadek tego problemu pojawił się w pewnym, dość popularnym… filmie animowanym.
Mowa tutaj o „Pięknej i Bestii”. Główna bohaterka, Bella, zanim zaczęła darzyć Bestię pozytywnymi uczuciami, najpierw była u niego przetrzymywana zasadniczo wbrew swojej woli.
Typowo syndrom sztokholmski traktuje się jako problem osób porwanych i przetrzymywanych w niewoli przez dłuższy czas, w praktyce jednak, niestety, jego przejawy bywają spotykane również i w związkach międzyludzkich. W wielu toksycznych relacjach jeden z partnerów przybiera rolę kata, drugi z kolei rolę ofiary. O tym, że związek taki nie funkcjonuje prawidłowo, przekonywać nikogo zapewne nie trzeba.
Ofiara może mieć niejako świadomość działań swojego partnera – może ona np. zdawać sobie sprawę z tego, że kieruje on ku niej agresję psychiczną, ogranicza jej plany czy zdolności rozwoju, a jednocześnie nie podejmuje żadnych prób walki z tą sytuacją. Więcej nawet – ofiara wciąż usprawiedliwia swojego oprawcę.
Mawia się, że miłość jest ślepa – w przypadku syndromu sztokholmskiego w związku rzeczywiście tak jest. Ofiara problemu zawsze wytłumaczy swojego kata: w końcu miał on ciężkie dzieciństwo, poprzedni partnerzy go zawiedli czy też w pracy narażony jest na bardzo silny stres.
Nie widzi zwykle tego, jak negatywnie wpływają na nią działania oprawcy – skupia się na tym, aby wytłumaczyć jego zachowania. Jednocześnie ofiara nierzadko całkowicie zaniedbuje całkowicie swoje potrzeby: skupia się na tym, by zadowolić oprawcę i próbuje wystrzegać się tych zachowań, które mogłyby wzbudzić irytację lub gniew w jej partnerze.
Z syndromem sztokholmskim w związku związana jest zwykle również i izolacja. Kat zdaje sobie sprawę, że bliscy jego ofiary, rodzina czy przyjaciele, mogą podejmować próby odciągnięcia jej od niego. Podejmuje więc starania (zwykle zakończone powodzeniem) o odizolowanie ofiary od tych ludzi.
Może on w tym celu sugerować ofierze, że jej bliscy są do niego uprzedzeni czy też że próbują działać na jego niekorzyść. Wtedy, gdy ma on do czynienia z ofiarą syndromu sztokholmskiego, zwykle ziarno pada na podatny grunt i ofiara rzeczywiście wycofuje się z kontaktów z bliskimi jej ludźmi.
Jeszcze innym zjawiskiem związanym z syndromem sztokholmskim w związku jest zwykle niemożność ucieczki. Oczywiście, ciężko to porównywać do niemożności ucieczki przetrzymywanej osoby w przypadku porwania. Zakończenie takiego związku może utrudniać chociażby posiadanie z katem dzieci czy wspólnego kredytu mieszkaniowego lub też bycie zależnym finansowo od oprawcy.
Nieszczęśliwa żona i matka. Mam dom, męża, dzieci i jestem nieszczęśliwa
Kryzys w związku a ciąża. Chcieliście tego dziecka, a teraz coś się między wami psuje. Dlaczego?
Walka z syndromem sztokholmskim prosta nie jest, można jednak go zwalczyć. Ważną rolę odgrywają tutaj zwykle bliscy osoby, która ma syndrom sztokholmski – to oni mogą skłonić ją do wyrwania się z toksycznych relacji. Łatwe – ze względu na przywiązanie do oprawcy – zwykle to nie jest, aczkolwiek naprawdę jest to możliwe.
Przede wszystkim trzeba jednak uzbroić się w cierpliwość. To, że ofiara unika odwiedzin u rodziny czy nawet kontaktów telefonicznych z bliskimi, nie świadczy o tym, że straciła całkowicie z nimi więź – jest ona po prostu przysłonięta uczuciami skierowanymi ku oprawcy.
Zdarza się, że ofiara sama w końcu nabiera dystansu i widzi, co czyni z nią i jej życiem oprawca – może to być dla niej bodźcem do tego, aby zakończyć toksyczny związek i odzyskać radość życia. Pomagać jej może w tym wsparcie udzielone przez bliskich.
Syndrom sztokholmski bywa jednak ogólnie bardzo silny i tak jak niektóre ofiary są w stanie samodzielnie się z nim uporać, tak już inne przez bardzo długi czas, mimo swoich starań, pozostają w sidłach patologicznych przekonań. W takich przypadkach nie ma się co wahać – warto wtedy po prostu skorzystać z pomocy psychologa czy też psychoterapeuty.
Syndrom sztokholmski to nic innego, jak sympatia ofiary do sprawcy. W przypadku takich traumatycznych przeżyć, jak porwanie, więzienie czy znęcanie się każdemu, kto tego nie doświadczył sympatia, a nawet miłość do swojego dręczyciela może wydawać się surrealistyczna. Jest to jednak dość popularne zjawisko . Dlaczego ofiara usprawiedliwia swojego oprawcę?
Zobacz także: Po tych słowach rozpoznasz każdego kłamcę. Dowiedz się, jak to sprawdzić!
Nazwa tego syndromu wzięła się od wydarzeń przy placu Norrmalmstorg w Sztokholmie. Podczas napadu zakładnicy byli przetrzymywani przez kilka dni. Kiedy napastnicy zostali złapani, a więźniowie uwolnieni, ci drudzy bronili swoich oprawców. Odmawiali pomocy policji, pomimo tego, że byli więzieni przez sześć dni.
Syndrom sztokholmski ujawnia się nie tylko w przypadku więzienia . Innymi sytuacjami, które mogą go wywołać jest porwanie, obóz pracy, kazirodztwo, a nawet mobbing, czy toksyczna relacja z partnerem.
Mianem syndromu sztokholmskiego określa się mechanizm przetrwania, który pojawia się w relacji kat – ofiara. Polega on na tym, że ofiara zaczyna mieć pozytywne uczucia do swojego oprawcy . Zarówno w przypadku, kiedy jest to osoba obca – np. porywacz, jak i w sytuacji, gdy sprawcą przemocy jest osoba najbliższa.
Jest to termin psychologiczny. Syndrom sztokholmski może występować w różnych sytuacjach . Najczęściej ujawnia się w przypadku zespołu stresu pourazowego, wykorzystywania seksualnego, porwania, niedawno przebytej traumy, przemocy domowej, przetrzymywania zakładników oraz w toksycznych związkach. Można o nim mówić także w przypadku jeńców wojennych oraz członków sekt.
Zostało udowodnione, iż po pewnym czasie stosowania przemocy (fizycznej, jak i psychicznej) między ofiarą a katem wytwarza się specyficzna więź. Osoba pokrzywdzona zaczyna usprawiedliwiać swojego stręczyciela . Zaczyna go też lubić, a nawet kochać. Ofiara nie czuje potrzeby uwalniania się od kata.
W toksycznych związkach również można dostrzec elementy syndromu sztokholmskiego. Jest to szczególnie widoczne w relacjach opartych na przemocy fizycznej lub psychicznej. W takim związku wszystkie decyzje, jakie podejmuje ofiara są podyktowane perspektywą sprawcy.
Ofiara próbuje zadowolić partnera. Dopasowuje swoje zachowanie do jego nastroju tak, aby nie sprowokować wybuchu agresji. Jej osobowość zostaje stłumiona, a ona sama osaczona przez pragnienia, przyzwyczajenia i potrzeby partnera.
Partner – kat izoluje ofiarę od innych osób, które mogłyby chcieć jej pomóc. Często stosuje przy tym techniki manipulacyjne. Ofiara nie widzi możliwości zakończenia toksycznej relacji, a nawet nie chce jej kończyć, ponieważ nie wierzy w to, że poradzi sobie sama.
Aby można było mówić o syndromie sztokholmskim i aby mechanizm ten mógł się wytworzyć u ofiary, muszą zostać spełnione pewne warunki. Jest to:
Ofiara doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że kat jest zdolny do wszystkiego. Z premedytacją może nawet odebrać jej życie.
Kiedy oprawca chce utrzymać ofiarę przy życiu i w tym celu, podaje jej posiłek, ofiara odbiera to jako oznakę jego dobroci.
Ofiara jest przekonana o tym, że ucieczka jest niemożliwa. Z czasem dostosowuje się do sytuacji i przestaje szukać możliwości uwolnienia się.
Ofiara czuje się bezradna i osamotniona. Kat jest jedyną osobą, z którą ma ona kontakt.
Ofiara porwania tłumaczy to następująco:
Kiedy nie zabiją cię od razu, myślisz, że są dobrzy. Stają się jeszcze lepsi każdego kolejnego dnia, kiedy pozwalają ci żyć
Z czasem złość wymierzona w kata zmienia się w pewien rodzaj wdzięczności za to, że darował jej życie (tylko więzi, a przecież mógł zabić).
Aby syndrom sztokholmski mógł się ujawnić w przypadku ofiary musi dojść do traumatycznych dla niej wydarzeń takich, jak te wcześniej wspomniane. Bardzo ważna jest tu także psychika osoby pokrzywdzonej. To od niej zależy, czy ten mechanizm obronny zacznie działać czy też nie.
Syndrom sztokholmski dotyka osób, które:
Partner – kat to np. mąż utrzymujący ją finansowo lub porywacz, który ją przetrzymuje.
Ofiara jest zniewolona i ciągle poniżana, ale jednocześnie nie widzi (lub nie chce widzieć) możliwości odejścia.
Osoby, które są więzione lub kobiety, którym despotyczni mężowie zabraniają kontaktów z rodziną i/lub znajomymi.
Drobne czynności ze strony sprawcy (podanie kawy, zgoda na zapalenia papierosa) odbierają jako jego uprzejmość.
Ponad to, na syndrom sztokholmski są narażone osoby mało pewne siebie, o depresyjnych cechach osobowości , mające stany lękowe, uległe, naiwne, o niskim poczucie własnej wartości oraz osoby niedojrzałe.
Syndrom sztokholmski jest całkowicie wyleczalny , jednak odzyskanie zdrowia nie jest dla ofiary procesem ani łatwym, aby szybkim. Osoby dotknięte tym syndromem wymagają pomocy specjalisty – psychologa lub psychiatry. Bardzo ważne będzie dla nich także wsparcie rodziny.
Zobacz także: Samotność w związku nie zawsze oznacza rozpad relacji. Jak sobie z nią radzić?
Syndrom sztokholmski jest zjawiskiem, które można określić jako solidaryzowanie się ofiary ze swoim oprawcą. Genezą, ogólnymi objawami i leczeniem zajmowaliśmy się w poprzednim artykule. Dzisiaj szerzej przyjrzymy się występowaniu tej specyficznej więzi w związkach małżeńskich czy partnerskich. Okazuje się bowiem, że może on występować również w przemocowych związkach miłosnych.
W związkach, w których jeden z partnerów przyjmuje rolę ofiary a drugi kata stwierdzenie to nabiera nowego znaczenia.
Choć ofiara może sobie nawet zdawać sprawę z kierowanej wobec niej przemocy fizycznej i/lub psychicznej nie podejmuje działań dążących do zmiany tej sytuacji, a co więcej przemocowego partnera usprawiedliwia.
Usprawiedliwia jego zachowanie tłumacząc je ciężkim czasem w pracy, nadmiernym stresem czy trudnym dzieciństwem. Chociaż zachowania oprawcy są dla niej bolesne to większa uwaga skierowana jest na wytłumaczenie występujących sytuacji niż na dostrzeżenie negatywnego wpływu na własną osobę.
Choć jak w większości trudnych sytuacji najważniejsza jest pomoc bliskich osób, rodziny czy przyjaciół, to w tej sytuacji najczęściej niezbędna jest pomoc psychologa, psychoterapeuty a czasem również lekarza psychiatry.
Po pierwsze osoba, która w związku pełniła czy nadal pełni rolę ofiary, potrzebuje wsparcia w uwolnieniu się z toksycznej relacji. Potrzebuje miejsca i osób wśród których poczuje się bezpiecznie.
Po drugie, w dalszym etapie pracy, ważne aby przyjrzeć się dlaczego ofiara dała się uwikłać w taką relację oraz pomóc jej zyskać (lub odzyskać) samodzielność i niezależność w kierowaniu własnym życiem.
Sensity.pl to poradnia psychologiczna, której misją jest pomoc rodzinom w pokonywaniu kryzysów, ze szczególnym uwzględnieniem pracy z parami i małżeństwami, które znajdują się w sytuacji około rozwodowej. Sensity.pl nie mediuje rozwodów, zawsze walczymy o uratowanie związku i rodziny.
Wpływ sprawcy na ofiarę może trwać jeszcze długo po zakończeniu ich relacji. Ofiara często jest tak uzależniona od sprawcy, że nie potrafi bez niego normalnie funkcjonować. pixabay.com/Tumisu
Syndrom sztokholmski to nietypowy fenomen, który zaobserwowano u ofiar porwań, zakładników, a także ofiar długotrwałej przemocy. Polega on na wytworzeniu się silnego przywiązania ofiary do sprawcy. Ofiara może nie chcieć zostać uwolniona, a nawet utrudniać pracę organom ścigania. Jaki mechanizm w umyśle człowieka jest odpowiedzialny za powstanie syndromu sztokholmskiego? O tym w artykule.
Chociaż nazwa „syndrom sztokholmski” jest powszechnie znana, niewiele osób poznało jej genezę. Otóż w roku 1973 w Sztokholmie doszło do napadu na bank, podczas którego przestępca pojmał czworo zakładników i przetrzymywał ich przez sześć dni.
Gdy zakładników uwolniono, żaden z nich nie zamierzał zeznawać przeciwko sprawcy napadu. Zamiast tego zaczęli… zbierać fundusze na dobrego prawnika dla przestępcy. Na prośbę policji zakładników zaczął badać szwedzki psycholog Nils Bejerot.
To on jako pierwszy opisał fenomen, w którym ofiara zaczyna odczuwać przywiązanie do swojego kata i działać na jego korzyść.
Na pierwszy rzut oka syndrom sztokholmski wydaje się całkowicie irracjonalny. Przecież w sytuacji opresji powinniśmy chcieć uciec jak najdalej od oprawcy. Nawet jeżeli taka jest pierwsza reakcja, wkrótce może się okazać, że ucieczka nie jest możliwa.
Presja związana ze znalezieniem się w sytuacji bez wyjścia jest nie do zniesienia na dłuższą metę. Dlatego umysł człowieka wykształca pewne mechanizmy obronne, mające na celu utrzymanie przynajmniej pozorów stabilności.
Jednym z takich mechanizmów obronnych jest dostrzeganie pozytywów w zaistniałej sytuacji. Takim pozytywem może być sam fakt, że napastnik nie
Mulatka rucha się w dupę
Każdy jest rżnięty na tej orgii
Tajemniczy dziwkarski lodzik

Report Page