Znakomite laski w szatni

Znakomite laski w szatni




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Znakomite laski w szatni



Plotek


Zdjęcia

Jak 'wyrywano' dziewczyny i gdzie bywali Łapicki, Hłasko i inni. Tak bawiła się Warszawa lat 50.








 





 





Zuzanna Iwińska


04.11.2012 17:13



Gdy idziemy warszawską ulicą, mamią nas kolorowe afisze coraz to nowych klubów i lokali. Plac Zbawiciela, Nowy Świat czy Powiśle to dziś punkty obowiązkowe na imprezowej mapie stolicy. Jednak w nie tak odległych czasach, kiedy nikt jeszcze o hipsterach nie słyszał, Warszawa dopiero podnosiła się z gruzów, a modne miejsca można było policzyć na palcach, życie towarzyskie stolicy również kwitło. Zobacz, gdzie chadzano w czasach PRL.


Piwnica jazzowa w Hybrydach, 1962 r. Gra trio Krzysztofa Komedy FORUM



Nowy klub Kamieniołomy Fot. Jacek Łagowski / Agencja Wyborcza.pl



''Bal Samotnych'' w kawiarni Nowy Świat 1957 . Fot. TADEUSZ ROLKE / Agencja Wyborcza.pl



Hotel Europejski Fot. Dariusz Borowicz / Agencja



Plac Konstytucji Fot. Edward Falkowski



U Aktorów Fot. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl



Cafe Snob. pochwała PIW-owskich ciastek w demonstracji Henryka Tomaszewskiego. Asystuje Stanisław Topfer Fot.



Nowa Kameralna na ul. Kopernika fot. wot


Pytanie 1 z 11

"Zamierzam złożyć mu propozycję nie do odrzucenia" - te słowa Marlon Brando wypowaida w filmie:



Spokojny Amerykanin





Ojciec Chrzestny





Hrabina z Hongkongu








14:49

"Projekt Lady". Agata jest w ciąży. Dostała złośliwe komentarze. "Współczuję". Odpowiedziała




14:29

Księżniczka Beatrice miała mieć inne imię! Zmiany zażądała królowa Elżbieta II. Znamy powód




14:20

Księżniczka Anna udzieliła wywiadu. Wspomniała, co królowa zrobiła po śmierci Diany. Chodziło o Harry'ego i Williama




14:06

Król Karol III rozzłościł się, gdy zasiadł do "zagraconego stołu". Wcześniej interweniował jego syn [WIDEO]




13:44

Wyciekło, co działo się w Balmoral po przyjeździe księcia Harry'ego. "Istniał wyraźny podział"





Poniedziałek, 12 września Miło Cię widzieć!
Przygnębiający, smutny PRL. To jedne z pierwszych skojarzeń, jakie dziś przychodzą na myśl, kiedy wspominamy czasy sprzed ok. 50 lat. Jednak ówczesna młodzież jak powietrza potrzebowała wprowadzić kolor do szarej rzeczywistości. W powojennej Warszawie pierwsze kawiarenki powstawały między ruinami i gruzami. Zaraz po nich pojawiły się pierwsze lokale, gdzie można było potańczyć.
Jednym z najmodniejszych wówczas miejsc, gdzie gości rozgrzewał dynamiczny big-beat, były Hybrydy. W latach 50. i 60. mieściły się przy ulicy Mokotowskiej 48. Cezary Prasek nazywał je prawdziwym centrum kulturalnym stolicy. Wyposażenie było adekwatne do tak zaszczytnego tytułu.
W Hybrydach można było też otrzeć się o prawdziwe luksusy.
Nic dziwnego, że do Hybryd ludzie przybywali tabunami:
Fot. TADEUSZ ROLKE / AGENCJA GAZETA
Wtedy, podobnie jak dziś, istniały sprawdzone sposoby, aby dostać się do najmodniejszych miejsc w stolicy. Trzeba było mieć albo znajomości, albo odpowiednią prezencję, albo pieniądze.
Tym, którym nie udało się wejść pozostawało brylowanie na chodniku przed wejściem.
Cóż dziś z pewnością skuter nie wystarczy...
Stodoła także należała do ulubionych lokali warszawiaków sprzed półwiecza. Początkowo lokal był stołówką dla budowniczych Pałacu Kultury i Nauki, z czasem zamienił się jednak w jedno z najpopularniejszych miejsc w stolicy.
Do klubu ściągali nie tylko amatorzy tańca. Stodoła stała się miejscem, gdzie wypadało się pokazywać. Roiło się tam od aktorów, muzyków jazzowych, kabareciarzy. Chadzała tam także kontrowersyjna aktorka i modelka Teresa Tuszyńska.
Jak pisze Jacek Kowalski w " GW ", to właśnie w Stodole rozpoczęła się kariera, 16-letniej wówczas, Tuszyńskiej, nazywanej "Miss Stodoły".
Wtedy, na balu, zrobił jej pierwsze zdjęcia. I zaprosił ją do atelier mieszczącego się w kawalerskim pokoiku na ulicy Poznańskiej.
Harenda swojej siedziby nie zmieniła aż po dziś dzień. Podobna jest także klientela. Dawniej, jak i obecnie, zaglądali tu przede wszystkim studenci z sąsiadującego z kawiarnią Uniwersytetu Warszawskiego.
Harenda stała się inkubatorem dla wielu początkujących artystów czy naukowców. To właśnie tam, przy długich rozmowach przy herbacie lub kawie, kiełkowały w głowach początkujących artystów i myślicieli nowe idee. Kto tam szukał swojej muzy? Dziś ich nazwiska można spotkać w podręcznikach.
Marka Hłaski, Stanisława Grochowiaka, Jarosława Rymkiewicza, Jerzego Krzysztonia czy Tadeusza Nowakowskiego nie trzeba chyba nikomu przestawiać.
Jednak nie tylko początkujący artyści przychodzili do Harendy. Świeża myśl stanowiła atrakcję także dla starych wyjadaczy. Do kawiarni wpadał wielokrotnie znany birbant Jan Himilsbach, adorowany przez zachwyconą nim młodzież. Przyciągał go tam nie tylko tłum wielbicieli czy atmosfera, lecz także życzliwy szatniarz pan Henio.
Dziś Harenda to przede wszystkim klub. W piwnicach znajduje się sala taneczna, a dawniej urządzona była tam restauracja:
Do listy niezwykle modnych miejsc, w których życie rozpoczynało się głównie wieczorami, należy dołączyć także legendarny klub Kamieniołomy. W latach 60. goście lokalu mieli szansę posłuchać na żywo świetnych kapel jazzowych, a także skosztować wyjątkowych drinków, np. tylko tam można było napić się whisky z colą.
Takie atrakcje przyciągały jak magnes znanych salonowych bywalców.
W 2009 roku klub został ponownie otwarty. Jego współczesna wersja również szybko zyskała równie dobrą renomę. W każdy weekend roiło się tam od ludzi spragnionych dobrej zabawy. Jednak z powodu remontu Hotelu Europejskiego, 29 czerwca tego roku, Kamieniołomy zostały zamknięte.
fot. http://pitaparty.blogspot.com/
Okolice Uniwerku stanowiły kulturalne centrum stolicy. Znajdowało się tam wiele przeróżnych lokali, jednak nie wszystkie zasłużyły sobie na miano tak "kultowych" jak kawiarnia Nowy Świat.
Kto bywał w Nowym Świecie, miał szansę spotkać wiele sław.
W kultowej kawiarni skupiała się artystyczna i naukowa elita. Gości przyciągały także występy kabaretowe. Swoje skecze prezentował tu m.in. słynny "Dudek", organizowano także Radiowe Giełdy Piosenek.
Do niedawna, w tym samym miejscu, pod numerem 63, istniała kawiarnia "Nowy Wspaniały Świat', która starała się nawiązać do tradycji swojej osławionej poprzedniczki. NWŚ, lokal administrowany przez Krytykę Polityczną, szybko stał się ulubionym miejscem spotkań warszawiaków.
Jednak niestety także i Nowy Wspaniały Świat już nie istnieje. Kawiarnia została zamknięta 15 lipca 2012 roku.
Kawiarnia Europejska znajdowała się w Hotelu Europejskim przy Krakowskim Przedmieściu. Była ulubionym miejscem spotkań artystów estrady. Jednakże tylko do wieczora.
Jednak nie każdy amator płatnej miłości mógł nacieszyć się towarzystwem pań z Europejskiej. Tamtejsze prostytutki celowały raczej w zamożną klientelę.
Tamtejsze prostytutki miały tak dobra prasę, że polecano je także, aby umilać zagranicznym dygnitarzom czas oficjalnych wizyt.
W bliskim sąsiedztwie Europejskiej znajduje się Hotel Bristol. Dziś to jeden z najbardziej luksusowych i najdroższych hoteli w Warszawie. To w nim podczas Euro 2012 mieszkała reprezentacja Rosji. Dziś mało kto wybiera hotelową kawiarnię na nocne spotkania, jednak w PRL-u nie miała ona renomy niedostępnego, nazbyt eleganckiego miejsca.
W PRL-u Bristol przyciągał najrozmaitszą klientelę, która rozbijała się na trzy grupy. W zależności od swoich potrzeb gromadziły się one albo przy barze, albo w kawiarni, albo w nocnym klubie.
Jednak nie tylko opozycyjna myśl przyciągała bankietowiczów do Bristolu. Niewątpliwie to tam właśnie mieściła się jedna z największych ówczesnych atrakcji stolicy, pierwsza w Warszawie, prawdziwa dyskoteka.
Życie towarzyskie toczyło się nie tylko przy trakcie królewskim. Bywać wypadało także na MDMie. Nowoczesny kompleks mieszkań (dla ok. 45 tysięcy osób) zbudowany był według ścisłych wytycznych socrealizmu. Ogromny plac, monumentalne bryły przyciągały warszawiaków. Szczególnie wieczorami MDM tętnił życiem. Duża liczba kawiarni sprawiała, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Amatorzy sztuki mogli przy herbacie oglądać galerie malarskie. Przy pl. Konstytucji znajdowała się także chińska restauracja Szanghaj.
Na MDM-ie bywali wszyscy ci, którzy lubili nocne życie. Należała do nich także młodziutka jeszcze Krystyna Mazurówna.
Ostatecznie Gruza numer dostał i postanowił się pochwalić całym zajściem znajomemu, Krzysztofowi Teodorowi Toeplitzowi.
Stowarzyszenie Polskich Artystów Teatru i Filmu, czyli SPATiF zrzeszało artystów związanych z teatrem, estradą, radiem, telewizją czy filmem. W odróżnieniu od innych modnych warszawskich lokali, do klubu SPATiF-u, oficjalnie, wstęp mieli tylko jego członkowie. Taka selekcja oraz fakt, że zbierała się tam śmietanka artystyczna, sprawiały, że ze SPATiF-em związanych jest więcej mitów, anegdot i dykteryjek niż z jakimkolwiek innym miejscem w Warszawie. Bywali tam zarówno nieopierzeni absolwenci filmówki, jak i wielcy twórcy. Stałym gościem był m.in. Andrzej Łapicki.
Jednak aktor utrzymuje, że mimo ogromnych ilości alkoholu, w SPATiF-ie można było doznawać także intelektualnych podniet.
SPATiF-owa klientela była bardzo różnorodna. Od znanych imprezowiczów: Jana Himlisbacha, Zdzisława Maklakiewicza czy Janusza Minkiewicza, po nestorów artystycznego środowiska: Słonimskiego, Ważyka czy Wiecha. Ci ostatni mieli zawsze zarezerwowany dla siebie stolik. Nie wypadało się także do nich dosiąść bez wyraźnego zaproszenia.
Do legend SPATiF-u należy także szef restauracji Włodzimierz Sidorowski (pierwowzór Sidorowskiego z "Rejsu"). Jego żelazne rządy sprawiły, że SPATiF cały czas trzymał poziom, mimo sporych ilości niedrogiego alkoholu. Gwiazdą klubu był także pan Franek - szatniarz.
Fot. Łukasz Węgrzyn / Agencja Gazeta
Szatniarz, jak się później okazało, także pracownik SB, swoich dłużników spisywał skrupulatnie w wielkim kajecie. Na jego pogrzebie wydało się, że pan Franek zapisywał wszystkie pożyczane sumy.
Dziś bardzo modne jest łączenie księgarni i kawiarni. W końcu nie ma nic przyjemniejszego niż filiżanka małej czarnej i dobra literatura. Jednak taki mariaż nie jest wymysłem ostatnich lat. Już w PRL-u lokale tego typu były równie popularne jak dziś.
Cafe Snob, mieszcząca się we wczesnomodernistycznej kamienicy przy ulicy Foksal 17, stworzona właśnie w takim stylu, stanowiła obowiązkowy punkt dla każdego, kto chciał "bywać".
W budynku mieściła się księgarnia PIW-u oraz malutka kawiarenka o zaledwie kilku stolikach. Jej niewielkie rozmiary jednak nie zniechęcały stałych bywalców. Przez lokal przewinęło się wiele znakomitych osób z kręgu kultury i sztuki.
W Snobie zjawiali się także światowej sławy goście. Na kawę przyszedł też pewnego razu filozof Jean Paul Sartre i Simone de Beauvoir.
Cafe Snob nie była jednak miejscem spotkań wyłącznie towarzyskich. To właśnie tu narodziła się idea napisania pamiętnego Listu 34 - protestu ludzi kultury i sztuki przeciwko cenzurze.
Cóż, nic dziwnego, że władze niechętnie patrzyły na kawiarenkę. W 1968 r. zamknięto lokal i przez wiele lat pod adresem Foksal 17 znajdowała się jedynie księgarnia. Jednak obecnie właściciele nawiązali do tradycji miejsca i od remontu z 2011 roku działalność rozpoczęła kawiarnia "Opasły Tom". Natomiast w podziemiach, Agnieszka i Marcin Kręgliccy prowadzą włoską restaurację Chianti.
Kolejnym osławionym warszawskim lokalem, który znajdowała się przy ulicy Foksal, była Restauracja Kameralna, tzw "Kamera". 1947 roku została założona przez Związek Inwalidów Wojennych. Szybko zyskała sobie popularność, może dlatego, że niezależnie od zasobności portfela, każdy mógł poczuć się tam dobrze.
Nie bez znaczenia było też znakomite towarzystwo, które bywało w "Kamerze". Stołeczna bohema rozsławiła to miejsce nie tylko samą swoją obecnością, lecz i twórczością. Leopold Tyrmand, Henryk Grynberg, Marek Nowakowski i Marek Hłasko spędzili w kamienicy przy Foksal 16 niejeden wieczór. Najwięcej wspomnień ze słynnej Kameralnej utrwalił Marek Hłasko. Zasłyszane w niej opowieści często wykorzystywał w swoich opowiadaniach.
Fot. Marek Niziński / Wiadomości londyńskie
Warszawiaków do Kameralnej ciągnęło jak pszczoły do miodu. To właśnie tutaj koncentrowało się nocne życie stolicy. Wpłynęła na to nie tylko przesiadująca tam przy egzotycznych owocach (czyli wódce i ogórkach kiszonych) bohema, lecz także klimat lokalu.
Dziś Kameralna żyje nie tylko w opowiadaniach Hłaski. Przy ulicy Kopernika 3 otwarto nową Kameralną. Nad wejściem zawieszono ten sam neon, który wisiał w dawnym lokalu przy Foksal 16.

Data utworzenia: 15 maja 2017, 20:16
Dziennikarz Przeglądu Sportowego Onet
Mistrzostwa Świata Siatkarzy 41 min.
© 2022 Ringier Axel Springer Polska - Powered by Ring Publishing | Developed by RAS Tech
Application error: a client-side exception has occurred (see the browser console for more information) .
Application error: a client-side exception has occurred (see the browser console for more information) .
– Ta cisza w szatni była przerażająca – mówi Kamil Łączyński, jeden z najważniejszych graczy Anwilu. Jego drużyna sensacyjnie przegrała ćwierćfinałową rywalizację play-off z Czarnymi Słupsk. Nigdy wcześniej w polskiej koszykówce nie zdarzyło się, aby najlepszy zespół po rundzie zasadniczej odpadł już w pierwszej rundzie.
Trener zespołu długo przeżywał porażkę, siedząc na ławce i płacząc. Pocieszyć podeszli go jego synowie. – Chyba każdy z nas miałby ochotę uronić łzę, jednak nie chcemy tego pokazywać – mówi w imieniu zawodników Łączyński. – Niestety, ale niezbyt chlubnie zapisaliśmy się w historii polskiej koszykówki. To boli – dodaje.
Rozgrywający jako pierwszy koszykarz Anwilu Włocławek wyszedł z szatni do kibiców. – Poczekajcie. Przyjdziemy do was wszyscy, będziemy rozmawiać. Nie musicie tutaj robić tłoku. Spotkajmy się pod halą. Czy myślicie, że my jesteśmy mniej wkurzeni od was? – mówił Łączyński, którego mocno rozgoryczeni kibice posłuchali. Widać, że akurat on nie stracił szacunku nawet najbardziej krewkiej części widowni.
– Co nie znaczy, że nie mam pretensji do siebie. Myślę, że każdy z zawodników wewnętrznie przeżywa to, że w rywalizacji z Czarnymi wiele rzeczy mógł zrobić lepiej, że powinien był dać z siebie jeszcze coś więcej. W kluczowym meczu zupełnie opuściła nas skuteczność. Zobaczyłem w statystykach, że razem z Nemanją (Jaramazem – przyp. red., drugim z rozgrywających) mieliśmy dwa celne rzuty na czternaście prób – kręcił głową zawodnik, który próbował ratować Anwil „trójkami”. Gdy Czarni osiągnęli we Włocławku dziesięć punktów przewagi, to jego dwa rzuty z rzędu pozwoliły Anwilowi przynajmniej spróbować wykonać ostatni zryw. Nieskutecznie. Jego zespół przegrał minimalnie, bo w pięciomeczowej serii decydowały detale. Ale Anwil przegrał także dlatego, bo nie miał takiego zawodnika jak Chavaughn Lewis z Czarnych. Amerykanin z Queens w Nowym Jorku uzbierał 23 punkty. – Wbijał się w nasze pole trzech sekund, radził sobie z obroną, mimo, że oddawał takie „wymuszone”, niekonwencjonalne rzuty. To na pewno nie było wytrenowane. No, ale był w tym skuteczny – mówi Łączyński.
– Ktoś napisał na Twitterze, że gdyby nasza seria z Czarnymi toczyła się do w formule „best of nine” (czyli do pięciu wygranych), to byłoby właściwie – przypomina Łączyński. Tym kimś był Adam Waczyński, występujący obecnie w Hiszpanii, jeden z najlepszych koszykarzy reprezentacji Polski, który docenił to, jak wyrównane starcia grali jego niedawni koledzy z ligowych parkietów.
Czarni wygrali dwa mecze we Włocławku, Anwil wygrał na wyjeździe raz, bo w ostatniej akcji meczu numer trzy w serii, trójkę z narożnika boiska rzucił właśnie Łączyński. Koszykarz pokazał serią ze Słupskiem, że zasłużył na to, aby latem otrzymać powołanie do reprezentacji Polski. Po raz ostatni grał w niej w eliminacjach do poprzedniego EuroBasketu. Od tamtego czasu pokazał, że poprawił się jako koszykarz. Nie tylko pod względem umiejętności boiskowych, ale także charakterologicznie. Stał się twardszy, bardziej odpowiedzialny, mocniejszy psychicznie.
– Fiodor wracaj na razie do szatni. Musimy jeszcze porozmawiać. Wszyscy poczekajcie w szatni – przerwał na chwilę rozmowę z dziennikarzami, zwracając się w krótkich, żołnierskich słowach do – formalnego – kapitana Anwilu Włocławek. Widać, że jeden z najniższych graczy w zespole ma w nim duży posłuch... – W szatni jeszcze właściwie o niczym nie rozmawialiśmy. Nikt nie odezwał się słowem. Na razie panuje tam głucha cisza. Trochę przerażająca – mówił Łączyński kilkadziesiąt minut po zakończeniu meczu z Czarnymi.
Włocławek to dla koszykówki miejsce specyficzne. Kibicowanie to dla wielu nie rozrywka, a
Seksowna drobna laska kocha masturbację
Seksowna blondyna w pierwszej osobie
Atrakcyjny muzyk

Report Page