Zgoda po wojnie na poduszki

Zgoda po wojnie na poduszki




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Zgoda po wojnie na poduszki


Возможно, сайт временно недоступен или перегружен запросами. Подождите некоторое время и попробуйте снова.
Если вы не можете загрузить ни одну страницу – проверьте настройки соединения с Интернетом.
Если ваш компьютер или сеть защищены межсетевым экраном или прокси-сервером – убедитесь, что Firefox разрешён выход в Интернет.


Firefox не может установить соединение с сервером alicjamakota.pl.


Отправка сообщений о подобных ошибках поможет Mozilla обнаружить и заблокировать вредоносные сайты


Сообщить
Попробовать снова
Отправка сообщения
Сообщение отправлено


использует защитную технологию, которая является устаревшей и уязвимой для атаки. Злоумышленник может легко выявить информацию, которая, как вы думали, находится в безопасности.

Strona główna » Międzywojnie » Kobieca higiena w II RP. Czy nasze prababki używały podpasek?
Dołącz do nas

facebook
instagram
youtube


Mycie codziennie czy… raz na miesiąc? W miednicy czy tylko zwilżoną szmateczką? I co gdy nadejdzie miesiączka? Kobieca higiena sto lat temu zaskakuje.
W każdym szanującym się, przedwojennym domu był specjalny kącik służący do
mycia się. Obowiązkowym jego wyposażeniem były: miednica, naczynie do
przechowywania wody (najczęściej dzbanek) i mydło. To w wersji
ubogo-podstawowej, na wsiach i w biednych domach w mieście. A jak się sprawa
miała u bogaczy?
W latach trzydziestych do większości warszawskich domów doprowadzona już
była woda, kanalizacja i elektryczność. W projektach nowych budynków
uwzględniano spore pomieszczenia o przeznaczeniu czysto sanitarnym. Łazienki
wyposażone były w wannę, umywalkę i muszlę klozetową.
Jakiż to postęp w stosunku do odwiedzania wychodków lub zapełniania naczyń
wstydliwych! W takich warunkach aż chce się myć.
Z tym myciem jednak niestety bywało różnie. Wiele kobiet
uchodzących raczej za zadbane, niezbyt entuzjastycznie podchodziło do wody i
mydła. W efekcie pani wieczorem myła buzię, rączki i nóżki, a resztę
perfumowała. Po co szorować, skoro nie widać? Na szczęście
takie delikwentki były w zdecydowanej mniejszości.
Nawyki higieniczne przechodziły z pokolenia na pokolenie, z matki na córkę.
To rodzicielka, ewentualnie w niektórych domach bony, nianie i guwernantki,
odpowiadała za wpajanie małej dziewczynce odpowiednich nawyków.
Każdego ranka należało umyć twarz, szyję, dekolt i ręce w letniej wodzie. Woda zbyt ciepła (wedle dawnych opinii) rozleniwia i naraża rozgrzane ciało na przeziębienie, o które w przedwojennych domach było nietrudno. Całkiem zimna woda również nie była wskazana.
Nie dość, że takie poranne ablucje były wyjątkowo nieprzyjemne, to jeszcze
groziły zapaleniem płuc, czyli chorobą na tamte czasy bardzo ciężką. Innym
wariantem porannej toalety było nacieranie ciała szmatką zwilżoną w zimnej
wodzie.
Ta rześka czynność miała w gruncie rzeczy trzy funkcje. Po pierwsze
orzeźwienie. Z samego rana przemywamy twarz zimną wodą. Lodowaty strumień zmywa
resztki snu, budząc przy okazji na wpół przytomny mózg. Jeszcze tylko poranna
kawa i na pytanie „a co dziś będziemy robić?” można śmiało odpowiedzieć:
„Podbijać wszechświat!”. Po drugie hartowanie. Mocny system immunologiczny był
przed wojną podstawą. Dlatego już niemowlęta były hartowane.
Wystawiano je często na świeże powietrze; w poradnikach znajdziemy nawet
zalecenia by miały z nim kontakt przez trzy godziny dziennie, również przy
niskiej temperaturze. Mniej więcej dwuletnie dzieci zaraz po
przebudzeniu wkładano na kilka sekund do zimnej wody, a po dobrym wysuszeniu
kazano im biegać przez kwadrans na świeżym powietrzu.
I po trzecie higiena. Woda, mydło i szmatka (ewentualnie gąbka)… chyba nie
muszę nikomu tłumaczyć do czego służy taki zestaw. Dość stwierdzić, że dama
kończyła nacieranie rześka, świeża i pachnąca.
Istotnym zabiegiem medycznym były kąpiele powietrzne. Polegały one na… staniu przy otwartym oknie i głębokim oddychaniu. Traktowane były jak najbardziej serio i zalecane przez wielu lekarzy. Brzmi to jak doskonały pretekst do pijania kawy na balkonie.
Wróćmy jednak do mydła. Ten wydawałoby się niepozorny kosmetyk, był dla naszych prababek czymś po prostu niezbędnym. W początkach dwudziestego wieku ostrzegano młode kobiety: nie będziesz używać mydła to będziesz śmierdzieć i zostaniesz starą panną. Zresztą, nie tylko dzierlatki rozumiały powagę sytuacji.
Każda kobieta wiedziała, że nie pomoże jej ani ładna buzia, ani piękne
ciało, ani modna suknia, bo fetorek odstraszy wszystkich chętnych. Producenci
mydła prześcigali się więc w wymyślaniu nowych rodzajów i zapachów, a i
panie domu w zaciszu swoich kuchni przygotowywały własne wyroby.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Wśród mydełek znaleźć można było i takie o groźnie brzmiących nazwach, jak
benzoesowe, tymolowe, czy salolowe. Ich
stosowanie pomagać miało na wszystko: na wągry, pryszcze, zaczerwienienia, ba!
nawet na piegi. Niektóre przedwojenne marki spotkać można i we współczesnych
domach, jak chociażby Białego Jelenia.
Najważniejsza i najbardziej wymagająca dla kobiety jest higiena podczas
menstruacji. Nie inaczej było przed wojną, choć wówczas panie miesiączkowały
nieco inaczej niż współcześnie. Wiele kobiet było niedożywionych lub chorowało,
co często powodowało zaburzenia cyklu, podobnie jak nieleczone problemy hormonalne
i choroby kobiece, a także rodzenie dużej liczby dzieci i karmienie piersią.
W pochodzących z tamtego okresu czasopismach można się natknąć na prośby
czytelniczek o podanie im domowego sposobu na pozbycie się kobiecych
dolegliwości, które mogły wpływać na rozregulowanie organizmu. Porady
pojawiały się przeróżne, od ziołowych kąpieli parowych miejsc intymnych, po
aplikowanie zsiadłego mleka doustnie i… zewnętrznie. 
Ich skuteczność pozostawiała chyba co nieco do życzenia. Poza tym zapaszek po tej ostatniej kuracji musiał być wstrząsający.
Osobną kwestią było radzenie sobie z krwawieniem. Dziś w pierwszym lepszym
sklepie na rogu znajdziemy odpowiednie środki higieniczne – do wyboru, do
koloru. A każdy wiejski wielobranżowy oferuje kilka rodzajów tamponów i
podpasek.
 Wszystko zgrabne, poręczne,
jednorazowe, mieści się w kieszeni. W publicznej toalecie znajdziemy podręczny
kosz na śmieci, a w tych lepiej zaopatrzonych nawet automat z rzeczami
pierwszej potrzeby na „trudne dni”. Słowem… sielanka.
Nasze babcie i prababcie nie miały tak różowo. Jeszcze w czasach PRL
kobiety na słowa „rzucili watę” chwytały portmonetki i z rozwianym włosem
pędziły do najbliższego watowo-higienicznego Eldorado. Ten trudny do zdobycia
artykuł pierwszej potrzeby uwalniał je od przymusu własnoręcznego szycia sobie
podpasek.
Co do tych ostatnich, ich nazwa wcale nie wzięła się od trzymania ich
poniżej pasa. Dawniej podczas miesiączki kobiety musiały obwiązywać się kilkoma
paskami, które miały trzymać specjalną wkładkę.
Na początku dwudziestego wieku panie z reguły własnoręcznie szyły bieliznę,
w tym tę na czas menstruacji. Była ona o wiele bardziej skomplikowana od
zwykłych fig, które są popularne dzisiaj.
Oprócz pasków podtrzymujących, spod igły pani domu wychodziły także specjalne wkładki, czyli podpaski wielokrotnego użytku sprzed ponad wieku, których długość dochodziła do… ponad pół metra. 
Mocowało się je do wspomnianych pasków, nosiło tyle, ile trzeba było, a potem prało. Oczywiście zwykłe pranie nie zabijało zapachu, więc autorzy poradników higienicznych polecali wygotowywanie (10-15 minut w rondelku na kuchni załatwiało ponoć sprawę).
Oczywiście nie każda pani miała talent do szycia. Dlatego podpaski dało się też kupić. I polska prasa wcale nie unikała ich reklamowania.
W 1906 roku w „Ziemi Lubelskiej” zachwalano na przykład asortyment Fabryki Patentowanych Nieszkodliwych Antigorsetów „Hygjena”. Na miejscu 14 w ilustrowanym katalogu:
PAS MIESIĘCZNY (podpaska perjodyczna) z poduszkami przyjmującymi wydzieliny; niezbędny dla hygjeny i zdrowia pań; poduszka A niepiorąca się i poduszka B do prania.
„Poduszki” sprzedawano na tuziny. Wariant drugi („robota szydełkowa”) był przeszło trzy razy droższy od pierwszego.
W końcu pojawiły się podpaski jednorazowe. Według popularnej na Zachodzie opowiastki wyewoluowały one z wynalazku Benjamina Franklina, mającego pomagać żołnierzom z ranami postrzałowymi.
Według innej wersji ich źródeł należy szukać raczej w pomyśle zaradnych
pielęgniarek, które korzystały z tanich i łatwo dostępnych bandaży
zawierających celulozę. Sprytne pracownice służby zdrowia zauważyły, że
bardziej opłaca im się skorzystać z tego materiału i zaraz go wyrzucić, niż
tracić czas na „obsługę” podpaski wielokrotnego użytku.
Zapewne amerykańska firma Kotex wzięła pod uwagę ten pomysł i bezpośrednio po I wojnie światowej zaczęła na masową skalę produkować jednorazowe podpaski.
Mimo że ówczesna pruderia utrudniała jawną reklamę produktu, szybko zdobył on olbrzymią popularność. Robert Spector, autor książki Shared Values: A History of Kimberly-Clark podaje, że w 1927 roku Kotex sprzedał podpasek za 11 milionów dolarów (162 miliony w dzisiejszych pieniądzach!).
Nawet ciekawsza jest jednak informacja o międzynarodowej ekspansji firmy. Kotex chwalił się, że działa już w 57 krajach. I choć w polskiej prasie nie natrafiłam na reklamy ich podpasek, to niewątpliwie były one dostępne. W roku 1937 nasz Urząd Patentowy zatwierdził znak towarowy Kotexu w związku ze zmianą nazwy firmy.
Jeśli sam Kotex nie zawojował Polski i nie stał się dominującą marką to tylko dlatego, że konkurowały z nim miejscowe produkty. W gazetach pełno jest ich anonsów, choć nie zawsze da się łatwo odsiać które z nich dotyczą podpasek jednorazowych, a które – tych tradycyjnych.
Przykładowo w styczniu 1922 roku w „Kurierze Warszawskim” reklamował się skład handlowy niejakiej J. Dreherowej przy ulicy Nowogrodzkiej.
Właścicielka informowała, że „zaopatrzyła specjalny dział w podpaski miesięczne skromne i wykwintne” .
Dekadę później sklep dalej działał. W reklamie ze stycznia 1932 roku pisano o „rekordzie taniości”. „Podpaski miesięczne” kosztowały „od złotych czterech”. A więc w przybliżeniu: 40 dzisiejszych PLN . Skusiłybyście się na zakup?
Historyczka i pisarka. Autorka książek poświęconych zaradności polskich kobiet w najtrudniejszych okresach naszych dziejów. W 2015 roku wydała „Okupację od kuchni”, a w 2017 – „Dwudziestolecie od kuchni”. Napisała też „Piękno bez konserwantów” (2016). Obecnie jest dziennikarką Interii.
Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email , nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.
Zapisz moje dane, adres e-mail i witrynę w przeglądarce aby wypełnić dane podczas pisania kolejnych komentarzy.
Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.
WielkaHistoria.pl · Copyright 2022 · All rights reserved
Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.
Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski, mitów i przekłamań. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach , Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej . Zajmuje się również fotoedycją książek historycznych, przygotowywaniem indeksów i weryfikacją merytoryczną publikacji.
Drodzy Czytelnicy! Nasza strona (jak niemal wszystkie inne) wykorzystuje pliki cookies i podobne technologie, między innymi po to, by dostosowywać treści reklamowe do zainteresowań i preferencji użytkowników. Aby to robić, potrzebujemy Waszej zgody.
Klikając przycisk "Przejdź do serwisu" lub zamykając to okno za pomocą przycisku "x" wyrażasz zgodę na przetwarzanie przez Ingens Media Sp. z o.o. oraz naszych zaufanych partnerów, twoich danych osobowych zapisanych w plikach cookies i innych podobnych technologiach w celu marketingowym, obejmującym w szczególności wyświetlanie spersonalizowanych reklam.
Zgoda nie jest obowiązkowa. Możesz też w dowolnym momencie ją cofnąć. Szczegóły dotyczące naszej polityki prywatności, zakresu zgód, a także wycofania i niewyrażenia zgody znajdziesz w naszej polityce prywatności . Tam też znajdziesz informacje na temat zasad przetwarzania danych oraz twoich uprawnień z tym związanych.
Poprzez korzystanie z serwisu bez zmieniania ustawień prywatności w twojej przeglądarce internetowej wyrażasz zgodę na przechowywanie w Twoim urządzeniu końcowym plików cookies i innych podobnych technologii służących do dopasowywania.














Dostęp do Wyborcza.pl taniej przez 4 tygodnie!



Subskrybuj


















Wyborcza.pl










Wiadomości









Koronawirus









Tygodnik Płock









Ekologia









Kultura









Sport









Policja









Kontakt









Prenumerata









Miasta































Białystok






Bielsko-Biała






Brodnica






Bydgoszcz






Chełmno






Częstochowa






Elbląg






Gliwice






Gorzów Wlkp.






Kalisz






Katowice






Kielce






Koszalin






Kraków






Lublin






Łódź






Olsztyn






Opole

Coca Cola rozdaje radość
Seksowna blondynka daje instruktaż - JOI
Poddaństwo i masturbacja

Report Page