Zdradzanie w wozie małżeńskim
🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻
Zdradzanie w wozie małżeńskim
Footer
About the Archive
Site Map
Diversity Statement
Terms of Service
DMCA Policy
Contact Us
Policy Questions & Abuse Reports
Technical Support & Feedback
Development
otwarchive v0.9.323.17
Known Issues
GPL by the OTW
On Archive of Our Own (AO3), users can make profiles, create works and
other Content, post comments, give Kudos, create Collections and
Bookmarks, participate in Challenges, import works, and more. Any
information you publish in a comment, profile, work, or Content that you
post or import onto AO3 including in summaries, notes and tags,
will be accessible by the public (unless you limit access to a work only
to those with AO3 Accounts), and it will be available to
AO3 personnel. Be mindful when sharing personal information,
including your religious or political views, health, racial background,
country of origin, sexual identity and/or personal relationships. To
learn more, check out our Terms of Service and Privacy Policy .
I have read & understood the new Terms of Service and Privacy Policy
Work Search:
tip: lex m/m (mature OR explicit)
This work could have adult content. If you proceed you have agreed that you are willing to see such content.
If you accept cookies from our site and you choose "Proceed", you will not be asked again during this session (that is, until you close your browser). If you log in you can store your preference and never be asked again.
Wczoraj, hogwardzkie lata Minerwy były tylko słodko-gorzkim snem. Dzisiaj, wojna zmienia wszystko w koszmar, a na świat przychodzą dzieci, będące anomalią rozwarstwionego czasu. Jutro, jak daleko Minerwa i Athena posuną się, by ochronić swoje sekrety przed Albusem i Tomem?
W tym projekcie linki pomiędzy różnymi wersjami językowymi znajdują się na górze strony, naprzeciw jej tytułu. Przejdź do góry .
Skrypt Fleminga . Powieść historyczna z czasów Augusta II-go - całość Skrypt Fleminga I.djvu/7
Druk J. Ungra, Warszawa, Nowolipki Nr. 2406.
Fle- super estremas generosae Poloniae ruinas;
Minge super nomen, quod nova bella parit.
↑ Historyczne.
↑ Historyczne.
↑ Historyczne.
Tę stronę ostatnio edytowano 9 cze 2021, 09:13.
Tekst udostępniany na licencji Creative Commons: uznanie autorstwa, na tych samych warunkach , z możliwością obowiązywania dodatkowych ograniczeń.
Zobacz szczegółowe informacje o warunkach korzystania .
Privacy policy
O Wikiźródłach
Informacje prawne
Wersja mobilna
Dla deweloperów
Statystyki
Komunikat na temat ciasteczek
Strony dla anonimowych edytorów dowiedz się więcej
Byłoto roku Pańskiego 1718. Zapisujemy datę nie dla ścisłości chronologicznéj, lecz że ona jaskrawe rzuca światło na wypadki naszéj powieści. Była to chwila właśnie po ukończeniu sejmu pacyfikacyjnego, gdy po długich latach niedoli i nieładu, walki pomiędzy saskim rządem a nierządem rzeczypospolitéj, nowa zdawała się otwiérać era spokoju i odrodzenia.
Jeszcze burza tarnogrodzkiéj konfederacyi zdala odbrzmiéwała echem skarg i utyskiwań, ale nareszcie kończyło się wszystko szczęśliwie. Między stanami rzeczypospolitéj a królem jakby nowe pakta stanęły. Cieszono się zwycięztwem, które było pozorném tylko.
Sasi, których konsystencya w Polsce tak straszliwie była uciążliwą, wychodzili nareszcie za granicę rzeczypospolitéj; zaledwie tysiąc dwieście głów gwardyj królewskich pozostać miało, dla strzeżenia osoby pańskiéj w Warszawie. [ 10 ] Na papierze zwycięztwo konfederacyi było świetne, a w saméj istocie rozbrojono rzeczpospolitą bardzo zręcznie, bo najznaczniejszą część wojsk cudzoziemskiego autoramentu skryptem przez się podpisanym hetmanowie oddali pod komendę saskiego feldmarszałka Fleminga.
Zaledwie kilka tysięcy rozproszonych wojska własnego miała rzeczpospolita, gdy kilkanaście ich na żołdzie jéj nie ulegało rozkazom hetmanów. Tego dzieła, w chwili największego poruszenia umysłów, potrafił ze zręcznością nieporównaną dokonać Fleming.
Był-to moment największéj jego potęgi w łaskach królewskich. Jakim sposobem zajść potrafił Sieniawskiego i Pocieja, aby mu dowództwo to oddali, pozostało tajemnicą. Zaledwie się to dokonało, gdy szlachta, opatrzywszy się nad doniosłością tego kroku, krzyk i lament ogromny podniosła.
Oddawna feldmarszałka Fleminga posądzano o plan przeistoczenia rzeczypospolitéj i przerobienia jéj na monarchią dziedziczną, pod dynastyą saską. Chwila dokonania planu tego zdawała się zbliżać.
Król już był w ulubionéj Saksonii, wśród swego drezdeńskiego seraju. Od lat kilku panią serca jego i względów była, zastępująca odepchniętą hrabinę Cosel, pani Denhoffowa, z domu Bielińska.
Zarówno nad sercem i umysłem Augusta II, jak nad wszystkiemi sprawy ówczesnemi, panowały kobiéty. Historya całego panowania, całéj polityki, wszystkich bohatérów saskich, a poczęści i polskich téj epoki, mieści się w białych dłoniach niewieścich.
Piękna Koenigsmarck użytą jest do [ 11 ] traktowania ze Szwedami; królem rządzą zkolei reprezentantki różnych wpływów: Aurora, Esterle, Cosel, Denhoffowa; Egeryą feldmarszałka Fleminga jest podskarbina Przebendowska; za każdym z faworytów i ministrów stoi jakaś pani lub ulubienica; cały areopag intrygantek obsiada zamek drezdeński i wikła około niego sieci; w Polsce więcéj czuć i widać panią hetmanową Sieniawską i Pociejową, niż obu hetmanów. Kobiety władną, rządzą, przez nie dzieje się wszystko, bez nich nic się dokonać nie może.
Król zaczynał starzéć. Denhoffową narzucono mu raczéj, niż się w niéj rozkochał. Po dumnéj hrabinie Cosel, która istotnie kochała króla, następowała laleczka ładna, mała, żwawa, pocieszna, śmiała, obrotna, aktorka doskonała, z sercem wystygłém, płocha, bez poczucia winy, zimna, roztrzepana, zepsuta, chytra i złośliwa.
Dla matki jéj, pani Bielińskiéj, która lubiła żyć, a nie umiała postarzéć, było-to niespodziéwaném szczęściem dostać się do królewskiego worka. Na wszystko więc była gotowa Denhoffowa, nawet na posiłkowanie przemijającym fantazyom króla dla innych kobiet, byle ona tytuł swój i położenie na dworze utrzymać mogła.
Dla zepsutego i zużytego człowieka była-to kochanka dobrana, bo nieustępująca mu w niczém, gotowa na wszystko. Powolność jéj rozciągała się do wszystkich, co mieli wpływ, co mogli szkodzić, których się lękała. Siadała na koń z królem, gdy chciał jechać na łowy, jeździła na wojsk przeglądy, piła wino, pozwalała się okadzać dymem fajki; wszystko można jéj było powiedziéć, nie gniéwała się za nic. Król i dwór po pijanemu obchodzili się z nią niemiłosiernie, z czego śmiała się obojętnie. [ 12 ] Lecz życie płynęło tak wesoło, tak szumnie, tak wrzawliwo, tak złocisto! Złoto lało się przez te białe rączki strumieniem; musiała je miéć dla siebie, aby wspomnienie wspaniałości hrabiny Cosel jéj nie ćmiło, dla siostry, dla matki, dla brata i — dla wszystkich szałów, które jéj przechodziły przez pustą, biédną główkę.
Feldmarszałek Fleming, który z innymi razem dzwonił na pozbycie się despotyzmu dumnéj hrabiny Cosel, rad był téj wietrznéj istocie, która nikomu, chyba sobie saméj tylko, mogła być niebezpieczną.
Było-to w maju roku Pańskiego 1718. Król wrócił z Polski uradowany istotném zwycięztwem Fleminga, gdy rzeczpospolita cieszyła się urojoném. Godziny jéj bytu zdawały się policzone.
Tymczasem król, znudziwszy się w Warszawie, gdzie mu niezmiernie wielu rzeczy brakło, gdzie tylko część wspaniałości, co go zwykła była otaczać, mógł miéć ze sobą — pragnął to sobie nagrodzić w Dreznie.
Stolica Wettinów rosła, budowała się, rozścielała széroko po obu Elby brzegach; pałace stawały, jak czarodziejską różczką z ziemi wydobyte. Za wilsdrufską rogatką po generale Birkholzu ogród i pałac, jak go naówczas nazywano „Dom turecki,“ zamieszkiwała piękna Marynia Denhoffowa. Dom, co dla niéj nie było bardzo pochlebném, otrzymała umeblowany przepysznie po turecku, na sposób sułtańskiego seraju. Tureckie i perskie, indyjskie i asyryjskie stroje, sprzęty, cacka były naówczas w największéj modzie.
Zbliżał się dzień urodzin królewskich, 12 maja. Z narady z matką Marynia postanowiła wielką swą miłość dla króla okazać mu w sposób [ 13 ] pewnie dlań najmocniéj przekonywający, rujnując się na wspaniałe jego przyjęcie u siebie.
Wprawdzie piéniądze na to płynęły z królewskiéj kieszeni, ale było to zawsze wielką dla rozrzutnéj Maryni ofiarą wysypać je pod nogi Augusta. Pamiętano że Cosel dawała téż świetne bale; nie chciano się jéj dać zagasić. Tradycya panowania jéj czuć się jeszcze silnie dawała. Sądzono że naśladując ją, jéj władzę i znaczenie się pozyszcze.
Wiosna była trochę chłodna jeszcze; zieloność rozwijała się opieszale, lecz szczupły dom turecki nie mógłby był dworu pomieścić; napół więc musiano ogród zrobić salą do zabawy. Służyły do tego namioty i naprędce zbudowane szałasy. W budynku, w którym król się miał znajdować, wgórze przygotowano ukryte miejsce dla niewidzialnéj orkiestry, która jakby z niebios miała łagodnemi dać się słyszéć tony.
Cały ogród miał być oświécony. Wgłębi wspaniała grota, z któréj oświetlone téż spadały wody strumienie, mieścić miała posągi Herkulesa, Słońca, Apollina, wszystkie uosobienia cnót pogańskich króla, wielkiego siłą i pragnieniami świetności i sławy.
Na skinienie pięknéj Maryni wszyscy Włosi, których dwór był pełen, budowniczowie, malarze, dekoratorowie, muzycy biegli, aby jéj pomódz do przyjęcia ukochanego bohatéra. Z nim razem ministrowie, dwór, rezydenci polscy, cały tłum zawsze w Dreznie mnogich z Polski suplikantów i intrygantów, przyjmować musiała Denhotfowa, a nawet dawne przyjaciółki króla, i te mnogie żony, siostry, krewne dygnitarzy, które około babiego dworu jakby rój gwarny i ruchawy składały. [ 14 ] Niedziw więc, że na dni kilka przed urodzinami pańskiemi musiała Denhoffowa z tureckiego domu uciec do matki, bo tam noc i dzień pracowali rzemieślnicy i wszystko stało rozrzucone.
Urodziny nadeszły wreszcie, a piękna Marynia, obejrzawszy zrana swój Birkholz, znalazła go gotowym na przyjęcie króla, który niespodziankami był zepsuty.
Na paręset osób przygotowano stoły i wino najdoskonalsze sprowadzono z Węgier umyślnie, bo króla upoić było koniecznością, a Denhoffowa zaklinała się wcześnie, iż nikt od niéj trzeźwym nie wyjdzie. — Szło jéj téż bardzo o to, ażeby Polacy znajdujący się w Dreźnie świadkami byli jéj tryumfu i mogli o nim za powrotem opowiadać. Zaproszeni byli wszyscy.
Marynia na ten dzień ubrana była w lamę srébrną, w koronki, w brylanty i wyglądała odmłodzona, odświéżona, rozjaśniona szczęściem, tak że matka się nią nacieszyć nie mogła. Wieczorne światło bardzo jéj było do twarzy, bo na téj niby dziécięcéj twarzyczce życie burzliwe, namiętne, wyryło już niezatarte siady, ale tak jeszcze była piękną, a w oczkach złośliwych, a w ustach naprzemiany uśmiéchających się słodko i szydersko tyle jeszcze było naturalnego i tyle wyuczonego wdzięku!...
Mrok padał, gdy przybył król, którego powitały muzyka, śpiewy i piękna gospodyni, z najpiękniejszemi towarzyszkami, poubiérane za pasterki niby, z bukietami w ręku, z wieńcami, któremi króla oplotły.
Wszystkie panie były w bieli, wiosennemi kwiaty strojne. Królowi dostała się najpiękniejsza gospodyni; inne damy losami ciągnęły kawalerów, którzy im przez ciąg tego wieczora służyć mieli. [ 15 ] Co miał najdostojniejszego dwór, znajdowało się dnia tego u Denhoffowéj. Służba stojąca u drzwi wpuszczała zaproszonych, ale nikogo wypuścić nie było wolno.
Wszyscy musieli dotrwać tu aż do upojenia rozkoszą i winem. Pośrod kobiét jaśniały najpiękniejsze twarze, najświetniejsze imiona i najniebezpieczniejsze gospodyni nieprzyjaciółki, które się do niéj najsłodziéj uśmiéchały.
Zbytek ten, z którym występowała ulubienica króla, raził i napełniał zazdrością. Po za Marynią spoglądano szydersko, ruszano ramionami, a niejedne usta szepnęły. „Niedługo to potrwa, niedługo.“ — Muzyka z Włochów złożona brzmiała pieśnią wesela. Król oglądał się, promieniał, był rad i piękne rączki nadskakującéj mu gosposi całował.
Ale dla króla nie było przyjęcia bez wina i upojenia. Wnet puhary krążyć zaczęły i zdrowie pana wypito z wrzawą, która się w mieście echem odezwać musiała. Zagłuszyła ona muzykę. Kilku polskich gości podniosło kielichy do góry, podrzuciło czapki, kilku poszło do kolan pańskich z życzeniami.
Kielichy, ledwie wypróżnione, napełniały się za zdrowie Denhoffowéj, które król wychylił ogromnym puharem. I znowu wrzawa się podniosła wielka, a muzyka zatrąbiła wiwatem
Taki był początek uczty. Jaśniały ogród, dom, drzewa, ogrodzenie w płomieniach i całe wieńce lamp, przeplatane kwiatami, łączyły z sobą gałęzie lip i świerków. Wpośród nich wystawione stoły ogromne połyskiwały cudowną zastawą, kryształami, porcelaną, srébrami.
Trochę na uboczu stali pan starosta Kociełł z panem podkomorzym Dziubińskim. Obaj mieli [ 16 ] to szczęście osobiście być znajomymi pani Bielińskiéj i otrzymali zaproszenie. Starosta już nie po raz piérwszy bywał na takich festynach, więc mu tu już nic się tak dziwném nie wydawało. Ale Dziubiński, domator, którego sprawa kręta przypędziła aż do Saskiéj stolicy, gwoli pozyskania protekcyi, choć się znajdował raz na Saskiéj kępie, gdy król szlachcie tam wyprawiał biesiadę wielką, o takich czarach, jakie tu spotkał, nie miał pojęcia.
Wino téż, którego skosztował, a które naléwano nieustannie, pilnując aby nikt się nie ważył z próżnym stać kielichem, smakowało przedziwnie. Węgrzyn był stary, słodki razem i mocny, dający się pić cudownie, ale zdradziecki. — Upajał on nie gwałtownie, brutalsko napastując, ale wciskając się powoli do mózgu, napełniając głowę jasnością i weselem, czyniąc człowieka najprzód niezmiernie szczęśliwym, nim go zrobił strasznie głupim.
Zdawało się iżby dziécięciu nie zaszkodził, a usta niewieście nie wzdragały się od niego. Wkrótce jednak skutki się okazywać zaczęły; wesołość stawała się niepohamowaną, poufałość nadzwyczajną, kochanie się wzajemne niezmierném. Króla „dobrego“ obstępować wszyscy zaczęli. Lecz poruszając się, każdy uczuł, iż ten niepoczciwy węgrzyn jakby nogi poodrębywał. W głowie jeszcze było dosyć jasno, w sercu wesoło, w duszy promienno, a ruszyć się z miejsca zaledwie było można z trudnością. — Ruszano się jednak, chwiejąc się i śmiejąc, aby bliżéj dobrego króla zobaczyć. Król pił, pił straszliwie, a nietylko pił, ale do picia zmuszał. Któżby panu odmówił?
Dziubiński sumiennie, choć nieco opodal stał, [ 17 ] spełniał wolę majestatu; wypił do dna i śmiał się.
— Panie starosto dobrodzieju — mówił do Kociełła — to są czary! to są mytologiczne elizejskie pola.. to wielki monarcha! niech go!
Machną Machnął ręką... słów mu brakło.
Śmiéchy rozległy się dokoła pana; usiłowano go zabawiać, a widocznym przedmiotem szyderstw króla i dworu był człowiek gruby, niezgrabny, z głową ogromną, przysadzisty, czerwony, wyglądający jak gbur nieokrzesany, choć suknię miał szytą dworską, która wysoki stopień w hierarchii oznaczać się zdawała. Kołem go objęto i sam król ciskał nań żywemi słowy.
Osaczony ów niedźwiedź stał, odcinając się widać ostro i grubo, z gniewem, a każde słowo jego, zaledwo dosłyszane, śmiéchami niepomiernemi witano.
Nie był-to wszakże ani ów sławny Fröhlich, co miał przywiléj króla pobudzać do śmiéchu, ani Kyan dowcipny, ani żaden z patentowanych wesołków dworu.
Tym tak lekceważonym i wyśmianym człowiekiem był biédny Watzdorf, którego przezywano chłopem mansfeldskim i bufonem, niedawno nieznany zupełnie, podrzędna figura, którego wszechmocny Fleming królowi gwałtem narzucił na ministra finansów. Opowiadano sobie pocichu, że głupi człek, trzech zliczyć nie umié, że mówiąc, kilku słów nie zwiąże; ale Fleming go popycha, bo się wyręczyć pragnie, zbyć części brzemienia, a nie lęka się go w przyszłości.
Jeden téż feldmarszałek, stojący nieco w oddaleniu, z pewną niechęcią i odrazą patrzył na to pośmiewisko. Po królu on tu był jeszcze piérwszym, ku niemu ukradkiem zwracały się oczy wszystkich; kłaniano mu się niemal niżéj niż [ 18 ] samemu panu, bo wiedziano że nim władał. Wpośród mnóstwa ulubieńców, którzy w każdéj chwili zastąpionymi być mogli, jeden on rozumem, pracą, energią, zręcznością przez nikogo zaćmionym być nie mógł,
Spojrzawszy nań, gdy stał tak w otoczeniu królewskiém, śmiejąc się i pijąc narówni z drugimi, bo pić było potrzeba i upić się czasem dla miłości pańskiéj — niktby w nim na oko nie domyślił się wielkiego męża stanu. Wyglądał na dobrego, wesołego koleżkę tego kółka, którego król był ogniskiem. Zręczny, przystojny, jasnego oblicza, pięknych rysów twarzy, miernego wzrostu, zbudowany kształtnie, w dni powszednie, wśród biesiady, przy kielichach, uchodzić mógł za człowieka, co żyć tylko lubi i bawić się potrzebuje. Była-to wszakże żelazna natura pomorskiego szlachcica, którego ród, ostry klimat i długie walki zahartowały na wszystko.
Fleming miał poczucie swéj siły i siłę woli doprowadzoną do nadwyczajnéj nadzwyczajnéj potęgi. Mógł i umiał nakazać sobie, co chciał: w dzień stu suplikantów i urzędników odprawić, króla zabawić i zmusić do zastosowania się do jego planów, opędzić się nieprzyjaciołom, znieść ciężkie pożycie z żoną nieznośną; wieczór i część nocy spędzić na szalonéj pijatyce; wrócić do domu, aby zasnąć zaledwie na godzin parę i wstać do dnia, dla nakręcenia téj machiny, w któréj się ciągle coś rwało i psuło. Stawić czoło temu, z kim co chwila walczyć trzeba było, aby się obronić obcym nieprzyjaciołom, domowym intrygom, fantazyom pana, zabiegom kobiécym, mógł tylko taki człowiek, jak Fleming.
Z innym królem i on zapewne wcale inaczéjby urósł na męża stanu, lub wodza; z Augustem [ 19 ] musiał być nieustannym stróżem i aktorem tragi-komicznego dramatu walki ogromnych pragnień z niezmierną lekkomyślnością. Jemu August winien był wyniesienie swoje na tron polski; on, z pomocą Przebendowskiego, za którym była siostra jego stryjeczna, potrafił pośród najnieprzychylniejszego składu okoliczności posadzić go na tronie Jagiellonów.
Od téj chwili, gdy myśl się ta ziściła, Fleming miał jedno na sercu: połączyć nierozerwanym węzłem Saksonią z Polską, z nich obu stworzyć państwo jedno, dziedziczne, silne, któreby dynastyą Wettinów zrównało z najpiérwszemi w Europie domami panującemi. Fleming znał doskonale stosunki rzeczypospolitéj, ludzi z którymi miał do czynienia, rozprzężenie w instytucyach i umysłach, i wiedział jak z tego korzystać. Kilkadziesiąt lat już pracował nad tém dziełem wielkiém, kilka razy blizkim był urzeczywistnienia naostatek, po tarnogrodzkiéj konfederacyi, gdy zdawało się że wszystko zostało straconém, potrafił uchwycić komendę jedynych niemal wojsk rzeczypospolitéj, a hetmanów rozbroić.
Uśmiéchało się mu więc doprowadzenie do skutku długo żywionego programu. W Polsce tylko stała mu na zawadzie szlachta burzliwa, rozkołysana ostatnią konfederacyą, dumna rzekomém swém zwycięztwem, a w Saksonii miał do czynienia z tym dobrym Herkulesem, który ciągle prządł u kolan jakiéjś Omfalii złoto nici, na które wątku dostarczyć było trudno.
Tylko w historyi ostatnich czasów Rzymu, za cezarów, spotykają się takie jak Augusta Mocnego postacie, z tą autolatryą bezmierną, która żądzom nie zna granic, niczém się nie dając pohamować, żadném prawem powstrzymać. Klęski [ 20 ] nawet, upokorzenia, wojna szwedzka, nieudolność własna, gniéw tylko budziły, a nie uczyły pomiarkowania.
Świetniéć, błys
Capri Cavanni przejmuje kontrolę
Napalona uległa cycata brytyjska gwiazda porno
Trójkąt z dwoma laskami w rui