Zbadali i ruchali

Zbadali i ruchali




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Zbadali i ruchali

bab.la - Online dictionaries, vocabulary, conjugation, grammar

Toggle navigation




share





Translator


Dictionary


Conjugation


Examples


Phrasebook


Word Finder


More arrow_drop_down

Games
Quizzes
Grammar
Wordle Solver




Dictionaries
Living abroad
About bab.la


share


public
Website Language
arrow_drop_down


Website Language


id
Bahasa Indonesia



cn
汉语



cs
Česky



da
Dansk



de
Deutsch



el
Ελληνικά



en
English



es
Español



fr
Français



it
Italiano



ja
日本語



ko
한국어



hu
Magyar



nl
Nederlands



no
Norsk



pl
Polski



pt
Português



ro
Română



ru
Русский



fi
Suomi



sv
Svenska



th
ไทย



tr
Türkçe



vi
Tiếng Việt






Polish
ą
ć
ę
ł
ń
ó
ś
ź
ż



Danish
German
English
Spanish
Finnish
French
Italian
Dutch
Polish
Portuguese
Swedish
Russian



Conjugate "zbadać" - Polish conjugation

polish "zbadać" conjugation




anatomize
investigate
sample
probe
prospect
research




być
mieć
robić
mówić
móc




jeść
robić
lubić
pić
chcieć


Cookies Settings Accept All Cookies
Translations (English) for "zbadać"
Find out the most frequently used verbs in Polish.
Copyright © IDM 2022, unless otherwise noted. All rights reserved.
By clicking “Accept All Cookies”, you agree to the storing of cookies on your device to enhance site navigation, analyze site usage, and assist in our marketing efforts.



Stone Nick - Pan Klarnet - Max Mingus 01 -

Home
Stone Nick - Pan Klarnet - Max Mingus 01 -



Nick Stone: PAN KLARNET: Przełożył Piotr Kuś ZYSK I S-KA WYDAWNICTWO Copyright © Nick Stone 2006 All rights reserved Copyright © for Polish translatio...

Nick Stone: PAN KLARNET: Przełożył Piotr Kuś ZYSK I S-KA WYDAWNICTWO Copyright © Nick Stone 2006 All rights reserved Copyright © for Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2009 All rights reserved Projekt okładki Anna M. Damasiewicz Redaktor Piotr Rumatowski Redaktor techniczny Teodor Jeske-Choiński Wydanie I ISBN 978-83-7506-275-5 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. (061) 853 27 51, 853 27 67, fax 852 63 26 Dział handlowy, tel./fax (061) 855 06 90 sklep@zysk.com.pl www.zysk.com.pl Druk i oprawa: WZDZ - Drukarnia „LEGA" Dla Hiacynty i Seba Ku wiecznej pamięci Philomeny Paul (Fofo), Bena Cawdry'ego, Adriana „Skipa" Skipseya oraz mojej babci, Mary Stone Yo loyen konté, Yo mal kalküé. Porzekadło haitańskie Prolog Nowy Jork, 6 listopada 1996 Dziesięć milionów dolarów za dokonanie cudu i przywiezienie dziecka żywego, pięć milionów za jego zwłoki i jeszcze dodatkowe pięć milionów za wykrycie zabójców — nieważne, czy w wypadku tego wykrycia, jeśli mają na rękach krew dziecka, pozostaną martwi czy zginą. Takie były warunki. Gdyby je zechciał przyjąć, porozumienie zostałoby zawarte natychmiast. * Max Mingus był policjantem, zanim został prywatnym detektywem. Specjalizował się w poszukiwaniu zaginionych osób; odnajdywanie ich było jego wielkim talentem. Mnóstwo ludzi twierdziło, że jest w tym interesie najlepszy — a przynajmniej twierdzili tak do 17 kwietnia 1989 roku, to jest do dnia, w którym rozpoczął siedmioletnią odsiadkę na wyspie Rikers za morderstwo i w którym nieodwołalnie i na zawsze wygasła jego licencja detektywa. Klient nazywał się Allain Carver. Jego syn miał na imię Charlie. Charlie zaginął i najprawdopodobniej został porwany. Optymistycznie patrząc, gdyby sprawa zakończyła się happy endem dla wszystkich zainteresowanych, Max miałby w perspektywie nowe beztroskie życie, które mógłby rozpocząć z dziesięcioma, a może i piętnastoma milionami dolarów na koncie. O wiele rzeczy nie musiałby się już nigdy martwić, a przecież ostatnie lata były dla niego jednym wielkim zmartwieniem. Wszystko dotąd brzmiało dobrze, ale potem już gorzej. -9Dziecko zaginęło na Haiti. — Haytee? — zapytał Max, jakby źle usłyszał. — Tak — odparł Carver. Cholera jasna. Co właściwie wiedział o Haiti? Voodoo, AIDS, Papa Doc*, Baby Doc**, ludzie uciekający z wyspy na łodziach, a ostatnio amerykańska inwazja pod hasłem „Operacja Przywrócić Demokrację", którą oglądał w telewizji.

Znał — ale dawno temu — całkiem sporo Haitańczyków, twardzieli, z którymi miał regularnie do czynienia, kiedy był policjantem i prowadził sprawy w „Małym Haiti", w Miami. O swojej ojczyźnie nigdy nie powiedzieli ani jednego dobrego słowa, a najczęściej padało z ich ust określenie „złe miejsce", które było zresztą najłagodniejsze. Wspomnienia o Haitańczykach, z którymi się w życiu spotkał, wcale nie były mu niemiłe. Właściwie podziwiał tych ludzi. Byli uczciwi, honorowi i ciężko pracowali, zajmując przy tym najbardziej żałosną pozycję w Ameryce. Jadali najgorzej ze wszystkich, żyli poniżej progu ubóstwa, zarabiali żałosne pieniądze. Dotyczyło to większości Haitańczyków, których spotkał. W każdej dużej grupie społecznej znajdowało się mnóstwo wyjątków i z takimi też miewał do czynienia. Ci pozostali w jego pamięci jak ledwo zaleczone rany, które otwierają się pod wpływem najlżejszego szturchnięcia, byle dotyku. Cała sprawa od któregoś momentu brzmiała już tylko bardzo źle. Właśnie wykaraskał się z jednego bagna, dlaczego więc miałby brnąć w następne? Dla pieniędzy. Oto dlaczego. Papa Doc — pseudonim dr. François Duvaliera, prezydenta i dyktatora Haiti w latach 1957-1971 (przyp. red.). ** Baby Doc — Jean-Claude Duvalier, syn i następca prezydenta François Duvaliera, obalony w 1986 r. (przyp. red.). 10 Charlie zniknął 4 września 1994 roku, w swoje trzecie urodziny. Od tego dnia nikt go nie widział i nikt o nim nie słyszał. Nikt nie zażądał za niego okupu, nie było świadków porwania. Rodzina Carverow musiała przerwać poszukiwania chłopca po dwóch tygodniach, ponieważ na Haiti najechała armia USA. Wszyscy mieszkańcy zostali zamknięci w granicach wyspy, ustanowiono godzinę policyjną i ograniczenia w przemieszczaniu się. Poszukiwania zostały wznowione dopiero pod koniec października, ale do tego czasu wszelkie ślady po zaginionym dziecku, o ile wcześniej w ogóle istniały, raz na zawsze uległy zatarciu. — Jeszcze jedno — rzucił Carver, na zakończenie. — Jeśli podejmie się pan tego zadania, musi pan wiedzieć, że będzie ono z całą pewnością niebezpieczne. Może nawet bardzo niebezpieczne. — Dlaczego? — zapytał Max. — Pana poprzednicy, oni... ich losy nie ułożyły się najlepiej. — Nie żyją? Zapadła cisza. Twarz Carvera jakby się skrzywiła, a jego skóra straciła trochę koloru. — Nie. Nie chodzi o to, że nie żyją — powiedział w końcu. —Ale... Gorzej. Znacznie gorzej. Część pierwsza Uczciwość i prostolinijność nie zawsze są najlepszym rozwiązaniem, ale Max, kiedy tylko mógł, stawiał je nad kłamstwa i krętactwa. Dzięki temu lepiej sypiał. — Nie mogę — powiedział Carverowi. — Nie może pan, czy nie chce? — Nie mogę, bo nie chcę. Nie mogę przyjąć tego zlecenia. Prosi mnie pan o podjęcie poszukiwań dziecka, które zaginęło dwa lata temu, w kraju, który w ciągu tych dwóch lat powrócił do epoki kamienia łupanego. Carver uśmiechnął się tak słabo, że uśmiech z trudem można było dostrzec na jego ustach, jednak był to uśmiech prosty i niewymuszony. Dzięki niemu Max zaczął orientować się, z jakiego typu bogaczem ma do czynienia. Z najgorszym. Z koneksjami gdzie się da, z pieniędzmi poupychanymi w skrytkach bankowych — pieprzyć giełdy i obligacje — z licznymi wysoko oprocentowanymi kontami zagranicą, będący po imieniu z każdym, z kim warto być po imieniu, mający władzę pozwalającą mu kruszyć wolę ludzi, których akurat trzeba skruszyć. Z człowiekiem, który nigdy nie przyjmuje do wiadomości żadnej odmowy. — Dawał pan sobie radę w znacznie trudniejszych sprawach. Dokonywał pan... cudów — powiedział Carver. — Nigdy nie wskrzeszałem umarłych, panie Carver. Co najwyżej ich odkopywałem.

— Jestem gotowy na najgorsze. - 13 — Nie jest pan, skoro rozmawia pan ze mną — stwierdził Max. Zaraz pożałował swojej otwartości. Więzienie pozbawiło go dawniejszego taktu i uprzejmości. Stał się bardzo szorstki. — W pewnym sensie ma pan rację. W swoim czasie szukałem duchów w piekle, ale to było amerykańskie piekło i zawsze miało jakieś wyjście ewakuacyjne. Tymczasem pańskiego kraju w ogóle nie znam. Nigdy w nim nie byłem i, bez urazy, nigdy nie zamierzałem tam się udać. Do diabła, przecież tam nawet nie mówi się po angielsku. Wtedy Carver wymienił kwotę honorarium. * Jako prywatny detektyw Max nie zbił fortuny, wiodło mu się jednak całkiem nieźle. Zarabiał wystarczająco dużo, żeby prowadzić dostatnie życie, a nawet trochę oszczędzić. Jego żona, wykwalifikowana księgowa, pilnowała, żeby interes się bilansował. Regularnie odkładała pieniądze na trzy konta oszczędnościowe, a poza tym mieli udziały w barze „L" w centrum Miami, prowadzonym przez Franka Nuneza, kumpla Maksa, emerytowanego gliniarza. Do końca spłacili dom i dwa samochody, trzy razy w roku wyjeżdżali na wakacje, raz w miesiącu jadali w drogiej restauracji. Max nie miał wielu osobistych wydatków. Jego ubrania — garnitury do pracy i na specjalne okazje oraz spodnie khaki i T-shirty na wszelkie inne sytuacje — zawsze były w dobrym gatunku, ale rzadko drogie. Nauczył się odpowiednio ubierać już przy drugiej sprawie, kiedy krew tętnicza trysnęła mu na garnitur za pięćset dolarów i musiał go oddać technikom sądowym, którzy z kolei przekazali go prokuratorowi okręgowemu, który później zaprezentował garnitur przed sądem jako dowód „D". Co tydzień kupował żonie kwiaty, a na urodziny, na Boże Narodzenie i na rocznicę ślubu — kosztowne prezenty. Był szczodry dla najbliższych przyjaciół i dla syna chrzestnego. Nie miał nałogów. Papierosy i skręty z marihuaną porzucił, kiedy opuścił szeregi policji. Trochę trwało, zanim przestał pić, jednak alkohol zdołał także wykreślić ze swojego życia. Jedyną jego pasją pozostała muzyka—jazz, swing, doo-wop, rock and roll, soul, funk i disco. Miał pięć tysięcy płyt kompaktowych, albumów i singli winylowych — znał z nich każdą nutę i każdy fragment tekstu. Największą kwotą, jaką kiedykolwiek wydał w gotówce, było czterysta dolarów, które zapłacił na aukcji za podwójny dziesięciocalowy winylowy album Franka Sinatry In The Wee Small Hours Of The Morning. Oprawił go w ramki i powiesił na ścianie w gabinecie, naprzeciwko biurka. Kiedy zapytała o album żona, skłamał i powiedział jej, że kupił go bardzo tanio na jakimś jarmarku w Orlando. W każdym razie jego życie było wygodne, takie, jakie sprawia, że człowiek jest szczęśliwy, coraz grubszy i z każdym dniem coraz bardziej konserwatywny. Ale pewnego dnia zabił w Bronksie trzech ludzi i wszystko w jednej chwili wywróciło się do góry nogami. Po wyjściu z więzienia Max wciąż miał dom i samochód w Miami oraz dziewięć tysięcy dolarów na koncie. Mógł żyć za to jeszcze najwyżej pięć miesięcy, później musiałby sprzedać dom i znaleźć pracę. A to mogłoby się okazać bardzo trudne. Bo kto by go zatrudnił? Byłego policjanta, byłego prywatnego detektywa i byłego więźnia? Trzy wielkie minusy. Miał czterdzieści sześć lat i był zbyt stary, żeby uczyć się czegoś nowego, a jednocześnie zbyt młody, by całkowicie się poddać. Do cholery, co mógłby robić? Stać za barem? Zmywać naczynia w jakiejś kuchni? Może pakować ludziom zakupy? Albo zapier-niczać na budowie czy pracować jako o
Abigail Mac zakochana w kutasach
Murzyn z seksowną arabką
Wzięła go głęboko do buzi

Report Page