Zapraszam na poklad

Zapraszam na poklad




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Zapraszam na poklad
Wybory do Parlamentu Rzeczypospolitej Polskiej 2019
Pracujemy nad zastosowaniem wodoru H2 jako alternatywnego paliwa na stałej podkomisji wraz z departamentem innowacji i rozwoju technologii
China 🇨🇳 embassy. The 70th anniversary of the founding of the People’s Republic of China
Zgadzam się z Regulamin i Polityka prywatności
Zgadzam się by regularnie informowano mnie przez email. Mogę w każdej chwili odwołać tę zgodę na wykorzystanie mojego adresu email.
ZMIANA ZACZYNA SIĘ OD MAŁYCH KROKÓW
raper, producent muzyczny, przedsiębiorca i polityk, skuteczny poseł na Sejm VIII kadencji, lider partii Skuteczni.
raper, producent muzyczny, przedsiębiorca i polityk, skuteczny poseł na Sejm VIII kadencji, lider partii Skuteczni.
raper, producent muzyczny, przedsiębiorca i polityk, skuteczny poseł na Sejm VIII kadencji, lider partii Skuteczni.
raper, producent muzyczny, przedsiębiorca i polityk, skuteczny poseł na Sejm VIII kadencji, lider partii Skuteczni.
Złożone projekty ustaw dotyczące udziału ochrony polskiej muzyki i ładu medialnego.
Zniesienie obowiązku wożenia przy sobie dowodu rejestracyjnego pojazdu i potwierdzenia polisy oc – długa walka z urzędnikami zakończyła się zwycięstwem zdrowego rozsądku i wygody Obywateli
Tzw. „tablice amerykańskie” dla aut z USA – co prawda urzędnicy zmienili ich rozmiar. Ale i tak wreszcie nie trzeba giąć dotychczasowych tablic rejestracyjnych. 
Flotowe tablice rejestracyjne dla firm – ogromne oszczędności za dla branży motoryzacyjnej.
Pomoc Polakom za granicą – moje biuro poselskie wielokrotnie świadczyło pomoc interwencyjną Polakom mieszkającym na emigracji w sytuacjach akryzysowych.
Liroy, właśc. Piotr Krzysztof Liroy-Marzec, (ur. 12 lipca 1971 w Busku-Zdroju) – polski muzyk, producent, przedsiębiorca i polityk, poseł na Sejm VIII kadencji, prezes partii Skuteczni.
2019-09-07 Opublikowany przez MASTER M@ciej Sagal
Janusz Sanocki przekonuje, że z jego korespondencji z Państwową Komisją Wyborczą wynika, iż aby obywatel wystartował w wyborach do Sejmu, musi startować z listy komitetu wyborczego.
- Polski kodeks nie przewiduje możliwości indywidualnego startu. To sprzeczne z Konstytucją, która daje prawo kandydowania do Sejmu każdemu obywatelowi – twierdzi.
- Przekazałem tę kwestię Trybunałowi Konstytucyjnemu do analizy. Przesłałem też do Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Sytuacja ta oznacza również, że jesienne wybory do Sejmu będą nieważne. I dlatego wzywamy obywateli do zbojkotowania – argumentuje poseł.
2019-09-09 Opublikowany przez MASTER M@ciej Sagal
2019-09-20 Opublikowany przez MASTER M@ciej Sagal
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych w naszym serwisie oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb, korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.


Wikingowie
to świecie gier planszowych dość nośny temat. Spójrzmy nawet na nasz krajowy
rynek. Całkiem niedawno otrzymaliśmy Jorvika (Hobbity), Najeźdźców z Północy (Games
Factory) czy też Królestwa Wikingów (Fullcap Games).

Wydawnictwo
Foxgames postanowiło dołożyć i swoją wikińską cegiełkę i tym sposobem nad
Wisłę dopłynęła łódź z Wikingami na pokładzie, czyli spolszczona wersja Vikings
on Board. Oczywiście nasza wersja ma zdecydowanie ładniejszą okładkę. No cóż,
Tomek Larek po raz kolejny pokazał swój kunszt. Gra z pewnością może się
podobać. A co myślimy o wrażeniach z rozgrywki? Zapraszam do lektury recenzji.

CO
ZAWIERA GRA



Całość zamknięta jest w sporym pudle. Wnętrze jest bardzo dobrze zorganizowane, dzięki plastikowej wyprasce, która z jednej strony bardzo ułatwia rozłożenie gry, a z drugiej pozwala na przechowywanie elementów gry w sposób nienaruszony. W środku znajdziemy plastikowe figurki naszych dzielnych wikingów (po 4 sztuki w czterech kolorach) oraz jednego czarnego wodza. Do tego kartonowe tarcze i trochę mniejszych żetonów. No i rozczłonkowane łodzie, czyli dzioby, rufy i segmenty z tarczkami w czterech kolorach. Tutaj mała dygresja. Jestem ogromnie wdzięczny wydawnictwu za to, że wszystko zostało już poskładane do kupy, że po przeczytaniu instrukcji można było od razu przystąpić do rozgrywki. Nie jestem fanem robótek ręcznych w stylu składania pociągu w Colt Express czy też tego czegoś do liczenia punktacji w Sztuce Wojny (kto to składał, to wie z czym to się je).

Kilka
słów na temat instrukcji. Przede
wszystkim, jest krótka. A do tego napisana w sposób bardzo przystępny w
zasadzie nie pozostawiając pola na zbędne dywagacje co do tego, czy aby na
pewno wszystko robimy poprawnie.

Każdy z graczy dostaje do dyspozycji
grupkę wikingów. Ich zadaniem będzie…jeśli myślicie, że robienie chaosu,
grabieże, etc. to się mylicie. Nasi wikingowie są grzeczni (no powiedzmy), bo
będą przez cała rozgrywkę przede wszystkim składać do kupy swoje drakkary,
kombinując z kolejnością poszczególnych elementów lub też przenosząc segmenty z
jednego statku na drugi. Będą wdobywać określone towary spekulując ich cenami
towarów a nawet będą uprawiać hazard, w dodatku taki nie do końca legalny (mogą
wpływać na wyniki). Wszystko po to, żeby na koniec gry zebrać najwięcej punktów
za towary i za wygrane zakłady.

Przygotowanie
gry nie zajmuje specjalnie dużo czasu. Mamy planszę, która podzielona została
na dwa obszary – wodny, na którym ustawiamy nasze łodzie i lądowy, czyli
nabrzeże, gdzie będą się kręcić wikingowie. W części wodnej musimy wystawić
osiem dziobów, do których dołączamy segmenty łodzi (każdy taki fragment posiada
1-3 tarcz w jednym z czterech kolorów), przy czym korzystamy ze wszystkich
elementów w pudle, czyli w przypadku rozgrywki w składzie mniejszym niż
4-osobowy, wezmą udział fragmenty neutralne. Za każdym dziobem muszą się
znaleźć po trzy segmenty, przy czym nie mogą być one w tym samym kolorze.

Zajmijmy
się teraz nabrzeżem. Na nim widoczne są obrazki będące symbolami danej akcji.
Przy każdym takim rysunku po obu jego stronach są czarne pola, na których
stawiamy naszych wikingów w ściśle określonej kolejności (opisuje to dokładnie
instrukcja) – stawiamy ich wszystkich po tej samej stronie rysunku z daną
akcją. Po tej samej stronie umieszczamy figurkę wodza. Dodatkowo przy dwóch
polach umieszczamy losowo towary, które będą brały udział w rozgrywce.

Zestawem
startowym każdego z graczy (poza figurkami wikingów) będzie tarcza w wybranym
kolorze oraz nasz zestaw do obstawiania wyników (cztery żetony z cyferkami 1-4)

I
to w zasadzie tyle. Czas przystąpić do gry.

Zasady
gry w Wikingowie na pokład są w sumie dość proste. Ma tutaj zastosowanie pewien
mechanizm znany choćby z Yamatai czy Kingdomino. O co chodzi? Wybór akcji jest
jednocześnie wyborem kolejności w rundzie następnej. W rundzie pierwszej kolejność
wyznaczona jest poprzez samą instrukcję. W tej rundzie po kolei każdy z graczy
wybiera jedną z dostępnych akcji, umieszczając figurkę wikinga przy właściwym
polu akcji, ale po stronie przeciwnej, niż ta po której stał. W momencie, gdy
ostatni gracz wybrał akcję i ustawił swojego wikinga przy odpowiednim polu,
przystępujemy do drugiej rundy, wg nowej kolejności. Taki jest schemat całej
rozgrywki. Żeby jednak zrozumieć po co to wszystko robimy, warto jednak przed
rozgrywką przyswoić sobie (zgodnie zresztą z sugestią z instrukcji) możliwe do
wykonania akcje, które będziemy mogli wykorzystać podczas rozgrywki. Te są
ułożone wg pewnego klucza. Te słabsze akcje są na początku. Im mocniejsza
akcja, tym znajduje się ona dalej. Cóż więc możemy zrobić?

(I)
Pierwszeństwo – dzięki niej w kolejne rundzie będziemy mogli wybrać i wykonać
akcję jako pierwsi

(II)
Zwiększenie kontroli – wybieramy jeden (nasz) segment statku i przesuwamy go na
sam początek, zaraz za dziobem

(III)
Skok na swój statek – przekładamy nasz fragment statku na koniec statku innego

(IV)
Obstawianie – bawimy się w hazardzistę i obstawiamy, który gracz będzie
sprawował kontrolę nad łodzią w momencie jej odpływania w morze – robimy to
poprzez wyłożenie jednego z czterech naszych żetoników na specjalne pole

(V)
Załadunek – bierzemy losowo jeden towar i kładziemy go na dziobie jednego ze
statków znajdujących się na przystani

(VI)
Rynek – podnosimy cenę jednego z trzech towarów (max do 4), nie mamy jednakże
możliwości obniżenia tej ceny (szkoda)

(VII)
Skok na dowolny statek – bierzemy dowolny fragment jednego ze statków i
umieszczamy go na końcu innego statku

(VIII)
Obstawianie/zmiana zakładu – ta akcja działa podobnie jak i (IV), jednakże daje
nam również możliwość zmiany zdania i przesunięcia naszego żetonu zakładu na
inne pole.

(IX)
Weź 3, ładuj 1 – nieco mocniejsza akcja niż Załadunek (V) – tutaj bierzemy 3
żetony towarów, wybieramy jeden z nich i zatowarowujemy jeden ze statków
(reszta towarów wraca do stosu)

(X)
W morze! – do statku dokładamy rufę i statek wypływa w morze. Następuje
wyłonienie pierwszeństwa na statku (ten kto ma więcej tarcz, lub w przypadku
remisu, ten którego segment jest bliżej dzioba) a przy okazji podział zgromadzonych
łupów. Ten kto ma pierwszeństwo ten pierwszy wybiera towary, następnie kolejny
gracz, etc. Jednocześnie rozstrzygane są zakłady – ten, kto właściwie wytypował
zwycięzcę na odpływającym statku, ten otrzymuje postawiony na niego żeton.

(XI)
Zamiana – wymieniamy dwa fragmenty kadłuba w dowolnych kolorach pomiędzy dwoma
statkami.

Dostępnych akcji jak
widać jest sporo, a sama rozgrywka to ciągłe manipulowanie segmentami statków, pozyskiwanie
towarów, podnoszenie ich cen, bukmacherka i wysyłanie statków w morze.

Gra
kończy się w momencie, gdy jeden z graczy wyśle w morze ósmy statek. Podliczamy
punkty za udane zakłady bukmacherskie oraz za zdobyte towary – każdy z nich
warty będzie tyle, ile wynosi końcowa cena ustalona przez graczy.

Charles Chevalier, współautor
Wikingów na pokład, który znany mi był z takich tytułów jak Abyss, Kanagawa ,
Antarktyda czy też Cappucino. Każda z tych ma w sobie coś wyjątkowego, coś
ciekawego w samej mechanice, nie mówiąc już o oprawie graficznej. Wikingowie na
pokład również mają ciekawe rozwiązania, również otrzymujemy coś oryginalnego,
a przy okazji gra wygląda naprawdę imponująco. Począwszy na okładce (całe
szczęście zmienionej w polskim wydaniu), planszę główną, elementy łodzi,
figurki wikingów, na funkcjonalnej wyprasce kończąc.

Gra wbrew pozorom
(zwłaszcza podczas pierwszych partii) jest naprawdę prosta. Do wyboru mamy
sporo akcji, ale z czasem łatwo dostrzec, że część z nich w pewnym stopniu się
dubluje, przy czym jedna jest słabsza (możemy przesuwać swoje fragmenty) a
druga mocniejsza (możemy przesuwać dowolne fragmenty). Im mocniejsza akcja, tym
czeka nas dalsze miejsce w kolejce w następnej rundzie. Dalsze miejsce oznacza
również bardziej okrojony wybór – dwóch wikingów nie może wykonywać
jednocześnie tej samej akcji.

Oczywiście tytuł gry
nijak się ma do całej rozgrywki, a ta to jedno wielkie zamieszanie z
przesuwaniem segmentów statku. Zamieszanie, bo prawdę mówiąc ciężko jest coś
zaplanować. W jednej kolejce byliśmy na danym statku pierwsi, a w następnej
przesunięto nas na dalsze miejsca albo i w ogóle nas na tym statku nie ma, a
jeszcze żeby było ciekawiej, to statek odpłynął i zostaliśmy z niczym.

Należy pamiętać, że liczba naszych segmentów
jest ściśle limitowana. Skupienie się na jednym statku poprzez umieszczenie w
nim wielu fragmentów, może okazać się zgubne, bo ktoś może nam taki statek
odesłać w morze i pozbawi nas nieco naszego oręża. Bardzo ciekawą taktyką jest
pozostawienie sobie tych nisko cennych fragmentów i podrzucenie ich niczym
jaskółcze jajo do statku, na którym jest sporo towarów. Jest szansa, że
niewielkim kosztem załapiemy się na coś ciekawego.

Gra jak widać ocieka
wręcz negatywną interakcją . Tutaj nie ma miejsca na eleganckie zagrania, które
nikomu nie zrobią krzywdy. Tutaj przez cały czas rozpychamy się łokciami kopiąc
przeciwników, psując im plany. Żeby tylko nasze było na wierzchu. Jednym się to
podoba, a innym niekoniecznie. Niby mamy do czynienia z grą familijną, ale
trzeba mieć świadomość, że nie sprawdzi się w każdym gronie.

Regrywalność. Jest na
przyzwoitym poziomie. Za każdym razem mamy inny układ statków na planszy.
Rozgrywka, oczywiście podobna w samym przebiegu, będzie po prostu inna. A
dodatkowo praktycznie brak losowości, sprawia, że mamy o czym pomyśleć, a
biorąc pod uwagę negatywną interakcję i konieczność posiadania oczu wokół głowy
czyni z gry niezwykle emocjonujący tytuł.

Skalowalność. W
każdym składzie grało nam się dobrze. Należy jednak wziąć pod uwagę odmienność
rozgrywek. W dwójkę możemy zdecydowanie więcej. Jest luźniej, mamy większe
możliwości planowania, w czwórkę mamy spory chaos i w zasadzie planowanie jest
niemożliwe. Chyba najlepiej jednak grało się nam w trójkę. To skład, który
pozwala na w miarę wypośrodkowaną rozgrywkę – coś się uda zaplanować przy
ograniczonym chaosie.

Czas gry . Pudełko nas
nie oszukuje, gra będzie trwała maksymalnie godzinę. Przeważnie rozgrywka
będzie trwała krócej. Czasem jednak rozgrywka potrafi się zwyczajnie dłużyć.

Wikingowie na pokład
są zdecydowanie grą rodzinną. Ale nie sprawdzą się w każdym gronie. Niestety
nie każdy lubi taką ilość negatywnej interakcji. Trzeba to wziąć pod uwagę biorąc
Wikingów "na tapetę". Nam w sumie rozgrywka bardzo się podobała i potrafiliśmy się
odnaleźć w tym zamieszaniu. Przepiękne wykonanie, bardzo proste i intuicyjne
zasady, łatwość tłumaczenia, mnóstwo emocji. Warto spróbować, ale na pewno nie
w ciemno.

+ bardzo
dobrze napisana instrukcja,

- …co dla
niektórych jest przeszkodą nie do przeskoczenia,

Wydawnictwo:
Fox Games
Cena: 90-150 zł

Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Fox Games za udostępnienie gry. 

Tak sobie wspominam czasy swego dzieciństwa. Człek nie miał z pewnością tylu sposobów na spędzanie wolnego czasu. Trzeba się było czasem na...
Tajemnicze korytarze a wśród nich ukryte skarby. Dzielni śmiałkowie ruszają na wyprawę w nieznane. Przemierzając labirynt starają się odnal...
Nie raz na lekcjach historii słyszałam o wyprawach kolonialnych, podbojach nieznanych terenów, zdobywaniu cennych surowców na tropikalnych...
W roku 2020 dzięki wydawnictwu Portal Games pojawiła się w naszym kraju taka mała, całkiem niepozorna gra, w dodatku z oryginalnym tytułem....
Kto z Was nie słyszał o walce o stołki? Myślę, że każdy ma na ten temat swoje zdanie. Politycy, urzędnicy, pracownicy w korporacjach- prawi...

Wszelkie prawa do publikowanych treści i zdjęć są zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger .

Bardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !




©
DOTWAY
2022






Terms of Use




Privacy Policy






Teach Online with






Poznaj nas i swoją pracę w dogodnym dla Ciebie czasie :)
Brawo Ty! Za Tobą proces rekrutacji, a przed Tobą niezapomniana podróż zawodowo-rozwojowa :) Cieszę się bardzo mogąc powitać Cię w zespole DOTWAY!
Zapraszam na pokład kursu online, który pomoże Ci poznać nas, czym się zajmujemy i jak będzie wyglądać Twoja praca.



bartekflo - czy zostanę Amerykaninem?



Od czasow mitycznego Ikara, ktory rozbudzil w wielu
marzycielach chec szybowania niczym wolny ptak minely cale wieki. Przez setki
lat ludzie podrozowali na koniach, karetami, powozami a takze pieszo. Niebo
pozostawalo tylko dla ptakow. Az tu nagle, w okolicach XX-go wieku… BUM! Ktos
wymyslil silnik, ktos inny wsadzil go w metalowa karoserie, ktos inny dorobil
kola I prosze, mamy automobil… chwile pozniej, Orville I Wilbur Wright dokonali
pierwszego lotu swoim drewnianym rusztowaniem z kilkoma szmatkami. Swiat wtedy
zrozumial, ze jeszcze kilka lat, I kazdy bedzie mogl szybowac po niebie jak
Ikar. Czesciowo byla to prawda.

Od pierwszego lotu braci Wright minelo juz przeszlo 100 lat.
Dzisiaj na bilet lotniczy stac prawie kazdego. Tanie linie, promocje, Last –
Minute I po kilku godzinach mozesz juz byc w innym kraju… ba kraju! Na innym kontynencie! Co prawda latanie nie stalo sie tak pospolite jak jazda
samochodem, bo na wlasny aeroplan moga sobie pozwilic jedynie nieliczni, ale
samolot nie budzi juz takich emocji jak jeszcze 20 czy 30 lat temu. Pamietam
kiedy pierwszy raz lecialem samolotem. Byl to rok 1998. Lecielismy z rodzicami
na Teneryfe. Dzien przed wylotem nie spalem cala noc. Nie moglem sie doczekac jak
to bedzie. O swicie juz bylismy na lotnisku. Zbiorka w hali odlotow, kontrola
paszportowa, strefa bezclowa I juz wsiadamy cala rodzina na poklad Boeinga 737.
Wciskanie w fotel podczas startu, niesamowite widoki I ladowanie. Dla 12-nasto
latka to bylo wydarzenie gdzie emocje siegaly zenitu! Z biegiem lat, kilkoma
dalszymi lub krotszymi przelotami latanie nie budzi we mnie juz takich emocji…
wlasciwie to nawet za nim nie przepadam. Nudno, ciasno, uszy zatyka… A co
gorsza zeby samolot wzbil sie w powietrze to musi miec jeszcze gdzie! A no I
wlasnie… Lotnisko. Kazde niby inne. Mniejsze, wieksze, starsze, mlodsze… ale kazde nastawione na zysk! Dajmy
tutaj za przyklad nasze Warszawskie Okecie. Kiedy dwa miesiace temu lecialem z
powrotem na Floryde, pierwszy lot mialem wlasnie z Warszawy do Zurychu. W
oczekiwaniu na samolot przechadzalismy sie po strefie bezclowej. Pech chcial ze
zrobilem sie glodny, I postanowilem kupic sobie kanapeczke. Za bulke “paluch” z
salata, serem, szynka I sosem wraz z butelka wody zaplacilem… 25 zlotych. No
ale przeciez jak, “jestes glodny, to zjesc musisz!... nie zaplacisz?”. A no
wlasnie… oczywiscie ze zaplacisz… za pamiatkowa “flaszke” czystej tez nalezy do
ceny z osiedlowego sklepu doliczyc date urodzenia kasjera I juz mamy cene z “bezclowki”. Bez znaczenia, czy to w Warszawie, Rzymie,
Las Vegas, czy Zurychu kazde lotnisko jest zbudowane w ten sam sposob. Korytarz
odprawa, bezclowka, poczekalnia, rekaw, samolot. Problem w tym, ze choc na
pierwszy rzut oka wszystko wydaje sie proste, czesto takie nie jest. Zwlaszcza
kiedy mamy przesiadke a czas nie jest naszym sprzymierzencem. Po wyjsciu z
samolotu “A” na tablicy szukamy gdzie odlatuje samolot “B”, rzucamy sie w bieg
tratujac bez mala innych wspoltowarzyszy podrozy. Nerwowo patrzymy na zegarek…
mamy jeszcze 40 minut a jestesmy na Heathrow w Londynie, ktore jest jak male
miasto… szybciej… szybciej… o! Pamiatki! Jakie ladne breloczki z Krolowa! Jakie
tam breloczki! 38 minut! Biegniemy! O! Kawiarenka! No w sumie kawka… JAKA
KAWKA!!! Lecimy! A wlasciwie to gdzie ja jestem? Nerwowo szukamy tablicy
odlotow… Jest! Lot “B”, terminal G-42, a ja jestem w terminalu H, czyli zaraz
obok pewnie, tak jak w alfabecie G, jezt zaraz po H, jest rozwidlenie I… trzy
korytarze do terminali A, B, D… OK. 
Rozumiem, ze G mi umknelo, ale gdzie do jasnego pioruna jest C? Pot
splywa po plecach, do odlotu zostalo 28 minut… samolot nie poczeka… kogos
pytamy, dalej biegniemy, a tutaj znowu taki uroczy sklepik z herbata I
trunkami… I w koncu maraton dobiega konca. Osuwamy sie w miekki fotel samolotu.

Czego to dowodzi? Praktycznie wszystkie lotniska sa
oznaczone bardzo dobrze I czytelnie. Niestety, liczne sklepiki, ktore maja
przyciagnac uwage przechodnia wykonuja swoje zadanie w 100%. Nie
Spuścił się do młodej dupci
Bukkake z Miho Imamura
Latynoska sex-bomba na chuju

Report Page