Zakazane zabawy amatorów

Zakazane zabawy amatorów




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Zakazane zabawy amatorów


Sport
Społeczeństwo
Kultura



Blogi

Katalog blogów
Najnowsze notki
Komentarze





Blogi

Katalog blogów
Najnowsze notki
Komentarze




#Forum Ekonomiczne w Karpaczu
#Polityka historyczna
#Ukraina
#Rosja
#Rząd
#Niemcy
#Media
#Rafał Woś
#Jastrzębowski wyciska


Strona główna > ulanbator > Zapomniane zabawy ze schyłku PRL-u


Opublikowano: 18 kwietnia 2021, 12:50
; Ostatnia aktualizacja: 18 kwietnia 2021, 14:27


https://www.salon24.pl/u/ulanbator/1127692,zapomniane-zabawy-ze-schylku-prl-u






Zapisz się



Akceptuję Regulamin portalu Salon24.pl i oświadczam, że zapoznałem się z postanowieniami Polityki Prywatności


Zabawy w ganianego i chowanego, również po piwnicach, po jednej takiej zabawie miałem prostowaną przegrodę nosową, po kilku latach.

Strzelanie przez rurki z ryżu i plasteliny.
Miałem to szczęście, że nasze osiedle było koło jednostki wojskowej, gdzie był tzw. małpi gaj. Jak wartownik był luzakiem to dało się poszaleć.
Ja pamiętam, że w środku kapsli była uszczelka z korka i ten korek się malowało i oznaczało symbolem np "SZ"- czyli Szurkowski, "H"" Hanusik. Była jeszcze gra hazardowa na pieniądze tzw "spuszczanka" . Polegała na tym, że z wysokości ok. pierśi na przmian gracze zrzucałi na ziemię monety tak długo dopóki zrzucona moneta nie przykryła już którejś z leżących. Wtedy ten co tego dokonał zabierał z ziemi całą pulę. W zależności o nominału uźywanych monet była to albo wygrana na oranżadę, albo naprawde niezły hazard. Można było naprawdę sporo wtopić dosłownie parę minut.
Ten komentarz został ukryty. Aby przeczytać, wyłącz filtr treści.
Mam wrażenie, że pisze Pan o łódzkim Widzewie. Jeżeli tak, to spędziliśmy dzieciństwo w tym samym miejscu, w tym samym czasie. Gorkiego 103. SP 184
@Konrad Andrzejewski 

Więc pozdrawiam ziomala. Ja mieszkałem na Czajkowskiego nieopodal szkoły nr 198.
W szkole graliśmy w gazdę albo w hubki. Na monety oczywiście gonieni przez woźnego. Wyścig Pokoju, czyli gra na kasple (trasa rysowana patyczkiem jak do procy często prowadzona była w trudnym terenie (kałuże, błotko, korzenie) wymuszała na zawodnikach obciążenie kapsla. Z reguły była to plastelina albo wosk. No i flagi państw, ale kapsle to byla rzecz ostateczna. Równie interesujące były podchody. We wczesnym dziecięństwie bawiłem się także w "Raz, dwa, trzy, baba Jaga patrzy! gdzie udający Jagę rozśmieszał zastygłych w bezruchu w dziwnych pozach uczestników, kto nie wytrzymał próby ten odpadał i zajmował miejsce Baby Jagi. Grano także piłką" w "dwa ognie" i w "tygrysa" (trzeba było przebiec nie złapanym przez pewną powierzchnię oznaczoną dwoma liniami, której strzegł rzeczony "tygrys". No i oczywiście wielogodzinne haratanie w gałę :))) Zimą lodowisko, hokej i saneczkarstwo. Ech...to były czasy
@Pogodny 
Ps.

Lodowisko na zamarzniętej rzece ma się rozumieć. Każde nadrzeczne podwórko robiło swoją trasę na lodzie, obok lodowisko. Kolejne się przyłączały i powstawała w ten sposób długa na parę kilometrów rzeczna łyżwostrada. Kto miał łyżwy, np. hokejówki ten mknął wówczas z radością przed siebie doceniając zapewne robotę kolegów, których na łyżwy nie było stać lub nie potrafili na nich jeździć..
Potwierdzam te wszystkie zabawy. Dodatkowo, podczas budowy pobliskiego Hotelu Victoria, dostawaliśmy od budowlańców, tzw.”Szwedów”, krótkie, ok. 30-50 cm odcinki plastikowych, kremowych w kolorze rurek używanych do układania tam instalacji ciepłej/zimnej wody i strzelaliśmy z nich jarzębiną. Pamietam, te rurki niosły na wielkie odległości ;)
Katiusze - za komuny olej silnikowy był w takich sześcio albo osmiosciennych butelkach z tworzywa i koło garaży zawsze się to poniewierało a paliło zacnie i kropelki roztopionego plastiku lecąc na ziemię wyły .... jak katiusze w tv. Niestety razu pewnego taka klucha wylądowała mi na ręce.
@gwieczorek robienie smoka z pudełka zapałek ... albo petardy hukowej (wkładało się pocierko do pudełka tam gdzie główki) zamkało i oklejało taśmą, a potem to już wystarczyło rzucić energicznie o chodnik, asfalt, beton
@gwieczorek saletra cukier zakrętka wódczana
@gwieczorek 
Tego nie znałem. Wyprubuję
Ten komentarz został ukryty. Aby przeczytać, wyłącz filtr treści.
Ten komentarz został ukryty. Aby przeczytać, wyłącz filtr treści.
Niezłe też były osiedlowe śmigusy dyngusy. Patent na super sikawkę. Kupowało się gumowy smoczek do karmienia niemowląt z butelki. Otwarty koniec trzeba było zaszpuntować np plastikowym korkiem od bełta i sznurkiem, byle mocno. Robiło się w cumlu sporą dziurkę gdzie trzeba. Tą dziurką przystawiało się do kranu, najlepiej w tajemnicy w piwnicy. Robił się spory balon, który sikał na naprawdę dużą odległość. Dziurkę oczywiście zatykało suę palcem (hmm...) na czas transportu na pole walki
Ten komentarz został ukryty. Aby przeczytać, wyłącz filtr treści.
Najprostsza świeca dymna. Kawałki przezroczystej linijki z kauczuku w pudełku od zapałek. Podpalało się, a potem gasiło, żeby nadal się tliło, dawało jak gazy ZOMO.
Słyszałem, że proszek z wypalonego granatu z gazem wystarczyło rozsypać w klasie, żeby wszyscy mieli łzy w oczach
Ten komentarz został ukryty. Aby przeczytać, wyłącz filtr treści.
@szoweldrajwer5000
My świece robiliśmy z ping pongów. Ktoś kiedyś wrzucił taka do sklepu, była niezła awantura.
Wśród dziewczyn bardzo popularne było skakanie przez gumę. Dwie osoby stały z długą pętlą chyba z gumy majtkowej rozciągniętą między nimi. Zaczynało się od najniższego poziomu kostek, potem coraz wyżej.
Ten komentarz został ukryty. Aby przeczytać, wyłącz filtr treści.
Obok osiedla były taż tzw łąki. Kiedyś wydawał się to bezkres, teraz mały teren już dawno zabudowany. Jako że teren lessowy, starsze chłopaki zwykły tam kopać ziemianki z wydrążonymi "piecykami", gdzie można było palić gazetami.
Pod wieloma względami życie za tej okropnej komuny było o wiele bardziej swobodne niż dzisiaj
Ten komentarz został ukryty. Aby przeczytać, wyłącz filtr treści.
Kapsle na wyścigi pokoju to słabizna. Najlepsze były plastikowe klamerki z pasmanterii. Dużo dalej się ślizgały. Nie pamiętam dokładnie, ale trasy rysowało się chyba na osiedlowych uliczkach, dzisiaj rzecz nie do pomyślenia. Takie czasy. Wielki plac zabaw z czasów komuny już dawno zamieniono na parking
Ten komentarz został ukryty. Aby przeczytać, wyłącz filtr treści.
@szoweldrajwer5000
Gdy pierwszy sąsiad kupił samochód, z czterech bloków wyszli ludzie oglądać, Syrenka 101.
"musiały zaistnieć odpowiednie okoliczności w postaci krótkotrwałej burzy i ulewy" - ja jestem starszy, bawiłem się w wyścigi okrętów każdej wiosny - to były lata 60-te, kiedy mieliśmy inny klimat - wiosna zastawała miasto wyrzeźbione w śniegu. Ulice i chodniki w Warszawie były wąwozami między pasmami górskimi usypanymi przez cieciów odgarniających śnieg. Samochody były wtedy rzadkością, szczególnie te parkujące na ulicy, więc zwały śniegu leżały do wiosny. Czasem w marcu, czasem w kwietniu przychodziło nagle przedwiośnie i słońce topiło śnieg w takim tempie, że wszędzie płynęły strumyki i strumienie, szczególnie te na jezdniach, które zebrały już sporo dopływów. Jeśli dodamy do tego PRLowską rzeczywistość - jakoś bruku i studzienek - to niektóre strumienie - te, które ominęły studzienkę, bo była powyżej poziomu jezdni - przekształcały się w prawdziwe potoki, a trasa zapałek przedłużała się ponad dwukrotnie. Kiedy na początku lat 70-tych klimat się zmienił, miałem już inne zabawy - z "prądzika" wyrosłem.
 ...
 Zauważyłem, że temat zrobił się wspominkowy, to też coś dołożę. Oczywiście gała była zawsze na I miejscu, ale przez około dwa lata oddawaliśmy się wskakiwaniu do towarowych. Jest w Warszawie na Pradze miejsce, które nazywaliśmy Trójkątem, gdzie spotykają się trzy tory: W kierunku Gdańskiej, w kierunku Wschodniego i w kierunku północnym - na Warszawę Praga. W środku Trójkąta zajętego przez straszne krzaczory była górka, z której można było ponad krzaczorami wyglądać nadjeżdżającego pociągu. Na Trójkącie towarowe zwalniały - niektóre tak bardzo, że można było wskoczyć do pociągu. Miejsce było idealne - dzięki krzakom zbliżaliśmy się do torów niewidoczni dla kolejarzy, a kiedy już lokomotywa minęła Trójkąt, pociąg na zakręcie był bezpiecznie wypukły i nikt nas nie mógł zobaczyć, jak wskakujemy. Zaraz za Trójkątem pociąg przyspieszał i musieliśmy nieraz długo czekać, aż zwolnił na tyle, żeby dało się wyskoczyć

Twitter Facebook Instagram



Polityka




USA


Prawo


Prezydent


UE


Polityka historyczna


PiS


Ukraina


Wielka Brytania


Terroryzm


Rząd


Polityka zagraniczna


Świat


Rosja


Niemcy


Sejm i Senat


Donald Tusk


PO


Rafał Woś


Campus Polska Przyszłości


Lewica


Sondaż


PSL


Katastrofa smoleńska


Marcin Dobski


Lech Wałęsa


Konfederacja


Reprywatyzacja


Samorząd


Wybory


Białoruś


Agrounia


Chiny


Brexit


Imigranci


NATO


Izrael


Kukiz'15


SLD


Jastrzębowski wyciska


Marsz Niepodległości


Afganistan


Iran


Polska 2050


Trybunał Konstytucyjny


Woś w szerszym planie


Amber Gold


CBA


Porozumienie


Śliczna nastolatka i wytrysk na twarz i ciało
Kobieta wymierza karę swojej niewolnicy
Niesamowite droczenie się w gabinecie masażu

Report Page