Zabawa w u-bahnie

Zabawa w u-bahnie




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Zabawa w u-bahnie



Konto






Konto






Zamknij






Konto








Tygodnik Polityka


Pomocnik Historyczny


Poradnik Psychologiczny


Niezbędnik Współczesny


Salon






Wybory Parlamentarne 2019


PiS


Lewica


Koalicja Europejska


Prezydent


Sądy






500 plus


Reforma edukacji


Kościół


LGBT


Prawa zwierząt






Brexit


Unia Europejska


Donald Trump


Bliski Wschód


Rosja


Chiny






Emerytury


PIT


Węgiel


OZE


GAFA


Listki CSR






Książki


Muzyka


Film


Seriale


Wystawy


Teatr


Gry


Paszporty Polityki


Nagroda Architektoniczna






Zdrowie


Wszechświat


Technologie


Zmiany klimatyczne


Nagrody naukowe






Passent


Hartman


Szostkiewicz


Chaciński


Chętkowski


Wszystkie blogi






Historia


Ludzie i style


Klasyki Polityki


Moje miasto


Fotoreportaże


Archiwum


Autorzy


Tematy


O nas


Sklep Polityki



Aby komentować, zaloguj się na konto portalu Polityka.pl
Nie masz konta w Polityka.pl? Zarejestruj się

Newsletter
Prenumerata cyfrowa


iOS i Android W aplikacjach publikujemy pełne wydania tygodnika POLITYKA oraz nasze pisma.



Aplikacja Fiszki
fiszki



Fiszki Polityki Codziennie podsumowujemy dla Ciebie najważniejsze wydarzenia dnia.



Dwutygodnik FORUM
Polityka Insight
Leśniczówka Nibork
Projekt: Cogision , Ładne Halo
Wykonanie: Vavatech
Prawa autorskie © POLITYKA Sp. z o.o. S.K.A.


Tym tytułem nie chcę przypominać zapomnianej książki równie zapomnianej Saganki, tylko nawiązać do tego, że są w Hamburgu ludzie, którzy go naprawdę kochają. Choć jest to miasto, które z wielu powodów żyje teraźniejszością i to przesądza o jego specyfice. Ale przecież Brahms tu się właśnie urodził. Jednak jego miejsce urodzenia już nie istnieje. Hamburg przeżył dwa kataklizmy: wielki pożar w 1842 r. oraz wielki nalot brytyjski w 1943 r. i trudno tu znaleźć dom z czasów Brahmsa. Jednak parę ich pozostało, do nich dostawiono kilka innych zrekonstruowanych, żeby miały odpowiedni kontekst, a w jednym z tych autentycznych otwarto w zeszłym roku Muzeum Brahmsa. Jest to muzeum niewielkie i prywatne, założone przez Towarzystwo Miłośników Brahmsa – i znamienny jest fakt, że istniejąca tu wcześniej niewielka izba pamięci powstała dopiero w 1971 r. Najpierw Hamburg poza pomnikiem i konterfektami w sali koncertowej nie miał żadnego miejsca pamięci o swoim pierwszym honorowym obywatelu – bo to fakt, właśnie jemu tę godność jako pierwszemu nadano. Choć sprawy między Brahmsem a jego rodzinnym miastem były dość złożone: był tu ceniony, ale kiedy nie dostał posady, na jakiej mu zależało, wyjechał i w końcu wylądował na dobre w Wiedniu.
Jednak ci, co Muzeum Brahmsa założyli, zrobili to – jak już rzekłam wyżej – z potrzeby serca. I właśnie z sercem oprowadzał nas jego szef, pan Joachim Kossmann, który sam nam powiedział, że chętnie to robi osobiście także dlatego, że lubi spotykać ludzi, którzy interesują się Brahmsem na tyle, że przyszli właśnie tutaj. I od razu dodał, że poza Niemcami najwięcej jest Japończyków, co ucieszyło kolegę z Tokio (zwiedzam to miasto z międzynarodową grupką dziennikarzy).
Nie ma tu niby wielu autentycznych pamiątek – tylko kilka przedmiotów, ale wiszą reprodukcje rękopisów i dokumentów dotyczących historii życia kompozytora. W małym pokoiku na parterze i w holu (wszystkie pomieszczenia sa tu małe i fakt, że właśnie w takiej wielkości pokojach Brahms mieszkał) mowa jest o latach hamburskich, na piętrze – o wiedeńskich; jest też malutkie stoisko z suwenirami i biblioteka z fortepianem stołowym (Tafelklavier) z czasów Brahmsa – pozwolono mi go dotknąć, ale rozstrojony był do niemożliwości.
 W sumie było to wydarzenie wzruszające. Wzruszające było też usłyszeć (poprzedniego dnia) Brahmsa, i to IV Symfonię , którą szczególnie kocham, w mieście jego narodzin, i to w naprawdę znakomitym wykonaniu Monachijczyków. To orkiestra, która brzmi tak śpiewnie, że śpiewał nawet triangiel w Scherzu . Ale przy ostatniej części ciarki mnie przechodziły. Dla mnie ta Passacaglia zawsze była po prostu bezbrzeżnie smutna, ale tym razem miała w sobie coś groźnego, budziła niepokój, takie memento mori. Być może przyczyniła się do tego dość specyficzna akustyka Laieszhalle – nie wiem, jak z innych miejsc, ale z mojego (XVII rząd) jakoś szczególnie wyraziście brzmiały instrumenty dęte. W każdym razie było w tym coś ostatecznego, jakiś fatalizm, i to nie łagodny jak w pierwszej części. Duże było przeżycie.
Tutaj trochę zdjęć. Więcej hamburskich fot wrzucę później, a jest ich już dużo…
…oj, będą w Hamburgu, ale tylko biegiem tam i z powrotem, Kierowniczko, lądujac i wylatując, a juz dawno postulowałam, żeby wakacyjne doby były mniej wiecej 48 godzin…
Dlaczego czasu tak zawsze mało?! 🙁
Kochasz Brahmsa? Oj, kochany tytuł 😉 (Nie, żebym czytał powieść, choć spotkałem kiedyś streszczenie. Ale weźmy takie LSO i ich akcję z poprzedniego sezonu: http://lso.co.uk/lovebrahms — można zerknąć na drugi film, gdzie różne osoby wypowiadają się na temat Brahmsa.)
PAK,
z muzyką to jest tak –
usłyszysz i zostaje w duszy, albo nie. To samo z poezją. Krytycy i znawcy mogą jedynie podesłać to i owo, a nuż widelec Twoja dusza sie załapie 😉
Jak ja nienawidziłam w szkole pytań na lekcji j. polskiego – a co poeta chciał przez to powiedzieć?
Poezji się nie prze-tłumacza, poezję się czuje (albo nie). Samo z muzyką.
O, a wskazówki mile widziane, tyż prowda… troche sie czepiam, ale byłam na skwarnym słońcu przez godzinę, możliwe, że przyćmionam 😉
O…. i przypalonam lekuchno 🙄
Podoba mi się to Alicjowe „dusza się załapie”. Moja na Brahmsa się załapała podczas X Konkursu Skrzypcowego im. Wieniawskiego, gdzie w czwartym etapie obowiązkowa była I cz. Koncertu D-dur op.77 Brahmsa. Od tego czasu I love Brahms 😀 I jak będę w Hamburgu, to z pewnością odwiedzę Muzeum Brahmsa.
Beato,
bo to chyba tak jest, i myślę, że Artysta ceni sobie właśnie to, że komuś coś w duszę wpadnie i zapadnie, przecież nie tworzy dla krytyków, tylko z potrzeby serca… A jak komuś się spodoba, to tym lepiej.
Nie jestem wykształcona muzycznie ani plastycznie… ale jak mi cos w ucho-oko wpadnie, to już zostaje na zawsze. Chyba wszyscy tak mamy?
Dusza załapała 😉
Alicjo, ja się podpisuje wszystkimi kończynami pod tym, że albo się coś czuje (muzykę, poezję) albo nie. Ingeborg Bachmann napisała kiedyś, też w moim odczuciu b. adekwatnie o muzyce i szerzej o sztuce: „„Uczucia mają postać wędrowną. Przechodzą z piersi do dźwięku — albo do słowa, albo obrazu — i znów przyjmują pierwotny kształt w innej piersi”. Jeśli tego nie ma, to zostają struktury dźwiękowe czy słowne, które można do woli analizować, ale lepsi od tego nie będziemy.
To była ocywiście odpowiedź na pytanie zawarte w tytule dzisiejsego wpisu. A skoro Poni Dorotecka spytała po francusku, to odpowiedzieć tyz chyba nalezało po francusku? 😀
A komentarze wszystkie też trzeba pisać po francusku? 😯
Sacrebleu! 🙄
Jakie te nasze pieski są lingwistycznie oblatane… Widać, że z niejednego słownika jadły.
Bo nasze pieseczki są wyjątkowe 😀
I już po wycieczce. Byliśmy w pięknym miejscu (będą zdjęcia) na King’s Singersach, ale częściowo rozczarowali. W pierwszej części zdecydowali się na program niemiecki chóralny (w pojedynczej obsadzie oczywiście), tu i ówdzie z fortepianem. Brahms, Schubert, Mendelssohn, Reger i inni – śpiewani w stylu angielskim? Niestety bez sensu. To bardzo poważna muzyka, a oni przecież poważni nie są. Nawet jeśli z grobowymi minami zapowiadają po niemiecku, to i tak robią to jak jakie Monty Pythony, ale ci, co ich nie znają, nie łapią tych niuansów (widziałam to po innych uczestnikach wycieczki). W drugiej części było lepiej, bo i Brittena dwa utwory, i wreszcie coś całkowicie w ich emploi – parę utworków z repertuaru Comedian Harmonists. Trzeba tak było od razu 😉
Zaraz się zabieram za zdjęcia, żeby przynajmniej część wrzucić jeszcze dziś 🙂
Tu się chyba z psów żartuje. 🙄 Nawet ja, szczeniak, wiem, że słowniki wcale nie służą do jedzenia, tylko do ostrzenia zębów, bo mają świetne, grube okładki. 😀
I jescze na dodatek Brahms, Reger, Mendelssohn jednak lubią bardziej soczystą obsadę (i brzmienie), z pojedynczą to niezbyt się znoszą.
Bobiku, te żarty to chyba z zazdrości, bo też bym czasem chętnie sobie dla odmiany naostrzyła zęby o słownik, zamiast go wertować 😉
Wrzuciłam na razie hotel:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/HamburgHotel#
Dalszy ciąg już chyba w Warszawie. Trzeba by pójść spać. A najpierw sie zastanowić, które papiery zabrać, które wywalić. To zawsze problem na tego typu wyprawach…
Takie som skutki, Poni Dorotecko, jezdzenia do Hamburga zamiast do Egiptu. W Egipcie syćkie papiery mogłaby Poni zapakować na wielbłądy i nic nie byłoby trza wyrzucać 😀
Beato, jest jeszcze jedno doskonałe zastosowanie słowników, encyklopedii i innych takich. Otwiera się je mniej więcej w połowie, po czym człowiek łapie za jedną część i mocno trzyma, a pies wbija zęby w drugą część i usiłuje mu słownik odebrać. Jak zabawa się uda, to takiego słownika już nigdy nie trzeba wertować.
Jakby co, to jestem zawsze do usług. 😆
Dobranoc, miłe pieski 🙂 I inni mili goście też oczywiście 😉
Bardzo dziękuję, Bobiku, w razie czego już wiem, do kogo się zwrócić o pomoc, chociaż coraz więcej słowników mam w wersji elektronicznej. A Duden (tradycyjny) kiedyś, spadając z półki, złamał mojej koleżance palec u ręki, a było to w decydującej fazie kończenia doktoratu…
Pani Kierowniczce pogodnych snów 🙂 Na pocieszenie w sprawie papierów napiszę tylko, że kilka dni temu wysłałam ich 17 kg do Polski, efekt 3 tygodni kupowania książek i kserowania artykułów 😉
To jeszcze zanim „za chwilę” PAK wrzuci pobutkę, to ja z „Pieśnią wieczorną” Rheibergera: http://www.musicanet.org/son/00/hifi/00015.mp3
Świetna niemiecka chóralistyka i nie mniej świetny Stuttgarter Kammerchor z Friederem Berniusem, któremu ufam w tej kwestii, jak mało komu.
Rheinbergera oczywiście, nie Rheibergera 😉
Nie ma to jak posluchać dobrej muzyki na powitanie dnia 😀
Nie ma to jak nie zaspać. A do tego jeszcze hortensja on-line 😉
Brams… Brams…. – to takie wino co się w bramie obalało, czyż nie?
Czy ten Brams był jakimś tyranem, że aż trzeba było go obalać? 🙄
Nie, ale może być taranem, który obala z nóg.
Do Bobika: Jeśli po francusku to proszę..
Ma jeunesse j’ai passe en France, C’est la-bas que j’ai fais connaissance des oeuvres de Johannes Brams . 3 ans apres la guerre ,a Marsielle, j’ai eu la joie d’assister a un concert des oeuvres de J. Brams, cette musique a profondement toucher mon coeur, que je garde un des beau souvenir de ma vie.
Kto to jest Brams i gdzie lezy Marsielle 😯
Niemniej witam serdecznie Tadeusza Smagacza 🙂
Macham popoludniowo i bez polskich liter, bo juz nie chce mi sie wyciagac z walizki malenstwa. Po intensywnym dniu zaraz na lotnisko. Relacja z domu 😉
No tak. I teraz pocziłem się zobowiązany do odpowiedzenia rówbież po francusku. 🙄
Moi, je suis seulement un chien,
qui ne comprend rien de rien
quand on parle de la musique.
Mais je connais un petit truc:
quand je chante une belle chanson
on me donne un saucisson.
C’est pourqoi j’aime bien chanter –
personne ne peut pas m’arrêter,
même Madame la Directrice,
qui dit: Bobik, stop it, please! 😆
Eee, nie bawię się tak. Na innej klawiaturze zaraz zaczynam się mylić. 🙁 Miało być „poczułem”, „również” i „personne ne peut m’arrêter”, bez żadnego pas. Może Madame la Directrice poprawi, jak przyjedzie? 😉
Bobik – J’ai un bel age. Jusqu’a present dans ma vie j’ai jamais rencotrer un chien qui ecrit en francais. en plus, qu’il chante . J’aime beaucoup les animaux, surtout les chiens qui sont tres tres inteligent, mais ils ne parlent pas.. Beaucoup a dire a ce sujet……..Je serai tres heureux de connaitre „le chien” qui chante , je suis pret a lui ofrir autres chose de meilleur que le saucisson. Asser blaguer. Serieusement.
Moi j’habite a Suwalki et vous ?? Si cela vous derange pas Veuillez me passer votre adresse postal ou e-mail. Nous pourions faire connaissance.. Au plaisir de vous lire. T.S.
Poni Dorotecka pedziała (a racej spytała): Kto to jest Brams i gdzie lezy Marsielle .
Kany lezy Marsielle, tego nie wiem, ale racej nie pod Turbaczem. Natomiast, fto to jest Brams, to jo wiem piknie! I wiem tyz, fto to jest Mocart, Hajdn, Sztraus i Gerszłin! 😀
do Pani Doroty Szwarcman..
Wszyscy ludzie na świecie którzy kochają muzykę klasyczną znają twórcośc J. Bramsa ,
A miasto MARSEILLE znajduje się na francuskiej Riwierze – COTE D’AZUR. . Piękny zakątek świata . Dużo, dużo do opisania. .
Czekam na relacje z domu na mój adres e-mail. T.S.
Panie Tadeuszu , mnie chodziło o to, że: 1. znają twórczość Brahmsa, nie Bramsa, 2. miasto nazywa się Marseille, a nie Marsielle. (Zdarzyło mi się je kiedyś odwiedzić zresztą.)
Takie drobne złośliwości, ale skoro ich Pan nawet nie zauważył… to pośmiejmy się razem 😉
Relacje z domu będą dla wszystkich, na blogu 🙂
A że w domu już jestem, to pewnie za czas zaniedługi.
A propos twórczości Brahmsa, to właśnie kiedy jechałam już U-Bahnem w stronę lotniska, zajrzałam przez ramię eleganckiemu panu chyba pod pięćdziesiątkę, który ustawiał sobie muzykę na iPodzie w eleganckim skórzanym etuju 😉 I co sobie ustawił? Jedną z symfonii Brahmsa! Słuchawki też miał jakieś bardzo dobre, bo nic nie było słychać. Można? Można! 🙂
Pani Kierowniczka nawet w U-Bahnie nie traci muzycznej czujności 😀 Będę wypatrywać relacji ciągu dalszego.
Pani Redaktor,
wszystko co w opisie z 22:27 – to ja, cały ja :). Ale, ale
Nie w Hamburgu,
Petersburgu
Ta historia się zdarzyła.
Żaden U-Bahn,
Ni gentleman,
Jeno moją fizys była.
Za to Pan Brahms
Wprawiał mnie w trans
Aż się dusza ma zbramsiła.
Pan Brahms zajmuje w moim sercu miejsce bardzo szczególne. Wzrusza mnie – niezmiennie. I koi – jak mało kto. Najpogodniejszy smutek śwata tego płynie z jego muzyki. Lubię od czasu do czasu wracać do jego biografii – uspokaja mnie. Pomimo wszystko.
Pani Redaktor – czy festiwalowi Chopin i Jego Europa – w kontekście obsuwu dotacji sponsora – grozi jakaś programowa redukcja. Bo już dzisiaj w radiu jakieś pierwsze wątpliwości zostały wyartykułowane – ale bez jakichkolwiek szczegółów. Moje kalendarium wyjazdowe i tak wywróciło się do góry nogami – i patrzę czy jakieś jego resztki są do uratowania.
Bobik, rzucules Kota na kolana.
A to sie jeszcze nikomu jak dotad nie udalo. 😈
Bardzo przepraszam, ale codziennie po kilkanaście razy rzucam kotem na kolana. Natomiast przy dzisiejszej lekturze p. Bobika – owszem, (s)pocziłem się okrutnie, pokonując po francusku ów „rówbież”, by w szóstym wersie zrozumieć, że mowa Galla jest mi nieobcą (chociaż to podejrzenie zrodziło się już w wersie trzecim). Wielkie i dzieło i autor. Pogrążam się w milczeniu.
Sorry, nie wierze. Zaden Kot nie da siebie rzucic na kolana. Albo sam sie rzuci, albo natychmiast zejdzie, nie ogladajac sie za siebie.
Koty zyja stojac, jak powiedziala slynna Kotka Dolores Ibarruri. Albo jakos tak podobnie.
Dzień dobry w ten piękny poranek przy niemniej pięknej muzyce 🙂
U mnie środek nocy i żadna tam pobudka… dajcie dospać….chyba z tego wszystkiego napisałam poprawnie 🙄
Zaniedłoho ptaki u mnie na Górce zaczną sie wydzierać, powinnam to kiedys nagrać. Tymczasem zasypiam na siedząco, lecę do wyra , dobrananaoc i dzień dooooo….
Dzień dobry 🙂
Oczywiście zmogło mnie wieczorem szybko i musiałam natychmiast wyleżeć się w kąpieli z pianką o zapachu lawendy 😉 Potem zaraz poszłam spać. Wstałam i wciąż żem mało przytomna…
Brahmsisko, oj, też mnie wzrusza. 60jerzy kiedyś tak fajnie napisał o nim 😆 Ja mam parę takich kawałków, jak np. fortepianowe Intermezzo es-moll (kiedyś je sobie chętnie grywałam) czy pieśń Immer leiser wird mein Schlu
Matka z synami sasiadow
Dojrzala sekretarka z japoni
Lesbijki seks na sianie

Report Page