Zabawa dzikich lesb

Zabawa dzikich lesb




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Zabawa dzikich lesb
Academia.edu no longer supports Internet Explorer.
To browse Academia.edu and the wider internet faster and more securely, please take a few seconds to upgrade your browser .
Enter the email address you signed up with and we'll email you a reset link.
Sorry, preview is currently unavailable. You can download the paper by clicking the button above.

          Gwoli wyjaśnienia : po przeżyciu kilku randek interentowych z takimi osobnikami, z którymi wcześniej trochę dłużej mailowałam lub czatowałam i zakończeniu tych randek dużymi rozczarowaniami (hehem wtedy dopiero odkryłam możliwości randkowe netu i byłam naiwna), stwierdziłam, że czas zmienić taktykę. Szkoda marnować czasu na długie maile, bo i tak rzeczywistość wygląda zawsze inaczej, a napisać w necie można wszystko. Zaczęłam stosować taktykę „Szybkiego strzału przy minimalnej stracie cennego czasu”: nie za dużo rozmowy w necie, bo nie lubię jak ktoś snuje mi niesamowite wizje o sobie, a net wyzwala takie skłonności.                                                                                                     „Szybki strzał” polegał na spotkaniu w miejscu jak najwygodniejszym dla mnie, na dosłownie 15 minut – stąd czasami, a raczej często trafiały się osobniki gatunków niezykłych, które na pierwszy rzut oka niby normalne były – szczególnie w necie. W rzeczywistości wystarczało 15 minut i cała prawda wychodziła na jaw (na czacie to umieliby bajerować całymi godzinami).                                            
Randka nr 3 – czarujący , romantyczny Włoch
      Wcześniej jakoś nigdy nie miałam do czynienia z mężczyznami choćby częściowo pochodzenia włoskiego i dlatego zostałam zszokowana (dziewczyny, które miały pewnie rozumieją, bo potem wymieniłam doświadczenia z moimi przyjaciółkami i zgodziłyśmy się, że lepiej trzymać się z daleka od włoskiego temperamentu).
            Otóż z Włochem spotkałam się właśnie na te 15 minutek, co by zobaczyć co to za jeden. Po tych 15 minutach już miałam dość. Pojechałam do domku, gdzie akurat zajechała moja przyjezdna rodzinka z daleka, więc było małe zamieszanie. Nagle telefon – i co słyszę??? Słyszę gorące wyznania miłosne, że jestem ta jedyna, że on się zakochał i już umiera z tej miłości, wręcz własnie przechodzi zawał i operację na otwartym sercu. Zdecydowanie wbiło mnie w podłogę. No owszem, zdarzyło mi się słyszeć już w moim życiu wyznania miłosne (nie to, żeby nigdy dotąd nie), ale niekoniecznie wyznawane w takim tempie. Chłodno zakończyłam rozmowę, stwierdzając , że muszę pomóc kuzynce z bagażami.
           I od tych niewinnych 15 minut zaczął się miesięczny horrorek telefonów, które zresztą szybko przestałam odbierać. Stwierdziłam, że nawet nie chce mi się już grzecznie odmawiać i ostudzać jego zapałów. Czasami dobre wychowanie trzeba schować do kieszeni. Gorący Włoch wydzwaniał błagając o jedno choćby moje spojrzenie, a odmów nie przyjmował do wiadomości. Bo według niego to ja też go kocham, tylko nie dopuszczam tej myśli do siebie.
              Najlepsze było, gdy wyjechał na kilka dni do Włoch i siedząc tam w internecie udało mu się złapać mnie na czacie. Stwierdził (nie mylić z „poprosił”) tonem roszczeniowym, żebym wyjechała po niego w sobotę w południe na lotnisko. Zapytałam ironicznie, czy mam podjechać białą limuzyną z bukietem róż, ale on „chyba” nie zrozumiał mojego poczucia humoru, bo stwierdził, że przecież mogę przyjechać taksówką. Na moją ripostę, że szkoda mi kasy , dowiedziałam się, że przecież mogę równie dobrze przyjechać autobusem. Już w tym momencie śmiałam się do łez, zastanawiając się, gdzie tacy faceci się chowają. Podsumowałam całą dyskusję, że mam lepsze i ciekawsze rzeczy do zrobienia w weekend niż robienie za powitalną hostessę na lotnisku i żeby w końcu przestał do mnie wydzwaniać.
              Podzwonił jeszcze trochę, ja nie odbierałam, potem dostałam wiadomość , że wrócił do Włoch. I przestał dzwonić – może szkoda było na rachunki, a może co gorsza poznał jakąś dziewczynę i zawiózł do Ojczyzny jako świeżo poślubioną małżonkę. Na szczęście ja odzyskałam trochę świętego spokoju i nikt już do mnie nie wydzwaniał 20 razy dziennie. Ale zawsze będę mogła się wnuczętom pochwalić, że wariował na moim punkcie płomienny Włoch.
ps. niezły też miałam ubaw jak zadzwonił do mnie raz z Włoch rozwodząc się nad swoją tęsknotą i brakiem mnie u swojego boku, pięknem morza i plaży etc - na co ja odpowiedziałam , żeby kupował szybko bilet dla mnie i rezerwował hotel to będę następnego dnia. I jakoś miałam przeczucie, że to od razu podziała jak zimny prysznic, hehe, bo jakoś szybko stwierdził, że jednak pogoda nie jest najładniejsza, a to morze jakieś takie zimnawe. I co powiecie na romantyzm "południowych kochanków". Uciekać jak najdalej!
No cóż nadal jakoś nie czuję zmiany orientacji seksualnej, a tak w ogóle to śmiech mnie ogarnia jak tylko sobie o tym pomyślę :) A tak poważnie......
        Nie za bardzo chce mi się rozpisywać szczegółowo co nastąpiło. Przez kolejne 3 dni od rozstania Misiek pił, co doprowadziło go do całkowitego pomieszania zmysłów. Cały czas mi groził, co on mi zrobi i jak się zemści. Najgorsze, że nie tylko mi , ale również M. Przyznam się szczerze, że zaczęłam się bać na serio. Powiedział kilka takich rzeczy, że naprawdę mnie zmroziło. Bo o ile jeszcze czasami wiem czego można się spodziewać po Miśku jak jest trzeźwy to niestety po pijanemu staje się całkowicie nieobliczalny. Jeszcze balował z jakimiś takimi swoimi dziwnymi kolegami, którzy go po prostu nakręcali w całej tej złości i urazie. Nie miałam pojęcia co mu strzeli do głowy. Z dnia na dzień było z nim gorzej, a ja już wpadałam w lekką paranoję. Ale stwierdziłam, że na pewno nie dam się zastraszyć ani nie będę występowała w głównej roli filmu pt „Osaczona”. (przyznam się, że przez chwilę dałam się zwariować i akcja odbierania kluczy rozgrywała się w stylu - tu najbardziej pasuje mi "Ścigany")       
         Ucieszyłam się, że M wyjeżdża na kilka dni, że nic jej się nie stanie i jest bezpieczna, po pogróżki pod jej adresem bardzo mnie zaniepokoiły. Mój tata zmienił zamki. Obawiając się już całkiem na serio jakiejś akcji, doszło do tego, że nawet dzięki koleżance został zorganizowany rycerz-obrońca, gotów pospieszyć na każde wezwanie, umięśniony , wysportowany i zahartowany w bojach posiadający podobnych kolegów, gdyby sytuacja wymagała większej ilości rycerzy.
Paranoja, kompletna paranoja.
           Ale w końcu stał się cud i w pewnych sprzyjających, aczkolwiek niezbyt przyjemnych okolicznościach, Misiek został zmuszony do wytrzeźwienia i oprzytomnienia. Czasami cuda się zdarzają, bo jeszcze parę dni i dałabym się zdecydowanie bardziej zestresować. Zresztą właściwie nie mogę się sobie dziwić. Zbyt wiele razy widziałam Miśka po pijanemu i jego nieobliczalne akcje, żebym teraz takiej sytuacji nie potraktowała chociaż trochę poważnie.
           Wracając do cudu – Misiek wytrzeźwiał, no i oczywiście jego stosunek do mnie uległ natychmiastowej zmianie. I szczerze powiem, że wolałam jak się kłóciliśmy i wygrażał mi zemstą, niż to co jest teraz. Bo on chce wrócić. Jestem kobietą jego życia, nie wyobraża go sobie beze mnie , jestem wszystkim, nie zabronię mu się kochać i będzie o mnie walczył etc. Chce wszystko naprawić, pokaże mi, że można mu ufać, że będę przy nim bezpieczna, że będę miała normalne życie i normalny dom, w którym będziemy wychowywać nasze dzieci etc
            I tym wszystkim strasznie mi utrudnia. Powiedziałam otwarcie, że chcę być wolna i moja decyzja nie zmieni się. Nie mogę być z mężczyzną, któremu nie wierzę za grosz, każde jego słowo traktuję z największą podejrzliwością, którego czasami się boję, z którym nie ma żadnej przyszłości i szansy na stworzenie czegokolwiek. Wcześniej łudziłam się, że poradzimy sobie, że to wszystko będzie, ale nie.
On chce mi udowadniać, że jest mnie wart etc. Nie mogę mu zabronić (zresztą już próbowałam, ale bez skutku).
            Ale nie lubię sytuacji niejasnych i powiedziałam , że nie mogę mu obiecać, że kiedykolwiek do siebie wrócimy, że w życiu zdarzają się różne sytuacje...... i ono toczy się dalej, a ja chcę moje nowe zacząć od nowa.
            Trochę to chaotyczne co piszę, ale tak się czuję ostatnio. Pogubiona. Jeszcze nie zakończyłam definitywnie starych spraw i jeszcze nie zaczęłam nowych. Mocno obolała i pogruchotana w środku, wychodzę z tego związku.
              A Misiek wcale mi w tym nie pomaga. Już zresztą mu zapowiedziałam, że jego smsy kasuję od razu, bez czytania. Bo nie mogę spokojnie czytać jego wyznań. Uderza w moje najczulsze struny, a ja już tego nie chcę. Bo wciąż jeszcze wiele czuję, zresztą martwię się o niego i to jest silniejsze ode mnie. Potrzebuję czasu..
                  Powiecie pewnie , najlepsze jest całkowite odseparowanie się, ale to jest niemożliwe, bo łączy nas jeszcze kilka wspólnych organizacyjno-technicznych spraw, które to uniemożliwiają.
Ale jestem wolna i z każdym dniem coraz bardziej zaczynam to doceniać, tyle przede mną nowych możliwości się otwiera, tyle dróg i tyle rozstajów...........

Ps. Najbardziej ze wszystkich wpłynął na mnie pozytywnie w tych trudnych chwilach mój tata. Spodziewałam się zrzędzenia w stylu „ a nie mówiłem”. A tu całkowite zaskoczenie. Obudzony w niedzielę rano hiobową wieścią o zerwaniu i konieczności zmiany zamka przyjechał i ze stoickim spokojem zabrał się do pracy. Przywiózł stare zamki i całą wielką puszkę śrubek. Znając go wiedziałam, że na pewno w tej wielkiej puszce nie będzie dobrej śrubki. I rzeczywiście poddał się po godzinie, stwierdzając, że te właściwe chyba zostały w domu. Trzeba było kupić nowy zamek. Moja mama to już by robiła problem, a mój ojciec nic – nadal niezmącony spokój. I taka błogość i dobry nastrój mnie przy nim ogarnęły. Szczególnie wtedy gdy wychodził i dając mi stary zamek do ręki powiedział
„Dziecko, nie wyrzucaj tylko schowaj do szuflady, bo kto wie czy za miesiąc, po nowym adoratorze nie będę musiał znowu wymieniać. I nie zamartwiaj się , bo tego kwiatu to pół światu”. Jak to dobrze, że na Niego mogę zawsze liczyć.
 malinka (12:53)
22 komentarzy
21 maja 2004
a w taki sposób się skończyło
         To nie skończyło się nagle. Kończyło się już od pewnego czasu, przynajmniej dla mnie – może Misiek myślał, że jeszcze długo będę wybaczać i tolerować to wszystko – pijanego jego, bolesne awantury, wzajemne ranienie siebie, upokorzenia, wyrzuty. No i jego nic nie robienie, żeby było lepiej, żadnych starań, żadnych prób. Co kilka dni rozstania i powroty. Kłótnia i godzenie się. Jedna wielka coraz bardziej paranoiczna kołomyja według stałego scenariusza.
       W sobotę byliśmy zaproszeni do mojej koleżanki – nazwijmy ją X – ona odegra w tym przedstawieniu małą aczkolwiek znaczącą rólkę. Żeby nieco przybliżyć jej postać powiem tylko tyle, że jest to kobieta, której nie ufam, mam do niej dystans, bo zaobserwowałam u niej duże przejawy zazdrości w stosunku do mojej osoby. I nie chodzi o to, że ona zazdrości mi Miśka jako Miśka, tylko tego , że w ogóle kogoś mam i bywam szczęśliwa od czasu do czasu. A ona jest z kolei kobietą niedawno porzuconą.
       Przed imprezą przyjechała do nas M- moja ulubiona przyjaciółka, zresztą to właśnie ta od niezapomnianego trójkąta (jakoś nie zmienił on naszego wzajemnego stosunku, ponieważ potraktowałyśmy go jako bardzo niecodzienne doświadczenie i przygodę) Było zabawnie, beztrosko i miło. Pojechaliśmy razem do X. W tramwaju zatańczyłam im nawet taniec przy rurze J.
        U X byliśmy nieco wcześniej, impreza rozkręcała się powoli. Z kolejnymi drinkami i kieliszkami wina (w moim przypadku) polepszał się humor całego towarzystwa, niezbyt licznego zresztą i jakiegoś takiego drętwego. Ale wkrótce jeszcze trochę osób dotarło i zaczęło być całkiem zabawnie. Misiek był oczywiście duszą towarzystwa, nadskakiwał X, ona była zachwycona (obie z M wiedziałyśmy jednak, że całe jego zachowanie jest bardzo podszyte ironią). X wręcz zaczęła go traktować jak gospodarza imprezy i swojego faceta, co przyznam nieco mnie zirytowało. Ale Misiek się śmiał, uważał, że to dobra zabawa i że przytrze jej nieco nosa, więc zignorowałam to wszystko.
          Miałam świetny humor, wszystkim przedstawiałam Miśka jako mojego męża , a M jako moja kochankę. I podobały nam się te zaskoczone miny, niedowierzania i usiłowania zachowania luzu w takiej sytuacji. Miśkowi przypadła do gustu ta zabawa. Zresztą znów nabrał ochoty na trójkąt i sam nas obie nakręcał. My traktowałyśmy to wszystko jako dobrą zabawę i niezły wygłup (chociaż kto wie, jakby sprawy inaczej się potoczyły, to może znów wylądowalibyśmy w trójkę w łóżku – nie wiem).
             I nagle wszystko przybrało nieoczekiwany obrót. Skutecznie, przy pomocy gospodyni wieczoru czyli X Misiek wkręcił się w akcje, że właśnie zdradziłam go z M, no i że w ogóle to jesteśmy lesbijkami. Na nic były próby jakiegokolwiek tłumaczenia i uspokajania. Misiek zaczął być tak agresywny, że się poddałam. Zaczęła się szarpanina (o dziwo żaden z obecnych tam panów nie zareagował na to, że Misiek mnie szarpie, popycha etc), a potem wybuchła piękna, dorodna i klasyczna awantura. Misiek wyzywał nas od lesb i miotał różnymi innymi inwektywami.
         M próbowała podjąć z nim jakąś sensowną rozmowę, ale nic z tego nie wyszło i tylko się pokłócili. Z całej tej kłótni byłam w stanie wyłowić tylko pojedyncze słowa, wśród których dominowały oczywiście „lesby” oraz „ty bydlaku”.
        W pewnym momencie znaleźliśmy się we trójkę na balkonie. Ja płakałam. W pewnym momencie już nie wytrzymałam. Kiedy Misiek zaczął mnie wyzywać od kurew, dziwek , zdzir i wszystkiego ca najgorsze dałam mu w twarz. A on?? On mi oddał. A następnie wystartował do M. No i w tym momencie wstąpił we mnie duch bojowy i niczym ta lwica odsunęłam M i dzięki temu ona też nie dostała. Na szczęście, bo ona była już tak wściekła, że gdyby ją uderzył , to na tym balkonie mogłoby się stać coś naprawdę złego.
           M nie chciała wyjść, bo uważała, że to on powinien opuścić imprezę, jeśli ma jakiekolwiek poczucie honoru. Wytłumaczyłam jej , że on teraz nie odpuści i w końcu udało mi się ją przekonać do wyjścia. Kiedy zbierałyśmy swoje rzeczy Misiek chodził za nami i tylko syczał :lesby, lesby.
            Czułam się okropnie. Upokorzona, zniesmaczona. Ci wszyscy ludzie patrzyli się na mnie jak na trędowatą. Cholera, inkwizycja się znalazła.
     Rano stwierdziłam, że już dłużej nie mogę być z mężczyzną, któremu w ogóle już nie ufam, przy którym nie czuję się bezpieczna, nie mam w nim oparcia, który mnie upokarza, i którego po prostu się boję, tego jaki potrafi być nieprzewidywalny.
I taki był koniec.
A potem były groźby i prośby, ale o tym w następnym poście, bo to cała historia.
ps. Tylko rano śmiałyśmy się z M z tego, że jakoś jeszcze nie odczuwamy specjalnie faktu, że zmieniłyśmy orientację seksualną. Ale w końcu trzeba było choć śmiechem rozładowac całą tę nerwową sytuację.

 malinka (10:41)
20 komentarzy
19 maja 2004
trochę samokrytyki nie zaszkodzi
         Mam niestety radosną i wrodzoną skłonność do wikłania się w związki toksyczne, z mężczyznami z problemami. Im większe problemy tym lepiej J. I wychodzę z zasady „ Ja go zmienię, nasza miłość pokona wszystkie przeszkody, problemy znikną i będziemy żyli długo i szczęśliwie”
       Nie wiem czemu tak się dzieje. Może jestem zakamuflowaną masochistką, może w poprzednim wcieleniu byłam samarytanką i coś niecoś mi z tego zostało, może, może, może...... Śmiechu warte.
        Fakt faktem jednak, że tak jest Jak się zakocham to głupieję całkowicie. Tracę jakiekolwiek przebłyski zdrowego rozsądku. Jak to mówi moja przyjaciółka – powinnam wtedy wejść do najbliższego mięsnego i zakupić trochę mózgu (najlepiej 5 razy odświeżanego w „Albercie”). Bo przestaję myśleć racjonalnie, wszystko potrafię wyjaśnić na korzyść ukochanego, no i mam niestety zupełnie niepotrzebną , zbędną skłonność do wybaczania. Wybaczam i cierpię Kolejną zupełnie zbędną cechą jest skłonność do nadmiernej ufności. Jak to ciele.
    Od lat sobie powtarzam, że ludzie powinni najpierw zasłużyć na to, żeby im zaufać. I niezmiennie od lat postępuję wbrew tej zasadzie. Najpierw daję kredyt zaufania, a potem w 99% przypadkach gorzko tego żałuję. Nadmierna otwartość nie popłaca.           
     Traktowania ludzi z pewnym dystansem nauczyłam się już trochę w pracy, ale jeśli chodzi o życie prywatne to niestety – nauka i nauczki poszły w las i ciągle się zapominam. A zdecydowanie mam amnezję przy zakochaniu - wtedy to jestem jak to bezmózgie, ślepe stworzonko i inwalidka psychiczna I kategorii (nie wiecie, czy za to przyznają może jakąś rentę, bo na spłatę kredytów by się przydało).
     I muszę tu na koniec tych nieco chaotycznych wywodów niestety przyznać do czegoś, z bezwzględną szczerością wobec samej siebie, chociaż to trudne – jak do tej pory nie udało mi się trafić na tzw. Normalnego, porządnego i poukładanego mężczyznę. Może po prostu jest tak, że za bardzo chcę go znaleźć i za bardzo potrzebuję miłości. Za bardzo............ Bardzo za bardzo........
Trzeba odpuścić – sama może kiedyś mnie znajdzie malinka (10:19)
19 komentarzy
17 maja 2004
klamka zapadła, decyzja podjęta
Moje łzy znużyły mnie już jakiś czas temu.
Teraz już nie płaczę i nie zamierzam
Decyzja podjęta - nastąpiło rozstanie (po dramatycznych i jednocześnie zabawnych akcjach) , a właściwie to dopiero ono następuje
Myślałam jednak, że Misiek zachowa klasę. Chciałam zakończyć wszystko na poziomie i normalnie. Ale się nie udało. Szkoda, że przy tym wszystkim mam tylko uczucie niesmaku i zażenowania. POza tym mam wrażenie , że on szybko nie odpuści. Ale cóż , damy radę.................
Trochę jednak żal, że oddało się tyle czasu i całą siebie    i on nie okazał się tego wart malinka (16:15)
21 komentarzy
13 maja 2004
urodziny
Było, minęło i do widzenia czyli wczoraj obchodziłam urodziny. Bez pompy i rozgłosu , bo to ani nie 18-ste, ani nawet nie 25-te. Już całkiem blisko mi do dojrzałej, sexownej i mądrej trzydziestki. No ale na razie jest jeszcze te dwadzieścia parę. I tym się cieszę. Dzień wczorajszy był całkiem miły i spokojny - Ci na których mi zależy pamiętali, wszyscy za wyjątkiem kogo ??? Oczywiście Miśka. Powiem szczerze, że nie byłam zaskoczona. Podobno trzeba się pogodzić z tym , że mężczyźni mają albo krótką pamięć albo nie mają jej wcale.
Rano uświadomił sobie swoją sklerozę w momencie, gdy o 6.30 rano słuchałam jak moi zacni rodziciele śpiewali mi chóralnie nieśmiertelne "sto lat" przez telefon (swoją drogą wyszło im tak zgodnie jak nigdy dotąd, więc wynagrodziłam ich komplementem , że chyba całą noc nie spali i trenowali).
Misiek wyraził ubolewanie w kwestii sklerozy , stwierdził, że powinnam uszanować to, że jest szczery i nie ściemnia tylko mówi prosto z mostu, że myślał, iż moja rocznica narodzin wypada parę dni później
Uszanowałam, ale nie będę kłamać , że nie było mi przykro. Chociaż wieczorem starał się jak mógł. Czekała na mnie pyszna kolacja, urodzinowy deserek (tzw pozaodchudzaniowy, przecież od czasu do czasu trzeba zjeść coś przepysznego).
POnieważ nie mogliśmy znaleść świeczek (schowałam je bardzo skutecznie) , więc pomyślałam życzenie i zdmuchnęłam zapałkę. Zapałkę trzymał Misiek , a że nad życzeniem zastanawiałam się dłuższą chwilę , więc trochę sobie palce poparzył
A po tym wszystkim przyszedł czas na relaks - dobry joint to jest to, a seks po nim jeszcze lepszy. Nie mam dziś nastroju na opisy erotyczne, więc zdradzę tylko tyle, że takiego orgazmu do tej pory jeszcze nie miałam. Trwał i trwał i trwał.......... THC jest jednak doskonałym, sprawdzonym i co najważniejsze całkowicie naturalnym afrodyzjakiem. Polecam.
 malinka (16:35)
24 komentarzy
11 maja 2004
....)))).....
Starsznie się pogubiłam, chyba już nawet nie wiem czego sama
Spermopijka zaszalała z sąsiadem
Spust na usta tancerki
Sex Filmy Za Darmo z penetracją analną latynoskiej mamy - Luna Star, Blondynki

Report Page