Załadowana po brzegi

Załadowana po brzegi




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Załadowana po brzegi
Offenbar hast du diese Funktion zu schnell genutzt. Du wurdest vorübergehend von der Nutzung dieser Funktion blockiert.



Poka Buka czyli Polka w Bukareszcie




Są osoby, które swoim
spojrzeniem nadają sens temu, na co patrzą. Ich podróże są zawsze kompletne i
udane. Mogą pojechać do Paryża i zobaczyć tylko Mona Lise, ale są niczym pielgrzymujący
do niej Herbert. Mogą westchnąć tylko "Ach wiesz, sierpień w Paryżu" i
juz ich widzisz z jakąś reinkarnacja Sartre'a i Beavouir na kawie. Mogą
wreszcie powiedzieć "nienawidzę Paryża" i to tak jakby pogarda dla
miasta była najlepszym wyznacznikiem własnej wspaniałości.  Nieważne, więc co
widzą i gdzie, zawsze karmi to ich wizerunek. 

Ja jednak musze próbować
zobaczyć NAPRAWDE, zastanowić sie, ponegocjowac ze soba i miejscem. Znaleźć jakąś
opinie. Być może w tym szukaniu staram się nie tyle oddać sprawiedliwość, co polubić.
Jakby zalety miasta miały w jakiś cudowny sposób nadać głębi i mnie.  

Bukareszt. 
Jaki jest
Bukareszt poskładany z trzech miesięcy zwyczajności i upałów? 

Lubię w tym mieście
jego zgrzebną, swojską zwyczajność i smutną szarość miejsca poturbowanego przez
historie. Lubię ją, bo znam ja z Warszawy. 

Lubię rumuński styl
narodowy w architekturze, nie do podrobienia. Lubię paryska i wiedeńską
secesje, która tu zawitała. Nie zawsze lubię to w jak zniszczonym i zaniedbanym
wydaniu się tu prezentuje. 

Uwielbiam starówkę z
milionem uroczych knajpek. Z tej miłości lubię nawet te snobistyczne i nudne. Z
pewnym trudem nawet tę, do której nie wpuścili nas na party, bo znajomy ze
Stanow miał krótkie spodenki. 

Nie lubię tylko tych
gdzie obsługa jest szczególnie niemiła, co niestety sie tu zdarza. 

Za to lubię fakt ze,
jaka by nie była, zazwyczaj mówi po angielsku. 

No i oczywiście
kocham te pania od pomidorow na targu. I mlodą dziewczynę z cukierni obok bloku,
która pochwaliła trzy słowa, które potrafię wydukać po rumuńsku i taktownie
przesla na angielski. Sama cukiernie tez darze ciepłymi uczuciami ze względu na
tanie ciastka i świetną bita śmietanę. 

Nie lubię brzydoty blokow,
która nie zna granic państw i tak samo straszy tu jak wszędzie indziej. 

Nie lubię parlamentu,
co stoi na w miejscu gdzie była starówka. Lubię tanie taksówki,
ale nie lubię ze zawsze można sie natknąć na oszusta i taksówka nagle juz nie
jest tania. 

Lubię metro (liczba
linii zawstydza Warszawę okrutnie), ale nie lubię ze po 23 juz nie jeździ. 

Nie lubię biedy, która
czasem wyziera z podwórek tuz obok centrum. Uwielbiam za to drobnych sprzedawców,
którzy pewnie tak sie kłębią w pewnym związku z owa bieda. 

Lubię tez piękne,
bukaresztańskie parki. I ciężkie drewniane ławki z metalowymi zdobieniami. Lubię
fakt ze w parku Harastrau wykręcona z nich wszystkie herby Bukaresztu ( i
pewnie sprzedano na złom), ale ze w moim ulubionym parku Cismigiu zachowały się
wszystkie. 

I lubię żołnierzy
w Parku Karola, którzy stoją na warcie przy pomniku poświeconym ofiarom I i II
wojny światowej i są taaaaacy znudzeni, ze gadają ze sobą i drapią się po głowie
jakby stali przed kioskiem. 

Lubię to, ze nawet
sie nie zdziwiłam jakoś specjalnie, kiedy w tym parku właśnie przebiegł obok
mnie zupełnie nagi sześciolatek. To w prawdzie zakazane, ale zażywał sobie
spokojnie kąpieli w stawie u stop pomnika. A co. 

Lubię wśród blokow
nagle wypatrzyć stara cerkiew gdzie świat sie zatrzymuje. 

Nie lubię tłoku i popękanych
płyt chodnikowych na piata unirii. Nie lubię psów, które
oszczekują samochody nocą. I szczura, który przebiegł mi drogę, kiedy wychodziłam
z kafejki internetowej. Ze wszystkim zwierząt Bukaresztu lubię jedynie pawie z
parku i spokojne blokowe koty. 

Nie lubię upałów
lipca, ale uwielbiam ciepło września. 

Lubię to ze dzięki
koncertowi Mari Raducanu szlagier sous le ciel de paris będzie mi sie juz
zawsze kojarzył z "małym Paryżem" - Bukaresztem. I to ze Bucuresti
tak ładnie szepczaco brzmi po rumuńsku. 

Nie lubię ze nie można
sie tu dostać tanio i szybko. Będzie wiec musiał Bukareszt długo na mnie czekać,
kiedy opuszczę go dla Warszawy.

Z tych wszystkich ważnych naszych polityków,
którym rumuński rząd mniej lub bardziej pomógł, a przynajmniej nie przeszkadzał
uciekać, jeden został w Rumunii. Minister spraw zagranicznych - Jozef Beck.
W czasie wspominanej juz konferencji o polskim zlocie, wywiązała sie nawet dość
gorąca dyskusja czy był to minister zły, fatalny czy nie az tak. I czy to
Rumunii juz nie mogli go wypuścić czy Polacy nie chcieli. a może angielski
wywiad? Historycy dyskutowali, a moje myśli wędrowały coraz dalej i dwutorowo. Został
w Rumunii. Ale do kiedy?
otóż, w pewnym sensie do końca. W 1944 zmarł na gruźlicę i został pochowany
na cmentarzu bellu w Bukareszcie (rumuński odpowiednik Powązek). Na cmentarz Powązkowski
jego prochy przeniesiono w 1991. http://www.flickr.com/photos/22147242@N02/3719983306/
W czasie internowania zajmował sie spisywaniem pamiętników i modelarstwem. Modelarstwem?
Pamiętnikami? Ten człowiek, o którym nie wiem nic w porównaniu z tymi
historykami. I którego polityki nie chce nawet oceniać. Ale którego dumne słowa
utkwiły mi w pamięci tak mocno, choć przeczytałam je po raz pierwszy w podręczniku
do historii jeszcze w gimnazjum.

"Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w
wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy
tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia
pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw,
która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor."


Bukareszt jest jakby zawiala go polska jesien. Zimno, pada. Psy maja mokre futra i smutne oczy. Idealny dzien na ciepla ciorba de burta. I pare slow o rumunskiej kuchni.

Kuchnia ta w charakterze przypomina polska, pozywna jest ona,
zawiesista, raczej miesna i powazna. Na niedzielny obiadek dostaniesz
kotlecik i ziemniaczki. Nawet mozesz je dostac w akompaniamencie
buraczkow. A jednak roznica lezy w detalach. Wiecej tu papryki, cukinii,
baklazana (doskonalego, prazonego). Troche jest bardziej
srodziemnomorsko, troche czasem turecko. Z tureckiego z reszta nazwa
zupy - ciorba . Jeden z popularniejszych rodzajow przypomina polskie
flaczki. Z Turcji pochodzi tez danie uwazane za jedna s tradycyjnych
potraw czyli sarmale . A te sarmale to nic innego jak nasze golabki,
tylko mniejsze i czesto w lisciach winogron zamiast kapusty.

Czyms so sie nieodlacznie z Rumunia kojarzy na pewno jest tez mamalyga.
Papka z kaszy kukurydzianej, pozywna, kleista, bez wyraznego smaku.
Podawana zamiast ziemniakow. I nie taka latwa do ugotowania. Kasze
trzeba wrzucic na gotujaco sie wode w idelanym momencie. Ja sie nie
odwazylam sprobowac.

Madre rumunskie prawo pozwala pedzic alkohol na wlasny uzytek wiec na wsi poczestuja was wlasna tuica lub palinca. A
nawet w miescie udalo mi sie dostac wspaniala domowa wisniowke.
Prawdziwa finezje jednak odnalezc mozna w winach. Nawet za dosc
studenckie ceny raczyc tu sie mozna winami ktorych nie powstydzilyby sie
Wlochy i Francja. Ja najbardziej lubie Cotnari i Murfatlar. Zwlaszcza biale.

Jednak mimo tej milosci do wina Bukareszt kojarzyc mi sie juz zawsze
bedzie z lemoniada. Lemoniada w Polsce to nie jest to. Absolutnie. Tylko
tu podaje sie ja najczesniej w politrowych dbanuszkach i ze slomka. Mocno
lub mniej kwasna, z mieta, slodzona cukrem badz miodem. Orzezwiajaca i
doskonala.

Choc dla sprawiedliwosci napisac musze, ze bylam tu w bardzo dobrej herbaciarni to ogolna konkluzja jest taka ze...Rumunii nie kochaja czarnej herbaty, ani herbaty wogole chyba.Kojarzy
sie wielu z chorowaniem a nie populudniowym napojem. Czasem nawet w
barze czy osiedlowym sklepiku nie dostaniesz zwyklego earl greya. Za to
wybor herbat ziolowych w markecie przypomina polskie zielarskie. Uwaga.
Do tych ziolowych herbat zalicza sie tez tania i pyszna lawendowa.

Bukareszt, jak na stolice przystalo oferuje niemal wszytskie kuchnie
swiata. Najpopularniejsze sa tu chyba jednak restauracje wloskie. I
pizza w Rumunii duzo bardziej przypomina wloska, niz ta w Polsce. Dosc
ciekawie jak na miejsce tyle lat pod panowaniem tureckim, nie znajdziesz
tu zbyt wielu tureckich kebabow a la Warszawa. Juz predzej libanska
albo egipska shoarme.No i precle - covrigi. Sadzac po
popularnosci, to jest jakies narodowe danie. Na kazdym rogu jest
covrigarie, a w niej precelki w wersajch bazowych z makiem lub sezamem i
jakas odmiana na slodko. Najczesciej z rodzynkami. A w moim ulubionym
miejscu z miodem i orzeszkami.W takiej covrigigarni na ogol kupisz tez kefir do popicia i juz szybka przegryzka gotowa.

Zeby wejsc do Muzuem Zydow Rumunskich trzeba nacisnac dzwonek i poczekac az drzwi otworzy starszy pan ochroniarz. Potem trzeba pokazac dowod lub paszport i zostac spisanym z imienia, nazwiska i narodowsci w wielkim zeszycie. Zeszyt miesci sie kanciapie, ktorej sciany sa obklejone plakatami z golymi babami, jak w jakim stereotypowym warsztacie samochodowym. Ale wystarczy przekroczyc prog synagogi, by powaga wrocila. I cisza.

Synagoga jest jasna i piekna, i az szkoda ze nie jest domem modlitwy. Zamiast tego sa plansze (rumunski, angielski) i historia od sredniowiecza do II wojny swiatowej. Spolecznosc rumunska bardzo ucierpiala, kiedy Rumunia przystapila do panstw Osi. Wprowadzono wtedy ustawy wzorowane na norymberskim, wiele osob zginelo w pogromach i obozach pracy. Z tej czesci Siemdiogrodu, ktora po arbitrazu wiedenskim znalazla sie pod zwierzchnoscia wegierska zdarzaly sie deportacje do obozow smierci na terenie Polski.

Wiecej szczegolow mozna uslyszec od pani przewodnik, milej starszej kobiety w okularach. A jak bylo po wojnie? "Duzo wyjechalo, glownie do Izraela. A zycie bylo normalne, mozna bylo studiowac. Ja jestem chemikiem, pracowalam w laboratorium. Teraz jest nas bardzo bardzo malo. Ale mamy tutaj teatr, dziala pare synagog i stowarzyszenie mlodych. Duzo osob niereligijnych tez przychodzi. Na tance czy cos"

Taki tytuł nosiło
sympozjum zorganizowane przez Narodowy Bank Rumunii we wspolpracy z ambasada
polska w Bukareszcie. A dotyczyło ono faktów pewnie zbyt malo znanych przeciętnemu
Polakowi. Zanim wiec książkę o tych wydarzeniach przetłumaczą na polski, a TVP
sfinansuje film dokumentalny, pokrótce opowiem.

Zasoby polskiego złota
z Narodowego Banku Polskiego zdecydowano sie wywieźć z kraju juz 9 września. 12tego
złoto rozpoczęło wędrówkę do portu w Konstancy, skąd miało popłynąć najpierw do
Turcji. Docenić należy nie tylko fakt ze Rumunia pomogła w organizacji i
zabezpieczeniu transportu (za darmo!), ale ze w ogóle sie na niego zgodziła. Wszystko
musiało odbyć sie w pełnej konspiracji. Rumunia pełna byla niemieckich szpiegów,
a jej ogłoszona 3ego września neutralność, zabezpieczona życzliwością wobec
Rzeszy i dostawami ropy. Niemiecki ambasador Fabricus dowiedział się o
transporcie, ale nie znal szczegółów. Grozili poważnymi konsekwencjami za to
rzekome pogwałcenie neutralności, ale premier Gafencu zaprzeczali, ze taki
transport się odbywa i pomagał dalej.

Lwia część polskiego złota
rozpoczęła wiec fascynującą wędrówkę do Afryki Poln, potem Francji, WB, USA (odsyłam
do pracy prof. Rojka z UJ - "Odyseja polskiego złota"). Niewielka część,
która została w Rumunii, strzeżona była jak własna i w 1940 razem z rumuńskim
zlotem ukryta w jaskini nieopodal klasztoru Tamis.

Tymczasem sytuacja
polityczna Rumunii ulegała przetasowaniom. Początkowo neutralna, w 1940 Rumunia
przystąpiła do wojny po stronie państw Osi, a niedługo potem autorytarne rządy rozpoczął
gen. Antonescu. Ustępstwa wobec Rzeszy nie uchroniły jednak Rumunii przed
stratami terytorialnymi - Besarabii i części Bukowiny (na rzecz ZSRR) oraz części
Siedmiogrodu (na rzecz Węgier). Te wydarzenia oraz koszt walk pod Stalingradem przygotowały
grunt pod kolejna zmianę - obalono Antonescu, a Rumunia przystąpiła do walki po
stronie aliantow (1944). Cały ten czas polskie złoto leżało zamurowane w jaskini,
a w 1947 wróciło do Polski bez kompensacji.

Nie było postów długo, gdyż zalałam komputer moj
lawendowa herbata. Negocjacje w sprawie wykupu duszy laptopa z lawendowego raju
trwają juz ponad tydzień i na razie koszt sięgnął 400 leji, a może sie zwiększyć.
Wszelkie datki na rzecz laptopa autorki sa wiec mile widziane. Na razie pisze z
kawiarenki internetowej, gdzie dwa stanowiska dalej jakiś kolo z tatuażem właśnie
zapalił papierosa i zaciąga sie z lubością. Co kawiarenka to kawiarenka.

Motyw Prosty. Obsługiwane przez usługę Blogger .

trzy miesiące w Bukareszcie,
letni blues o pewnym mieście...


Tegoroczny, 21 Obóz Ornitologiczny w Kaliszanach trwał od 17 sierpnia do 13 października. W trakcie 58 dni schwytano i zaobrączkowano 2617 ptaków z 50 gatunków.

Najliczniejszym okazał się rudzik – 724 ptaki, kolejne miejsca: kos – 491 (rekordowa ilość), kapturka – 418, śpiewak – 224, bogatka – 130, pierwiosnek – 121, modraszka – 103, pokrzywnica – 67, zięba – 50 (rekordowa ilość).
Minimalną wartość uzyskał: trznadel – 3.

W tym roku zaobrączkowaliśmy 60 tysięcznego ptaka, którym okazał się rudzik obrączkowany 22 września o godzinie 6.00.
Do listy kaliszańskiej nie dołączył żaden nowy gatunek.
Łącznie przez 21 lat trwania Obozu zaobrączkowano 61480 ptaków ze 120 gatunków.

Został
odczytany numer obrączki założonej na mewę białogłową. Ptak był
obrączkowany w roku 2012 w kolonii mew na Jeziorze Wytyckim.
Więcej informacji o wiadomościach w zakładce Wiadomości powrotne .
Mapa z wiadomościami powrotnymi

Ciekawsze gatunki, które obserwowano w trakcie trwania Obozu: nur czarnoszyi, bączek, ślepowron, bocian czarny, bielik, rybołów, drzemlik, sokół wędrowny, ostrygojad, siewnica, biegus rdzawy, piaskowiec, szlamnik, kamusznik, jer, czeczotka.

Dynamiki przelotu (ptaki schwytane i zaobrączkowane bez retrapów):



Obrączkowaniem w edycji 2013 zajęli
się: Anna Aftyka, Maciej Filipiuk, Łukasz Matyjasiak, Robert Rudolf.


W Obozie uczestniczyło 52 osoby (w
nawiasie liczba dni spędzonych w Kaliszanach):
Anna Aftyka (8), Piotr Bednarek
(3), Michalina Bień (2), Rafał Bień (2), Józefina Bogusz (7), Marta Brodowska
(8), Piotr Cieślak (3), Łukasz Dawidowicz (3), Maciej Filipiuk (6), Jacek
Furgał (7), Krzysztof Gieroń (1), Witold Goloński (8), Sonia Gonzalez (7), Renata Grzegorzewska (6),
Małgorzata Hyjek (8), Marek Hyjek (19), Konrad Jamroz (4), Katarzyna Karczewska
(4), Julia Kęsik (5), Urszula Kokoszka (5), Artur Koliński (3), Dawid Kozłowski
(2), Mateusz Kozłowski (2), Tomasz Kozłowski (3), Monika Krzemińska (4), Bartłomiej
Kusal (10), Żaneta Lachowska (3), Piotr Lasek (3), Grzegorz Maliszewski (5), Łukasz
Matyjasiak (8), Krzysztof Merski (2), Małgorzata Michalewska (4), Bartłomiej
Ociesa (4), Paweł Pamuła (6), Paweł Piłat (2), Olga Poleszczuk-Tusińska (5), Jacek
Rosły (1), Robert Rudolf (56), Katarzyna Ruta-Piłat (3), Jakub Sebastian (8), Krzysztof Skrok (4), Barbara
Strojny (7), Franciszek Turowski (2), Maciej Turowski (2), Celina Tusińska (5),
Rafał Tusiński (5), Beata Tychoniewicz (1), Dariusz Tychoniewicz (1), Elżbieta
Urbaniak (10), Arkadiusz Żuchnik (3), Marta Żuchnik (3), Bogdan Żyła (16)

oraz uczniowie Zespołu Szkół Nr.
7 w Lublinie wraz z opiekunami: Grzegorzem Sawiarskim, Dariuszem Żolińskim i
uczniowie Szkoły Podstawowej w Zakrzowie wraz z opiekunem: Anną Rosły.


Wszystkim uczestnikom należą się
serdeczne podziękowania. Bez Was przecież nie byłoby Obozu.


Specjalne, bardzo serdeczne
podziękowania należą się osobom biorącym udział w rozbijaniu i zwijaniu Obozu,
a byli to: Anna Aftyka, Jacek Furgał, Marek Hyjek, Julia Kęsik, Tomasz
Kozłowski, Bartłomiej Kusal, Grzegorz Maliszewski, Ignacy Rudolf, Robert Rudolf,
Andrzej Sykucki, Elżbieta Urbaniak, Bogdan Żyła oraz Pan Lucjan Nosek.


Obóz Ornitologiczny Kaliszany
2013 zorganizował Robert Rudolf oraz:

Studenckie
Koło Naukowe Biologów UMCS,
Zakład
Ochrony Przyrody UMCS,
Sekcja
Przyrodnicza Koła Naukowego Biologów i Hodowców Zwierząt UP w Lublinie,
Zespół
Lubelskich Parków Krajobrazowych,
Stowarzyszenie
„Nadwiślański Świt”.

Pomocy finansowej lub materialnej
udzieliły instytucje oraz osoby prywatne:

Dziękuję wszystkim, którzy w
większym lub mniejszym stopniu przyczynili się do tego, że Obóz Ornitologiczny
w Kaliszanach wciąż funkcjonuje.

Taka widać już chyba tradycja, bo podobnie do roku poprzedniego wystąpił brak załogi. A tydzień był przyjemny, słoneczny i ciepły. Taka polska złota jesień. Dopiero w piątek wieczorem przybył Marek i Tomek.

W sobotę rozpoczęło się zwijanie Obozu. Na początek sieci, aby spokojnie przystąpić do składania rzeczy i sprzętów. Tak, aby ułatwić prace, w niedzielę rano spadł deszcz. Na szczęście tylko przelotny, po czym wyszło słońce i poprawiło humory ekipy.

Załadowana po brzegi łódź (przy dźwiękach m.in. Richarda Bony, Anoushki Shankar & Norah Jones płynących z audycji Marcina Kydryńskiego) spłynęła, tym razem do Piotrawina, gdzie oczekiwał transport do Józefowa nad Wisłą. Szyper pożywiając się resztkami gorzkiej czekolady , machał wiosłem i z niebywałą gracją kierował łodzią niesioną prądem rzeki na kolejne mielizny. :-))

Zdziwienie malowało się na twarzach mijanych wędkarzy na obu brzegach Wisły.

Tak sezon 2013 przeszedł do historii.

Na wyspach i łachach piaszczystych przed Obozem można był obserwować m.in.: gęsi zbożowe, sokoła wędrownego, siewnicę. Przeleciała pierwsza czeczotka i rzutem na taśmę ostatniego dnia - nur czarnoszyi.

Sieci odwiedziły m.in.: dwa krogulce, kopciuszek, gajówka. Kos ostatecznie wyprzedził kapturkę i uplasował się na drugim miejscu.

Liczba zaobrączkowanych ptaków w tygodniu:         346 Liczba gatunków w tygodniu:         19 Najliczniejsze gatunki w tygodniu:        1. rudzik - 102        2. kos - 94        3. bogatka - 35                Suma ptaków zaobrączkowanych od początku:         2617 Liczba gatunków od początku:         50 Najliczniejsze gatunki od początku:        1. rudzik - 724        2. kos - 491        3. kapturka - 418   
Sprache auswählen Deutsch Afrikaans Albanisch Amharisch Arabisch Armenisch Aserbaidschanisch Assamesisch Aymara Bambara Baskisch Belarussisch Bengalisch Bhojpuri Birmanisch Bosnisch Bulgarisch Cebuano Chichewa Chinesisch (traditionell) Chinesisch (vereinfacht) Dänisch Dhivehi Dogri Englisch Esperanto Estnisch Ewe Filipino Finnisch Französisch Friesisch Galizisch Georgisch Griechisch Guarani Gujarati Haitianisch Hausa Hawaiisch Hebräisch Hindi Hmong Igbo Ilokano Indonesisch Irisch Isländisch Italienisch Japanisch Javanisch Jiddisch Kannada Kasachisch Katalanisch Khmer Kinyarwanda Kirgisisch Konkani Koreanisch Korsisch Krio Kroatisch Kurdisch (Kurmandschi) Kurdisch (Sorani) Lao Lateinisch Lettisch Lingala Litauisch Luganda Luxemburgisch Maithili Malagasy Malayalam Malaysisch Maltesisch Maori Marathi Mazedonisch Meitei (Manipuri) Mizo Mongolisch Nepalesisch Niederländisch Norwegisch Odia (Oriya) Oromo Paschtu Persisch Portugiesisch Punjabi Quechua Rumänisch Russisch Samoanisch Sanskrit Schottisch-Gälisch Schwedisch Sepedi Serbisch Sesotho Shona Sindhi Singhalesisch Slowakisch Slowenisch Somali Spanisch Sundanesisch Swahili Tadschikisch Tamil Tatarisch Telugu Thailändisch Tigrinya Tschechisch Tsonga Türkisch Turkmenisch Twi Uigurisch Ukrainisch Ungarisch Urdu Usbekisch Vietnamesisch Walisisch Xhosa Yoruba Zulu

Robert. Motyw Okno obrazu. Obsługiwane przez usługę Blogger .



Dwudziesta druga edycja Obozu miała rozpocząć się 16 sierpnia. Niestety pogoda pokrzyżowała trochę plany. Tego dnia ekipa rozbijająca w składzie: Artur, Paweł, Seb
Nastolatek Porno
Lizaczek napalonej blondynki
Dominująca kobieta

Report Page