Wystawia się penisowi

Wystawia się penisowi




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Wystawia się penisowi


WITAJ NA REDTUBE - CODZIENNIE NOWE DARMOWE SEX FILMY PORNO





Filmy
Zdjęcia







rekordy w ruchaniu 🔥 Polskie Filmy Porno Redtube Sex za Darmo online


Sex filmiki rekordy w ruchaniu Red Tube to najbardziej popularny w Polsce portal, na którym znajdziesz wiele darmowych filmów porno online jak rekordy w ruchaniu .


Informacje

Regulamin
Linki
Mapa tagów



Współpraca

Reklama
Polecamy
Blog


Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Jeśli nie ukończyłeś 18 roku życia lub nie życzysz sobie oglądania treści erotycznych to opuść tę stronę. Witryna korzysta z plików cookies w celach statystycznych, zgodnie z Polityką Prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies. Wchodząc dalej oświadczasz, iż jesteś osobą pełnoletnią i chcesz oglądać materiały erotyczne z własnej woli oraz zezwalasz na wykorzystywanie cookies zgodnie z Polityką Prywatności . Rozumiem Wychodzę



Возможно, сайт временно недоступен или перегружен запросами. Подождите некоторое время и попробуйте снова.
Если вы не можете загрузить ни одну страницу – проверьте настройки соединения с Интернетом.
Если ваш компьютер или сеть защищены межсетевым экраном или прокси-сервером – убедитесь, что Firefox разрешён выход в Интернет.


Firefox не может установить соединение с сервером deu.goo.gle.


Отправка сообщений о подобных ошибках поможет Mozilla обнаружить и заблокировать вредоносные сайты


Сообщить
Попробовать снова
Отправка сообщения
Сообщение отправлено


использует защитную технологию, которая является устаревшей и уязвимой для атаки. Злоумышленник может легко выявить информацию, которая, как вы думали, находится в безопасности.

Mam do nich słabość III (Karel Godla) 4/5 (1) Cykl , Klasyczne , Mam do nich słabość , Nastolatki , NE , Podglądanie , Uległość 2013-07-16 dodany przez Karel Godla
Obecność w domu pielęgniarki – a precyzyjnie mówiąc, położnej – jej bliskość, krzątanina, zgrabna sylwetka dziewczyny, ponętnie zaróżowiona z wysiłku twarz, wytrącały gospodarza ze spokoju, powodowały niedokrwienie mózgu kosztem innego organu, obsesję permanentną, nie opuszczającą go na dłuższą chwilę. Może po raz pierwszy od czasów szkolnych zagrał w prymitywną, poznaną za młodu grę, która, tak jak większość zabaw tego typu, polegała na zdobywaniu terytorium, lecz nie skutecznymi technikami, które opanował przez lata uwodzenia, tylko prymitywnymi metodami młodego napaleńca. Wykorzystał parę sztuczek podpatrzonych w szpitalach. Odegrał co poniektóre, zapamiętane z młodości, skecze. Jakoś nigdy po przekroczeniu pełnoletności nie przyszło mu do głowy stosować reguły owych zabaw w stosunku do kobiety, zwłaszcza trzydziestoletniej.
Z wcześniej napotkanymi partnerkami nie miał chęci przechodzić cierpliwie przez wszystkie etapy rozgrywki albo wolał bardziej subtelną, intelektualną odmianę podrywu. Teraz jednak z dziewczyną, która pracuje w szpitalu ubrana na biało – tak – miał ochotę na szczeniackie zaczepki. Z kolei Marzena, nic dziwnego, znała towarzyskie figle–migle, ich drapieżne reguły i przystąpiła do erotycznej gry bez oporów. Do końskich zalotów.
Dziewczyna cieszyła Piotrowe oczy swoim małym biustem. Każda pierś wydawała się idealna pod względem wielkości do tego, by objąć pięknotkę jedną dłonią i to całkiem swobodnie. Przekonał się o tym podczas drugiej wizyty, gdy paradowała w dżinsach i ciasnym tiszercie, przez który przebijały miseczki stanika. Ale piersi są dla niego mało istotne. Piotr był i jest wielbicielem kobiecego tyłka.
Typowy z niego arse–man . Pupa dziewczyny ściągała stęsknione dotyku ręce jak magnes. Zaczęło się od lekkich uszczypnięć w bok, albo delikatnego żartobliwego dźgnięcia palcem pod żebro. Raczej nie miała tam łaskotek, bo i tę dziecinadę odegrali. Przypadkowe dotknięcia pośladka, lekkie żartobliwe klapsy, obmacywanie otwartą ręką powodowały rozbawiony okrzyk protestu typu: „no”, „nie”, „weź te ręce.” Czasem zdzielała go po przedramieniu. Ups!
Została na noc. Miała spać w gościnnym pokoju, ale w końcu spała w jego łóżku. Z nim, a w zasadzie obok niego. Aby tak się stało, wystarczyła krótka rozmowa, podstęp uszyty najgrubszą z nici.– Wiesz, mam wrażenie, że jakaś mysz mi wlazła do chałupy parę dni temu. Drzwi były uchylone, wiesz… – kłamał jak z nut. Małe gryzonie właziły raczej pod koniec jesieni, gdy nie zachowało się ostrożności i zostawiło szparę w piwnicznym oknie czy drzwiach. Ot, raz na parę lat jakiejś ciekawskiej i śmiałej spryciuli udało się dostać do środka.
Marzena bała się myszy. O dziwo. Albo udawała, że się boi i bierze kłamstwa mężczyzny za prawdę.
– No coś ty! – oburzyła się szczerze, jakby zarzucał jej wielki grzech.
– Nie wiem, dawno mi nikt nie zwracał uwagi. – Mężczyzna podkreślił swoją długą samotność.
– Ale bez żadnych ekscesów. Tylko śpimy, bo się obrażę – negocjowała.
– Okej. Słowo. „Tylko śpimy”, bez żadnych sekscesów – przedrzeźniał ją.
W łóżku, gdzie leżeli oddaleni, Piotr pytał, dlaczego jest sama. Unikała odpowiedzi, zbywała. W środku rozmowy zasnął. Potrafił sobie wytłumaczyć, że ekscesy nie dziś. A ona nawet nie chciała mu głowy na piersi położyć, mimo zachęt i próśb.
– Trochę chrapałeś. – Zrobiła rano minkę.
– A ty spałaś w ogóle, czy czekałaś na sekscesy? – mruknął złośliwie.
– Spałam, spałam… jak zabita. Cicho u ciebie. Świeże powietrze. Chyba nie chrapałeś.
I spojrzała z wdzięcznością. Tak mówiły oczy. Dziękowały, że nie było ekscesów.Wrócili razem do miasta. Mężczyzna próbował wymusić buziaka przy rozstaniu. Kobieta wywinęła się ze zwycięskim uśmiechem.****Gdyby Piotr miał czas i ochotę na moment głębszej zadumy – czy wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy by zrezygnował z podrywu, a przynajmniej zwolnił tempo uwodzicielskich zakusów? Niestety, niewydoroślały szczyl, jakim się niekiedy w przypływie samokrytyki mianował, nie miał chwili na zastanowienie. Ani – z powodu seksualnego wygłodzenia – ochoty na refleksję. Dla usprawiedliwienia można również dodać, że mężczyźnie brakowało wolnego czasu na staranne szukanie kandydatek do związku. Skoro los dał tę jedną sposobność z pielęgniarką Marzeną, musiał ją wykorzystać, licząc, że coś poważniejszego ze zdobycia seksualnego przyczółku wyniknie, lecz nie mając ani odrobiny pewności, iż uda się trwałą relację nawiązać – nabranie przekonania o tym, że pretendentka rokuje nadzieję, wymaga długotrwałych testów. W ciągu tygodnia zdarzało mu się wracać do domu późno, czasem o drugiej nad ranem. Gdzież tu czas na zastanowienie. Orka korporacyjna, a w domyśle istna walka o przetrwanie, pochłaniała go bez reszty. Rysowała się szansa (w ich korporacyjnym żargonie opportunity ) na spory sukces, który miał mu zrekompensować bolesne dla człowieka i deprymujące dla menedżera zwolnienie dużej grupy pracowników (w ilości wystarczającej do wystawienia drużyny piłkarskiej), a to motywowało do pracy.Kiedy zabrał Marzenę na pierwszy wspólny weekend, bezrefleksyjnie i z zamiarem „hej do przodu”, kobieta była już inaczej nastawiona psychicznie. Przychylniej. Skoro, jak uznała, przeszedł wstępną próbę, pozwoliła się musnąć ustami przy powitaniu, co obiecywało dalsze ustępstwa.
Po drodze Piotr, który starał się traktować kwestię pracy i uwodzenia niezależnie, ponownie poruszył temat rozliczeń finansowych. Czy się zastanowiła? Pielęgniarka na to, że nie. Ona nie wie. Ona zapomniała. Ona się musi jeszcze skonsultować. To budziło wątpliwości, aczkolwiek miewał już przypadki, że dziewczyna, którą zatrudniał jako gosposię, wybierała taktykę negocjacyjną w stylu: bierność i czekanie na inicjatywę strony przeciwnej. Najprawdopodobniej kandydatki, które stosowały opisane podejście, sądziły, iż propozycja pracodawcy będzie hojniejsza od tego, czego same zażądają. Albo… Tak, istniało jeszcze inne wytłumaczenie, ale nie brał go pod uwagę.
Teraz z perspektywy czasu dostrzega, jak płasko, jednowymiarowo widział wtedy obraz psychiki i motywacji dziewczyny. Samokrytycznie stwierdza, że szczyl zostaje szczylem albo na bardzo długo, albo na zawsze.
Podczas ich trzeciego sam na sam Marzena zachowywała się swobodniej. Opowiedziała parę dobrych, pieprznych (ale nie tych najpikantniejszych) dowcipów o pielęgniarkach i lekarzach, których Piotr nie znał. Gdy zmywała, podszedł i objął dziewczynę od tyłu. Jak to miał w zwyczaju, przytulił się do pośladków. Takie były przecież ponętne, lekko wypięte i do wzięcia – prowokowały samczą naturę. Pupa zachęcała do kopulacji swoim krągłym zarysem. Kobieta musiała poczuć twardość erekcji. „Puszczaj, bo wyleję ci wodę na łeb” – zagroziła ostro i mało dyplomatycznie, aż się zdziwił. Ale na szczęście straszyła bez paniki, bez złych emocji, więc tak zaraz jej nie puścił. Negocjował i wtulał swoją sterczącą czarodziejską różdżkę w wygodny jak piernat tyłek. Prawie się zagotował z ochoty. Szybki numerek uczyniłby dzień udanym.
Nie chciała usiąść przed snem przy kominku. Aby pogadać – według oficjalnej wersji Piotra. Aby się poprzytulać, na co liczył – według wersji oczywistej, acz przemilczanej.
– Wiesz, jestem zmęczona po dyżurze, pójdę spać. Odłóżmy to na jutro. – Rzeczywiście wyglądała na wyczerpaną.
Więc tak wyglądał ich piątek. Przyjechali na wieś koło ósmej, bo jeszcze robili zakupy w sklepie po drodze. Na dworze zmierzchało. Zrobiło się późno, chociaż letnia noc jaśniała jak o poranku. W domu krótka kolacja i już chciała do łóżka. Faktycznie przywiózł ją po wielogodzinnej harówie w szpitalu. Na oddziale wydarzyło się według jej opowieści kilka nieplanowanych porodów. Rozumiał, że mogła czuć zmęczenie.
– Okej, to chodźmy spać. Umyjesz mi plecy? – zapytał z głupia frant. Często chciał tej przysługi od swoich dziewczyn, a ona miała przecież zostać jego dziewczyną. Co oznaczało intymność, dzielone łoże albo jak kto woli – wyro. Wspólne i namiętne, a nie obok siebie. Może lepsze życie seksualne niż z byłymi żonami. Trudno, żeby nie lepsze… Potem cholera wie, co będzie. Może coś więcej? Może w końcu prawdziwa, pełna rodzina z maleństwem…
Zawahała się.
Pielęgniarka obmywała Piotra pod prysznicem bez pośpiechu. Jedynie genitalia potraktowała szybko, najwidoczniej skrępowana albo obawiając się wzbudzić erekcję, choć i tak zapoczątkowała napływ krwi do penisa swoim dotykiem, fachowo odciągając napletek. „Wow” – mikroskopijna cząstka męskiego umysłu, pracująca w normalnym, nie–erotycznym trybie, oceniała właściwe ruchy profesjonalnej specjalistki od opieki nad rodzącymi i położnicami – „właśnie tak powinien być umyty kutas” (ale skąd u diabła nauczyła się obsługiwać facetów?). Nigdy go nikt obcy, poza niektórymi prostytutkami no i Zośką oczywiście (ale to raz jeden jedyny, po ekscesie jej koleżanki), nie umył właściwie. Nawet wtedy, dawno temu, w szpitalu zakaźnym. Fragmencik marzeń onanisty zamienił się dzisiaj w rzeczywistość.
– Masz dobre ręce, kochane rączki. – Wycałował dłonie dziewczyny wdzięczny, patrząc zezem na przemoczony tiszert odsłaniający stanik i sutki, które widział wyraźnie przez przejrzysty od wilgoci materiał.
Marzena zauważyła natarczywe spojrzenie gospodarza i poczerwieniała. Podziwiał pierwszy, pełny, ciemny rumieniec. Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że się gapisz na moje cycki, draniu.
– Dobrze, teraz wyjdź! Ja też chciałabym się umyć. Ale bez twojej obecności i pomocy.
W tak zdecydowany, a jednocześnie podenerwowany sposób zabrzmiał głos pielęgniarki, że Piotr wolał nie dyskutować i wyszedł z łazienki. „Chyba ma kompleks piersi, moja Marzenka” – pomyślał ciepło. Z podniecenia już nic nie mogło go zająć, nic go nie interesowało, tylko czekał na dziewczynę w sypialni.
– Już jestem. – Zaanonsowała cicho swoją obecność.
Pojawienie się odświeżonego gościa wzbudziło nieoczekiwane emocje. Osłupienie kochanka jest możliwe nawet w tak oczywistej i oczekiwanej sytuacji, gdy wejście kochanki następuje w sposób zaplanowany. A co dopiero powiedzieć na triumfalne entrée , jakie mu pielęgniarka zaserwowała. Chłonął widok jak chłopiec na seansie erotycznego filmu.
Marzena weszła do sypialni w kusej, błyszczącej bieliźnie. Uroczo zaprojektowanej spódniczce i półhalce koloru kremowego, według Piotrowej, męskiej, lecz i tak bogatej skali barw, bo nie był daltonistą, który tylko kilka podstawowych kolorów tęczy rozpoznaje. Kobiety nazwały by pewnie kolorystyczną cechę bielizny w jakiś inny, tajemniczy i nic facetom nie mówiący sposób. Może, na przykład, barwa ecru .
Długie nogi dziewczyny, a zwłaszcza przyciągające wzrok ponętne uda, prezentowały się obnażone prawie w całej okazałości. Ich właścicielka kroczyła zwinnie. Zgrabna z niej laseczka, ukrywająca bez powodzenia zakłopotanie. Damski urok robił wrażenie. Jak tu nie powiedzieć paru pochlebnych słów, które aż wyrywały się z ust. Jak tu nie spojrzeć z otwartym podziwem i nie sprawić pielęgniarce kobiecej satysfakcji, wręcz radości, że taka ponętna, godna uwielbienia.
Para kochanków rozpoczęła grę wstępną bez pośpiechu. Dotykali się, poznawali, smakowali pierwsze pocałunki. Nie chciał iść na żywioł, choć nabrzmiały penis domagał się bezzwłocznej akcji. W końcu nie jest napalonym nastolatkiem i wie, że pośpiech fatalnie skraca zabawę. Sprawy i tak potoczyły się bardzo szybko, to raptem ich trzecie spotkanie, jednak najpierw trzeba było ją rozluźnić, oswoić. Piotr łagodnie przekonał Marzenę, aby położyła się na brzuchu. Przelotnie podziwiał kremowy jedwab bielizny i kredową biel jej ciała, bez najmniejszego śladu opalenizny.
– Nie lubisz się opalać? – zapytał. – Słońce ci szkodzi?
Cóż za wspaniała chwila. Jakież piękne jest kobiece ciało. I przed obnażeniem i całkiem nagie.
– Nie ma czasu, nie ma gdzie, nie ma z kim – odpowiedziała zachrypłym głosem. – Dawno się nie opalałam. Może jak pojadę na urlop do mamy do J., to wystawię skórę na słońce.
Zaczął dotykać białych pleców, czarować, że tak gładkiej skóry nie widział, tak zgrabnych nóg nie oglądał. Na spokojnie żadna rozsądnie myśląca kobieta w takie banały do końca nie uwierzy, ale w chwili intymnej wiele dziewczyn lubi frazesów słuchać, łyka je z lubością i chce ich treści ufać, zwolna rozpłomienia się od naiwnych komplementów. Słowa, zdaniem Piotra, stymulują erotycznie najskuteczniej. Na pewnym etapie z pewnością skuteczniej niż dotyk. A czułostki i dotyk pospołu działają cuda.
Chwilę później pozbawił pielęgniarkę halki. Olejek do masażu miał już pod ręką, a także wyjęte z nocnej szafki nawilżane chusteczki dla niemowląt. Masowanie – jak wiedział od dawna – wiodło do bezproblemowego blitzkriegu . Tym razem cud uwiedzenia dział się jeszcze szybciej niż Piotr zakładał. Wystarczyła chwila, a lewy profil Marzeny rozluźnił się, błogi półuśmiech wypełznął między skroń a brodę, trzydziestolatka poczuła się rozbrojona i ufna.
Dolna część nocnego stroju okazała się ku zaskoczeniu mężczyzny majtkami. Luźnymi, rozszerzanymi ku dołowi niczym spódniczka. Jak się później dowiedział, takie majtasy nazywano french knickers . „Skąd skromna dziewczyna ma kosztowną jedwabną bieliznę?” – przemknęło mu przez głowę.
Rozebrał Marzenę bez żadnego oporu. Uniosła biodra, pomagała. Teraz już mógł usiąść na ładnych udach. Penis wznosił się ponad nimi, niczym drapieżnik obserwujący załzawionym okiem łowieckie terytorium. Pobolewające jądra w ogolonej mosznie przywarły do gładkiej skóry, ponad zgięciami kolan – usiadł dość nisko, aby oglądać i pielęgnować miejsca, które najbardziej lubił. Gdy przesunął się nieco by przybrać wygodniejszą pozycję, przylepione jaja dostały się pod ciało i zabolało ostrzegawczo, gdy je przygniótł.
Drgnęła, kiedy rozchylił pełne, kobiece pośladki i zaczął pocierać wilgotną chusteczką zakątki, które półdupki skrywały, gdy były stulone.
– Szszszsz – wyszeptał – to moje podziękowanie, mój rewanż za pomoc pod prysznicem, nie trzeba się wstydzić…
Ujrzał prawie zupełnie pozbawioną pigmentu aureolę zwieracza. Gwiazdka jaśniała w słabym świetle lampki nocnej, regularnie obwiedziona zmarszczkami niczym kwiat wytrawiony w mlecznym szkle. W życiu takiego bezbarwnego wejścia nie widział. No, ale ona w ogóle była bladziutką i naturalną blondynką. Przeciągnął chusteczką od dołu kilka razy. Bieluśka stokrotka kurczyła się nerwowo, uwypuklała niczym kulka łopianu, reagując na łaskotanie.
– Jeszcze tylko chwila. Wytrzymaj. Już kończę – szepnął. – Nie ma żadnych śladów („Jakich śladów, kurczę. O czym ty mówisz, palancie?” – reflektował się poniewczasie), jesteś czysta jak łza, Marzka. – Nazwał tak pielęgniarkę po raz pierwszy. Marzka. Lubił pieszczotliwie nazywać swoje kobiety. Zasługiwały na dobre traktowanie i kredyt zaufania. Zawsze jakieś nazwanie im wymyślał. Dla każdej inne, gdyż to raz użyte i nieskuteczne, bo odchodziły, zostawiając go samego, stawało się na zawsze passé . To trochę tak jak z ukochanym psem przyjacielem. Zawołanie ulubieńca gasło nad kupką ziemi, którą go przysypywał.
Uznał, że wystarczy. Nie „znęcał się” nad okolicą odbytu dłużej, bo najwidoczniej nie miała doświadczeń analnych, albo miała, ale nie chciała się zdradzić i grała mało obytą w łóżku kochankę. Krępowało ją dotykanie „brudnej dziurki, tam, z tyłu”.
Nabrał więcej olejku w dłonie i rozpoczął powolny masaż od karku w dół. Zabieg trwał może pół godziny, może dłużej. Stracił poczucie czasu, kroczył obok erotycznego nurtu. Nie śpieszył się. Lewy profil Marzeny stracił całą resztkę napięcia, jeśli jeszcze jakieś się zachowało. Oboje zaczęli swoje pomruki i pojękiwania, śpiewania.
Wymasował jej pośladki. Najpierw łagodnie, każdą garścią jeden półdupek, potem mocniej, dogłębniej, obejmując po kolei każdą połówkę kobiecego cudu (jego prywatny słownik zawierał takie afektowane słowa) obiema dłońmi. Mocno, ale nie na tyle, aby nastąpiła jakaś ostrzegawcza reakcja Marzeny, że boli, że ostrożniej, że uważaj. „W całkiem niezłej kondycji ma tę swoją dupkę” – stwierdził. Kiedy przeszedł z masażem na uda, ciągnął po nich grubą nić swojego śluzu i mieszał wydzielinę z olejkiem. W miarę możliwości omijał wewnętrzną stronę, zostawiając wrażliwsze erotycznie miejsca na później. W końcu, siadając tyłem na udach dziewczyny, dobrał się do łydek oraz stóp, aż piszczała po kociemu i nie potrafiła powstrzymać grymasów zadowolenia na buźce, co obserwował, odwracając głowę, gdy szczególnie głośno zamiauczała. W trakcie zabiegów kilka razy z przyzwyczajenia przejechał niezłomną erekcją po łydce. Unosił pełne, rozgrzane od masażu podudzie i ślizgał penisa po natłuszczonym pachnącym smarowidłem krągłym mięśniu. Zwykle lubił to robić, a w szczególnych przypadkach mógłby się nawet z ponętną, jędrną łydeczką albo lepiej – obiema na raz – pieprzyć. Ale nie dziś. Ochota na kopulację powoli stygła, ws
Dymanie na dwa chuje
Dwóch kolegów przychodzi do niej na loda
Siostrzyczka daje mu popalić

Report Page