Wyrywa jego druta

Wyrywa jego druta




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Wyrywa jego druta
Strona domowa » Polemika z racjonalistą » Co to jest metoda poznawcza "racjonalizmu"?
Tagi: Mariusz Agnosiewicz ,

metoda poznawcza ,

Racjonalista
Tytułem pewnego wprowadzenia do poniższych wywodów Agnosiewicza chciałbym napisać, że jego odpowiedź na mój tekst wbrew pozorom i mimo jego eksponowanej co chwila pewności siebie nadal niestety nie rozwiązuje dylematów, jakie omówiłem w komentowanym przez niego tekście. Jego tekst składa się przede wszystkim z pustych deklaracji (tych samych, które krytykowałem w mym tekście właśnie za brak ich uzasadnienia), wymijania tego co pisałem przez rozkładanie akcentów nie tam, gdzie ja je kładłem, ślizgania się po powierzchni mych argumentów i nie dotykania tkwiącej w nich dużo głębiej istoty rzeczy, przedwczesnego „odtrąbiania zwycięstw” nad tym co napisałem, ciągłego powielania pewnych utartych schematów myślowych, stereotypów, itd. Niestety, samo napisanie repliki pełnej wyrażanego co chwila przekonania o swej racji nie wystarczy jeszcze do tego, aby rzeczywiście mieć rację. Odpowiedź Agnosiewicza na mój tekst jest zaś jednym wielkim wyminięciem postawionych przeze mnie problemów. Kiedy tylko nie może on odeprzeć jakiegoś twierdzenia, to dla odwrócenia uwagi od istoty sporu albo atakuje on teizm za coś tam, albo przeskakuje od razu na kwestie drugorzędne, wymijając istotę zagadnienia. Dobrym przykładem tego jest skomentowanie przez Agnosiewicza mojego odwołania się do sporu z Galileuszem. Powołałem się na ten spór jako na przykład tego, że świadectwo zmysłów mimo pozornej i bardzo sugestywnej oczywistości może wprowadzać w błąd, z powodu ukrytych w naszym umyśle uprzednich założeń, podług których interpretujemy jakąś rzeczywistość. Zamiast z tym polemizować, Agnosiewicz zupełnie wyminął istotę zagadnienia w tym miejscu, stwierdzając coś (z zaangażowaniem bliskim niemal histerii), co zupełnie nie było istotą sporu, tzn., że w sporze z Galileuszem to właśnie katoliccy dyskutanci ulegli pozornej oczywistości w zakresie świadectwa zmysłów. Nawet jeśli tak było, to łatwo zauważyć, że nie neguje to mojego argumentu i nadal pozostaje on w mocy.  
Ponadto, momentami, Agnosiewicz aby „zatkać luki” w swej argumentacji, niczym za pomocą „zasłony dymnej” odwraca dyskusję na kwestie związane z światopoglądem teistów. Niestety, jest to czysta erystyka w przypadku polemiki z argumentacją mojego typu, bowiem ja pisałem właśnie o tym, że teiści są wierzący. Fakt ten był mi przydatny do tego, aby stwierdzić, że tak samo wierzący są też ateiści w zakresie swej epistemologii (i nie tylko). Zatem argumentowanie przez Agnosiewicza, że teiści wierzą w coś na bazie interpretacji jakichś przesłanek, jest czystym nieporozumieniem, bowiem nikt (w tym wypadku przede wszystkim ja) tego nie neguje. Mój tekst nie był negowaniem faktu, że teiści wierzą. Wręcz przeciwnie, tekst ten ukazywał, że wierzą także ateiści w zakresie swego światopoglądu, stąd pisanie przez Agnosiewicza o tym co robią teiści jest zapychaniem dziur w jego argumentacji i odwracaniem kota ogonem. W tym wypadku, zamiast bronić ateizmu przed tym co napisałem o fideizmie w epistemologii ateistów Aganosiewicz „z braku laku” atakuje tylko teizm za jego fideizm w zakresie swej epistemologii. Jest to „kierowanie ostrzału” nie w tą stronę co potrzeba, bowiem nawet jeśli wywody Agnosiewicza na temat teizmu i tego co on przyjmuje na wiarę byłyby w tym wypadku słuszne, to nie oznacza to jeszcze przecież, że na mocy tego wszelkie moje twierdzenia wypowiedziane w zakresie epistemologii ateizmu stają się nagle „uzasadnione”, pozbawione fideizmu, a moja polemika z postulatami tej epistemologii jest na mocy tylko tego faktu niby „z miejsca” obalona. Non sequitur . Równie nieuzasadniony byłby pogląd, że skoro religia starożytnych Majów była oparta na błędnych przesłankach, to wierzenia buddystów, czy hindusów, uzyskują status wiarygodności. Tyle tytułem wstępu. Reszta kwestii wyjaśni się podczas niniejszej polemiki. Z tekstu Agnosiewicza nic nie wycinam, czego nawiasem mówiąc nie można powiedzieć o tekście Agnosiewicza, który wybrał sobie z mojego tekstu tylko jakieś wygodne jemu fragmenty, nadając im „odpowiednią interpretację”. Resztę moich argumentów zaś w ogóle pominął. Skoro nie odpowiada on na większość mojej argumentacji, to znaczy, że w rzeczywistości nie udziela on tak naprawdę odpowiedzi na przedstawioną przeze mnie argumentację. Jedynie prześlizguje się po jej wierzchu. Mój tekst nie był przecież długi, nie istniał więc problem ustosunkowania się do niego w całości. Co innego odpowiadać na dłuższy tekst, wtedy rozumiem, że można odpowiedzieć tylko na najważniejsze argumenty z niego, żeby nie znudzić czytelników. Tutaj nawet tego nie mamy.
Esej niniejszy powinienem być może zatytułować "Obrona metody poznawczej ateizmu", gdyż jest on odpowiedzią na tekst Jana Lewandowskiego: "Krytyczna analiza metody poznawczej ateizmu" , zamieszczony w serwisie apologetycznym Katolik.pl, a który został przez jego autora zamyślony jako demaskacja lichoty ateuszostwa, z ostateczną konkluzją: "światopogląd ateistyczny nawet w swej metodzie poznawania rzeczywistości z powodu przyjętych zasad jest błądzeniem po omacku, a ponadto nie jest on w stanie uwolnić się od przyjmowanych na wiarę założeń, które wytyka światopoglądowi teistycznemu". Przy czym znęcano się głównie nad moimi tekstami (Wiara, realizm i poznanie: str. 2005 ; Wyginanie druta: str. 2102 ).
           Nie wiem czy Agnosiewicz nie jest nieco przewrażliwiony, bowiem cytując jego wywody wcale nie miałem zamiaru się nad nim znęcać.
Tytuł taki byłby jednak nieścisły, gdyż wbrew twierdzeniu autora, iż "Ateizm jako światopogląd nie sprowadza się tylko i wyłącznie do twierdzenia, że z jego punktu widzenia brak przekonujących dowodów na to, że istnieje Bóg. Ateizm jest bowiem również światopoglądem promującym własną wizję świata, będącą wizją alternatywną wobec wizji świata promowanej przez teizm" - ateizm jako światopogląd właśnie sprowadza się wyłącznie do twierdzenia, że brak jest jakichkolwiek sensownych dowodów za istnieniem czegoś co określa się głównie "Bogiem".
Powyższa opinia, że ateizm jest tylko twierdzeniem, że „brak jest jakichkolwiek sensownych dowodów za istnieniem Boga” jest pustym hasłem. Już choćby bowiem samo mówienie o dowodach niesie za sobą konieczność określenia ich statusu formalnego, nie mówiąc o konieczności stworzenia pewnych podstaw dla swej epistemologii, która ma wykazać niedostatki ewidencjonalne teizmu. To wszystko nieodłącznie wiążę się ze sobą. Nie można mówić o braku dowodów na coś, nie mając sprecyzowanego zagadnienia odnośnie tego, co to jest dowód. Owo sprecyzowanie domaga się zaś podstaw i uzasadnień, stworzenia choćby szczątkowej epistemologii (tak też Agnosiewicz czyni choćby niżej, odwołując się w swej epistemologii do pewnych „podstawowych cech racjonalizmu”), zatem ateizm nie jest tylko twierdzeniem, że „brak jest jakichkolwiek sensownych dowodów za istnieniem Boga”. On promuje własną wizję świata, własną epistemologię w zakresie jakiej porusza się negując teizm, nie mówiąc już o tym, że promuje on często także własne alternatywne hipotezy pochodzenia życia i świata, itd., aby „sensowniej” niż teizm wytłumaczyć ten świat. To właśnie miałem na myśli pisząc to co Agnosiewicz zacytował wyżej.       
Może jeszcze dodatkowo na pewnym wartościującym stosunku do tej konkluzji, głoszącym, iż wiara w urojony byt jest z różnych względów generalnie niepożądana; nie musi się to jednak łączyć z misjonarskim zapałem. Poza tym ateiści mogą we wszystkim innym różnić się między sobą. Mogą np. być buddystami, marksistami, racjonalistami, a niektórzy uważają, że i chrześcijanami.
           Nie wnikając już w absurdalność iście schizofrenicznej idei, że można być chrześcijaninem i ateistą zarazem, napiszę tylko, że to co Agnosiewicz stwierdza wyżej nie wyklucza, iż ateizm sprowadza się tylko do wykazania braku wystarczających podstaw istnienia Boga. Gdyby tak było, Agnosiewicz nie polemizowałby ze mną niżej odnośnie tego, co opisywałem jako „ateistyczną epistemologię”. Sam fakt poniższej polemiki Agnosiewicza i obrona tego co zaatakowałem obala zatem samo przez się jego własny wywód w tym miejscu.      
Ateistów łączy tylko niepodzielanie wiary w osobowy byt nadprzyrodzony.
           Nie tylko. Patrz wyżej.
Ateizm z cała pewnością nie jest najważniejszym rysem światopoglądu osób skupionych i współtworzących serwis Racjonalista. Najwłaściwszym określeniem naszej postawy jest "racjonalizm" (racjonaliści). Ateizm wynika z racjonalizmu, ale go nie wyczerpuje. Do podstawowych cech racjonalizmu możemy zaliczyć:
· przywiązanie do wiedzy i rozumu - oznacza rozwój własnej osoby przez poszerzanie wiedzy, sprzeciw wobec prądów postmodernistycznych w filozofii;
· postawa naukowa - mówiąc o nauce bez przymiotnika, racjonalista ma na ogół na myśli nauki przyrodnicze i ścisłe;
· sceptycyzm umiarkowany , wyrażający się w szczególności w krytycznym stosunku do teorii pozanaukowych, pseudonaukowych i antynaukowych, takich jak magia, astrologia, radiestezja, ufologia itp.;
· naturalistyczne wyjaśnienia rzeczywistości , odrzucające wszelkie wątki nadnaturalne.
Mając na uwadze taki światopogląd, podejmę replikę wobec krytyki "poznawczej metody ateizmu", gdyż o taką postawę zapewne chodziło apologecie, a tylko nieściśle ją określił.
           Cóż to jest jak nie dogmaty epistemologiczne? Zauważmy, że wyżej Agnosiewicz trudził się, aby zaprzeczyć, iż wedle mojego stwierdzenia ateizm jest czymś więcej niż postulatem, że brak jest wystarczających dowodów na istnienie Boga. Tutaj jednak zaprzecza on już sam sobie, potwierdzając zarazem to co pisałem wyżej, bowiem wprowadza on tylnymi drzwiami własną epistemologię (nie mając zresztą nawet odwagi wprost nazwać tej epistemologii własną epistemologią, gdyż pisze on tylko lakonicznie, że „ma na uwadze taki światopogląd”). Epistemologie, na podstawie której twierdziłem właśnie, że ateizm jest czymś więcej niż tylko brakiem wiary w Boga, bowiem wprowadza alternatywny dla teizmu sposób wyjaśniania świata (co oczywiście musi się nierozłącznie wiązać z epistemologią).      
Swój tekst mógłbym też zatytułować "Metoda poznawcza racjonalizmu bez zniekształceń", a to dlatego, iż najważniejszą linią obrony przed zarzutami katolickiego apologety - oprócz wskazania na błędy rzeczowe oraz błędy w rozumowaniu - będzie prostowanie na ogół celowo dokonanych przezeń zniekształceń i nadinterpretacji.
           Zobaczymy zatem, czy rzeczywiście dokonałem jakichś nadinterpretacji, zobaczymy także, czy popełniłem jakieś „błędy rzeczowe w rozumowaniu”.
Jeśli brak nam mocnych argumentów na rzecz tezy przeciwstawianej jakiejś tezie, bardzo częstym chwytem erystycznym jest zniekształcenie tezy przeciwnika, a następnie jej "obalenie" lub sprowadzenie do absurdu. Wzorcowo dokonał tego Jan Lewandowski, tyle że ja musiałbym być idiotą, aby podzielać światopogląd, jaki autor wykroił z moich tekstów, gdyż "ateizm" "obalony" przez Lewandowskiego to postawa jakiegoś przednaukowego chłopka-roztropka.
Postawa podzielana niestety przez wielu ateistów, nie ma w tym momencie nic do rzeczy, że ewentualnie nie podziela tej postawy Agnosiewicz. Nie jest on przecież „wszystkimi ateistami”. Nie pisałem też swego „komentowanego” przez niego tekstu z myślą tylko o nim.
Cechą charakterystyczną tej polemiki z ateizmem nie jest pokazywanie wyższości światopoglądu teistycznego (jak w dawnych napaściach katolickich na światopogląd alternatywny), a przynajmniej nie jest to otwarcie wysłowione. Celem jest więc przede wszystkim ściągnięcie ateizmu do poziomu teizmu , pokazanie, że pod tym lub owym względem wygląda on "tak jak teizm".
Poprzez mnożenie rzeczywistych lub - częściej - pozornych słabości przy skoncentrowaniu się tylko na jednym światopoglądzie, aspekt porównawczy konfrontacji dwóch punktów widzenia zostaje rozmyty. Jest tym, co się potocznie określa jako wytykanie źdźbła w oku sąsiada, przy ignorowaniu belki we własnym.
Tutaj zaczyna się już jak widzimy odwracanie kota ogonem. Zamiast skoncentrować się na temacie mojego tekstu, na odparciu zarzutów jakie postawiłem epistemologii ateistycznej, tutaj mamy już pierwszy (choć na razie niewyraźny jeszcze) skręt w stronę „belki” w moim oku. Nic dziwnego, Agnosiewicz musi jakoś w miarę elegancko zamaskować fakt, odnośnie do którego sam dopiero co przyznał pisząc, że w epistemologii ateistycznej istnieją rzeczywiste „słabości”. To zaś było meritum mojego tekstu.  
Czasami jednak autor stara się porównywać. Z sądem takim spotykamy się już w pierwszym akapicie: "Ateizm tak jak teizm odnosi się do pochodzenia świata i człowieka, jest zatem światopoglądem metafizycznym (tak samo jak teizm)." Przypuszczam, że autor napotkał gdzieś opinię, że światopogląd ateistyczny też nie jest wolny od metafizyki, a z czym w pewnym sensie oczywiście można się zgodzić (choć światopogląd ten w tym przede wszystkim punkcie jest metafizyką, w którym wypowiada się o metafizyce teistów).
           Przede wszystkim, a więc nie tylko. Powyżej, sam Agnosiewicz zatem przyznaje, że ateizm jest w pewnym zakresie metafizyką, potwierdzając w ten sposób w zasadzie główną tezę mojego tekstu, z którym przecież polemizuje. Ja sam nie chciałbym używać zbyt często pojęcia „metafizyka”. Mając to na myśli wolę pisać o nieuzasadnionych założeniach ateizmu, czy tezach przyjmowanych na wiarę. Nazywajmy sprawę po imieniu, ateizm okazuje się być światopoglądem pełnym takich właśnie założeń branych zwyczajnie na wiarę, od epistemologii, przez etykę (dość relatywistyczną, bo ateiści mają różne etyki), po wypowiadane przez niektórych jego przedstawicieli tezy mówiące o powstaniu życia na naszej planecie (o tym niżej), czy tezy mówiące choćby o Wszechświecie. Są to wszystko ateistyczne dogmaty przyjmowane na wiarę, nic więcej. Z tego punktu widzenia światopogląd ten nie ma prawa do wyższości nad innymi światopoglądami, w tym fideistycznymi.      
Jednak powyższe zdanie Lewandowskiego jest ewidentnie błędne. Wypowiedzi ateistów o pochodzeniu świata, a już z pewnością człowieka, nie mogą mieć charakteru metafizycznego, o ile mają to być wypowiedzi racjonalistów.
Czysta sofistyka. To, że o czymś sobie przebąkują „racjonaliści’ nie jest absolutnie żadnym argumentem za tym, że wciąż nie jest to czysty fideizm. Uzasadnienie tego fideizmu jest tylko inne. „Racjonaliści” nie są jednak w zakresie swej epistemologii w stanie wykazać, że ma ona z jakiegoś obiektywnego powodu być pewna, uzasadniona. Jeśli zaś nie jest pewna ani uzasadniona, to ich światopogląd zaczyna mieć te same cechy, co krytykowany przez nich teizm – opiera się na wierze i założeniach w zakresie swych podstaw.  
Chyba, że polemista za metafizykę uzna np. Wielki Wybuch lub ewolucję.
Wystarczy, że metafizyką są podstawy ewolucji rozumianej ateistycznie, tzn. przypadkowe powstanie życia. Już to jest metafizyka, bowiem wciąż nie da się naukowo dowieść, że życie na ziemi powstało na drodze przypadku (rozpoczynając tym samym proces ewolucji). Tym samym, ewolucja i jej początek jest w interpretacji ateistycznej (chcąc nie chcąc) metafizyką, braniem czegoś na zwykłą wiarę. I nie pomoże tu żadne powoływanie się na naukę, bowiem nauka sama przyznaje, że nie jest w stanie dowieść, iż życie powstało przypadkowo. Aby nie być posądzonym o gołosłowie, powołam się na aktualne wypowiedzi biologów w tej sprawie. Stanley Miller słynący z tego, że jako pierwszy podjął się próby laboratoryjnego odtworzenia procesu powstawania życia, doszedł z czasem do wniosku, że na temat początków życia na naszej planecie nie można powiedzieć nic, co byłoby empirycznie sprawdzalne. Istniejące zaś wśród współczesnych uczonych próby opisania procesu powstania życia Miller określił nie mniej sceptycznie:
„Wydawało się, że nie zrobiła na nim wrażenia żadna z ostatnich koncepcji pochodzenia życia – mówił o nich jako o >>nonsensach<< lub >>papierowej chemii<<” [2] .
           Richard Dawkins na łamach swej książki pt. Ślepy zegarmistrz podjął się rozważań koncepcji powstania życia w ujęciu Cairns-Smitha, która to koncepcja wydała mu się w pewnym momencie akurat najbardziej przekonująca. Mimo przemawiającej do wyobraźni ekwilibrystyki słownej Dawkins musiał jednak przyznać co do przedstawianej przez siebie koncepcji pochodzenia życia, że:
„To science fiction – i zapewne dość oderwana od rzeczywistości” [3] .
W innej swej książce Dawkins pisał o możliwości zweryfikowania koncepcji powstania życia:
„Opis powstania życia, który zaprezentuję, jest z konieczności spekulatywny; z oczywistych przyczyn nie było wtedy nikogo, kto mógłby obserwować przebieg wydarzeń” [4] .
Co prawda dalej w swym wywodzie Dawkins usiłuje podać jakąś w miarę spójną koncepcję życia, co do której – jak sam przyznaje - wierzy, że jest bliska rzeczywistości (bardzo możliwe, że jest, nie to jest teraz istotne), nie zmienia to jednak wymowy zacytowanego przeze mnie fragmentu, zgodnie z którą nie da się zaprzeczyć temu, że opisywana naukowo koncepcja powstania życia choćby nie wiem jak była przekonująca, nigdy nie będzie „eksperymentalnie” potwierdzonym faktem. Może być jedynie filozoficznym modelem rzeczywistości, przy opisie którego wykorzystano wyobraźnię i pewne luźno powiązane elementy chemii organicznej i biologii. Podstawą dla tego modelu nie jest jednak (i być nie może) eksperyment, czego nie ukrywają także inni biolodzy, w najnowszych publikacjach. Na przykład Bernard Korzeniewski pisze, że w temacie powstania życia na naszej planecie „jesteśmy zdani głównie na spekulacje. Być może nigdy nie poznamy szczegółów procesu powstawania życia na ziemi” [5] . I choć dalej autor ten twierdzi, że można dziś coś na ten temat powiedzieć, to jednak przyznaje on, że są to ekstrapolacje dokonywane ex-post, co naraża te wnioski na margines błędu [6] . Inny z autorów podaje, że „biolodzy opierają się na założeniu, że powstanie życia można rozpatrywać w kategoriach czysto fizycznych, przeto cały proces da się odtworzyć” [7] . W zdaniu następnym autor ten jednak dodaje: „Oczywiście nie teraz – zarzekają się – lecz później, gdy dowiemy się czegoś więcej” [8] . Całe dalsze opisy powstania życia opierają się u Forteya na stwierdzeniach typu „być może”, itd.
Inny ze znanych biologów pisze wprost:
„Nie istnieje też formuła, która wyjaśniałaby rozmiary zmian i niemal nieskończoną różnorodność jakie towarzyszyły przygodom życia na całej naszej planecie. Historia ta jest tajemnicą zamkniętą w mrokach dziejów w większości zbyt odległych, byśmy mogli do nich zajrzeć. Nawet jeśli nowe odkrycie ujawnia ważny szczegół, najczęściej powoduje powstanie nowej zagadki wskazującej na takie aspekty problemu, jakich istnienia wcześniej nie podejrzewaliśmy. […] Każde pokolenie musi pisać księgę życia od nowa, ponieważ dostrzega większą część owej historii. […] Nie istnieje wersja ostateczna” [9] .
W istocie była to jednak nieudana próba zrównania ateizmu i teizmu jako dwóch metafizyk , na podstawie tego, że każdy światopogląd jako taki w jakimś sensie/aspekcie musi być metafizyczny. Gdyby apologeta dokonał tego udolnie, wówczas naraziłby się z mojej strony na zarzut ekwiwokacji, czyli logicznego błędu (w tym wypadku byłoby to nadużycie całkowicie świadome), który polega na używaniu tych samych określeń dla innych znaczeń (można powiedzieć, że to tak jakbyśmy dokonywali błędnych wnioskowań przez użycie wyrazów homonimicznych), albowiem "metafizyka ateizmu" jest czymś innym niż metafizyka teizmu.
To, że jest inna, to za mało. Dopóki będziemy mieli do czynienia z fideizmem w „metafizyce ateizmu”, dopóty jakiekolwiek mówienie o różnicach w metafizyce ateizmu i teizmu pomoże Agnosiewiczowi jak umarłemu kadzidło. Tylko zlikwidowanie fideizmu w paradygmacie i epistemologii ateizmu może znieść ten sam „status metafizyczny” obu światopoglądów. Jak dotąd Agnosiewicz nie był w stanie tego zrobić, mimo całego szeregu swyc
Wpadł do fajnych kociaków na małe bara bara
Posuwa trzy seksowne panie w sypialni
Mokrą pipką po fejsie

Report Page