Wyluzowana blondyna

Wyluzowana blondyna




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Wyluzowana blondyna

                               Veronic 17 lat.(Ver)

Wyluzowana dziewczyna z Londynu. Pali i lubi ostro imprezować. Ma starszego o 4 lata brata Patrica. Bardzo lubi słuchać rocka i hip-hopu. Ma także starszego chłopaka o imieniu Connor. Nie lubi pustych i zadumanych w sobie dziewczyn, nie lubi też dennych romansideł woli horrory. Ma dwie najlepsze przyjaciółki Lily i Susanne. Jej największym marzeniem jest zwiedzenie świata. 

(znaki szczególne: kolczyk w nosie)

Miła i radosna dziewczyna. Mieszka razem z Susanne i Veronic w Londynie. Ma dwóch braci mieszkających w Polsce. Uwielbia tańczyć i rysować. Jej ulubionym zespołem jest One Direction. Nie dawno zerwała ze swoim chłopakiem Mattem. 

(znaki szczególne: znamię na lewej piersi)

Kochająca, ciha i bezpośrednia dziewczyna z wielkimi marzeniami. Ma starszego brata i młodszą siostrę, mieszkających w Polsce z rodzicami. Uwielbia robić kolczyki z modeliny i na tym zarabia. To może dziwne ale nigdy nie miała chłopaka i czeka na tego jedynego. Uwielbia czytać książki i jest zupełnym przeciwieństwem Veronic.

(znaki szczególne: czerwone włosy i piegi)

 Brytyjsko-Irlandzki boysband . W jego skład wchodzą Liam Payne (Daddy), Harry Styles (Hazza), Louis Tomlinson (Lou), Zayn Malik (Bad Boy) i Niall Horan (Nialler). Kochający muzykę i śpiew pięciu wariatów.

Chłopak Veronic. Zarozumiały i wulgarny chłopak z Londynu, kocha Veronic nad życie. Także pali i lubi imprezować lecz jednak czasami umie się zachować jak trzeba. Gra w zespole rockowym na perkusji razem ze swoimi kuplami, robi to co kocha i jego marzeniem jest robić to jak najlepiej i jak najdłużej.

(znaki szczególne: Blizna na obojczyku)

Starszy brat Veronic. Bardzo kocha swoją siostrę i martwi się o nią. Może godzinami siedzieć przed komputerem i surfować po sieci. Ma dziewczynę i kilkoro przyjaciół. Jeździ na desce i bmx wyczynowo. Uwielbia słuchać muzyki i oglądać filmy.

(znaki szczególne: aparat na zębach)

Zawodowa tancerka i modelka, dziewczyna wesoła i pełna energii, jest dziewczyną Liam'a.

Studentka na uniwersytecie w Manchesterze. Dziewczyna Louisa.

(znaki szczególne: Znamię na plecach w kształcie serca)

BYŁA dziewczyna Hazzy. Przebiegła, wredna i pusta dziewczyna. Może godzinami mówić o makijażu i ciuchach.

(znaki szczególne: Tona tapety i brak piersi)

Motyw Okno obrazu. Obsługiwane przez usługę Blogger .



I tak się potoczyło moje życie w Dortmundzie... Każdy dzień sprawia mi ogromną radość, oraz szczególnie dwie najważniejsze osoby w moim życiu - mój ukochany, oraz nasza śliczna córeczka Ulla. Otrzymała takie imię po mojej mamie Urszuli. 

Moja rodzina w ogóle się do mnie nie odzywa. Zapewne nie chcą mnie znać. Ale ja nie żałowałam, nie żałuję i nie będę żałować mojej decyzji o ucieczce. Gdyby nie to, nie odnalazłabym mojego szczęścia. A Ewa i Łukasz niezmiernie mi w tym pomogli. Zawsze im będę za to wdzięczna.

Dziś wpadliśmy we trójkę w odwiedziny do moich wybawców. Dziś ostatni wolny dzień Marco, jutro zaczynają się treningi przed nowym sezonem Bundesligi. 

Łukasz rozpalił grilla. Sara zajęła się małą Ullą. Swoją drogą, Sara bardzo podrosła. A pamiętam, jak sama była taką kruszynką jak Ulla. Nasze dziecko odziedziczyło włosy i oczy po ojcu. Ale jak Marco mówi, Ulla ma taki sam uśmiech jak ja. Może ma rację? 

- Kiełbaski gotowe - oświadczył Łukasz, który stał przy grillu. 

- Ja tam wolę stek - machnęła ręką Ewa. 

- Jak kto woli - wzruszył ramionami Łukasz. 

- Ja tam poproszę kiełbaskę - powiedziałam. - Sara, przyprowadź proszę małą - zawołałam w stronę dziewczynek. 

Sara wzięła małą na ręce i mi ją przyniosła. Ulla, pomimo młodego wieku, uwielbia jeść. Pokroiłam kiełbaskę i zaczęłam ją karmić. Pałaszowała, aż miło było popatrzeć. 

- Ona da radę to zjeść? - zapytał Marco. 

- Ona nie takie rzeczy pałaszuje - powiedziałam. 

Słońce wyjrzało. Zapowiadało się piękne popołudnie. 

- Tato, nałóż mi steka, jak już się upiekł - poprosiła Sara. 

- Już Cię dziecko obsługuję - powiedział Łukasz i dał jej to, o co poprosiła. 

Uśmiechnęłam się mimowolnie. Czegoś takiego mi brakowało. Z własną rodziną nigdy nie spędziłam tak miłego dnia. Oni w ogóle nie mają pojęcia o luźnych, normalnych rozmowach. Zawsze, gdy było jakieś rodzinne spotkanie, niezależnie od pogody, przesiadywaliśmy w salonie przy stole. Nie było luźnej atmosfery. A rozmowy najczęściej były o nauce, pracy, wykształceniu, przyszłości, finansach i podobnych rzeczach. A przecież to nie jest wszystko w życiu. Mojego ojca zgubiła chora miłość do pieniędzy, prestiżu, dobrej opinii wśród ludzi. Zastanawiam się, czy Matylda dalej z nim jest? Jak ona to wytrzymywała? Wytrzymuje dalej? 

Nawet gdyby Marco nie miał aż takich pieniędzy na koncie, dalej bym przy nim była. Bo pieniądze to jeszcze nie jest wszystko. Wprawdzie się przydają, ale szczęścia nie dają. 

Marco objął mnie czule ramieniem. Ja przytuliłam do siebie mocniej małą. 

- Mam prawdziwą, kochającą rodzinę i przyjaciół... - pomyślałam. - Mam wszystko. 

Zabijcie mnie, poćwiartujcie i spalcie... Po 3 miesiącach dopiero dodaję Epilog! Miałam to dawno zrobić, ale... a to raz w ogóle czasu nie miałam, a to miałam zabrany laptop za karę i tak wyszło, jak wyszło... 

Ciekawe, czy ktoś jeszcze w ogóle tu wejdzie i przeczyta te moje powyższe wypociny. 

Póki co, nie planuję nowego bloga. Nie mam teraz zbytnio czasu na prowadzenie. Ale kto wie, może kiedyś? :> 

Pokochałam to opowiadanie. Pisanie sprawiało mi wiele radości. I chyba ten blog odniósł największą popularność ze wszystkich moich blogów. Te opowiadanie na zawsze zostanie w mojej pamięci. :) 

Najmocniej jak mogę dziękuję wszystkim, którzy czytali, obserwowali i komentowali to opowiadanie. Dawaliście mi motywację i siłę do pisania. Dziękuję Wam stokrotnie! 

To co? Może jeszcze się kiedyś zobaczymy? Może najdzie mnie wena na nową opowieść? :> 

Ruszyliśmy naszą limuzyną do USC. Mam nadzieję, że te formalności da się tam w miarę szybko załatwić. Pojechaliśmy naturalnie z Mario i Ewą, reszta gości ma już jechać na miejsce wesela i tam na nas czekać. 

- No i widzicie, już po wszystkim - powiedział Mario. 

- Nie do końca - stwierdził Marco. - Jeszcze cała noc przed nami! 

- Oj, będzie robota... - westchnęła Ewa. - Chyba że ktoś z Was upilnuje Łukasza, żeby nie przesadził z procentami? 

- To niewykonalne - zaśmiał się Mario. 

- I kto to mówi... - wtrącił Marco. 

- Zobaczysz, że rano wyjdę bez niczyjej pomocy - powiedział Mario. 

- Już ja znam tę gadkę - powiedział Marco. 

- A ja w ogóle muszę się obejść bez alkoholu, i co Wy na to? - odparłam. 

- Bywa i tak - pokiwał głową Mario.

- Symboliczny kieliszek szampana o północy Ci nie zaszkodzi - powiedziała Ewa. 

- Może i jej nie, ale dziecku - powiedział Marco. 

- Dziecku też nie - powiedziała Ewa. 

- Zaraz będziemy na miejscu - usłyszeliśmy głos kierowcy. 

I faktycznie, dwie czy trzy minuty później dojechaliśmy do Urzędu Stanu Cywilnego. Pokierowano nas do pomieszczenia, w którym podpisaliśmy odpowiednie dokumenty. Urzędnicy życzyli nam szczęścia na nowej drodze życia. No i na szczęście, nie potrwało to zbyt długo i mogliśmy jechać na wesele! 

- No, będzie się działo - cieszył się po drodze mój ukochany. 

- Ja Ciebie pijanego nie mam zamiaru prowadzić - oznajmiłam - będziesz skazany na swoje własne kolana i ręce! 

Mario i Ewa się roześmiali. Marco udał, że strzela focha na mnie. Ale gdy go czule pogładziłam po szyi, od razu przestał. Tak, nauczyłam się z nim postępować przez te wszystkie miesiące! 

Możecie mnie teraz zabić, poćwiartować i spalić... 

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za tak długą przerwę!!! I za taki krótki rozdział ;< 

Wasze blogi staram się czytać, przepraszam, że nie komentuję ;< Postaram się to nadrobić podczas Świąt! 

Po prostu nie mam zbytnio czasu. Taka ładna pogoda, ostatnio bardzo dużo spędzam czasu na dworze. Moje życie uległo pozytywnej zmianie. Mam chłopaka ♥ 

Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zajrzy! 

To co? Do następnego! Buziaki :***** 

Od jutra będę się nazywać Lidia Reus. Rozważałam opcję podwójnego nazwiska (Miller-Reus) ale jednak zrezygnowałam. 

Dziś jest słoneczna, ciepła i piękna sobota. Wybrałam się dziś z Łukaszem na basen, aby się nieco odstresować przed jutrem i oderwać myśli od tego. Tak, stresuję się tym wydarzeniem, mimo, iż się z niego cieszę! Tylu ludzi przyjdzie, a ja nie należę do takich, co czują się w tłumie jak ryba w wodzie. Ale cóż... na pewno uda mi się to przeżyć. 

Z mojej rodziny zapewne nikt nie przyjedzie. Wszyscy się odwrócili ode mnie. Wszyscy stoją po stronie mojego fałszywego i zakłamanego ojca. 

Za to rodzina Marco ma zamiar się zjechać na tę uroczystość. Zostali zaproszeni także wszyscy koledzy mojego ukochanego z drużyny, nie pomijając trenera i sztabu szkoleniowego. 

Nastał ten dzień... ósmy czerwca. Gdy tylko otworzyłam oczy, podeszłam lekko zaspana do okna. Dopiero słońce wstaje. Zerknęłam na zegarek - siódma rano. W domu panuje cisza jak makiem zasiał. Wszyscy zapewne jeszcze smacznie śpią... 

- Lidia! Już czas jechać! - z zamyślenia wyrwał mnie głos Ewki. 

Już jestem ubrana w ślubną suknię, odpowiednio uczesana i umalowana. Wyglądam całkiem przyzwoicie. Mam nadzieję, że zrobię dobre wrażenie. Powoli zeszłam na dół, Łukasz, Ewa i Sara już czekali. Sara też została wystrojona przez Ewę, i to na bogato. 

- Lidia, jak ślicznie wyglądasz - powiedziała mała. 

- Dzięki, kochanie - powiedziałam - a Ty jeszcze lepiej! 

- Wszystkie jesteście śliczne! - uśmiechnął się promiennie Łukasz. - Chodźmy! 

Do samochodu Łukasz przyczepił kilka białych balonów. I ruszyliśmy do kościoła, w którym miała odbyć się ceremonia. 

Gdy zobaczyłam tłum stojący przed kościołem, aż poczułam, jak mnie ściska ze stresu. 

- Lidia, nie denerwuj się - powiedziała Ewa, która widocznie wypatrzyła moje nerwy na twarzy. 

- Ten tłum mnie przeraża - odparłam, z lekkim uśmieszkiem. 

Łukasz ledwie znalazł miejsce na zapchanym parkingu. Stała też już limuzyna, którą mieliśmy jechać ze świadkami do USC i potem na wesele. 

Wysiadłam z auta na wpół miękkich nogach. Gdy powoli zmierzaliśmy w kierunku kościoła, zobaczyłam znajome auto. To Marco przyjechał z Mario. 

- Spokojnie, Lidka, spokojnie... - powtarzałam sobie w myślach. 

3 tygodnie nieobecności - mam nadzieję, że mi wybaczycie...

Ale już wcześniej wspominałam, jak to jest z moim czasem. Oprócz szkoły jeszcze te problemy ze zdrowiem... 

Na szczęście praktycznie cały przyszły tydzień mam wolny, tylko w czwartek idę do szkoły. Wreszcie trochę zregeneruję siły. :) I może postaram się skrobnąć coś na drugim blogu, skomentować Wasze blogi, bo z tym ostatnio to kiepsko było. 

Co do powyższego rozdziału - mam nadzieję, że choć trochę się podoba. 

To co? Nie zanudzam dłużej! Do następnego! 

Przepełnieni radością, siedzieliśmy sobie w ogrodzie, popijając sok pomarańczowy. Myślałam, że właśnie tak spędzimy ten wieczór, ale Marco wpadł na pomysł.

- Chodź, odwiedzimy Mario na treningu - zaproponował. - Chcę go zobaczyć w akcji.

- Przecież już widziałeś setki razy - powiedziałam.

- Ale chcę jeszcze raz! - zaśmiał się. 

- Niech będzie - powiedziałam. Po dziesięciu minutach opuściliśmy dom, i udaliśmy się do klubu karate. 

Na ławkach siedziało kilku gości, którzy tak jak my przyszli podglądnąć kogoś. Mario akurat zajęty był biciem się z jakimś chłopakiem, który na oko był w jego wieku. Wbiłam w nich wzrok. Mario wyraźnie był lepszy. Przysiedliśmy sobie na ławce i obserwowaliśmy poczynania karateków i karateczek. Po jakichś dziesięciu minutach Mario, zobaczywszy nas, podszedł do nas się przywitać. 

- Cześć Wam - powiedział, i wziął kilka łyków napoju izotonicznego. 

- Cześć - powiedziałam - naprawdę nieźle Ci idzie! 

- E tam - Mario machnął ręką. - Jeszcze szału nie ma. 

- Jest potencjał - Marco poklepał po plecach Mario. - Wszyscy już to widzą! 

- Przestań, bo jeszcze sodówka uderzy mi do głowy - zaśmiał się nasz rozmówca. 

- Komu jak komu, ale Tobie to nie grozi - powiedziałam. 

- Czy ja wiem - Mario wzruszył ramionami. - Mam pięć minut na odpoczynek. 

- Mamy wesołą wiadomość - powiedział Marco, wyszczerzył się do mnie. - Lidia, mów. 

- Jestem w ciąży - powiedziałam, z lekkim zaskoczeniem, nie uzgadnialiśmy, że powiem to Mario właśnie na treningu. Ale mogłam się w sumie tego po Marco spodziewać! 

- Serio? - Mario wytrzeszczył oczy. - To wspaniale! Gratuluję! Będę wujkiem - dodał z uśmiechem. 

Mario po odpoczynku znów poszedł ćwiczyć. Trochę z początku dziwnie było patrzeć na Mario bijącego się, a nie kopiącego piłkę. A pamiętam, jak jeszcze grał w Borussii. Niesamowite, jak to życie może się zmienić... 

W moim przypadku mogę powiedzieć tak samo. Moje życie po wyjeździe do Dortmundu zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. 

Popatrzyliśmy jeszcze trochę, po czym postanowiliśmy wracać. Szliśmy wolnym, spacerowym krokiem, ciesząc się ładną pogodą. 

Krótkie i nudne jak flaki z olejem... Nie dam rady dziś dłuższego napisać :< 

Mam nadzieję, że następny wyjdzie mi lepszy. 

Mało mam czasu na pisanie, nawet w weekendy -.- Jeszcze się przeziębiłam do tego... 

Mam nadzieję, że nie rozszarpiecie mnie na strzępy za tak długą nieobecność :) 

To co tu dłużej pisać? Do następnego! ;* 
Sprache auswählen Deutsch Afrikaans Albanisch Amharisch Arabisch Armenisch Aserbaidschanisch Assamesisch Aymara Bambara Baskisch Belarussisch Bengalisch Bhojpuri Birmanisch Bosnisch Bulgarisch Cebuano Chichewa Chinesisch (traditionell) Chinesisch (vereinfacht) Dänisch Dhivehi Dogri Englisch Esperanto Estnisch Ewe Filipino Finnisch Französisch Friesisch Galizisch Georgisch Griechisch Guarani Gujarati Haitianisch Hausa Hawaiisch Hebräisch Hindi Hmong Igbo Ilokano Indonesisch Irisch Isländisch Italienisch Japanisch Javanisch Jiddisch Kannada Kasachisch Katalanisch Khmer Kinyarwanda Kirgisisch Konkani Koreanisch Korsisch Krio Kroatisch Kurdisch (Kurmandschi) Kurdisch (Sorani) Lao Lateinisch Lettisch Lingala Litauisch Luganda Luxemburgisch Maithili Malagasy Malayalam Malaysisch Maltesisch Maori Marathi Mazedonisch Meitei (Manipuri) Mizo Mongolisch Nepalesisch Niederländisch Norwegisch Odia (Oriya) Oromo Paschtu Persisch Portugiesisch Punjabi Quechua Rumänisch Russisch Samoanisch Sanskrit Schottisch-Gälisch Schwedisch Sepedi Serbisch Sesotho Shona Sindhi Singhalesisch Slowakisch Slowenisch Somali Spanisch Sundanesisch Swahili Tadschikisch Tamil Tatarisch Telugu Thailändisch Tigrinya Tschechisch Tsonga Türkisch Turkmenisch Twi Uigurisch Ukrainisch Ungarisch Urdu Usbekisch Vietnamesisch Walisisch Xhosa Yoruba Zulu

Motyw Okno obrazu. Autor obrazów motywu: Josh Peterson. Obsługiwane przez usługę Blogger .



Dulce:
Odkąd wróciłam do Meksyku, minęły dwa miesiące. Jestem bardzo szczęśliwa z Uckerem i naszą córką. W końcu jesteśmy prawdziwą rodziną. Do Esperanzy pomału dociera to, co się dzieje i zaczyna traktować Uckera jak ojca i tak też go nazywać. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo... Myślę, że to dzięki temu, że miała jakieś pojęcie o tym, że Pablo nie jest jej prawdziwym ojcem i miała ten fakt na uwadze. Bez większego problemu pojęła, że jest córką Christophera, choć dosyć często wypytuje o Pabla. No jakby nie patrzeć, on dotąd ją wychowywał i pełnił rolę jej ojca, co wychodziło mu nawet nieźle. On ją naprawdę pokochał i zawsze jak dzwoni, to pyta się o nią i mówi, że tęskni. Tak, nie przestał do mnie wydzwaniać, ale już nieco rzadziej i nie gada takich bzdur typu "zostaw go, bo i tak znowu nic z tego nie będzie... Będziesz tylko cierpieć..." Poszedł w inną stronę i postanowił po prostu życzyć nam szczęścia i wyznawać mi miłość nieco dyskretniej. Mam nadzieję, że kiedyś mu całkiem przejdzie i zacznie mnie traktować jak przyjaciółkę, bo ja go strasznie lubię i nie chcę go stracić, ale nie mogę być z nim w bliskich relacjach, kiedy on mnie kocha. Błagam, niech on sobie znajdzie kobietę... Czekam na to i życzę mu z całego serca, żeby ktoś dał mu szczęście, jakiego ja dać nie mogłam. Jednak cieszy mnie fakt, że mimo wszystko się nie załamał, nie pije i normalnie funkcjonuje, pracuje i w ogóle. Tylko mój Uckerek jest zdolny do takich rzeczy...
No właśnie, wracając do niego i całej reszty mojego bliskiego otoczenia... Wiem, że on tak samo jak ja jest bardzo szczęśliwy w tym związku i podoba mu się nasze życie rodzinne. Jednak jest coś, co doprowadza go do smutku... Brak kontaktu z przyjaciółmi. Nie raz mówił, że tęskni za Ann i Poncho, ale nie wie, co z tym zrobić. No cóż... On już czasem taki jest, że nie potrafi wziąć spraw w swoje ręce i rozwiązać problemu. Nie mogłam patrzeć, jak smuci go ta sytuacja, więc postanowiłam mu trochę pomóc. Kiedy nie było go w domu, zadzwoniłam do Poncha, bo poprzedniej nocy znalazłam jego numer w telefonie Uckera, kiedy on już spał. Był bardzo zdziwiony moim telefonem, ale umówiliśmy się na kawę, miał trzymać to w tajemnicy i nie mówić Anahi. Spotkaliśmy się jeszcze tego samego dnia w kawiarni niedaleko naszego domu. Po krótkim przybliżeniu mu historii mojej i Uckera, czyli jak to się stało, że tu jestem, weszliśmy na konkretny temat:
-O czym właściwie chciałaś rozmawiać? Przecież nigdy nie byliśmy przyjaciółmi...- zapytał Poncho, domyślając się, że mam jakąś sprawę.
-No tak i właściwie robię to dla Uckera... On bardzo tęskni za Tobą i tą głupią Blondi. Chciałby odnowić waszą przyjaźń, ale nie wie, jak się do tego zabrać. Zresztą znasz go, ma czasem trudności z komunikacją... Dlatego jestem tu, żeby mu pomóc odzyskać przyjaciół, bo on tego potrzebuje do pełni szczęścia.- wyjaśniłam.
-Kochana jesteś...- stwierdził z uśmiechem. -Gdyby Ann tak się o mnie troszczyła...- dodał po chwili ze smutkiem.
-Chciałbyś? Słyszałam, że łączy Was tylko dziecko...
-No niby tak, ale właśnie o to chodzi... Taki związek jest strasznie męczący i wolałbym być z nią na normalnych warunkach, jak małżeństwo, a nie obcy ludzie. To jest naprawdę okropne... Gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądało, to nigdy w życiu bym się na to nie zdobył.
-Dużo się kłócicie?- swoją drogą zaskakujące, że on mi się zwierza z życia prywatnego.
-Nie, tu nie chodzi o kłótnie. Wręcz przeciwnie, jesteśmy w obojętnych relacjach, a to jeszcze gorsze. Kiedyś się wykończę przez tą rutynę i brak miłości w domu. A najgorsze, że chcę być wobec niej w porządku i jestem jej wierny. Poważnie, nigdy w życiu jej nie zdradziłem, mimo że nasze małżeństwo to farsa.- to mnie zszokowało, wierność w małżeństwie jedynie na papierku, a jednak się da!
-Wow, podziwiam Cię. A powiedz mi jedną, dla mnie dość ważną rzecz... Czy ta twoja boska żonka przestała kochać się w Uckerku?
-Wiedziałem, że o to zapytasz... Nie jestem pewien. Kiedy na ten temat cudem rozmawiamy, to mówi tylko, że brakuje jej tych czasów, kiedy się przyjaźnili, ale nie wiem, czy już nie chciałaby czegoś więcej. A co, wolisz się upewnić, zanim naprawisz nasze kontakty z Uckerem?
-No można tak powiedzieć... Nie no i tak bym to zrobiła, dla Uckera jestem w stanie się poświęcić. Dobra, a teraz konkretne pytanie: Czy Tobie go brakuje tak jak jemu Ciebie?
-Tak, bo w sumie nasza przyjaźń zakończyła się w najmniej odpowiednim momencie. Wtedy potrzebowaliśmy siebie nawzajem, swojej pomocy i wsparcia. Wiesz, ta sprawa z Amadorem mocno nas do siebie zbliżyła, a później nagle on był z Ann, a ona nie chciała mnie znać, przez co rzadko się widywaliśmy. A potem okazało się, że dziecko tej wariatki jest moje, no i jakoś tak wyszło, że w konfrontacji Ucker-Anahi stanąłem po jej stronie, zostając jej mężem i niestety całkiem straciłem przyjaciela. Teraz jesteśmy tylko na "cześć, co tam?" i niewiele ma to wspólnego z tym, co było kiedyś. Oczywiście, że mi go brakuje, bo był ws
Zona czeka na mnie
Branie od tylu pieknej dupy
Bolący seks

Report Page