Wyliżę ci ją centymetr po centymetrze

Wyliżę ci ją centymetr po centymetrze




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Wyliżę ci ją centymetr po centymetrze
Poradnik pisania – ćwiczenie 1 przez Tomasz Węcki 9 grudnia 2013 24 maja 2014 149 komentarzy

149 komentarzy do “Poradnik pisania – ćwiczenie 1”
Kluczem do doskonalenia rzemiosła pisarskiego jest praktyka. Chcesz dobrze pisać, musisz przede wszystkim robić to często. Nie ma od tego wyjątków – nawet niewiarygodnie uzdolnieni ludzie muszą szlifować język, inaczej stępieje. Żeby pomóc Ci w zdobyciu tej praktyki, będziemy regularnie publikować ćwiczenia, które są dobrym pretekstem do zapisania paru słów i opowiedzenia czegoś po swojemu. W tym poście znajdziesz ćwiczenie nr 1 .
Obsługa ćwiczeń pisarskich jest prosta. Zacznij od przeczytania krótkiej notki , zapisanej kursywą na końcu każdego posta z tej serii. Zastanów się nad przedstawioną sytuacją, pomyśl, z czym Ci się to wszystko kojarzy. Czy możesz dorzucić coś od siebie? Czy przydarzyło Ci się kiedyś coś podobnego? A może przyszła Ci do głowy osoba, bohater, który idealnie pasuje do przykładu? Gdy masz już w głowie obraz, ideę zdatną do zapisania, przelej wszystko na papier (albo na ekran komputera). W trakcie pisania zastanów się nad doborem odpowiedniej frazy i ułożeniem opowieści w ciekawym rytmie.
Tekst, który stworzysz, nie musi być długi. Wystarczy nawet jeden akapit. Możesz go pomyśleć jako część większej całości (niechby i całej książki Twojego autorstwa!), ale nie musisz tego robić. Może być to zwarta opowieść, taka, co się zgrabnie zaczyna i kończy z puentą. Może to być też wyrwany z kontekstu opis lub dialog. Najważniejsze, żeby był Twój, napisany po Twojemu i wedle Twojego widzimisię.
Pamiętaj: ćwiczenie jest po to, żeby rozruszać mózg i „przypakować masę” w tych jego rejonach, które odpowiadają za pisanie. Jego celem jest też dostarczyć Ci inspiracji i powodu do tworzenia.
A, i jeszcze jedno – Spisek pisarzy ma cały dział, Poradnik pisania , poświęcony temu, jak pisać. Jeśli czujesz, że potrzebujesz dodatkowej pomocy, przeczytaj artykuły, które pojawiły się dotychczas. Nie zapomnij też zapoznać się z innymi ćwiczeniami .
Trwa bitwa, ludzie umierają, krwawią, cierpią. Każdej sekundy ktoś zwycięża, a ktoś inny traci życie. Twój bohater jest w samym środku, otoczony przez wrogów. Dlaczego tam się znalazł? O co walczy i z kim? Czy ktoś mu pomaga, czy jest zupełnie samotny? To sprawa osobista czy interes? Zabija dla ideałów czy z konieczności? Co czuje, co widzi i słyszy? No i wreszcie – ma szanse wyjść z tego cało, czy zginie?
Jeżeli chcesz się z kimś podzielić tekstami, które powstały podczas ćwiczeń, zachęcam do wrzucania ich w komentarze pod postem. Jeśli wyszedł Ci dłuższy kawałek, możesz go umieścić na Forum . Z chęcią przeczytam i, jeśli dam radę, podzielę się uwagami.
Foto: mpclemens / Foter.com / CC BY
Jest ciemno. Potykam się o ludzkie ścierwo. Mężczyzna w drogim garniturze leży bez życia, wygięty w groteskowej pozie. Pozostałych pięciu również ma na sobie ekskluzywne, eleganckie ciuchy, zmienione w ubabrane krwią łachmany. „Biznesmeni”, handlarze ludzkim zepsuciem. Żadnego z nich nie można nazwać niewinnym. Nie żal mi ich, wszyscy zasłużyli na ten los. Podpieram się o ścianę i idę dalej trzymając się za przestrzelone ramię. Wyliżę się. Zawsze się wylizuje. Podchodzę do ledwie dyszącego łysola. Twarz ma zalaną krwią, a jego krtań podnosi się i opada w chaotycznej walce o przedłużenie życia. Patrzy na mnie swoimi pustymi oczami, w których widać jedynie błaganie o śmierć. Strzelam. Na środku jego czoła pozostaje ślad miłosierdzia. Spoczywa w spokoju. On mnie nie interesuje. Szukam wzrokiem mojego celu. Odwracam leżącego twarzą do ziemi byczka – to nie on. Idę dalej. I wreszcie go widzę. Jeszcze żyje. On także mnie zauważył. Jest spanikowany. Prawą ręką próbuje zatamować wylewające się z brzucha flaki, drżącą lewą wyciąga niczym wędkę po leżącą dwa metry dalej broń. Nie może jej sięgnąć. Serce wali mi jak młot. Nogą przesuwam pistolet jeszcze metr dalej. Zastanawiam się, czy chciał strzelić do mnie, czy skrócić swoje męki. Tacy jak on zawsze chcą mieć ostatnie słowo. Przyglądam się dokładniej jego ranie – jest bez szans. Wyszło idealnie. Nic nie przywróci życia mojemu bratu, ale czuję się lepiej, spokojniej. Mówią, że zemsta nie jest rozwiązaniem. Gówno wiedzą. Pochylam się nad tym pogardy godnym workiem mięsa. Szepczę mu do ucha ostatnie słowa: – Miłego dnia. I wychodzę. Z trudem popycham barkiem ciężkie drewniane drzwi. Słońce mnie oślepia. Rześkie poranne powietrze przyjemnie drażni policzki. Ręką krwawi jak szalona. Czuję się świetnie.
Ej, niezłe. Będę musiał dodać przycisk „Like” do komentarzy, żeby lajkować takie jak ten.
A co do uwag… no cóż, parę rzeczy można poprawić:
– Podzielenie tego tekstu na akapity sprawiłoby, że byłby bardziej dynamiczny. Jeżeli problemem była metoda wstawiania komentarzy na naszym blogu, musisz mi wybaczyć, ale jeśli taka zbita forma była Twoim zamysłem – lepiej ją rozproszyć.
– Więcej pokazuj, mniej opowiadaj. Np. ten fragment: „Szukam wzrokiem mojego celu. (…) I wreszcie go widzę. Jeszcze żyje. On także mnie zauważył. Jest spanikowany.” Większe wrażenie zrobisz, jeśli pokażesz reakcję celu, a całą sytuację przedstawisz odwołując się do wrażeń zmysłowych. Niewielu czytelników chce dostać od razu morałem prosto w twarz – większość woli samodzielnie wyciągnąć wnioski z tego, co widzi i czuje bohater. Nie walcz z nimi; daj im to, czego chcą. Nie wiem, mógłbyś to na przykład tak opisać: „Jedno z ciał ciągle żyje. Masywy tułów przewala się na bok, a twarz odwraca w moją stronę. Maska krwi skrywa ciężkie rysy, ale rozpoznaję ten połamany nos, rozpoznaję te szramy na gębie – to on! Patrzymy sobie nawzajem w oczy i wreszcie zrozumienie rozlewa się na jego paszczy. Teraz to ja jestem łowczym, a on zwierzyną.”
– Staraj się pisać ekonomicznie. Np. zdanie „Pochylam się nad tym pogardy godnym workiem mięsa” to zbytek łaski. To samo możesz powiedzieć zdaniem „Pochylam się nad tym worem mięcha” – pogardę widać i tak. Ekonomiczność stylu wykracza zresztą poza ramy samego zdania. Nie musisz powtarzać rzeczy, które już wynikają z tego, co zostało powiedziane. Np. „Strzelam. Na środku jego czoła pozostaje ślad miłosierdzia. Spoczywa w spokoju.” Wiadomo, że spoczywa w pokoju, jak ma dziurę w głowie. Ergo: po napisaniu sprawdzaj, które słowa i zdania możesz spokojnie wyrzucić. Im mniej słów ostatecznie użyjesz, tym większe znaczenie będą miały te, które zostaną.
– Mów przede wszystkim o tym, co ma znaczenie dla opowieści. Unikaj zbędnych informacji. W tym fragmencie nie widzę akurat dużego z tym problemu, ale np. zdania „Wyliżę się. Zawsze się wylizuje” jakoś mnie rażą. Czytelnik dowiaduje się najpierw, że bohater jest ranny. Czytelnik ma więc powód, żeby obawiać się o przyszłość bohatera. Ale wtedy mówisz, że nie ma po co, bo bohater się wyliże i zawsze się wylizuje, więc luz. A na koniec czytelnik czyta, że bohater czuje się świetnie pomimo okropnej rany, która krwawi jak szalona. To jak to w końcu z tą raną jest? Nadmiarem informacji (do tego zbędnych) psujesz sobie tylko zakończenie.
OK, tyle moich trzech groszy. Ogólnie – twórz więcej i ćwicz dalej. Widzę tu potencjał na sprawnego pisarza.
Dzięki za odpowiedź. Tekst powstał ekspresowo, pod wpływem impulsu i stąd między innymi ta niezbyt przystępna forma. Trudno nie zgodzić się z twoimi uwagami. Natomiast jeśli chodzi o fragment z raną, chodziło mi o to, że bohater początkowo bagatelizuje swoje obrażenia, gdyż jest zajęty szukaniem mordercy brata. A czuje się świetnie, bo wie że znienawidzony typ jeszcze sporo wycierpi przed śmiercią (nie dobija go). KJK
Ahhhh, szkoda, że tak późno trafiłam na stronę taką jak ta. Ćwiczenie wykonane w tempie szybkim, ale chcę się jeszcze dziś zająć ćwiczeniem drugim. Pozdrawiam i proszę o porady/uwagi
Rozejrzał się dookoła siebie. Żadnej znajomej twarzy, nikogo, kto mógłby osłaniać jego plecy w trakcie najbliższych kilku minut. Westchnął, próbując uspokoić drżące ręce. Nie wiedział, jak długo przyjdzie mu jeszcze walczyć. Złapał mocniej rękojeść miecza, oparł się stabilniej nogami o podłoże. Chciał krzyczeć, ale nikt i tak by go nie usłyszał w wszechogarniającym chaosie walki. Czekał aż zaczną. Nieważne, z której strony, szanse na wyjście z tej sytuacji żywym były najwyżej nikłe. Ktoś mu kiedyś powiedział, że wojna, to tylko zbiór wielu toczących się w jednym momencie pojedynków. Jego wrogowie musieli wychodzić z tego samego założenia. Wciąż był otoczony, to prawda, ale do ataku przymierzył się tylko jeden z nich. Machał bronią szybko i bez pomyślunku. Jednak Amythiel był już zmęczony walką, miał dość zapachu krwi, jego ciało przestało poruszać się instynktownie. Otrzeźwił go ból rozrywanego ramienia. To był idealny moment. Pchnął mieczem wprost w trzewia drugiego. Na twarzy młodzieńca zarysowało się przerażenie, a następnie spokój. Odsuwając jego martwe ciało od siebie, Amythiel pomyślał: „Już wkrótce spotkamy się w piekle.”. Popatrzył dalej po otaczających go żołnierzach. Nikt więcej się nie poruszył. Na co czekali? Dobrze przecież wiedzieli, że odkąd jego władca zginął, nic nie ma już znaczenia. Nie wiedział po co ani dlaczego walczy. Mogli skończyć to szybko. – Rycerzu. Powiedz nam, o co walczysz? – spytał jeden, o posępnym głosie, który wydał się mu dziwnie znajomy. Mężczyzna podniósł na niego wzrok. – Nie wiem. Teraz chyba o życie. Czuł, jak krew cieknie mu po ramieniu i wsiąka w odzież. Przestał słyszeć, co do niego mówią, przestał myśleć o tym, co się może wydarzyć. Zamiast tego rzeczywiście zastanowił się nad tym, dlaczego tu jest i gdzie są jego przyjaciele. Odpowiedź przyszła wraz ze strzałą, przeszywającą jego klatkę piersiową. Był tu, bo tak chciał władca. Był tu, bo potrzebował pieniędzy, by zapomnieć o przeszłości. A jego przyjaciele… Przecież najemnicy nie miewają przyjaciół.
Widać, że umiesz opowiadać i sprawnie ubierać myśli w słowa – pod tym względem to z pewnością dobry tekst. Mam jednak wrażenie, że w pewnym momencie szwankuje najpierw rytm, a potem sypie się konstrukcja. Po kolei.
Najpierw rytm, w tym fragmencie: „Jednak Amythiel był już zmęczony walką, miał dość zapachu krwi, jego ciało przestało poruszać się instynktownie. Otrzeźwił go ból rozrywanego ramienia. To był idealny moment. Pchnął mieczem wprost w trzewia drugiego.”
Zakładam, że Amythiel to główny bohater fragmentu. Rozumiem z tego wszystkiego tyle, że bohater jest na początku zmęczony, ergo – że nie ma przewagi, że czeka go ciężka walka. Potwierdzasz te przypuszczenia wspominając o ranie, i o tym, że to właśnie ona bohatera budzi. I nagle jebs – momentalnie mamy idealny moment i zwycięski cios bohatera. Ciężko mi to sobie wyobrazić, a co gorsza, jako czytelnik mam mętlik. Co się stało? To był zmęczony i półprzytomny (że aż się musiał „budzić”?), czy to jakaś ściema? A może on ma takie odruchy nadludzkie, że instynkt szarpie jego ciałem nawet jak umysł ledwo zipie? No nie wiem, nie dało się niczego więcej wyczytać. Dla mnie to zbyt chwiejny rytm, nagłe przejście od podkreślania słabości bohatera do niespodziewanego i zbyt zaskakującego zwycięstwa.
Później – konstrukcyjnie – tylko gorzej. Żołnierze, choć wcześniej zaabsorbowani własnymi pojedynkami, nagle wszyscy stają i patrzą na bohatera. Co się w zasadzie stało, że taki obrót spraw? I w trakcie tej całej bitwy nagle ktoś pyta bohatera, po co walczy? No ej, pyta go?! Powinien wrzeszczeć mu w twarz „Bóg ze mną!” i walić toporem, sugerując tym samym, że bóg z kim jak z kim, ale z bohaterem to sztamy na pewno nie trzyma. Tymczasem mamy zamiast tego kulturalną rozmowę.
Bardzo prawdopodobne, że całe to zamieszanie wynika właśnie z tego, że tekst był napisany na szybko – i stąd moja rada, żeby jednak tak nie pisać. Bo ogólnie, moim zdaniem, język masz bardzo dobry. Spokojnie z jego pomocą możesz tworzyć arcydzieła i bestsellery. Poćwiczyć jednak warto umiejętność konstruowania opowieści, żeby była jasna i spójna. Na początek dobrym wyjściem jest po prostu planowanie z wyprzedzeniem tego, co chce się napisać. Np. dzięki liście punktów, liniowo wyliczających co dzieje się po czym, w logicznej kolejności.
Czarnowłosy młody mężczyzna stoi w pustym zniszczonym przez niezliczone kule i spadające bomby domu. Od tych maniaków opętanych wyuzdaną wizją Boga przez ich proroka, dzieli go tylko betonowa ściana . Czemu tu był? Czemu nadal walczył? Czy to ma sens? Oczywiście że ma, jest nim blond włosy Anioł uwieziony dwadzieścia metrów dalej w wielkim gotyckim zamku, który nie został złamany przez nowoczesną palną broń używaną jak zabawka w rękach chorych ludzi. Czekała tam na niego, wiedziała że przybędzie po nią choć drżała na myśl o jego bezpieczeństwie. A on? Pragnął tylko wyrwać ją z rąk osób, które miały ją za idealny prezent dla swego stwórcy. Wiedział, że może nie przeżyć, ale jej wolność, jej szczęście były dla niego najważniejsze. Tak Jin kochał Karinę całym swoim jestestwem, całym sercem i był gotów oddać za nią życie .
Dookoła rozlegają się okrzyki – AAAGhhrrrR! Zabić to ścierwo! Giń! Zdychaj! W kręgu stoją rycerze. Bronią się przed hordą dziwnych stworzeń, które przypominają ni to orki, ni to minotaury. W każdym razie nie są to ludzie. Chyba nie…. Stalowi rycerze, ze złotym smokiem na tarczach, stoją ramię w ramię. Ten walczy toporem, ten mieczem, a inny włócznią. Każdy zabił już chyba ze 30 tych, hmm.., stworzeń, ale kolejne szeregi nacieraja na tą ostatnią grupkę skupioną wokół księcia Haralda. – Niepotrzebnie pchałem się do tej bitwy. Trzeba było słuchać doradców. Gdzież oni są teraz? Przygnieceni zwałami trupów…. Zbezczeszczone i obrabowane zwłoki…. Mózg wdeptany w błoto. Fortuna odwróciła się ode mnie…. Moi rycerze nie zabili mnie tylko dlatego, że są zajęci walką. Walczą już nie o honor, nie o sławę, nie o swojego księcia ale o życie. Chociaż wiedzą, że na niewolę liczyć nie można… Walczą aby zginąć jak przystało na wojownika. Trubadurzy będą o nich spiewać pieśni, ich męstwo sławić będą poeci.. ciekawe ci napiszą o mnie.. Głupi książe Harald, co szukał łatwej sławy, powiódł na śmierć swe najlepsze oddziały albo: pierwszy do wypitki, do ksiąg ostatni, zginął na bagnach, płacza po nim dziatki Czy to koniec? Tak miałby skończyć życie książe Harald? O nie! Jeśli już mam przejść do historii, to w glorii bohatera! Naprzód! Na nich! Do bojagrhsrhhsas – strzała przeszyła gardło księcia Haralda… – Stop kamera! No panowie, walczcie jakoś energiczniej. Grajcie więcej twarzą, ja chcę widzieć zdeterminowanie, wściekłość, barbarzyństwo! Pan z łbem byka, do charakteryzacji. Dajcie tu jakiegoś zmiennika. No jeszcze raz. – Szefie, może chwila przerwy? – Dobrze Stasiu, tylko wyjmij se te strzałę z gardła, bo przestraszysz panią Jadzię z bufetu. – Spoko. – gdzie jest scenarzysta? Chodź tu pan. Nie można jakoś zmienic tego monologu Harolda. Taki trochę pompatyczny, ale tak w negatywnym znaczeniu. Bo ja na przykład zrobiłbym to tak….
Stała w ciemnym korytarzu. Bała się otworzyć drzwi. Wiedziała, że ta wojna trwa od dawna. Tylko kto ma rację? – zapytała własnych myśli. Za dużo widziałam już cierpienia i bólu. Ten dzień kiedyś nadejdzie, tylko czy to już dziś?
Nie wiedziała dlaczego znalazła się akurat tutaj, akurat teraz. Nogi zaprowadziły ją na Krańcową 6. Niski budynek w nieciekawej dzielnicy małego miasta. Szara, smutna, wyludniona okolica. Kiedyś był tu hotel pracowniczy, jednak po upadku fabryki popadł w ruinę i dziś budynek zamieszkiwali bezdomni. Nie wiedziała po co tu przyszła, choć przeczuwała najgorsze. Weszła na trzecie piętro. Obskurne ściany i zapach stęchlizny wzbudzał w niej odrazę. W budynku panowała niepokojąca cisza. Coś zaprowadziło ją pod drzwi z numerem 18. W swoim życiu widziała już wiele. Naciskając klamkę, wyobrażała sobie co może ją spotkać za drzwiami. Wstrzymała oddech, zmrużyła oczy i weszła do pokoju. Obraz, który zobaczyła, przeraził ją bardziej niż jej własna wyobraźnia. Stała przez chwilę nieruchomo i obserwowała otoczenie. Wszędzie widziała śmierć. Serca porozrzucane po podłodze. Twarze powykrzywiane w grymasie bólu. Krwawe łzy jeszcze spływały po sinych policzkach. Co tu się stało? Zastanawiała się. Podeszła do okna w nadziei, że światło dnia choć trochę złagodzi ten makabryczny obraz. Pociągnęła za zasłonę i odskoczyła z przerażenia. W pierwszej sekundzie oślepiło ją słońce. Chwilę później na szybie ujrzała napis: „WYGRAŁEM”. Krzyknęła. To niemożliwe – powiedziała. Niemożliwe!
Przez chwilę zastanawiała się czy to na pewno on. Czy w ten sposób chce jej dać do zrozumienia, że to on wygra tę wojnę? Czy to może zwykły przypadek, że znalazła się właśnie tu? W głowie miała mętlik. Rozejrzała się szybko po pokoju w poszukiwaniu wroga. Nikogo nie było -spóźniła się. Wsłuchiwała się w ciszę, w nadziei, że usłyszy czyjś oddech. Ktoś musiał przeżyć! Biegała od jednego ciała do drugiego. Nasłuchiwała, krzyczała. Nie mogła w to uwierzyć. Została sama. Ktoś musiał widzieć, ktoś musi powiedzieć, ktoś… szeptała do siebie. Wiedziała, że to się kiedyś wydarzy, jednak od lat modliła się, by ten dzień nigdy nie nadszedł. Nie wiedziała, czy jest gotowa. Uczyła się od lat, wypełniała wszystkie otrzymane instrukcje. Od lat dopatrywała się znaków, obserwowała świat. – Zrobiłam wszystko tak jak mówiłeś, krzyknęła.
Roztrzęsiona wybiegła z budynku, rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że została sama. Nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. Sama. Obawiała się najgorszego. W miasteczku panowała przerażająca cisza. Zaczęła się zastanawiać, czy zostali zabici tylko lokatorzy hotelu, czy zamordował wszystkich mieszkańców miasteczka. To tylko pokaz jego możliwości, czy pierwsza walka? Przegrała, czy tylko próbuje ją przestraszyć? Znała swoje zadanie – musiała zająć się zmianą. Była odważna, jednak zdawała sobie sprawę, że przeciwnik jest silny. Nie poddam się, słyszysz? Nie poddam! – krzyknęła najgłośniej jak potrafiła. Wiedziała, że wojna właśnie się zaczęła. Muszę odnaleźć Greya- pomyślała, on na pewno ma broń.
Cześć, bardzo mi się podoba pomysł bloga :). Wczoraj tu trafiłem i od razu spisałem co mi przyszło do głowy.
Wciskam twarz jeszcze głębiej w ślady czyichś butów. Zapach wilgotnej ziemi zagłusza nieludzki hałas bitwy. Zupełnie tak, jakby wtulając się w rzadkie kępki suchej trawy można było uciec od koszmaru. Taki niespodziewany powrót do dzieciństwa, kiedy głowa pod poduszką dawała miłą świadomość bezpieczeństwa i ochrony przed potworami z ciemnego kąta pokoju.
Dziwna perspektywa zmienia malutkie listki w giganty tropikalnej dżungli i oszukuje mózg, pozwalając przez chwilę wierzyć, że można schronić się bezpiecznie między ogromnymi grudkami ziemi. Ten zapach sprawia, że iluzja staje się nad nadspodziewanie kompletna i nawet przerażający krzyk Andrzeja wydaje się coraz mniej realny.
Krzyk. Zasnąłem na chwilę? Niemożliwe, nie tutaj. Raczej jakiś program w mojej głowie próbuje mnie odciąć od rzeczywistości przekraczającej jakiś miliony lat temu głęboko zapisany próg alarmowy. Ale ja nie mogę mu ulec. Już nie okładamy się kijami. Teraz Śmierć dostała do ręki nowe zabawki i bije rekordy skuteczności. Jeden drobny ruch palca i ułamek sekundy później kolejny ktoś zmienia się w coś. Nie, dysocjacja już się nie sprawdza, trzeba się skupić.
Niech krzyczy, może lżej mu będzie. Przecież nie wie, że nikt nie słyszy. Nikt oprócz mnie, ale moim celem jest teraz płytki dół jakieś dziesięć metrów przede mną. Tam odpocznę na chwilę i spróbuję pozbierać w sobie resztki nienawiści, konieczne do przetrwania tej walki. Nienawiść to najbardziej kaloryczne paliwo wojny. Bez niej nie podniósłbym się dzisiaj rano z ziemi, nie zrobiłbym nawet jednego kroku. Tu w piekle pieniądze to tylko puste liczby, zupełnie się nie liczą. Może były ważne kiedyś, wieki temu, zanim pierwszy raz padłem twarzą w błoto jakiejś łąki pośrodku niczego i zacząłem modlić się do nieistniejącego Boga. Potem została już tylko nienawiść. Gdzieś tam rośnie stan mojego konta, ale w tej chwili wydaje się to tak absurdalne, że nie mogę powstrzymać śmiechu.
Tych kilka
Wyjątkowo skoczna mamuśka
Chciała ostrego seksu to go dostanie
Czarna mamba dostaje spermą w twarz

Report Page