Wstawione lesby

Wstawione lesby




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Wstawione lesby
Definition from Wiktionary, the free dictionary
wstawiony ( comparative bardziej wstawiony , superlative najbardziej wstawiony )




Muchamore Robert - 11 - Bandyci

Home
Muchamore Robert - 11 - Bandyci



Robert Muchamore Bandyci Cherub 11 Tłumaczenie Bartłomiej Ulatowski Tytuł oryginalny serii: Cherub CZYM JEST CHERUB? CHERUB to komórka brytyjskiego wy...

Robert Muchamore Bandyci Cherub 11 Tłumaczenie Bartłomiej Ulatowski Tytuł oryginalny serii: Cherub CZYM JEST CHERUB? CHERUB to komórka brytyjskiego wywiadu zatrudniająca agentów w wieku od dziesięciu do siedemnastu lat. Wszyscy cherubini są sierotami zabranymi z domów dziecka i wyszkolonymi na profesjonalnych szpiegów. Mieszkają w tajnym kampusie ukrytym na angielskiej prowincji. JAKI POŻYTEK MA WYWIAD Z DZIECI? Całkiem spory. Ponieważ nikt nie podejrzewa dzieci o udział w tajnych operacjach szpiegowskich, mogą sobie pozwolić na znacznie więcej niż dorośli agenci. KOD KOSZULKOWY Rangę cherubina można rozpoznać po kolorze koszulki, jaką nosi w kampusie. Pomarańczowe są dla gości. Czerwone noszą dzieci, które mieszkają i uczą się w kampusie, ale są jeszcze za małe, by zostać agentami (minimalny wiek to dziesięć lat). Niebieskie są dla nieszczęśników przechodzących torturę studniowego szkolenia podstawowego; szara koszulka oznacza agenta uprawnionego do udziału w operacjach; granatowa jest nagrodą za wyjątkową skuteczność podczas akcji. Laura i James noszą koszulki czarne, przyznawane za znakomite wyniki podczas wielu operacji. Agenci, którzy zakończyli służbę, otrzymują koszulki białe, jakie nosi także część kadry. 1. BARWY The Brigands Motorcycle Club powstał w 1966 roku, założony przez bandytę i rabusia Kurta Oxforda. Klub nie różnił się od innych motocyklowych gangów, jakie powstawały wówczas tuzinami: banda nasrożonych facetów na wielkich maszynach, promieniejących groźbą i straszących normalnych ludzi. Motocyklowi Bandyci nie byli największą grupą tego typu, najbardziej złowrogą ani nawet szczególnie znaną. Wielu sądziło, że śmierć Kurta Oxforda w więziennej strzelaninie w 1969 roku położy kres ich istnieniu, jednak zamiast się rozpaść lub ulec wchłonięciu przez większy klub - „załataniu", jak mówi się w bikerskim slangu - Motocyklowi Bandyci rozwinęli się. Kiedy Kurt Oxford grasował po ulicach Los Angeles na swoim harleyu davidsonie, nigdy by nie uwierzył, że pewnego dnia jego motocyklowy klub będzie miał siedemdziesiąt oddziałów chapterów - rozrzuconych po całych Stanach Zjednoczonych, a do tego sto chapterów za granicą, od Sydney po Skandynawię. W 1985 roku liczebność Bandytów szacowano na pondd trzy tysiące braci (zaprzysiężonych członków z prawem do noszenia na plecach pełnych barw klubu), plus dziesięć razy tyle prospektów1 i niezrze-szonych suporterów1.

1 Prospekt - kandydat na pełnoprawnego członka klubu motocyklowego, w okresie próbnym mający ograniczone prawa i przywileje (przyp. tłum.). 2 Suporter - osoba nienależąca do klubu motocyklowego, ale aktywnie wspierająca jego działalność (przyp. tłum.). Tylko pełnoprawny członek Brigands MC ma prawo do noszenia na plecach godła klubu: haftowanej naszywki przedstawiającej bandytę w pelerynie, dzierżącego strzelbę z odpiłowaną lufą. Fragment W trasie z Kurtem i Bandytami Jane Oxford. Spośród jedenastu brytyjskich chapterów Bandyci z South Devon ustępowali jedynie Londynowi pod względem starszeństwa i zakresu władzy. Siedzibę klubu urządzili w dwóch przerobionych poskrzypujących na wietrze stodołach, stojących na sześciohektarowej działce nieopodal zamożnej części Salcombe. W pogodne dni kamery nadzoru zamontowane wokół blaszanego ogrodzenia mogły zerkać nad drutem kolczastym na jachty milionerów cumujące w marinie poniżej. Dante Scott miał osiem lat i był synem Scotty'ego, wiceprezesa Brigands z South Devon. Był twardym dzieciakiem, który bez wahania rzucał się z pięściami na każdego, kto odważył się drwić z jego wiecznie skołtunionej rudej czupryny. Dante lubił, kiedy tata zabierał go ze sobą do siedziby Bandytów, co zdarzało się głównie w środowe i piątkowe wieczory, kiedy pani Scott jeździła do Plymouth na kursy wieczorowe. Bikerzy grali w bilard, pili, palili trawkę, przeklinali i nie życzyli sobie, by jakieś dzieciaki plątały im się pod nogami. Podwórka siedziby klubu nikt nigdy nie sprzątał i mama Dantego zabraniała mu bawić się wśród potłuczonego szkła i stert poszarpanego metalu, ale nigdy nie stało mu się tam nic złego, zresztą Scotty nie miał nic przeciwko temu, byle malec zajmował się sobą i nie zawracał głowy starszym. Dante siadał za kierownicą rozbitego forda i wyobrażał sobie, że prowadzi, albo budował skocznię z nadgniłych kawałków drewna i spuszczał na nią z górki aluminiowe beczki po piwie. Na ogół w siedzibie były też inne dzieci. Teren wokół stodół był zbyt pochyły na piłkę, bawili się więc w chowanego albo berka, który sprawiał największą frajdę, kiedy grało się w ciemności, z latarkami. Ale najfaj-niej było, kiedy przychodził Zgryz i zabierał młodzież na trening bokserski. Żaden z Bandytów raczej nie kojarzył się z pluszowym misiem, ale Zgryz wyglądał przerażająco nawet jak na standardy gangu. Wielki, umięśniony, nosił glany z ostrogami za obcasem i zatłuszczone dżinsy, podtrzymywane paskiem z motocyklowego łańcucha, który w każdej chwili mógł wyrwać ze szlufek i użyć do skatowania na miazgę każdego, kto miał nieszczęście mu podpaść. Ksywki bikerów zwykle miały wydźwięk ironiczny. Mały George miał gabaryty domu, Baryła był chudy jak tyczka, zaś Zgryz nie miał w otworze gębowym niczego prócz miękkich dziąseł i paru poczerniałych trzonowców z tyłu. Nigdy nie opowiadał, jak stracił uzębienie. Zapytany o to pewnego razu przez Dantego mruknął tylko: „Żebyś widział, w jakim stanie był tamten". Zgryz był bramkarzem w klubie nocnym, gdzie dorabiał sobie, handlując narkotykami, ale od dziecka chciał być zawodowym zapaśnikiem. Niekiedy latem udawało mu się załapać na kilka tygodni na posadę trenera na obozie wakacyjnym i kilka razy walczył w telewizji, ale nie należał do grona gwiazdorów z rozkładówek magazynów zapaśniczych, których stosy piętrzyły się w pokoju Dantego.

Zgryz zabierał Dantego i wszystkich innych zainteresowanych chłopców do dużej sali na tyłach większej ze stodół, gdzie znajdował się stary ring bokserski z wypaczoną drewnianą podłogą otoczoną postrzępionymi linami. Nauczył Dantego, jak się boksować, jak wykonywać kopnięcia karate, duszenia i całą masę innych chwytów, o czym chłopcu nie wolno było mówić mamie, bo jak wyraził się tata - dostanie wścieku i skończy się babci sranie. Każdy Bandyta na świecie musiał bywać na środowych spotkaniach w siedzibie nazywanych mszami. Dante uwielbiał mszalne wieczory. Zony i dziewczyny szesnastu braci z chapteru przyrządzały jedzenie i upijały się w barze, podczas gdy ich mężczyźni obradowali w małej przybudówce zwanej kaplicą. W siedzibie zawsze było wtedy dużo dzieci. Przede wszystkim przychodził Joe, syn Fiihrera, prezesa chapteru South Devon. Dante i Joe chodzili do drugiej klasy w tej samej podstawówce i byli dobrymi kumplami. Tej środy zaczęli imprezę od napchania brzuchów smażonymi skrzydełkami kurczaka, kiełbaskami koktajlowymi, frytkami z piekarnika i colą, po czym przyjęli kilka mocniejszych szturchnięć okraszonych zapowiedzią gorszych kar, po przewróceniu starszej dziewczyny imieniem Isobel w kałużę nieopodal motocykli zaparkowanych przy wjeździe. Po jakiejś minucie głośnego bekania w celu zdekoncentrowania Martina, jedenastoletniego kujonowatego brata Joego, który usiłował czytać książkę, rozbrykana para zajęła się mocowaniem ze sobą i gonitwami wokół ringu bokserskiego. Kiedy tracili siły, biegli z powrotem do baru, by podładować akumulatory babeczkami i fantą. Po pewnym czasie zaczęło im się nudzić i z zadowoleniem przyjęli koniec mszy, kiedy z pokoju spotkań wynurzył się Zgryz wraz z resztą Bandytów. Większość dołączyła do kobiet i znajomych w barze, ale Zgryz minął niespiesznie stół do bilardu i pobłyskującego światełkami jednorękiego bandytę, by wetknąć głowę między sprężynujące liny ringu i przybić piątkę z dwoma ośmiolatkami. -Jak tam moi mali czempioni? - zagadnął, rozciągając usta w bezzębnym uśmiechu. Wargi zawijały mu się w głąb ust i nie był w stanie wymawiać poprawnie T ani CZ, ale nikomu nawet nie przychodziło do głowy, by z tego kpić. Dante i Joe byli uwalani brudem startym z desek ringu. Policzki płonęły im rumieńcem, a skronie błyszczały od potu. Pokażesz nam jakiś nowy chwyt? - zapytał zdyszany Joe, siadając ciężko na deskach i wywieszając nogi za krawędź ringu. Zaprawa kickbokserska - odparł z kamienną twarzą Zgryz. Chłopcy jęknęli chórem. Nuuudy - skrzywił się Dante. - Kiedy pokażesz nam coś fajnego, jak ten tajny cios, o którym mówiłeś, że wali się gościa w łeb od tyłu, a wtedy gały wyskakują mu z oczodołów? Za młodzi jesteście - oznajmił Zgryz. - Nie ciosy fantazyjne dobrego czynią wojownika dodał skrzekliwym głosem Yody z Gwiezdnych wojen. Wielkolud ściągnął glany i zawiesił swoją skórzaną klubową kurtkę na słupku narożnika. Coś wam powiem - oznajmił, gdy wdrapał się na ring w podziurawionych omszałych skarpetach i wsunął na prawą rękę gigantyczny piankowy ochraniacz. - Pokażcie mi trochę przyzwoitych ciosów i kopnięć, a potem być może pokażę wam niezły patent na zwichnięcie komuś ręki. Dante, ty pierwszy. Przez następny kwadrans Zgryz dawał wycisk dwóm chłopcom, którzy ścigali go wokół ringu, bijąc i kopiąc jego ochraniacze. Potem przyszły jeszcze dwie nieco starsze koleżanki i podczas gdy Dante i Joe odpoczywali oparci o liny, Zgryz zeskoczył z ringu, by pokazać dziewczynom zwodniczą dźwignię na kciuk, do zastosowania wobec chłopaka, którego ręce zbłądziłyby w rejony, gdzie nie powinny.

Nie wiem, po co w ogóle się męczysz, Sandra - zaszy-dził Dante. - Taki z ciebie kaszalot, że żaden chłopak i tak się do ciebie nie zbliży. Sandra miała trzynaście lat, włosy ciasno upięte z tyłu głowy i głos jak buczek przeciwmgielny. Tylko spróbuj tu zejść i powiedzieć to jeszcze raz, gnoju jeden! - wrzasnęła z furią. Zaraz ci urwę ten twój zapluty mały łeb. Moja kuzynka mówi, że spałaś z połową ósmoklasistów - dodał Joe z satysfakcją. -Och, doprawdy?! - Sandra wsparła dłonie na biodrach, kiwając głową na boki. - Jakby miała prawo gadać takie rzeczy po tym, jak sama... Dzieci, dzieci, luz! - przerwał im Zgryz. - Bawić się grzecznie, bo jak macie zamiar zacząć jakieś wrzaski, to ja idę się upić. Dante posłał Sandrze szyderczego całusa, a Joe odwrócił się i podniósł z desek rękawicę sparingową. Chodź, zakładaj rękawice, to jeszcze poćwiczymy - rzucił do Dantego. Dante pokręcił głową. Jestem wykończony - westchnął, zerkając na zegar na ścianie za ringiem. - Lepiej chodźmy się napić. Ale kiedy chłopcy zeskoczyli z ringu na podłogę, do sali wkroczyli ich ojcowie, Führer i Scotty. Obaj naradzali się w klubowym biurze jeszcze przez ponad godzinę po mszy. Scotty był postawnym mężczyzną, miał trzydzieści cztery lata, kwadratową szczękę, wygląd twardziela i taką samą niesforną rudą czuprynę jak jego syn. Führer był o dwadzieścia lat starszy. Niski i przysadzisty, z tycim wąsikiem ä la Hitler i ramionami pokrytymi gęstwą tatuaży. Przez łysą czaszkę i ogromny brzuch zawsze kojarzył się Dantemu z wielkim kręglem. -Jest tu gdzieś Martin?! - ryknął Führer tak wściekły, że na szyi wystąpiły mu napięte ścięgna. Potem odwrócił się do Zgryza: - Był może u ciebie? Zgryz wzruszył ramionami. Dante pomyślał, że to dziwne pytanie; Martin był ostatnim dzieciakiem na świecie, który z własnej woli wszedłby na ring bokserski. Mówiłem mu, żeby z tobą pogadał - sapnął Führer i podreptał wściekle do sąsiedniej sali. Joe wyszczerzył zęby do Dantego. Mój brat kujon zaraz zbierze baty - wyszeptał radośnie. Zanim zdążył cokolwiek wyjaśnić, Führer wrócił, wlokąc jedenastoletniego Martina za kołnierz białej szkolnej koszuli. -Co ja ci powiedziałem, głupi bachorze?! No co?! krzyczał. Sandra i jej nastoletnia koleżanka cofnęły się, gdy szef Bandytów przycisnął syna do ściany. Żebym pogadał ze Zgryzem - odpowiedział lękliwie Martin. - Zapomniałem. A ty co zrobiłeś zamiast tego?! - ryknął Führer i wydarł książkę z dłoni chłopca. - Harry Potter! - prychnął. Przez cały dzień siedziałeś nad jakąś książką o smokach, a jutro wrócisz do szkoły i znowu dasz sobie skopać tyłek. Co się z tóbą dzieje, matole?! -Odczep się ode mnie! - odkrzyknął Martin tonem, w którym rozpacz mieszała się z gniewem. Przemoc jeszcze nigdy niczego nie rozwiązała! Rozległ się suchy trzask - to Führer uderzył syna w twarz. Odwrócił się do Scotty'ego i Zgryza i zaczął wyjaśniać: Wczoraj dorwałem ten worek flaków z olejem w kuchni, jak płakał do swojej mamusi i skarżył się, że jakieś dzieciaki czepiają się go w szkole. Wyobrażacie sobie?! Mój syn! Szkolna fujara do bicia! No więc wziąłem go dziś ze sobą i kazałem mu poprosić Zgryza, żeby pokazał mu parę chwytów, a ten co?! Idźżeż ty... - i Führer dziabnął Martina w tył głowy.

Joe, któremu patrzenie, jak starszy brat zbiera cięgi, sprawiało niekłamaną frajdę, nie mógł powstrzymać się od kąśliwego komentarza. On nic na to nie poradzi, tato - parsknął. - Taki już jest, urodzony kujonoburger z tycią frytką. Zgryz odezwał się łagodniejszym tonem: Wiesz, Martin, to nie takie trudne. Cztery, pięć treningów i będziesz umiał wystarczająco dużo, żeby się postawić. Chcesz, to możemy umówić się tutaj na parę popołudniowych sesji po szkole, nie ma problemu. Ale ja nie chcę nikogo bić! - fuknął gniewnie Martin. Załatwię to po swojemu. Znaczy jak?! - ryknął Führer. - Znowu poskarżysz się mamusi? Czy może wykupisz się u kolesiów paczką cukierków? -Jestem pacyfistą - burknął Martin, patrząc na ojca spode łba. - Nie jestem taki jak ty, tato. Nie wezmę stalowej sztaby i nie połamię gościowi kręgosłupa jak ty temu facetowi, którego posadziłeś na wózku inwalidzkim. Führer szarpnął syna do siebie i znów grzmotnął nim o ścianę. Zaraz to ty wylądujesz na wózku, jeśli natychmiast nie wleziesz na ten ring. A następnym razem, jak dorwę cię na czytaniu, wepchnę ci książkę w ten twój kościsty zad, słyszysz, pokrako?! Martin został poderwany z podłogi i brutalnie ciśnięty między linami na ring. Jęknął z bólu, huknąwszy głośno biodrem o deski. Z baru zaczęli przesączać się ludzie, którzy usłyszeli krzyki i byli ciekawi powodów furii Füh-rera. -Jeden krok poza ten ring, a złamię ci ten chudy kark ostrzegł Führer. Trzymając się za obolałe biodro, Martin pokuśtykał na drugą stronę ringu, ale nie próbował uciekać. Ze wzrokiem wbitym w kurtkę Zgryza, zawieszoną na słupku narożnika, podszedł do niej, uniósł za kołnierz i splunął na naszywkę na plecach. Dantemu opadła szczęka. Naszywka bikera jest rzeczą świętą. Wcale nierzadko zdarza się, że człowiek zostaje ciężko pobity za przypadkowe otarcie się o czyjeś barwy w zatłoczonym barze. Gdyby jakikolwiek dorosły opluł naszywkę Zgryza w siedzibie Bandytów, najprawdopodobniej nie wyszedłby stamtąd żywy. Oto co myślę o tym twoim durnym klubie dla bez-mózgów! - krzyknął butnie Martin, po czym splunął jeszcze raz i pokazał ojcu środkowy palec. Ty mały skunksie - zasyczał Fiihrer, łapiąc za górną linę i zaczynając gramolić się na ring. Ooo, patrzcie, jaki wielki odważny twardziel! - krzyknął Martin. - No chodź, niech twoje przydupasy wiwatują, kiedy będziesz prał swojego jedenastoletniego syna do nieprzytomności! Joe nie przepadał za swoim bratem, ale też na pewno nie życzył mu śmierci. -Martin, zamknijżeż tę swoją głupią twarz! - prosił. Przecież tata cię zabije. -Ty też się odczep! - odkrzyknął Martin w desperacji. Potrafisz tylko papugować wszystko, co robi tata. Napływający z baru tłumek zdążył zgęstnieć. Pomruk oburzenia przemknął przez zgromadzenie, kiedy rozeszła się wieść, że chłopak splunął na naszywkę Zgryza. Führer miał paskudny temperament i Zgryz nie chciał, by jego prezes zrobił Martinowi coś, czego by później żałował. Szybko złapał Fuhrera wpół i ściągnął z lin na podłogę. Choć był od

niego dwa razy większy, z najwyższym trudem powstrzymywał rozwścieczonego grubasa; na szczęście z pomocą ruszyli Scotty i jeszcze jeden motocyklista. To tylko głupi dzieciak, on nie wie, co robi, szefie powiedział Scotty. - Spokojnie, przecież wiemy, że tak naprawdę nie chce mu szef zrobić nic złego. To nie jest mój syn! - zawył Führer, wyrzucając palec w stronę Martina. - Jak cię dorwę, połamię ci wszystkie kości po kolei! Zgryz nie był zachwycony tym, że jakiś dzieciak napluł mu na naszywkę. Uważał, że Martin zasłużył na lanie, ale nie zamierzał patrzeć, jak dorosły mężczyzna wdeptuje w ziemię dziecko. To moje barwy i mój problem - powiedział twardo, kiedy Führer nareszcie uspokoił się na tyle, by trzej bike-rzy mogli go puścić. - Ale nie zamierzam masakrować małego i ty też tego nie zrobisz. To nie może ujść mu na sucho - odpowiedział Führer. Jest wystarczająco dorosły, by rozumieć, czym jest naszywka dla bikera. Niech to będzie ktoś jego wielkości - powiedział Zgryz, po czym przeniósł wzrok na Dantego. - Hej, Dante, chcesz bronić honoru klubu? Dante zaszył się z Joem w kącie sali i spłoszył nieco, kiedy wszyscy zebrani nagle zwrócili głowy w jego stronę. Eee... że co? - zająknął się. Zgryz podszedł bliżej, pochylił się nad Dantem. Martin jest od ciebie o głowę wyższy, ale to sama skóra i kości. Załatwisz go bez trudu powiedział szeptem, po czym wyprostował się i dodał głośno: - To jak, wejdziesz tam za mnie, żeby bronić honoru barw Bandytów? Dante zapomniał języka w gębie. Zgryz był jednym z jego ulubionych dorosłych i w normalnej sytuacji zrobiłby wszystko, o co Zgryz by go poprosił, ale sytuację, w której dorosły prosił ośmiolatka, by ten wskoczył na ring i pobił innego dzieciaka, trudno było nazwać normalną. Ojciec Dantego przykucnął obok Zgryza. Musimy coś zrobić, żeby uspokoić Fiihrera - powiedział szeptem. - Wiesz, jaki on jest. Furiat. Jak pozwolimy mu dorwać Martina, chłopak skończy w szpitalu z wgniecioną czaszką. Dante spojrzał ostrożnie na Zgryza. Znaczy mam go oszczędzać? Zgryz potrząsnął głową. Mały gnojek splunął na moją naszywkę, więc zasłużył na trochę bólu. Ja tylko nie chcę, żeby Fiihrer go zabił. Dante spojrzał w lewo i w prawo na dwóch mężczyzn, których podziwiał najbardziej na świecie. Dobra, będę się bił. Odkąd Martin uspokoił się po swoim wybuchu, kulił się po drugiej stronie ringu i wyglądał na coraz bardziej przerażonego. Widział, jak jego tata został ściągnięty z lin, ale nie miał pojęcia, co będzie dalej, dopóki Zgryz nie uderzył w gong. W tamtym momencie wokół ringu tłoczyło się już prawie czterdzieści osób. Panie ¿. panowie! - zawołał Zgryz. - Po zbezczeszczeniu tak drogich memu sercu barw Bandytów przez chudego szczyla, którego widzimy teraz, jak kuli się na ringu, z przyjemnością oznajmiam, że zimna krew wzięła górę nad emocjami. Zaszczyt obrony honoru Brigands MC zostanie podjęty przez kogoś równego siłą winowajcy, a konkretnie przez młodego Dantego Scotta! Większość zebranych była już pijana i na sali podniosły się bełkotliwe wiwaty. Zgryz podsadził Dantego na ring, a Scotty zaczął skandować jego imię, co szybko podchwycił rozogniony tłum.

Dante rozejrzał się wokół. Ograniczony linami kwadrat nagle nabrał olbrzymich rozmiarów, a wysokość ringu wywoływała poczucie odosobnienia. -Zabij gika, Dante! - zaryczała Sandra. - Wybij mu mózg z tej kujońskiej bani! - Pięści w górę, Martin! - domagał się Joe. - Nie bądź baba! Każdy coś krzyczał z wyjątkiem nieszczęsnego Martina, który stał przy krawędzi ringu z rękami opuszczonymi wzdłuż boków. Mózg Dantego pracował pełną parą. Ośmio-latek uświadomił sobie dwie rzeczy: po pierwsze, nie miał rękawic, ochraniacza na zęby ani żadnego innego wyposażenia ochronnego, a po drugie, nikt nie ustanowił żadnych reguł wałki. Potem pomyślał o szkole i o swoim nauczycielu, który nakazywał uczniom uścisnąć sobie dłonie i usiąść w jednej ławce na całą lekcję, po tym jak wdali się w bójkę. Czasem czuł się, jakby żył w dwóch różnych światach. Pierwszy z nich był światem mamy i nauczycieli, światem, w którym nie wolno było
Dwie sąsiadki przy długim chuju
Zboczona MILF
Porno Z Murzynami

Report Page