Wsadzili w obie dziury

Wsadzili w obie dziury




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Wsadzili w obie dziury

Sobotnie popołudnie było tak gorące, że nic nie
chciało się robić. W samych szortach, na kanapie wyłożonej ręcznikami
siedziałem z moimi współlokatorami i każdy leniwie dłubał w laptopie. Wiatrak robił,
co mógł, żeby zmienić powietrze, bo pomimo otwarcia wszystkiego w domu,
przeciągu nie udało się uzyskać. Błogość została zmącona, gdy uwagę naszą
zwróciły zdjęcia pluskającej się w wodzie Weroniki Grycan. W spodniach i
czarnych skarpetkach frywolnie puszczała oko do fotoreportera, zadzierając gice
i chlapiąc wodą na innych plażowiczów. Rzeczona Weronika stała się powodem
naszego rozmarzenia, o tym jak fantastyczne jest morze i jak miło byłoby teraz
tam być. Nagle padło hasło „to jedźmy tam na niedziele”. W jednej chwili na
ekranach trzech komputerów pojawiły się strony wszelkich krajowych
przewoźników. Pod uwagę braliśmy wszystko od busów polskich poprzez słoneczną
kolej na samolotach kończąc, padł nawet pomysł autostopu, ale zdechł w
przedbiegach. Biorąc wszystkie za i przeciw końcową decyzją okazał się
samochód. Jak powszechnie wiadomo samochód „ wygodę
daje ogromną, bo podjedziesz gdzie chcesz a i zatrzymać się zawsze można ”. Do
takiego na przykład PKSu każdy z nas zabrałby koszulkę i gatki na zmianę, ale
skoro jedziemy samochodem możemy pozwolić sobie na pełny bagaż. Zaczęliśmy
znosić do salonu najróżniejsze rzeczy celem weryfikacji, co zabieramy a czego
nie. Poza koniecznymi akcesoriami takimi jak koce, ręczniki, jedzenie i leki
pojawiły się także takie, jak płetwy a w końcowej fazie nawet spora
walizka. Położyliśmy się do łóżek
wcześniej, żeby już po drugiej w nocy wstać i wyruszyć. Szybki prysznic,
segregacja oraz eliminacja bagażu i odprawa na balkonie, podczas której
wpatrując się w czarne jeszcze, nocne niebo padło „ może się rozchmurzy ”. Granatowa skóra Renaty (auta) migotała w
świetle latarni, na pustej „siódemce”, kiedy sunęliśmy w stronę upragnionego
akwenu. Stanowimy wyjątkowe trio pod wieloma względami także, jako pasażerowie.
Ilość postojów, jaka jest nam potrzebna zadowoliłaby ciężarną kobietę, starca z
chorym pęcherzem i kogoś na mega kacu. Pierwszym był śniadaniowy Mc Donald’s,
bo zapasy kanapek i pomidorów niebezpiecznie zaczęły maleć. Poza nami była tam
jeszcze rodzinka typu „czy będzie pani jadła to krzesło?”, pochłaniająca
gargantuiczne ilości jedzenia. Nie należymy do cherlaków i niejadków, dlatego
nasz stół wyposażony był w kanapki, rogaliki, ciastka, kawę i do wszystkiego
frytki, ale w porównaniu z rodzinką obok to były ochłapy. Oni pochłaniali swój
zawalony stół, jednocześnie głośno upominając się o przysługujące im gratisowe
szklanki a jeden młody wieprzek tęsknie zerkał na odbierane przeze mnie klonowe
ciastka. Kolejne postoje były krótsze i ograniczały się do palenia i nabycia
posilającego batonika.

Wczesnym rankiem dotarliśmy do Sopotu. W klapkach i
spodenkach udawaliśmy, że wcale nie jest nam zimno a te grzmoty w oddali są
najprawdopodobniej odgłosami przesuwanego gdzieś kosza na kółkach. O tej
godzinie na deptaku udało nam się upatrzyć panią wycierającą stoliki przed
zamkniętą jeszcze kawiarnią. Pozwoliła nam usiąść i zamówić upragnioną gorącą
kawę przed zaplanowaną letnią kąpielą. Piliśmy tę kawę udając, że nie pada, gdy
zadzwoniła moja matka. Dowiadując się, że jestem nad morzem poinformowała mnie,
że w TV trąbią, że w trójmieście jest zakaz kąpieli. Nagle ktoś na deptaku
wykrzyknął nazwisko jednego z moich współlokatorów. W naszą stronę zmierzała
znana nam wszystkim jego koleżanka ze swoją przyjaciółką. Postanowiły One
podobnie jak my spontanicznie udać się nad morze i odwiedzić przebywającą tam
mamę jednej z nich. Ów mama idąca spokojnie na plaże z książką, zyskała nagle
towarzystwo pięciu osób, które bynajmniej nie przyjechały tu czytać. Dała rade.
Ulokowanie się na plaży poszło gładko i kolejno startowaliśmy do przebieralni
typu labirynt celem zmiany gatek. Gdy przyszła moja kolej i byłem w momencie,
kiedy jedne i drugie slipki masz w ręce ktoś zaczął wsuwać się pod ściankami
kabiny. Żeby było śmieszniej, pewien, że jest to któraś z towarzyszących mi
osób, przybrałem jakąś głupią pozę, a kiedy okazało się, że głowa, która się
pokazała na dole ma spinki, kitki i jakieś pięć lat było mi głupio. Wyskoczyłem
na zewnątrz i zobaczyłem jak jakaś matka wyciąga dziecko za nogi spod kabiny
jednocześnie mnie przepraszając. Naprawdę
nic się nie stało powiedziałem, On też
tak robił całe dzieciństwo , dodał mój kolega. I niczym Wera G rzuciliśmy
się ku falującemu błękitowi.

Jak mówią woda strasznie wyciąga, nas głównie do
baru. Jak jesteś w Sopocie, bar Przystań to punk konieczny. Zupa Rybaka,
smażone świeże śledzie bałtyckie i mnóstwo innych potraw to coś, czego ja
opisać nie potrafię. Wróciliśmy na plaże by oddać się ulubionemu zajęciu –
obserwacji społeczeństwa. Moda wczasowa to temat na inny post. Można spotkać
dresa z amstafem w towarzystwie bladej laski z łbem w kolorze, Palette Czerń
Kongo i kolczykach kołach, która przemierza piaszczystą plaże w
dwunastocentymetrowych obcasach, sprawiając wrażenie pijanej wczesnej Kayah,
oazowe laski, które mają na sobie wszystkie szaliki, jakie przywiozły, długie
spódnice i rajtki, panów w stylizacjach maści wszelkiej, od jesiennych kurtek,
poprzez sandały ze skarpetą, (bo chłodno lub trend Wery G) aż po przykuse
koszulki, spod których wystaje włochaty śmietnik. Są także mamusie, których
celem jest zrujnowanie wakacji własnemu dziecku i innym ludziom na plaży.
Spędzają czas na wydzieraniu się: Patryk,
wyjdź z wody, usta masz już fioletowe, zobacz, jakie masz pomarszczone dłonie
!!! … Patryk naturalnie ma także slipki, które nie służą do zasłaniania
ptaka, tylko naciągnięte pod pachy chronią przed zimnem nerki. Mści się później
na matce, chcąc na przemian gofra, loda i balon albo idąc z nadmuchaną
dwumetrową orką i trącając ludzi. Zdarzają się także pary młode, bo jakież to
oryginalne fotografować się w brudnych ciuchach po weselu na plaży. Co to w
ogóle za jakaś głupia moda na to robienie zdjęć w inny dzień niż ślub?. Jak
takiego ojca, dziecko zapyta kiedyś czy to zdjęcia ze ślubu, to, co powie?, Nie, to tak się z mamą ubraliśmy tydzień
później i poszliśmy denerwować ludzi na plaży, dlatego ja mam brudną koszulę a
matki sukienka wygląda jak psu z gardła wyjęta? .

Postanowiliśmy wcześnie urwać się z tej plaży, bo na
drodze w niedziele będzie pewnie spory ruch, a my wszyscy jutro do pracy.
Podróż umilaliśmy sobie grami. Jedna nazywa się „Twoje wymarzone przyjęcie”, i
każdy z pasażerów musi ustalić skład stolika (trzech mężczyzn, trzy kobiety) z
żyjących i nieżyjących, z jakimi chciałby porozmawiać. Wybory okazały się zaskakujące,
ponieważ zdarzało się, że przy jednym stole zasiądą: nobliści, koronowane
głowy, gwiazdy porno, przyćpane pieśniarki, głowy kościołów i wiele innych
bardzo ciekawych gości. Zabawa druga polega na tym, że bez przerwy mówimy słowa
zaczynające się na ostatnią literę poprzedniego. Może i banalna, ale nie jak
kategorie ograniczy się do nazw leków (okazuje się, że strasznie dużo leków
kończy się na N). Jeszcze inna, „Z kim pójdziesz do łóżka?” sprowadza się do
podania przykładu dwóch osób, z których reszta uczestników podróży jest
zobowiązana wybrać jedną, z która się prześpi. Było nawet zabawnie do momentu,
kiedy wybór był między posłanka Sobecką a Madzią Buczek. Bawiliśmy się także
głosową nawigacją satelitarną w jednym z telefonów, udając wady wymowy przy
podawaniu nazw polskich miejscowości, czasami nie dawała rady. Na wysokości
Mławy się rozładowała. Renata też jakoś podupadła na zdrowiu, bo zaczęła się
gotować. Samochód ten głównie jeździ po Warszawie a nie pokonuje osiemset
kilometrów na trasie w jeden dzień. Droga była coraz bardziej zawalona,
przesuwaliśmy się w żółwim tempie, czego Ona nie lubi. Kiedy jedzie szybko
chłodzi się jakoś i sobie radzi, w korkach kaszle. Co chwila zjeżdżaliśmy,
zresztą nie bez przyjemności (flaki, papieros, zdjęcia), żeby ochłonęła.
Dolewaliśmy jej zimnej wody, co pomagało na chwile. Jeden z postojów wypadł
pomiędzy stacjami i po zimną wodę trzeba było iść do wsi. Wszedłem przez
otwartą bramę wołając dzień dobry ,
kiedy zza muru wyskoczył czarny kundel. Tak ujadał skacząc mi koło nogawek, że
od intensywności mało mu ryja nie urwało. Zaraz za pieskiem pojawiła się
uśmiechnięta Pani: spokojnie Kropka,
słucham Pana? (Kropki mnie prześladują). Dała nam wodę. Na wysokości
Łomianek samochody stały już całkiem i postanowiliśmy to objechać. Renata
wymagała coraz częstszych postojów, aż gdzieś na Chomiczówce, z czegoś, co
wyglądało jak bidon (ja pod maską rozpoznaje tylko filtr powietrza, akumulator
i skrzynie biegów) nagle zwymiotowała. Upaćkała cały silnik i odmówiła dalszych
usług. Część rzeczy została w bagażniku, resztę zabraliśmy ze sobą. Wracałem autobusem,
metrem i znów autobusem do domu, ubrany w piżamowe spodenki, bez majtek i z eko
torbą – niczym Zbyś Zboczeniec.

Pod domem zobaczyłem, że jeden z moich kolegów
dziarsko maszeruje nadal w klapkach, nie
bolą Cię nogi od tych japonek?, Nie, jestem jak Dalajlama, to są Tybetki .
Kładliśmy się spać około pierwszej, to była bardzo udana doba. I pomyśleć, że
wszystko za sprawą Wery G.

To ogólnoświatowe święto przypada w kalendarzu w
najbliższy piątek. Zastanawiam się jak można je uczcić?. Do społeczności
mięśniaków silnie aspiruje poprzez codzienne treningi i okazjonalne pływanie.
Do wizyt na basenie zniechęciły mnie zakupy, a zawsze było odwrotnie. Nabyłem
okulary do pływania zapakowane w pudełko i otworzyłem je dopiero na basenie.
Okazało się, że są trochę spore. Wyglądają bardziej jak gogle na motor, ale są
nowe, to ich nie wyrzucę, tylko jak koledzy mnie pytają czy z nimi idę popływać
to pytają czy zabrałem okulary Amelii Earhart?.

Wyhodowanie widocznych mięśni to jest naprawdę
straszna orka. Najlepiej mają laski, wystarczy, że nie żrą i już wyglądają
dobrze, panów kosztuje to dużo więcej pracy. Choć niektóre „wieprzowiny” na
siłowni, to prawdziwe „świeżonki” w świecie fitness to się nie poddają. Codziennie
rano jak biegnę obserwuje trening bokserki jednego mojego osiedlowego sąsiada.
Można mu zazdrościć idealnie umięśnionej sylwetki, ale jak się zobaczy ile
wkłada w to wysiłku zazdrość jakoś maleje. Ćwiczy codziennie przez trzy
godziny, podczas których nie zatrzymuje się nawet na moment. Kiedy jego trener
zmienia mu te wszystkie potrzebne rekwizyty, on w tym czasie albo skacze na
skakance, albo stojąc na jednej nodze drugą odgania innych ćwiczących. Ciekawe,
czy ten smytki, żywy chłopiec jadł kiedyś w nocy kebab, albo wie jak smakuje
majonez?. Coś za coś. Boks w ogóle jest fajny, najbardziej to straszonko na
konferencji przed walką. Mnie to śmieszy tylko w TV, bo jak by mi tak Witalij
Kliczko zajrzał w oczy – pojedynek byłby zakończony.

Mój trener, bardzo spokojny i cierpliwy człowiek,
żeby zmotywować mnie bardziej zaproponował mi dokładny pomiar składu masy
ciała. Trochę tak jak się robi świniom w rzeźni, tyle tylko, że świnie
przechodzą to raz a ja mam mieć następne za miesiąc. Musiałem przyjść na czczo,
wejść na jakieś urządzenie z kablami i wszystko zaczęło migać. On cierpliwie
stał obok i objaśniał. – Masa ciała 93.3, optymalna dla mojego wieku i wzrostu
to od 57 do 77. Więc albo muszę schudnąć albo urosnąć. Masa tłuszczu 23.1 kg,
powinno być max, 17. Ale za to masa mięśni to 66.7 gdzie przedział dla świń
takich jak ja to, 52 do 66, więc plasuje się, jako świnia wyścigowa. Najgorzej
za to wypadł „wiek M”, bo wskazywał 45.
Ucieszyłem się, bo myślałem, że chodzi o mentalny i powinno być 70, bo ja od
dawna maczam ciastka w herbacie, wstaje o piątej rano i mowie do siebie na
mieście, ale to był metaboliczny. W tabeli „wskaźnik budowy ciała” wyszło:
niewidocznie otyły, silnie zbudowany, standardowo umięśniony – dla mnie szał,
ale trener miał dziwną minę, może coś się popsuło. Przy „rozmieszczeniu masy
mięśniowej” powiedział, że mam zdecydowanie silniejszą prawą rękę, co mnie nie
dziwi. Za to lewa noga jest lżejsza od prawej o trzysta gram. Nie wiem jak to
się stało, ręce to, co innego, ale wydawało mi się, ze gice eksploatuje
jednakowo. Chyba, że od dyndania z łóżka ta lewa coś spala. Poza tym dobrze
rozmieszczona woda i reszta też dobra, ale używał skrótów i przestałem
rozumieć. Powiedział tylko: - musisz
trzymać żywienie . Nic innego nie robie.

Z racji tego, że dbać zacząłem o ciało wysiłkiem
fizycznym, nabywam także nieznane mi wcześniej kosmetyki. Okazuje się, że jak
chcemy zaoszczędzić miejsca w torbie na trening możemy kupić żel pod prysznic,
szampon i piankę do golenia w jednej butelce. Jeszcze trochę to i pakowanie się
na podróż będzie łatwiejsze, bo pasta do zębów, butów i kanapek będzie w jednej
tubce. Z racji tego, że przez te treningi kąpie się teraz kilka razy dziennie
mam suchą skórę, na co pani w sklepie dała mi balsam. Po prysznicu wytarłem się
i posmarowałem, wsiąkło szybko i się nie kleiło do koszulki to pomyślałem, że
będzie spoko. Niespodzianka czekała mnie, kiedy wyjechałem z siłowni rowerem na
słońce. Cały migotałem jak Wampir – Patison. Coś jest w tym balsamie, że w
sztucznym świetle jest ok. a na słońcu wyglądasz, jak blachara na dyskotece w
Raszynie.

Mnie to jakoś zawsze wszystko wychodzi nie tak.
Zadzwonił do mnie kolega i mówi: - jak jesteś
w domu to włóż, okulary i zejdź na dół . To jeden z tych kolegów, których o
nic pytać nie należy, więc wyszedłem. Okazało się, że kolega kupił auto. Może
to za szumna nazwa, bo była tam długa maska, dwa fotele i koniec samochodu, do
tego to wszystko wysokości siedzącego psa i bez dachu. Obaj niczym policjanci z
Miami sunęliśmy Marszałkowską i Nowym Światem ściągając zazdrosne spojrzenia
przechodniów. Dojechaliśmy do skrzyżowania ze Świętokrzyską i trafiliśmy na
czerwone światło. Wtedy lans jakby trochę zelżał, bo obok nas ruszał autobus i
rurę wydechową miał akurat na wysokości naszych twarzy. Kaszląc i przecierając
oczy spieprzaliśmy stamtąd jak myszy, bo ludzie się śmiali na przejściu.

Wracając do mięśni. Piękne ciało to też jeszcze nie
wszystko. Kończyłem ostatnio ćwiczenie ze sztangą i podszedł do mnie taki duży
koksu i pyta czy może to żelastwo zabrać?. Atrakcyjność jego zniknęła niczym
nocna mara, bo głos miał jak początek mutacji z końcówką kataru. Może zdarzyć
się też odwrotnie. Zawsze myślałem, że język francuski jest dobry tylko do
romantycznych filmów i piosenek do tych obrazów. Będąc w Paryżu miałem okazję
zobaczyć jak sporych rozmiarów szef restauracji wyprowadza za kołnierz jeszcze
większego kucharza i wyrzuca go z pracy – dosłownie, na chodnik. Obaj panowie
wydzierali się do siebie po francusku i nikomu z siedzących tam gości ani
trochę romantyczne się to nie wydawało.

Wczoraj wygrałem w lotto dwadzieścia cztery złote. W
sklepie zakupiłem za to Maltanki w czekoladzie, paluszki cebulowe, grzanki
oregano i Pawełka a od Pana Kanapki wykupiłem pół koszyka. Kult masy mięśniowej
będę w tym roku wspierał jakby z drugiej linii.

Zdobycie alkoholu w zamkniętej, strzeżonej jednostce
nie jest łatwe. Kiedy na warcie jest ktoś znajomy, można się dogadać, ale jak
trafisz na jakiegoś chcącego się wykazać głupka to może cie nawet zastrzelić –
medal mu dadzą. Sklep przed jednostką prowadziła pani Jola, która miała burze
rudych włosów, klęła jak prawdziwy żołnierz i sprzedawała pod zastaw. Żeby
można było nabyć jeden litr wina w kartonie o egzotycznej nazwie Cavalier i
całej palecie smaków od miętowego zaczynając na czekoladowym kończąc trzeba
było coś zostawić. Kiedy nie mieliśmy kasy jej szuflada kipiała od zegarków,
dowodów osobistych i innych cennych drobiazgów. Wino piło się czyste i ciepłe a
gdy kończyła się forsa trzeba było je rozcieńczać syfonem i prędko wychylać, bo
od bąbelków kręciło się w głowie szybciej. Pierwsza przepustka stała (to taka
za krótka do domu, za długa do sklepu, kilka godzin) nastąpiła po pierwszym
żołdzie. Wypuszczono prawie wszystkich żołnierzy i wszyscy wrócili pijani. Żeby
sprawdzić około pięciuset osób zebrano ich na placu apelowym, który obstawiono
wartownikami. Do każdego podchodzili z alkomatem i wyniki skrupulatnie zapisywano.
Nieskromnie pochwale się, że wygrałem, byłem tego dnia najbardziej pijany w
całej jednostce i przez tydzień, kiedy wchodziłem na stołówkę wszyscy wstawali
- idol. Także przez to nie pojechałem do domu przez półtora miesiąca.

 Czasami
szliśmy do sklepu wszyscy i wracaliśmy już zezowaci, czasami szedł jeden i
przynosił, co trzeba, oba sposoby trudne do wykonania. Wraz z dwoma kolegami,
większym i mniejszym wybrałem się raz na taki popołudniowy koktajl. Wracając
najbardziej przytomny był ten najdrobniejszy z nas i musiał pozostałych
przerzucić przez płot. Przerzucił jednego, który krzyknął z drugiej strony, że
jest ok., za nim przeleciałem ja i na koniec skoczył ten malutki – wszyscy
prosto w dół z wapnem. Innym razem wracając z winem przeskoczyłem przez płot,
którego kolce wbiły mi się w kurtkę. Wisiałem, bo nie mogłem się sam zdjąć.
Znalazła mnie grupa wartowników z dowódcą. Zdjęli mnie z płotu i powiedzieli, że
wyłączają latarki, jak zniknę nim policzą do dziesięciu, jestem wolny. Ledwo
zgasili światło, zrobiłem trzy kroki i wpadłem do dołu. Nie znaleźli mnie.
Odszukali mnie za to później koledzy, którzy zaglądając do dołu troskliwie
zapytali: masz wino?. Najsmaczniejszy
alkohol to była szklanka wódki po obcince. Tyłek miałem czarny i jak
przyjechałem do domu matka mówiła: usiądźże
wreszcie a nie tak łazisz , ojciec się tylko śmiał. Na jednej próbie
wniesienia alkoholu zostałem przyłapany przez mniej tolerancyjnego pana
kapitana i poza komisją, którą stworzył do zniszczenia butelki wódki marki
Maximus podał mnie do sądu wojskowego. Na sprawę pojechałem do innej jednostki
w eskorcie dwóch żołnierzy.

W sądzie zaczęto mnie przepytywać: -pije pan alkohol
i zakłóca spokój, - tak, - jak?, - śpiewam, - co pan śpiewa?, - Kolorowe
jarmarki, - naprawdę?, - naprawdę, - wypierdalać!. Wróciliśmy pijani.

Byli i tacy w jednostce, którzy czas w zamknięciu
postanowili wykorzystać w twórczy sposób. Na jednej kompanii skonstruowano maszynkę
do robienia tatuaży i testowali próbki napisów i obrazków na jednym malutkim
chłopcu, którego później nazywano – Brudnopis. Jeden z mniej rozgarniętych
żołnierzy usiłował napisać list do dziewczyny. Chodził z nim tydzień, co mu
wpadło do głowy to dopisywał, miał go i w łóżku i przy posiłkach. Na koniec
tygodnia przyszedł do mnie: - srowdzisz
mi błendy?. Kiedy skończyłem kartka wcześniej tylko brudna od jedzenia była
jeszcze pokreślona. Teraz tylko przepisz i wysyłaj, poleciłem, - o matko, jeszcze roz mum to pisać, znowusz?.
W rezultacie list do jego dziewczyny napisałem ja. Kiedy przyszła odpowiedź,
wyglądała raczej jak jego wersja. Kiedy chodziliśmy na warcie wzdłuż płotu,
czasami przychodziły Koszarówki. Kiedyś jednej o mało nie zastrzeliłem.
Wystawiła mi łeb przez szparze w murze na mój posterunek: - fajną masz czapkę , - to jest beret, - fajny beret , - wiesz, co, nie powinnaś
tutaj chodzić, bo to jest niebezpieczne, idź lepiej na jakąś imprezę, jest
sobota, - poszłabym nie?, ale mi stara
siano zabrała to se tu mogę tylko pochodzić , - no to chodź.

Na koniec służby za wszystkie przewinienia wysłano
mnie na kuchnie, za karę. Byłem już starym żołnierzem, więc bardziej to była
nagroda, nic tam nie robiłem. Wszystko, „czego było za dużo” na kuchni
zamienialiśmy na inne dobra. Poszedłem raz z szynką wymienić sobie buty. Pani z
magazynu opalała się na leżaku. Zanim doszedłem słyszałem jej rozmowę z jakimś
młodym: - dzień dobry, proszę pani
chciałbym wymienić spodnie, - i co, ja mam teraz wstać i iść specjalnie?, -
poproszę, - przyjdź jutro . Kiedy zobaczyła mnie z czymś wypchanym pod
mundurem (szynką) była milsza: - dzień dobry,
nie ma pani jakichś now
Trzymaj się, mała!
Erotyczne Porno
Pieszczenie cipki stopami

Report Page