Walcząc o orgazm

Walcząc o orgazm




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Walcząc o orgazm


Leigh Lora 1 Poddanie

Home
Leigh Lora 1 Poddanie



Książka przeznaczona wyłącznie dla dorosłych czytelników. Sceny erotyczne opisane są szczegółowo z użyciem wulgarnego j...

Książka przeznaczona wyłącznie dla dorosłych czytelników. Sceny erotyczne opisane są szczegółowo z użyciem wulgarnego języka.

Mojej siostrze Lue Anne, która zawsze jest, bez względu na wszystko. Dziękuję, siostrzyczko. Czynisz życie prostszym, gdy staje się naprawdę trudne.

Rozdział pierwszy – Tess, wybierasz się na moje przyjęcie? – Głos ojca dobiegający z automatycznej sekretarki w końcu wyrwał ją ze snu. – Lepiej, żebyś się pojawiła, córeczko. Jestem zmęczony tym, że wciąż utrzymujesz dystans. Oddzwoń. Rozłączył się. Tess westchnęła, otwierając oczy. Wolała sen od całkowitej samotności, która czekała na nią po przebudzeniu. Przynajmniej tam, nawet w otchłani mrocznych i przerażających pragnień, zbyt mrocznych, by je nazwać, miała cel, a nie tylko obawy. Spojrzała na wielkiego pluszowego goryla, którego mocno tuliła do piersi podczas snu. Prezent od ojca. Dał jej go wtedy, gdy odchodziły z matką. Odpędzi złe sny – powiedział ze smutkiem, choć ona przecież była już wtedy dorosła. Tess często miewała złe sny. Często myślała też o tym, że może nie powinna była wtedy odejść. Rozpoczynała naukę w college'u i mogła sama dokonać wyboru. Ale matka jej potrzebowała, a przynajmniej Tess tak się wydawało. Teraz już nie była pewna, czy matka rzeczywiście potrzebowała jej, czy może kontroli nad nią. – Tess, obudziłaś się już?! – jej matka, Ella James, zawołała z końca korytarza na parterze. Jej głos ledwo docierał z tej odległości. Tess zainstalowała własną linię telefoniczną od razu po ukończeniu college'u i przeniosła sypialnię na górne piętro, które matka rzadko odwiedzała. Potrzebowała prywatności, a matka miała tendencję do wtrącania się dosłownie we wszystko. Schody skutecznie powstrzymywały ją przed zbyt częstą ingerencją w prywatność Tess. – Tak, mamo, obudziłam się! – odkrzyknęła, wstając z łóżka. Już widziała ten grymas niesmaku na twarzy matki. Na miłość boską, była sobota! Miała prawo się wyspać. Mogła sobie tylko wyobrazić minę matki, gdyby ta wiedziała, że to telefon od ojca ją obudził.

Zrezygnowana Tess zwlekła się z łóżka i powędrowała pod prysznic. Tess była świadoma, że matka uważa styl życia ojca za wstrętny. Jason Delacourte nie siedział w domu ani nie prowadził uregulowanego trybu życia, nie bawił go też ośmiogodzinny dzień pracy. Był właścicielem korporacji elektronicznej o krajowym zasięgu i żył stylem życia, jaki wybrał. Wydawał obiady, brał udział w imprezach charytatywnych i organizował coroczne przyjęcia. Ella zaś preferowała swoje książki i swoją ciszę – i wszystko to, co nie było związane z mężczyznami. Zrobiła też, co mogła, by wychować córkę w tym samym duchu. Tess rzeczywiście nienawidziła przyjęć. Zawsze tak było i wiedziała, że zawsze tak będzie. Niezmiennie finał był taki, że szła sama i sama również wychodziła. Przyjęcia były jej przekleństwem. Mężczyźni byli jej przekleństwem, i to od lat. Ale na to przyjęcie musiała pójść. Obiecała. Co innego mogła zrobić, niż przygotować się do wyjścia? Skrzywiła się, zażenowana, rozważając swój brak życia uczuciowego. A może raczej życia seksualnego. Niespecjalnie wierzyła w wielką miłość i rzeczy w stylu „żyli długo i szczęśliwie". Rzadko widywała, żeby to działało, a jej rodzice byli tego najlepszym przykładem. Zresztą drugie małżeństwo jej ojca wydawało się bardziej chwiejne niż solidne. Zmarszczyła brwi, jak zwykle, gdy myślała o nowej żonie ojca. No dobrze, może niezupełnie nowej. Jason Delacourte, jej ojciec, był żonaty z Melissą prawie od trzech lat. Ta kobieta wciąż nalegała, aby wszyscy nazywali ją Missy. Jakby była jeszcze nastolatką. Tess prychnęła z niesmakiem. No jasne, miała prawie trzydzieści pięć lat, dziesięć mniej niż jej ojciec i prawie dziesięć więcej niż Tess. Minimum przyzwoitości ze strony ojca byłoby poślubienie kogoś bardziej w swoim wieku, skrytykowała w myślach. Ledwo tolerowała przebywanie w tym samym pomieszczeniu co „Missy". Ta kobieta nadawała określeniu „głupia blondynka" zupełnie nowe znaczenie. Tess nie miała pojęcia, jakim cudem

mogła być spokrewniona z kimś, kogo jej ojciec nazywał geniuszem. Ale rzeczywiście była. Cole Andrews był bratem Missy, a ojciec przysięgał, że to dzięki pracy Cole'a Delacourte Electronics zajmowało obecnie wysoką pozycję finansową jako jeden z wiodących producentów elektroniki. Myślenie o nim wywoływało w Tess mieszane uczucia. Cole miał sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, twarde, wyrzeźbione mięśnie oraz tajemniczy i złowieszczo przystojny wygląd, co w połączeniu z jego cyniczną i kpiącą postawą doprowadzało ją do szaleństwa. Jego pocałunki były spełnieniem najskrytszych marzeń. Jego palce były grzesznym narzędziem zmysłowych tortur, jego usta były zdolne do wprowadzenia jej w hipnotyczny trans, gdy tylko jej dotknęły. Stłumiła westchnienie. Żaden mężczyzna nie całował tak dobrze jak Cole Andrews. To powinno być uznane za przestępstwo, że jeden facet emanował takim seksapilem, a jednocześnie był totalnym dupkiem. A już na pewno zbrodnią był fakt, że aż tak długo nie mogła przejść do porządku nad jednym skradzionym pocałunkiem i cieszyć się jakimkolwiek innym. Po prysznicu szybko wysuszyła włosy suszarką i zanim odwróciła się w stronę otwartych drzwi swojej sporej garderoby, wzdychając, przeciągnęła ostatni raz szczotką po długich do ramion czarnych włosach. Miała sporo ubrań. Jedną z rzeczy, o które ojciec zawsze dbał, był jej dobrobyt. Nauczyciele w szkole podstawowej nie zarabiają zbyt wiele i na pewno nie była to prestiżowa posada, o jakiej Jason Delacourte zawsze marzył dla swojej córki. Było to jednak coś, co ona chciała robić. Poza tym praca trzymała ją z dala od kręgów towarzyskich, w których obracali się jej macocha i Cole Andrews. A to był wystarczająco duży plus, aby wciąż tam pracować. Obiecała jednak ojcu, że zatrzyma się u niego na cały tydzień. Weźmie urlop i wróci do wielkiego rodzinnego domu, w którym się wychowała i mieszkała do rozwodu rodziców. I postara się być jego córką. To nie tak, że nie kochała swojego ojca, pomyślała, pakując

walizkę. Kochała go. Kochała go, i to bardzo, ale w domu był Cole. Często się tam zatrzymywał, a to przede wszystkim jego unikała. Tess spakowała więcej luźnych ubrań, niż mogło być jej potrzebne, oraz swój ukochany wibrator, po czym wróciła do garderoby, aby znaleźć coś odpowiedniego na coroczne przyjęcie walentynkowe wydawane przez ojca. Była to jednocześnie trzecia rocznica jego małżeństwa z Missy. Jasne, to rzeczywiście był powód do świętowania. Wyciągnęła krótką, czarną jedwabną sukienkę i powiesiła ją na klamce. Z komody wyjęła czarne stringi, dopasowany koronkowy biustonosz i ciemne jedwabne pończochy. Ciemne kolory dobrze oddawały jej nastrój. Walentynki były dla zakochanych, a Tess nie miała nikogo. Wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego wybierała się na to głupie przyjęcie. Ojcu raczej by jej nie brakowało. Dom będzie pełen ludzi. Nie potrzebowali jej tam. Od ponad roku nie pojawiła się na żadnym z przyjęć Missy. Były głośne, tętniące życiem i zazwyczaj zbyt dzikie jak na jej gust. Poza tym Cole zawsze przyprowadzał swoją najnowszą flamę i wkurzał ją już od samego początku. Jego ciemnoniebieskie oczy będą ją obserwować, lekko cynicznie, zawsze błyszcząc z zainteresowaniem, podczas gdy lafiryndy u jego boku będą wdzięczyć się z uwielbieniem. Prychnęła. Jeżeli ona musiałaby się tak mizdrzyć, żeby go zatrzymać, wtedy pewnie… Westchnęła smętnie. Pewnie by się wdzięczyła, gdyby czuła, że to pomoże. Gdyby wiedziała, jak to robić. Jej język zawsze wydawał się wiedzieć lepiej niż ona. W dodatku działało jej na nerwy to jego poczucie wyższości. Już od czasu pierwszego pocałunku, kiedy jego twarde ciało przyparło ją do ściany i szeptał jej do ucha, co chciałby z nią zrobić. Jej ciało całkowicie uległo, a jej umysł – zszokowany i oszołomiony doznaniami – zadziałał natychmiastową obroną: jej niewyparzonym językiem. Minęły już dwa lata. Usiadła na łóżku, wciąż naga, z mokrą cipką pulsującą na

wspomnienie tamtych wydarzeń. – Czujesz ten żar, maleńka? – wyszeptał do niej. Trzymał ją przypartą do ściany, wciskając penisa pomiędzy jej uda. – Nie będę cię oszukiwał, Tess. Pragnę cię, i to bardzo. Ale nie jestem jednym z tych chłoptasiów z college'u, z którymi się zadajesz. Chce cię przywiązaną do mojego łóżka, krzyczącą, błagającą o więcej. Chcę pompować moim kutasem w twój mały, ciasny tyłeczek. Chcę słyszeć twoje jęki, kiedy będę w nim głęboko, pieprząc cię jednocześnie dildo, kupionym specjalnie dla twojej małej cipki. Drżała nawet teraz na wspomnienie podniecenia i gorącej, rozpaczliwej potrzeby. – Jasne – odgryzła się. – A potem ja mogę pieprzyć twój tyłek. Miał czelność śmiać się z niej. Śmiał się, kiedy jego palce zanurzały się w ciepłe i ciasne wnętrze jej cipki, a jej ciałem wstrząsnął orgazm. Zaparło jej dech w piersi, gdy czuła śliskie gorąco pulsujące w pochwie, otaczające jego palce. A potem wsunął je do innej ciasnej dziurki, którą obiecał pieprzyć. Najpierw jeden palec. Jej ciało przeszył ból, który sprawił jej zbyt wiele przyjemności, by czuła się z tym komfortowo. Tess pamiętała strach, który rozpalał ją równie gorąco jak podniecenie. Odepchnęła go, drżąc. Palący głód, który czuła i który ją rozpalał, był jej obcy. Nigdy dotąd nie doświadczyła takiego uczucia. Obserwował ją. Zarys jego twardego, grubego członka był wyraźnie widoczny na spodniach, a jego oczy ciemne z podniecenia, gdy stała przed nim, cała drżąc. – Zboczeniec! – oskarżyła go. Wykrzywił usta, a jego oczy gniewnie rozbłysnęły. – A ty? – spytał. – Kim ty jesteś, maleńka? Ponieważ wcześniej czy później będziesz musiała przyznać, że też tego chcesz. – Czego, gwałtu? – odgryzła się. Jego oczy nagle złagodniały, a na ustach zagościł dziwny uśmiech. – Nie, nigdy gwałtu, Tess. To ty będziesz mnie o to błagać.

Ponieważ oboje wiemy, że pragniesz tego tak samo mocno jak ja. Mój kutas wślizgujący się do twojego ciasnego tyłeczka, gdy krzyczysz, żebym przestał, a potem błagasz, żebym nigdy nie przestawał. Jesteś moja, Tess. Dobrze wiem, jak dać ci to, czego naprawdę potrzebujesz. Kiedy będziesz gotowa to zaakceptować, daj mi znać. Tess potrząsnęła głową. Chcieć a zaakceptować to dwie różne rzeczy. Marzyła o tym od tamtej chwili. Czuła się jednak zbyt zażenowana, by go poprosić, a on nie ponowił propozycji. Dotknęła swojej gładkiej, wydepilowanej woskiem cipki. Zamknęła oczy, kładąc się na łóżku. Myślenie o tym, czego od niej chciał, przerażało ją i jednocześnie podniecało do granic bólu. Wilgotna z podniecenia wyobrażała sobie, jak jego członek, gruby i twardy, wsuwa się w nią od tyłu, jak jednocześnie penetruje jej mokrą i chętną cipkę dildo, a ona leży przywiązana do łóżka, niezdolna do walki i ucieczki przed jego pragnieniami. Nigdy by jej nie skrzywdził. Wiedziała o nim wystarczająco dużo, by być tego pewną, ale mógł też pokazać jej rzeczy, na które chyba nie była gotowa. Mógł wyzwolić tę cząstkę jej natury, nad którą prawdopodobnie nie umiałaby zapanować. A tego naprawdę się obawiała. Przesuwała delikatnie palcami po wąskiej szczelinie cipki, okrążając łechtaczkę. Obiecał, że skosztuje jej tam. Przeciągnie językiem dookoła łechtaczki, possie ją, zje ją jak słodkość, liźnięcie po liźnięciu. Zadrżała. Pojękując, wyobrażała sobie, że jej palce to jego język, liżący jej śliską i gorącą cipkę. Okrążała łechtaczkę, szepcząc jego imię, aż w końcu przesunęła palce dalej w kierunku pochwy. Przygryzając usta, penetrowała ciasny tunel dwoma palcami. Zastanawiała się, co czułaby, gdyby to długie i grube palce Cole'a pieściły ją w środku. Miał duże dłonie, wypełniłby ją i sprawił, że błagałaby o więcej. Wyszeptał mroczną obietnicę, że będzie pieprzył jej tyłek, weźmie ją tam, sprawi, że będzie krzyczała dla niego. Przygryzła wargi, jej palce się poruszały, a jeden wsunął się do małej, ciemnej dziurki. Żałowała, że tak szybko spakowała wibrator. Gdy jej palec

przeszedł przez ciasne wejście, wsunęła dwa palce drugiej ręki do pochwy. W głowie słyszała jego głos, czuła jego palce, grubsze od swoich, przeszywające ukłucie rozkosznego bólu, gdy penetrował jej tyłek. Tak jak jej powiedział, ostrzegał, że będzie ją tam pieprzył. Kolana ugięły się pod nią, biodra napierały mocniej na własne palce, gdy wyobrażała sobie Cole'a pomiędzy swoimi udami, liżącego ją, pieprzącego ją swoimi palcami, doprowadzającego ją na krawędź, gdy ją pieprzył, jej cipkę, jej tyłek aż do… Krzyknęła, gdy delikatne fale rozkoszy przelały się przez jej ciało. Jej pochwa zaciskała się na palcach, jej łono drżało z przyjemności. Nie było to zaspokojenie, jakiego doświadczyła z palcami Cole'a albo z wibratorem, ale przynajmniej na chwilę zaspokoiła żądzę, która zdawała się tylko rosnąć z czasem.

Rozdział drugi Nie wystarczyło. Godzinę i jeden zimny prysznic później w ciele Tess znów wzbierało pożądanie. Leżała rozciągnięta na łóżku, jej ciało lśniło od potu, gdy walczyła o orgazm. Przeklęła telefon, kiedy zadzwonił z boku. Skrzywiła się z niechęcią, gdy nie przestawał dzwonić. Sięgnęła, łapiąc za słuchawkę. – Halo. – Spróbowała odchrząknąć, uspokoić gwałtowny oddech, miała nadzieję, że uda się jej jakoś usprawiedliwić, gdyby okazało się, że to ojciec. Nie chciała, żeby się domyślił, że jego córka jest wzburzoną masą napalonych hormonów, gotowych, by eksplodować. Z drugiej strony zapadła krótka cisza, jakby dzwoniący powoli dobierał słowa. – Lepiej się czujesz? – Głęboki, zmysłowy głos wyszeptał te słowa z nutką wszechwiedzącej drwiny. Tess zarumieniła się na dźwięk głosu Cole'a. A niech go szlag. – Nie czułam się źle – odburknęła, zamykając oczy i czując pulsowanie w pochwie. Pogładziła palcami łechtaczkę, odczuwała już narastające podniecenie. Cholera, mogłaby dojść, tylko słuchając jego głosu. – Nie, po prostu próbowałaś dojść – odpowiedział leniwie. – Mógłbym pomóc. Wystarczy poprosić. Poproś, poproś, błagał jej wewnętrzny głos. – W twoich marzeniach. – Wzdrygnęła się, gdy słowa wyrwały się jej z ust. Niech go szlag, zepchnął ją do obrony szybciej niż ktokolwiek inny. – Wydaje się, że w twoich również – powiedział, a drwina nagle znikła z jego głosu. – Wiem, jak brzmisz, gdy jesteś podniecona, Tess. Nie próbuj mnie okłamywać. Pozwól mi posłuchać. Dotknij się dla mnie. Tess czuła, jak oddech uwiązł jej w gardle. – Jesteś zboczeńcem, Cole. – Walczyła, by odzyskać kontrolę

utraconą na dźwięk tego seksownego głosu. – Czy sekstelefony nie są przypadkiem nielegalne? – Jestem pewien, że większość rzeczy, które chciałbym z tobą robić, można uznać za nielegalne – zaśmiał się. – Porozmawiajmy o tym, Tess. No dalej, powiedz mi, jak sprawiałaś sobie przyjemność. Używasz palców czy wibratora? – Nie mam wibratora – skłamała przez zaciśnięte zęby. – Dildo? – wyszeptał z podnieceniem. – Pieprzysz się sama, Tess? Myśląc o mnie i o tym, jak bardzo cię pragnę? – Nie! – Ścisnęła mocno słuchawkę w dłoni, potrząsając głową, pomimo że jej palce powróciły do gwałtownie pulsującej cipki. – Chcę zobaczyć cię w moim łóżku, Tess, jak rozkładasz nogi, a twoje dłonie dotykają tej ślicznej cipki, jak sama się pieprzysz. Czy wspominałem, że kupiłem to dildo, które ci obiecałem? Jest dobre i grube, Tess. Prawie tak duże jak mój kutas. Chcę patrzeć na ciebie, gdy będziesz go używać. Chcę widzieć, jak będziesz się nim pieprzyć. – Boże, Cole – wydyszała. – Rozmawiamy przez telefon. To nieprzyzwoite. – Ale jej palce zanurzały się już głęboko w pochwie. – Co robiłaś, zanim zadzwoniłem, Tess? – Jego głos był mroczny, gorący. – Wiem, że się dotykałaś. Znam dźwięk twojego głosu, gdy jesteś gotowa, by dojść. A jesteś gotowa, skarbie. – Nie. – Próbowała zaprzeczać oczywistej prawdzie, ale nie mogła złapać oddechu, gdy jej palce po raz kolejny potarły łechtaczkę. – Kurwa mać, Tess – warknął. – Jesteś już blisko, kochanie? – Jego głos stał się głębszy. – Gdybym tam był, krzyczałabyś. Pieprzyłbym cię tak głęboko i mocno, że nie mogłabyś przestać. Doszłabyś dla mnie, Tess. Dojdź dla mnie teraz, kochanie. Chcę cię usłyszeć. Jego głos był tak głęboki, zmysłowy i podniecony, że jej łono skurczyło się niemal boleśnie. Ciało wygięło się w łuk, wstrzymała oddech, prawie łkając. Wyzwolił jej najmroczniejsze pragnienia,

wydobył najgłębsze fantazje. Przerażało ją to. – Cole – wyszeptała jego imię, chcąc zaprzeczyć. Jednak jej palce nie słuchały, rytmicznie głaszcząc łechtaczkę, zatapiając się w pochwie, powtarzając te ruchy wciąż od nowa. Była tak gorąca, że ledwie mogła to znieść. Tak napalona, że prawie krzyczała o spełnienie. – Dotykam swojego kutasa, Tess, słuchając cię, jak tam leżysz. Wyobrażam sobie, jak dotykasz tej soczystej cipki. Marzę, by być tam z tobą i patrzeć, jak pieprzysz się dildo, które dla ciebie kupiłem. – Jego słowa sprawiły, że jej pochwa skurczyła się boleśnie, a biodra zafalowały, napierając na penetrujące palce. – Nie. – Potrząsnęła głową. Nie mogła tego zrobić. – Cholera, Tess, chcę cię pieprzyć – warknął szorstkim głosem. – Chcę zanurzyć się w ciebie tak głęboko i mocno, żebyś już nigdy tego nie zapomniała i nigdy więcej mi nie odmówiła. Dojdź dla mnie, do cholery. Przynajmniej pozwól mi usłyszeć to, czego nie mogę mieć. Pieprz się Tess, daj mi to. To nie twoje palce są zanurzone głęboko w twojej cipce, to mój kutas. Mój, i zamierzam cię pieprzyć, aż zaczniesz krzyczeć. Gwałtowny orgazm przetoczył się przez Tess. Drżała i jęczała, jej ciało zacisnęło się boleśnie, zanim jej pochwa eksplodowała. – O Boże, Cole – wykrzyknęła jego imię, a potem usłyszała mocny jęk rozkoszy. Wiedziała, że doszedł, wiedziała, że jej orgazm pociągnął za sobą również jego. – Tess – jęknął. – Niech cię szlag. Jak tylko cię dopadnę, zerżnę cię tak, że nie będziesz mogła chodzić. Tess zadrżała, słysząc w jego głosie erotyczną obietnicę. Ta mroczna zmysłowość przerażała ją. Sprawiała, że chciała oddać mu wszystko, czego zapragnął. – Nie – szepnęła, walcząc o oddech, walcząc o odzyskanie zdrowych zmysłów. – Prosiłam, żebyś trzymał się ode mnie z daleka. Chciała skomleć, chciała błagać. Po drugiej stronie linii zapadła cisza.

– Trzymać się z daleka? – spytał ostrożnie. – Nie sądzę, kochanie. Trzymałem się z daleka zdecydowanie zbyt długo. Jesteś moja, Tess, i zamierzam ci to udowodnić. Cała moja. Moja w każdy możliwy sposób i niech mnie diabli, jeżeli pozwolę ci temu wciąż zaprzeczać.

Rozdział trzeci Matka czekała na nią, gdy zeszła po schodach z walizką. Ella Delacourte była szczupłą, drobną kobietą o ciemnobrązowych włosach i bystrych piwnych oczach. Niewiele rzeczy uchodziło jej uwadze, szczególnie jeśli były to rzeczy, których nie akceptowała. – Więc jednak jedziesz – fuknęła na widok walizki, którą Tess postawiła przy frontowych drzwiach. – Myślałam, że masz więcej godności, Tess. Tess mocno zacisnęła wargi, walcząc ze sobą, by powstrzymać sarkastyczną odpowiedź cisnącą się jej na usta. – Tu nie chodzi o godność, mamo – odpowiedziała cicho. – On przecież jest moim ojcem. – Tym samym ojcem, który zniszczył naszą rodzinę i zadbał o to, że straciłaś dom, w którym się wychowałaś – przypomniała jej gorzko Ella. – To ten sam ojciec, który poślubił dziwkę znaczącą dla niego więcej niż ty. Tess zacisnęła zęby z bólu i gniewu. Nie była już dzieckiem i coraz częściej dostrzegała, dlaczego jej ojciec nie mógł dogadać się z matką. Ella uznawała tylko jeden punkt widzenia: swój własny. – Przecież o nas dbał – zwróciła uwagę. – Nawet po rozwodzie. – Jakby miał jakiś wybór. – Ella skrzyżowała ramiona na piersi i patrzyła z gniewem na Tess. – Tak, mamo, miał wybór, kiedy osiągnęłam pełnoletność – Tess przypomniała jej ponuro. – I wierzę, że nadal przysyła ci pieniądze i zabezpiecza wszystkie twoje potrzeby, podobnie jak moje. Nie musi tego robić. – Zagłusza wyrzuty sumienia – prychnęła Ella. Jej piękną twarz wykrzywiał gniew i gorzka furia. – Wie, że zrobił źle, Tess. Wyrzucił nas. – Nie, o ile dobrze pamiętam, to ty zadecydow
Wali konia przy patrzącej się czarnej dziewczynie
Bez tabu w lesbijskim rżnięciu
Nie zostaw nic na dworze

Report Page