W pętli czasu i przestrzeni : "Zanettii", "Filadelfia" "Paris time gap".
RFpNeFeFiFcLIl treno fantasma sulla Roma-Milano
W dniu 14.VI.1911 roku, rzymska kompania kolejowa i firma Zanetti prowadziły kampanię reklamową pokazując nowy typ spacerowego pociągu. Polegała ona na bezpłatnym przejeździe dla ludzi z establishmentu, ludzi znanych i bogatych.
14 lipca 1911 roku z rzymskiego dworca wyjechał w trasę pociąg wycieczkowy, zbudowany przez firmę „Sanetti” dla bogatych turystów. Znajdowało się w nim 100 pasażerów i 6 członków obsługi. Wycieczkowiczom postanowiono pokazać miejscowe atrakcje. Osobliwą z nich był bardzo długi jak na owe czasy, bo kilometrowej długości tunel, przebity w skałach Lombardii. Publiczność bawiła się doskonale, piła gratisowego szampana, dzieliła się wrażeniami…
Skład zbliżał się do długiego tunelu w Lombardii. I nagle, według relacji świadków, którzy zdążyli wyskoczyć z pociągu w biegu, wszystko dookoła zakryła mlecznobiała mgła. Obłok stawał się coraz gęstszy, stopniowo zamieniając się w lepką ciecz. Pociąg wjechał w tunel i przepadł.
Tylko dwóch pasażerów poczuwszy się źle postanowiło wyskoczyć z niego w ostatniej chwili. Jeden z nich signor Sadgino opisał dokładnie szczegóły jego zniknięcia w „Corriere di Roma”:
Usłyszałem naraz jakiś niezwykły huk. Za czarnym dymem z parowozu pojawił się znikąd mlecznobiały tuman mgły, który wypełzł z paszczy tunelu. Owa mgła dosłownie okryła i owinęła się wokół parowozu, a potem pokryła pierwszy wagon. To mnie przeraziło. Wyskoczyłem z wagonu i padłem na ziemię, kiedy pociąg był jeszcze w ruchu. Zauważyłem kątem oka, że wraz ze mną wyskoczył jeszcze jeden pasażer. Obaj uderzyliśmy w ziemię, a co było dalej – nie pamiętam.
Dokładne zbadanie i wizja lokalna w tunelu niczego nie dały: nie znaleziono żadnych śladów, które byłyby w stanie podać jakieś wyjaśnienie zniknięcia pociągu. Wydarzenie to nabrało szerokiego rozgłosu. Przerażeni Rzymianie unikali podróży tą linią kolejową, a sam tunel, na zbudowanie którego przeznaczono niemało środków, przyszło zamurować. W czasie II Wojny Światowej wpadła tam ciężka bomba lotnicza i obruszyła strop, co definitywnie zamknęło dostęp do tunelu.
We włoskiej średniowiecznej kronice, prowadzonej w jednym z klasztorów w Modenie, mówi się o dziwnym, fantastycznym wydarzeniu. Pewnego razu do ścian klasztoru powoli podjechał ogromny żelazny pojazd. Przypominał on owalny powóz z kominem i za nim ciągnęły się jeszcze trzy mniejsze. Na dodatek z komina walił w górę dziwnie ciemny, czarny dym. Straszny to był widok – nie inaczej, jak to był jakiś diabelski powóz! W klasztorze wybuchła panika, mnisi ukryli się w kościele i zaczęli odprawiać modły odganiające wroga rodzaju ludzkiego. A w tym samym czasie, z koszmarnego pojazdu wyszli dwaj wysłannicy diabła – mężczyźni z gładko ogolonymi twarzami, ubrani w czarne, jakby przykrótkie ubrania. Oni próbowali dostać się do klasztoru, ale mocne antaby na drzwiach i modlitwy do Maryi Panny nie pozwoliły na takie świętokradztwo i zbezczeszczenie świętego miejsca.
Tunel czasoprzestrzenny prowadzi do Meksyku
Lekarz-psychiatra Jose Saxino, mieszkający w Meksyku w latach 40. XIX wieku, prowadził dokładne notatki lekarskie ze swej praktyki. A oto jedna z jego notatek:
Do miejskiej przychodni przywieziono 104 osoby. Diagnoza – masowe zamroczenie umysłu, a na dodatek – jednakowe u wszystkich! Arcyrzadkie zjawisko! Pacjenci zachowywali się nieadekwatnie, nie rozumiejąc, kiedy zwracano się do nich. Ale to szybko się wyjaśniło, że to nie byli Meksykanie, ani Hiszpanie. Okazało się, że to Włosi! Niewiarygodna sprawa, bo żaden z tych Włochów nie znajdował się na liście pasażerów jakiejkolwiek kompanii żeglugowej. Sprawdziłem. Ale najdziwniejsze było to, że wszystkie 104 osoby twierdziły, że do Meksyku przybyło… pociągiem! I to nie byle skąd, ale z samego Rzymu! Nasi miejscowi głupcy zaczęli twierdzić, że to znak od Boga – posłańcy z Wiecznego Miasta. Ale przecież to niemożliwe – pociągi nie jeżdżą po wodzie!
Dalsze losy pasażerów tego zagadkowego pociągu nie są znane.
Paris clock gap on 29 December 1902
W nocy z 29 na 30 grudnia 1902 roku, o godzinie 1:05 w Paryżu, zatrzymały się prawie wszystkie naścienne zegary wahadłowe.
Dyrektor centralnej stacji meteorologicznej w Paryżu oficjalnie stwierdził, że przez cały ten czas nie zaobserwowano żadnych anomalii atmosferycznych. Sejsmografy nie odnotowały ani jednego przypadku drgań ziemi. Według naocznych świadków, coś złego działo się wówczas ze słynnym wahadłem Foucaulta: zmieniło ono amplitudę oscylacji i prawdopodobnie nawet na jakiś czas się zatrzymało. Zapisano to w dzienniku obserwacji, ale później zastąpiono odpowiedni arkusz w dzienniku. Nie jest jasne, komu i dlaczego było to potrzebne.
Jednak zdaniem ekspertów było to zjawisko geofizyczne, gdyż zatrzymały się tylko instrumenty wahadłowe. Ta anomalia nie miała wpływu na zegary napędzane sprężyną.
Wiadomo, że wahadło w zegarze zmienia się pod wpływem ziemskiej grawitacji. Takie jednoczesne zatrzymanie wszystkich wahadełek mogłoby mieć miejsce, gdyby na przykład tej nocy w Paryżu, siła ziemskiego przyciągania została zniwelowana na chwilę. Ten sam wariant byłby możliwy, gdyby cały obszar geograficzny znalazł się nagle w stanie swobodnego spadania.
Ponieważ jest to prawie niemożliwe, należy przyjąć, że wystąpiły wahania w fazie przeciwnej do fazy wahań wahadełka. Gdy takie oscylacje są sumowane, są one wzajemnie tłumione.
W dzienniku obserwacji wahadła Foucault, które było prowadzone przez służbę Panteonu, w nocy z 29 na 30 grudnia 1902 r. specjalnie nie zanotowano żadnych nieprawidłowości w "zachowaniu" urządzenia, to znaczy wahało się wahadło jak zawsze, bez żadnych odchyleń i zatrzymań.
Zjawisko to jest znane jako Allais effect
https://en.wikipedia.org/wiki/Allais_effect
Efektem Allaisa jest rzekome anomalne zachowanie wahadełek lub grawimetrów, które czasami jest rzekomo obserwowane podczas zaćmienia słońca. Efekt ten został po raz pierwszy zgłoszony jako anomalna precesja płaszczyzny oscylacji wahadła Foucaulta podczas zaćmienia słońca 30 czerwca 1954 r. przez Maurice'a Allaisa, francuskiego polimaty, który udał się do zdobycia Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii. Allais doniósł o innej obserwacji tego efektu podczas zaćmienia słońca z października 1959 r., korzystając z wynalezionego przez siebie wahadła. Badania te przyniosły mu w 1959 r. Nagrodę Galaberta Francuskiego Towarzystwa Astronautyki i uczyniły go laureatem amerykańskiej Fundacji Badań nad Grawitacją za jego osiągnięcia z dziedziny grawitacji z 1959 r. Prawdziwość efektu Allaisa pozostaje kontrowersyjna w środowisku naukowym, ponieważ jego testy często spotykały się z niespójnymi lub niejednoznacznymi wynikami w ciągu ponad pięćdziesięciu lat obserwacji.
Poza własnymi eksperymentami Allaisa, naukowcy na całym świecie prowadzili badania nad możliwym wpływem Księżyca, pochłanianiem lub zginaniem pola grawitacyjnego Słońca podczas zaćmienia słońca. Niektóre obserwacje przyniosły pozytywne wyniki, które zdają się potwierdzać, że drobne, ale wykrywalne zmiany w oczekiwanym zachowaniu urządzeń zależnych od grawitacji rzeczywiście występują w obrębie zaćmienia, ale inne nie wykryły żadnego zauważalnego efektu.
Rumuński fizyk Gheorghe Jeverdan i wsp. zaobserwował efekt Allaisa i tzw. efekt Jeverdana-Rusu-Antonescu lub efekt Jeverdana (tj. zmianę w okresie drgań wahadła podczas zaćmienia) podczas monitorowania wahadła Foucaulta podczas zaćmienia Słońca 15 lutego 1961 roku. Omówiono dwie hipotezy dotyczące ich obserwacji: podczas zaćmienia Księżyc wywiera efekt ekranowania przyciągania grawitacyjnego Słońca tak, że przyciąganie Ziemi jest pośrednio zwiększone, zjawisko, które może być również badane z pływami. Jeśli hipoteza dotycząca efektu ekranowania jest błędna, innym wyjaśnieniem może być to, że zmienność grawitacji Ziemi może być uważana za wynik dyfrakcji fal grawitacyjnych.[6][7] Erwin Saxl i Mildred Allen podobnie donosili o silnych anomaliach anomalii w okresie zaćmienia Słońca w dniu 7 marca 1970 r. i doszli do wniosku, że "teoria grawitacyjna wymaga modyfikacji".[8]
Dr Leonid Savrov z Instytutu Astronomicznego Sternberg zbudował specjalne wahadło parakoniczne do testowania efektu Allaisa podczas zaćmienia słońca 11 lipca 1991 r. w Meksyku oraz zaćmienia 3 listopada 1994 r. w Brazylii. Choć nie mógł zaobserwować twierdzenia Allaisa, że w ruchu wahadła parakonicznego istnieje dzienna cykliczność, to jednak nie pisał: "Najciekawszym wynikiem eksperymentów w Meksyku i Brazylii jest wzrost prędkości obrotowej płaszczyzny oscylacji wahadła w kierunku efektu Foucaulta podczas zaćmienia. Wydaje się, że mamy jakiś efekt specjalny"[9][10][11][12].
Różne inne eksperymenty wykorzystujące zegary atomowe i grawimetry zamiast wahadełek również odnotowały znaczące anomalne efekty grawitacyjne, które nie mogą być spowodowane ani przez efekt pływu lub dryftu grawimetrów, ani przez hałas o wysokiej częstotliwości, który ma specjalne wzorce. Eksperymenty te zostały przeprowadzone przez różne zespoły podczas zaćmienia Słońca w Chinach w 1992 r.,[13] w Indiach w 1995 r.,[14] i Chinach w 1997 r.[15].
Holenderski fizyk Chris Duif, badający ogólnie dziedzinę anomalii grawitacyjnych, stwierdza, że kwestia ta pozostaje otwarta, ponieważ obserwacje Allaisa nie odpowiadają konwencjonalnym wyjaśnieniom i że takie badania powinny być kontynuowane ze względu na ich stosunkowo niedrogi charakter i ogromne implikacje.
EKSPERYMENT FILADELFIA
Legendarny eksperyment Filadelfia, przeprowadzony w ramach Operacji Tęcza w 1943 roku przez amerykańską marynarkę miał przekraczać granice, wyznaczone zarówno przez XX-wieczną, jak i współczesną naukę.
Amerykańska marynarka planując Operację Tęcza zatrudniła do eksperymentu największe umysły ówczesnego świata – na liście można znaleźć m.in. Alberta Einsteina, Johna von Neumanna czy nawet Nikolę Teslę, który wprawdzie zmarł kilka miesięcy przed domniemanym eksperymentem, ale miał brać udział w przygotowaniach.
Kluczowym etapem Operacji Tęcza miał być eksperyment, którego celem było sprawienie, by statek wraz z załogą zniknął lub – według innych wersji – stał się niewidzialny.
- gdy włączono cewki i uruchomiono pole elektromagnetyczne, rozległ się niski buczący odgłos a cały statek został okryty tajemniczą „zieloną mgłą„.
- okręt znikł by pojawić się kilkaset kilometrów dalej w zielonej chmurze tuż przed brytyjskim lotniskowcem,fakt ten odnotował kapitan w dzienniku pokładowym.
- Teleportował się do bazy Sił Morskich Norfolk oddalonej o 600km od eksperymentu. Pojawiający się statek zauważyli mieszkańcy i żołnierze.
Jak mówi jeden z uczestników : ”załoga, która zmieniła swoje początkowe pozycje, znalazła się w niebezpieczeństwie po wyłączeniu pola. Pole zdolne dosłownie zagiąć światło, wystarczająco silnie by uczynić niewidzialnym cały okręt, może być postrzegane w inny sposób, ponieważ równie dobrze mogło ono być dość silne, by wysłać obiekt do innej przestrzeni, „nie będącej w fazie” z naszą. Jeśli ktoś poruszył się podczas powrotu do naszej rzeczywistości, został faktycznie stopiony z przegrodą okrętu“.
Po rozpoczęciu eksperymentu stojący w filadelfijskim porcie niszczyciel USS Eldridge zniknął, na chwilę przed zniknięciem został otoczony mgłą lub zieloną poświatą. Po zniknięciu okręt miał się pojawić w bazie marynarki w Norfolk w Virginii, a następnie – po kilku godzinach – ponownie ukazał się obserwatorom w Filadelfii.
Niestety, o ile sam okręt zniósł teleportację bez większego uszczerbku, nie można było powiedzieć tego samego o załodze – część zespoliła się z kadłubem, ciała niektórych były niekompletne a pozostali zapadli na różne choroby psychiczne.
Jak to zwykle bywa z tajnymi eksperymentami, jego przebieg został utajniony, świadkowie zamknięci w szpitalach psychiatrycznych lub zastraszeni przez FBI, a prawda na długo ukryta.
Marynarka wojenna USA nigdy nie przyznała się do eksperymentu. Wydała tylko krótkie oświadczenie:
USS Eldridge brał udział w badaniach naukowych, jednakże nie ma nic wspólnego z nadprzyrodzonymi opisami Eksperymentu Filadelfijskiego.
Przyznano jednocześnie, że faktycznie testowano możliwość wykorzystania pola magnetycznego do stworzenia tarczy przeciwtorpedowej dla okrętów. Istnieją jedynie poszlaki dotyczące zdarzenia. I tak po wielu latach milczenia (z powodu czystki pamięci) jedna z osób postanowiła wyjawić sekret marynarki wojennej. Al Bielek (właściwie Alfred Białek), to osoba, która była bezpośrednio zaangażowana w projekt, gdyż była uczestnikiem tamtych wydarzeń.
Jak sam twierdzi pojawił się 1983 roku i podjął decyzję aby wyjść na zewnątrz z informacjami o jego zaangażowaniu w Montauk i eksperyment Filadelfia. Bielek powiedział, że był to dopiero początek tajnych eksperymentów w bazie Montauk.
Ich celem miały być nie tylko podróże w czasie i przestrzeni. Oprócz tego chciano wykorzystać właściwości pola magnetycznego do sterowania ludźmi. Zadaniem naukowców miało być stworzenie broni, która mogłaby wywoływać choroby psychiczne u ludzi lub skłonić ich do wykonywania pewnych czynności.
[Jeśli jesteś zainteresowany takimi znaleziskami daj mi znać na Mirko ( ͡º ͜ʖ͡º) ]