W gumie ale i tak jest fajnie

W gumie ale i tak jest fajnie




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































W gumie ale i tak jest fajnie

العربية
Deutsch
English
Español
Français
עברית
Italiano
日本語
Nederlands
Polski
Português
Română
Русский
Svenska
Türkçe
中文




العربية
Deutsch
English
Español
Français
עברית
Italiano
日本語
Nederlands
Polski
Português
Română
Русский
Svenska
Türkçe
中文


Ukrainian is now available on Reverso!

Arabic
German
English
Spanish
French
Hebrew
Italian
Japanese
Dutch
Polish
Portuguese
Romanian
Russian
Swedish BETA
Turkish
Ukrainian BETA
Chinese


Synonyms
Arabic
German
English
Spanish
French
Hebrew
Italian
Japanese
Dutch
Polish
Portuguese
Romanian
Russian
Swedish BETA
Turkish
Ukrainian BETA
Chinese
Ukrainian



These examples may contain rude words based on your search.



These examples may contain colloquial words based on your search.


Translation of "Tak jest fajnie" in English



Kiedy ona tego pragnie. Tak jest fajnie .




When she desires it. This is fine .



Ale jeśli pyta pani mnie jak znajomego, to Catherine chyba sądzi, że tak jest fajnie .




But if you're asking me as her friend, I bet it's 'cause Catherine thinks it's cool .



Nadal jeździ autem brata, bo uważa, że tak jest fajnie .




She still drives her brother's old car because she thinks that's cool .




When I was a kid we used to turn our hat around backwards .



I to byłby błąd. Trafiamy tam wieczorem, goni nas burza, więc nie udaje nam się obejść całego półwyspu, ale i tak jest fajnie !




We arrived in the evening, there was a storm coming, so we didn't have a chance to walk around, but it was worth it !


Display more examples
Suggest an example

Voice and photo translation, offline features, synonyms , conjugation , learning games
Results: 18 . Exact: 18 . Elapsed time: 68 ms.
© 2013-2022 Reverso Technologies Inc. All rights reserved.

Nieobsługiwana przeglądarka Korzystasz z przeglądarki, która nie jest obsługiwana przez Facebooka, dlatego nastąpiło przekierowanie do prostszej wersji, aby zapewnić Ci najwyższy komfort użytkowania.
Wygląda na to, że ta funkcja była przez Ciebie wykorzystywana w zbyt szybki, niewłaściwy sposób. Możliwość korzystania z niej została w Twoim przypadku tymczasowo zablokowana. Jeżeli uważasz, że nie jest to sprzeczne z naszymi Standardami społeczności, powiadom nas o tym .

Luźne dyskusje na tematy związane z substancjami psychoaktywnymi.



Wyświetl: Wszystkie posty 1 dzień 7 dni 2 tygodnie 1 miesiąc 3 miesiące 6 miesięcy 1 rok
Sortuj wg: Autor Data Tytuł
Kierunek: Rosnąco Malejąco




Chciałabym czymś się z Wami podzielić i mam nadzieję, że kto powinien, ten coś z tego dla siebie wyciągnie.
Leżę dziś cały dzień w łóżku i nie robię nic, zaczęło się od jakiejś strony gdzie był artykuł o narkotykach , potem oglądałam filmy o krokodilu a skończyło się na tym forum i się zaczytałam ;) Nie jestem święta, próbowałam różnych rzeczy, więc początkowo podeszłam do tego forum z dużą sympatią. Od dawna nie używam narkotyków, czasem zapalę jak ktoś mnie poczęstuje. Zaczęłam sobie czytać o mefedronie żeby zobaczyć, czy inni mają podobne wspomnienia. Potem z niezdrowej ciekawości czytałam o najgorszych rzeczach jakie zrobiliście dla narkotyków i po narkotykach, o heroinie, braniu do żyły mefedronu, o tym jak długo można się nieuzależnić itp.

Dla mnie narkotyki są oczywistym, choć nieobowiązkowym, stadium na drodze do dorosłości i dojrzałości. Pewnie, jak ma się 18 (u niektórych - 16; u innych - 25 ) lat to trzeba narobić trochę głupot, dlatego nie jest obca amfetamina, marihuana, MDMA, mefedron i wszelkiej maści kokolino. Pamiętam, jak pierwszy raz miałam styczność z mefedronem - potem cały tydzień chodziłam z głupim uśmieszkiem, bo aż przebierało się nogami do kolejnego cudownego doznania... kilkanaście razów później już trochę mniej mi się zaczęło podobać - siedzi się gdzieś jak idiota do 8 rano i trzęsie, trochę za dużo się o tym myśli, cały dzień nie da się spać... Raz wziełam za dużo i "klatkowała" mi się rzeczywistość i nie bardzo wiedziałam co robię, nie było to zbyt przyjemne. Wtedy wydawało mi się, że super się bawię i faktycznie, parę razy było naprawdę super. Ale jak teraz myślę o łażeniu jak wampir po mieście nocą z niewiadomo kim i z zaciśniętymi szczękami to jest mi raczej głupio niż miło i dziękuję bogu, że nie spotkałam wtedy nikogo znajomego ani np. członka rodziny. Musiałam wyglądać i zachowywać się strasznie. Raz wzięłam amfetaminę i było to straszne- nie wiem jak można się od tego uzależnić; po zażyciu nie uzyskuje się niczego, czego nie dałab y mocna kawa a potem cały dzień cierpi się nieziemskie katusze i ledwo kontaktuje. Ale wzięłam , bo był środek nocy i nic innego nie było -także wiem, jak to jest robić głupoty. Brałam też raz MDMA i wspominam to doskonale. Co oczywiście nie znaczy, że będę to robić częściej niż raz na wiele lat czy miesięcy (póki co skończyło się na razie).

Tak jak pisałam, zaczęłam czytać to forum z nastawieniem na śmieszne historyjki itp. I zastanowiło mnie, jak wiele tu jest nieśmieszych historyjek... I jak mało z użytkowników zdaje się wyciągać wnioski. Granice się przesuwają i ani się obejrzymy, a jako "zabawne przygody" opisujemy coś, co jeszcze parę lat (miesięcy?) temu uznalibyśmy za zgrozę i zbydlęcenie. Robiło mi się coraz gorzej, jak czytałam przygody opisywane na tym forum - spaliłem psa, strzelałem do kota, okradałem rodzinę, wyniosłem wszystko z domu, kurwię się no ale wiadomo - heroina, pobiłam kogoś pod dyskoteką bo się nie mogłam opanować, od pączków też się można uzależnić, zwykły kowalski to ma niby lepsze życie?, ćpałem kilka dni pod rząd i było źle ale nie zamierzam przestać... Najbardziej przeraził mnie właśnie brak samoświadomości. Ćpałem 3 dni pod rząd ale mam to pod kontrolą? Walę od stycznia bez przerwy ale mógłbym przestać? Łykam 30 jakichś tabletek z apteki ,zapijam to wódką i dokładam amfetaminę i tak od lat ale to są tylko żarty? Nie wiem czy jestem uzależniona, bo nie robiłam sobie przerwy dłuższej niż dwa dni ? Serio? Miałam ochotę natychmiast odpisać " ja wiem - jesteś uzależniona!". Najgorsze, że czytałam te szumne opowieści o trzeźwieniu, nieuzależnieniu, dystansie i mądrości użytkownikó np. heroiny i z przykrością dochodziłam do wniosku, że ... to są ćpuny, oczywiście że piszą że dadzą sobie pradę i że jest dobrze, ćpuny przecież z zasady kłamią.

Widzę, że wchodzą tu też młodsi ludzie, którzy wierzą w te zapewnienia starych ćpunów o kontroli nad samym sobą... To bardzo smutne. Pączki naprawdę nie uzależniają tak samo, jak heroina. Lubimy pączki ale nie jemy ich codziennie po dziesięć. Większość z nas lubi pączki, a mimo to je je parę razy do roku. Czy z ciężkimi narkotykami jest tak samo ? Komiczne wydawały mi się "sprytne" spodoby na zachowanie zdrowia - biorę żelazo i pięć witamin C co rano, no a potem ćpan do wieczora... Nie, nie będziesz od tego zdrowszy, narkotyki są bardzo niezdrowe o ile są nadużywane i żelazo tu nic nie pomoże. Przepraszam. Nie ćpając, naprawdę nie musisz mieć puszczającej się żony i nudnej roboty. To są jakieś duposchrony zaprojektowane po to, żeby dalej ćpać.

Pamiętam, jak miałam z 18 lat i wydawało mi się, że narkotyki są szałowe i najlepsze. Potem zaczynało mi coś nie grać w odurzaniu się do oporu 2-3 razy w tygodniu. Pamiętam jak przeczytałam wtedy jakiś artykuł w amerykańskim Vice gdzie autorka pisała o tym, jak postrzega ludzi spędzających za dużo czasu na zabawie. Szlo to tak:

The function of a party is to provide a temporary parallel world that fulfills what the regular world does not and cannot. In its most basic structure, a party—drinks, enforced intimacy, soft crushes of humans-on-humans, the democracy of being in a position to interact with everyone – is just a fake-out. A nice one. This is why people who party too much are so fucking proud of themselves: They think they invented/discovered the parallel world but haven’t been outside of it long enough to see its cardboard edges.

( Instytucja imprezy polega na zapewnieniu tymczasowego świata równoległego, który ma zapewnić to, czego zwykły swiat nie zapewnia i nie może zapewnić. Alkohol, wymuszona bliskość innych, zauroczenie się w kimś obcym w mroku na jedną noc, demokracja polegająca na tym, że możesz pogadać z każdym - to jest udawanie. Przyjemne, ale udawanie. To dlatego ludzie, którzy dużo imprezują są z siebie tak kurewsko zadowoleni: myślą, że wynaleźli/odkryli równoległy świat ale ponieważ na długo z niego nie wychodzą, to nie widzą, że ma on ściany z papieru) - sorry za tłumaczenie z dupy, nie chciało mi się nad ytm siedzieć ale chciałabym, żebyście wiedzieli o co chodzi

Po przeczytaniu uznałam, że strasznie pieprzy i poczułam się bardzo urażona - a co ona tam wie?! To JEST świat idealny, super się bawię i nie ma nic złego w siedzeniu gdzieś do ósmej rano nad kreską i piwem "kozackim"!! To jest życie!! Potem jednak zaczęłam o tym trochę więcej myśleć i ze smutkiem zrozumiałam, że ma rację. Problemy znikają, jak się z nimi godzimy lub jerozwiązujemy. Nie wtedy, jak ćpamy tygodniami żeby je usunąć.

Super koledzy i koleżanki od zabawy... z czasem wcale nie są aż tak super. W moim przypadku nawet przy okazyjnym dość wciąganiu zaczęło się skąpienie na kreskach, oszukiwanie.. Wszyscy rano i przez całe kolejne dni mieli zjazdy i byli smutni i nieszczęśliwi. Niektórzy potwornie się wstydzili co rano lub potwornie żałowali że np nie poszli do roboty lub wydali wszystko na zabawę, której nawet nie pamiętają. Rujnowali sobie wszystko ale mówiło isę o tym w żartach, no bo co mieliśmy robić? Płakać?

Jakoś w tych super filmach o narkomanach i szałowych teledyskach nikt nie wspomina o tym że czujesz się jak gówno, nos wysycha ci od środka (w moim przypadku, w innych pewnie co innego), wszystko cię czasem boli, jesteś skołowany a co najgorsze, nikt nie wspomina, że ludzie,z którymi się bawisz, w większości wcale nie wyglądają jak boscy muzycy rockowi, gwiazdorzy z teledysków ani gazele z wybiegu a co najgorsze, wcale nie są szczęśliwi.

Bo po to wg idei bierzemy narkotyki, prawda? Żeby być szczęśliwi? Ja to rozumiem, też nie jestem święta. Wiem, że wielu z Was pewnie ma przesrane w domu, rodzice byli alkoholikami, chłopak jest nie taki, praca jest nie taka, miejsce zamieszkania jest nie takie... Ale warto , naprawdę warto zauważyć, że to wszystko nie zmienia się dzięki narkotykom na lepsze. Owszem, może odpłynąć na parę godzin, ale jeśli narkotyki zaczynają pochłaniać coraz więcej czasu to siłą rzeczy zawalamy coś ważnego i... jest jeszcze gorzej. Nie możemy na złość mamie czy tacie się zaćpać. To znaczy możemy, ale po co? Niszczymy tylko siebie i swój potencjał, a przy okazji też często ranimy innych. Chciałabym opisać Wam, w jakim stanie jest teraz kolega, z którym zaczynałam zabawę w kokolino itp. Jest wrakiem. Co kilka dni pisze na Fb statusy typu "Ludzie to kurwy.... Zło.. Wszędzie zło...". Tak widzi świat przez narkotyki. Jest utalentowany, ma gdzie mieszkać, ma pracę, jest fajny i dość przystojny. Kiedyś miał bar, ma ponad 30 lat, mieszka z mamą i ledwo pracuje. Jest wrakiem który ciągle narzeka na swój los, przez narkotyki. Nie ma przyjaciół innych niż od narkotyków, a wiadomo jacy to przyjaciele. Jak mam okazję (bo już się nie widujemy, bo zbyt jest mi go żal żeby się razem bawić, zresztą jużsię tak za często nie bawię), to próbuję go namówić, żeby pojechał choćby na wakację. Żeby na chwilę odpocząć od dilerów, ciemnych klubów, "przyjaciół" i calego tego syfu. Mówi że pojedzie. Już parę lat tak mówi. Wiem ,że nie pojedzie, bo nie ma kasy, bo wszystko wydaje na imprezy i narkotyki.

Pamiętam, że jak z nim się bawiłam intensywnie (parę lat temu, przez jakiś może rok), to wydawało mi się, że jestem dość szczęśliwa ale... marnowałam swój potencjał, nic nie robiłam z życiem, byłam ciągle rozżalona i w depresji. Teraz mam super pracę ( i nie mówię tu o jakiejśtam robocie, tylko naprawdę pracy która daje mi wielką przyjemność), staram się dbać o krewnych (wcześniej miałam ich w dupie), jestem w szczęśliwym związku od paru lat, podróżuję, mam pasje i ... no , jestem szczęśliwa. Pewnie, nie non stop, ale po mefedronie też nie byłam szczęśliwa non stop i czuję ulgę, że już myślę za siebie a nie lewituję po klubie o czwartej nad ranem z zaciśniętymi szczękami gubiąc telefon i zapominając o jutrze.

Mam nadzieję, że nie odbierzecie tego, co pisze, jako złośliwości. Piszę to też do siebie, bo daleko mi od ideału - jaram szlugi i może za często piję piwo. Ale życzę Wam i sobie w nowym roku, żebyśmy podchodzili do swoich nałogów lub "nałogów" trochę bardziej świadomie, żebyśmy byli szczęśliwi na trzeźwo i żeby to forum naprawdę było pełne wesołych historyjek, a nie wstrząsających opisów upokorzeń, złamanych życiorysów, zaćpywania się najtańszym kosztem tabletkami z apteki, pożyczania sobie igieł w desperacji i zeszmacenia. Happy New Year. Trzymajcie się.

Dodalem opis wątku i rozbilm tekst, żeby się łatwiej czytało - 02
Nie chce mi się rozpisywać jakie to narko są złe, bo każdy jest kowalem własnego losu. Masz rację, biorąc coś z narko, coś oddajemy, a to czas, zdrowie ogólnie to co każdy jest z nas poświęcić dla chwili przyjemności. Ameryki nie odkryłaś :) O dziwo dużo rzeczy które opisałas pokrywa się z doświadczeniami mojej dobrej kumpeli, a może przyjaciółki, tego nie wiem. Jeśli możesz to napisz mi skąd jesteś, łudzę się żę to Ty xD

Wyświetl profil - kosmiczny kompost



Wyświetl profil - swordfishtrombonist


To jest raczej oczywista oczywistość. Narkotyki nie dają szczęścia, to tylko jak założenie kurtki w zajebiście zimny wieczór - dopóki jest założona Tobie jest ciepło, ale to nie znaczy, że nagle otoczenie się zmieniło, czy nastąpiło ocieplenie. To banalne co powiem, ale dragi to właśnie taka kurtka szczęścia i to fhuj nietrwała. Do wyrzucenia po kilku godzinach. Prawdziwe szczęście buduje się dłużej, jak DOM , do którego możesz wejść i siedzieć tam i będzie ciepło Tobie, innym których zaprosisz, i nie zniknie po kilku godzinach.

Banał. Bo narkotyki są banalne, bo życie jest banalne, bo wreszcie my finalnie ... jesteśmy banalni.

Jest genialny film o Steve-O z Jackassów (rise and fall, czy coś takiego) opowiadający o właśnie takich sprawach. Polecam.
Bardzo ciekawy tekst, spojrzenie osoby z zewnątrz, spoza "naszego" marginesu :-) Dawno nie spotkałam się z takim opisem narkotykowego światka, chociaż w większości to są oczywistości. Wprawdzie większość ludzi z mojego otoczenia z liceum czy gimnazjum, którzy eksperymentowali, mogłoby opowiedzieć podobną historię, co autorka tekstu, ale... no właśnie - to tzw. "normalni ludzie", potrafiący w zdrowy sposób podejść do swoich problemów i w odpowiednim momencie powiedzieć sobie "dość", uwierzyć w to, że praca nad sobą na dłuższą metę opłaci się bardziej niż ucieczka w narkotyki. Którzy wiedzieli, jak się do tego zabrać. Potrafili w odpowiednim momencie pomóc sobie albo poprosić o pomoc. Normalna większość, z którą tak naprawdę miałam słaby kontakt (potem na studiach poznawałam już praktycznie tylko ludzi, którzy w ogóle nigdy niczego nie ćpali). A obok istniały problematyczne jednostki, niepotrafiące się dopasować do otoczenia, irytujące i niechciane, albo same mimowolnie odrzucające każdą próbę wyciągnięcia do nich ręki. Co w większości przypadków, prędzej czy później, doprowadziło do wykształcenia mechanizmów obronnych, na przykład wmawiania sobie po spróbowaniu opioidu (pomimo świadomości czym to się najprawdopodobniej skończy), że jest dobrze, bo znalazło się lek na to całe zło, które nas dusiło przez całe życie i hamowało rozwój, albo po prostu nie pozwalało odczuwać szczęścia. Takim ludziom powiedzieć, że "Problemy znikają, jak się z nimi godzimy lub je rozwiązujemy." to jakby wyrecytować jakąś chińską mądrość po mandaryńsku. Pewnie, że to prawda, ale totalnie niezrozumiała dla niektórych, niekoniecznie z ich winy :-)
Teksty z kodeinowej knajpy w stylu "nie jestem uzależniony, i właśnie zdecydowałem, że od jutra robię dwutygodniową przerwę" chyba u każdego średnio rozgarniętego usera wywołują tylko śmiech, ewentualnie smutek, jak sobie pomyśleć o tym co taki "nieuzależniony" będzie przechodził za kilka tygodni czy miesięcy... Nikt normalny w takie zapewnienia nie wierzy. :-)
Poza tym powodów do sięgnięcia po narkotyki jest mnóstwo, i czasami jak się pozna historię takiego przykładowego ćpuna, który wyniósł z domu mamy biżuterię, żeby mieć na hel , to okazuje się, że ćpanie jest jednym z mniej szokujących aspektów jego życia. Nie można usprawiedliwiać, trzeba chcieć zrozumieć :-)
Tobie również szczęśliwego Nowego Roku :-)


PS Jeżeli dobrze kojarzę, spalenie psa to była tylko taka wkrętka, nie wierz we wszystko co tu przeczytasz :cheesy:
Oglądałam ten film o Steve-O, był świetny czy raczej bardzo smutny ale dający do myślenia. Oglądałam ten też Black tar - the end of the street i rózne takie z Vice (czy raczej wszystkie takie z Vice;p) i ten gdzie Louis Teroux investigates meth . Mi bardzo pomogła też książka Pema Cziedryn (jest gdzieś w pdfie - mądrość nieuciekania albo ta druga, zacznij tu gdzie jesteś?) i tego typu artykuły; ) jak ten http://www.vice.com/en_uk/read/why-i-quit-drinking
czy ten http://www.vice.com/read/this-must-be-the-place
W ogóle bardzo lubię artykuły, filmy, wywiady czy książki osób, które się "świetnie bawiły" ale z tego wyszły - jak Craig Fergusson, Russel Brandt, Steve-O, David Bovie itp ;)wydają się jacyś najmądrszejsi. wkurza mnie tylko Christiane F która ciągle się nad sobą użala a ma wszystko żeby po prostu przestać ;p I na podobnej zasadzie Tomasz Piątek . Za to Max Cegielski i Cezary Ciszewski dali radę.
Wow! Że jest fajnie to wiadomo, ale niefajnie? O tym chyba mało kto mówi, dzięki, że poruszyłaś ten rzadki w kontekście narkotyków temat! Otworzyłaś mi oczy, idę, muszę głęboko to przemyśleć. ;-)
Uwaga! Użytkownik Machine205 nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
@Machine205
Twój post jest tak dziwny, że nie wiem czy ironizujesz czy mówisz serio...
Boshe, no widocznie nie jest dane.. :rolleyes:
Uwaga! Użytkownik Machine205 nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie o
Tesciowa mnie pragnie
Naga z ladnie owlosiona cipka
Mokra z orgazmu japonka

Report Page