Włoszka zdaje egzamin

Włoszka zdaje egzamin




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Włoszka zdaje egzamin
Academia.edu no longer supports Internet Explorer.
To browse Academia.edu and the wider internet faster and more securely, please take a few seconds to upgrade your browser .
Enter the email address you signed up with and we'll email you a reset link.
Sorry, preview is currently unavailable. You can download the paper by clicking the button above.


Academia.edu no longer supports Internet Explorer.
To browse Academia.edu and the wider internet faster and more securely, please take a few seconds to upgrade your browser .
Enter the email address you signed up with and we'll email you a reset link.
Sorry, preview is currently unavailable. You can download the paper by clicking the button above.


Mojej Żonie PROLOG W drogę Lucia przylgnęła czołem do szyby i wpatrzyła się w krajobraz. Chciała ten widok dokładnie wyryć w pamięci i zabrać ze sobą...

Mojej Żonie

PROLOG

W drogę

L

ucia przylgnęła czołem do szyby i wpatrzyła się

w krajobraz. Chciała ten widok dokładnie wyryć w pamięci i zabrać ze sobą. Czy była szczęśliwa, że wyjeżdża? Sama nie wiedziała. Na pewno poczuła ukłucie żalu o brzasku, kiedy jej taksówka beznamiętnie wytoczyła się na drogę, a ona patrzyła, jak wszystko robi się coraz mniejsze, aż w końcu znika: grupka znanych domostw, kościół, babciny ogród i błyszczące w dole morze. Tak, nade wszystko będzie jej brakować sycylijskiego morza. I „żółwiej plaży”, jak ją nazywała w dzieciństwie, najpiękniejszej na całym wybrzeżu w okolicach Siculiany. I jeszcze: odgłosu kroków ojca, jaśminowych perfum babci Marty i cudownych zapachów wydobywających się od samego rana z jej kuchni. No i był jeszcze Rosario. Tak, oczywiście, do niego też będzie tęsknić. Jednak odrobina dystansu z pewnością nie zaszkodzi, pomyślała i znowu zapatrzyła się w dal, na coraz bardziej odległą wstążkę morza. Pozwoliła, by ogarnęło ją poczucie niepokoju, niemal fizyczne doznanie biegnące od żołądka do piersi i wyżej,

jak trucizna, która powoli, ale nieubłaganie rozprzestrzenia się od korzeni do samego wierzchołka rośliny. Poczuła się zagubiona jak nigdy dotąd. A jeśli wszystko to była jedna wielka głupota? Przypomniały się jej słowa ojca. – Na co ci ten wyjazd? – zapytał ją poprzedniego dnia na werandzie, przerywając koncert świerszczy i wpatrując się intensywnie w domowy warzywnik, jakby tam szukał odpowiedzi. – Trzy miesiące w gazecie… I co dalej? Co ci z tego przyjdzie? Pewnie, co Rzym, to Rzym, ale twoje życie jest tutaj. I chyba nie jest wcale takie złe, nieprawdaż? Gdyby patrzeć od tej strony, ojciec miał sporo racji: byli całkiem zamożni, rodzina Rosaria jeszcze bogatsza – chłopak był w końcu synem ważnego adwokata w Siculianie – krótko mówiąc, czekała ją spokojna, wygodna i dostatnia przyszłość. – Nie wiesz, że kto chce za wiele, zostaje w końcu z niczym? – ojciec niewzruszony ciągnął swoją tyradę przeciwko wszelkim zmianom. – Jesteś piękna, inteligentna, masz dobrą rodzinę, której ci ludzie zazdroszczą, a ty co? Ciągle ci mało, jak rozkapryszonej dziewczynce? Wiem, że jak coś sobie wbijesz do głowy, to nie ma sposobu, by cię od tego odwieść. Zawsze byłaś uparta. Pamiętaj tylko, że już najwyższy czas, żebyś zaczęła się zachowywać jak dorosła kobieta, która ma obowiązki. Więc jedź już sobie, udowodnij, co masz do udowodnienia, ale za trzy miesiące wracaj do domu

i zacznij w końcu żyć swoim życiem. Lucia nie znosiła, kiedy ojciec tak mówił. Miała ochotę odpowiedzieć mu bez owijania w bawełnę, ignorując dobre maniery, które ją zawsze powstrzymywały. Chciała oświadczyć, że nie ma racji, że to nie żaden kaprys, ale marzenie życia, które nareszcie ma szansę się ziścić. Jednocześnie bolało ją serce, gdy na niego patrzyła, i miała ochotę przepraszać za to, że przysparza mu trosk, że niszczy plany, jakie miał wobec swej jedynej i uwielbianej córki. Chciała mu to wszystko powiedzieć, ale nie potrafiła wydobyć z siebie słowa. Patrzył na nią trochę zły, trochę smutny, a jej zaszkliły się oczy. Wreszcie wyszła, nie chcąc płakać jak dziecko w przeddzień wyjazdu. Dlaczego ojciec nie potrafił pojąć, jak to dla niej było ważne? Zgoda, miał inne plany wobec córki, ale czy naprawdę tak trudno jest zrozumieć potrzebę dziecka, by oderwać się od domu i rodziny, przynajmniej na jakiś czas? A jeśli jednak to on ma rację? W chwili, gdy wsiadła do taksówki, zaczęły ją ogarniać coraz silniejsze wątpliwości. Jak sobie poradzi w Rzymie, skoro nawet brak jej odwagi, by odeprzeć zarzuty rodzonego ojca? Czego szuka w szerokim świecie, skoro nawet najbliższych nie potrafi przekonać do tego, co dla niej ważne? Znowu zaczęła się wahać. W akcie desperacji zrobiła jedyne, co przychodziło jej do głowy. Zadzwoniła do babki.

– Halo? – usłyszała w słuchawce wesoły głos. – Babcia? Nie przeszkadzam? – Nie, kochana, wręcz przeciwnie. Co też ci przychodzi do głowy? Ty mi nigdy nie przeszkadzasz. – A co porabiasz? – zapytała, pociągając nosem. – Nie mów nikomu, ale zabieram się do ćwiczenia jogi – odpowiedziała babka konspiracyjnym tonem. – Jogi? – Lucia nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. – Śmiej się, śmiej, ale to najlepsza rzecz na początek dnia: wchodzę w harmonię z żywiołami i… a zresztą sama powinnaś spróbować. Potem idę na zakupy i wracam do garów. Dzisiaj czwartek. – No przecież! Koleżanki przychodzą na karty. – Otóż to, moja droga. Trzeba pielęgnować dobre przyzwyczajenia. Kiedy będziesz miała moje lata, nauczysz się je doceniać… – Jakbym słyszała tatę. – Twojego ojca? Na litość boską! Jesteś jeszcze młoda, na razie lepiej, żebyś przyzwyczajenia miała gdzieś i robiła to, co ci serce dyktuje. A skoro serce ci każe wsiadać do taksówki i jechać na lotnisko, to tym lepiej! – Babciu, naprawdę tak myślisz? – Lucia rozpogodziła się. Babcia Marta jak zawsze odgadywała jej stan ducha wcześniej, niż dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć. – Ależ oczywiście! Co się dzieje, skarbie, boisz się?

– A jeśli to tato ma rację? Jeśli porywam się z motyką na słońce? – Posłuchaj, moja droga, pamiętasz, jak w dzieciństwie nie chciałaś się nawet zbliżyć do morskiej wody? A teraz uwielbiasz pływać. Sama wiesz, że nie można pozwolić, by strach cię obezwładnił. I pamiętaj, że jesteś silna. A poza tym masz okazję, żeby pokazać to twojemu ojcu. – Ale jak ja będę żyć bez morza? – zapytała ni stąd, ni zowąd Lucia. – No nie przesadzaj! Przecież Italia to półwysep, morze jest wszędzie! Zresztą możesz w każdej chwili przyjechać do nas. I nie każ na siebie za długo czekać! A teraz głowa do góry i cała naprzód, nie daj się niczym zniechęcić. Pamiętaj, co mi obiecałaś. – A co? Pewnie żebym wkładała podkoszulek, bo tam wszędzie jest klimatyzacja? – Właśnie o to mi chodziło – zaśmiała się babka. – A teraz jedź i nie odwracaj się za siebie. – Babciu? – Tak? – Strasznie cię kocham. – Ja ciebie też, słonko. – Jak ja sobie bez ciebie poradzę? – Pewnie, że sobie poradzisz, a poza tym zawsze możesz do mnie zadzwonić. A w trudnych chwilach będziemy się łączyć telepatycznie, jak w tym filmie dla dzieci, który mi kiedyś puściłaś… jaki on miał tytuł?

– Który film? – No ten ze statkami kosmicznymi, z tym jednym złym, co okazuje się ojcem bohatera i na końcu się zmienia i staje się dobry. Ale teraz już muszę kończyć, caponata1 sama się nie zrobi. – A, Gwiezdne wojny! Ależ ty potrafisz streszczać, babciu. To tymczasem, zadzwonię, kiedy będę na miejscu. – Całus, maleńka, i bądź dzielna. To znaczy: rób wszystko to, co by ci ojciec odradzał. Telefon do babci Marty był właściwą decyzją: udało się okiełznać męczącego chochlika przebranego za tatusia, który wykorzystywał chwile jej słabości, by zasiać w głowie zwątpienie. Dzień wcześniej obiecała jej wkładać podkoszulek, ale również to, że będzie szukała własnej drogi i nie pozwoli się ograniczać. Nic więcej. Podczas tych trzech miesięcy stażu w gazecie nie miała zdobyć nagrody Pulitzera, ale odkryć swoje pragnienia i marzenia, zanim będzie za późno. Babcia miała rację, kiedy mówiła: „Musisz wybierać, bo jeśli nie, to inni wybiorą za ciebie”. 1 Popularna na włoskim Południu potrawa warzywna w formie gęstego sosu z głównym składnikiem w postaci grubo krojonych i obsmażonych bakłażanów, spożywana najchętniej na zimno. Babcia Marta zapewne

przygotowywała ją w wersji z Agrigento (w tej prowincji leży Siculiana): bakłażany, papryka, pomidory, cebula, seler naciowy, oliwki zielone i czarne, kapary, marchewka, ogórki, ocet, miód, cukier, czosnek, oliwa i ostra papryczka (wszystkie przypisy tłumacza).

1

Nie będziemy marnować czasu

S

ą w życiu takie chwile, kiedy niczego nie można

uznać za oczywiste, nawet tego, że oddychamy, chodzimy czy wyciągamy po coś rękę. Niekiedy emocje ogarniają cię bez reszty, a ty właśnie stoisz na trampolinie, na co czekałaś przez całe życie, i właśnie teraz, przez chwilę, masz ochotę zawrócić i schować się pod pledem, który babcia wydziergała ci kiedyś na szydełku, specjalnie na zimę, gdy przenikliwy, słony wiatr zamiatał opustoszałe ulice miasteczka, i tak miło było siedzieć przy oknie w oczekiwaniu na podwieczorek… Dosyć tego, powiedziała sobie Lucia. Musiała skupić się na tym, co tu i teraz. Prawą ręką grzebała w torebce, szukając dowodu osobistego. Wcześniej ze sto razy sprawdzała, czy nie zapomniała o niczym, ale wiadomo… złośliwość rzeczy martwych. – Niech się panienka nie spieszy, ja się stąd nigdzie nie ruszam – powiedział ochroniarz. – A to jest formularz. Na pani szczęście trzeba go wypełnić tylko za pierwszym razem. – O, znalazłam wreszcie, proszę bardzo.

Chociaż obiecywała sobie, że się nie będzie czerwienić, poczuła, jak fala gorąca ogarnia jej policzki i uszy: jeszcze dobrze nie weszła do środka, a już porażka! Drżącą ręką podała mężczyźnie dowód, unikając jego sarkastycznego spojrzenia. Przy okazji o mało co nie wysypała zawartości torebki na podłogę i jeszcze trochę, a zaczęłaby się jąkać. Pomyśleć, że niewiele wcześniej, gdy zatrzymała się przed wejściem do budynku przy via del Tritone, podziwiając secesyjną fasadę i starając się w pełni odczuć powagę chwili, była pewna siebie i gotowa na nową przygodę. Włożyła wtedy rękę do torebki i wyszperała maleńkiego drewnianego żółwia na szczęście – symbol jej rodzinnej miejscowości i domu – potem pomyślała o babci i dodała sobie otuchy. Widocznie to wszystko nie wystarczyło. W końcu jednak udało się jej wypełnić i oddać formularz. Wzięła od ochroniarza identyfikator i pożegnała go skinieniem głowy. Kolejna przeszkoda została pokonana. W windzie skorzystała z chwili samotności i przejrzała się w lustrze. Była gotowa na swój pierwszy dzień nauki w prestiżowym stołecznym dzienniku. Oczywiście spędziła wcześniej całe godziny na myśleniu, jak tu się ubrać. Wiedziała, że redakcyjny dress code nie należy do sztywnych, ale czasami najwięcej kłopotu sprawiały właśnie rozwiązania pośrednie. Poprawiła kołnierzyk białej bluzki i cofnęła się nieco, by ostatni raz rzucić okiem na czerwoną

spódnicę sięgającą dwa palce nad kolano. Zrezygnowała z wysokich obcasów – nie dość, że niewygodne, to jeszcze niepotrzebnie dodawały jej wzrostu – na rzecz balerinek dobranych kolorystycznie do spódnicy. Uśmiechnęła się do siebie, dziękując sycylijskiemu słońcu za swoją piękną opaleniznę. Dzwonek w windzie oznajmił, że dotarła na trzecie piętro. Z głębokim westchnieniem otrząsnęła się z lęku i niepokoju i ruszyła naprzód. Była zdolna, zdeterminowana i silna. Znała to doświadczenie ze studiów: za każdym razem kiedy czekała na egzamin, czuła się przytłoczona, przerażona i nieodparcie przekonana, że zapomni nawet własnego nazwiska, kiedy jednak już nadchodziła jej kolej, mroki znikały i odnajdywała spokój i pewność siebie. Wszystkie problemy przeobrażały się w dobrą energię, a jej umysł był jasny i gotowy. Tak samo będzie i teraz, powiedziała sobie przed przeszklonymi drzwiami redakcji „Eco di Roma”. Weszła. Tak była zdeterminowana – głowa wysoko, plecy wyprostowane, spojrzenie wyrażające pewność siebie – że niemal nie dostrzegła pytających spojrzeń kilkunastu osób, które z mieszaniną ciekawości i podejrzliwości zmierzyły ją z góry na dół, prawdopodobnie gotowych na wyszukanie wszystkich jej mankamentów i słabości. Przystanęła na chwilę, by przyjrzeć się otoczeniu. Przyjemne. Parkiet, wysoki sufit, pomalowana na biało

stolarka, obszerne, dające dużo światła okna. I biurka, całe mnóstwo biurek. Od góry, lecz tylko do pewnej wysokości, rządziła dyscyplina i porządek: surowa biel tynków, nowoczesne i oszczędne żyrandole, prosta rama stiuków na suficie. Poniżej panowała rewolucja: stosy papieru i przeróżne przedmioty na blatach, szaleństwo kolorów, fotografie, porozwieszane rysunki i plakaty, a nade wszystko hałaśliwy kolaż rozmów, brzęczenia telefonów, nieustannie przesuwanych krzeseł i pustych filiżanek po kawie. Lucia zdążyła jeszcze pomyśleć, że w takim miejscu niełatwo o skupienie i że jedynym sposobem będzie patrzenie w sufit i włożenie stoperów do uszu, kiedy do rzeczywistości przywołał ją głos: – Panna Leonardi to ty, jak sądzę. Lucia odwróciła się natychmiast, ale nie zobaczyła nikogo. – Mówię ci na ty, bo jestem Franca, z imienia i z charakteru2. – Głos zdawał się wydobywać z szafy stojącej za jednym ze stołów, ale nigdzie nie było śladu jego właścicielki. – Widzę, że jesteś grzeczną panienką, ale przy mnie nie musisz się przejmować dobrymi manierami. Mnie interesują konkrety. Oni wszyscy udają intelektualistów i patrzą na mnie z góry, ale doskonale wiedzą, że beze mnie nic tutaj nie działa. Nie ma dnia, żeby któraś nie zapomniała portfela, nie posiała gdzieś identyfikatora albo nawet zgubiła się po drodze do domu, a wtedy wszystko załatwia Franca. Ale nie ma co

narzekać, póki jest zdrowie, póty jest dobrze. Gdzie ja położyłam to pudełko z ołówkami HB? Nigdy nie mogę ich znaleźć, ten tam, o, chyba je zjada, codziennie prosi o nowe. Według mnie ma mieszkanie pełne ołówków. Nie przestając mówić, kobieta wyłoniła się z miejsca, w którym się krzątała, i zaprezentowała w całej okazałości. Nie była z pewnością drobna: prawie o głowę wyższa od Lucii i przynajmniej dwa razy szersza, wyposażona w haczykowaty nos i usta z kącikami opadającymi w dół, tworzące coś na kształt uśmiechu do góry nogami. Nosiła okulary w grubych czerwonych oprawkach, odcinających się wyraźnie od króciutkich siwych włosów. – Dzień dobry. Zgadła pani, to ja – odpowiedziała Lucia, podając rękę. Franca odwzajemniła uścisk i uściśliła: – Chyba się nie zrozumiałyśmy, masz mi mówić na ty. A teraz chodź, zaprowadzę cię do pana Lanzy. Lucia podążyła za nią bez dyskusji, nie wiedząc, czy może się czuć bezpiecznie czy wręcz przeciwnie. Przechodząc przez pomieszczenie, Franca zwolniła na chwilę, by położyć kilka ołówków owiniętych gumką recepturką na biurku szczupłego mężczyzny ze zmierzwioną brodą i szkłami okularów jak denka musztardówki. (Niemal wszyscy tutaj nosili okulary, zauważyła Lucia). – Masz, Folli, i postaraj się nie zniszczyć ich od razu, nie mogę zamawiać co tydzień.

– Dzięki. A kim jest ta dziewczyna? – zapytał ponurym tonem, nie patrząc nawet na Lucię. – Może później zdążymy się sobie przedstawić – powiedziała zakłopotana Lucia. Żadnej odpowiedzi. Z otwartej przestrzeni weszły w korytarz. – Ten to jest dobry – wyzłośliwiała się Franca. – Zajmuje się nekrologami. Dobrze, że chociaż z rana powie ci dzień dobry. No, jesteśmy u szefa – powiedziała znienacka. Bezceremonialnie otworzyła drzwi na oścież i oznajmiła: – Panie Lanza, przyszła dziewczyna, na którą pan czekał. – Dziękuję, Franca – odpowiedział mężczyzna tonem cichym i spokojnym, wyraźnie kontrastującym ze stentorowym głosem Franki. Jego niski głos miał w sobie coś uspokajającego i zdawał się wypełniać całą przestrzeń, jakby był czymś materialnym. Kiedy wielka kobieta wyszła, zbliżył się do dziewczyny i podał jej rękę. – Ekhm, ekhm – chrząknął. – Solidna jest bardzo, nie można powiedzieć, ale oczekiwać, by pukała przed wejściem, to stanowczo za wiele. Tyle lat minęło i nie potrafię jej tego nauczyć. Jak się już pewnie sama zorientowałaś, to nasza redakcyjna sekretarka. Sprawia wrażenie zrzędy, ale jest dla nas trochę jak mama. Jeśli czegoś będziesz potrzebować, zwróć się do niej: może nie będzie przesadnie miła, ale na pewno pomoże. – Lanza wskazał dwa skórzane fotele stojące przed

biurkiem. – Proszę, siadaj, gdzie chcesz. Albo usiądź na moim miejscu, ja potrzebuję nieco rozprostować nogi. – Ależ nie, tylko nie na pana miejscu. Sądzę, że byłaby to kariera zbyt błyskawiczna, by nie wzbudzała podejrzeń… Lanza uśmiechnął się. Dziewczyna jest bystra, pomyślał. Odwrócił się do okna i przesunął dłoń po podbródku ruchem przypominającym gładzenie brody, której nie miał, i dotknął nosa, równie imponującego, choć nie tak pałąkowatego jak u Franki, jakby chciał sprawdzić, czy wciąż jest na swoim miejscu. – Masz rację. Nawet nie wiesz, jak ważne jest zaczynać od samego dołu. Mogę powiedzieć o sobie, że w pewnym sensie dotarłem już na górę, ale wciąż jeszcze myślami odnoszę się do pierwszych lat: to tam się człowiek formuje, sprawdza siłę swojej motywacji i, jak to się mówi, zdobywa pierwsze szlify. Wbrew temu, co zapowiedział, przeszedł na drugą stronę biurka i ciężko opadł na fotel. Tak lepiej, pomyślała Lucia. Monumentalna postać stojącego nad nią naczelnego wprawiała ją w zakłopotanie, teraz sytuacja była już bardziej do przyjęcia. W końcu przyjrzał się jej z większą uwagą. Smukła, metr siedemdziesiąt pięć, długie kasztanowe włosy, a przede wszystkim oczy w kolorze morskiego błękitu oprawione miękkimi rysami twarzy – nie dało się przejść obok niej obojętnie. – Ekhm, ekhm – odchrząknął ponownie. – Twoja

ciotka miała rację, kiedy mówiła, że istnieją jeszcze piękne i mądre dziewczyny. Lucia lekko się zaczerwieniła. To właśnie dzięki ciotce Susannie, od lat mieszkającej w Rzymie starej przyjaciółce Lanzy, cały plan doszedł do skutku. Fantastyczna ciotka, godna tego miana córka babci Marty i całkowite przeciwieństwo swojej siostry, a matki Lucii. Wraz z babcią była główną sponsorką tego pomysłu. Kiedy zadzwoniła, by powiedzieć siostrzenicy o możliwości odbycia stażu w „Eco di Roma”, Lucia wręcz skakała z radości. Szkoda tylko, że ciotka nie czekała na nią w Rzymie. Jak zwykle była w podróży, co oznaczało również, że Lucia może skorzystać z jej ślicznego mieszkanka w centrum. – W tej sprawie – kontynuował Lanza z wyrazem powagi na twarzy, która przestraszyła Lucię i kazała jej wrócić na ziemię – chcę coś powiedzieć bardzo wyraźnie, żeby uniknąć niejasności. Wiesz, że znamy się z twoją ciotką od lat i jesteśmy w dużej zażyłości. Tyle śmiechu, co z nią… Ona ma niewiarygodne poczucie humoru. Uwierz mi, w pewnym wieku człowiek coraz bardziej docenia potrzebę śmiechu. Śmiechu z siebie samego, ze świata, z ludzkiej kondycji. Brzmi strasznie banalnie, ale to prawda. Dobra, zostawmy to i zajmijmy się sobą. Fakty są takie, że z pewnością nie przyjąłem cię tu na próbę z tego powodu, że przyjaźnię się z twoją ciotką. Takich rzeczy nie robię z zasady. Co więcej, właśnie z racji naszej przyjaźni pięć razy się

zastanowiłem, zanim się zdecydowałem. Wikłanie się w takie historie, kiedy na dodatek w grę wchodzą uczucia, nie przynosi nic dobrego. Ale zobaczyłem twoje curriculum, poczytałem, co pisałaś w ostatnich latach dla „Voce di Sicilia”, i wydaje mi się, że to wartościowy materiał. Więc powiedziałem sobie: Jest młoda, interesująca, z dobrymi perspektywami. Czemu nie spróbować? Zazwyczaj instynkt mnie nie zawodzi. Taki jest punkt wyjścia. Trzymiesięczny staż to nie manna z nieba, ale jeśli pokażesz, co jesteś warta, i jeśli jakieś miejsce się zwolni… Nie mówię, że to łatwy kawałek chleba, bynajmniej. Ale też nie chcę cię przerazić. Z pracowitością i talentem można tu sobie poradzić. Wszystko jasne? – zakończył, ciągle gładząc swoją nieistniejącą brodę. Lucia, która słuchała wszystkiego, potakując głową, uśmiechnęła się. – Dziękuję za jasne postawienie sprawy. Całkowicie się z panem zgadzam. I cieszę się, że docenił pan moje artykuły. Wiem, że niczego nie mogę być pewna, ale dam z siebie ws
Natalka pragnie zostać gwiazdą porno
Prywatna taśma aktorek porno
Zapłata od starego zboczeńca

Report Page