Uległa staruszka z synem sąsiadów

Uległa staruszka z synem sąsiadów




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Uległa staruszka z synem sąsiadów
Член стоит всю ночь! Фишка в простом...
Oświadczam, że jestem osobą pełnoletnią oraz zapoznałem się z regulaminem serwisu.
Mam ukończone 18 lat. Nie pokazuj tego ostrzeżenia.
Mój mąż mnie nie pieprzy. Szukam sex czatu. Porozmawiaj ze mną teraz: https://ujeb.se/IVCg2
Musisz być zalogowany, aby komentować
Oglądasz film porno pod tytułem: Uległa staruszka z synem sąsiadów. Na stronie sexrura.pl możesz liczyć na niesamowite sex filmy i krótkie filmiki erotyczne. Aktualizacja co jedną godzine przez siedem dni w tygodniu. Zaglądaj codziennie po nową erotykę. Znajdziesz tutaj każdy rodzaj erotyzmu, od tej delikatnej, subtelnej i namiętnej do mocnych i pikantnych scen.
Copyright © 2009-2019 SEXRURA Wszelkie prawa zastrzeżone
SEXRURA.PL - Jest serwisem w 100% darmowym
Uwaga! Serwis przeznaczony dla osób wyłącznie pełnoletnich!
Serwis zawiera materiały o charakterze erotycznym. Jeśli nie ukończyłeś 18 roku życia i tym samym w świetle polskiego prawa
nie jesteś osobą pełnoletnią, nie wolno Ci wchodzić dalej. Wchodząc dalej oświadczasz, iż jesteś osobą pełnoletnią, akceptujesz
regulamin , polityke prywatności oraz chcesz oglądać materiały erotyczne z własnej, nie przymuszonej woli.
Jeżeli jesteś osobą pełnoletnią zaznacz poniższy kwadrat, a następnie kliknij w przycisk " ENTER ".
Uwaga: Strona używa plików cookies.

30 października 2010 | Zbigniew Kaszlej
Wpis dodano w kategoriach: Augustowskie Pamiętniki II

Bożena Dąbrowska , 22 marca 2020 o 19:32 :


Siedziba Klubu:
II Liceum Ogólnokształcące
Aleja Kardynała Wyszyńskiego 1
Augustów 16-300
tel. 507 248 628

©2015 - Klub historyczny im. Armii Krajowej w Augustowie.

 Z maszynopisu przepisał i do niniejszej edycji
przygotował Zbigniew Kaszlej
Przypisami opatrzył Wojciech Batura
Moja rodzinna wieś Jastrzębna I jest to miejscowość dość duża, licząca ponad 50 domów. Jej zabudowa rozciąga się z kierunku południowo – wschodniego ku północno – zachodniemu. Od strony północno – wschodniej w odległości 50 – 100 m przebiega linia kolejowa, dawniej Grodno – Augustów [1] , a obecnie Augustów – Białystok [2] . Od strony południowo – zachodniej rozciągają się nadbiebrzańskie bagna, sięgające wiejskich ogrodów, dawniej w okresie wiosny i jesieni tworzące rozległe rozlewiska, gdzie zimą ludzie głuszyli ryby, a dzieci miały doskonałą ślizgawkę. W okresie wiosennym bagna rozbrzmiewały odgłosami czajek, gęsi, kaczek, kulików, bąków, perkozów i innego ptactwa. W pobliżu Jastrzębnej nadbiebrzańskie bagna nazywane są „Sidrą”.
Mniej więcej od połowy wsi za torami kolejowymi na dość znacznej, zwiększającej się ku wschodowi szerokości, rozciąga się pas lasów gospodarskich, u krańca wschodniego łączących się z lasami należącymi do Ostrowia i sięgającymi toru kolejowego. Od strony południowej, tuż za stodołami, znajduje się na całej długości wsi pas olszyn, a dalej, bagniste grząskie łąki, gdzieniegdzie poprzecinane piaszczystymi grądkami, zwane powszechnie „Zawałami”, które poprzez rów graniczny łączą się z „Sidrą”. Biebrza płynie
w odległości 1 – 1,5 km od wsi.
Od strony wschodniej Jastrzębna I graniczy ze wsią Ostrowiem. Pod względem liczby gospodarstw jest to wieś mniejsza od Jastrzębnej, gdyż łącznie z koloniami, liczy około 30 gospodarstw. Jest to jednak wieś bogatsza, gdyż posiada żyźniejsze gleby, a i gospodarstwa są większe. Odległość między wsiami wynosi 1 km. Droga prowadzi przez las, w którym do dziś zachowały się duże, zbiorowe żołnierskie mogiły z pierwszej wojny światowej. Moja mama opowiadała nam, że pamięta, jak wówczas toczyły się boje
w pobliskim lasku i żołnierze niemieccy z rosyjskimi walczyli ze sobą na bagnety. Szczególnie utkwił w jej pamięci okropny, przeraźliwy krzyk w czasie tych walk, kiedy żołnierze kłuli się bagnetami. Po walkach było wiele trupów, do grzebania których angażowani byli ludzie cywilni, między innymi i mój dziadek Kazimierz Anuszkiewicz.
 Ze środka wsi w kierunku Jastrzębnej II prowadzi szeroki gościniec, niektórzy nazywali go „wygonem”. Przy gościńcu, w borku Adeszków rosły do niedawna cztery stare sosny. Ludzie opowiadali, że na jednej z nich w czasie powstania 1863 r., powstańcy powiesili dziada za rzekome donosicielstwo władzom carskim o ruchach oddziałów powstańczych. Na tej sośnie na korze był wycięty krzyż.
W kierunku zachodnim mniej więcej w odległości 1 km od wsi, na wzgórku, nad rzeką Jastrzębianką stał zbudowany z kamieni dwór. Wokół dworu rosły piękne lipy oraz były aleje wysadzane akacjami. Z kamienia zbudowany był też spichlerz oraz stodoła. Był też duży sad. Mówiono, że we dworze był kiedyś pan, który nazywał się Jastrzębski i od niego te dwie wsie powstałe na gruntach dworskich otrzymały nazwy. Inna wersja nazwy wsi wywodzi się od licznych jastrzębi, które gnieździły się w okolicznych lasach.
Opowiadał mi mieszkaniec Jastrzębnej – Wincenty Stanulewicz, lat 85 [3] , że przed
pierwszą wojną światową we dworze Jastrzębnej dzierżawcą był Rosjanin niejaki Ejsmont. Tenże Ejsmont przyjaźnił się z Franciszkiem Ryszkiewiczem z Jastrzębnej I. Obaj lubili sobie popić i zabawić się. Pewnego razu zapaliły się zabudowania dworskie, gumna i obory. Ejsmont i Ryszkiewicz zamiast gasić pożar wynieśli ze dworu święty obraz, poklękali i zaczęli się modlić. Potem mówiono, że zabudowania zostały podpalone, a Ejsmont otrzymał duże odszkodowanie. Dwór wymagał wiele pracy i gotówki i stale był zadłużony. Dlatego dzierżawców było wielu i po kilku latach, a nawet wcześniej, odchodzili, a na ich miejsce przychodzili inni. Po Ejsmoncie na dworze był Niemirowicz. [4]
  W okresie międzywojennym dwór dzierżawili: najpierw Jabłonowski, potem Bujnowski ze „Świerzbutowa”, następnie Podhorodyński, wreszcie wachmistrz Świętkowski Bogdan, a przed samą wojną dzierżawcą był Czesław Wojewnik, gospodarz z Lebiedzina. Przed Wojewnikiem był jeszcze pułkownik Brzewski [5] i dzierżawiło też dwór nadleśnictwo Krasne. Do dworu przyjeżdżali często myśliwi, którzy urządzali polowania na pobliskich łąkach i w Puszczy Augustowskiej. Po roku 1945 we dworze była szkoła, gdzie mieszkał
i uczył nauczyciel Konstanty Markowski.
 Z materiałów źródłowych dostarczonych przez mgr Zdzisława Derwińskiego wynika, że pierwsza wzmianka dotycząca folwarku w Jastrzębnej pochodzi z 1744 r. Około 1780 r. dzierżawcą tego folwarku był niejaki Olizarowicz, później Wołkowicka, a następnie Bouffałowie i Rohrowie. Wzmianki te pochodzą z 1796 r.
 W okresie Królestwa Polskiego dwór był we władaniu Lubowickiej. [6] 8 kwietnia 1831 r. p. Lubowicką odwiedził Ignacy Domeyko, pełniący wówczas funkcję kuriera powstańczego. Następnie z p. Lubowicką przedostał się do Dębowa, gdzie przez pewien czas przebywał w oddziale partyzanckim dowodzonym przez Szarkowskiego. [7]
Trzech synów p. Lubowickiej służyło w wojsku polskim. Jeden w czwartym pułku piechoty, drugi w drugim pułku ułanów, a trzeci w wolnych strzelcach. Najstarszy, w 1832 r. został skazany przez Sąd Kryminalny na karę śmierci za udział w Nocy Listopadowej. Najmłodszy syn był przy matce na majątku. [8]
W okresie Powstania Listopadowego majątek był kilkakrotnie zajmowany przez wojska rosyjskie. W rejonie Jastrzębnej w tym czasie działał oddział wspomnianego już kpt. Szarkowskiego.
W przeciwległym kierunku, za rzeką Biebrzą, w tak zwanym „Świerzbutowie” koło Kamiennej był majątek Bujnowskiego. Miał on duży dom i zabudowania gospodarskie drewniane. Miał też duży sad.
Tuż za mostem na Biebrzy, była pompownia zwana przez ludzi „wodokaczką”, która dostarczała wodę na stacje kolejową w Kamiennej, gdzie zaopatrywały się parowozy. Stał też tam budynek, w którym mieszkał mechanik z rodziną nazwiskiem Unczur.
Ludność Jastrzębnej I, jak i Ostrowia pod względem narodowościowym była i pozostała jednolita. Są to Polacy. W Jastrzębnej I mieszkał tylko jeden Rosjanin, który pozostał z czasu wojny. Podobnie sprawa wyglądała pod względem zatrudnienia. W obu wymienionych wsiach była to ludność rolnicza. W Jastrzębnej I było 2 kowali: Żurawski i Pietrzeniec, 1 krawiec – Stanulewicz Wacław i 1 szewc – Sztukowski Wacław. Było tez kilku ludzi trudniących się stolarką, ale większego warsztatu stolarskiego nie miał nikt. Rzemiosłem tym trudnili się przeważnie dorywczo. W Ostrowiu natomiast był stolarz Tarasewicz Władysław, który prowadził większy zakład stolarski i wykonywał prace na zamówienie. W Jastrzębnej był też sklep spożywczy, a później nawet dwa, gdzie można było kupić sól, cukier, papierosy, bułeczki, kiełbasę, kwas i inne drobiazgi. Wędliny, kwas i piwo dowoził do sklepu Żyd ze Sztabina – Helizela. Sołtysem w tym okresie był Adeszko Aleksander. Jeżeli chodzi o sklepiki, to mieli je: Żurawski, Toczko, Szyłak i Stefanowski.
  W Jastrzębnej I na 53 gospodarzy 25 byli to gospodarze bogaci, mający większą ilość ziemi ornej i łąk. Ziemia pod względem urodzajności była różna. W Ostrowiu gospodarze byli bogatsi, gdyż mieli lepszą ziemię i większe gospodarstwa – do około 20 ha ziemi ornej. Na 30 gospodarstw w Ostrowiu było tylko 8 słabszych i te jednak z biegiem czasu ulegały rozdrobnieniu, gdyż odpływ ludzi do miast był znikomy i dorosłe rodzeństwo najczęściej dzieliło gospodarstwo między siebie. W Jastrzębnej gospodarka była trójpolowa, gdzie pozostawiano tak zwany ugór. Na tych ugorach w lecie wypasane były owce z całej wsi, które pasł pasterz i tzw. „kolejnik”.
Rodziny na ogół były liczne. W Jastrzębnej w 20 rodzinach było od 7 do 10 osób
w każdej. Podobnie sprawa przedstawiała się i w Ostrowiu. Dzieci z obu tych wsi uczęszczały do szkoły w Jastrzębnej I, gdzie uczyła najpierw nauczycielka Janina Dobrowolska, a potem Wilhelm Łoboda. Łoboda mieszkał w Ostrowiu i codziennie chodził do szkoły w Jastrzębnej. Szkoła mieściła się w budynku prywatnym na początku wsi u Franciszka Sztukowskiego. Była to szkoła 4 – klasowa. Do kl. I chodziło się 1 rok, do kl. II – 1 rok, do kl. III – 2 lata, a do kl. IV – 3 lata. Pełna szkoła powszechna była w Krasnymborze, wsi z pięknym szesnastowiecznym kościołem, odległej od Jastrzębnej o 5 km. W zasadzie dzieci z Jastrzębnej I i Ostrowia poprzestawały na ukończeniu miejscowej szkoły 4 – klasowej i dalej nie kształciły się. Na 3 lata przed wybuchem II wojny tj. w roku 1936 ja i mój kolega Jan Karsztun, po ukończeniu 4 klasy (1 rok) w Jastrzębnej, zaczęliśmy uczęszczać do klasy 5 w Krasnymborze, gdzie ukończyliśmy szkołę powszechną 6 – klasową. W następnym roku kontynuowali naukę inni: Jan Zalewski, Witold Żurawski, Bolesława Szymborska, Leonarda Lewoc, a z Ostrowia Wnukowski Paweł.
W okresie międzywojennym z Jastrzębnej I wykształciły się dwie osoby. Byli to nauczyciele Jan Karp i Konstanty Markowski. Podstawowym utrzymaniem rodzin była praca na roli, chociaż w okresie zimowym niektórzy gospodarze trudnili się wywózką drzewa z lasów państwowych, albo też sprzedawali i dowozili do Augustowa kamienie zebrane z własnego pola. Gospodarskie prace były wykonywane prostymi narzędziami: kosą koszono zboże, motyką kopano ziemniaki, cepem młócono zboże, dlatego też żniwa trwały dwa tygodnie, wykopki miesiąc, a młócka nieraz całą zimę. Maszyny takie jak „szerokomłotka” lub nawet „targanka”, poruszane za pomocą kieratu, były rzadkością. Więksi gospodarze chowali po 4-5 krów, mniejsi po 1-2, które trzeba było pędzić na pastwiska oddalone od wsi do 5 km, aż pod wieś Hruskie, na tak zwane „gradki”, czy „grądzik”. Co się tyczy wyżywienia, to lepsi gospodarze bili w ciągu roku dwa wieprze, a słabsi jednego. Mięso było tylko od niedzieli i święta. Post przed Wielkanocą był przestrzegany i mięsa nie jadło się nawet w niedzielę. Na ten okres był wytłaczany w prostych olejarniach (w Dąbrowie) olej z rzepaku lub z siemienia lnianego, kupowano też śledzie, które dostarczali Żydzi. Chleb gospodynie wypiekały same. Na codzienne pożywienie składały się ziemniaki, buraczki lub kapusta i zupa mleczna, kasza lub kluski. W niedzielę oprócz nieodzownej kapusty smażono jajecznicę, racuchy lub pieczono babkę ziemniaczaną.
Higiena na wsi nie mogła być przestrzegana, gdyż rodziny były liczne, nie było pod dostatkiem środków piorących oraz preparatów przeciwko insektom. Dlatego też zdarzały się częste przypadki zawszenia, a i karaluchy czy pluskwy nie były rzadkością. Bieliznę szyto przeważnie z płótna samodziałowego. Na krosnach domowych tkano też sukno, z którego szyto dla mężczyzn na zimę kurtki, burki i spodnie.
W lecie przy domu wszyscy chodzili przeważnie boso, a w zimie w tzw. obijakach, tj. swego rodzaju klompach o drewnianych podeszwach i wierzchach skórzanych. Skarpety były grube, wełniane. Buty skórzane były od święta. Często widziałem ludzi, którzy szli do kościoła niosąc buty w ręku, które nakładali przed kościołem. Droga do kościoła szczególnie w czasie roztopów była w niektórych miejscach bardzo błotnista i trudna do przebycia. Wieczory jesienne i zimowe spędzano przy lampie naftowej. Kobiety przeważnie przędły, mężczyźni naprawiali uprząż, łatali worki, lub młócili w stodole. Był zwyczaj, że sąsiadki zbierały się po kilka, raz u jednej, innym razem u drugiej i przędły wspólnie. Było wtedy wesoło, gdyż opowiadały sobie ciekawe wydarzenia i ploteczki ze wsi. Jeśli zbierały się dziewczyny, przychodzili też na takie wieczoryny i chłopcy, a wtedy jeszcze było weselej. Wspólnie też urządzano tzw. „tłoki” na tarcie lnu. Najbardziej sprzyjającym był okres późnej jesieni, kiedy prace wykopkowe były ukończone i było trochę więcej czasu. Wtedy wybierano zaciszne miejsce, najczęściej w lasku, kopano dół, murowano z kamieni piec, okrywano dół drążkami i takie urządzenie służyło do suszenia lnu nie tylko dla tego, kto je wykonał, ale korzystali z niego i inni. Urządzający tłokę spraszał sąsiadki, nieraz było ich 10 albo i więcej. Przywożono do tego przygotowanego już miejsca len i terlice zwane w Jastrzębnej „ciernicami”, rozpalano piec, stawiano nad piecem na drążkach len, który tam się suszył. Po pewnym czasie przychodziły kobiety i dziewczyny i rozpoczynało się tarcie. Przy tego rodzaju pracy było bardzo wesoło, a gwar głosów, śmiechy i łoskot ciernic słychać było daleko. Po wytarciu lnu, wieczorem, odbywał się poczęstunek. Gospodyni, której wytarto len, najczęściej na poczęstunek przygotowywała babki ziemniaczane pieczone w piecu chlebowym, podawane z roztopionym smalcem lub masłem. Były też bułeczki świeżo upieczone, a czasami mięso. Dawano też wódkę. Przy tego rodzaju okazjach odbywały się także zabawy taneczne. W letnie wieczory młodzież zbierała się na ulicy i śpiewała pieśni ludowe: „Zaszło słońce krwawe”, „Ach ja biedny parobek” i inne.
W okresie świąt Bożego Narodzenia był zwyczaj chodzenia tzw. „herodów”. Był tam diabeł, śmierć, Herod, anioł i żołnierze. Przedstawiali oni scenki związane z rzezią niewiniątek i śmierć Heroda. Śpiewali pieśni przeważnie dostosowane do sytuacji np.
„O Herodzie okrutniku”.
W okresie świąt Wielkanocnych chodzili śpiewacy, którzy głosili zmartwychwstałego Chrystusa, śpiewając odpowiednie pieśni np. „Wesoły nam dziś dzień nastał”, „Wysławiajmy Chrystusa Pana” itp. Było to wieczorem w pierwszy dzień świąt. Pytali najpierw gospodarzy o pozwolenie zaśpiewania, a po prześpiewaniu pieśni pod oknem, wygłaszali odpowiednie powinszowanie np. „Ja mały żaczek, jako robaczek, w szkole bywałem, rózgi nie widziałem. Rózga zielona z drzewa łamana, szły małe dziatki zrywały kwiatki, po drodze rzucały Jezusa witały. O Jezu kwiecie, ja małe dziecię rączki podnoszę, włóczennego proszę. Czyli jajko, czyli pieróg , niech to będzie pański wyrok. A nam młodym wszystko się godzi, niech wam Pan Bóg stokrotnie wynagrodzi. Proszę dać nie żałować, żeby było za co podziękować”. Gospodyni dawała przeważnie jajka, a czasem zapraszano śpiewających do domu na poczęstunek. Śpiewającym często towarzyszył akordeonista. Tam gdzie były dorosłe dziewczyny, śpiewano im „Paweńkę” zaczynającą się od słów: „Hej mości mości, tam traweńka roście, za Dunajem gajem, tam traweńka roście…” Po prześpiewaniu tej piosenki żądano od dziewczyny 20-30 jajek.
Do wsi przychodzili lub przyjeżdżali Żydzi – handlarze. Z Lipska Jankiel i Boruch oraz Żydzi z Dąbrowy. U nich można było kupić drobne przedmioty codziennego użytku jak: igły, garnki, miski, talerze, itp. Żydzi z kolei kupowali szmaty, len, wełnę, skóry i inne wiejskie produkty. Przed wybuchem drugiej wojny światowej Żydów zaczęto dyskryminować
i przeważnie ci z Dąbrowy mieli kłopoty z przejazdem przez Kamienną, gdzie obrzucano ich kamieniami. Przybywali też Cyganie. Były to całe rodziny z dobytkiem, pierzynami i poduszkami oraz dziećmi na wozach. Zatrzymywali się w lasku między Jastrzębną i Ostrowiem, gdzie wieczorem palili ognisko, gotowali sobie posiłek, a potem przy ognisku śpiewali i tańczyli. Tańcom przyglądali się i podziwiali ludzie ze wsi, którzy z tego widowiska mieli rozrywkę. Cyganie nie mieli jednak dobrej opinii, gdyż trudnili się kradzieżą i gospodynie musiały dobrze pilnować mieszkań i obejść przydomowych, gdyż ginęły kury, gęsi lub jakieś rzeczy.
W czasie odpustów we wrześniu na „Siewną” i w sierpniu na „Przemienienie”, przez naszą wieś ciągnęły gromady ludzi pieszych zza Biebrzy i z sąsiedniego Ostrowia. Jechało też wiele furmanek, często ładnymi bryczkami i dobrze utrzymanymi końmi. Na krótko przed wojną przeważnie wielu młodych jechało rowerami. W naszej wsi Zalewscy Zygmunt i Władysław mieli akordeon i umieli grać. Grali oni nieraz na mniejszych zabawach, a często wieczorem na ławeczce przed domem. Zalewski Zygmunt kupił też jako pierwszy we wsi, gramofon z tubą. Czegoś takiego nikt wcześniej nie widział. Dlatego posłuchać muzyki przychodzili ludzie z całej wsi. Pamiętam pewnego razu przyszła posłuchać gramofonu staruszka, sąsiadka Zalewskich, Marianna Gałażyn. Staruszka nie mogła się nadziwić, a wreszcie odezwała się do Zalewskiego. – „Zygmunt otwórz ty tę skrzyneczkę i pokaż laleczki, jak one pięknie śpiewają”.
 W końcu lat trzydziestych motocykl we wsi miał tylko Stanulewicz Władysław – zawodowy podoficer I pułku ułanów. Rowery natomiast miało chyba tylko trzech mieszkańców.
Do wsi często przyjeżdżało wojsko na manewry. Były to przeważnie jednostki suwalskie, augustowskie i grodzieńskie. Kiedy we wsi kwaterowało wojsko, najbardziej cieszyły się dzieci, które miały co oglądać, a żołnierze częstowali wojskowymi sucharami, kawą i grochówką. Pewnego razu latem, gdy we wsi stacjonowali ułani z drugiego pułku, zorganizowali dla mieszkańców wsi zabawę, na której przygrywała orkiestra wojskowa. Zabawę zorganizowano w sadzie u Piekarskiego Franciszka. Wieczór był ciepły, pogodny, a księżyc świecił jasno. Między drzewami na rozciągniętych sznurach zawiązano też lampy. Razem z mieszkańcami wsi bawili się żołnierze. Zabawę wspominano bardzo długo. Była to jedna z większych i rzadko zdarzających się atrakcji.
Zabawy taneczne organizowano w domach prywatnych, gdzie były większe pomieszczenia, przeważnie w czasie większych świąt lub odpustów. Bawiła się wtedy młodzież nie tylko z danej wsi, ale przychodziła też i z sąsiednich. Na zabawy przybywali też żonaci. Orkiestra składała się przeważnie z harmonisty i skrzypka, czasem wtórował im bębenek. Tańczono walczyki, poleczki, oberki, a przed samą wojną tanga i fokstroty. Zmorą były bójki, które wynikały prawie na każdej zabawie, między młodzieżą tej samej, jak i z innych wsi. Pamiętam taką, w której brały udział dwie wsie Jastrzębna i Kamienna. Było wielu poszkodowanych, ale nikt nie został zabity, bo i takie wypadki się zdarzały. Na imprezach grali Oreluk i Hrehorowicz z Jasionowa, Dadura i Baranowski ze Starożyńc i inni.
Do wsi przyjeżdżał czasem iluzjonista, czasami inny magik, który tłukł butelki i kładł się gołymi plecami na szkło. Przyjeżdżało też kino nieme. Takie atrakcje były zawsze mile widziane i ludność wsi, chociaż liczyła się z groszem, chętnie na tego rodzaju seanse uczęszczała. Okazją do zabawienia się, jako swego rodzaju rozrywką, były we wsi wesela, na których najczęściej bawiła się cała wieś, a potem dłu
Spust w sąsiadce
Rodzice wydymali licealistkę z wymiany
Czarna uwielbia hardcore

Report Page