Uczennica robi to po profesorsku

Uczennica robi to po profesorsku




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Uczennica robi to po profesorsku
W tym projekcie linki pomiędzy różnymi wersjami językowymi znajdują się na górze strony, naprzeciw jej tytułu. Przejdź do góry .
Sztuka czytania - całość Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/1
Obwolutę i okładkę projektował
WŁADYSŁAW BRYKCZYŃSKI
„Czytelnik“, Warszawa 1966. Wydanie I
Nakład 4 280. Ark. wyd. 13,5; ark. druk. 20,75.
Papier druk. mat. 82X104, kl. V, 70 g z Częstochowy.
Oddano do składania 14.X.1965. Podpisano do druku 9.V.1966. Druk ukończono w czerwcu 1966.
Zam. wyd. 448; druk. 634/65. T-010. Cena 25.— zł
Jerzy Andrzejewski: „Niby gaj“, Warszawa 1959, Państwowy Instytut Wydawniczy; „Bramy raju“, Warszawa 1960, Państwowy Instytut Wydawniczy.
Kazimierz Brandys: „Romantyczność“, Warszawa 1960, Czytelnik.
Tadeusz Breza: „Urząd“, Warszawa 1960, Państwowy Instytut Wydawniczy.
Leopold Buczkowski: „Dorycki krużganek“, Warszawa 1957, PAX.
Bohdan Czeszko: „Edukacja niesentymentalna“, Warszawa 1958, Czytelnik; „Tren“, Warszawa 1961, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej.
Maria Dąbrowska: „Szkice o Conradzie“, Warszawa 1959, Państwowy Instytut Wydawniczy.
Stanisław Dygat: „Podróż“, Warszawa 1958, Państwowy Instytut Wydawniczy; „Różowy kajecik“, Kraków 1958, Wydawnictwo Literackie.
Leon Gomolicki: „Białe runo“, Łódź 1962, Wydawnictwo Łódzkie.
Jarosław Iwaszkiewicz: „Sława i chwała“, Warszawa, Państwowy Instytut Wydawniczy. Tom pierwszy — 1956, tom drugi — 1958, tom trzeci — 1962.
Mieczysław Jastrun: „Piękna choroba“, Warszawa 1961, Państwowy Instytut Wydawniczy.
Julian Kawalec: „W słońcu’“, Warszawa 1963, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza.
Anna Kowalska: „Ołtarze“, Warszawa 1962, Czytelnik.
Andrzej Kuśniewicz: „W drodze do Koryntu“, Warszawa 1964, Państwowy Instytut Wydawniczy.
Wilhelm Mach: „Góry nad Czarnym Morzem“, Warszawa 1961, Czytelnik; „Agnieszka, córka Kolumba“, Warszawa 1964, Czytelnik.
Hanna Malewska: „Opowieść o siedmiu mędrcach“, Warszawa 1959, Państwowy Instytut Wydawniczy; „Panowie Leszczyńscy“, Kraków 1961, Wydawnictwo „Znak“.
Artur Międzyrzecki: „Śmierć Robinsona“, Warszawa 1963, Czytelnik.
Igor Neverly: „Leśne morze“, Warszawa 1960, Czytelnik.
Tadeusz Nowak: „Obcoplemienna ballada“, Warszawa 1963, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza.
Marek Nowakowski: „Silna gorączka“, Warszawa 1963, Czytelnik.
Włodzimierz Odojewski: „Zmierzch świata“, Warszawa 1962, Czytelnik; „Wyspa ocalenia“, Warszawa 1964, Czytelnik.
Jan Bolesław Ożóg: „Chustka“, Warszawa 1959, Czytelnik; „Odstępca“, Kraków 1962, Wydawnictwo Literackie.
Teodor Parnicki: „Koniec zgody narodów“, Warszawa 1957, PAX.
Stanisław Piętak: „Plama“, Warszawa 1963, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza; „Odmieniec“, Warszawa 1964, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza.
Zofia Romanowiczowa: „Przejście przez Morze Czerwone“, Warszawa 1961, Państwowy Instytut Wydawniczy.
Adolf Rudnicki: „Krowa“, warszawa 1959, Państwowy Instytut Wydawniczy; „Obraz z kotem i psem“, Warszawa 1962, Państwowy Instytut Wydawniczy.
Edward Stachura: „Jeden dzień“, Warszawa 1962, Czytelnik.
Julian Stryjkowski: „Czarna róża“, Warszawa 1962, Czytelnik; „ Imię własne“, Warszawa 1961, Czytelnik.
Henryk Worcell: „Parafianie“ Wrocław 1960, Ossolineum.
Jerzy Zawieyski: „Romans z ojczyzną“, Warszawa 1963, Czytelnik.
Stanisław Zieliński: „Kosmate nogi“, Warszawa 1962, Czytelnik.
Jan Błoński: „Zmiana warty“, Warszawa 1961, Państwowy Instytut Wydawniczy.
Andrzej Kijowski: „Miniatury krytyczne“, Warszawa 1961, Państwowy Instytut Wydawniczy; „Sezon w Paryżu“, Warszawa 1962, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej.
Alicja Lisiecka: „W krainie czarów“, Warszawa 1961, Państwowy Instytut Wydawniczy.
Włodzimierz Maciąg: „Opinie i wróżby“, Kraków 1963, Wydawnictwo Literackie.
Artur Sandauer: „Bez taryfy ulgowej“, Warszawa 1959, Czytelnik.
Kazimierz Wyka : „ Rzecz wyobraźni “, Warszawa 1959, Państwowy Instytut Wydawniczy.




Tę stronę ostatnio edytowano 7 wrz 2020, 00:50.
Tekst udostępniany na licencji Creative Commons: uznanie autorstwa, na tych samych warunkach , z możliwością obowiązywania dodatkowych ograniczeń.
Zobacz szczegółowe informacje o warunkach korzystania .



Privacy policy
O Wikiźródłach
Informacje prawne
Wersja mobilna
Dla deweloperów
Statystyki
Komunikat na temat ciasteczek











Strony dla anonimowych edytorów dowiedz się więcej

[ 9 ] Z mojego piętnastoletniego i dosyć różnorodnego dorobku krytycznego wybieram prace, dotyczące wyłącznie literatury polskiej ostatnich kilku lat. Są to moje wypowiedzi na temat konkretnych pozycji książkowych trzydziestu prozaików i sześciu krytyków. Choć o większości tych autorów pisywałem wielokrotnie i bardzo często posiadam eseje o całokształcie ich literackiej twórczości, prezentuję tutaj oceny konkretnych utworów, ponieważ książka moja nie rości sobie pretensji do jakiejkolwiek syntezy w jakimkolwiek zakresie. W zasadzie ograniczam się do oceny jednej lub dwóch książek wybranego autora.

Bez wątpienia czyta się w Polsce wiele. Jeśli chodzi o literaturę piękną, więcej niż na zachodzie, w krajach o wyższej stopie życiowej, większej cywilizacji, dojrzalszej kulturze. Czasopiśmiennictwo literackie prawie nigdzie nie mogłoby liczyć na tak masowego odbiorcę jak w Polsce. Dziwią się temu bez przerwy obcokrajowcy. Nawet zazdroszczą nam zagraniczni intelektualiści i ludzie pióra. Czy jednak rzeczywiście mamy pod tym względem tylko powody do zadowolenia? Przypuszczam, że nie. Czytelnictwo nie może być zjawiskiem oderwanym od poziomu ogólnej humanistycznej kultury członków danego społeczeństwa, samo w sobie czytelnictwo niczego jeszcze nie oznacza. Może być całkowicie bezużyteczne, może zaspokajać potrzeby wcale nie świadczące o kulturze, w skrajnym ujęciu może być świadectwem jej braku. Wydaje mi się, że w naszej sytuacji wszystkie te niebezpieczeństwa są realne. Dosyć wiele objawów świadczy o tym ponad wszelką wątpliwość. Wszystko zależy bowiem od tego, po co się czyta i co się przez czytanie osiąga. Lękałbym się odpowiedzi na obydwa te pytania. Z wielorakich względów. Zbyt wiele dowodów na to, że u nas i pisze się, i organizuje czytanie, i czyta się z przyczyn i dla celów z punktu widzenia humanistycznej kultury wątpliwych. Niejednokrotnie z kulturą sprzecznych. [ 12 ] Co rozumiem pod pojęciem humanistycznej kultury? Najprościej mówiąc — indywidualną kulturę duchową człowieka, który ma świadomość własnej samoistnej egzystencji, chce i potrafi samodzielnie regulować swoje stosunki ze światem, chce i stara się zachować w granicach ludzkich możliwości prawo do swobodnego myślenia i osądzania wszystkiego, co kryje się w doświadczeniu życia. O tak pojętą kulturę człowieka nikt się u nas nie starał. U nas pisało się często „ku pokrzepieniu serc“, dla pouczania, dla utwierdzenia w rozlicznych wiarach. Czytelnictwa pragnęło się po to, żeby propagować idee, nawracać, zwiększać ilość wiernych, nie ilość myślących. Czytało się wreszcie najczęściej dlatego, żeby znaleźć coś nowego do wierzenia lub utwierdzić się w wierze dotychczasowej. Wszelkie myślenie, a zwłaszcza myślenie samodzielne, odważne i krytyczne, nie cieszyło się uznaniem, zagrażało bowiem mitom, pozbawiało złudzeń, zmuszało do spojrzenia prawdzie w oczy. Gdyby było inaczej, piszący nie czuliby się tak jak u nas apostołami rozlicznych kultów. Gdyby był o inaczej, wyznawcy takiego czy innego kultu nie rościliby sobie prawa podporządkowywania wszystkiego, co się pisze, własnym celom wyznawczym. Gdyby było inaczej, czytający nie oburzaliby się fanatycznie na tych, którzy myślą inaczej niż oni, nie wierzą w to, co oni wierzą, myślą krytycznie o tym, co dla nich jest świętością.
Rzetelny humanizm wyklucza wszelkie ograniczenia dla ludzkiej myśli, dla treści ludzkich uczuć, a prawdziwa sztuka służy zawsze wyrażeniu myśli i uczuć człowieka i to niezależnie od tego, czy one nam się podobają, czy nie. W „Mandarynach“ Simone de Beauvoir zbuntowany przeciwko nowoczesnym kultom Henryk Perron, którego prototypem jest Albert Camus, wypowiada myśl, którą uznać należałoby za [ 13 ] manifest humanistycznej postawy. „Niepodobna myśleć tego, czego się nie myśli, chcieć tego, czego się nie chce.“ Zdanie to jest prawdziwe także w odwrotnym sensie. Niepodobna nie myśleć tego, co się myśli, nie chcieć tego, czego się chce. Sprzeniewierzenie się tej zasadzie prowadzi nieuchronnie do fałszów, a z fałszu nie może wyniknąć żadna sztuka, tak jak nie może wyniknąć żadna kultura. Zofia Nałkowska, która tyle wysiłku poświęciła zagadnieniu granic swobody ludzkiego postępowania, wyraziła w „Niecierpliwych“ myśl bardzo podobną. „Może umówimy się — wypowiada się jeden z bohaterów powieści — dla uproszczenia, że potępienie zachowamy tylko dla czynów, zgoda? Nie dla zamiarów. Bo nie można nie chcieć, gdy się chce, jak wiesz, można tylko nie wykonać. A i to nie jest takie pewne…“.
Wprawdzie i zapis myśli i uczuć, i jego odbiór jest czynem, ale czynem intymnym, z racjonalnego punktu widzenia nie podlegającym żadnym kompetencjom moralności społecznej. Wartościowanie myśli i uczuć człowieka jest najistotniejszym przywilejem sztuki, w żadnym razie nie leży w kompetencjach racjonalnie i po laicku pojętego prawa. Tylko wyznawcy boskich prawd mają czuć się uprawnieni do ingerowania w wewnętrzne życie człowieka. Skoro wszystkie prawdy o życiu i człowieku są wytworem ludzkim, a każdy prawdziwy akt twórczy jest próbą konstytuowania elementarnych prawd o człowieku, jakież racje mógłby wysunąć ten, kto by chciał odmówić innym prawa do kwestionowania tych prawd, w które sam wierzy! Zwłaszcza, że nie powinien wierzyć, a co najwyżej uznawać. Człowiek samodzielnie myślący nie jest w stanie znaleźć żadnej prawdy moralnej, która by nie mogła być przedmiotem [ 14 ] sceptycznego myślenia. Prawdy takie można formułować samodzielnie i na własny użytek, można je rozważać wspólnie zwłaszcza, gdy celem ich jest regulacja stosunków międzyludzkich, nie sposób wszakże uznać je za świętość, objawienie, Prawdę Ostateczną. Żadna prawda ostateczna nie jest człowiekowi dana w żadnym zakresie, a zwłaszcza w zakresie sądów moralnych.
Z wyłożonych tu twierdzeń ogólnych wynikają wielorakie wnioski szczegółowe dotyczące kultury czytania literatury pięknej, określające racjonalny i humanistyczny stosunek odbiorcy dzieła sztuki do jego twórcy. Dzieło sztuki winno być najpełniejszym wyrazem osobowości twórcy. Potrzeba czytania powinna wynikać z ciekawości drugiego człowieka, wyrażającego swoją moralną naturę. Samo czytanie winno być aktem zderzenia duchowego dwóch różnych, ale równorzędnych partnerów. Stosunek wyznawczej afirmacji czy wyznawczej negacji jest świadectwem braku kultury, jest reliktem prymitywnego fideizmu. Zofia Nałkowska wyraziła kiedyś genialną myśl, którą uznać można za dewizę wszelkiej mądrości. „Nie mam danych przypuszczać, że wiem lepiej niż ktokolwiek, jak żyć należy.“ Potem odniosła tę myśl do wszystkich pisarzy. Byłoby świadectwem najwyższej kultury społecznej i moralnej, gdyby każdy mógł to o sobie powiedzieć z pełną odpowiedzialnością i z pełną świadomością najgłębszej treści tych słów. Gdyby każdy troszczył się więcej o zdobycie własnej mądrości, a mniej o pouczanie i uszczęśliwianie innych, kto wie, jakich nieszczęść udałoby się uniknąć.
Niestety, tylko sztuka najpoważniejsza wyrasta z tak mądrego i jedynie humanistycznego stosunku do człowieka i jego niepodważalnych praw do wolności i tak ograniczonej rozlicznymi koniecznościami [ 15 ] życia. A na nieszczęście każda koncepcja filozoficzna sztuki zawiera w sobie zarazem receptę na jej odbiór. Sztuka dydaktyczna na przykład, pouczająca, pokrzepiająca, celebrująca świętości, zakłada z góry niepełnowartościowość moralną odbiorcy, jest wyrazem mniej lub więcej jaskrawej pogardy dla niego, jest świadectwem niczym nie usprawiedliwionego zadufania tych, którym się wydaje, że wiedzą lepiej. A tymczasem wobec pytań, które sztuka stawia sobie od wieków i wciąż na nowo, najwybitniejszy uczony ma prawie tyle samo do powiedzenia, co najzwyklejszy analfabeta!
Sens życia może określać każdy wyłącznie dla siebie i na własne ryzyko. Od szerzenia oświaty jest literatura popularnonaukowa. Celem literatury pięknej nie jest to w żadnym razie. Prawdziwy artysta zadaje sobie samemu pytanie, dotyczące sensu własnego życia i dla siebie samego szuka na nie odpowiedzi. Odbiorca dzieła sztuki może, ale nie musi wykryć w nim takie czy inne podobieństwa do pytań, które jego samego dręczą. Nie powinien mieć jednak żadnych pretensji, gdy artystę nie interesuje nic z tego, co jego interesuje, gdy artysta nienawidzi tego, co on kocha, gdy reaguje na świat całkiem odwrotnie niż on sam. Jeśli w życiu poszanowanie wolności drugiego człowieka nie zawsze jest, a nawet nie zawsze może być przestrzegane, nie znaczy to, że wolno i trzeba zrezygnować z tego także w sztuce. Wręcz przeciwnie. W sztuce urzeczywistniała się zawsze ta potrzeba wolności, która w życiu nie mogła się urzeczywistnić.
Nie wydaje mi się, żeby masowe czytelnictwo w Polsce odznaczało się w każdym wypadku wysoką kulturą czytania. Zbyt silnie przywiązani jesteśmy do wszelkiego typu fanatyzmu, zbyt rzadko potrafimy [ 16 ] się wykazać rzeczywistą ludzką mądrością. Literatura nasza bywała często literaturą dla prostaczków. Dlatego bywała także literaturą drugorzędną. Dopóki stare fideizmy zastępowano fideizmami nowymi, nikt się przeciwko nim nie oburzał. Nawet ci, dla których ten fideizm nowy był z gruntu obcy, a nawet wrogi. Dzisiaj, gdy do masowego czytelnika zaczyna docierać literatura śmielsza, samodzielniejsza, uwolniona choćby w minimalnym zakresie od celebrowania wątpliwych świętości, fideiści starego i nowego autoramentu występują zgodnym frontem przeciwko wszystkim, którzy odważają się trzeźwo przyjrzeć ich świętościom. Pienią się czytające dewotki nie tylko spod zakrystii, protestują ci, których oduczono sztuki myślenia. Kult świętości niełatwo zastąpić szacunkiem dla człowieka, który ma chyba prawo myśleć i czuć to, co myśli i czuje. Przyzwyczajenie do wyklinania zastępuje trudną sztuką dyskutowania, którą posiąść można tylko wtedy, gdy się potrafi myśleć, gdy się ma szacunek dla własnego i cudzego człowieczeństwa. Maria Dąbrowska powtórzyła kiedyś za kimś uwagę niezwykłej trafności: „Dyskusję prowadzi się po to, aby każdy pozostał przy swoim mniemaniu.“ I jeśli jest to prawdą, a moim zdaniem nawet powinno, nie wynika stąd żadne nieszczęście. Człowiek powinien nauczyć się cenić własną i cudzą odrębność, na bezwzględne porozumienie stawiając tylko wtedy, gdy w grę wchodzi zabezpieczenie fizycznych warunków współistnienia. A i co do tego także myśli i uczucia mogą być całkiem różne, byleby czyny nie zagrażały niczyjej egzystencji. Nie trzeba ograniczać niczyjej wolności wtedy, gdy nie jest to konieczne. Tego wymaga racjonalizm, tego wymaga humanizm, tego wymaga zwykły rozsądek. Wtedy i sztuka będzie mogła być najwspanialszym wyrazem natury [ 17 ] człowieka i życia, będzie mogła lepiej i mądrzej zaspokajać najważniejszą potrzebę duchową człowieka — potrzebę poznania i zrozumienia siebie samego, potrzebę poznania i zrozumienia innych ludzi.
Uwagi moje dotyczą najbardziej pryncypialnych, ogólnofilozoficznych zasad kulturalnego i mądrego czytania. Nie wnikają one w wewnętrzny mechanizm kontaktu duchowego z dziełem literackim, nie uwzględniają całego szeregu spraw związanych z wyborem, przyswajaniem sobie i oceną literatury pięknej, pomijają całą różnorodność i barwność możliwych stosunków do literatury różnych typów, rodzajów, epok i postaw filozoficznych. Temat to zbyt rozległy, wymagający całkiem innego podejścia.



W felietonie „O sztuce czytania“ poruszył kiedyś Witold Wirpsza kardynalne zagadnienia, dotyczące stosunku człowieka do sztuki i funkcji sztuki w życiu duchowym człowieka. Są to kwestie zasadniczej wagi i od ich rozumnego rozstrzygnięcia zależą teoretyczne racje istnienia sztuki. Wirpszy nie udało się — moim zdaniem — utrafić w sedno zagadnienia. Jego refleksje są oparte na z gruntu fałszywym założeniu wstępnym, że w twórczości artystycznej mamy do czynienia ze sposobem reagowania na rzeczywistość już poznaną. Według tej koncepcji sztuka jest jedynie zabawą poznanym i nie są jej właściwe samodzielne możliwości poznawcze. Wirpsza chce bronić prawa sztuki do swobodnej zabawy, odmówiwszy jej uprzednio wszelkich wartości poznawczych. Wydaje mi się, że sprawa została postawiona na głowie.
Poznanym nie ma się co bawić, poznane trzeba traktować serio. W tym zakresie możliwość zabawy [ 18 ] powstaje dopiero wtedy, gdy poznanie okaże się fałszywe albo niewystarczalne. Zawsze natomiast można się bawić w poznanie niepoznanego, w odkrywanie tajemnicy. I sztuka jest chyba ze swej natury formą takiej zabawy w poznanie grozy i śmieszności życia, w odkrywanie wszystkich tajemnic świata, z którymi styka się człowiek. Towarzyszy pierwszym kontaktom człowieka ze zjawiskami, utrwala przeczucia ich sensu lub bezsensu, stwarza iluzję ich poznania, poddaje je pierwszej władzy człowieka nad nimi — władzy wyobraźni. Jest to władza może pozorna, nigdy nie potwierdzona w pełni późniejszym doświadczeniem, ale za to najbardziej ekspansywna, nieograniczona w swoich ambicjach, wszechogarniająca i wszechosądzająca wszystko. To, co nazywamy naukowym poznaniem zjawisk rzeczywistości, jest możliwe o wiele później, dotyczy wyodrębnionych zakresów zjawisk, jest pewniejsze, ale cząstkowe, fragmentaryczne, podległe przeróżnym instancjom kontrolnym.
Ze względu na te specyficzne właściwości poznania naukowego można by — rzecz jasna — odmówić sztuce walorów poznawczych, gdyby nie to, że poznanie naukowe potwierdza od wieków wiele sugestii poznawczych sztuki. Poznanie artystyczne kryje w sobie wiele cech szarlataństwa ale tym niemniej nauka przyznaje ex post słuszność rozmaitym przypuszczeniom sztuki z zakresu biologii, psychologii, socjologii i fizyki, nie mówiąc już o tym, że do wielu kwestii moralnej filozofii życia nauka do dziś nie jest w stanie się ustosunkować, a są to kwestie, które człowiek musi na własny użytek w życiu rozstrzygać. I sztuka jest dla niego w tych rozstrzygnięciach jedynym przewodnikiem, odsłaniającym bogactwo duchowych doświadczeń człowieka. Sztuka bowiem jest według prostego sformułowania Chagalla odbiciem stanu [ 19 ] ducha w rozmaitych relacjach człowieka ze światem, co więcej, jest świadectwem rozeznania się człowieka we własnym stanie ducha, jest tym samym formą jego przezwyciężenia.
Zastanawiać się więc nad funkcją sztuki w życiu człowieka znaczyłoby zastanowić się nad funkcją tych przeżyć, które wzbudzać mogą w człowieku dzieła sztuki. I tu dopiero tkwi źródło największych nieporozumień, jeśli nie w filozofii sztuki, to we współczesnych praktykach mecenatów artystycznych. Filozofowie sztuki i estetyki od wieków twierdzą, że sztuka jest źródłem specyficznych przeżyć duchowych człowieka, które nie pozostają w bezpośrednim związku z działaniem, a zwłaszcza działaniem społecznym, teoretykom współczesnych mecenatów artystycznych wydaje się natomiast, że sztuka zajmuje się komunikowaniem dyrektyw praktycznego działania. Wypływa to ze starych i naiwnie mechanistycznych koncepcji człowieka i prowadzi do żałosnej degradacji sztuki, która tym samym przestaje spełniać swoje przyrodzone funkcje. Człowiek pozbawiony przeżyć estetycznych lub niezdolny do nich jest — jak pisze Ingarden — zubożony o jedną postać szczęścia. Czy istnieją jakiekolwiek racje, żeby go tej możliwości szczęścia pozbawiać?
Racje takie wyprowadza się najczęściej z założenia, że pomiędzy doświadczeniem wewnętrznym, a więc także przeżyciem estetycznym a działalnością praktyczną człowieka zachodzi prosty związek wynikania. Stąd przypuszczenie, że sztuka budująca i optymistyczna mobilizuje człowieka do intensywniejszej działalności twórczej. Stąd obawa, że sztuka tragiczna i pesymistyczna zniechęca człowieka do życia i przyczynia się do wszelkiego
Mamuśka z dużymi cyckami siada na kutasie - Brandi Love, Fryzura Na Cipce
Pani napalona na seks z masażystą - Reagan Foxx, Duży Penis
Dojrzałe seksowne kobiety z dużymi cycami - Cathy Heaven, Mamuśka

Report Page