Super blondynka kocha w dupe

Super blondynka kocha w dupe




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Super blondynka kocha w dupe

  Kiedy obudziłam się, Louis już nie spał. Opierał się swoją prawą ręką i patrzył na mnie. Nie było po nim widać żadnych oznak zmęczenia. Wręcz przeciwnie, uśmiechał się, a w jego oczach widać było blask. Wydawały się bardziej niebieskie niż zawsze, w tej błękitnej toni można było się utopić. Brązowe włosy lśniły w blasku przebijającego się przez okna słońca. Wydawał się piękniejszy niż zwykle, w końcu to był mój Louis.

- Witaj skarbie - uśmiechnął się i pocałował moją dłoń, która wędrowała po jego twarzy

- Hej kochanie. Wyspałeś się? - spytałam

- Oczywiście i dalej nie mogę uwierzyć w to, że wczoraj zostałam twoją narzeczoną! To był najlepszy Sylwester w moim życiu. 

- Zrobiłem to, bo cię kocham. Nie chciałem zwlekać. 

Nic nie odpowiedziałam, tylko się uśmiechnęłam

- Nie wiem jak wyglądałoby teraz moje życie bez ciebie. Każdego dnia dziękuję Bogu, że się poznaliśmy - mocno mnie pocałował - Chcę abyś była na zawsze. 

- Nie mogę odejść, bo ciebie kocham. 

   Lou wziął mnie na ręce i postawił na środku pokoju. Przybliżył się do mnie i położył głowę na moim ramieniu, ja zrobiłam to samo. Mocno się w niego wtuliłam. 

- Pomyśl, jak będzie wspaniale za kilka lat, ile jeszcze przed nami. Poczuj mnie.... - wyszeptał mi do ucha.

   Nie było muzyki, nic nie mówiliśmy, po prostu kołysaliśmy się w swoich ramionach. Tak jak wczoraj. Po prostu musieliśmy się sobą nacieszyć, póki jeszcze możemy...

  Kiedy wstałam rano, Zayn spał jeszcze, a ja byłam strasznie głodna, więc zeszłam na dół. W salonie i w kuchni było nawet czysto, zdziwiłam się. Widocznie chłopcy musieli wynająć firmę sprzątającą, która miała posprzątać po imprezie. Poszłam do kuchni zrobiłam 2 mrożone kawy i tosty. Po dwudziestu minutach wróciłam na górę, Zayn już nie spał. Widocznie obudził się kiedy wyszłam. 

- Cześć skarbie. - wymamrotał leżąc na brzuchu - Masz coś dla mnie?

- Powoli trzeba myśleć o twoich urodzinach, no nie? - zapytałam a on włączył telewizję - Co, Zayn?

- Przecież ty i tak na nich nie będziesz. 

- A będziesz? - popatrzył się na mnie

- A dlaczego mam nie być, nie chcesz mnie?

- Myślałem, że masz w tedy koncert. 

- Tak, ale on jest 10 stycznia, 2 dni przed twoimi urodzinami, ale jak nie chcesz, to nie przyjdę. Trzymaj! - położyłam talerz obok niego i poszłam do łazienki. 

  Zamknęłam się na klucz i poszłam pod prysznic. Ostatnio w ogóle z Zayn'em trochę przestało się układać. W ogóle to on mnie już chyba nie kocha, w Szwajcarii jeszcze jakby staraliśmy się wszystko ułożyć, ale związek nie polega tylko na chodzeniu do łóżka. Trzeba kogoś kochać, a Zayn chyba nie czuje tego samego co ja. Co z tego, że jesteśmy parą od jakiegoś czasu, ale wystarczy tylko popatrzeć na Harry'ego i Sam albo na Louis'a i Eleanor, jak oni mocno się kochają. Harry cały czas ma jakieś niespodzianki dla Sam, cały czas, a Louis oświadczył się El. Ciekawe kiedy ja doznam takiego zaszczytu, przecież ja nawet nie poznałam jego rodziny. Wydaje mi się, że Zayn jakoś tak wszystko co robi dla mnie, robi z przymusu. Nie wiem co by zrobił kiedy okazało by się, że jestem w ciąży, albo gdybym powiedziała mu, że chcę się z nim ożenić. Nie wiem jakby zareagował. Wszyscy myślą, że jesteśmy cudowną parą, a tak naprawdę to nie jest tak cudownie jakby się mogło wydawać...

  Wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Kiedy weszłam do pokoju, Zayn bawił się telefonem. 

- Gniewasz się na mnie? - spytał widząc, że wychodzę. 

- Jak to o co? Wiem, że to może głupia błahostka, ale...ale...

- Nie. - powiedziałam i poszłam na łóżko, obok niego

- Kochasz mnie jeszcze w ogóle? - popatrzyłam się na niego

- Dlaczego się pytasz? - zdziwił się - Oczywiście, że tak. 

  Wstałam, wzięłam swój telefon i wyszłam z pokoju. 

- Perrie, Perrie! - wydzierał się Zayn, ale ja go nie słuchałam

   Poszłam do sypialni Sam, zapukałam, Harry jeszcze spał. Poprosiłam Sam, żeby poszła ze mną do pokoju gościnnego, no i poszła. Zeszłyśmy na dół i zamknęłyśmy się na klucz. 

- No bo wiesz - usiadłam na łóżko - Wydaje mi się, że Zayn już mnie nie kocha. 

- No bo... - moje oczy się zaszkliły - W ogóle jakoś tak się przestało pomiędzy nami układać. Albo nie wiem, może wszystko jest dobrze, ale ja czuje inaczej. Sam, czy ja bym to sobie ubzdurała?

- No ale przecież wy jesteście taką słodką parką, a Zayn jest strasznie kochany, co się stało? Nie kochasz go?

- To raczej on nie kocha mnie... - zaczęłam płakać. 

- Pezz przestań, na pewno tak nie jest. 

- Dzisiaj zdziwił się, że będę na jego imprezie urodzinowej, myślał, że w tym czasie będę miała koncert. 

- Ale Sam, to nie chodzi tylko o jakieś pieprzone daty. My ogólnie się od siebie oddaliliśmy. Kiedyś było całkiem inaczej. W Szwajcarii próbowaliśmy jakoś to wszystko naprawić. Ale to nie to co kiedyś. Trzeba się kochać, a nie tylko chodzić do łóżka. 

- Na pewno ci się tak tylko wydaje, albo on coś dla ciebie szykuje i teraz specjalnie tak robi, żebyś myślała inaczej. 

- Nieee, znam go. On nigdy nie robił mi żadnych niespodzianek, nic, rozumiesz, nic! Nie chodzi mi tu o jakieś prezenty, ale od czasu do czasu mógł by się wysilić i zrobić coś romantycznego. To nie dużo, a znaczy wiele. Harry cały czas cię zaskakuje, Louis się oświadczył, Liam dba o Danielle. Zayn nigdy nie spytał czy czegoś bym chciała, czy czegoś potrzebuję. - płakałam dalej - On myśli, że jestem jedna z wielu głupich lasek, które tylko chcą iść z nim do łóżka. 

- Ale czasami chyba może mi powiedzieć, że kocha mnie najmocniej na świecie, a tak to nic. Nie wiem jakby zareagował na takie "coś". 

   Z Liam'em obudziliśmy się prawie jednocześnie. Nie mogę powiedzieć, że byłam wyspana, a to za sprawą Liam'a. Najpierw nie mógł zasnąć, a potem wiercił się jak cholera. Rozłożył się na całym łóżku, a dla mnie nie było miejsca. Kilka razy musiałam go budzić, albo szturchać, bo inaczej nie mogłam. Teraz się jakoś poprawiło, na szczęście nie chrapał. Leżał z rozczochranymi włosami i od czasu do czasu otwierał swoje brązowe oczka. Dotknęłam jego włosów i pocałowałam mocno w usta. Wtedy się obudził i uśmiechnął. 

- Ale kochanie, to nie zdrowo tak na początek dnia. 

- No dobra, zadzwonię. To jaką chcesz? 

- Pepperoni z podwójnym serem. I weź jakiś sok z kuchni, ok skarbie?

   Kiedy wychodziłam zobaczyłam Zayn'a, który również wychodził z pokoju. Widać, że był mocno wnerwiony, bo trzasnął drzwiami i nerwowo zapalał papierosa. A przynajmniej próbował, bo nie mógł tego zrobić. Wyszedł na taras i palił. Ja wzięłam telefon i zamówiłam pizzę. Kiedy czekałam na dostawcę, akurat zrobiłam świeży sok pomarańczowy. Strasznie mi się nudziło, ale chciałam poczekać na dole. Nagle zadzwoniła moja komórka. 

- Tak poszliśmy do pubu. A ty gdzieś..........to znaczy z Liam'em gdzieś poszłaś?

- Nie, nie upiłam się! Nikt się nie upił, to był ważny wieczór. Nie osądzaj mnie, poza tym ja już jestem pełnoletnia. 

- Ale nie dzwonisz chyba po to żeby mi wypominać. 

- Nie. Rozmawiałam z tatą i może za kilka dni wybralibyśmy się gdzieś, my i wy. 

- Nie wiem. Do jakiejś restauracji, potem na spacer. W końcu jesteście parą. 

- No ok, ale zapytam się jeszcze Liam'a. Zadzwonię do ciebie wieczorem. 

  Ktoś pukał do drzwi. Kiedy otworzyłam okazało się, że to dostawca. Zapłaciłam, wzięłam pizzę, poszłam do kuchni po sok i wróciłam na górę. Właśnie kiedy już szłam po schodach, z pokoju gościnnego wyszła Sam i Perrie. Cała zapłakana, trzymała telefon w ręce, a Sam ją pocieszała. Perrie poszła na taras do Zayn'a, a Sam wróciła do sypialni. Ja też tak zrobiłam. Liam leżał w łóżku, oglądał telewizję, a w między czasie pisał sms'y. 

- Chyba musisz kupić większe łóżko. 

- Dlaczego? - zapytał i wyjął kawałek pizzy

- Bo ja nie umiem z tobą spać. Cały czas mnie kopiesz, wiercisz się - zaśmiałam się

- Kochanie, postaram się już tego nie robić - uśmiechnął się

- A wiesz co się stało z Perrie i z Zayn'em?

- Chyba się pokłócili. Bo dzisiaj Zayn wyszedł z pokoju wkurzony, poszedł zapalić, a Perrie była z Sam w pokoju gościnnym. Wyszła płacząc. 

- Nie martw się, pogadam potem z Zayn'em. 

- Spytała, czy za kilka dni nie będziemy mieli ochoty gdzieś z nimi wyjść. 

- No bo za kilka dni przychodzi do nas nasza nowa menadżerka, Miranda. 

- Na pewno to jakaś piękna, długonoga blondynka, z wielkim biustem i nie mniejszymi pośladkami. - odwróciłam się

- Dan, skarbie, nie ma piękniejszej dziewczyny od ciebie. Dziubku, hymmm? No nie fochaj się - pocałował mnie w szyję - Wiesz, że tylko ciebie kocham.

- Najmocniej na świecie - po raz kolejny pocałował mnie w szyję

  Liam odłożył talerz i położył się na mnie. Zaczął mnie całować, a ja odwzajemniłam. Leżeliśmy i całowaliśmy się tak jeszcze przez jakieś 10 minut, a potem wróciliśmy do jedzenia. I właśnie takiego Liam'a kochałam. Nie super gwiazdę, tylko zwykłego, normalnego Liam'a.

  Wyszłam z pokoju gościnnego razem z Sam, ale kiedy zauważyłam, że Zayn stoi na tarasie, zarzuciłam na siebie kurtkę, która wisiała w przedpokoju i wyszłam do niego. Zayn nerwowo popalał papierosa i krążył po tarasie. Nie zwrócił na mnie uwagi. Nie wiedziałam jak mam zacząć, co powiedzieć. Miałam zupełną pustkę w głowie, a on stał i wpatrywał się tylko w niebo. Nie powiedział nic, a ja nie miałam zamiaru tam stać i marznąć. Wyszłam z tarasu, rzuciłam kurtkę na kanapę i wróciłam do sypialni. Byłam nieźle wnerwiona. Jakby mu na mnie zależało to by jakoś zareagował, przeprosił czy coś, a tu nic. Normalnie nic. Jakby miał mnie gdzieś, jakby myślał ,, a weź rób co chcesz, nie obchodzi mnie to ''. Dlaczego on o mnie nie walczy?! Nie podobam mu się?! Powinien coś powiedzieć, ja pierwsza zaczynać nie będę! Jak nie chcę, żebym była na jego urodzinach, to wcale nie muszę być...

   Poszłam do łazienki i włączyłam suszarkę. Po kilkunastu minutach włosy znów były suche, ubrałam jakieś dresy i położyłam się na łóżku. Leżałam i wpatrywałam się w zdjęcie, które stało na szafce nocnej Zayn'a. Szczęśliwa para, zakochani Zayn i Perrie nocą. To zdjęcie robiliśmy przed świętami, na ulicy, poszliśmy na spacer. Teraz już nie ma takich romantycznych chwil. Po chwili do pokoju wszedł on. Nie mówiąc nic, położył się naprzeciwko mnie. Czuć było dym tytoniowy, a jego oczy były lekko zaczerwienione. 

- Zayn, czy ty mnie jeszcze w ogóle kochasz. 

- Oczywiście, że tak. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. 

- To co mam zrobić, żebyś to poczuła, żebyś zrozumiała. Powiedz mi. 

- Bądź spontaniczny, zrób coś z miłości, a nie tylko z nakazów i zakazów. Zrób to co czujesz. 

  Zayn popatrzył się na mnie nerwowym wzrokiem, po chwili wstał i otworzył okno. 

- Chciałaś spontan, to będziesz go miała - chrząknął - Kocham Perrie Edwards! Kocham ją i tylko ją. Nie wyobrażam sobie życia bez niej!!! To moja mała Pezza!!! Kocham ją!!!!!! Kocham Perrie!!!!!!!!!!!!! - wydarł się na cały głos. 

  Chyba zdarł sobie gardło. Z moich oczu spłynęła łza wzruszenia. Nie potrzebowałam fajerwerków, tylko takiego zwykłego wyznania. Po prostu usłyszeć, że mnie kocha.

  Zayn położył się naprzeciwko mnie, a ja wtuliłam się w jego klatę. 

- Kocham cię, rozumiesz?! - powiedział całując mnie w głowę

Kolejny dzień, już w nowym roku 2013, 2 stycznia. Harry'ego nie było w łóżku, ale słyszałam go pod prysznicem. Nie chciało mi się wychodzić z łóżka, więc poczekałam na niego. Byłam taka padnięta, a już za nie długo trzeba będzie wrócić do szkoły.

  Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Hazzy, który właśnie wychodził z łazienki.W pośpiechu zawiązywał ręcznik na biodrach. 

- Hej kotku - powiedział i przeczesał włosy ręką po czym mocno mnie pocałował

- Cześć Harry. Co będziemy dzisiaj robić?

- Nie dam ci tej satysfakcji leżenia obok mnie, bo tez muszę iść pod prysznic.

Wstałam a Harry pociągnął mnie za nadgarstek tak, że wylądowałam na nim.

- Nigdzie nie pójdziesz- powiedział i zaczął mnie całować.
- Harry, ale ja też chcę się umyć.

- No za chwilkę- całował mnie po szyi.

- Skarbie, później- zaczęłam wydostawać się z jego objęć

- No dobra- wypuścił mnie i klepną w pupę.

 Odeszłam do łazienki i zamknęłam się. Zawiązałam włosy w luźny koczek i spuściłam wodę do wanny. Dolałam wszystkich możliwych płynów do kąpieli, żeby było jak najwięcej piany. Weszłam do wanny i włożyłam słuchawki w uszy i 'odpłynęłam'...

  Nagle otworzyłam oczy, bo usłyszałam jak Harry wchodzi do łazienki. Stał i opierał się o framugę drzwi. Uśmiechał się i patrzył na mnie. 

- Skarbie, za 20 minut śniadanie. Zdążysz?

- Oczywiście... - powiedziałam i zanurzyłam się w pianie. 

  Właśnie się pakowałam. Horan siedział na łóżku i wpatrywał się we mnie i na moje ręce. Chciałam wrócić do domu, w końcu za 2 dni wracam do pracy. Na razie siedziałam z Liam'em w pokoju i pakowałam ostatnie rzeczy. 

- Oczywiście! Musimy jeszcze zadzwonić do rodziców i ustalić z nimi kiedy pójdziemy na ten wspólny spacer, czy coś. 

- Tak, tak. A ta wasza nowa lalunia menadżerka, to kiedy przychodzi?

- Piątego, ale będziesz wtedy ze mną. 

 Odeszłam do innej szafki, by wziąć z niej moje rzeczy. Nagle Liam podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. Położył głowę na moim lewym ramieniu i zaczął mówić. 

- Strasznie cię kocham Dan. - powiedział i rzucił mnie na łóżko.

  Zaczął mnie całować tak mocno, jakby miał mnie już nigdy nie zobaczyć. Ale podobało mi się to.

  Kiedy wyszłam z wanny, szybko przebrałam się w jakieś dresy i zeszłam na dół. W salonie byli już wszyscy. Perrie i Zayn stali w kuchni i przygotowywali jakieś jedzenie, El i Lou siedzieli na kanapie i rozmawiali, Harry jak zawsze na iPhonie, Niall przeglądał gazetę, a Danielle i Liam oglądali TV tuląc się w siebie. Weszłam do kuchni i wzięłam kawałek czekolady, po czym poszłam do Loczka. Usiadłam koło niego i mocno go przytuliłam. 

- To przez stres - odwróciłam głowę 

- No wiesz ostatni rok szkiły, ostatnio z nami nie było najepiej, poza tym zastanawiam się nad studiami, pracą. Zrozum mnie. 

- Nie wiedziałem, że to ma na ciebie aż taki wpływ. 

- A z rana nie jestem jakoś głodna, więc chyba wystarczy mi jakiś kawałek czekolady. 

- Wiem - pocałowałam go - Ejj, Perrie pospieszcie się - zaśmiałam się

- Sam, jest głodna! - krzyknął Harry

  Po kilku minutach Pezz w końcu przyniosła nam omlety, które były po prostu przepyszne. Wszyscy chcieliśmy dokładkę. Kiedy już skończyliśmy jeść, Danielle musiała się zbierać do domu. Pożegnałam się z nią, chociaż nie było mi łatwo, bo bardzo ją lubię. Liam odprowadził ją, a potem ta wsiadła do taksówki i odjechała. Wróciliśmy do salonu i oglądaliśmy TV. Nagle Zayn wstał i ubrał skórzaną kurtkę. 

- Wychodzisz gdzieś? - spytała Perrie

- Jak to skończyły? Przecież w łazience jest tego pełno. 

- Ale muszę jeszcze dokupić moje ulubione. Muszę poszukać różnych kosmetyków, będę za jakieś dwie godziny. Pa. 

- Ja ciebie też kocham. - powiedział i wyszedł

  Zayn mówił to bez jakichkolwiek emocji, mówił to tak jakby to nic dla niego nie znaczyło, jakby Perrie nic dla niego nie znaczyła! Nie wierzyłam mu, że jedzie do sklepu po jakieś kosmetyki. Przecież oni zawsze zakupy robią razem i na zapas. I teraz tak nagle wszystko mu się skończyło? Było mi szkoda Perrie. Wszyscy wiedzieli, że coś jest na rzeczy, a ona nie mogła tego zauważyć. Wierzyła mu, bo go kochała. Było mi jej szkoda, cholernie szkoda!...

______________________________________________________________________

Wiem, że nie jest długi, ale jest ; ))
Jeszcze tylko dwa tygodnie szkoły ; ))
Później rozdziały będą częściej ; ))
Melaa ; DD

Motyw Podróże. Obsługiwane przez usługę Blogger .



504 Pages • 173,240 Words • PDF • 1.6 MB

Artur Baniewicz Afrykanka
Czerwone slonce plonelo nad jej glowa. Zamazywalo szczegoly i kradlo kolory, pozostawiajac czarne kontury postaci, samotny refleks swiatla odbity od helmu eskortujacego ja zolnierza i cos, co sprawilo, ze moje sklejone snem powieki umknely jedna od drugiej, pozwalajac oczom chlonac widok, a umyslowi zapamietywac.Aureole. Rozedrgana, zlotorozowa poswiate, ktora otaczala zarys kobiecej glowy az po smukla, pochylona ze zmeczenia szyje. Czulem, ze jest wyczerpana; wyczytalem to z rytmu, w jakim kolysala sie na grzbiecie osiolka, z ukladu widocznej pod brzuchem zwierzecia bosej stopy, o ktorej wiedzialem, ze jest obolala od marszu po skalistych bezdrozach. Wyczuwalem wiele rzeczy, ktorych moje oczy nie potrafily dostrzec. Jej sile, tak rozna od sily wbitego w pancerz zolnierza, ktory prowadzil osla za uzde. I jej urode. Tez inna, odmienna od urody mlodych kobiet mojego swiata. I smutek. Nie musialem zagladac w jej oczy, na pewno wielkie, bardzo ciemne i bardzo blyszczace, by wiedziec, jak malo jest w nich radosci. Nie chcialem w nie zagladac, choc moglem: koniec mojej pryczy prawie dotykal sciany z zakratowanym oknem. Wystarczylo odepchnac sie od glinianego muru, by dopasc pretow i ogarnac wzrokiem wiekszy, prawdziwszy kawalek swiata. Moze nawet - gdybym okazal sie szybszy - wyciagajac z calych sil ramie, zdolalbym musnac koniuszkami palcow podrapana stope ciemnookiej. Ale nie zrobilem tego. Byl grudzien, z nieba lal sie zar, od ktorego drzalo powietrze, a ona jechala na osiolku. Zawsze wyobrazalem to sobie wlasnie tak i choc nigdy nie wierzylem, by u zrodel tej wizji bylo cos wiecej niz piekny mit, siedzialem w bezruchu nawet wtedy, gdy po kobiecie i jej klapouchu pozostala tylko chmurka wirujacego w sloncu kurzu. Usmiechnalem sie do osadzonych w glinie krat mojej celi. Byl grudzien, z nieba lal sie zar, a Betlejem lezalo raptem sto dni marszu stad.
* Cos zabrzeczalo wysoko w gorze. Podnosilem glowe, kiedy pollitrowa puszka rabnela mnie w potylice.-Jestescie dupa, nie oficer, Koziej. Mowilem: ta, ktora trzymacie w lewej rece. Pusta, Koziej. Jak na ten przyklad wasza glowa. Bez pospiechu przewrocilem sie na plecy. -Po pierwsze: nie pusta, tylko w czapce - stwierdzil z godnoscia podporucznik Koziej, kucajac przy
oknie i opierajac kolano o krate. - Po drugie: w lewej mialem akurat pelna, co prowadzi do wniosku, ze to wy, Koliszewski, jestescie... O, obudzil sie. Usiadlem po turecku i poslalem w strone okna smetny usmiech. -Czolem, panowie - mruknalem, masujac sie po czaszce. - Co to mialo byc: wstep do przesluchania? -Wpadlismy sprawdzic, czy ktos tu jeszcze gnije - wyjasnil podporucznik Koliszewski. Tak jak Koziej byl w szortach, ale brakowalo mu wojskowego akcentu w postaci blekitnej czapeczki z emblematem ONZ. -Mumifikuje sie - poprawilem. - A coz mialbym robic? -Koziej wysunal smiala hipoteze, ze pana wypuscili. - Usiadl przed oknem i pociagnal z puszki. - I ze z tej radosci pogna pan do miasta uchlac sie w porzadnej knajpie. Schylilem sie i podnioslem puszke z glinianego klepiska. Zywiec, w dodatku schlodzony. Na wszelki wypadek sprawdzilem, czy niebieska czapeczka Kozieja nie zmienila barwy na czerwona, a jemu samemu nie sypnal sie bujny siwy zarost. Byl grudzien, miesiac cudow i Swietego Mikolaja. -To dla mnie? - zapytalem niepewnie. -Alkohol niszczy mozg - poinformowal mnie Koliszewski. -Wie cos o tym - zapewnil Koziej. - Jest pijakiem. -Obaj jestesmy - ciagnal niezrazony Koliszewski. - Ludzmi do szpiku kosci zepsutymi, egoistami i swiniami. -Wiem cos o tym. - Otworzylem puszke. - Jestem waszym sasiadem. Bylem nim dostatecznie dlugo, by poprzedzic pierwszy lyk kilkoma pociagnieciami nosa i badaniem koncem jezyka. Na trzezwo platali malpie figle tylko jeden drugiemu. Ale teraz trzezwi nie byli. -Zero mydla - powiedzial ze smutkiem Koziej. - Zero pieprzu i srodkow na przeczyszczenie. Moze doktor smialo pic nasza krwawice. -Przyszliscie po zwolnienie - zgadlem. - Ktos chce poslac was gdzies, gdzie strzelaja, a nie ma piwa i lodowek. -Nasze stalowe rumaki czekaja - Koliszewski probowal je wskazac patetycznym gestem, ale areszt przeslanial widok na park maszynowy, gdzie na naczepach ciagnikow siodlowych grzaly sie cielska c
Czarna kobieta w sexy stroju
Czarna uczennica chce na stole
Wloszka walona na castingu

Report Page