Straciła dziewictwo z ochroniarzem

Straciła dziewictwo z ochroniarzem




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Straciła dziewictwo z ochroniarzem
Ekspert o nieprzewidzianych skutkach wojny. Polska zagrożona
Sekrety pracy pań sprzątających. Te rzeczy są dla nich niewybaczalne
Mistrzyni Europy nie ma zaproszenia na ważny mityng! Co z awansem?
"Mam to za sobą". Marcela Leszczak o związku Koterskiego i Bryzek
"Nie życzę nikomu zdumionego faceta. Myśli, że wolno mu wszystko"
"Legia wolała mnie od Lewandowskiego. Dalej się z tego śmieję"
Błyskotliwa komedia sytuacyjna i jeden z największych hitów francuskiego kina
"Odchody były w każdym pokoju". To było życie Króliczków Playboya
Gdy zdjęcie ciała Stefanii pokazano w sądzie, młody karabinier zemdlał [18+]
© 2022 Ringier Axel Springer Polska sp. z o.o. - Powered by Ring Publishing | Developed by RAS Tech
Ostatnie z nich żyją w zapadłych górskich wioskach. Zakładają męskie ubrania, palą cygara, noszą broń, są żywicielkami rodziny i nie uprawiają seksu. Trudno znaleźć prawdziwą dziewicę w kraju mafii, narkotyków i średniowiecznych praw.

domcia242a Obserwuj Dokumenty 1 667 Odsłony 3 061 461 Obserwuję 1 771 Rozmiar dokumentów 2.9 GB Ilość pobrań 1 816 109
Bethany - Kris -seria Filthy Marcellos
Kerrelyn Sparks seria miłość na kołku
Made in Warsaw · Copyright 2016 · All rights reserved - webshark.pl Regulamin Polityka Prywatności Kontakt
Akceptuję regulamin Zarejestruj się
Rozdział 1
– A to co ma znaczyć?
Jay i ja przerwaliśmy pocałunek. W drzwiach stała Hayley. Wyglądała młodo i elegancko
w czarno-złotym mundurze stewardesy, ale patrzyła na nas z irytacją.
Ciemnobrązowe włosy związała w ciasny kok, który podkreślał jej wysokie kości
policzkowe i duże czarne oczy. Hayley była śliczna. Często mówiono mi, że jestem do niej
podobna, z wyjątkiem oczu. Oczy miałam takie jak on. Wszyscy powtarzali, że są niesamowite,
ale ja oddałabym wszystko, żeby tylko były podobne do oczu Hayley.
Nie miałam wątpliwości, że to właśnie one były jednym z rozstrzygających argumentów
skłaniających Jaya Jamesa do nieustawania w wysiłkach, żeby mnie przelecieć. Nie żebym była
cyniczna albo co.
Jay był rok starszy ode mnie, dość inteligentny. Aurę złego chłopca miał opracowaną
w najmniejszych szczegółach. Tatuaże? Oczywiście. Kolczyki tu i tam? Naturalnie. Wszystkie
laski w szkole za nim szalały, ale z tajemniczych powodów on wolał mnie. Od jakichś dziesięciu
minut całowaliśmy się, siedząc na mojej kanapie. Miał fajne usta i naprawdę liczyłam na to, że
kiedy mnie pocałuje, poczuję coś więcej niż dotyk mokrych warg i języka na moich wargach
i języku.
Romanse, które Hayley chomikowała w szafie, sugerowały, że powinnam doświadczać
przyjemnego mrowienia i gorąca.
Szczególnie pocałunki podobno miały być podniecające.
Miałam na ten temat zupełnie inne zdanie – całowanie się z kimś mogło być co najwyżej
przyjemne. Jak zawsze z nudów zaczęłam myśleć o czymś innym: tym razem o Hayley i jej
knuciu. Wiedziałam, że coś się szykuje. Hayley pracowała jako stewardesa, więc często
przebywała poza domem, ale ostatnio jej nieobecności się przedłużały. A i jej zachowanie nie
było normalne: chowała przede mną telefon, kiedy wibrował od powiadomień, a potem
rozmawiała z kimś szeptem w swojej sypialni. Coś się szykowało. Miałam tylko nadzieję, że nie
chodziło o żadnego mężczyznę.
No i o wilku mowa.
– To Jay – powiedziałam, splatając ręce na piersi w odpowiedzi na jej surowy wyraz
twarzy.
iść.
Nienawidziłam, kiedy zachowywała się, jakby jej zależało.
– Nie interesuje mnie, kim on jest. – Hayley próbowała zmrozić go wzrokiem. – Może już
Jay spojrzał na nią buntowniczo tak jak ja i nagle bardziej go polubiłam. Odwrócił się
w moją stronę i pocałował mnie powoli w kącik ust.
– Do zobaczenia w szkole, mała – rzucił i zaśmiał się, widząc moją kpiarską minę.
Zaczekałam, aż przejdzie obok Hayley bez słowa i zamknie za sobą drzwi.
– Super. Dzięki – odezwałam się.
– Nie mów do mnie tym tonem! – Oczy Hayley zwęziły się w czarne szparki. – Jestem
zmęczona, miałam długi dzień. Wracam do domu i co? Znajduję moją córkę w objęciach
jakiegoś napalonego byczka. A może powinnam być zadowolona, że umawiasz się
ze smarkaczem, który wygląda, jakby nieraz odwiedzał lokalne więzienie?
– Nie chodzimy ze sobą, tylko się razem dobrze bawimy.
– No, to dopiero pocieszenie! – Machnęła rękami ze zdenerwowania.
– Hayley.
– Nie mów tak do mnie. Mam prawo być niezadowolona z twojego zachowania. –
Wzdrygnęła się, jak zawsze, kiedy mówiłam do niej po imieniu (co znaczy, że wzdrygała się
często).
– Ale nie masz po co być. Nie traktuję Jaya poważnie. I nie zamierzam zachodzić w ciążę.
Powiedz lepiej, czemu wróciłaś wcześniej do domu?
– Przenieśli mnie na krótszy lot. – Rzuciła torebkę na kanapę i odeszła w głąb pokoju. –
O Jayu porozmawiamy później, najpierw muszę ci coś powiedzieć.
– Co takiego? – Znieruchomiałam.
Hayley obserwowała mnie badawczo przez kilka sekund, aż wreszcie usiadła obok.
– Poznałam kogoś.
Natychmiast ogarnął mnie paraliżujący strach.
Hayley czekała na moją reakcję, ale kiedy nie zauważyła żadnej, uśmiechnęła się
uspokajająco.
– Jest wspaniały. Nazywa się Theo i ma córkę w twoim wieku. Mieszka w Bostonie.
Spotkaliśmy się podczas jednego z moich lotów.
– Jak dłuto to już trwa? – Coś mnie ścisnęło w dołku.
– Kilka miesięcy.
– Wiedziałam, że coś jest nie tak – mruknęłam.
– Przepraszam, że nic ci wcześniej nie powiedziałam. Ale chciałam się najpierw upewnić,
że to poważny związek…
– A jest?
– Jak najbardziej. Kochamy się.
– Na odległość?
– Zostaję u niego za każdym razem, gdy jestem w Bostonie. Spędzamy ze sobą tyle czasu,
ile się tylko da.
– I sądzisz, że on cię nie zdradza, kiedy wracasz? – Prychnęłam.
– Przestań. – Przecięła ręką powietrze. – To ty masz problemy z zaufaniem ludziom, nie
ja.
Zagotowało się we mnie ze złości. Hayley musi być wyjątkowo naiwna, jeśli wierzy, że
ten koleś nie jest kompletnym przegrywem. To nie była jej pierwsza zła decyzja. Miałam prawo
do strachu, który przyprawiał mnie o mdłości.
– Chciałam cię tylko uprzedzić, że tym razem to coś poważnego.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Że jeśli wszystko ułoży się tak, jak się spodziewam, będzie nas obie czekać wielka
zmiana.
No nie.
Patrzyłam na nią przerażona.
Hayley westchnęła ciężko na widok wyrazu mojej twarzy. Nawet nie próbowałam
go ukrywać.
– Zrobię herbatę – powiedziała. – Jestem zmęczona, więc o Jayu porozmawiamy innym
razem. – Odwróciła się, ale po chwili stanęła bez ruchu i spojrzała na mnie ze smutkiem. – Ale
dzięki, że tak bardzo cieszysz się moim szczęściem.
Nie zamierzałam zniżać się do jej poziomu i nic nie odpowiedziałam.
Do tej pory Hayley miała gdzieś moje szczęście. Teraz tylko odpłacałam jej pięknym
za nadobne.
– Zaraz, czyli co to znaczy? – Anna wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami. –
Serio, wyprowadzasz się do Bostonu?
Czwartek. Całe wieki po wyznaniu Hayley, które mogło oznaczać dla nas „wielką
zmianę”. Główna mącicielka wyleciała we wtorek do Bostonu i praktycznie się nie odzywała. Jej
milczenie sprawiło, że opowiedziałam Annie, co zaszło.
Oparłam się plecami o szkolną szafkę, ze złością wpatrując w ścianę naprzeciwko. Moja
szafka stała, o zgrozo, tuż obok męskiej szatni, w związku z tym codziennie musiałam znosić
rozkoszne zapachy wody kolońskiej „Po wuefie”.
– Nie wiem – odpowiedziałam.
– Ale o to właśnie chodziło Hayley, prawda?
– Pewnie tak.
– No to czemu się bardziej nie przejmujesz?! – Anna stanęła przede mną, z rękami
na biodrach i gniewnym spojrzeniem. – Spójrz na mnie! Ja się przejmuję! – Zaczęła machać
rękami. – Ty też powinnaś!
– Czym się przejmujesz? – zapytała Siobhan. Ona, Kiersten i Tess stanęły obok mojej
szafki. – Może tym, że Leanne Ingles wygląda dzisiaj jak chodząca reklama second handu?! –
zawołała dość głośno, żeby przechodząca obok Leanne Ingles ją usłyszała. Widziałam, jak
Leanne mocno się zaczerwieniła, i ogarnęła mnie złość.
– Nie bądź taką jędzą – syknęłam do Siobhan.
– Ale ja tylko mówię, że brzydka sukienka, nieznośna męka!
– Byłaś dla niej obrzydliwa, i to nie pierwszy raz. – Gdyby to od niej zależało, Siobhan
zaprowadziłaby w całej szkole rządy terroru i podłości.
– Nieważne. – Westchnęła. – Powiedz lepiej, czym się przejmujesz, Anno? I czemu
akurat przed szafką Indii? Cały ten obszar powinien zostać poddany kwarantannie. – Siobhan
spojrzała w kierunku drzwi do męskiej szatni i się skrzywiła.
– Idę na obiad – oznajmiłam i zamknęłam szafkę. Odeszłam, nie oglądając się za siebie.
Wiedziałam, że pójdą za mną.
Usłyszałam kroki dziewczyn i nagle Anna znalazła się po mojej prawej, Siobhan po lewej
stronie, a Kiersten i Tess za nami.
– No więc? – Siobhan trąciła mnie łokciem. – Dowiem się wreszcie, co tak poruszyło
Annę?
– India chyba przeprowadzi się do Bostonu przez swoją matkę!
Dziewczyny spojrzały na mnie w szoku po tym okrzyku Anny, ale zignorowałam je tak
samo, jak ignorowałam coraz bardziej dające się we znaki nerwy.
– Boston? – wydusiła Siobhan. – Fuj, tylko nie to.
Siobhan była dziewczyną z Kalifornii. W jej świecie istniał tylko ten jeden ciepły
i słoneczny region, a reszta leżała gdzieś daleko, za kołem podbiegunowym. Jej niesmak prawie
wywołał na moich ustach uśmiech.
– Na sto procent stracisz opaleniznę – dodała ze współczuciem Tess.
– I to jest teraz mój największy problem? – Spojrzałam na nią przez ramię.
– Nie, twój największy problem to Jay – uznała Kiersten. – Nie możesz go zostawić. Jest
w tobie totalnie zakochany.
Chciałam wywrócić oczami. Kiersten musiała splatać sobie tę bajkową narrację przez
ostatnie kilka tygodni.
– Nie, nie jest. – Potrząsnęłam głową i spojrzałam przed siebie. – I mój główny problem
leży zupełnie gdzie indziej.
– Tak. Przecież chodzi o to, że India zostawi mnie samą! – żachnęła się Anna.
Żadna z nich nie miała racji. Najbardziej dręczyła mnie myśl o tym tajemniczym kolesiu
z Bostonu, do którego domu miałyśmy się wprowadzić. Ale Anna też nie była dla mnie bez
znaczenia. Była jedną z garstki osób w moim życiu, o które naprawdę dbałam. Nie powiedziałam
jej prawdy o mojej przeszłości, ukrywałam przed nią mnóstwo tajemnic i rzadko zdradzałam jej,
co naprawdę myślę, ale i tak otworzyłam się przed nią bardziej niż przed kimkolwiek innym. Nie
miała z tym problemu. Nasza przyjaźń opierała się na jej zaufaniu, nie moim. Anna wiedziała, że
może wyznać mi wszystko i nie obawiać się, że zaraz rozpowiem to po całej szkole. Byłam przy
niej, kiedy jej rodzice rozstawali się w naprawdę obrzydliwy sposób i kiedy przeżywała tego
skutki: straciła dziewictwo w wieku czternastu lat, o wiele za wcześnie. Ledwo sobie radziła, a ja
trwałam przy niej. Nie osądzałam, tylko czuwałam.
To wiele dla niej znaczyło.
Mój wyjazd na pewno by ją zasmucił, a ja z kolei martwiłabym się, jak sobie poradzi beze
mnie.
– Nigdzie się nie wybieram – powiedziałam do Anny, chociaż wcale nie czułam się tak
pewnie.
– Hej, India! – Kilku trzecioklasistów rzuciło mi na powitanie, wchodząc do stołówki.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i podążyłam za nimi.
– Pamiętajcie, że po obiedzie mamy pierwsze spotkanie komitetu tańca – przypomniałam
dziewczynom. – Musimy zacząć planować zimowy bal.
– W ogóle nie rozumiem, po co organizować głosowanie na Królową Zimy w tym roku.
I tak wszyscy wiedzą, że to ty wygrasz – zauważyła Kiersten, a w jej głosie dało się wyczuć
zazdrość.
Wzruszyłam ramionami, ale nie zaprotestowałam. Faktycznie, bardzo możliwe, że
zostałabym Królową Zimy.
Mogłam pochwalić się jedną umiejętnością, którą opanowałam lepiej od wszystkich
szkolnych przedmiotów: byciem lubianą. Nie miałam pieniędzy, nie byłam zarozumiała, nie
osądzałam ludzi i dobrze ukrywałam, że czułam się inna niż wszyscy. Podejmowałam wysiłek,
żeby przyjaźnić się z osobami ze wszystkich szkolnych klik. Tworzyłam zespół gazetki szkolnej.
Byłam członkinią zespołu debat i drużyny piłki nożnej dla dziewczyn, a wreszcie udzielałam się
jako menedżerka kółka teatralnego.
Ale przede wszystkim byłam bardzo, bardzo zajęta.
Najzupełniej mi to odpowiadało, a nawet właśnie tego potrzebowałam. Popularność nie
oznaczała dla mnie skupiania na sobie uwagi. Liczyła się kontrola. Nikt nie mógł mnie zranić
i niełatwo było mnie pokonać w grze, w której od początku miałam wszystkie mocne karty.
Byłam najpopularniejszą dziewczyną z trzecich klas. Gdyby tylko Hayley nie zrujnowała
wszystkiego swoim planem przeprowadzki na Wschodnie Wybrzeże, w przyszłym roku
mogłabym rządzić całą szkołą.
Po odstaniu w kolejce po jedzenie wyglądające jak kocie rzygi usiadłyśmy przy naszym
stole.
– Ktoś może mi wyjaśnić, o co chodzi z tym Bostonem? – zapytała z błyskiem w oku
Siobhan.
Siobhan była piękna i bogata, a do tego grała rolę kapitanki żeńskiego zespołu piłki
nożnej. Uważała, że przywłaszczyłam sobie jej miejsce w hierarchii. Na pewno sprawiała jej
niemałą przyjemność myśl, że miałam się wyprowadzić.
– Hayley kogoś tam poznała. Obawiam się, że to może być coś poważnego.
– Ale lipa. Przykro mi – odezwała się Tess.
– Nie przejmuj się, to Hayley! Pewnie rozstanie się z tą swoją wielką miłością w ciągu
tygodnia.
– Jeśli przeprowadzisz się do Bostonu, jadę z tobą. Mówię poważnie – przyrzekła Anna,
ponuro obserwując swoją kanapkę.
– Jedz. – Trąciłam ją łokciem.
– Ty i to twoje jedzenie. – Anna westchnęła, ale podniosła kanapkę z talerza.
Zaczęłam żuć swoją. Rozejrzałam się po stołówce, uważnie badając sytuację. Miałam
nadzieję, że w przyszłym roku będę siedzieć tu, gdzie teraz.
W fotelu kierowcy, a nie pasażera.
I zupełnie jakby Hayley słuchała moich westchnień, poczułam w kieszeni wibrację
telefonu. Na ekranie czekał na mnie esemes od niej:
„Bądź w domu po szkole. Musimy porozmawiać. Całuję”.
Kanapka przestała mi smakować, ale jadłam dalej. Żułam nieco wolniej, czując, jak coś
ściska mnie w gardle.
– Wszystko w porządku, India?
– Chyba przeprowadzamy się do Bostonu. – Przełknęłam z trudem i podsunęłam Annie
telefon.
Zbladła i spojrzała na wiadomość.
– O cholera.
Wyjrzałam na parking liceum Fair Oaks bardziej świadoma szybkiego bicia serca niż
podczas treningu drużyny futbolowej. Nasze ćwiczenia trochę się przeciągnęły i Hayley już
pewnie robiła się nerwowa.
Czułam mdłości, ale musiałam w końcu to załatwić, więc wyciągnęłam komórkę
i zadzwoniłam do niej.
– Gdzie jesteś? – zapytała, zamiast się przywitać.
– Trening trwał dłużej niż zwykle, a Siobhan musiała jechać do dentysty, więc nie mogła
mnie podwieźć.
– Cholera, zapomniałam o treningu. Już tam jadę.
Usiadłam na krawężniku i zaczęłam przeglądać telefon, sprawdzając media
społecznościowe i odpowiadając na notyfikacje. Anna wysłała mi wiadomość na Snapchacie.
Na obrazku był lód na patyku z logo Boston Red Sox dodanym w Photoshopie. Na górze Anna
zostawiła dopisek:
„Powiedz Hayley, żeby się nim wypchała! NIE JEDZIESZ DO ŻADNEGO BOSTONU!
Xoxo”.
Uśmiechnęłam się z determinacją i czekałam.
Kiedy Hayley dotarła na miejsce, wsiadłam do samochodu bez słowa i całą drogę
do naszego mieszkania pokonałyśmy w ciszy.
– Myślałam, że może zamówimy dzisiaj coś na wynos – odezwała się wreszcie Hayley.
Nie było nas stać, żeby często zamawiać jedzenie do domu. Ta przyjemność była
zarezerwowana na urodziny albo ostatni dzień wakacji. Czasem nawet na Święto Dziękczynienia.
Coś wisiało w powietrzu.
– Nie powinnaś teraz gdzieś lecieć? – zapytałam.
Wzruszyła ramionami. Idąc do kuchni, unikała mojego spojrzenia.
Ruszyłam za nią. Patrzyłam, jak wyjmuje menu z szafki.
– Na co masz ochotę? Chińskie, indyjskie, tajskie, a może libańskie?
– Mam ochotę, żeby ta rozmowa już dobiegła końca.
Hayley spojrzała na mnie, zauważywszy wreszcie moje stalowe spojrzenie i nerwy.
– To naprawdę dobra wiadomość, India. Wierz mi – westchnęła.
– Po prostu powiedz wreszcie, o co ci chodzi.
– Theo mi się oświadczył. Przyjęłam go. Nie chcemy czekać. Zamierzamy wziąć ślub
w grudniu.
– Ale ja go nawet nie znam! – Rozdziawiłam usta ze zdziwienia.
Hayley potarła czubek nosa.
– Gdybyś była młodsza, to faktycznie byłby problem. Ale jesteś w trzeciej klasie liceum.
Masz szesnaście lat. Zaraz będziesz szła do college’u. – Podeszła bliżej i złapała mnie za rękę.
Pozwoliłam jej ją ścisnąć. – Kochanie, będziesz mogła teraz wybrać taką uczelnię, jaką tylko
chcesz.
– Jak to?
– Theo… Cóż, Theo jest bogaty. I dał mi do zrozumienia, że pragnie dla mnie
wszystkiego, co najlepsze. A to oznacza wszystko, co najlepsze dla ciebie.
– Chcesz kupić moją zgodę na tę kompletną farsę? Wiesz, że to nie jest normalne,
prawda?
– Daruj sobie tę całą dramę. – Hayley puściła moją rękę. – Chcę tylko, żebyś wiedziała,
że owszem, będzie ci trudno zostawić szkołę i przyjaciół tutaj i wyprowadzić się
do Massachusetts, ale nie będziemy mieć już problemów finansowych. Nigdy. – Hayley puściła
moją rękę.
– Rany, ile ten koleś ma kasy?
– Jest bardzo szanowanym prawnikiem z bogatej rodziny. Prawdziwa bostońska elita –
powiedziała Hayley z rozmarzonym uśmiechem, jak gdyby odgadując moje pytanie.
– I ktoś taki chce wziąć z tobą ślub?
– Pięknie – warknęła. – Po prostu pięknie.
– Nie chciałam cię obrazić. – Wzruszyłam ramionami. – Po prostu miałam wrażenie, że
tacy ludzie trzymają się swojego środowiska.
– Zazwyczaj tak jest. Ale Theo nie dba o takie rzeczy. On chce poślubić kobietę, którą
kocha. – Hayley odrzuciła włosy do tyłu razem z moimi wątpliwościami. – Wcześniej ożenił się
z bogaczką i miał z nią córkę, Eloise, ale ona parę lat temu umarła na raka. Dopóki mnie nie
poznał, dopóty nie był na poważnie zainteresowany żadną inną kobietą.
– O mój Boże. – Potrząsnęłam z obrzydzeniem głową. – Wydaje ci się, że on jest jakimś
księciem z bajki.
– Nie mów tak do mnie.
– Chcesz mnie zaciągnąć na drugi koniec kraju, żeby zamieszkać z kolesiem, którego
w ogóle nie znam! – Słyszałam histerię we własnym głosie, ale nie umiałam jej powstrzymać. –
A ostatni facet, z którym musiałam żyć pod jednym dachem?! Już o nim zapomniałaś?!
Na twarzy Hayley pojawił się wyraz zrozumienia. Byłam zszokowana, że w ogóle
musiałam o tym mówić na głos. Dobra matka od razu wiedziałaby, dlaczego tak bardzo nie
podoba mi się cały pomysł.
– Och, kochanie. – Chciała do mnie podejść, ale kiedy się wzdrygnęłam, stanęła bez
ruchu. – Theo nie jest taki jak on. Ani trochę. A ja nie jestem już głupią smarkulą. Nigdy więcej
nie popełnię takiego błędu.
Wbiłam wzrok w podłogę, próbując opanować rozszalałe bicie serca. Ledwo usłyszałam
jej słowa przedzierające się przez szum krwi w uszach.
Wzdrygnęłam się na dotyk Hayley i podniosłam wzrok. Zignorowała moje niechętne
gesty i przeszła na drugą stronę pokoju, żeby złapać mnie za ramiona. Pochyliła głowę i spojrzała
mi w oczy.
– Nikt cię nie skrzywdzi – wyszeptała z determinacją. – Obiecuję.
Kłamczucha.
Kłamczucha!
KŁAMCZUCHA!
Ten okrzyk wybrzmiewał wewnątrz mnie, ale zdołałam zdusić go w ustach.
To się działo naprawdę.
Hayley znowu odbierała mi kontrolę nad moim życiem.
Pochyliłam się pod ciężarem jej dotyku i spuściłam wzrok, żeby nie patrzeć na obietnice
w jej oczach. Pocałowała mnie w czoło i ścisnęła moje ramię.
– Dlaczego musimy się przeprowadzać? Skoro on ma tyle pieniędzy, mógłby przyjechać
tutaj – zauważyłam.
– Bo nie może tak po prostu zmienić pracy. Jest właścicielem kancelarii. Poza tym Eloise
uczęszcza do bardzo dobrej szkoły w Bostonie. Najwygodniej będzie, jeśli to my tam
pojedziemy.
– Semestr zaczął się dwa tygodnie temu. Co z moimi lekcjami?
– W twojej nowej szkole zajęcia zaczynają się dopiero w przyszłym tygodniu. Dotrzesz
tam pod koniec września, więc będziesz miała do nadrobienia tylko kilkanaście dni, a nie cały
miesiąc. Kochanie, to najlepsza rzecz, jaka nas kiedykolwiek spotkała. I nie zapominaj, że Theo
jest prawnikiem. Wiem przecież, że chcesz pracować w biurze prokuratora okręgowego. Theo
może być twoją przepustką do kariery.
Byłam w szoku, że Hayley w ogóle o tym pomyślała. Chciałam zamykać przestępców
za kratkami, czyli tam, gdzie ich miejsce, więc samo bycie prawniczką niewiele by dla mnie
znaczyło. Pragnęłam o wiele więcej.
Skacze po nim jak na trampolinie
Uśpiła matkę, bo chce ruchania z ojczymem
Sprzątaczka patrzy, jak szef sobie wali

Report Page