Sprośna studentka w bibliotece

Sprośna studentka w bibliotece




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Sprośna studentka w bibliotece





Rating:




Teen And Up Audiences




Archive Warning :




No Archive Warnings Apply




Categories:




F/M Gen




Fandom:




Avatar: The Last Airbender




Characters:




Original Characters Dai Li Chit Sang Lu Ten How (Avatar) Long Feng Joo Dee (Avatar)




Additional Tags:




Earthbending & Earthbenders Waterbending & Waterbenders Ba Sing Se Bloodbending Healing Brainwashing Pre-Series Canon-Typical Violence Mystery Romance Manipulation Action/Adventure Polski | Polish Magia Ziemi Magia Wody Magia Krwi pranie mózgu akcja Hemophilia Hemofilia




Language:


Polski



Series:


← Previous Work Part 2 of the Opowieści z Ba Sing Se series Next Work →



Stats:



Published: 2016-10-12 Completed: 2019-04-28 Words: 60329 Chapters: 15/15 Comments: 11 Kudos: 16 Bookmarks: 4 Hits: 433




Series this work belongs to:

← Previous Work Part 2 of the Opowieści z Ba Sing Se series Next Work →



Footer


About the Archive

Site Map
Diversity Statement
Terms of Service
DMCA Policy



Contact Us

Policy Questions & Abuse Reports
Technical Support & Feedback



Development

otwarchive v0.9.323.17
Known Issues
GPL by the OTW





On Archive of Our Own (AO3), users can make profiles, create works and
other Content, post comments, give Kudos, create Collections and
Bookmarks, participate in Challenges, import works, and more. Any
information you publish in a comment, profile, work, or Content that you
post or import onto AO3 including in summaries, notes and tags,
will be accessible by the public (unless you limit access to a work only
to those with AO3 Accounts), and it will be available to
AO3 personnel. Be mindful when sharing personal information,
including your religious or political views, health, racial background,
country of origin, sexual identity and/or personal relationships. To
learn more, check out our Terms of Service and Privacy Policy .



I have read & understood the new Terms of Service and Privacy Policy


Work Search:

tip: austen words:10000-50000 sort:title



Fachowa opieka agentów Dai Li sprawia, że pojmany żołnierz Narodu Ognia powoli gubi samego siebie. Z dala od spokoju bazy Laogai Chit Sang uparcie szuka ciała poległego księcia Lu Tena.


I oto jest! Sequel do Artysty z Ba Sing Se , na który tak naprawdę nikt nie czekał.

W Ba Sing Se od kilku dni szalała wiosenna ulewa. Porywisty wiatr przygnał z północy ciężkie deszczowe chmury, a wraz z nimi przenikliwy chłód pokrytych wiecznym śniegiem górskich szczytów. Woda wdzierała się wszędzie. Krople deszczu wpełzały przechodniom za kołnierze i przesuwały się powoli po skórze, podobne do zimnych palców upiora. Rynsztoki w Pierścieniach Środkowym i Wyższym napełniały się po brzegi deszczówką, której kanały nie nie dawały już rady pomieścić.
Liang zadrżał nieznacznie i natychmiast szczelniej owinął się płaszczem. Gruby materiał zrobił się ciężki i już prawie wcale nie chronił przed zimnem. Przesiąkł wodą, podobnie jak całe miasto. Zwłaszcza Niższy Pierścień przypominał raczej bagno niż ludzkie siedlisko. Ulica pod stopami chłopaka zamieniła się w istną rzekę błota, każdemu jego krokowi towarzyszyło ciche kląskanie. Szło mu się niewygodnie. Paczka, którą starał się za wszelką cenę osłonić przed deszczem, ciążyła mu bardziej niż przemoczony płaszcz.
Po drodze minął stare mieszkanie Nini. Prawie natychmiast po jej odejściu wprowadziła się tam jakaś rodzina. Na początku mieszkało tam tylko młode małżeństwo i starsza kobieta. Po prawie dwóch latach była ich już piątka. Głośny płacz niedawno narodzonych dzieci niósł się echem po całej ulicy. Liang nie miał pojęcia, jakim cudem w ogóle wszyscy się tam mieszczą.
Rodzina, do której szedł Liang, żyła odrobinę dostatniej, ale dla niego wciąż zbyt biednie, by mógł to zignorować. Yin, kobieta starsza od niego o jakieś dziesięć lat, mieszkała ze swoją córeczką na poddaszu maleńkiej herbaciarni, w której też pracowała. Jej mąż zginął jakieś półtora roku wcześniej i od tego czasu maleńka rodzina pozostawała pod anonimową opieką młodego agenta. Czuł się do tego w pewien sposób zobowiązany. Ostatecznie to on zabił męża Yin.
Minął nieduży ryneczek, z którego ulewa przegnała wszystkich handlarzy, skręcił w prawo za niedużym sklepem rybnym i, przedzierając się przez spienione błoto, dotarł do świecącej pustkami herbaciarni. Na tyłach budynku znalazł rozklekotane schody, które stanowiły jedyną drogę do mieszkania na poddaszu. Niebezpiecznie śliskie od wody stopnie trzeszczały jękliwie przy każdym jego kroku. Żadnej poręczy oczywiście nie było, więc szedł przyciśnięty do ściany, kurczowo zaciskając palce prawej dłoni wokół każdej wypukłości. To nie tak, że się bał! Po prostu bardzo nie chciał upuścić swojego pakunku.
Zapukał do drzwi. Drewno odpowiedziało mu głuchym echem, a z wnętrza mieszkania dobiegł odgłos pospiesznych kroków.
– Moment! – zawołał niski kobiecy głos.
Chwilę później drzwi uchyliły się nieznacznie, a jedno ciemnobrązowe oko gospodyni łypnęło na niego nieufnie.
– O co chodzi? – spytała z niepokojem kobieta.
Liang ostrożnie odwinął paczkę z fałd mokrego płaszcza.
– Dzień dobry! – przywitał się z entuzjazmem, którego wcale nie czuł. Ze zdenerwowania aż ściskało go w gardle. – Zostałem poproszony, żeby to pani dostarczyć.
Do tej pory zawsze wynajmował do tego jakiegoś urwisa, ale w taką pogodę nikt nie zgodziłby się biegać po mieście nawet za całą jego tygodniówkę.
Drzwi otworzyły się na całą szerokość i Liang stanął twarzą w twarz z kobietą, którą postanowił się opiekować. Z bliska wyglądała zupełnie inaczej, niż się tego spodziewał. Cieplej. Jej okrągłą, smagłą twarz zdobił odrobinę zakłopotany uśmiech. Dłonie i cały przód ubrania miała ubrudzone mąką, a uczepiona jej spódnicy dziewczynka zdawała się być cała pokryta białym pyłem.
– Niech pan z tym wejdzie do środka! – ponagliła go. – I proszę mi dać ten płaszcz, niech chociaż trochę obcieknie.
Liang zdecydowanie pokręcił głową. Drobne kropelki wody zatańczyły wokół jego twarzy.
– Nie chciałbym przeszkadzać. Zostawię to tylko i już sobie idę.
– Bez przesady! – Yin wytarła ręce o brzeg połatanego fartucha. – Fatygował się pan w taką okropną pogodę, więc przynajmniej czymś pana nakarmimy. Prawda, Ruyi?
Dziewczynka obrzuciła Lianga krytycznym spojrzeniem. Agent uśmiechnął się do niej niepewnie.
– Pielogi! – orzekła w końcu poważnie. – Lep lep.
Zanim zdążył zaprotestować drugi raz, mała Ruyi wyrwała się matce i podbiegła do drzwi. Umorusaną w mące rączką chwyciła brzeg jego płaszcza i zdecydowanym ruchem pociągnęła w stronę ciepłego, pachnącego jedzeniem mieszkania. Liang ani drgnął.
– Choć! – nakazała i gniewnie tupnęła nóżką. – Lep lep!
Liang poczuł, że na policzkach powoli wykwita mu rumieniec zażenowania. Mocniej przygarnął do siebie swoją paczkę i rzucił w stronę Yin błagalne spojrzenie. Kobieta tylko zachichotała.
– Sam pan widzi! – zawołała pogodnie. – Musi pan zostać na obiad.
Skapitulował i wszedł za dziewczynką do środka, udając przy tym, że to siła jej mięśni nakazuje mu przekroczyć próg. Jej pulchna buzia zaraz się rozpromieniła. Ostrożnie postawił swój ładunek na podłodze przy drzwiach i oddał gospodyni ciężki od wody płaszcz. Kiedy zniknęła gdzieś w głębi mieszkania, ukucnął i zdjął ubłocone buty. Nie miał zamiaru dodawać kobiecie pracy. Jakby tylko na to czekała, dziewczynka natychmiast uczepiła się nogawki jego spodni.
Liang jęknął ledwie dosłyszalnie. Nie tak to miało wyglądać. Chciał po prostu zostawić im rzeczy, jak to robili wszyscy jego małoletni posłańcy, i spokojnie wrócić do domu. Nie planował zostawać na obiad, ani zabawiać dwuletniego dzieciaka. Nie znał się na dzieciach! Najwyraźniej jednak mała Ruyi doskonale znała się na dorosłych, bo beztrosko oplotła rączkami jego szyję, a potem jakimś cudem przepełzła po nim tak, żeby usadowić się wygodnie na jego ramionach. To znaczy – wygodnie dla niej .
Yin wróciła, kiedy próbował się podnieść z dzieckiem na plecach.
– Widzę, że Ruyi już pana zaadoptowała – kobieta wydawała się wybitnie ubawiona tym widokiem. – Jak pan się nazywa?
– Jestem Yin – wyciągnęła do niego rękę na powitanie, ale w ostatniej chwili cofnęła ją, widząc wciąż widoczne smugi z mąki i ciasta. – Na ten obiecany obiad trzeba będzie niestety trochę poczekać. Pojawił się pan akurat, kiedy miałyśmy zacząć wycinać pierożki…
Przeszedł za gospodynią do kuchni przy akompaniamencie udawanych odgłosów jazdy na struś-koniu. Ruyi podskakiwała lekko na jego ramionach, jakby naprawdę siedziała w siodle, kopiąc go przy tym w piersi bosymi piętami.
W przeciwieństwie do korytarzyka kuchnia była jasna i przytulna. Pod dużym miedzianym garnkiem beztrosko trzaskał płomień, a w powietrzu roznosił się cudowny zapach mięsnego farszu. Liang ostrożnie posadził małą na jednym z trzech składanych krzeseł i jakby odrobinę przestał żałować, że dał się namówić na ten cały obiad. Od rana nie miał nic w ustach. W czasie warty honorowej w Pałacu Królewskim nie da się nic przekąsić.
– Pachnie fantastycznie – pochwalił mimochodem, starając się zakamuflować burczenie w brzuchu rozmową.
Na szczęście Yin zdawała się nie zwracać na niego szczególnej uwagi, bo akurat zajęła się wycinaniem pierożków, ale z Ruyi sprawy miały się zupełnie inaczej. Mała nie usiedziała na krześle nawet kilku sekund. Natychmiast zeskoczyła na podłogę i zaczęła mu się niezdarnie wdrapywać na kolana.
– To nic nadzwyczajnego… Zwykły farsz.
Liang czuł się w obowiązku pozostać przy swojej opinii. Widział zwykły farsz w garkuchni Dai Li i on z pewnością tak nie pachniał. Zwykły farsz w ogóle nie miał zapachu, a konsystencją i smakiem przypominał mieszankę błota i śniegu.
Oboje nie odzywali się przez dłuższą chwilę. Ciszę przerywało tylko perkotanie farszu i cichutkie nucenie dziewczynki. Mała cały czas albo ciągnęła go za szeroki rękaw tuniki, albo wyszarpywała co krótsze kosmyki włosów z jego warkocza, ale jakoś nie miał serca jej powstrzymywać. Od bardzo dawna nie czuł się tak spokojnie.
To Yin pierwsza przerwała milczenie.
– Wie pan może, kto przysyła te paczki? – spytała. – Bo ta dzisiejsza nie jest pierwsza. Zaczyna mnie to odrobinę niepokoić, szczerze mówiąc. Gdyby nie były tak przydatne i w zasadzie niewinne, już dawno przestałabym je przyjmować.
– Nie mam pojęcia – skłamał. Ostatnio coraz lepiej mu to wychodziło. Sang Ji byłby dumny. – Zlecenie podłapałem przypadkiem, po drodze z pracy.
– A wie pan może chociaż, co tam jest w środku?

Mąka, kasza, suszone figi i trochę gotówki.

– Nie mam pojęcia – powtórzył, rozkładając ręce. – Powiedziano mi tylko, że pakunek nie powinien zamoknąć.
Jego poczucie dumy biło z każdej sylaby i wcale nie próbował go ukrywać. Akurat to jedno naprawdę mu się udało. Zawiniątko było suche jak pieprz.
– A nie jest pan aby odrobinę za stary na gońca? – spytała pobłażliwym tonem, zalepiając jednocześnie kolejny pierożek. – Z reguły takimi rzeczami zajmują się młodzi chłopcy, a nie dorośli mężczyźni.
Uszy zaczęły go piec. Agenci śmiali się z niego, bo był najmłodszy i chociaż przyzwyczaił się już do docinków na temat swojego wieku, z jej strony się ich nie spodziewał. Zupełnie zbiło go to z tropu.
– Ciężko teraz o porządną pracę – odpowiedział jej w końcu. – Łapię wszystko, co tylko mogę. Nawet roboty dla dzieciaków.
Miał nadzieję, że zabrzmiało to tak, jakby miał więcej niż tylko te swoje osiemnaście lat. Chciał, żeby Yin traktowała go poważnie.
Ruyi najwyraźniej miała dosyć spokojnego siedzenia, bo wybrała sobie właśnie ten moment, żeby zacząć hałasować. Straciła zainteresowania tymi kilkoma kosmykami jego włosów, które wyciągnęła, i jakby dopiero co przypomniała sobie o przygotowującej jedzenie matce.
– Pielogi! – zawołała entuzjastycznie, wyrywając mu się uparcie.
– Siedź, Ruyi – przykazał jej Liang, starając się utrzymać dziewczynkę tam, gdzie była.
Nie zadziałało, oczywiście. Jak by na to nie patrzeć, dzieci to nie psy. Mała w końcu zsunęła się z jego kolan, ale zamiast podbiec do matki zamknęła fałdę jego nogawki w swojej maleńkiej piąstce i zaczęła go ciągnąć w stronę stolnicy.
Liang wzruszył ramionami i spojrzał bezradnie na Yin, która odwróciła się do nich na chwilę. Nie miał pojęcia, o co dzieciakowi chodzi. Yin roześmiała się głośno i bez skrępowania. Już widział, że jest zupełnie inna niż kobiety ze środowiska, w którym się wychował.
– Ruyi chyba chce cię zagnać do pracy.
Nie miał pojęcia, kiedy przeszli na ty, ale nawet mu się to podobało. Zerknął na dziewczynkę. Mała wyszczerzyła się do niego, pokazując dwa rzędy szeroko rozstawionych mleczaków i energicznie pokiwała głową.
– Choć! – powtórzyła. – Lep z mamą!
Liang namyślił się chwilę. Gdyby to jakimś cudem wyciekło, Xiaodan i Huang Fu, i pewnie jego nowy partner, nie daliby mu żyć. Ale… nie mieli szans się dowiedzieć, więc w sumie… Czemu nie?
Ostrożnie wstał z krzesła, podwinął rękawy tuniki i poczłapał po szorstkiej drewnianej podłodze.
– Tylko ostrzegam, że nigdy wcześniej tego nie robiłem! – poinformował z uśmiechem. – Jak wyjdą jakieś nieforemne, to już nie moja wina.
– Nie martw się. Na pewno potrafisz to zrobić prawie tak dobrze, jak Ruyi.
Mimo że został porównany z dwulatką, faktycznie jakoś się nie martwił. Miał zamiar nauczyć się lepić pierożki i przy okazji świetnie się przy tym bawić. Coś mu się należało od życia po prawie całym dniu sterczenia pod Pałacem.
Nini ostrożnie naniosła kojącą maść na ramię agenta Oka. Ostry zapach ziół i alkoholu nieprzyjemnie zakręcił ją w nosie. Agentowi zapach też się najwyraźniej nie spodobał, bo kichnął piskliwie. Rozwalony na sąsiednim łóżku Li Yuan spojrzał na niego z nieskrywanym rozbawieniem, ale nie skomentował. W końcu sam poturbował młodszego kolegę podczas treningu.
– Strasznie śmierdzi – burknął Ok, krzywiąc się odruchowo. – Naprawdę musisz mnie tym mazać, Nini?
– A wolisz czekać kilka tygodni, aż przestanie cię boleć?
Ok przygryzł dolną wargę, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
– Niby nie – odpowiedział niepewnie. – A mogę dostać tego trochę na wynos?
– A gdzie jeszcze oberwałeś? Mogę nanieść maść teraz.
– Nie ma mowy! Nie potrzebuję niańki, Nini. Wystarczająco upokarzający jest fakt, że spuścił mi łomot facet bez nogi.
Zmarszczyła brwi. Już nie pierwszy raz Ok próbował się wykręcić od pomocy medycznej.
Kiedy agent Ok się denerwował, jego i tak nienaturalnie wysoki głos nabierał ostrego, skrzekliwego brzmienia. Nini zawsze to irytowało i podejrzewała, że mężczyzna robił to celowo. Zawsze wtedy ulegała jego dziwacznym żądaniom – żeby nie badać mu stłuczonych żeber, nie opatrywać krwawiących ran tułowia, nie leczyć go magią. Wszystkie te wymysły czyniły z agenta najmniej mile widzianego ze wszystkich jej pacjentów. I, nad czym ubolewała, podsycały jej ciekawość.
– Niech ci będzie, Ok – zgodziła się w końcu, jak zwykle zresztą. – Możesz zabrać ten słoik. Tylko przynieś mi go z powrotem, jak już ci przejdzie.
Mężczyzna uśmiechnął się niewinnie.
– Jesteś najlepsza, Nini! – orzekł. – Mówiłem ci już, że jesteś najlepsza?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, zeskoczył z łóżka i praktycznie wyrwał jej naczynie z ręki.
– Dzięki, Nini! – zawołał jeszcze od drzwi. – Trzymajcie się!
Uzdrowicielka niepewnie zamknęła dłoń, w której przed chwilą trzymała pojemniczek z maścią, jakby nie do końca dotarło do niej, że już go tam nie ma.
Li Yuan burknął coś, co brzmiało jak potwierdzenie.
– Odkąd tylko się pojawił. Piskliwe półdiablę. Wei zawsze się śmieje, że jest taki drażliwy i wiecznie poirytowany, żeby sobie zrekompensować braki. Udaje, że jest bardziej męski niż my wszyscy, bo tak naprawdę czegoś mu brakuje...
– Li Yuan! Dalibyście chłopakowi spokój. Nie macie z kogo się śmiać?
Agent wyszczerzył w uśmiechu swoje żółte od tytoniu zęby.
– Jak długo już z nami pracujesz, królewno? Oczywiście, że mamy. Przeważnie śmiejemy się z Młodego. Tak się wtedy czerwieni, że wygląda jak pomidor.
– Cudownie! – prychnęła. – Śmiejecie się z niego, bo jest młodszy. Mój brat wyrósł z takich zabaw, kiedy miał osiem lat, Li Yuan.
Agent wzruszył ramionami. Nini odwróciła się od niego i zaczęła powoli sprzątać maści i narzędzia.
– Jak się zajmujesz takim badziewiem, jak nasza robota, to musisz jakoś odreagować. Zresztą Młody wie, że to tylko żarty. Przecież jakby nie był dobry, to by go stary nie zrobił agentem tak szybko. Nie jesteśmy idiotami, królewno.
– Wiem – odpowiedziała, przypinając bukłak ze świeżą wodą do paska. – Przynajmniej większość z was nie jest.
– Na co ci to? – spytał, przyglądając się jej ruchom. – Chyba nie wymykasz się leczyć kogoś, o kim nie wiemy? Bylibyśmy zazdrośni.
Skrzywiła się. Wszystko to brzmiało dość niewinnie, ale wciąż nie pozbyła się resztek nieufności do Dai Li. Miała wrażenie, że nie wie nawet o połowie tego, co działo się pod jeziorem. Że agenci wciąż jej nie ufają albo ukrywają przed nią coś, co jej się nie spodoba. Nie miała pojęcia, co by to mogło być. O istnieniu Joo Dee wiedziała, a to wydawało jej się najgorsze ze wszystkiego.
– Nie wygłupiaj się! – odpowiedziała. – Idę do Huanga. Ma problem z tym swoim więźniem. Wiesz, z którym.
– Ta, wiem. Z tym, co to ma dla nas pracować, jak już wielki panicz Fu skończy mu robić z mózgu kotlet mielony. Nie podoba mi się to.
– To może pójdziesz ze mną? No wiesz, tak na wszelki wypadek… Od razu zobaczyłbyś, co Huang kombinuje.
– Nie mogę. – Ostrożnie zgramolił się z łóżka, ciągnąc za sobą protezę. – Muszę wracać do pracy. Ale jak za godzinę nie pojawisz się na obiedzie, to pokuśtykam cię poszukać.
– Miałabym dobrowolnie zrezygnować z twojej kuchni? Nigdy w życiu!
Li Yuan zaniósł się szczerym, tubalnym śmiechem. Nini odprowadziła go wzrokiem do uchylonych drzwi lecznicy i zajęła się poprawianiem prześcieradeł na dwóch poprzednio okupowanych łóżkach. Kiedy w końcu uznała, że oba wyglądają porządnie, westchnęła cicho. Tylko odwlekam nieuniknione , pomyślała zrezygnowana. W końcu będę musiała tam pójść.
Uzbrojona jedynie w skórzany bukłak ze świeżą wodą, udała się w kierunku tej części podziemnego kompleksu, w której niepodzielnie królował Huang Fu, Główny Reedukator Dai Li.
Korytarz ciągnął się praktycznie w nieskończoność, a w mdłym świetle zielonych kryształów jej cień zdawał się drgać niespokojnie na każdym pęknięciu w otaczającym ją zewsząd kamieniu. Nie lubiła tego wrażenia. W nienaturalnie statycznym blasku skazy robiły wrażenie głębszych niż w rzeczywistości, a każdy cień wydawał się jej wrogiem. Ilekroć Nini oddalała się od położonych dość blisko jednego z wyjść na powierzchnię kwater mieszkalnych – i umieszczonego tuż przy nich swojego miejsca pracy – zaczynała się pod jeziorem czuć nieswojo. W codziennej bieganinie łatwo było zapomnieć o tym wszystkim, co jej się w pracy z Dai Li nie podobało. O lęku, jaki wzbudzali
Mulatka jest ruchana w gardło i dupę
Dojrzała koneserka z kolczykami robiona przez czarnego biznesmena
Oszałamiajaca laska pozuje dla kamerki

Report Page