Spragniona jak nigdy

Spragniona jak nigdy




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Spragniona jak nigdy


"Never let you go, never let me down"



Motyw Prosty. Obsługiwane przez usługę Blogger .



Wielu z Nas
czekało na te Święta. Ja bardzo. Czekałam, czekałam i już po Świętach. Jakie
były? Kolorowe, rodzinne, inne niż dotychczas.

Przede wszystkim
były to pierwsze Święta „na swoim”. Pierwsze, kiedy święconkę święcono nie w
Kościele, a na zewnątrz. Pogoda dopisała, dzieci wokół stołu było bardzo dużo,
koszyczków również. Było klimatycznie, tak świątecznie. Co przykuło moją uwagę?
Koszyczki, mniej wyposażone niż zazwyczaj. Czy dobrze? Z jednej strony tak, bo
nie było tych sztucznych, plastikowych, czekoladowych zabawek, królików, jajek
etc. Z drugiej strony zauważyłam, że w bardzo wielu nie było nic poza jajem,
zającem i chlebkiem. Hmmm…

Kolejne Święta, które w większości spędziłam na
miejscu. Zawsze jeździłam od rodziców, do teściów, babci, drugiej babci i męża
babci… Te spędziłam pod tyk kątem naprawdę spokojnie. Chociaż nie ukrywam, że
jeden dzień dodatkowo wolnego by się przydał… 

Mama i teściu jak co roku robili pisanki. Ja
ograniczyłam się do barwników. Nie było kupnych pisanek, były własnoręcznie barwione
w cebuli, barwnikach i oczywiście robienie ślaczków

O dziwo nie
przejadłam się. Było na spokojnie, z głową, bez bólu brzucha. Był też własnoręcznie robiony mazurek! A nawet
dwa mazurki! Wyszły przepyszne i przekolorowo. To nie tylko ocena moja i mojej
siostry, z którą robiłam, ale i gości. Smakowało, bo nawet kawałeczek nie
został. Była też babka robiona przez Nas, ale ta niestety zastrajkowała, więc
wylądowała w koszu. Następnym razem wyjdzie! 

Może nie były
to moje wymarzone Święta, ale były miłe. Kolejne będą lepsze! Tak myślę i tego
bym chciała!

Ps. I o lanym poniedziałku zapomniałam! :)

Miniony tydzień
dał mi w kość pod każdym kątem: fizycznym i psychicznym. Zmęczenie dało znać.
Senność, brak apetytu, rozdrażnienie etc. Niestety na czymś nasze samopoczucie
musi się odbić, tylko dlaczego na zdrowiu… Teraz należy zregenerować siły i iść
do przodu! I taki mam zamiar. 

Warzywa,
owoce, woda i ruch. To podstawa. Czasami jednak ciężko się do tego wszystkiego „zmusić”,
bo zawsze się pojawia coś… Obiecałam sobie, że po Świętach
wracam do formy! Psychicznej i fizycznej! A co!

Póki co okres
Świąteczny. Mam nadzieję, że te Święta będą spokojne, rodzinne, kolorowe i
ciepłe. I weselsze niż Bożego Narodzenia.
Tego bym chciała. Tego życzę sobie, swoim najbliższym i tym dalszym. 

Dzisiaj
pozwolę sobie na podsumowanie osób, a może odgadnięcie, czym kierują się osoby,
które swoje szczęście uzależniają od pieniędzy. 

Zrozumieć
chyba nigdy nie zrozumiem, a może powinnam? Może to nie jest wcale takie
trudne? Może tak trzeba, może tak się powinno, być może jest to normalne? Być
może, ale nie dla Mnie, ja nie potrafię…

Nie mogłabym
chyba zachowywać się inaczej tylko dlatego, że mam zdolność finansową lepszą.
Mam tutaj na myśli traktowanie inaczej osób. Nie mówię tutaj, o tym, że jak się
ma gotówkę, to człowiek może sobie pozwolić na więcej, nie musi uważać co
kupić, a czego nie. Wiadomo, że jest radośniejszy, bo pieniądze pomagają w
życiu. Właśnie pomagają, ale nie są wszystkim…


Ja raczej
myślę o osobach, które jednego dnia są nieszczęśliwe, płaczą, chcą odejść bo
partner nie przyniesie tyle gotówki ile byśmy chcieli, bo nie zarabia tyle ile
byśmy chcieli… A drugiego dnia jak to się zmieni to nagle, tą osobę kochamy,
 nagle nie chcemy od tej osoby odchodzić… I ta sztuczna radość i
zastanawianie się co takiego się stało.

Czy znacie
takie przypadki? Ja niestety tak. Pytanie nasuwa mi się jedno: kochamy
rzeczywiście ta osobę, z którą jesteśmy, czy kochamy jej finanse? Bo chyba,
miłość nie polega na bogaceniu się. Wydaje mi się, że to czy ktoś zarabia tyle,
czy tyle nie jest wyznacznikiem miłości. Chociaż wiem, że tak się zdarza.
Często przecież ktoś jest z kimś dla kasy. Nie wiem, ja tego nie rozumiem.
Czasami są miesiące gorsze, jest mniejszy dochód, ale czy to znaczy, że wtedy
mniej kochamy? Czy tak powinno się zachowywać? Według mnie nie. 

Nie rozumiem
takiego zachowania i chyba nigdy nie zrozumiem. Nie rozumiem takiej pogoni za
pieniądzem… Fakt, czasami każdy chciałby więcej zarabiać, żeby móc sobie kupić
coś lepszego, czy gdzieś wyjechać, ale jest jak jest. Jeżeli sami do tego
polepszenia nie będziemy dążyć to niestety nikt za Nas tego nie zrobi.

Starałam się
naprawdę zrozumieć czemu tak jest, ale nie potrafię. A może to ja jestem dziwna
i nie dążę do tego dorobienia się… Nie wiem. Wiem jedno: czy portfel jest cały
wypełniony, czy do połowy kocham tak samo. Jasne, że czasami chciałabym aby
było więcej w tym portfelu, ale jak nie ma to nie rezygnuję z uczucia…

Jakiś czas temu w Dużym
Formacie ukazał się artykuł, a raczej wywiad: „Mniej zabawek, więcej kolegów”,
który zainspirował mnie do napisania tego wpisu. Już od dłuższego czasu miałam
napisać na ten temat, ale zawsze było coś. 

W wywiadzie
fotograf Gabriel Galimbert pisze: „Rodzice kupują wypasione zabawki, a dzieci
jako swoje ulubione pokazywały mi te najprostsze: klocki czy zwykłe plastikowe
miski”. W 100% się z tym zgadzam, ba nawet w 200! 

Nie rozumiem
fenomenu kupowania, obdarowywania swoich pociech wypasionymi zabawkami, które
właśnie trafiły na sklepowe półki. Zabawek, które „krzyczą” z reklam „kup
mnie”! Tych wszystkich nowości etc. Rozumiem, że świat idzie do przodu, że
pokolenie się zmienia, że jest inne zapotrzebowanie na rynku, że rynek
zabawkowy też idzie do przodu. Wszystko rozumiem, ale… Nie rozumiem jednego a
mianowicie: pogoni i chęci pokazania innym, że nasza pociecha jest na czasie,
że ma/musi mieć wszystko co najlepsze. Takie głupie zwrócenie na siebie uwagi.
Czy warto? 

Pamiętam jak
kiedyś córeczce koleżanki dałam klocki drewniane, takie zwykłe, jak to kiedyś
były modne. Miałam obawy, że powiedzą mi, że to badziew, starocie etc. Ale mimo
tego chciałam dać coś, co pozwoli jej spojrzeć na pewne formy zabawy inaczej. I
jaka była reakcja dziewczynki? Powiedziała, że nigdy nie dostała takiej
super zabawki. Czas minął, a ona cały czas ma swoje ulubione klocki i się nimi
bawi. 

Czy trzeba
kupować koniki pony, lalki barbie czy jakieś inne zabawki, aby dać szczęście
dziecku? Nie, czasami wystarczy naprawdę coś małego, prostego. 



Nie rozumiem
również tego, że często rodzice kupują swoim dzieciakom zabawki, coraz to
nowsze gry, aby zająć im czas. Podam przykład z życia wzięty. Koleżanka co
jakiś czas kupuje swojemu synkowi właśnie takie wypasione zabawki, konsole, gry
etc. Z jednej strony to fajne, ale z drugiej nie… Dlaczego? Bo zauważam, że w
tamtej rodzinie dzień/tydzień/miesiąc wygląda następująco: po powrocie z
przedszkola, synek zje obiad, a następnie siada przez telewizorem bądź konsolą
i gra. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że spędza przed tymi
zabawkami prawie cały dzień, ba a nawet wieczór. Robi przerwy na siusiu,
na prowiant, czasami na spacer. Jak przychodzi i zaczyna o czymś mówić, albo
prosi o wspólną zabawę słyszy: kochanie, idź obejrzyj jeszcze bajki, pograj,
mamusia teraz nie ma czasu… Niestety, tak jest…  

Rozumiem, że
rodzic chce mieć też czas dla siebie, ale bez przesady. Dziecko powinno spędzać
bardzo dużo czasu z rodzicami, a nie ze sprzętem różnego rodzaju. Wiele razy
pytałam dlaczego tak postępuje, to słyszałam, że albo ma dość, albo jej się nie
chce słuchać dziecka, że dziecko męczy, albo musi coś zrobić, odpocząć
etc…  

Lepiej w
takim razie pozbawiać dziecko dzieciństwa i kupować kolejne bajki, gry, filmy?
Nie. Lepiej wyjść z dzieckiem na spacer, poświęcić mu chociaż godzinę dziennie
na wspólna zabawę, bez tych wszystkich konsoli, poświęcić mu przede wszystkim
czas na rozmowę. Dziecko należy słuchać, obserwować, nie tylko jak dziecko samo
tego chce.  

Pamiętam jak
jej synek mówił mi, że lubi ze mną spędzać czas, bo ja się z nim bawię,
wariuję, że się nim zajmuję, a mamusia i tatuś tego nie robią. Aż ściska w
środku. Jednak nie wtrącam się w wychowywanie. Kiedyś z nią o tym rozmawiałam,
skończyło się tak, że mam się nie wtrącać, że ja się nie znam, że jak będę
miała swoje pociechy to zobaczę, że to jedyny sposób, aby mieć chwilę dla
siebie.

Kurczę, ja
miałam fajne dzieciństwo, nie było takich nowości, ogólnie było ciężko dostać
jakieś naprawdę dobre zabawki, ale sobie człowiek radził. Chodziło się po
drzewach, skakało, bawiło się w wojnę, w kalambury. Malowało się kreda na
chodniku i skakało po rysunkach, skakało się na skakane, przez gumę, siedziało
się na trzepakach, budowało się tzw. bazy… Robiło się proce, kopało się dołki i
ukrywało skarby. A gra w „Państwa i miasta”, „statki”, zabawy balonami, robienie
balonów z gum, zbieranie karteczek... Czy obecne pokolenie wie o czym pisze? To
były czasy. Nie było telefonów, nie siedziało się przy konsolach, fakt było
Nintendo, ale to całkiem inna gra, niż te co sa teraz. Nie było takiej przemocy
w bajkach. Smerfy, Gumisie, Muminki, Zaczarowany ołówek – to było coś! Bajki,
gry, zabawy rozwijały, trzeba było się czasami namęczyć, aby przejść kolejny
poziom, aby odgadnąć zagadkę, aby coś stworzyć. A teraz? Teraz wszystko za nas
robią maszyny, zabawki… 

Nie wiem,
mam nadzieję, że kiedyś jak będę mamą, to moje własne dziecko nie będzie mnie
męczyło, nie będę go miała dość, że nie będę uciekała od uczestnictwa w jego
rozwoju…

Motyw Prosty. Obsługiwane przez usługę Blogger .


Erstelle ein Konto, um deinen Lieblingscommunities zu folgen und mitzureden.
Sorry, dieser Beitrag wurde durch die Moderator*innen von r/polishinflucumtribute entfernt.
Moderator*innen entfernen Beiträge aus verschiedenen Gründen, z.B. damit Communities sicher, höflich und beim Thema bleiben.
PROSZE ZAPOZNAĆ SIĘ Z ZASADAMI SUBREDDITA!!! - NIESTOSOWANIE SIĘ DO NICH MOŻE ZASKUTKOWAĆ BANEM!!!
Nie mamy serwera DC i raczej nigdy nie będzie!!!
Nazwa mówi wszystko.
Dodawajcie swoje cumtribute.
Im więcej tym lepiej!!!


Cycolina przymierza skąpe ubrania
Czarnuch eksplodował w jej piździe
Przyjaciel rodziny posuwa ją w przedpokoju

Report Page