Smaży mu naleśniki i zdejmuje ciuszki

Smaży mu naleśniki i zdejmuje ciuszki




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Smaży mu naleśniki i zdejmuje ciuszki


Zaczelo sie w Paryzu Cathy Kelly

Home
Zaczelo sie w Paryzu Cathy Kelly



Ty tuł ory ginału: IT STARTED WITH PARIS Copy right © Cathy Kelly 2014 Copy right © 2016 for the Polish edition by Wy d...

Ty tuł ory ginału: IT STARTED WITH PARIS Copy right © Cathy Kelly 2014 Copy right © 2016 for the Polish edition by Wy dawnictwo Sonia Draga Copy right © 2016 for the Polish translation by Wy dawnictwo Sonia Draga Projekt graficzny okładki: Ilona Gosty ńska-Ry mkiewicz Redakcja: Małgorzata Najder Korekta: Aneta Iwan, Iwona Wy rwisz ISBN: 978-83-7999-557-8 WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o. Pl. Grunwaldzki 8-10, 40-127 Katowice tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28 e-mail: info@soniadraga.pl www.soniadraga.pl www.facebook.com/wy dawnictwoSoniaDraga E-wy danie 2016 Skład wersji elektronicznej:

konwersja.virtualo.pl

Spis treści

Prolog Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20

Rozdział 21 Rozdział 22 Przy pisy

Prolog Miłość to sprawa idealna, małżeństwo – realna. Goethe

Pierścionek zaręczy nowy trzy mał w kieszeni. Okropnie się bał, że może mu wy paść. Przez całą podróż zatłoczoną windą na szczy t wieży Eiffla zastanawiał się, co zrobi, jeśli go zgubi. Pamiętny m momentem oświadczy n nie powinien by ć widok przy szłego pana młodego pełzającego na czworakach w poszukiwaniu atłasowego pudełeczka. Nie, niezapomniane wrażenia miało zapewnić miejsce, otaczający ich, mieniący się Pary ż, uśmiechnięci ludzie wokół i ogólna radość. Pary ż to miasto miłości, a nie historii pod hasłem „Miałem pierścionek, ale gdzieś mi wy padł. Znajdźmy go, na miłość boską!”. Od momentu gdy wy siedli z taksówki i uśmiechnęli się z ulgą, ponieważ wszy scy pary scy taksówkarze by li w głębi serca zapalony mi rajdowcami, trzy mał pudełeczko w śmiertelny m uścisku, wy jąwszy je uprzednio ze skry tki w torbie na aparat. Ona uśmiechała się do niego promiennie, zby t rozproszona widokami, by zauważy ć jego zdenerwowanie, a jej zaróżowione policzki pasowały odcieniem do szalika w kolorze peonii. Nawet ze zmarznięty m, zakatarzony m nosem, który wy magał uży cia paczki chusteczek higieniczny ch na godzinę, nadal by ła piękna. Jego matka stwierdziła, że dziewczy na ma sarnie oczy , i jak zwy kle miała rację. Rzeczy wiście, wy glądała jak łania, ale łania radosna, taka, która pasie się na wy biegu u Świętego Mikołaja i wszy stko w ży ciu postrzega jako magiczne. Nawet wtedy , gdy szła pośród pary skich piękności, dumny ch i modnie ubrany ch, wzbudzała podziw przechodniów. Nie by ła wy soka, ale miała szczupłą budowę i postawę baletnicy , która w każdej chwili mogłaby wy jść na scenę ze swoim zespołem ze szkoły średniej. I by ła jego. Jego dziewczy ną i przy szłą narzeczoną… Odmówił szy bką modlitwę, prosząc o pomoc, czego nie robił od lat. Proszę, niech się zgodzi. Nikomu nie zdradził, że ma zamiar poprosić ją o rękę. Nie powiedział ojcu, ale niemal wy gadał się matce, ponieważ by ł pewien, że uściska go i powie: – Śmiało, oświadcz się. Wiesz, że kocham ją jak własną córkę. Znajomi mogliby stwierdzić, że ma jeszcze czas, by się ustatkować, ale po chwili przy pomnieliby sobie, jak wiele ona ma w sobie blasku i swobody , zarówno w charakterze, jak

i wy glądzie, oraz inteligencji, z którą jednak nigdy się nie obnosi. Żadna z ty ch cech nie by ła powodem, dla którego prosił ją o rękę. Po prostu ją kochał. Od momentu, gdy wiele lat temu w szkole podstawowej posadzono ich razem w ławce. Spoglądając na niego duży mi, ciemny mi oczami, pokazała mu swoją supermodną gumkę do wy cierania o zapachu truskawek i z powagą oznajmiła, że może ją poży czać, kiedy zechce, ponieważ podobają jej się kropki na jego twarzy . – Piegi – poinformował. – Mają je ty lko wy jątkowe osoby . – Mój tata mówi, że jestem wy jątkowa, a nie mam piegów – odparła, głęboko zaskoczona zdradą. – Nary suję ci kilka – powiedział i wy jął ołówek. Dwa pierwsze by ły zby t bolesne, więc nie nary sował więcej, ty lko przy tulił ją tak, jak mama jego tuliła. – Będziesz moim przy jacielem? – zapy tała, pociągając nosem. W ty m momencie ją pokochał i tak już zostało. Winda na wieżę Eiffla delikatnie się zatrzy mała. W jednej ręce trzy mał pudełeczko z pierścionkiem, jakby to by ł granat, ale dzięki swojemu wzrostowi i posturze udało mu się przepuścić ją w drzwiach tak, by uniknęła zgniecenia. Stwierdził, że tury ści odwiedzający Pary ż to wariaci: wszy stko muszą zobaczy ć pierwsi. – Dziękuję, kochanie – powiedziała, gdy w końcu wy szli z windy . – My ślałam, że mnie rozpłaszczą. Chwy ciła go za rękę, a on poczuł falę opiekuńczości, którą zawsze czuł wobec niej, chociaż nie by ła wcale delikatną istotką. Pomimo drobny ch rozmiarów miała w sobie wiele siły . – Spójrz – wy krzy knęła, trzy mając go za wolną rękę i biegnąc do barierki, skąd rozciągał się widok na Pary ż, jakby wieża by ła centrum wszechświata. Spojrzał, ale nic nie widział. Niech się zgodzi. Niech będzie jak w filmie, ona, szczęśliwa, mówi „tak”, a inni tury ści biją brawo. Może się nie zgodzić, stwierdzić, że jesteśmy za młodzi, że mamy plany … Przewodnik wskazy wał grupie poszczególne arondissement i inne ciekawe widoki, a ona słuchała. Para Hiszpanów poprosiła go, by zrobił im zdjęcie ich aparatem. Katy nadal słuchała przewodnika, ale spojrzała na niego i puściła oko. Często mu się to zdarzało. Wy soki, uśmiechnięty , z uroczy m wy razem twarzy i kasztanowy mi, zmierzwiony mi włosami, wy glądał na uosobienie uczciwości. Potem przespacerowali się po tarasie widokowy m, a ona pokazy wała różne miejsca. – Tam chy ba jest nasz hotel, prawda? – zapy tała, mrużąc oczy .

Okazało się, że nie zakwaterowano ich w przy tulny m, eleganckim hotelu niedaleko centrum miasta, jak im obiecy wano. Sy pialnia rzeczy wiście by ła przy tulna, do tego stopnia, że łatwiej by ło dostać się do drzwi, przechodząc po łóżku, niż ry zy kować uderzenie kolanem w jego krawędź. Hotel sąsiadował z centrum Pary ża ty lko wówczas, gdy by ło się olimpijczy kiem sprinterem przy gotowujący m się do zawodów. Takie drobiazgi nie by ły jednak w stanie zepsuć tego szczególnego momentu. Nie mógł już dłużej czekać. Zatrzy mał ją, chwy cił za nadgarstek, zwrócił twarzą do siebie i padł na kolana. Pudełeczko, dzięki Bogu, by ło w kieszeni. Wy jął je, uniósł, jak to widział setki razy w filmach, i zapy tał: – Kochanie, czy zostaniesz… – TAK! – wy krzy knęła i rzuciła mu się w ramiona. Ponieważ klęczał, teraz ona by ła od niego wy ższa i musiała nachy lić głowę, żeby go pocałować. – Naprawdę? – zapy tał. Nie mógł uwierzy ć w to, co się stało. Wiedział, że go kocha, ale to – to by ła poważna sprawa, a by li przecież jeszcze młodzi i… – Tak, tak, tak! – zapewniła i pocałowała go tak, jakby umierał, a ona musiała przy wrócić go do ży cia. Zatopił się w jej objęciach i czuł, jak serce bije mu z czy stej radości. Zgodziła się. Tłum tury stów wy raził swoją aprobatę, klaszcząc i skandując. Ktoś robił zdjęcia, ale on nie zważał na to naruszenie ich szczególnej chwili. – Wy jdziesz za mnie? – Tak. Pokaż mi, pokaż. Otworzy ł pudełeczko, w który m znajdował się anty czny pierścionek z diamentem. Diament o szmaragdowy m szlifie otaczały dwa rzędy maleńkich diamencików. Tak chy ba się nazy wały niezmiernie małe kamienie, niewy starczająco okazałe, żeby mogły zostać uznane za prawdziwe diamenty . Przez dwa miesiące przeszukiwał sklepy z anty czną biżuterią w cały m Waterford, a nawet Cork, aby znaleźć idealny pierścionek dla ukochanej kobiety . Zrobiła wdech, wy ciągnęła drobną dłoń, a on wsunął pierścionek na jej palec. By ł pewien, że rozmiar pasował. Zmierzy ł jeden z pierścionków i według norm jubilerskich nosiła rozmiar J. – Idealny kamień dla tak delikatnej biżuterii – powiedział uradowany jubiler, kiedy on wsunął pierścionek na jedną czwartą długości swego małego palca i próbował spojrzeć na niego jej oczami. – Jest cudowny – powiedziała z rozmarzeniem. Jedną dłoń nadal opierała na jego ramieniu, a drugą trzy mała delikatnie w górze, gdzie kamień bły szczał w pary skim słońcu.

Dwoje Hiszpanów podeszło do nich i zaproponowali, że zrobią im zdjęcie. – Piękna z was para – przy znał mężczy zna. Stanęli na tle panoramy Pary ża, objęli się w talii, a ona z dumą wy ciągnęła lewą dłoń, by zaprezentować pierścionek zaręczy nowy . Pozostali patrzy li z uznaniem na wy sokiego, silnego mężczy znę ze zmierzwiony mi włosami i szczupłą dziewczy nę w jeansach i śnieżnobiały ch tenisówkach, z jedwabisty mi, brązowy mi włosami związany mi w kucy k. Dobrze razem wy glądali, pasowali do siebie. – Będziecie mieli piękne dzieci – stwierdził Hiszpan i z uśmiechem oddał im aparat. Na my śl o ty m oboje się zaśmiali. Dzieci! To dopiero za parę lat. – Komu najpierw powiemy ? – zapy tał, kiedy tłum zmalał i ponownie zostali sami. Zadumała się. Patrzy ł na nią i zdał sobie sprawę, że nadal ma w sobie to cudownie radosne uczucie. Wiedział, że się zgodzi, tak dobrze ją znał. Powiedziała tak. Tak! Nie zapomni tej chwili do końca ży cia.

Rozdział 1 Miłość to kwiat, który w małżeństwie zmienia się w owoc. Przy słowie fińskie

Herbata różana. Pięknie pachniała, nawet opakowanie wy glądało pięknie, sty lizowane na lata czterdzieste, z namalowaną akwarelami filiżanką, z której unosiły się języ ki pary zwinięte w maleńkie róże. Przy swoim biurku na piąty m piętrze szklanego budy nku w kolorze morskiej zieleni, w który m Eclipse Films miała siedzibę, Leila Martin rozkoszowała się zapachem herbaty , przy niesionej na tacy przez asy stentkę Ilonę dla nich obu. – Na pewno ci zasmakuje! – oznajmiła Ilona, wracając do nowoczesnego gabinetu ty m razem z notatnikiem i tabletem. Zawsze przy nosiła szefowej różne przy smaki, czekoladki, ciasteczka, węgierską herbatę ziołową, za którą ręczy ła matka Ilony , choć pachniała jak kocia kuweta wy mieszana ze śmieciami z patio. Leila mogłaby pomy śleć, że dziewczy na chce ją pocieszy ć. Asy stentka wiedziała jednak, że szefowa w żadny m razie nie potrzebuje podnoszenia na duchu, ponieważ stanowczo ją o ty m poinformowała. To by ł ty powy dzień pracy w Eclipse. Leila Martin chciała, by pracownicy wiedzieli, iż nie zawraca sobie głowy żadny m zawodem miłosny m ani tego ty pu sprawami. By ła pewna, że udało jej się ich nabrać. Spojrzała ponownie na herbatę różaną. Na pewno by ła zdrowa. Prawdopodobnie obniżała poziom stresu i pobudzała układ odpornościowy albo posiadała inne właściwości lecznicze, które zastęp naukowców z ty tułami doktorskimi potwierdził w testach naukowy ch. Nie by ła to jednak kawa. Co gorsza nie by ła to ulubiona filiżanka kawy Leili, a mianowicie ta, którą mąż przy nosił jej rano do łóżka. Sły szała, jak przy gotowuje ją w klasy czny m ekspresie, który trząsł się na blacie kuchenny m jak wulkan przed wy buchem i stanowił chy ba najstarszy element wy posażenia ich mieszkania. Odkąd Ty nan odszedł, żadna kawa jej nie smakowała. Nic jej nie smakowało. Po sześciu miesiącach własnoręcznego przy rządzania kawy Leila nadal nie by ła w stanie zaparzy ć jej tak jak on. Jak mogła całe ży cie przy gotowy wać ją sobie sama, pić ją ze smakiem

w modny ch kawiarniach, a potem zakochać się w kawie parzonej przez męża, który następnie porzucił ją dla innej kobiety w inny m mieście, zostawiając ją niemalże uczuloną na smak jakiegokolwiek innego napoju? To by ło kompletnie niedorzeczne. Kiedy miała piętnaście lat i mieszkała w Bridgeport, razem z przy jaciółką Katy miały bzika na punkcie kawy i wy dawały kieszonkowe na cappuccino lub americano z odtłuszczony m mlekiem w kawiarni najbliżej Poppy Lane, gdzie mieszkała Leila. Katy mieszkała na obrzeżach Waterford, rzut beretem od miasteczka Bridgeport. Leila nie mogła się doczekać, kiedy wy niesie się z tej, w jej mniemaniu, głębokiej prowincji i zamieszka w duży m mieście. Piętnaście lat później zarówno duże miasto, jak i kawa pozostawiły po sobie smak gory czy . – Flatte jest całkiem smaczna – zachęcała ją Katy podczas ostatniej weekendowej wizy ty u Leili w Dublinie. Znalazły wolne miejsca w modnej kawiarni i Katy studiowała zawzięcie menu, dy wagując nad smakami sy ropów oraz mocą kawy . – Nie – odparła ponuro Leila. – Nienawidzę flatte, za dużo w niej mleka. Nie wiem, o co chodziło z ty m francuskim ekspresem, ale on umiał go ujarzmić. Ja nie potrafię. Rzucił na niego urok. Wróciłam do herbaty , zwy kła czarna, earl grey , jakakolwiek. Czy ktokolwiek kiedy ś sprawdził, czy rozstanie powoduje zmiany chemiczne w kubkach smakowy ch? To jedy na odpowiedź. Jeśli nie, to najwy raźniej zrobił sobie w Londy nie woskową laleczkę na moje podobieństwo i wbija jej szpilki w usta. Obie się roześmiały na my śl o ty m, że modny przy stojniaczek Ty nan mógłby oddawać się jakimkolwiek prakty kom religijny m, w ty m wudu, a co dopiero wy konać woskową laleczkę. Jak sam deklarował, by ł ateistą i wierzy ł jedy nie w moc dolara, co doprowadzało Katy do szewskiej pasji, zważy wszy na to, że walutą w Irlandii by ło euro. – Jeśli ktokolwiek miałby zrobić laleczkę wudu, to ty lko ty – powiedziała Katy do przy jaciółki, z którą znały się od szkoły podstawowej. Obie niewy sokie, jedna blondy nka, druga brunetka, razem tworzy ły silny zespół, z który m należało się liczy ć. Leila czuła, że ostatnio równowaga w ich relacji została zaburzona. Katy doświadczała szczęścia swej pierwszej miłości, natomiast ona by ła zdecy dowanie nieszczęśliwa. Co gorsza wiedziała, że zdaniem przy jaciółki powinna się radować, iż ktoś tak nielojalny jak Ty nan odszedł z jej ży cia i zakończy ł ich trwające rok małżeństwo. Powiedziała na ten temat o wiele więcej. Po sześciu miesiącach okres kry ty kowania potworny ch mężów dobiegł jednak końca i Katy chciała, żeby przy jaciółka zaczęła nowe ży cie. Niestety okazało się to trudniejsze, niż się spodziewała, i obie wiedziały , że Leila naty chmiast przy jęłaby zdrajcę Ty nana z powrotem, jak ty lko pojawiłby się skruszony pod jej drzwiami.

Przy jaciółka pocieszała Leilę podczas długich, nocny ch rozmów telefoniczny ch, ocierała jej łzy , wy sy łając pełne wsparcia wiadomości, i powstrzy my wała się od kry ty ki, ponieważ pod wpły wem miłości niegdy ś silna Leila Martin stała się delikatna i podatna na zranienie. Tego dnia Leila zamówiła zieloną herbatę i obie usadowiły się w wy godny ch kawiarniany ch fotelach, by porozmawiać o jedy nej rzeczy , o której chciała rozmawiać. – Wiem, że teraz brzmi to niedorzecznie, ale kiedy się pobraliśmy , czułam się bezpiecznie. My ślałam, że to już na zawsze. Miałam wrażenie, że te wszy stkie lata spoty kania się z nieodpowiednimi facetami dobiegły końca i wreszcie z Ty nanem znalazłam to, czego szukałam. By ł Ty m Jedy ny m. A do tego, Katy , to jest najgorsze, sama nakłoniłam go do małżeństwa. Jemu odpowiadał ówczesny stan rzeczy , mieszkanie razem, nie potrzebował świstka papieru oficjalnie potwierdzającego, że jesteśmy mężem i żoną. Katy sły szała tę historię już wiele razy i w geście solidarności poklepała przy jaciółkę po kolanie. – Wszy scy robimy głupie rzeczy w imię miłości – odparła, co by ło wariacją na temat jej wcześniejszy ch odpowiedzi. – I wcale nie by ł Ty m Jedy ny m. Ktoś taki nie rzuciłby cię dla dwudziestoparolatki z udami chudszy mi niż kolana. Czasami te słowa rozśmieszały Leilę, ale nie dzisiaj. Ledwie je usły szała, gdy ż próbowała w my ślach rozgrzeszy ć się za popełnione błędy . Czuła ulgę, mogąc otwarcie opowiedzieć o swoim bólu. Udawanie w pracy , że dobrze się czuje, jeszcze bardziej utrudniało jej odzy skanie równowagi. – Wpędziłam nas oboje w to małżeństwo, ponieważ tak bardzo chciałam z nim by ć. Chciałam, żeby by ł mój. Gdy by m ty lko poczekała, nie spieszy ła się tak… By ła przekonana, że Ty nan chce w ży ciu tego samego co ona. Na weselu tańczy ł z nią jak szalony do granej przez orkiestrę, kiczowatej wersji To musiałaś być ty i nie patrzy ł na nikogo poza panną młodą o blond włosach i twarzy promieniejącej blaskiem, który nie miał nic wspólnego z nałożony m starannie makijażem. Dałaby głowę za to, że by li wtedy szczęśliwi. Jak mogła tego nie zauważyć? – W porządku, Leila? – zaniepokoiła się Katy . – Gdzieś odpły nęłaś. – Tak – przy taknęła Leila i zmusiła się do lekkiego uśmiechu. – Dziękuję, że wy słuchujesz moich wy wodów. Powinnam ci płacić. Ile teraz liczą sobie psy chologowie? Sześćdziesiąt funtów za godzinę? Zasługujesz na wy nagrodzenie. Nikomu innemu nie mogę o ty m powiedzieć, bo uznaliby mnie za wariatkę. Nie tak powinnam się zachowy wać. Wszy stkich inny ch, kolegów z pracy , matkę, siostrę Susie obdarzała stoickim uśmiechem i mamrotała pod nosem, że to by ła jego decy zja, a ona ma się dobrze. Tego jej zdaniem oczekiwano od silnej, ambitnej, dwudziestodziewięcioletniej kobiety

odnoszącej sukcesy zawodowe. Nie mogła powiedzieć, że przy Ty nanie czuła się jak szalona nastolatka, którą nigdy nie by ła, i że ślepo wpadła w jego ramiona, przekonana, że jest jej przeznaczony . By ł kochający , seksowny , przy stojny , zabawny i uprzejmy , a nawet kupił jej idealny ekspres do kawy . – Powinnaś przestać udawać, że to nie boli – poradziła przy jaciółka. – Przy znanie, że się smucisz, nie jest oznaką słabości. Jestem pewna, że Bill Gates płakałby , gdy by żona go rzuciła. – Bill Gates jest zby t mądry , by poślubić osobę, która go zostawi – odparowała Leila. – Nigdy wcześniej nie czułam się jak frajerka, a teraz tak właśnie się czuję. I nadal go pragnę, a to ty lko pogarsza sprawę. – Posłuchaj! – rozkazała stanowczo Katy . – Skoro Ty nan zostawił cię dla jakiejś młodej hipsterki, którą poznał w pracy , to znaczy , że od początku nie by ł ciebie wart. Lepiej, że przekonałaś się o ty m teraz, a nie za dziesięć lat. Wy świadczy ł ci przy sługę. Za kilka lat sama wy rzuciłaby ś go za drzwi. Czy żby ? zastanowiła się smutno Leila. Nigdy sobie nie wy obrażała, że mogłaby wy rzucić Ty nana. Przy pominał ży wioł, by ł pełny m pasji, niefrasobliwy m mężczy zną, który wtargnął w jej ży cie jak tornado. Nigdy by go nie wy rzuciła, zby t mocno go kochała. Zabrał wszy stkie swoje rzeczy i niemal całą jej pewność siebie. Czy kiedy kolwiek ją odzy ska? Kto to wie? Na razie skończy ła z mężczy znami. W zasadzie nie ty lko na razie – na zawsze. Kilka ty godni wcześniej, dokładnie sześć miesięcy po odejściu Ty nana, Leila wy rzuciła mały francuski ekspres do kawy i rozpoczęła przy godę z herbatami ziołowy mi. Jak to by wa z sy mboliczny mi gestami, nie by ło to wielkie dokonanie, ale zawsze pierwszy krok. Siedziała teraz przy biurku i wpatry wała się w herbatę różaną, której zalety zachwalała Ilona. – To moja ulubiona – zareklamowała napój z nutą egzoty cznego, węgierskiego akcentu. – Jaśmin jest cudowny , ale dobrej jakości herbata z ty m kwiatem dużo kosztuje, za to róża ma właściwości uspokajające. Co o ty m my ślisz? Ilona miała dwadzieścia trzy lata i podziwiała swą szefową i mentorkę z niezachwiany m oddaniem, chociaż Leila by ła od niej starsza jedy nie o sześć lat. Leila zatrudniła ją dwa lata wcześniej na stanowisko asy stentki w dziale reklamy , kiedy dziewczy na miała jeszcze lekkie kłopoty z gramaty ką angielską i dy rektor się obawiała, jak sobie poradzi z pisaniem maili, pomimo jej ogromny ch chęci rozwoju w firmie. Co by sobie pomy ślała, gdy by się dowiedziała, że podziwiana szefowa nie jest silną, profesjonalną bizneswoman, ale osobą, która przez ostatnie pół roku czuła się kompletnie załamana? Oczy wiście, nigdy się tego nie dowie. Nikt się o ty m nie dowie. – Mieliśmy różne potrzeby – odpowiadała beznamiętnie.

Ilona zaczęła przeglądać listę spraw do zrobienia. By ły zajęte od momentu przy jazdu Leili do biura punkt dziewiąta, choć poprzedniego dnia wróciła późno z imprezy firmowej. Nie została jedny m z najbardziej ceniony ch członków Eclipse Films dzięki częsty m urlopom. Znała się na swojej pracy , inaczej dy rektor zarządzający Eamonn Devlin nie zatrudniłby jej. Ciężko harowała, by przed
Perfekcyjna pani domu z idealnym tyłeczkiem
Na dwa baty na castingu
Odwdzięcza mu się rozłożeniem nóg

Report Page