Skuszona przez kutasa w barze

Skuszona przez kutasa w barze




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Skuszona przez kutasa w barze

Marzena podkuszona przez przyjaciółkę zdecydowała się na odważny krok: wyszła wieczorem do klubu na drinka - sama, bez wiedzy męża. Liczy na to, że poczuje się znów kobietą pożądaną. Wda się w niewinny flirty. Posłucha komplementów. Odegra się na Marku, którego coraz bardziej pochłonęła praca.

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka



zdrada

wigilia

święta

żona

dojrzali




Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz? Usuń Anuluj

Pseudoliteracki, a może coraz częściej erotyczny zbiór tekstów tworzonych pokątnie
przez naszych czytelników już od 19 lat!
Marek ślęczał przed komputerem do późna. Cały czas śledził ostatnie kursy giełdowe. W pewnej chwili jego uwagę przykuła krzątająca się między biurkami dyrektorka działu analitycznego. Wydawało się, że nie zwracała uwagi na zaabsorbowanego pracą mężczyznę. Obecność kobiety nie pozwalała Markowi się skupić. Co chwilę kierował wzrok w jej stronę.
Dyrektorka mogła przyciągać uwagę. Była nienagannie ubrana w gustowną granatową garsonkę i ciemne pończochy. Pod marynarką lśniła idealnie wyprasowana biała bluzka. Nerwowym ruchom kobiety towarzyszyło delikatne falowanie jej kształtnych piersi. Najwyraźniej czegoś szukała. Dokładnie oglądała biurko po biurku. Marek udawał, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Na jego bladej twarzy odbijało się niebieskie światło monitora komputerowego.
W końcu przyszedł czas na jego stanowisko pracy. Mąż Marzeny poczuł wyraźne, korzenne perfumy swojej szefowej. Zerknął na nią. Na delikatnym materiale bluzki dało się dostrzec kontury stanika. Krągły biust unosił się i opadał. Anita starała się opanować przyśpieszony oddech.
- Czy nie powinien Pan być w domu? – spytała, uderzając paznokciami o blat biurka. – Jak dobrze pamiętam, ma Pan żonę i córkę. Z pewnością czekają w domu.
Kobieta pochyliła się nad Markiem. On odruchowo skierował wzrok na monitor komputera.
- Nad czym Pan tak pracuje wieczorami? Mam nadzieję, że nie przygotowuje Pan czegoś dla konkurencji.
- Nie, skądże. Znalazłem tylko coś bardzo niepokojącego w tej prognozie.
- Panie Marku… - westchnęła przełożona, prostując się i lustrując całe pomieszczenie. – O tej porze ma Pan jeszcze siłę na przeszukiwanie raportów. Proszę się rozejrzeć. Zostaliśmy sami w biurze.
- Ciekawe, jakie by powstały o tym plotki… - odburknął mąż Marzeny.
Dyrektorka to słyszała. Spojrzała na Marka z zaciekawieniem. Nastała krępująca cisza.
- Mam nadzieję, że Pana zaangażowanie w pracy nie odbija się na życiu prywatnym. Pracuje Pan tak intensywnie, jakby był Pan rozwodnikiem lub wiecznym samotnikiem.
- Przyznam Panu, że w naszej branży rozwodnikom jest łatwiej. Wiem z autopsji. Bezdzietnym również.
- Rozumiem… - Marek starał się przerwać tę niewygodną rozmowę. Pomogła mu w tym Marzena. Dzwoniła do niego.
Dyrektorka spojrzała na telefon komórkowy leżący na biurku, na wyświetlające się zdjęcie blondynki.
- Żona wzywa. Dam Panu chwilę na wyjaśnienia dla małżonki.
Kobieta poprawiła opadające na ramiona ciemne włosy i odeszła w kierunku swojego gabinetu.
Pilnie potrzeby segregator stał zdecydowanie za wysoko. Anita rozejrzała się. Myślała, co tu zrobić. Podsunęła krzesło pod regał, ale ołówkowa spódnica, ściśle przylegająca do jej ud, nie pozwalała na zdecydowany krok i wejście na krzesło. Dyrektorka wiedziała jednak co zrobić. Mocno podwinęła swoją spódnicę, tak aby wygodnie podnieść nogę i stanąć na krześle. Spódnica zawędrowała powyżej koronkowych aplikacji zwieńczających jej pończochy. W tak sprytnie zaaranżowanej mini wskoczyła na krzesło. Sięgnęła po segregator.
Prężyła się na oczach zaskoczonego Marka, który chciał oznajmić jakie błędy odkrył w analizowanej prognozie. Mężczyzna poczuł dreszcze przeszywające go po plecach. Przełożona prezentowała przed nim długie, zgrabne nogi, szczuplejsze od Marzeny, smuklejsze. Fragment gołej skóry nad pończochami podniecał tak samo jak widok napiętych dzięki ekwilibrystycznej wspinaczki łydek.
- Co… - Anita odwróciła się i zachwiała na krześle.
Marek podbiegł parę kroków i w ostatniej chwili złapał spadającą z krzesła szefową.
Speszony pomógł jej stanąć na ziemi. Spojrzeli sobie w oczy. Pracownik zarumienił się, jego kierowniczka uśmiechała.
Widziałeś pewnie moje pończoszki – prawda? Co sobie teraz pomyślałeś? Ona jest warta grzechu? Moja szefowa wygląda lepiej od żony? – pomyślała Anita.
Kobieta świadomie nie opuszczała swoje podwiniętej czarnej spódnicy. Czekała na reakcję Marka, który starał się nie skupiać wzroku na gładkim, nagim udzie.
Wąskie, różowe usta Anity uchyliły się we frywolnym uśmiechu. Mężczyzna pokiwał głową, starając się odgonić myśli, które towarzyszyły mu od pierwszego momentu, gdy zobaczył, jak kierowniczka stoi na krześle.
Na co ona liczy? – zadał sobie pytanie – Dopytuje o moje życie prywatne. Czeka na zwierzenia dotyczące mojej żony. Pewnie domyśla się, dlaczego tak długo siedzę w pracy. Myli się. Ona nic nie wie…
Na twarzy Marka pojawił się poważny grymas. Zrobił krok w tył. Uniknął dłoni Anity niby przypadkowo wysuniętej w jego stronę. Gdyby ich palce się spotkały, mogłoby dojść do czegoś nieodwracalnego. Mąż Marzeny spuścił wzrok. Nisko. Bardzo nisko, aby nie widzieć ciemnych pończoch i seksownych szpilek.
On jednak wyszedł z gabinetu. Podenerwowany wrócił do biurka. Zerknął na telefon. Żadnej nowej wiadomości. Marzena nawet nie wysłała mu uśmiechu. Nie napisała, że tęskni i pragnie go wcześniej widzieć. Jak zawsze wystarczył jej prosty komunikat – „wrócę później, muszę zostać w pracy”. Już od dawna nie sprzeciwiała się takiej decyzji. Odbierała ją niczym sekretarka – przyjmowała do wiadomości.
Marek rozsiadł się w fotelu. Spojrzał w stronę korytarza. Liczył, że w drzwiach pojawi się szefowa. Zawiódł się. Przecenił swoją atrakcyjność.
Budzik wskazywał 01:31. Noc. Marek patrzył na zmieniające się zielone cyfry. Nie mógł zasnąć. Po prawej stronie łóżka leżała Marzena. Spała na plecach, nienaturalnie wyprostowana, jakby spoczywała w trumnie. Marek szybko przegnał tę niepokojącą myśl – jego czterdziestoletnia żona leżąca na katafalku. Zacisnął mocno powieki. Musiał zasnąć.
Do jasnej cholery, muszę wstać z samego rana. Muszę wrócić do pracy. Muszę…
Musiał pojawić się znów w biurze. Był skazany na konfrontację z szefową. W swoich nocnych fantazjach snuł opowieść o niezwykłym jej przebiegu.
W gabinecie przełożonej panował półmrok. Marek był z nią sam na sam. Anita miała rozpiętą białą bluzkę. Jędrny biust unosiły się, podtrzymywany przez koronkowy czarny stanik. Marek wysunął dłonie, by ścisnąć piersi Anity. Po chwili miał je całe dla siebie. Pieścił je. Masował, czerpiąc z tego maksimum przyjemności.
Brunetka nie protestowała, gdy ruchy mężczyzny stawały się bardziej nachalne, gdy pieszczota stała się agresywna. Marek zdecydowanym gestem wskazywał, gdzie jest właściwe miejsce dla Pani kierownik. Pod biurkiem. Nisko. Anita kucnęła, by naprężony penis przykładnego pracownika mógł wsunąć się pod stanik między jej jędrne piersi. Ona musiała czuć jak penis pulsuje, jak wrze w nim krew. Mąż Marzeny gapił się w dekolt brunetki, zafascynowany widokiem wciśniętego między jej ponętne piersi członka.
W sennym marzeniu kierowniczka Anita była Markowi posłuszna. Nie miała własnego zdania. Poddawała się każdemu rozkazowi, ruchowi, gestom mężczyzny. Nic nie mówiła. Pojękiwała nienaturalnie, przyciskając biust do fallusa. Marek zapadał się coraz głębiej w swoim erotycznym śnie. Mimo panującego w dyrektorskim gabinecie mroku mąż Marzeny doskonale widział Anitę. Jakby światło centralnie padało jedynie na nich.
Kobieta ścisnęła mocno swoje piersi. Penis z trudem mógł się w takich kleszczach poruszać. Jednak dzięki temu ściskowi, każdy ruch, każde otarcie, wzmacniał odczucie podniecenia. Marek czuł się tak, jakby już ją posiadł, jakby już pieprzył kierowniczkę.
Kochanka rozcierała swoje sutki. Spoglądała na czerwonego z podniecenia księgowego. Uśmiechnęła się, tak jak zwykle, powściągliwie uchylając wąskie wargi.
Puściła biust. Penis wysunął się spod stanika, spomiędzy jej piersi. Kobieta powoli wstała z kolan, ocierając się o wilgotnego członka, który oznaczył ją cienką strugą lepkiej wydzieliny. Wsunęła dłonie pod pośladki mężczyzny i zdecydowanym gestem pomogła mu wygodnie usiąść na jej kierowniczym biurku.
- Często pieprzysz się z żoną? – spytała.
Chwyciła jego kutasa. Postawiła go pod presją. Nie mógł skłamać. To było jak groźba, której towarzyszyła poważna mina Anity i coraz mocniejszy uścisk - uścisk niebywale ekscytujący.
Marek pokiwał przecząco głową. Anita przesunęła dłoń z trzonu penisa niżej, na jądra. Złapała mosznę i gniotła ją.
- Chodzisz sfrustrowany. Odpychasz myśli, skupiając się na pracy. Starasz się zapomnieć o wszystkich bodźcach, które z tyłu głowy przypominają: "Jesteś samcem, chcesz ją ruchać".
Mężczyzna krzywił się z bólu. Była to paradoksalnie przyjemna tortura. Przy Marzenie nigdy nie był tak podniecony jak teraz. Brunetka zaczęła masaż. Powoli ściągnęła skórkę. Nie odrywała wzorku od jego skrzywionej miny. Delikatne obciąganie przeradzało się w coraz energiczne szarpanie, wręcz wulgarne walenie. Tak… Marek śnił o walącej mu konia ciemnowłosej, eleganckiej szefowej.
Mąż Marzeny powtarzał w myślach jak mantrę wypowiedź Anity: "Twój seks jest mechanicznym rytuałem higieny psychicznej. Męczysz cię. Jesteś odtwórczy. Szybki. Stałeś się kukłą, która leży na nieruchomej, znudzonej żonie. Nie patrzysz na nią. W myślach marzysz o koleżankach z pracy, o szefowej, o gwiazdach, o porno. Aby skończyć, dać upust frustracji."
Była 6:30. Pocałunek Marzeny nie obudził Marka. Mężczyzna zwlekł się z łóżka dopiero, gdy wyczuł dłonią chłodne miejsce w łóżku po małżonce. Przemierzał sypialnie i korytarz w półśnie. Nawet świeżo przygotowana w ekspresie kawa nie postawiła go na nogi. Smętny zasiadł przy stole. Za kuchenną wyspą blondynka pakowała do małego, czerwonego plecaczka owoce i dopiero co przygotowaną kanapkę. Marek spojrzał na swój talerz. Był pusty. Czuł się jak na kacu. Dopiero siarczysty kopniak w kostkę go przebudził. Mężczyzna zmarszczył brwi. 
Łucja przebiegła obok ojca i niezdarnie zahaczyła o jego wysuniętą nogę. Zdecydowany kopniak lekko zachwiał dziewczynką. Nie popatrzyła jednak na tatę. Zachowała równowagę i zatrzymała się dopiero przy wyspie. 
- Nie, ja nie chce banana! - zaprotestowała sześciolatka. 
Marzena zignorowała protesty swojej córki. Zamknęła plecaczek. Pochyliła się nad córką i pocałowała w jej małe, buntownicze czółko. Szepnęła coś do uszka. Dziecko rozpromieniło się. Kolejny raz musiała przekupić Łucję, aby ta przekonała się do bananów i innych – mniej słodkich – owoców.
- Zawieziesz dziś Łucję do przedszkola. - to nie było pytanie skierowane do męża, lecz stwierdzenie dyrygującej życiem rodzinnym matki. - No nie rób takiej miny. Znajdź choć trochę czasu dla własnej córki. Wróciłeś wczoraj późno z pracy. Łucja spała. Nawet nie mogła liczyć na całusa na dobranoc. Teraz jesteś wykończony. To nie jest nasza wina, że tyle pracujesz. Zresztą, ja nie wiem, co ty wyrabiasz tam po nocach w biurze? 
O co ty mnie kobieto oskarżasz? - zezłości się Marek, jednak nie odważył wypowiedzieć tego na głos - Ta praca to jedyny azyl dla mnie. Myślisz, że Cię zdradzam. Pieprze się z jakąś asystentką w pracy? Cóż. Jakbym tylko chciał, to bym wczoraj do domu nie wrócił. Gdybyś tylko wiedziała o wczorajszej sytuacji z Anitą, zazdrościłabyś. Wściekłabyś się. Twój mąż jednak podoba się innym kobietom. Zdziwiona?
- Marek, czy ty coś mówiłeś do mnie? - odburknęła Marzena, przyglądając się mężowi, który ewidentnie odpłynął gdzieś w swoich myślach.
- Z tatą! Z tatą pojadę. - Łucja założyła plecaczek i stała już gotowa w korytarzu.
Mężczyzna spojrzał na swoją córeczkę. Nie znalazł dla nie wczoraj czasu. Może to właśnie brak pocałunku od tej drobnej istotki nie pozwolił mu zasnąć. Gdyby wrócił wcześniej, nie spotkałby się sam na sam z szefową. Nie złapałby jej. Nie widział podwiniętej spódnicy, zgrabnych nóg w pończochach. Nie poczułby jej ciepła. 
Zrewanżował się córce uśmiechem. Wstał. Objął żonę i spojrzał w jej szarobłękitne oczy. Pocałował w rumiane policzki. Jeden całus mógł zakończyć każdą kłótnię. Poranne wybuchy czterdziestolatki były jak wołanie o uwagę. Gdy Marek dobrze je odczytywał, chwytał wpół swoją zgrabną żonę i przytulał. Ta chwila, gdy czuli własne oddechy i bicie serc, zmieniała wszystko. Nawet jeśli był to już wyćwiczony trick małżeństwa z kilkuletnim stażem. 
Powiadomienie SMS oderwało Marka od ekranu komputera. Zerknął na telefon. Wiadomość od żony: „Nie musisz się już martwić. Odbiorę Łucję z przedszkola.” Mężczyzna przyjął to do wiadomości. Wrócił do przeglądania tabelek w Excelu.
Marzena dopiero po chwili zorientowała się jak wielką gafę popełniła. Odruchowo wybrała numer telefonu zapisany jako „taksówka”. W głośniku usłyszała znajomy głos. Przestraszyła się konsekwencji swojego gapiostwa.
Telefon od Marzeny był zaskoczeniem dla Roberta. Jego serce od razu zaczęło mocniej bić, a adrenalina wystrzeliła w jego żyłach. Po chwili trochę się uspokoił. Niestety, blondynka zaczęła coś paplać o wielkiej pomyłce, o tym, że chciała tylko zadzwonić po taksówkę.
- Marzenko, przecież jestem taksówkarzem. Mów, gdzie mam cię odebrać.
Po drugiej stronie zapanowała cisza. Marzena walczyła z myślami. Nerwowo patrzyła na zegarek. Była już spóźniona. Łucja z pewnością została przygarnięta przez opiekunkę w świetlicy. Czeka tak przestraszona i zaniepokojona. Nie było innego wyjścia.
- Robert musisz zawieść mnie po córkę. To nie przysługa. To zlecenie. Nic więcej.
Nic więcej. – powtarzał w myślach Robert przemierzając ulice Warszawy. Już od pierwszych usłyszanych słów blondwłosej czterdziestolatki jej były narzeczony nie mógł odgonić zmysłowych wspomnień. 
Doświadczony taksówkarz prowadził odruchowo. Tu i teraz był obecny tylko ciałem. W myślach cofnął się o dwadzieścia lat, do studenckiego mieszkania w Toruniu.
Małe, wymagające remontu mieszkanko w starej kamienicy było wynajmowane przez zaprzyjaźnionych studentów. Marzena często wymykała się z rodzinnego domu i pod pretekstem wspólnej nauki nocowała wielokrotnie u przyjaciół. Jednym z nich był Robert.
To był styczeń, szalony czas przed sesją egzaminacyjną, wypełniony zaliczeniami i kolokwiami. Nauka była wykańczająca, także dla ambitnej młodej blondynki. Stare mieszkanie miało jeszcze jeden swoisty urok. Przygotowaniom do lutowej sesji towarzyszył zimowy chłód, przenikający przez nieszczelne okna. Jedynym miejsce, gdzie można było się zrelaksować i wygrzać, była łazienka. Marzena czuła się w tym mieszkaniu jak w studenckiej komunie. Nie omieszkała więc skorzystać z tej „świątyni dumania”. Gdy już była na skraju wytrzymałości, napełniała wannę, zapalała kadzidełka i uczyła się, wygrzewając ciało w wodzie.
Robert nie mógł odpuścić takiej okazji. Młody student uchylał często drzwi łazienki i zerkał do środka.
Młoda Marzenka siedziała w wannie pełnej piany, opierając łokcie o jej krawędź. Głowę odchyliła do tyłu i z zamkniętymi oczami odpływała. Książka leżała na podłodze. Tak samo jak przemoczony brulion. Robert chciał jej przerwać, ale po chwili dostrzegł, że jego dziewczyna nie poprzestała tylko na rozkoszowaniu się ciepłą kąpielą. Prawa dłoń wsunęła między nogi. Natomiast lewa nieśmiało spoczęła na jej kształtnej piersi. Piana spływała po jej biuście, odkrywając nabrzmiałe sutki i siną otoczkę. Chłopak zrobił krok w tył. Poczuł się nieswojo, podglądając jak dziewczyna pieści się w wannie.
Poruszała dłońmi coraz szybciej, coraz gwałtowniej. Uchyliła lekko pełne, soczyste wargi. Powieki wciąż miała zaciśnięte. Pierś wznosiła się i opadała w rytm przyśpieszającego oddechu. Zsunęła się głębiej. Piana zakryła jej piersi i sięgała, aż po szyję. Aby było wygodniej, jedną nogę oparła o krawędź wanny. Robert dałby wiele, aby zajrzeć pod pianę. Fantazjował o widoku delikatnych ruchów smukłej dłoni młodej Marzeny rozmasowującej płatki łechtaczki albo, co potęgowało podniecenie, penetrującej paluszkami cipkę.
Bał się wejść do środka, choć cały płonął z pragnienia pocałowania jej pełnych, różowych warg. Nie odważył się. Zrobił krok w tył, zauważając mocne wybrzuszenie w kroczu. Masował się odruchowo. Ślad na spodniach był wymowny i zawstydzający. Chłopak dyskretnie zamknął drzwi od łazienki. Przeszedł do swojego pokoju i otworzył szeroko okno. Zimne, styczniowe powietrze ocuciło go. Było jak kilka siarczystych uderzeń w twarz.
           Marzena przywitała obrażoną córeczkę prowadzoną przez opiekunkę. Dziewczyna wyrwała się przedszkolance i popędziła przez plac do swojej matki. Wtuliła się w nią, a po chwili zapytała:
- Czemu nie tata? Zapomniał o mnie?
- Nie kochanie, tata o Tobie nie zapomniał.
- To czemu go nie ma. Dlaczego ty się spóźniłaś! – krzyknęła dziewczynka.
- Bo dziś mam dla Ciebie niespodziankę. – w oczach blondynki pojawił się przebiegły błysk.
Łucja zarumieniła się, podekscytowana niespodzianką. Chwyciła mamę za rękę i grzecznie pomaszerowała w stronę taksówki. Za kierownicą siedział Robert.
- Co za śliczna mała pasażerka. – zagadnął taksówkarz.
Dziewczynka oburzyła się. Uderzyła nóżką. Tak reagowała na każdego obcego mężczyznę, który ją komplementował i zaczepiał. Spojrzała ze złością na mamę, czekając na jej reakcję. Matka jednak wyglądała przedziwnie.
Ej, mamo, czemu nic nie mówisz. Czemu tak dziwnie stoisz i gapisz się na tego pana. Twoja dłoń jest taka wilgotna. Mamo! Mamo!
- Mamo! – Łucja szarpnęła ją za rękę i wybudziła z letargu.
Czterdziestolatka stojąc przed Toyotą Roberta, ściskając dłoń swojej małej córeczki, przypomniała sobie to, co zdarzyło się tych parę miesięcy temu. Poczuła dreszcz podniecenia mieszany z obrzydzeniem do samej siebie. Otworzyła drzwi auta. Posadziła dziecko w przygotowanym foteliku. Zapięła dziewczynkę w pasy. Sama usiadła zaś obok kierowcy. Speszona, nerwowo ściskała kolana. Ręce trzymała na sukience. Wpatrzona w drogę unikała spojrzenia Roberta.
Dziecko siedzące z tyłu doskonale czuło, że coś jest nie tak. Niewielka kabina Toyoty była pełna duszonych emocji. Jakby unosił się w niej łatwopalny gaz. Wystarczyłaby iskra. Łucja siedziała cichutko. Bała się. Marzena nerwowo bawiła się obrączką ślubną. Parzyło ją to złoto.
Czy naprawdę nie było innego taksówkarza? W mieście jeździ ich tysiące. Ty jednak zdecydowałaś zadzwonić po Roberta. Prywatnie. Skorzystałaś z jego numeru. – sumienie męczyło mężatkę. Walczyła z nim. Prosiła o wybaczenie samą siebie. Obiecuję, że to ostatni raz. Wyrzucę ten numer. Co by było, gdyby przypadkiem do Roberta zadzwonił Marek. Dlaczego się bawię w takie gry?
Spojrzała na kierowcę. Robert był skupiony na jeździe. Może również żałował tego nierozważnego kroku. A może po prostu o nim zapomniał. Za każdym razem, gdy sięgał po drążek zmiany biegów, Marzena czuła mrowienie. Odruchowo cofała nogę. Bała się, że jej były narzeczony, nie zważając na obecność dziecka, położył dłoń na jej kolanie. Zacznie je masować. Zacznie się tak, jak wtedy, gdy spotkali się znów, po latach rozłąki.
Szybko dojechali na osiedle, które Łucja doskonale znała.
- Mamo, jedziemy do Krystiana? – zapytała radosnym głosem.
- To jest ta niespodzianka kochanie. Robert zatrzymaj się tutaj.
Pan Robert? A kto to? Czemu mama nie mówi do tego Pana, Pan? – dziecko wszystko słyszało i rejestrowało.
Maszerując przez osiedle, blondynka przypominała sobie rozmowę, jaką odbyła kilka dni temu z Martą. Przyjaciółka zdradziła jej pewną tajemnicę.
Trzydziestolatka była pełna wigoru. Trudno było nadążyć za potokiem słów jaki wypowiadała. Snuła historię o swoim synku, o mężu, o pracy. Z Marzeną rozumiały się coraz lepiej. Spotykały się regularnie od tamtego pamiętnego weekendu na Mazurach.
- Pytasz, skąd w nas nadal tyle namiętności. Wiele osób nam mówi, że wyglądamy jak nowożeńcy. Zazdroszczą nam. Ty chyba też Marzenko. No nie wstydź się. To nie tak, że się nie kłócimy. Oczywiście, że się sprzeczamy. Staramy się jednak, aby nie było między nami
Kroniki lodzików Felix #2
Uległa kobieta wyruchana od tyłu w scenie BDSM
Nastoletnia brunetka bierze w obie dziury

Report Page