Skandaliczna młoda kobieta (Część 1)

Skandaliczna młoda kobieta (Część 1)




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Skandaliczna młoda kobieta (Część 1)

Zarejestruj się
lub
zaloguj



Ebooki i audiobooki
Książki
Kup na prezent
Cennik
Pobierz Legimi

Pomoc
Jak to działa?



Uzyskaj dostęp do tej i ponad 140000 książek od 6,99 zł miesięcznie
Wydawca : HarperCollins Kategoria : Obyczajowe i romanse Język : polski Rok wydania : 2020
czytnikach certyfikowanych przez Legimi
czytnikach Kindle™ (dla wybranych pakietów)
Oceny przyznawane są przez użytkowników Legimi, systemów bibliotecznych i innych serwisów partnerskich. Przyznawanie ocen premiowane jest punktami Klubu Mola Książkowego.
Zaloguj się, aby dołączyć do dyskusji



Ebooki i audiobooki



Ebooki na Kindle



Kup na prezent



Cennik


Jak to działa?


Pobierz Legimi



Blog



Klub Mola Książkowego



Pomoc


Regulaminy



Relacje inwestorskie




Uzyskaj dostęp do tej i ponad 140000 książek od 6,99 zł miesięcznie
Spokojną wiejską okolicę porusza niepokojąca wiadomość. Nowy dziedzic zaprosił na polowanie znajomych z Londynu, a to oczywista zapowiedź skandalicznych wydarzeń. Miejscowe matrony spodziewają się najgorszego, jednak najbardziej martwi się młoda wdowa Molly Morgan, która prowadzi dom dla kobiet o nadszarpniętej reputacji. Nie chce, by jakiś londyński bawidamek zbałamucił którąś z jej podopiecznych. Jednak jeden z gości dziedzica, Beau Russington, okazuje się tak miłym dżentelmenem, że Molly szybko się z nim zaprzyjaźnia. Podsuwa mu pomysł, który mógłby zapewnić spokój jej podopiecznym, ale Beau nie zamierza przyjąć tak śmiałej propozycji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2020
Tytuł oryginału: The Ton’s Most Notorious Rake
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd, 2018
Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Wstrzymała oddech i balansując na gałęziach wśród liści, popatrywała w dół na podążającego ścieżką Edwina, swego starszego o cztery lata brata, który był coraz bliżej. Szedł, wołał, ale naturalnie do głowy mu nie przyszło spojrzeć w górę, ponieważ był przekonany, że dziewczynki niczego nie potrafią, więc na drzewo też się nie wdrapią. A ona jednak weszła! Choć nie było to łatwe. Przede wszystkim spódniczka zawadzała, nawet podarła się w kilku miejscach i mama na pewno nakrzyczy. Papa może i da klapsa, potem każe nauczyć się na pamięć kolejnego wersetu z Pisma Świętego. Ale nie szkodzi, bo warto było to zrobić. Oczywiście! Wejść na drzewo, poczekać, aż brat będzie przechodził pod tym właśnie drzewem, wtedy zeskoczyć i raptem znaleźć się tuż za jego plecami. A on ze strachu na pewno podskoczy!
– Molly! Gdzie jesteś?! Odezwij się w końcu!
Nadal był to głos Edwina, ale już inny, a Molly nie miała już sześciu lat i wcale nie wdrapała się na drzewo. Jest gdzieś indziej, w jakiejś ciemnicy. Cała poobijana, zakrwawiona, czeka na kolejny cios…
Otworzyła oczy i po minucie, kiedy zebrała myśli, strach minął. Przecież to tylko zły sen. Przysnęła na dywaniku pod starym bukiem w ogrodzie na plebanii, gdzie nic jej nie grozi. I Edwin ją obudził. Przecież to jego głos.
– Przepraszam… – Molly usiadła, pocierając oczy. – Chciałam trochę porysować, ale sen mnie zmorzył.
– Nie dziwię się. Jeśli ktoś wstaje o świcie i pędzi do Domu Nadziei… – Edwin z uśmiechem przysiadł na dywaniku, i wielebny Edwin Frayne, surowy pastor, znów przypominał dawnego rozbrykanego Edwina. – A przecież raz w tygodniu wystarczy. Nancy i Fleur doskonale ze wszystkim dają sobie radę.
– Ale ja lubię im pomagać, kiedy tylko mam czas, a dziś jest dzień targowy i sprzedają nadwyżki z farmy. Warzywa, jajka, masło. Mają z tym sporo roboty. Trzeba wszystko załadować do wózka, ustalić ceny…
– Wystarczy, wystarczy, Molly! – Edwin zaśmiał się, unosząc rękę. – Nie musisz mnie przekonywać. Jesteś dorosła i możesz robić, co chcesz.
– Przecież wiem, że beze mnie też sobie poradzą – przyznała pogodnie. – Ale lubię to robić, Edwinie. Lubię pomagać, bo wtedy czuję się potrzebna.
– Jesteś bardzo potrzebna, moja droga, a już mnie na pewno, skoro prowadzisz mi dom.
Lekko uścisnęła jego dłoń. Chciała powiedzieć, jak bardzo jest wdzięczna bratu, że przyjął ją pod swój dach, gdy nagle owdowiała, ale wystarczyło, że o tym pomyślała, a już serce się ścisnęło i w głowie ożyły smutne wspomnienia. A nie chciała teraz zalewać się łzami.
Na szczęście łzy zostały powstrzymane, zdołała się nawet uśmiechnąć.
– Gdzie się podziewałeś, Edwinie? Nie było cię ładnych parę godzin.
– Byłem z wizytą u naszych nowych sąsiadów w Newlands.
– Zrozum, Molly. – Edwin rozłożył ręce. – Przecież nie mogłem ich zignorować. I wyobraź sobie, że byłem miło zaskoczony. Sir Gerald to dżentelmen w każdym calu. Sympatyczny, życzliwy i uczynny, a maniery ma najlepsze.
– Trudno, żeby zachował się niestosownie wobec osoby duchownej – zadrwiła, po czym, jak nieraz jej się to zdarzało, wystąpiła z przeprosinami: – Wybacz, Edwinie. Wiem, że nie powinno się słuchać głupich plotek, ale z tego, co słyszałam, to sir Gerald Kilburn i jego przyjaciele są tego rodzaju ludźmi, których mam w głębokiej pogardzie…
Skończyła nieco ciszej, już nie tak pewnie, a Edwin popatrywał na nią z wyraźnym rozbawieniem.
– Przede wszystkim, Molly, to postaraj się nie wierzyć plotkom, które w kolejnych listach przekazuje ci nasza droga siostra Louisa. Jak wiesz, po naszym ojcu odziedziczyła odrazę do wszystkiego, co nie jest śmiertelnie poważne. W każdym razie sir Gerald i jego goście sprawiają wrażenie miłych ludzi. Sir Gerald przybył tu z siostrą, panną Agnes Kilburn, której zostałem przedstawiony. Będzie prowadzić mu dom. Przyjechała razem z damą do towarzystwa, starszą już panią, są tam jeszcze inne damy, a więc na pewno nie jest to gromada wesołych birbantów, która byłaby utrapieniem dla sąsiadów.
– Ale Louisa ostrzegła mnie, że wśród gości sir Geralda jest Charles Russington, jego stary przyjaciel, który ma mocno zaszarganą reputację. Louisa twierdzi, że plotki, które krążą o nim, nie są przesadzone. A jest bardzo przystojny, dla kobiet wyjątkowo pociągający i skoro tu się zjawił, to wszystkie damy w Compton Parva powinny mieć się na baczności.
– Chwileczkę, bo czegoś nie rozumiem. Skoro taki przystojny, to raczej on nie może opędzić się od dam i musi mieć się na baczności.
– Przepraszam, tylko żartowałem. Ale tak poważnie, to o Beau Russingtonie też niejedno słyszałem, ale po co od razu wpadać w panikę. Nawet jeśli rzeczywiście jest hulaką, za jakiego ludzie go mają, może przyjechał na wieś, by odpocząć po szaleństwach. Nie zapominaj też, że jako prawi chrześcijanie nie powinniśmy pochopnie osądzać bliźnich. Żeby wyrobić sobie o kimś zdanie, trzeba poznać go bliżej, a już niebawem będzie ku temu sposobność, ponieważ sir Gerald mówił mi, że wybiera się w piątek na tańce w gospodzie Pod Głową Króla. Zabiera ze sobą pięć dam, wśród nich będzie też ta starsza dama do towarzystwa, oraz sześciu dżentelmenów. Nowe twarze, a więc rozruszają towarzystwo.
Molly milczała, przetrawiając to, co usłyszała, a Edwin odczekał chwilkę, odchrząknął i oznajmił:
– Pomyślałem, że też możemy się tam wybrać. Wtedy się przekonasz, jak naprawdę prezentuje się towarzystwo z Newlands. Panna Agnes Kilburn to zrównoważona młoda dama o nienagannych manierach, mniej więcej w twoim wieku. Obie jesteście w podobnej sytuacji, więc myślę, że przypadniecie sobie do gustu. – Co do tego Molly miała pewne wątpliwości i musiało być to wypisane na jej twarzy, ponieważ Edwin szybko dodał: – Naprawdę mi zależy, żebyście się poznały.
Molly uważniej zerknęła na brata i uśmiechnęła się domyślnie.
– Drogi Edwinie, może mi zdradzisz, skąd te rumieńce na twojej twarzy? Czyżby zrównoważona panna Kilburn przypadła ci do gustu?
– Przecież widziałem ją tylko raz! – zaprotestował żywo, ale ponieważ czerwone miał już nie tylko policzki, lecz także uszy, siostra wiedziała swoje. A Edwin mówił dalej: – Nie chcę, by pomyśleli, że jesteśmy im nieżyczliwi i chciałbym, żebyś ich poznała. A pewnie wolałabyś to zrobić w gospodzie Pod Głową Króla, niż zapraszać ich do nas.
– I owszem. Nie ukrywam, że jestem coraz bardziej zainteresowana, a już panną Kilburn na pewno.
– Molly… – Edwin bezskutecznie próbował zrobić surową minę. – Bardzo cię proszę, podczas tego spotkania nie zrób nic takiego, by panna Kilburn poczuła się speszona… no wiesz.
– Ależ naturalnie! – Szare oczy Molly rozbłysły. – Będę delikatna i cała milutka, po prostu do rany przyłóż! No i nadzwyczaj dyskretna…
Molly uznała, że skoro wybiera się na tańce, to powinna sprawić sobie nowe rękawiczki, dlatego poszła do Hebdena, ulubionego sklepu dam z parafii Compton Parva. Dawniej była to zwykła pasmanteria, ale w okolicy osiedlało się coraz więcej rodzin, więc interes się rozwijał i w sklepie pojawiły się damskie kapelusze, szale, pończochy i rękawiczki. Sklep prowadziła panna Hebden, która przejęła go po rodzicach.
Kiedy zobaczyła Molly, podeszła do niej z miłym uśmiechem.
– Witam panią, pani Morgan. Czym mogę służyć?
– Potrzebuję białych rękawiczek, ale jeśli jest pani zajęta innymi klientkami, to zaczekam.
– Te panie przyszły razem i obsługuje je Clara. Poradzi sobie bez mojej pomocy.
– O tak. To rozsądna i pojętna dziewczyna, no i nie wstydzi się zapytać, kiedy czegoś nie wie. – Panna Hebden zniżyła głos. – Przyznam się, że kiedy pani ją poleciła, miałam mieszane uczucia. Ale niepotrzebnie, bo to dobra dziewczyna, miła i uprzejma, a co najważniejsze, klientki darzą ją sympatią.
– Bardzo się cieszę. – Molly uśmiechnęła się.
– Też ją polubiłam, tak prywatnie, bo przyjemnie się z nią gawędzi. A pani robi wiele dobrego, przyjmując dziewczęta do Domu Nadziei i dając im szansę na nowe życie. Kiedy Clara opowiedziała mi o swoim ostatnim chlebodawcy, byłam wstrząśnięta. W głowie się nie mieści! Najpierw próbował ją wykorzystać, a kiedy mu się opierała, wyrzucił na bruk! Też mi dżentelmen! Drań, zwykły drań. Niestety, na tym świecie ich nie brakuje. – Panna Hebden sposępniała, ale zaraz się rozpogodziła. – Przepraszam, straszna ze mnie gaduła. Chodzi o białe rękawiczki, tak? Już pokazuję, co tu mamy… Ostatnia para! W tym tygodniu mnóstwo pań o nie pytało, ale co się dziwić, skoro nowy właściciel Newlands wybiera się dziś na tańce wraz ze swoimi gośćmi, więc mieszkańcy Compton Parva chcą na nich zrobić jak najlepsze wrażenie.
Molly powstrzymała się od drobnej uwagi, że sama nie zamierza na nikim robić wrażenia. Zapłaciła za rękawiczki i wyszła mocno zdegustowana, że pojawienie się londyńskiego dżentelmena i jego kompanów stawia na nogi całe miasteczko! Ale ona absolutnie nie zamierza się tym przejmować!
Niestety tuż po opuszczeniu sklepu spotkała panią Birch i lady Currick. Były to dwie szacowne matrony, a każda z córką na wydaniu, więc nie dziwiła się, gdy przekazały jej, że zjawią się wieczorem w gospodzie Pod Głową Króla.
– Całe Compton Parva tam będzie – powiedziała pani Birch – bo wszyscy chcą poznać nowego właściciela Newlands. A pani, pani Morgan, może miała już tę przyjemność? Nie? W takim razie ubiegliśmy panią…
– A tak! – wtrąciła lady Currick, bezceremonialnie przerywając przyjaciółce. – Mój mąż nie tracił czasu i zamiast czekać na zaproszenie do Newlands, zaprosił ich do nas. Wczoraj odbyło się u nas kameralne przyjęcie połączone z grą w karty. Dowiedziałam się o tym w ostatniej chwili. Wyobraża pani to sobie? Spytałam sir Williama, czy w takim razie ma jakiś pomysł, gdzie posadzić jedenaście dodatkowych osób. Naturalnie nie miał, ale jakoś sobie z tym poradziłam i nie ukrywam, że miło spędziliśmy czas. Szkoda, że pani z nami nie było, bo już by pani znała całe towarzystwo z Newlands.
– Z początku miałam pewne obawy – wyznała pani Birch. – Ale niepotrzebnie, bo ci dżentelmeni są mili i uprzejmi. Sir Gerald jest sympatyczny i wesoły, a zarazem czuje się, że to rozsądny i zrównoważony człowiek. Chociaż rudy! Tak, włosy ma czerwone jak marchewka. A suknie tych dam! Od razu widać, że szyte w Londynie.
Molly cierpliwie słuchała, gdy zaczęły wymieniać się uwagami na temat materiału i kroju sukien owych dam, a także, rozchichotane, na temat dżentelmenów. Niewątpliwie ich faworytem był osławiony Beau Russington. Francuski przydomek – Beau, czyli Piękniś – wiele o nim mówił.
– Nadzwyczaj przystojny! – zachwycała się lady Currick. – Nic dziwnego, że damy rzucają się na niego. I taki wysoki! I taki wytworny!
– A te jego oczy… – z rozmarzeniem dodała pani Birch. – Wielkie i ciemne, a kiedy na ciebie spojrzy, masz wrażenie, że w gwarnym pokoju jesteście tylko we dwoje. Wyznam, że gdybym nie była szczęśliwą mężatką, pewnie bym się skusiła na tego adonisa…
– Więc i ja będę szczera, moja droga. Wcale ci się nie dziwię, tym bardziej że zawsze miałam słabość do birbantów, nawet tak znanych jak Beau Russington. – Lady Currick po raz kolejny zachichotała, zaraz jednak spoważniała. – W każdym razie skoro w naszym mieście pojawiło się tylu młodych, przystojnych i łasych na kobiece wdzięki dżentelmenów, to jeszcze bardziej niż zwykle musimy pilnować naszych córek. Chociażby tańce. Owszem, mogą z nimi tańczyć, ale jeden taniec. Może dwa. Ale jeśli ten sam dżentelmen po raz trzeci poprosi do tańca, absolutnie należy odmówić.
– Chwileczkę! – Molly wreszcie nie wytrzymała i wypaliła podniesionym głosem: – Czegoś tu nie rozumiem. Uważacie panie, że ci dżentelmeni to birbanci, a jednak zamierzacie pozwolić swoim córkom z nimi tańczyć?!
– Naturalnie, moja droga – odparła lady Currick. – Przecież to zaszczyt, gdy do tańca poprosi wytworny i bywały w świecie dżentelmen. Ale, jak powiedziałam, jeden, najwyżej dwa tańce z tym samym dżentelmenem, i na tym koniec. Choć mówiąc szczerze, nie sądzę, by któryś z tych dżentelmenów zwrócił szczególną uwagę na którąś z naszych pociech. Myślę, że pani Birch zgodzi się ze mną, że nasze córki nie umywają się do tych dam, które przyjechały do Newlands. Będzie pani miała okazję się o tym przekonać, pani Morgan, jeśli też się pani wybiera na dzisiejsze tańce.
Pożegnały się, a Molly zaczęła się zastanawiać, czy może lepiej zrezygnować z zabawy w gospodzie. Niestety co się odwlecze, to nie uciecze. I tak kiedyś będzie musiała zawrzeć znajomość z tą kompanią, więc lepiej mieć to z głowy.
W rezultacie kiedy wieczorem szła na górę przebrać się, czuła się tak, jakby spełniała uciążliwy obowiązek. Ponieważ postanowiła w ogóle nie tańczyć, tylko podpierać ściany, włożyła szarą satynową suknię z niewielkim trenem, a głowę przystroiła koronkowym czepkiem, który, jak się okazało, obraził estetyczny zmysł Edwina.
– Wyglądasz w nim fatalnie, siostrzyczko! – zaprotestował.
– Nonsens! – odparła równie gromko. – To idealny wdowi czepek.
– Zgadzam się, ale dla wdowy po czterdziestce, a nie takiej, która ma zaledwie dwadzieścia cztery lata. W tym czepku mogłabyś się spodobać tylko naszemu purytańskiemu ojcu!
– Tak powiadasz? – Roześmiała się. – Cóż, przekonałeś mnie.
– Uff, dzięki. I błagam, niech ten czepek zniknie z twojej głowy.
Molly, widząc, że bratu naprawdę zależy, po dziesięciu minutach pojawiła się w salonie w innej wersji. Z głową obsypaną ciemnymi lokami, tylko do pewnego stopnia ujarzmionymi opaską z białej wstążki.
Kiedy Molly i Edwin pojawili się na dziedzińcu gospody Pod Głową Króla, goście z Newlands właśnie pokonywali szerokie schody, którymi wchodziło się na salę balową. Edwin, gdy ich zauważył, zaczął popędzać siostrę, ale Molly nie było aż tak śpieszno.
– Przecież się nie pali, Edwinie – zaoponowała, powoli pokonując stopnie. – Muszę zdjąć salopę i przejrzeć się w lustrze, co potrwa chwilę, ale chcę się dobrze zaprezentować, skoro rzadko bywam na tańcach. Poza tym na pewno wielu naszych znajomych będzie chciało ze mną porozmawiać.
– Dobrze. W takim razie idę pierwszy. Ty przyszykuj się, porozmawiaj ze znajomymi i spotkamy się w sali balowej.
– Zgoda. – Skwapliwie pokiwała głową zadowolona, że drogi brat pójdzie w swoją stronę, a ona w swoją, czyli do pokoju dla dam.
Zmieniła tam obuwie, bo chociaż zarzekała się, że tańczyć nie będzie, to pantofle do tańca jednak wzięła. Starała się nie guzdrać, chociaż nie była rada, że za chwilę stanie twarzą w twarz z sir Geraldem Kilburnem i jego kompanią, która wywołała takie zamieszanie, że rodzice z Compton Parva ze zdwojoną czujnością pilnują swoich córek. Ale jej dziewcząt – tak Molly nazywała swoje podopieczne z Domu Nadziei – nikt nie przypilnuje, więc pozostaną bezbronne.
Dom Nadziei, otworzony przez Molly, był schroniskiem dla młodych kobiet, które straciwszy reputację, straciły także dach nad głową. Pochodziły zarówno z prostych, jak i zamożnych rodzin. Dzięki Molly miały gdzie mieszkać i co jeść, a w zamian za to pomagały w prowadzeniu domu i małej farmy. Zarazem Molly starała się znaleźć im odpowiednią pracę, by mogły się usamodzielnić. A na jedno zwolnione miejsce czekało już kilka nowych kandydatek.
Molly włożyła wiele wysiłku, by rozwiać wątpliwości i uprzedzenia mieszkańców Compton Parva związane z Domem Nadziei. I udało się. Przez pięć lat swego istnienia schronisko samo się utrzymywało, ale wiele też zawdzięczało dobrej woli mieszkańców miasteczka. Dlatego z taką niechęcią myślała pojawieniem się sir Kilburna i jego kompanii. Bała się, że jej najmłodsze podopieczne, wciąż jeszcze niewinne i naiwne, dadzą złapać się na lep pochlebstw przystojnych birbantów, co okaże się fatalne w skutkach i dla dziewcząt, i dla schroniska, bo taki skandal z pewnością nastawi wrogo dotąd przychylnych mieszkańców Compton Parva.
Kiedy weszła do sali balowej, odszukała wzrokiem brata. Właśnie rozmawiał z kilkoma eleganckimi dżentelmenami, których Molly nie znała, czyli było to towarzystwo z Newlands. Podeszła więc bliżej i ustawiła się w miejscu, skąd mogła im się dyskretnie poprzyglądać. Mocno zbudowany młody mężczyzna z roześmianą twarzą i szopą płomiennorudych włosów to niewątpliwie sir Gerald, a dama stojąca obok niego z uwagi na rodzinne podobieństwo to jego siostra, z tym że jej włosy, też rude, były nie czerwone, lecz złociste. No i w przeciwieństwie do brata sprawiała wrażenie osoby poważnej.
Patrzyła, pokpiwając z siebie w duchu, że robi dokładnie to, co wszystkie miejscowe damy. Gapiła się na mężczyzn i lustrowała kreacje dam, wyłapując ciekawe
Jeny Smith - Robi się mokra
Mamuśki w ogniu 2
Tatuaże i klejnoty

Report Page