Siostra kolegi ugościła go po królewsku

Siostra kolegi ugościła go po królewsku




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Siostra kolegi ugościła go po królewsku



Konto






Konto






Zamknij






Konto








O autorkach


O blogu


Wspomnienia o Piotrze






Tygodnik Polityka


Pomocnik Historyczny


Poradnik Psychologiczny


Niezbędnik Współczesny


Salon






Wybory Parlamentarne 2019


PiS


Lewica


Koalicja Europejska


Prezydent


Sądy






500 plus


Reforma edukacji


Kościół


LGBT


Prawa zwierząt






Brexit


Unia Europejska


Donald Trump


Bliski Wschód


Rosja


Chiny






Emerytury


PIT


Węgiel


OZE


GAFA


Listki CSR






Książki


Muzyka


Film


Seriale


Wystawy


Teatr


Gry


Paszporty Polityki


Nagroda Architektoniczna






Zdrowie


Wszechświat


Technologie


Zmiany klimatyczne


Nagrody naukowe






Passent


Hartman


Szostkiewicz


Chaciński


Chętkowski


Wszystkie blogi






Historia


Ludzie i style


Klasyki Polityki


Moje miasto


Fotoreportaże


Archiwum


Autorzy


Tematy


O nas


Sklep Polityki



Aby komentować, zaloguj się na konto portalu Polityka.pl
Nie masz konta w Polityka.pl? Zarejestruj się

Newsletter
Prenumerata cyfrowa


iOS i Android W aplikacjach publikujemy pełne wydania tygodnika POLITYKA oraz nasze pisma.



Aplikacja Fiszki
fiszki



Fiszki Polityki Codziennie podsumowujemy dla Ciebie najważniejsze wydarzenia dnia.



Dwutygodnik FORUM
Polityka Insight
Leśniczówka Nibork
Projekt: Cogision , Ładne Halo
Wykonanie: Vavatech
Prawa autorskie © POLITYKA Sp. z o.o. S.K.A.


Znam wiele osób, które marzyły i marzą o tym, żeby założyć knajpę. Sama mam nadzieję, że kiedyś będę miała wspaniałą cukiernię. Ale na razie na marzeniach się kończy. Wiem, że to wielki wysiłek organizacyjny i ryzyko, a także że człowiek jest potem do takiego miejsca przywiązany. Dlatego nie starcza mi na taki krok odwagi.
Dwoje spośród moich znajomych podjęło taką decyzję. Ania, matematyczka, która od lat pysznie gotowała dla znajomych założyła barek Dwa dania na Rakowieckiej. To jest miejsce, w którym jem bez obaw, bo wiem, że wszystko jest przyrządzone z równą pieczołowitością, z jaką ja bym to zrobiła. Co jakiś czas, kiedy wszyscy domownicy wyjadą i nie mam dla kogo robić obiadu, wpadam do Dwóch dań.
Ostatnio w sobotni wieczór wybraliśmy się do mojego kolegi, dawniej redaktora i szefa, obecnie posiadacza knajpki i sklepu z grecką żywnością. To przykład tego, jak można pasję zamienić w pracę. Jacek od lat wyjeżdżał na wakacje tylko na Kretę, miał tam mnóstwo znajomych i o tej wyspie i tamtejszym jedzeniu wiedział chyba wszystko. Kiedyś spotkaliśmy się tamże podczas wakacji i przekazał nam bezcenne informacje, co zwiedzić, gdzie co kupić, gdzie zjeść. Zabrał też do pewnej kreteńskiej babci, która robiła najlepsze stifado.
Dziś można u niego zjeść pyszne greckie danie, kupić greckie produkty. A w tutejszej luźnej atmosferze poczuć się nawet w listopadzie trochę jak na greckiej wyspie. Nie bez powodu to miejsce nazywa się Siga, siga, co ja rozumiem jako „spoko, spoko”.
Obydwoje moi znajomi pracują ciężko, ale widać, że karmienie ludzi daje satysfakcję. Może warto się odważyć odmienić swoje życie!
Greckie klimaty w środku zimy, bardzo chętnie!
Dziewczyny, mamy dobry adres na kolejny mini zjazd warszawski 🙂
Aha, jeszcze a propos cerowania, o którym była mowa przed chwilą, pod poprzednim wpisem. Specjalistką w tej dziedzinie była moja Mama, cerowała pięknie i fachowo.
Bogate doświadczenie zdobyła w domu rodzinnym cerując skarpety swoich cztery braci. Wiecie doskonale, że w tamtych czasach dziurawych skarpet się nie wyrzucało, tym bardziej, jeśli rodzina pochodziła z gospodarnej i oszczędnej Wielkopolski :-).
Danuśka rajstop też się nie wyrzucała tylko samemu się oczka łapało .. szycie ręczne lubiłam ale reperacji odzieży już nie bardzo ..
Rajstopy nosilo sie do punktu gdzie pani chyba szydelkiem lapala oczka.
Nie mam najmniejszych problemów w XXI wieku z fachowym zacerowaniem skarpet – oczywiście nie zwykłych, za parę groszy, lecz drogich, dedykowanych* (górskich, narciarskich, trekingowych) — jest to relaksujące, można się skupić na dokładnym odsłuchaniu/wysłuchaniu na żywo jakiejś ważnej czy przyjemnej audycji z Dwójki.
Podobnie z maszynowym wszyciem zupełnie bez fastrygi a czasem i szpilek zamka w jakąś skomplikowaną strukturę ubraniową — skupiona robota, szybka satysfakcja, że potrafię choć nie fatygowałam się od dziesięciu lat… 😎
Nb, Mama, gdy zauważyła moje pożeranie książek i wczesne akademickie inklinacje, opowiedziała (w tonie lekko drwiącej przestrogi) o swej koleżance klasowej, wielce uzdolnionej matematyczce, która raz przyszła była do szkoły ze spódnicą spiętą agrafką (nie, nie taką 😉 ). Ton miałam trochę za złe, ale z wiekiem coraz bardziej doceniam mądrość wyposażania dzieci – chłopców i dziewczynek – we wszelkie te drobne umiejętności i biegłości manualne. Dodają pewności siebie, pomagają rozumieć bliźnich robiących to „dla chleba”, są rozrywką i relaksem po pracy… Że suma i synergia tych biegłości** ułatwia przekwalifikowanie (w razie potrzeby bądź „marzeniowo-spełnieniowej” zachcianki) – nie trzeba dodawać! 🙂
____
*niektóre szybko wycierają się na pięcie (osnowa pozostaje) a oprócz tego zachowują wszelkie charakterystyki użytkowe
**znajomy, obecnie profesor wiodącej dyscypliny ścisłej, zwykł był mawiać „jak ktoś jest dobry – to jest dobry we wszystkim” gdy chwaliłam jego kompozycję-improwizację na motywach kuchni francuskiej (którą z obcych zna najlepiej) wykonaną w szkockim schronisku backpackers z supermarketowych zakupów…
…coś jest na rzeczy… 😆
ela nosiło ale taniej było w domu zrobić … miałam nawet takie specjalne ustrojstwo do tego …
Gdzieś w pudełku z rzeczami krawieckimi pokutuje u mnie taka igła, ale raczej nosiłam rajstopy do repasacji.
Ja też mam znajomego, któremu wszyscy mówili, że gotuje tak, że powinien to wykorzystać, uległ i ma dziś restaurację i to dobrą.
Pudełko na przybory do szycia odziedziczone po mojej Mamie. Nie jest wiekowe, zapewne zostało kupione w Zakopanem albo w Krynicy Górskiej podczas wakacji:
https://get.google.com/albumarchive/109990791430941218162/album/AF1QipM7n8ZiHOkA38HhAS2B87ip78-hZsaQOk2ukgr1/AF1QipPGA8lJv4APm5f82rIYzltbD1L41i81xLuGQivG?source=pwa#6491899666260856066
W pudełku zaledwie jednak czwarta kolekcji guzików zgromadzonych przez Mamę, guzików się też nie wyrzucało, resztą nadal je gromadzę.
Mam jeszcze jedno pudełko na przybory do szycia. Jest dużo większe-z trzema poziomami i sześcioma przegródkami.
guziki też zbieram … mogą się przydać … i ciągle obmyślam by zrobić z nich ozdobę na starym swetrze …
Małgosiu w zimne dni dobra zabawa z wnuczką .. puszczanie baniek na mrozie …
„W głosowaniach szczecińskiego budżetu obywatelskiego (Zadania Dzielnicowe Małe Prawobrzeże) najwięcej głosów zdobył projekt zatytułowany „Szwajowy Ogród Literacki” (wyniki ogłoszono dzień po 2. rocznicy śmierci Nisi). To może być naprawdę piękne miejsce!”
Wnuczka bardzo lubi zabawy z bańkami, ale pomysłu tego pana raczej nie wykorzystam. Dzieci nie mają takiej cierpliwości.
Bańki prawie, jak bombki, a bombki już za chwilę….
http://osczasu.pl/upload/tapety/1368517302_MjEzLjI0MS4xLjIyOA==_kolorowe-banki-1%5B1%5D.jpeg
To jedna z tych zabaw, które dzieci znają od zawsze i w różnych pokoleniach. Techniki robienia baniek mydlanych coraz bardziej wyrafinowane, ale przyjemność nadal ta sama.
bym zrobiła ale sumaku brak … czym można go zastąpić? …
a na razie robię sałatkę jarzynową bez ziemniaków bo też mi brak …
U mnie jest sałatka jarzynowa z ziemniakami 🙂
Nawiązując do zakończenia wpisu Gospodyni pozwolę sobie spytać: wiecie co po hiszpańsku znaczy „siga”? Kto nie wie, mówię: w swobodnym tłumaczeniu oznacza to „proszę kontynuować”. W liczbie mnogiej, to „sigan”. Zwracam się zatem do Gospodyń i Komentator-/ów/-ek: sigan, sigan!
Dobrze, że wspomnieliście Nisię. O ile pamiętam, właśnie minęła rocznica jej odejścia… Ja znałem ją tylko z blogów, ale Moja Pani czytała jej wszystkie książki.
Odniosę się krótko do komentarzy pod poprzednim wpisem. Tzn mam nadzieję, że uda mi się krótko, jako że pakuję się w pośpiechu, bo jutro wylatuję – no gdzie? kto zgadnie?… Tak jest, odgadliście (chyba?)!!! Przypuszczam, że to już raczej ostatni raz, bo latka nie te, ale skoro zapraszają i nawet płacą podróż, to dlaczego nie?
Najpierw do Jolinka: Także nie rozumiem zarzutu „brejowatości”. Kuchnia meksykańska jest niesłychanie zróżnicowana i urozmaicona i nie zawsze mocno pikantna. Faktem jest, że sporo potraw jest rozdrobnionych (podobnie zresztą jak w kuchni chińskiej, tyle że tam chodzi o jedzenie pałeczkami) po to, żeby można je było zawinąć w tortillas i jeść jako tacos. Ale co ma do brejowatości np pescado a la veracruzana, czyli ryba w stylu Veracruz (przepis na życzenie)?
Z kolendrą (to ciągle do Jolinka) jest ciekawa sprawa. Oczywiście mówię o świeżej kolendrze, bo nasionka to jest całkiem inna historia. Wielu Polakom (bo nie Meksykanom, którzy mogą jeść same łodyżki!), np Mojej Pani i Potomkowi, nie podoba się smak i zapach tej roślinki. Mimo to, dania takie jak guacamole (w szczególności tacos de carnitas), flaczki po meksykańsku, koktail z krewetek, czyli dania, gdzie kolendra ma duży wpływ na smak, wcinają, aż im się uszy trzęsą. Może po prostu nie miałaś okazji skosztować dobrze przyrządzonej potrawy? Mnie, gdy wiele lat temu byłem pierwszy raz w Meksyku, kolendra od razu zasmakowała i po powrocie do Polski bolałem, że tu nie można jej zdobyć. Próbowałem siać na działce i nawet wyrosła, ale, w odróżnieniu od pietruszki, ona bardzo szybko wybija w kwiat i nasiona i nie ma z niej pożytku. Cieszę się, teraz można ją u nas bez trudu kupić.
No i ostatnia sprawa, ten link do „quesadillas”. Muszę go pokazać moim meksykańskim przyjaciołom i jestem ciekawy, jakie oczy zrobią. To wygląda na jakiś rodzaj lasanii? Nazwa quesadilla nie jest jednoznaczna. Najczęściej jest to rodzaj pierożka z ciasta na tortillas nadziewanego czymś tam, czymś tam, niekoniecznie serem (mimo że „queso” to ser), np kwiatem cukini. Ja robię quesadillas prościusieńko i nie spotkałem nikogo komu by nie smakowały: do kupnych pszennych tortillas wkładam żółty ser i szynkę, składam na pół i smażę. Ważny jest tu umiar – nie za grubo sera, nie za dużo szynki, ogień raczej niewielki, żeby ser miał czas dobrze się roztopić. Do tego można podać jakiś sos, typowa jest salsa roja, o której pisałem poprzednio.
A teraz do Salsy: Faktycznie przesadziłem, potępiając w czambuł wszystkie dostępne w Polsce meksykańskie sosy. Pisząc, byłem pod wrażeniem dość ohydnego guacamole i innych dostępnych „meksykańskich dipów”. Markę La Costena (tzn „kobieta z wybrzeża”) znam bardzo dobrze, podobnie jak San Miguel. Są tam nie tylko sosy, ale i kawałki warzyw. Kłopot w tym, że kto u nas wie, co zrobić np z mole poblano, chile chipotle, rajas de chile poblano, flor de calabaza? Typowy przykład to mole poblano. Jest to wspaniały, czekoladowo – pikantny sos, który przez pewien czas był dostępny w wielu supermarketach, po czym zniknął (można go jeszcze kupić w Kuchniach Świata). I ja się wcale nie dziwię, bo kto przeczytał informację po polsku : „podgrzać i podawać z kurczakiem”, ten po pierwszej próbie danie wyrzucił i więcej do tego nie wracał, bo to się nie nadawało do jedzenia (Na żądanie mogę wyjaśnić co z tym zrobić, podobnie jak z wymienionymi wyżej puszeczkami; a, jeszcze dodałbym do tego kostki achiote, ciągle, o dziwo, dostępne w Kuchniach świata).
Jeszcze do Salsy: Piszesz o tortillas. W mieście Meksyk i okolicach klasyczne są tortillas z mąki kukurydzianej. One są bardzo tanie (dotowane przez rząd), ale mają tę wadę, że niezbyt dobrze się przechowują. Ciekawe, że nikt ich w domu nie robi, nawet ludzie ubodzy (do ciasta, oprócz mąki dodaje się zmielonego wapna!), natomiast na każdym kroku są tzw tortillerias, gdzie można nabyć świeżutkie, ciepłe placuszki. Niestety chyba nie można kupić ich mniej niż pół kilo. Przyznam ze wstydem, że ja nawet w Meksyku używam najczęściej tortillas z mąki pszennej, bo są praktyczniejsze. Wstyd nie jest jednak ogromny, bo np na północy Meksyku właśnie takie placki są najczęściej używane (tzw tacos nortenos).
I wreszcie do Danuśki: Cieszę się, że chcesz spróbować enchiladas verdes. Ja w Polsce robię tak. Gotuję kurczaka (klasycznie powinny być piersi, ale ja zawsze wolę nogi). Rosołem rozrzedzam trochę (zależy, czy ktoś lubi mniej lub bardziej pikantne) zielony sos, czyli salsa verde. Mięso rozrywam na kawałki. Tortillas rzucam, przewracając, na rozgrzany olej, aż się ładnie wybulą, ale nie rumienią, po czym maczam z obu stron w sosie, wkładam kurczaka (niektórzy dodają jeszcze kawałeczki sera, ale ja nie) i zawijam. Polewam zielonym sosem, następnie śmietaną (!) posypuję serem (patrz niżej) i kładę cienkie plasterki cebuli. Ten ser to nie powinien być ani zwykły żółty ser, ani twarożek. W Meksyku nasz biały ser nie istnieje. Odkryłem, że świetnie nadaje się łatwo dostępny u nas serek Capri, określony jako „ser typu włoskiego”. Nigdy nie przestanę się dziwić pomysłowością i wyobraźnią (czasem wręcz surrealistyczną, jak np w mole poblano) kuchni meksykańskiej.
OK, miało być krótko, wyszło jak wyszło. Jak nie zdążę się spakować, będzie na was.
Jolinku-o sumaku przypomnij proszę jutro, mam trochę, to się z Tobą podzielę.
No właśnie, Kochani, to już jutro nasz Zjazd Ursynowski, rozpoczynamy o 16.00.
Toboj-dzięki za enchiladas verdes. Wygląda smakowicie, zanotowałam i któregoś dnia wypróbuję. Udanej podróży i ciesz się meksykańskim słońcem!
W tym parku ma być Nisia z pieseczkiem na ławeczce, jeszcze chyba nie ma projektu, ale są jakieś plany
Nisia była ambasadorem miasta Szczecin, ławeczka w parku należy się jej jak Szancie i Rumikowi kość!
Danuśko, cieszę się na jutrzejszy wieczór 🙂 tak nam potrzeba oddechu i uśmiechu!
Toboj już pewnie gdzieś w podróży, czekamy więc na nowe wrażenia. Zawsze ciekawe jak ktoś inny postrzega miejsca i smaki znane nam skądinąd 🙂 Ja akurat mam więcej doświadczeń z północnego Meksyku, choć próbowałam też kuchni innych regionów, a takie np. mole poblano degustowałam u samego źródła, czyli W Puebli 🙂 Ostatnio widziałam jak Magda Gessler przygotowywała to danie w swoim nowym programie i moim zdaniem wykonała to precyzyjnie wg najprawdziwszego meksykańskiego przepisu i wszystko w takim prawdziwie meksykańskim kolorycie. Wątpię jednak żeby dużo osób chciało to powtórzyć, po pierwsze zawrót głowy od składników (nie łatwych do zgromadzenia u nas), praco- i czasochłonnośc, ale za to efekt…
Jolinku,
u mnie rośnie sumak 🙂
Ale niestety, jest już „goły” i nie ma nasionek. Ta sałatka bez sumaku może się doskonale obejść, bo tam granaty wybuchają 🙂
Też jestem podekscytowana jutrzejszym spotkaniem, szczególnie jako „nowa” w tym gronie. Jutro Nowy już nie będzie „nowy”- to ja przejmę jego nick 😉
Przyznam się, że z kuchnią meksykańską nie bardzo miałam możliwość się zapoznać a przepisy trafiają do mnie. W Łodzi był bar Manana Tex-Mex, który miał dobre recenzje ale
nie zdążyłam skorzystać z jego oferty bo go zamknęli. Robię tylko guacamole.
Wracając do wpisu p. Agaty też mam znajomych, którzy prowadzili różne lokale gastronomiczne z dobrą kuchnią ale po latach prawie nikt nie prowadzi dalej takiego biznesu. To chyba jest ciężki kawałek chleba.
Już trzeci dzień snuje mi się w głowie hymn, który napisała Monika dla s.v. (sailing vessel = jednostka pływająca) Kapitan Borchardt, a „Korek” Andrzej Korycki skomponował melodię.
Nie może się ode mnie odczepić…skoczna taka 🙂
Kto czytał książkę „Znaczy kapitan”, ten łatwo wyczuje tekst.
Kapitan Borchardt
Chłodny Syriusz świeci nad Gdynią,
Pies Oriona nad
Kocha ostre paniusie!
Czat Seks - Rozbierająca Się
Bzykanie milf z dużymi silikonowymi piersiami - Rebecca More, Mamuśka

Report Page