Sex z kelnerem na statku

Sex z kelnerem na statku




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Sex z kelnerem na statku


Na Portalu Pisarskim wykorzystywane są pliki cookie. Stosujemy je w celu zwiększenia wygody podczas korzystania z serwisu a także do skuteczniejszego targetowania reklam. Jeżeli nie wyrażasz zgody na przetwarzanie takich informacji zmień ustawienia swojej przeglądarki.
Portal Pisarski — wyjdź z szuflady, stań na półce!

Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS

Tomasz · dnia 20.03.2020 09:26 · Czytań: 1411 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1

Kopiowanie tekstów, obrazów i wszelakiej twórczości użytkowników portalu bez ich zgody jest stanowczo zabronione. (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z dnia 4 lutego 1994r.).


Marek Adam Grabowski dnia 23.03.2020 19:26



Opowiadanie (zwłaszcza umieszczone w necie) nie powinno być tak długie! Po za tym masz strasznie rozstrzelany wstęp.

Pozdrawiam!
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć


wolnyduch

06/09/2022 13:11
Witaj Jacku

Dziękuję za czytanie i wyrażoną opinię,… »


Jacek Londyn

06/09/2022 08:46
Dzień dobry, wolny duchu.

W komentarzu Vanillivi jest… »


wolnyduch

05/09/2022 20:58
Jak dla mnie piękny wiersz o miłości, napisany w prosty i… »


wolnyduch

05/09/2022 20:47
Smutny wiersz, jak dla mnie o niedopasowaniu w związku,… »


Jacek Londyn

05/09/2022 18:33
Dzień dobry.

To tekst z gatunku wspominkowych, pisanych… »


Per fumum

05/09/2022 14:34
Ludzi bez twarzy nie brakuje.
Wiersz pełen napięcia i… »


wolnyduch

05/09/2022 13:45
Witaj Vanillivi

No cóż, masz prawo do swojego odbioru i mój… »


Vanillivi

05/09/2022 10:37
Mam bardzo mieszane uczucia co do tego wiersza, ale chyba… »


wolnyduch

04/09/2022 23:14
Widzę, że tematy wojenne chyba nie są tutaj mile widziane,… »


wolnyduch

04/09/2022 23:11
Witaj ponownie tetu

Rozumiem...To miło, że tak odbierasz… »


tetu

04/09/2022 16:24
Cóż ja mogę odpowiedzieć na takie komentarze? Na tak… »


tetu

04/09/2022 16:21
Bo chodzi o to by od siebie nie upaść za daleko ... tak mi… »


tetu

04/09/2022 16:14
Wolnyduszku, nie mam na myśli, że pisałaś wzorując się, albo… »


tetu

04/09/2022 16:10
- świetna fraza, mocna metafora.

Bardzo dobry wiersz, z… »


wolnyduch

04/09/2022 14:23
Witaj alos

Cóż, natura ludzka w sensie mentalności mało… »





akacjowa agnes

04/09/2022 13:43
Kochana Redakcjo, wrzuciłam przed chwilą wiersz do poczekalni, ale dopiero teraz zauważyłam w nim błąd. Proszę o usunięcie tego tekstu. Dodam nowy. Już poprawiony. Dziękuję bardzo <3


akacjowa agnes

14/08/2022 20:07
Wiedziałam, że na coś się przydam i bez moich życzeń, mogłoby być dużo gorzej


Dobra Cobra

14/08/2022 09:59
Dzięki Twemu życzeniu miałam naprawdę dobrą noc. A i długi weekend też niczego sobie Pozdrawiam


akacjowa agnes

13/08/2022 21:54
Dobrej nocy, portalowcy Miłego długiego weekendu


TakaJedna

14/07/2022 20:19
.


Darcon

14/07/2022 20:17
Mało osób ma czas na "betowanie", ale możesz przysłać mi na priv opowiadanie, które skasowałaś. Sprawdzę, zasugeruję i uzasadnię półkę, tylko nie od razu. Dwa w jednym, coś jak szampon.


TakaJedna

14/07/2022 17:36
.


TakaJedna

14/07/2022 17:35
.


Wiktor Orzel

12/07/2022 08:09
Nie czytamy wszystkich komentarzy, bo nie mamy na to czasu. Twój akurat mi się rzucił w oczy, to nic osobistego.


TakaJedna

08/07/2022 12:33
.




Gości online: 0

Najnowszy: Usunięty

© Copyright by Portal Pisarski 2006-2022




                                                              
                                                                                      Nie szu­kaj we mgle stra­co­nej wol­no­ści,
                                                                                      Szu­kaj jej w sobie, to tu ją ukry­łeś.
                                                                                      Znajdź ją,
                                                                                      Wol­ność w mi­ło­ści, w da­wa­niu roz­kwi­ta.
                                                                                      Jak dasz ją innym, po­wró­ci do cie­bie.
                                                                                     Nie szu­kaj we mgle stra­co­nej wol­no­ści,
                                                                                     Szu­kaj w niej ludzi co wol­ność stra­ci­li,
                                                                                     Stra­ci­li wiarę, że w pro­mie­niu słoń­ca,
                                                                                     W two­jej mi­ło­ści, od­naj­dą ma­rze­nia.
                                                                                      Wia­try po­tra­fią białą mgłę roz­go­nić,
                                                                                      Lecz mgła nie znika, dalej wciąż wę­dru­je,
                                                                                      Od­bie­ra oczom ja­sno­ści spoj­rze­nia,
                                                                                      Ukry­wa wol­ność, chowa ją przed nami.
                                                                                      Znajdź w sobie siłę, by ją znów od­na­leźć,
                                                                                      Dzie­lić z in­ny­mi, świę­ty skarb ist­nie­nia.
Szar­pa­na wodą i jego gwał­tow­ny­mi ru­cha­mi lina ocie­ra­jąc się o ostrą kra­wędź skały rwała się. Dwa splo­ty już się prze­tar­ły i Piotr czte­ry metry niżej wi­siał już tylko na trzech nit­kach z fran­cu­skim klu­czem, by po na­bra­niu od­de­chu za­nu­rzyć się pod sza­le­ją­cą wodę. Mu­siał do­krę­cić po­lu­zo­wa­ne śruby przy­trzy­mu­ją­ce ru­ro­wą prąd­ni­cę przy­krę­co­ną do skały wo­do­spa­du. Wiel­ka woda po ostat­nich desz­czach waląc z wo­do­spa­du po­lu­zo­wa­ła śruby i prąd­ni­ca nie­bez­piecz­nie się od­chy­li­ła, gro­żąc ze­rwa­niem i utra­tą elek­trycz­no­ści. Dwa metry niżej zbior­nik – basen. Mimo lata, woda lo­do­wa­ta. Piotr już le­d­wie mógł utrzy­mać klucz w nie­mal sztyw­nych rę­kach. Ko­lej­ny splot prze­tarł się o ka­mień. Sto­ją­cy na brze­gu ba­se­nu Bru­net roz­pacz­li­wie uja­dał. Za chwi­lę lina nie wy­trzy­ma gwał­tow­nych szarp­nięć Pio­tra. Był już nie­mal za­hi­ber­no­wa­ny, ale udało mu się usta­wić prąd­ni­cę w pio­nie. Jesz­cze dwa za­nu­rze­nia. Od­dech coraz krót­szy i sztyw­ne ręce nie mogą już do­krę­cić mutry. Wolał nie my­śleć jak do­sta­nie się na górę. Nie mu­siał. Lina pękła, sza­le­ją­ca woda rzu­ci­ła go dwa metry niżej do ba­se­nu. Spa­da­ją­ca ze strasz­li­wą siłą wpy­cha­ła go nie­mal na dno, gdy le­d­wie zła­pał od­dech. Urwa­na lina mo­ta­ła się wokół nóg jak wście­kły wąż. To była drugi raz w tym dniu walka o życie, o strzęp od­de­chu. Jakoś, nie­sio­ny wodą wy­do­stał się z pod wo­do­spa­du. Chwi­la kon­cen­tra­cji i ucze­pił się ka­mien­ne­go brze­gu. Stru­mień prze­le­wał się przez plecy przy­ci­ska­jąc go do skały, ale chcąc go po­rwać po­ma­gał wy­do­stać się na brzeg. Wy­grze­by­wał się. Bru­net rzu­cił się z po­mo­cą wy­li­zu­jąc mu mokrą twarz. Nie było mowy o wsta­niu, na ko­la­nach, cen­ty­metr po cen­ty­me­trze ucie­kał od sza­le­ją­cej wody. Gdy wresz­cie wdra­pał się na suchy ka­wa­łek trawy, padł. Pry­cha­jąc wodą z nosa, kasz­ląc, tur­lał się po opa­da­ją­cej mu­ra­wie. Urwa­na lina owi­ja­ła się wokół nóg. Bru­net w sza­leń­czej za­ba­wie szar­pał za­ci­ska­jąc mu ją na no­gach. Roz­ło­żył ręce by się za­trzy­mać. Był skost­nia­ły. Wy­lą­do­wał na niż­szym ta­ra­sie w su­chej tra­wie. Leżał. Ale po­wo­li do rąk i ca­łe­go ciała wra­ca­ło życie, o dziwo mózg się nie za­mro­ził i teraz z ka­ska­dą śmie­chu uzmy­sło­wił mu wła­sną głu­po­tę. Śmie­chu, trud­no było to na­zwać śmie­chem, char­ko­tu wy­plu­wa­nej wody, pry­cha­nia, ale dusił się ra­do­ścią. Tą wy­pły­wa­ją­cą z wła­snej głu­po­ty z na­bi­ja­nia się z sie­bie. Po­wi­nien po­cze­kać na po­wrót Wo­ło­di z Ukra­iny, ale nie, za­wsze tak po­stę­po­wał „zosia sa­mo­sia”, „cza­ro­wa­nie, za­kli­na­nie rze­czy­wi­sto­ści”. Otrzeź­wie­nie było gwał­tow­ne, jak kubeł zim­nej wody. Mógł tak się za­cho­wy­wać kiedy od­po­wia­dał sam za sie­bie, a nie teraz gdy Wik­tor po­sta­wił go tak wy­so­ko, stał się od­po­wie­dzial­ny i za Mu­li­no i za Fun­da­cję. Zwłasz­cza w tej chwi­li gdy Wik­tor wy­lą­do­wał w szpi­ta­lu. Przy­szła pora by do­ro­snąć.
Po­wo­li, naj­pierw na ko­la­na. Jesz­cze zgra­bia­łe ręce nie mogły po­od­pi­nać uprzę­ży z ze­rwa­ną liną. Wresz­cie się udało. Krę­cił mokrą bran­so­let­ką ra­niąc prze­gub ręki. Przy­po­mniał sobie, że ma być w szpi­ta­lu. Or­dy­na­tor już na pewno zna wy­ni­ki ba­da­nia. Strza­ska­ny ze­ga­rek za­trzy­mał czas. Ostat­kiem sił wspi­nał się po stro­mej ścież­ce. Trud­no było po­ścią­gać mokre ubra­nie. Prze­brał się, wsko­czył do sa­mo­cho­du. Minął Dwór, teraz pusty, bez Wik­to­ra. Zje­chał stro­mą drogą na fol­wark. Udało mu się za­dzwo­nić by osio­dła­li Mo­ty­la. Ga­lo­pem ru­szył w stro­nę szpi­ta­la.
Mi­ja­jąc re­cep­cje szpi­ta­la po­ma­chał dziew­czy­nom, wy­bie­gły i prze­sła­ły ca­łu­sy. W staj­ni przy­wi­ta­li i jego, ale bar­dziej Mo­ty­la z en­tu­zja­zmem. - Wspa­nia­le uło­żo­ny, nasze konie są dużo niż­sze, galop Mo­ty­la to na­praw­dę galop, marzy się po­ga­lo­po­wać w te­re­nie. - Piotr po­wie­dział, że to cał­kiem moż­li­we. Muszą się kie­dyś umó­wić. Dzię­ki temu, że szpi­tal pro­wa­dził hi­po­te­ra­pię, mógł tu przy­jeż­dżać konno.
Or­dy­na­tor był w ga­bi­ne­cie, był po­waż­ny, za­gry­zał wargi.
   -  Na­resz­cie mamy jakąś wie­dzę. Wie­dzę o, jak spo­dzie­wa­li­śmy się, dwóch gu­zach. Mówię o mózgu, ten w płu­cach od dawna znamy. Panie Pio­trze, będę szcze­ry, nie jest do­brze. Pre­zes Stad­nic­ki jest to­tal­nie osła­bio­ny, głów­nie przez raka pier­si. W tym sta­nie ope­ra­cja jest wy­klu­czo­na, zbyt duże ry­zy­ko. Rak w lewej pół­ku­li stale ro­śnie po­wo­du­jąc zwięk­sza­nie ci­śnie­nia we­wnątrz czasz­ko­we­go. To coraz więk­sze bóle, ataki pa­dacz­ki, nie­do­wła­dy pra­wej stro­ny, ten w pra­wej jest mniej­szy, to prze­rzut, ale też zwięk­sza ci­śnie­nie. O wy­pi­sie nie ma mowy, bo nawet z dzie­się­cio­ma pie­lę­gniar­ka­mi nie dacie rady. My mo­że­my je­dy­nie sta­rać się za­trzy­mać pro­ces. Mówię sta­rać się, bez ba­da­nia hi­sto­pa­to­lo­gicz­ne­go nie do­bie­rze­my per­fek­cyj­nie leków.
   -  To jest biop­sja, czyli wier­ce­nie czasz­ki, tak?
   -  Mi­ni­mum, prosi się o otwar­cie czasz­ki.
   -  Panie dok­to­rze na wiele rze­czy mogę na­mó­wić pre­ze­sa, ale za­strzegł „na grze­ba­nie w mojej gło­wie nigdy się nie zgo­dzę”. A ja wiem, że nawet nie mam co pró­bo­wać. Niech pan szcze­rze powie, czy zo­sta­ło tylko ocze­ki­wa­nie na śmierć, tyle że z próbą zmniej­sze­nia bólu?
Or­dy­na­tor wstał, pod­szedł do okna, po dłu­giej chwi­li pod­szedł do Pio­tra.  -   Z moją wie­dzą na dziś i myślę wie­dzą świa­to­wą…nie­ste­ty tak. Czy chce pan to po­wie­dzieć panu Wik­to­ro­wi?
   -  Trud­na de­cy­zja, szcze­rze sobie wszyst­ko mó­wi­my, ale wyrok śmier­ci…chyba po­wiem tylko część praw­dy.
   -  Myślę że to słusz­na de­cy­zja. My też za­sto­su­je­my się do niej.
Szedł szpi­tal­nym ko­ry­ta­rzem roz­my­śla­jąc ile po­wie­dzieć Wik­to­ro­wi. Za­pu­kał, cisza. Cicho wszedł. Wik­tor leżał z pod­łą­czo­ną kro­plów­ką i chyba spał, albo uda­wał, że śpi. Chciał się cicho wy­co­fać gdy ten się ode­zwał.
-  Piotr, wiem że chcesz po­wie­dzieć o wy­ni­kach ba­da­nia. Zo­staw to do jutra, dziś nie mam siły. Przy­nieś też pa­pie­ry o któ­rych ci mó­wi­łem. Do jutra. 
                                                              
Wik­to­ra i Irinę Stad­nic­kich po­znał przed laty. Lata sie­dem­dzie­sią­te. Wy­grał pre­sti­żo­we re­ga­ty i ja­kimś cudem do­stał pasz­port dzię­ki po­par­ciu pre­ze­sa te­le­wi­zji skła­da­jąc sce­na­riusz na film „Po­dróż na Itakę”. Ten rejs miał być do­ku­men­ta­cją. Czar­te­ru­je pol­ski jacht sto­ją­cy w Fiu­mi­ci­no obok lot­ni­ska Le­onar­do da Vinci. Piotr nie­mal od dziec­ka, w lecie że­glo­wał a w zimie jeź­dził na nar­tach. Gdy tylko wy­pły­nę­li z ka­na­łu i po­sta­wi­li żagle, zła­pa­li po­łu­dnio­wy wiatr, stał się innym czło­wie­kiem, po­czuł wol­ność. Je­dy­nie żagle i narty da­wa­ły mu to po­czu­cie, czy­ści­ły głowę z za­gma­twań co­dzien­ne­go życia. Wzię­li kurs na Kor­sy­kę. Yacht był pięk­ny, byli tylko w czwór­kę, a był przy­go­to­wa­ny na sze­ścio oso­bo­wą za­ło­gę. Znali się od lat, Krzysz­tof i jego żona Kasia i żona Pio­tra Maja. Krzysz­tof był sce­no­gra­fem Pio­tra. Czę­sto razem że­glo­wa­li na ma­zu­rach, ale Piotr nie prze­wi­dział, że nie ma po­ję­cia o mor­skim pły­wa­niu i na­wi­ga­cji. Sam kil­ka­krot­nie że­glo­wał po Ad­ria­ty­ku w Chor­wa­cji. Bo­ni­fa­cio, nie­sa­mo­wi­te wej­ście do portu gi­gan­tycz­nym ko­ry­ta­rzem jak nor­we­skie fior­dy. Stali w por­cie dwa dni i na trze­ci po­pły­nę­li na Sar­dy­nię i sta­nę­li na ko­twi­cy w za­to­ce Porto Ra­fa­el. To uro­czy por­cik za­ło­żo­ny przez Ra­fa­ela, eks­cen­trycz­ne­go Wło­cha, który po­tra­fił tu ścią­gnąć świa­to­wą śmie­tan­kę sprze­da­jąc im dział­ki i po­ma­ga­jąc przy bu­do­wie. Po­tra­fił dbać o styl. Były to domy przy­po­mi­na­ją­ce grec­kie domy na wy­spach, ale nie biel z nie­bie­skim, a ró­żo­we, z różu mie­lo­nych miej­sco­wych ka­mie­ni. Zwie­dzi­li­śmy mia­stecz­ko z uro­czym ko­ścio­łem, i kil­ko­ma eks­klu­zyw­ny­mi skle­pa­mi. Obiad na jach­cie. Prze­pysz­ne kre­wet­ki, sa­ła­ta i ta­glia­te­le. I nie­złe wino z fran­cu­skiej Kor­sy­ki z Mad­da­le­ny.
Jesz­cze sie­dzie­li­śmy przy stole gdy pod­pły­nę­ła mała mo­to­rów­ka.
   -  Hej ro­da­cy, pierw­szy raz tu widzę pol­ską flagę, mu­sia­łem Was od­wie­dzić.
Spraw­nie wy­sko­czył z mo­to­rów­ki. Nie­wy­so­ki, blon­dyn krót­ko ostrzy­żo­ny, nie­bie­skie oczy i sze­ro­ki uśmiech.
   -  Pięk­ne Panie, rącz­ki ca­łu­ję. Wik­tor Stad­nic­ki.
  Piotr uści­snął silna rękę i z roz­ba­wie­niem ob­ser­wo­wał szarm nie­spo­dzie­wa­ne­go go­ścia. Obie panie były roz­ba­wio­ne ale i lekko zdzi­wio­ne. Za młode by to pa­mię­tać, mogły je­dy­nie to wi­dzieć w Ka­ba­re­cie Star­szych Panów i dla­te­go to ba­wi­ło.
   -  Spa­da­cie mi jak z nieba, dziś mam otwar­cie domu. Będą wszy­scy są­sie­dzi. Czy mogę po­wie­dzieć, że przy­pły­nę­li­ście spe­cjal­nie z Pol­ski?
   -  Oczy­wi­ście, bo to praw­da. Pla­no­wa­li­śmy to od ty­go­dnia. – Piotr roz­ba­wio­ny na­le­wał ko­lej­ne wino.
   -  Cie­szę się, za­pra­szam na siód­mą. - Wy­tłu­ma­czył drogę i wsko­czył do swo­jej łódki.
Tra­fi­li­śmy bez trudu. Dom był nie­sa­mo­wi­ty. Jak psz­cze­li pla­ster miodu przy­cze­pio­ny do skał, opa­da­ją­cych ku morzu. Każde po­miesz­cze­nie na innym po­zio­mie. Wik­tor kupił ska­li­sty teren i mu­siał ści­nać, ni­we­lo­wać skały by móc na nich usa­do­wić dom. W stro­nę za­to­ki scho­dzi­ły ko­lej­ne po­miesz­cze­nia i wy­cię­te w skale scho­dy. Widok był ba­jecz­ny, la­zu­ro­we­go morza i ko­lo­rów kwit­ną­cych krze­wów bli­sko brze­gu. Nie­sa­mo­wi­ta fan­ta­zja i nie­wy­obra­żal­na praca. Taki był Wik­tor. Fan­ta­zja po­łą­czo­na z upo­rem, umie­jęt­no­ścią do­bo­ru fa­chow­ców.
Górny po­ziom to trzy po­miesz­cze­nia. Z ma­łe­go holu wej­ście do kuch­ni po­łą­czo­nej z ja­dal­nią. Tu na sto­łach stały kie­lisz­ki, tace z cro­sti­ni, bru­schet­te z róż­ny­mi pa­sta­mi, sery. Obok ba­te­ria bu­te­lek, głów­nie wina, ale i in­nych al­ko­ho­li. My przy­nie­śli­śmy „Wy­bo­ro­wą’. Po domu zwie­dza­jąc krą­ży­ło kil­ka­na­ście osób. Wik­tor nas przed­sta­wiał, po­ka­zu­jąc przez okno nasz jacht i z dumą zwra­cał uwagę na Pol­ską ban­de­rę. Do­mi­no­wał język an­giel­ski. W cen­trum uwagi było zwie­dza­nie domu, ale my z naszą po­dró­żą z Pol­ski, też by­li­śmy atrak­cją. Go­ście nie omi­ja­li baru. My też. A kłam­stwa o po­dró­ży z Pol­ski sta­wa­ły się coraz barw­niej­sze.
Piotr stał przy barze, gdy w drzwiach sta­nę­ła wy­so­ka, ładna blon­dyn­ka. Wy­raź­nie znała dom. Nie za­czę­ła od zwie­dza­nia, a od baru.
-  Wy­bo­ro­wa. It’s great. I like it. – Pod­nio­sła bu­tel­kę jak dobrą zna­jo­mą.
   -  Chyba Pan jest Po­la­kiem. An­go­le nie mrożą wódki. Z tego jach­tu?
   -  O, mamy na­resz­cie Polkę...
   -  Ra­czej Ro­sjan­kę, Irina Gor­cza­kow. Pięk­ny jacht.
   -  Nie­ste­ty nie mój, Piotr Ty­czyń­ski. Pan Wik­tor nas za­pro­sił.
   -  Rzad­ko tu mamy Po­la­ków, cie­szę się, na­resz­cie się na­pi­je­my po sło­wiań­sku.
   -  Z roz­bi­ja­niem kie­lisz­ków?
   -  Nie, wolę za­wo­dy – kto dłu­żej wy­trzy­ma.
Kilka lat póź­niej do­wie­dział się jakie miała na myśli „za­wo­dy”. An­giel­skie ta­blo­idy opi­sa­ły jej „za­wo­dy” z Or­so­nem Wel­l­sem w an­giel­skim barze w Lon­dy­nie. Wells padł, a ona sa­mo­dziel­nie wy­szła z baru i wsia­dła do sa­mo­cho­du. Była dumna z swo­jej moc­nej głowy i do śmier­ci piła od sa­me­go rana.
O zmro­ku to­wa­rzy­stwo się ro­ze­szło. Zo­sta­li tylko pięk­na Irina i Piotr z za­ło­gą. Już chcie­li się że­gnać, ale Wik­tor za­ła­do­wał do kosza wino i zde­cy­do­wał, że wszy­scy idą na jacht.
-  Na­resz­cie mam tu ka­wa­łek Pol­ski, bez UB, po­zwól­cie mi cho­ciaż to po­wą­chać.
Ze­szli ka­mien­ny­mi scho­da­mi do przy­sta­ni. Pon­ton był za mały dla całej szóst­ki.
-  Mu­si­my na dwie raty, Pro­szę, Wik­tor, Irina, Jo­an­na. Krzysz­tof wró­cisz po nas.
Irina, po­wo­li jak w kla­sycz­nym strip­ti­zie zdej­mo­wa­ła bluz­kę, zsu­wa­ła spód­ni­cę.
-  Inny po­mysł. Pły­wac­kie za­wo­dy. Kto pierw­szy na jach­cie zdo­by­wa pół litra.
Wszy­scy już byli do­brze roz­ba­wie­ni, ale ani Maja, ani Jo­an­na nie kwa­pi­ły się do roz­bie­ra­nia. Wy­zwa­niu mu­siał spro­stać Piotr. Wik­tor dał sy­gnał star­tu i po­pły­nę­li. Nie miał żad­nych szans. Irina już na star­cie go wy­prze­dzi­ła.. Z pla­no­wa­nej jed­nej nocy, zro­bi­ły się trzy. Mo­to­rem ban­kie­tów i na jach­cie i u Wik­to­ra była Irina. Miała dom nie­da­le­ko Wik­to­ra. Żona bo­ga­te­go An­gli­ka, który tu rzad­ko przy­jeż­dżał. Z Wik­to­rem łą­czy­ło ich nie tylko są­siedz­two, ale coś wię­cej. Barek na jach­cie już się wy­czer­pał, ale Wik­tor do­star­czył kar­to­ny wspa­nia­łych win. Od­pły­nę­li.
                                                             
Piotr z Wik­to­rem przez rok ko­re­spon­do­wa­li, po­zna­wa­li się i mimo róż­ni­cy wieku coraz bar­dziej zbli­ża­li się do sie­bie. Po­zna­wa­li swoje hi­sto­rie. Wik­to­ra była fa­scy­nu­ją­ca. Pięk­nie, tak pro­sto o tym pisał. Jeden z ostat­nich ży­ją­cych ura­to­wa­nych z kaźni Sta­ro­biel­ska. Ge­hen­na so­wiec­kich gu­ła­gów. Two­rze­nie armii An­der­sa. Per­sja, Egipt, kam­pa­nia Wło­ska, by za­koń­czyć śmier­tel­ny­mi po­pa­rze­nia­mi pod Monte Ca­si­no, nie­mal cudem od­ra­to­wa­ny. Koń­czy jako rot­mistrz XV pułku uła­nów, przy­bocz­ne­go pułku An­der­sa. Listy ukła­da­ły się w sce­na­riusz i ist­nia­ła jesz­cze moż­li­wość na­gra­nia wspo­mnień Wik­to­ra. Piotr w na­iw­no­ści bie­gał od re­dak­cji do re­dak­cji, chcąc ko­go­kol­wiek w te­le­wi­zji za­in­te­re­so­wać te­ma­tem. Nie był to jesz­cze czas na filmy o Ka­ty­niu. Nie tylko od­rzu­ca­li temat, ale co życz­liw­si ostrze­ga­li by le­piej scho­wał sce­na­riusz do szu­fla­dy a jesz­cze le­piej spa­lił.
Był to nie­zwy­kły czas. Rok 1978. Rok wy­bo­ru Pa­pie­ża Po­la­ka. Po la­tach bru­tal­nie tłu­mio­nych pro­te­stów, Po­zna­nia, Trój­mia­sta, Ra­do­mia, Ur­su­sa... teraz pro­test przy­bie­rał inne formy. 11 stycz­nia po­wsta­je To­wa­rzy­stwo Kur­sów Na­uko­wych, i już 12 lu­te­go mi­li­cja bru­tal­nie roz­pę­dza zgro­ma­dzo­nych na wy­kła­dzie Adama Mich­ni­ka. 29 kwiet­nia 
Jasmine Jae wszystko czyści
Kwartet latynoskich lesbijek
Tatuaże i cycki

Report Page