Sekrety na sekretach
🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻
Sekrety na sekretach
If playback doesn't begin shortly, try restarting your device.
Videos you watch may be added to the TV's watch history and influence TV recommendations. To avoid this, cancel and sign in to YouTube on your computer.
An error occurred while retrieving sharing information. Please try again later.
0:02 / 13:04 • Watch full video Live
↓ (zobacz wszystkie synonimy słowa sekrety) ↓
↑ (zobacz wszystkie synonimy słowa sekrety) ↑
Jak inaczej można nazwać słowo sekrety ? Jakie inne formy posiada słowo sekrety? Synonimy, wyrazy bliskoznaczne i inne określenia słowa sekrety. W naszym słowniku synonimów języka polskiego istnieją 23 wyrazy bliskoznaczne dla słowa sekrety . Synonimy te podzielone są na 5 grup znaczeniowych.
Internetowy słownik synonimów języka polskiego online Synonim .NET © LocaHost
Zwykle półka z kosmetykami nie nastraja mnie do żadnych głębszych refleksji (jedynie przed jakimś wyjazdem do pytań egzystencjalnych urasta kwestia ilości niezbędnych do życia kosmetyków, okazuje że niemal zawsze jest ich stanowczo więcej niż walizka może pomieścić). Ostatnimi czasy robiłam jednak porządki. Moje główne spostrzeżenie: przecież nie korzystam z tych wszystkich rzeczy!
Dlaczego moja półka ugina się od kosmetycznych cudów?
Część rzeczy jest mi niezbędna do pielęgnacji. Inne kupiłam na próbę i średnio się sprawdziły, ale nadal leżą na półce. Czekają na lepsze czasy. Jeszcze inne kupiłam w zestawach, w promocjach (żel pod prysznic plus balsam, dwa w cenie jednego, biorę) itd. Wychodzi na to, że połowy spokojnie mogłabym się pozbyć.
Dlatego dzisiaj podzielę się z wami moim osobistym mini rankingiem ulubionych i wielofunkcyjnych kosmetyków. Wybrałam trzy absolutne hity. Oto one:
Krem uniwersalny marki Oriflame (o zapachu pistacjowym lub klasycznym z miodowym akcentem). W większości przypadków używam go głównie jako pomadkę do ust. Ale nie tylko. Kremem spokojnie można smarować obtarcia i różne zadrapania, a także suchą i spierzchniętą skórę. Osobiście używam kremu także w charakterze bazy pod cienie do powiek. Odrobinę balsamu wklepuje w powiekę, dzięki czemu nakładany później cień dłużej się trzyma, a makijaż oczu jest bardziej trwały. Wymieniłam tutaj konkretny kosmetyk określonej firmy, ale to z tego względu, że innych nie próbowałam (jak ktoś zna jakiś dobry to z chęcią dowiem się jaki!) a pod nazwą „krem uniwersalny” kryje się często krem nawilżający do ciała. Niekoniecznie to jedno i to samo.
Bibułki matujące – idealna rzecz dla osób które mają tłustą cerą! Robisz makijaż, nakładasz podkład a potem puder matujący. Wszystko wygląda cacy. Przez godzinę albo i dwie (a czasem trzy lub w porywach cztery, zależy od marki kosmetyków). A potem zaczyna się to co zwykle – świecąca cera. Błędem, który kiedyś nagminnie popełniałam, było poprawianie makijażu kolejną warstwą pudru. A potem jeszcze jedną. W efekcie tylko bardziej zatykałam sobie pory. Bibułki rozwiązują problem. Zamiast kolejnej warstwy pudru – wystarczy jedna bibułka by zlikwidować świecącą się cerę. Bibułki matujące po tym jak zrobimy make up z powodzeniem zastępują puder i krem do święcącej się cery. Nie musimy ich co jakiś czas nakładać od nowa.
Trzeci na liście moich kosmetycznych bestsellerów jest kolorowy puder w formie różowo-beżowych kulek. Po przemieszaniu pędzlem tworzą dość interesującą całość - a twarz może przybrać tyle odcieni ile zechcemy. Ten kosmetyk z powodzeniem pełni funkcje użytecznego pudru, różu, a nawet… cienia do powiek.
Na dzisiaj to już wszystko, dla odmiany może chociaż dzisiaj się wyśpię. W końcu sen działa lepiej niż niejeden krem czy kosmetyk do makijażu. Pamiętajcie o tym, drogie panie!
Tak, wiem, mamy jeszcze listopad. Jednak przechodziłam w ten weekend przez wrocławski Rynek, a tam już trwają przygotowania do jarmarku bożonarodzeniowego. Jak zacznie się jarmark to atmosfera świątecznej krzątaniny ogarnie całe miasto. Niejedna kobieta z chęcią ujrzałaby pod choinką jakiś ulubiony kosmetyk, inna na widok kremu przeciwzmarszczkowego gotowa popaść w histerię. A więc jak to jest z tymi kosmetycznymi upominkami? Kupować, nie kupować? Co warto i kiedy? Dzisiaj mały poradnik.
Oto prawda stara jak świat: mniej znaczy więcej. Zasada ta dotyczy zarówno stroju jak i makijażu. Dziś jednak powiem parę słów o tym drugim. Bo jasne, bardzo łatwo powiedzieć „mniej znaczy więcej”, gdy masz nieskazitelną cerę. Gorzej, gdy wstajesz rano, patrzysz w lustro i widzisz koszmar: tłusta cera (nic nowego), cztery pryszcze (a nie jesteś już nastolatką), zaczerwieniona skóra, rozszerzone pory. No właśnie – co zrobić z tą cudowną zasadą, gdy masz ochotę chodzić po mieście w kasku motocyklowym na głowie, byle by tylko nie pokazywać okropnej buźki?
Po pierwsze, „mniej znaczy więcej” nie oznacza, że z dwucentymetrowej tapety należy się przerzucić na wersję „tak, chodzę bez makijażu, poproszę order za odwagę”. Po prostu, aby wyglądać dobrze nie trzeba paradować w wieczorowym makijażu od ósmej rano. Niestety, wielu licealistek do tej idei nie przekonam, ale w końcu w czasach szkolnych niejedna z nas miała głupie pomysły. Pamiętam siebie w okresie dojrzewania (byłam okropna, bez dwóch zdań). Moja przygoda z korektorem tuszującym pryszcze była tragikomiczna. Już opowiadam.
Korektor dwufazowy, czy dwukolorowy, nie pamiętam jak się to fachowo nazywa, jest kosmetykiem dla zaawansowanych. Na pewno nie dla piętnastolatki z masą pryszczy i małą znajomością sztuki malowania się (tę nabywa się latami). Pomaziałam się zielonym korektorem (miał zniwelować zaczerwienienia) i a potem tym w odcieniu kremowym. Niby było dobrze, ale jednak… przedobrzyłam. Dzięki Bogu moja koleżanka już przed wejściem do szkoły zauważyła, że jakoś dziwnie zielony mam jeden policzek. Udało się zapobiec wielkiej kompromitacji. Potem były jeszcze przygody z podkładem i makijażem oczu. Generalnie, wszystkie dziewczyny od gimnazjum eksperymentują z wyglądem, im większa tapeta tym jesteś bardziej „wyzwolona” i atrakcyjna.
Z wiekiem człowiek jednak mądrzeje (nie każdy co prawda) i widzi, że nadmierna tapeta nie dodaje uroku. A facet i koleżanki jak zobaczą cię kiedyś bez makijażu doznają szoku lub w najlepszym przypadku zaczną pytać czy nie jesteś chora. Gdy masz fatalną cerę delikatny make up jest sztuką, w dodatku bardzo trudną.
Pamiętaj o tym, że w założeniu lekki makijaż na przypominać ten jaki noszą na co dzień celebrytki, a który nieświadomi makijażowych sztuczek panowie redaktorzy nazywają brakiem makijażu (przy czym wychwalają pod niebiosa naturalne piękno słynnych pań spacerujących po ulicach wielkich miast rzekomo bez makijażu). No, to by było tyle na dzisiaj.
Dlaczego piszę bloga o sekretach urody?
Nie jestem kosmetyczką, dermatologiem ani żadnym guru w kwestii makijażu i urody. Prawdą jest, że uwielbiam czytać o nowinkach kosmetycznych, makijażowych trickach i wielu innych. Jakiś czas temu kolejna koleżanka przyznała mi się, że prowadzi bloga kulinarnego. Pomyślałam: nie może być! Ja też chcę. Jako, że na gotowaniu się nie znam, a o urodzie mogłabym czytać i dyskutować godzinami, wybór tematyki był oczywisty.
Szok. Z jednej strony, taka wieść w niejednej z nas obudziłaby politowanie do owej koleżanki. Nie wiedzieć takich rzeczy, to wstyd. Z drugiej strony, nie oszukujmy się. Zazdrość nas zżera. Taka nie tylko nie wykosztuje się na kosmetyki, to jeszcze wygląda super. Gdzie tu jest sprawiedliwość na świecie?
Jak już zapewne się domyślacie, ja się do grona tych szczęściar nie zaliczam. Od drugiej klasy gimnazjum, aż do końca liceum, moja twarz przypominała krajobraz wojenny. Skóra tłusta i mieszana, no i te przeklęte wypryski. Ilość wypróbowanych przeze mnie kuracji przeciwko pryszczom, magicznych lamp naświetlających, tabletek od dermatologa, kuracji hormonalnych – o mojej wojnie z syfami na twarzy można by napisać książkę. Nawet dziś, po blisko dziesięciu latach od rozpoczęcia batalii z moim najgorszym wrogiem, spoglądam w lusterko (o, na przykład teraz spojrzę) i widzę… dwie krostki na prawym policzku. Ale to nic, korektor załatwi sprawę i po bólu. W sezonie jesienno-zimowym moja skóra wygląda najgorzej, to chyba jakiś fakt dermatologiczny. Muszę to sprawdzić, i koniecznie opisać na moim blogu. Na korzyść tej pory roku to jednak nie przemawia.
Gdy człowiek w wieku dojrzewania ma cerę wołającą o pomstę do nieba, jak nic zainteresuje się bogactwem oferowanym przez firmy kosmetyczne. Zacznie od cery, potem przejdzie do fascynacji makijażem i nie tylko. Z czasem stanie się wybredny, będzie potrafił docenić kosmetyki lepsze od gorszych, nauczony doświadczeniem swoim i koleżanek, będzie wiedział jak zamaskować mankamenty i podkreślać swoje atuty. Mam nadzieję, że czytając tego bloga, dowiedziecie się ciekawych rzeczy, a może i ja dowiem się czegoś nowego od was. Zobaczymy. W każdym razie zapraszam do czytania mojego bloga!
Etykiety:
kosmetyki ,
makijaż ,
pryszcze
Motyw Eteryczny. Obsługiwane przez usługę Blogger .
Sekrety urody - porady, makijażowe tricki i nie tylko.
TYTUŁ ORYGINALNY: Too Close for
Comfort
Ali, po
szesnastu latach spędzonych w Stanach Zjednoczonych, ucieka w środku nocy od
niekochanego męża. Niestety, gdy zjawia się w Irlandii z trójką dzieci, okazuje
się, że rodzice i siostra mają swoje problemy i nie tak łatwo odbudować dobre
relacje. Emma nie czeka z otwartymi ramionami, aby przygarnąć siostrę, i wcale
nie cieszy się na myśl o rodzinie depczącej jej kremowy dywan i wywracającej do
góry nogami poukładane życie. Ali i Emma bardzo chcą, by znów było jak dawniej…
[1]
Do zakupu tej
książki zachęcił mnie tytuł. Spodziewałam się czegoś więcej. W sumie to
myślałam, że te sekrety będą zdecydowanie poważniejsze. Przejdźmy jednak do
samej powieści. Na początku mamy prolog w formie listów, który wprowadza nas do
całej akcji. Ali postanawia porzucić studia, zostać w Stanach Zjednoczonych ku
niezadowoleniu całej rodziny, a zwłaszcza ojca, który miał nadzieję, że córka
przejmie po nim zakład dentystyczny. Ali nagle oznajmia również, że zamierza
wziąć ślub. Po szesnastu latach wraca do Irlandii z trójką dzieci (ciśnie mi
się na usta inne słowo, ale się powstrzymam) i spodziewa się, że wszystko nagle
będzie tak jakby nigdy nie wyjechała…
Może tyle
wprowadzenia wystarczy. Przejdźmy do bohaterek, bo w tym wypadku mamy dwie.
Ali, czyli starszą siostrę, której nie polubiłam ani przez moment. Jest
samolubna, roztrzepana, kompletnie zagubiona, egoistyczna. Na siłę próbowała
uszczęśliwić swoje dzieci zabierając je do Irlandii. Na dodatek nie widzi w tym
nic złego, przecież nie chciała ich tylko oddać ojcu. Na dodatek o niechcianą ciążę,
jaką był pierwszy syn obwinia tylko męża. Aż cisnęło mi się by powiedzieć jej,
że sam sobie tego dziecka nie zrobił. Nie zmuszał jej do seksu. Jej ucieczka do
Stanów była buntem przeciwko temu, co zaplanowali bez jej zgody rodzice.
Jednocześnie wie, że przez to zmarnowała sobie w jakiś sposób życie, bo nie
skończyła studiów, nie poszła do wymarzonej pracy, ale najłatwiej jest obwiniać
o to innych, a nie widzieć w tym swoich błędów.
Ali nie widzi tego, że nie tylko ona ma swoje problemy, ale również
rodzice w tym matka, która musi opiekować się ojcem, który przeszedł już pięć
zawałów, że siostra próbuje postawić na nogi program, który produkuje. Widzi
tylko siebie i swój czubek nosa. Emma jest tą grzeczniejszą córką, ułożoną,
która robi karierę w telewizji, jako producent programów. Do pewnego momentu
była w szczęśliwym związku z pewnym mężczyzną, którego niespodziewania (ku
rozpaczy rodziców porzuca). Jeśli muszę być szczera a muszę to polubiłam Emmę.
Chociaż odkrycie, dlaczego w zostawiła swojego mężczyznę zajęło mi chwilę. To
jednak Emma jest bardziej życiowa i bardziej ludzka. Nie skupia się tylko na
sobie, a siostrze mówi prosto z mostu, co myśli o niej i jej zachowaniu.
Skrycie kibicowałam w jej dwóch sprawach i może jedna z nich nie skończyła się
tak jak chciałam, bo przecież to nie powieść fantasy to jednak autorka
zakończyła to bardzo mądrze.
Tyle o
postaciach, czas przejść do mojego narzekania. Ali nie jest dobrą matką, nie
umie poradzić sobie ze swoimi dziećmi. Jest zdania, że siostry zawsze powinny
zachowywać więź i stawać za sobą murem bez względu, co jedna z nich zrobi.
Naprawdę? Okazało się, że ta kobieta jest bardzo naiwna. Odwiedzała rodzinę raz
w roku, pisała sporadyczne wiadomości i nagle oczekiwała, że wszyscy przyjmą ją
z otwartymi ramionami? W tę stronę to nie działa. Czas leci a ludzie mają swoje
własne problemy, które czasami wcale nie znikają. Ali sądziła, że świat się
kręci tylko dookoła niej i jej życia. Niestety tak nie jest. Nie dziwię się
Emmie, że tak traktowała siostrę. Nie jest łatwo otworzyć się ponownie na kogoś,
kogo widywało się raz do roku. I chociaż opis sugeruje, że obie siostry chcą
odzyskać straconą więź to odnosiłam wrażenie, że Emmie wcale na tym nie zależy,
że Ali stała się dla niej kimś zbędnym.
Poruszanie
trudnych tematów jak rozpadające się małżeństwo czy też problem, z którym
boryka się Emma (nie zdradzam, żeby nie spojlerować)? Cóż tylko to drugie
zasługuje na uwagę. Małżeństwa rozpadają się i będą rozpadać. Nie traktuję tego,
jako czegoś banalnego, ale jednocześnie jest to również dość oklepany temat. Z
kolei przypadek Emmy to zupełnie inna kwestia. Autorka zachowuje godny podziwu
optymizm? No nie wiem. Nie wyczuwałam go, aż tak bardzo.
Cóż nie jest to
powieść wybitna, ani też marna. Jest, bo jest. Czyta się ją szybko i bez
większych przemyśleń. Jednak ocena jej nie jest łatwa. Myślę, że szybko o niej
zapomnę.
Według Goodreads powinnam przeczytać sześć książek w ciągu najbliższego tygodnia żeby mieć szansę na przeczytaniu 60 w ciągu roku. Wiecie, co? Czytanie mi nie idzie kompletnie, ale... jeśli w moim życiu wszystko miałoby być tak jak teraz i iść ku lepszemu to ja nie chcę przeczytać tych 60 książek. Ja chcę po prostu żeby było jak jest teraz ;).
Przypominam o rozdaniu, którego szczegóły znajdziecie TUTAJ
Znalazłam sposób na etykiety. Zrobiłam te z pierwszych dziesięciu postów, ale wiem, że przede mną jeszcze długa droga ;).
Nikodem Pałasz - "Sam na sam ze śmiercią" (Cykl: Wiktor Wolski)
- "Dziewczyny wyklęte" 1 i 2 - Szymon Nowak
- "Cichociemni. Elita polskiej dywersji" - Kacper Śledziński
- "Droga do nadziei" - Tina Rothkamm
- "Jeszcze się kiedyś spotkamy" - Magdalena Witkiewicz
- "Wczesne sprawy Poirota" Agatha Christie
- "Czarnobyl. Instrukcje przetrwania" Kate Brown
- "Czarnobylska modlitwa" - Swietłana Aleksijewicz
- "Zjazd absolwentów" - Guillaume Musso
Motyw Rewelacja. Obsługiwane przez usługę Blogger .
Skoro bez szału, a główna bohaterka jest aż tak naiwna i egoistyczna, to nie chce nawet szukać tego tytulu. Chyba za bardzo by mnie Ali wkurzała.
To chyba nie do końca książka dla mnie, chociaż nie wykluczam tego, że kiedyś po nią sięgnę :) Mi ostatnio czytanie tez niespecjalnie mi idzie w tym miesiącu przez natłok obowiązków na uczelni. Na szczęście już niedługo wakacje :)
Obowiązki nie są takie utrudniające czytanie jak dla mnie :), ale pozostałe aspekty miło mnie "rozpraszają" :)
Też mi coś czytanie nie idzie w tym roku, dopiero 7 książek skończyłam, a marzyłam o 52, czarno to jednak widzę :)
Ja mam niby te naście już na koncie, ale zawsze staram się realizować co sobie założę :)
okładka dość miła dla oka, ale jak widać treść nie taka. Jak jest dobrze, to niech tak będzie, a ilość książek? Rzecz względna:) https://sweetcruel.wordpress.com
Wiem, ale zawsze gdzieś ten zawód jest, że czegoś co sobie człowiek założył nie, zostało zrealizowane
Jakoś nie nabrałam przekonania do tej książki. Czuje, że raczej byśmy się z nią nie polubiły.
Więc nie marnuj na nią swojego czasu :)
Niestety nie bardzo mnie do niej ciągnie:( Ale recenzja bardzo dobrze napisana ^^ Obsession With Books
Myślę, że zwariowałabym z główną bohaterką.. czy to możliwe? :D
Czyli w Twoim życiu dzieje się coś dobrego ^^ Ja w tym roku też nie przeczytam zbyt wiele, ale ... trudno :) coś za coś :)
Dzieje się :) i chciałabym, żeby tak zostało ;)
Oj, to chyba już sama wiesz, że książka zupełnie nie dla mnie :D
Seks w laską, która ma zasłonięte oczy
Fajnie bzykana pod natryskiem
CYCATA MILF UJEŻDŻA MŁODZIEŻ