Sasha Grey zrobi to nawet nogą
⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻
Sasha Grey zrobi to nawet nogą
GALA: Czy pani czuje się czasami przytłoczona talentem ojca? GRZEGORZ TURNAU: Może powinienem wyjść? ANTONINA TURNAU: Nie wychodź, odpowiem. Być może za 30 lat, jak nic mi się nie uda w życiu osiągnąć, a wiele na to wskazuje, będę miała z tym większy problem. Na razie nie mam. Zawsze byłam z taty bardzo dumna, nigdy nie wstydziłam się, że nazywam się tak, a nie inaczej. Zajmujemy się trochę innymi rzeczami, więc nie ma powodu, żeby ze sobą konkurować, porównywać się czy sobie zazdrościć. GRZEGORZ TURNAU: Zazdrościsz mi samochodu. ANTONINA TURNAU: Ale ty mi go ciągle pożyczasz, więc jakoś to znoszę. GALA: Pana ostatnia płyta to, w pewnym sensie, wasza wspólna praca. GRZEGORZ TURNAU: Zleciłem Antosi całą robotę redakcyjną. Płyta miała być sentymentalną podróżą i ona tego pilnowała. Była konsultantem, zaczęła grzebać w archiwach, pojechała do radia, znalazła różne kawałki, o których ja nawet nie pamiętałem. ANTONINA TURNAU: No i czasem mówiłeś, że nie widzisz powodu, żeby dawać ten czy inny utwór, a mnie się podobały. Niektóre nagrania są nietypowe. Kiedy np. jesteś sam z fortepianem, brzmisz inaczej niż w utworze zaaranżowanym i wymyślonym do ostatniej nuty. A ja lubię taką twoją warsztatową wersję. GRZEGORZ TURNAU: Podoba mi się to, bo ona powinna mieć do mnie właściwie stosunek pogardliwy: ,,Jezu, co to ma być?!”. ANTONINA TURNAU: Czasami trochę mam. Ostatnio nie popisałeś się przy „Don Giovannim”. GRZEGORZ TURNAU: Jechaliśmy na narty i ona mi przyniosła do auta „Don Giovanniego” i kazała mi się zachwycać. Na litość boską, ja wszystko rozumiem, ale jadąc na narty, człowiek chciałby się zrelaksować, a ona siedzi obok i śpiewa równolegle z tym nagraniem, na dodatek po włosku. I jeszcze wykazuje mi moją ignorancję. GALA: Słuchałam płyty „Do zobaczenia” i zdziwiły mnie utwory, przy których był dopisek: „ulubiona piosenka Antosi”, np. ,,Szli tędy ludzie”. Wszystkie mają wspólny klimat – melancholii, przemijania, niespełnienia. Nie pasowało mi to do pani, zazwyczaj uśmiechniętej, pogodnej. ANTONINA TURNAU: Zawsze mi się podobała ta piosenka, jest ciekawa, no i napisana do wspaniałych wierszy Leśmiana. GRZEGORZ TURNAU: Antosia, jak każde dziecko, ma w życiorysie jakiegoś szampana wykończonego za rogiem salonu, z kieliszka cioci czy wujka. Ilekroć się zdarzyło przy dużych imprezach, jeszcze np. w Piwnicy pod Baranami, że Antosia nieupilnowana dopiła gdzieś w kącie kieliszek wina czy szampana, zawsze potem płakała. Ma to po mnie. Bardzo późno nauczyłem się obchodzić z alkoholem tak, żeby mnie nie wprowadzał w ponure stany. Antosia też miała okres melancholii po winie. ANTONINA TURNAU: Po wszelkiego rodzaju zmęczeniu, powiedzmy. Bo ja wolę moll niż dur. GRZEGORZ TURNAU: Moje dziecko!!! No właśnie, ,,czemu żegnam w moll, nie w dur, nie najlepszą z roku pór”? GALA: Córka namówiła pana kiedyś na jakieś szaleństwo? GRZEGORZ TURNAU: Jeździliśmy razem na rajdy samochodowe. Mieliśmy jeepa i dzieliliśmy się prowadzeniem pół na pół. Nie były to poważne trasy, ale dość ryzykowne. ANTONINA TURNAU: W naszej rodzinie nie jest łatwo znaleźć kamikadze czy Sindbada Żeglarza. Łatwiej o ostrożnych dziwolągów. GRZEGORZ TURNAU: Gdyby nie wiadome wypadki historyczne, bylibyśmy spokojnym, mieszczańsko- ziemiańskim rodem. W pokoleniu mojego ojca stężenie profesora zwyczajnego na metr kwadratowy jest nieprzyzwoite. Ja i moi bracia się z tego wyłamaliśmy, ale Antosia, mam nadzieję, tę średnią utrzyma. ANTONINA TURNAU: Może przynajmniej skończę studia. Ale, ale... Obiecałam sobie, że będziemy mówić w wywiadzie, że czytamy ,,Tygodnik Powszechny”, który jest kapitalny i należy go kupować. GRZEGORZ TURNAU: Antosiu, to nie jest wywiad w telewizji, gdzie możesz pokazać gazetkę i pomachać nią do kamery. ANTONINA TURNAU: Jakoś tak myślałam, że to zrobi dobre wrażenie. Rozmawia: Beata Nowicka GALA 23-24/2009
– A czemu nie chciałaś zostać piosenkarką? To byłby naturalny wybór... A. T.: Nie umiem śpiewać... G. T.: O, co to, to nie. Ona śpiewała i śpiewa. I to całkiem nieźle (w tym czasie Antonina robi miny). Godzinami wyła w pokoju do swoich lalek. I powiem pani w sekrecie: myślę, że ona chciałaby śpiewać, tylko... A. T.: A wcale nie! Już dawno nie chcę! Czemu to TY mówisz, co JA bym chciała! G. T.: Bo jestem twoim tatą i wiem, co byś chciała. A. T.: Kiedyś chciałam iść do szkoły aktorskiej. Ale chyba już mi przeszło. G. T.: Zatem ja dorzucę, że Antosia została uznana za najwybitniejszą aktorkę na Przeglądzie Teatrów Amatorskich w Rybniku (oboje śmieją się). Występowała po angielsku. Bardzo byłem z niej dumny. Grała diabła – zresztą bardzo dobrze. Pewnie właśnie to ją zniechęciło, że tak doskonale poczuła się w diabelskiej skórze. Przestraszyła się infernalnej strony swojej natury. A. T.: No tak... a mówiąc poważnie, w pewnym momencie bardziej zainteresował mnie sam tekst, na którym pracuje aktor, a nie odgrywanie go. Dlatego wybrałam filologię, aby przyglądać się tekstom z innej perspektywy. – Antosiu, Ty jesteś strasznie poważna. Poważniejsza od taty... G. T.: Och, to taki przywilej młodego wieku. Młodzież jest z natury swojej bardziej poważna. Pamiętam, jak kiedyś Piotr Skrzynecki wszedł do Piwnicy pod Baranami i tak strasznie roześmiał się tym swoim dziwnym chichotem. Ja miałem 18 lat, byłem bardzo zdziwiony i zapytałem, o co chodzi, a on powiedział: „Właśnie zobaczyłem cię jako starca”. Teraz to samo ma Antosia. Jest geriatrycznie poważna. I kto by pomyślał, że kiedyś głównie bawiła się w Batmana. Miała taki strój Batmana i chodziła w nim dosyć długo, aż zaczęliśmy się z żoną denerwować... A. T.: Tato, już więcej nie mów... proszę... G. T.: No dobrze... proszę wybaczyć. – Macie swój osobny świat, do którego nikt nie ma dostępu? G. T.: Nigdy nie mieliśmy swoich misteriów, nie przesiadywaliśmy w domku na drzewie. Ja zresztą uważam, że świadomym rodzicem można być dopiero wtedy, kiedy odpowie się na pytanie, kim jest się jako człowiek. Potem można zastanawiać się, jakim jest się ojcem i jak wychowywać dziecko. Ja byłem tak młodym ojcem, że nie zdążyłem sobie nawet zadać tych wszystkich pytań. Kiedy urodziła się Antosia, studiowałem na drugim roku. Nie miałem wtedy żadnych wątpliwości, wszystko akceptowałem, wszystko mi się podobało, byłem naprawdę szczęśliwym człowiekiem. – Coś się zmieniło z tym szczęściem? G. T.: Ze szczęściem – nie, ale ze mną na pewno. Wtedy żyliśmy z Maryną po prostu naszym zwyczajnym życiem, a Antosia przy nas wyrastała. A że była upartym dzieckiem, to jak bym się nie starał, i tak wychodziło na jej. Była też samodzielna. Często z Maryną wyjeżdżaliśmy wspólnie na koncerty, a Antosia zostawała z babciami. I szybko nauczyła się, że rodziców czasem nie ma, ale są kochające babcie i trzeba się do tego przyzwyczaić. Wyrosła w takim rodzinnym ogrodzie. A. T.: Z czasem nauczyłam się też, co można od kogo w tym ogrodzie wyegzekwować. A najłatwiej było uzyskać wszelkie zgody od taty. G. T.: No nieźle... A. T.: Kiedy mama zabraniała mi czegoś, szłam do taty. Tata zwykle godził się, zatem wracałam do mamy i mówiłam: „A bo tata się zgodził...” Tak, to była manipulacja. Ale nigdy nie chciałam zawieść zaufania moich rodziców. Wiedziałam, że to byłoby dla mnie największą karą.
– Czy Pan tłumaczył Antosi świat wprost? Mówił, co jest dobre, a co złe? G. T.: Raczej nie, choć pamiętam jedną taką sytuację, raczej zabawną. Zabrałem ją w Czernichowie na spacer. Mało jeszcze wtedy mówiła, miała pewnie z półtora roczku. Pokazywałem jej drzewo, mówiąc, że to natura, że trzeba się do tego przytulić, poczuć moc przyrody. Pamiętam, że siedziała taka maleńka w wózeczku i kompletnie nie wiedziała, o co mi chodzi. I sam się z siebie śmiałem. Mówiłem sobie: „Ty idioto, czego ty chcesz od tego dziecka! Daj mu czas, samo zrozumie!” – Czyli prawd życiowych Pan nie przekazywał? G. T.: Właściwie nie, może poza jedną – przekazywaną w naszej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Jest to pojęcie „nocniczkarstwa”. Opisuje to, czego nie należy w życiu robić. Jest to wszelki nadmiar, przesada, snobizm, brak pokory, zamiłowanie do niepotrzebnego luksusu, a także nierzetelność, niesłowność, nielojalność... Od pokoleń nazywamy to „nocniczkarstwem” i jeśli ktoś ociera się o to pojęcie, to znaczy, że trzeba go doprowadzić do pionu. I myślę, że Antosia wie, gdzie jest granica. Czasem zresztą owo „nocniczkarstwo” popełnia. A. T.: Ja? G. T.: A po co ci tyle tych płaszczy? A. T.: Były takie piękne... Tato... – Tosia po prostu jest kobietą i jest dorosła. Czy w związku z tym pojawiły się u Pana refleksje dotyczące starości...? G. T.: Wyłącznie to mnie teraz interesuje. Wielu moich kolegów dopiero zaczyna zakładać rodziny, rodzą im się dzieci. A ja już to znam. Już wiem, na jaką osobę wyrosło moje dziecko. To wielka frajda. Wcale nie jest mi z tego powodu smutno. A. T.: A najpiękniejsze jest to, że mamy wspólne grono przyjaciół i znajomych. Wychowałam się wśród przyjaciół moich rodziców i teraz oni naturalnie stali się także moimi przyjaciółmi. I w tym szacownym gronie to ja z tatą często jesteśmy najmłodsi. Zresztą, oprócz tego, to ludzie dość specyficzni... G. T.: Powiedz wprost: to wariaci, pijacy i oszuści. Czyli po prostu artyści. A czasem wykładowcy uniwersyteccy. Tylko proszę nie pisać „cyganeria” – nie znosimy tego słowa. W takim towarzystwie obraca się Antosia. Ja spędzałem czas młodości zarówno w gronie ludzi o pokolenie starszych (w Piwnicy), jak i rówieśników. Udawało mi się to łączyć. – Antosiu, obserwowałaś to kolorowe towarzystwo od dziecka. Myślisz, że za talent zawsze płaci się wysoką cenę? A. T.: Jeśli talent to rodzaj szczególnej wrażliwości, to oczywiście zawsze się za niego płaci – bardziej przeżywając wszystko, co dzieje się wokół. Ale to chyba zawsze wiąże się ze świadomością siebie i świata. – Pan napisał niedawno w „Tygodniku Powszechnym” bardzo poruszający tekst o Marku Grechucie, którego piosenki nagrał Pan na swojej najnowszej płycie. W jego przypadku można chyba powiedzieć o cenie za talent... G. T.: Nie potrafię o tym mówić. Myślę, że „Muza pomyślności” czasem była dla Niego trudną partnerką. – Dlaczego postanowił Pan nagrać płytę z piosenkami Grechuty? G. T.: Żeby zmierzyć się z tym, co mnie ukształtowało. Na tych piosenkach zbudowałem swój świat marzeń i nadziei. Chciałem dotknąć tych utworów, będąc w wieku, w którym był Marek Grechuta, kiedy Go poznałem. Zacząłem ją przygotowywać na długo przed Jego śmiercią. Mam nadzieję, że ta płyta nie będzie odebrana jako płyta żałobna. Jest dedykowana Jego pamięci, ale nie powstała w nastroju elegijnym. To miał być prezent na 61. urodziny Pana Marka.
– Byliście na „Pan”? Czemu? G. T.: Kiedyś przeszliśmy na „Ty”, jakieś 20 lat temu, ale mnie to jakoś nigdy nie szło, ten „Marek”. I wróciłem do formy „Pan”. Ja miałem dla Niego tak ogromy szacunek, że nie chciałem zmieniać tej relacji w bliższą. Nie chciałem też skracać dystansu, który On naturalnie tworzył przez to swoje oddalenie. Był postacią tajemniczą, magiczną... Nie chciałem tego przekraczać. – Poczuł Pan kiedyś taką pustkę i wypalenie, jakie bywają udziałem ludzi nadwrażliwych? G. T.: Wypalenie czułem kilka razy w życiu i nie jest to przyjemne uczucie. Jednak opowiadanie o tym nie jest moją pasją. Wolałbym raczej opowiadać o tym, co mi się w moim życiu podoba. – Co najbardziej? G. T.: Moja córka. Gdybym miał ułożyć listę przebojów swojej egzystencji, Antosia byłaby na pierwszym miejscu. A. T.: A ja wiem, że gdybym miała jakikolwiek problem, to poszłabym z nim najpierw do taty. – Czemu do niego? A. T.: Może chodzi o podobieństwo. Jesteśmy podobni. G. T.: A może to jest echo jej wiedzy z dzieciństwa, że mnie łatwiej urobić. – Radzi jej Pan w tak ważnych kwestiach, jak wybór narzeczonych? G. T.: A po co jej mąż, skoro ma ojca? No tak, słaby żart. Nie, raczej nie, czułbym się w takiej sytuacji skrępowany. A. T.: A ja się przyznam, że chyba znajduję u siebie klasyczny syndrom szukania w mężczyznach cech mojego ojca. Ostatnio wypunktowałam sobie, jakie cechy powinien mieć mężczyzna mojego życia i wyszło mi to czarno na białym... G. T.: A tak! Okazało się, że chłopak Antosi musi grać na fortepianie, mówić po angielsku, śpiewać, lubić sushi, jeździć na nartach... itp. To chyba sukces, jeśli córka tak mówi, nie? A. T.: I w dodatku wcale się tego nie wstydzę! Słucham muzyki, jaką podsuwał mi tata, jeździmy razem na koncerty – ostatnio byliśmy na Paulu McCartneyu i Billy Joelu w Wiedniu. Fajnie nam. Jesteśmy fajną rodziną. I bardzo się kochamy, ale o tym proszę nikomu nie mówić... Rozmawiała Agnieszka Prokopowicz/ Viva! Zdjęcia Andrzej Kramarz Stylizacja Iga Pietrusińska Makijaż Iza Wójcik Fryzury Piotr Wasiński Produkcja sesji Ewa Kwiatkowska
Ile kosztuje zmiana płci? - Komplet badań ok. 5–6 tys. - Depilacja laserem 3 tys. - Usunięcie jabłka Adama 2 tys. - Koszta spraw sądowych 2 tys. - Terapia po operacji (hormony trzeba brać przez całe życie) 1,5–3 tys. zł rocznie - Odtworzenie żeńskich narządów płciowych 8–13 tys. zł - Powiększenie biustu 10–12 tys. zł - Operacja w krajach Europy Zach. 80 tys. euro
Wyróżnik ten nie jest objęty tajemnica bankową Udzielanie wszelkich informacji dotyczących numeru wyróżnika, nie stanowi przesłanki godzącej w działalność Banku
czwartek, 14 maja 2009, przemyslaw_gogojewicz
Obserwuj mnie na Blipie
Czas trwania spektaklu: 140 minut, jedna przerwa
Tytuł oryginalny: GLORIOUS! Przekład: Elżbieta Woźniak Reżyseria: Andrzej Domalik Scenografia: Dorota Kołodyńska Przygotowanie wokalne: Aldona Krasucka Światło: Edward Kłosiński Asystent scenografa: Małgorzata Domańska Producent wykonawczy: Rafał Rossa Występują: Krystyna Janda , Maciej Stuhr , Wiktor Zborowski , Anna Iberszer , Krystyna Tkacz , Ewa Telega
Premiera: 27 kwietnia 2007 Premiera w Teatrze Telewizji na żywo : 24 października 2011
Światowy hit teatralny! Tekst oparty na historii życia FLORENCE FOSTER JENKINS , słynnej postaci ze świata opery, najgorszej śpiewaczki świata.
To spektakl o tym, że warto realizować nawet najbardziej szalone marzenia. Zabawna i momentami zdumiewająca opowieść o Florence Foster Jenkins - bogatej ekscentryczce, która, nie mając ani słuchu, ani głosu występowała w najsłynniejszych salach koncertowych świata, zapełniając Carnegie Hall do ostatniego miejsca. Radośnie fałszując, wierząc jednocześnie w swój talent i słuch muzyczny, Jenkins mowiła: Ludzie mogą mówić, że nie umiem śpiewać, ale nikt nigdy nie powie, że nie śpiewałam. Ta prawdziwa opowieść o jednej z najdziwniejszych postaci dwudziestowiecznej kultury pokazuje jednocześnie, że warto realizować nawet najbardziej szalone marzenia. Płyty z wykonaniami Jenkins sprzedawane są do dziś na całym świecie.
został po nim złoty pistolet #kadafi #libia
i wczoraj wieczorem #kadafi #libia
jeszcze wczoraj w południe #kadafi #libia
DUŻY FORMAT: Facet zaczyna się od 2,5 tysiąca - Babom łatwiej mówić o biedzie. Nie mają męskiej dumy (może przeczytam)
Kocham BG odkad ja ujrzalem 12.X. a AZ tez kocham ale miloscia czlowieka do slonia. #59kg
Bo ja wole byc sam niz nieszczesliwy we dwojke. A jestem wymagajacy estetycznie wprostproporcjonalnie do skali mej niefajnosci. I chuy bede sam.
Kolejna dziewke spotyka los odrzuconej. 24*170*54 odpada.
http://gogojewicz.blox.pl/html Cyfrowym wyróżnikiem Banku , nazywamy cyfrowy symbol jednoznacznie wyróżniający konkretny Bank. Dla przykładu w przypadku banków spółdzielczych, jest to symbol czterocyfrowy, rozpoczynający się na 8 lub 9, np.: 8001 - Bank Spółdzielczy w Otwocku, 9681 - Powiatowy Bank Spółdzielczy we Wrześni,
W przypadku pozostałych banków i oddziałów instytucji kredytowych, jest to numer trzycyfrowy i mogący rozpoczynać się na 1 do 7, np.: 101 - Narodowy Bank Polski, 102 - Powszechna Kasa Oszczędności Bank Polski SA, 247 - Banco Espirito Santo de Investimento, S.A. Spółka Akcyjna Oddział w Polsce.
Zatem, nadawany numer składa się z 8 cyfr, z których:
1) pierwsze trzy cyfry stanowią symbol wyróżniający bank lub oddział banku zagranicznego, przy czym pierwsza cyfra powinna być cyfrą od 1 do 7,
2)kolejne cztery cyfry stanowią oznaczenie cyfrowe jednostki organizacyjnej banku,
3) ostatnia cyfra jest cyfrą kontrolną
W odniesieniu do banków spółdzielczych nadawany numer składa się z 8 cyfr, z których:
1)pierwsze cztery cyfry stanowią symbol wyróżniający bank, przy czym pierwsza cyfra powinna być cyfrą 8 lub 9,
2) kolejne trzy cyfry stanowią oznaczenie cyfrowe jednostki organizacyjnej banku,
3)ostatnia cyfra jest cyfrą kontrolną
Oznaczenia cyfrowe, przeznaczone są odpowiednio:
1)w przedziale 0000 - 0100 dla oznaczania central banków, oddziałów banków zagranicznych lub ich wewnętrznych komórek organizacyjnych (np. departamentów),
2)w przedziale 0101 - 9999 dla oznaczania innych jednostek organizacyjnych banków, oddziałów banków zagranicznych lub ich wewnętrznych komórek organizacyjnych,
3)w przedziale 000 - 100 dla oznaczenia central banków spółdzielczych lub ich wewnętrznych komórek organizacyjnych,
4)w przedziale 101 - 999 dla oznaczenia innych jednostek organizacyjnych banków spółdzielczych.
Aby zidentyfikować oddział banku, dysponując wyłącznie numerem rachunku klienta, należy przeanalizować tylko jego początkowy ciąg znaków. Do tego celu uwzględnić powinniśmy tylko 10 pierwszych cyfr numeru
Następnie odrzuca się dwie pierwsze cyfry, które stanowią liczbę kontrolną dla całego rachunku i otrzymujemy ośmiocyfrowy numer rozliczeniowy jednostki organizacyjnej banku.
Mając do dyspozycji wykazy banków i ich jednostek, odnajdziemy dany numer i w ten sposób otrzymamy dane tele adresowe jednostki, która prowadzi dany rachunek.
Jeżeli uzyskany numer rozpoczyna się na 8 lub 9 należy skorzystać z Wykazu numerów banków spółdzielczych i ich jednostek organizacyjnych, w innych przypadkach z Wykazu numerów banków krajowych, oddziałów instytucji kredytowych, oddziałów banków zagranicznych i ich jednostek organizacyjnych.
Cyfrowy wyróżnik banku istnieje po to, aby przykładowo sporządzić pismo w postaci elektronicznej (albo umożliwić komuś sporządzenie takiego pisma). Do takiej czynności Bank musi stworzyć wzór zawierający wyróżnik, po czym umieścić ten wzór w Centralnym Repozytorium. Jak wynika z rozporządzenia, wyróżnik ma określać szczegółowo zakres użytkowy dokumentu elektronicznego. Chcąc być z zgodzie z prawem, sprawdzam zatem, czym jest ów zakres użytkowy, który musi szczegółowo określić mój wyróżnik.
Jednostkami organizacyjnymi Banków, podlegającymi numeracji cyfrowego wyróżnika w sposób określony w zarządzeniu, są:
3)inne jednostki organizacyjne banków i oddziałów banków zagranicznych wymieniające zlecenia płatnicze w ramach rozliczeń i rozrachunków międzybankowych.
Numery banków i ich jednostek organizacyjnych nadawane są przez Narodowy Bank Polski, zwany "NBP", w następujący sposób:
1) centralom nowo utworzonych banków i nowo otwartym oddziałom banków zagranicznych - w terminie 14 dni roboczych od daty wejścia w życie aktu prawnego lub decyzji zezwalającej na utworzenie banku bądź otwarcie oddziału banku zagranicznego,
2) jednostkom organizacyjnym innym niż te wymienione powyżej w terminie 14 dni roboczych - najpóźniej 30 dnia roboczego przed planowanym rozpoczęciem działalności - po przekazaniu przez centralę właściwego banku lub oddziału banku zagranicznego do NBP
3) jednostkom organizacyjnym banku przejmowanego w razie połączenia banków - w terminie 14 dni roboczych - najpóźniej 30 dnia roboczego przed planowanym połączeniem - po dokonaniu przez centralę banku przejmującego zgłoszenia do NBP.
W przypadku zgłoszenia przez centralę banku przejmującego inny bank, najpóźniej 30 dnia roboczego przed planowanym terminem połączenia banków, potrzeby u
Młoda foka dymana prosto w usta
Pulchna ruda laska pieści swoją szparkę
Dał jej trochę spermo maseczki