Rumunka w akcji

Rumunka w akcji




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Rumunka w akcji
Falls die Wiedergabe nicht in Kürze beginnt, empfehlen wir dir, das Gerät neu zu starten.
Největší databázi příběhů o seznámení s partnerem najdete na: https://www.jaknajitlasku.cz
Kateřina Chybová - Andělská (SuperStar 2021)
Videos, die du dir ansiehst, werden möglicherweise zum TV-Wiedergabeverlauf hinzugefügt und können sich damit auf deine TV-Empfehlungen auswirken. Melde dich auf einem Computer in YouTube an, um das zu vermeiden.
Bei dem Versuch, Informationen zum Teilen abzurufen, ist ein Fehler aufgetreten. Versuche es bitte später noch einmal.
0:02 / 1:42 • Vollständiges Video ansehen Live














Twoje konto
Ustawienia subskrypcji
Wyloguj się


Rumunka Alexandra Dulgheru powtórzyła sukces sprzed roku i ponownie wygrała tenisowy turniej WTA Polsat Warsaw Open. W finale imprezy zawodniczka ta wygrała z rozstawioną numerem piątym Chinką Zheng Jie 6:3, 6:4 (fot. PAP/ Leszek Szymański)






10
Zobacz galerię





















Onet
















Źródło:










Onet















Data utworzenia:

22 maja 2010 13:44


Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości.


Znajdziecie je tutaj .



Jeśli chcesz napisać w sprawach technicznych, skontaktuj się z Biurem Obsługi Klienta







Onet










O firmie





Prywatność





Reklama





Praca w Onecie





Mapa serwisu





Sport w TV









© 2022 Ringier Axel Springer Polska sp. z o.o. -
Powered by Ring Publishing |
Developed by RAS Tech





Warszawa, 22.05.2010. W akcji Rumunka Alexandra Dulgheru w pojedynku z Chinką Jie Zheng w finale tenisowego turnieju WTA Polsat Warsaw Open w stolicy, 22 bm. (dw) PAP/Leszek Szymański
Warszawa, 22.05.2010. W akcji Chinka Jie Zheng w pojedynku z Rumunką Alexandrą Dilgheru w finale tenisowego turnieju WTA Polsat Warsaw Open w stolicy, 22 bm. (dw) PAP/Leszek Szymański
Warszawa, 22.05.2010. W akcji Rumunka Alexandra Dulgheru w pojedynku z Chinką Jie Zheng w finale tenisowego turnieju WTA Polsat Warsaw Open w stolicy, 22 bm. (dw) PAP/Leszek Szymański
Warszawa, 22.05.2010. W akcji Rumunka Alexandra Dulgheru w pojedynku z Chinką Jie Zheng w finale tenisowego turnieju WTA Polsat Warsaw Open w stolicy, 22 bm. (dw) PAP/Leszek Szymański
Warszawa, 22.05.2010. W akcji Chinka Jie Zheng w pojedynku z Rumunką Alexandrą Dilgheru w finale tenisowego turnieju WTA Polsat Warsaw Open w stolicy, 22 bm. (dw) PAP/Leszek Szymański
Warszawa, 22.05.2010. Serwuje Chinka Jie Zheng w pojedynku z Rumunką Alexandrą Dilgheru w finale tenisowego turnieju WTA Polsat Warsaw Open w stolicy, 22 bm. (dw) PAP/Leszek Szymański
Warszawa, 22.05.2010. W akcji Rumunka Alexandra Dulgheru w pojedynku z Chinką Jie Zheng w finale tenisowego turnieju WTA Polsat Warsaw Open w stolicy, 22 bm. (dw) PAP/Leszek Szymański
Warszawa, 22.05.2010. W akcji Chinka Jie Zheng w pojedynku z Rumunką Alexandrą Dilgheru w finale tenisowego turnieju WTA Polsat Warsaw Open w stolicy, 22 bm. (dw) PAP/Leszek Szymański
Warszawa, 22.05.2010. Serwuje Rumunka Alexandra Dulgheru w pojedynku z Chinką Jie Zheng w finale tenisowego turnieju WTA Polsat Warsaw Open w stolicy, 22 bm. (dw) PAP/Leszek Szymański
Warszawa, 22.05.2010. W akcji Chinka Jie Zheng w pojedynku z Rumunką Alexandrą Dilgheru w finale tenisowego turnieju WTA Polsat Warsaw Open w stolicy, 22 bm. (dw) PAP/Leszek Szymański

Home » Simona Halep skomentowała decyzję Wimbledonu. Oberwało się Idze Świątek
By admin June 28, 2022 No Comments 2 Mins Read

Wszystkie Copyright @ Mypolishczasy
Władze Wimbledonu podjęły ważną decyzję, która wzbudziła spore kontrowersje. Simona Halep postanowiła zabrać głos i skomentowała powstałe zamieszanie. Rykoszetem oberwało się także Idze Świątek.
Organizatorzy Wimbledonu są przywiązania do tradycji, a jedną z nich jest to, że podczas każdej edycji zmagania na korcie centralnym inauguruje zwyciężczyni oraz zwycięzca turnieju sprzed roku. W tym roku jednak włodarze imprezy rozgrywanej na kortach trawiastych w Londynie musieli odstąpić od tej reguły, ale tylko jeśli chodzi o tenisistki.
Wszystko przez Ashleigh Barty, która w 2021 roku triumfowała w tym wielkoszlemowym turnieju. Australijka jednak dość nieoczekiwanie postanowiła zakończyć swoją sportową karierę, dlatego pojawił się pewien problem. Organizatorzy musieli podjąć decyzję co do tego, która z zawodniczek jako pierwsza wystąpi na korcie centralnym. Ostatecznie zdecydowano, że tego zaszczytu dostąpi Iga Świątek, liderka światowego rankingu.
Wywołało to spore kontrowersje. Nie wszyscy eksperci oraz kibice chcą pogodzić się z tym wyborem. Uważają, że to niesprawiedliwe, ponieważ włodarze powinni wybrać Simonę Halep. W 2019 roku Rumunka była bezkonkurencyjna i wygrała Wimbledon. Rok później impreza się nie odbyła, gdyż świat zmagał się z koronawirusem. Przed rokiem zaś 30-latka była kontuzjowana.
Taki obrotem spraw wydaje się zawiedziona także sama Simona Halep. Rumuńska tenisistka wprost przyznała, że zainaugurowanie tak ważnej imprezy na korcie centralnym byłoby poniekąd spełnieniem jej marzeń. 30-latka zabrała głos, wbijając szpilkę w brytyjskich decydentów oraz Igę Świątek . – Złość to chyba za dużo powiedziane. Mogę jednak powiedzieć, że jest mi smutno z tego powodu, że mnie to ominęło. Byłoby bardzo miło, gdybym mogła otworzyć turniej. Niestety, moja szansa już minęła… – powiedziała, cytowana przez „Daily Mirror”.
Podczas konferencji prasowej do tej sytuacji odniosła się 21-letnia Polka. – Wiem, że była dyskusja, kto powinien zagrać ten mecz i czuję się zaszczycona, że wybrano mnie. Nie spodziewałam się tego, bo przecież doszłam tutaj najdalej do IV rundy, ale jestem z siebie dumna – stwierdziła raszynianka.
Diagności samochodowi planują we wrześniu protest o “charakterze centralnym”. — Nie chcemy na razie zamykać…
Get the latest creative news from SmartMag about art & design.



By signing up, you agree to the our terms and our Privacy Policy agreement.


Type above and press Enter to search. Press Esc to cancel.


Jak zapewne zauważyliście, od pewnego czasu na tym blogu
wieje pustką. Z chwilą podjęcia ostatecznej decyzji o sprzedaży naszego
ukochanego domu, zmuszam się, by cokolwiek tutaj napisać. Tak nie powinno być.
Pisanie ma być przyjemnością i wynikać z potrzeby serca, a moje serce jest już we
Dworze na Woli Zręczyckiej . Moja prywatna magia w Tuskulum skończyła się. Mam
nadzieję, że wkrótce obdarzeni nią pozostaną nowi właściciele tego miejsca. Kto to będzie, jeszcze tego nie wiemy. Nie
będzie to Asia i Kuba, o których kiedyś Wam pisałam. A dlaczego- przeczytajcie tutaj .

Dziś, kiedy przychodzi mi spotykać się z potencjalnymi
kupcami, jestem zdziwiona, jak wielu ludzi trafia do nas bez pomysłu na swoje
życie. Tacy ludzie zadają nam pytania, które nie powinny padać- z czego wy tu
żyjecie? My sprzedajemy gospodarstwo, nie pomysł na życie. Nasze źródła
utrzymania nie powinny nikogo interesować, ponieważ nasz model życia jest nie
do podrobienia. Źródło naszego utrzymania wynika z naszych pasji, nie z
wyrachowania biznesowego. 

Zostalismy powitani chlebem i solą przez siostrę, która dotarła wcześniej :-)

Z radości wyczynialiśmy różne dziwne rzeczy, takie jak:

 wariacka jazda na karuzeli zastanej na posesji oraz bieganie po pokrzywach:

 Uśmiech nie schodził nam z twarzy jeszcze przez dłuższy czas.

W zasadzie, to chyba tak nam już zostało.

Dom był w ¾ do generalnego remontu. Mieszkaliśmy,
prowadziliśmy swoją działalność, jednocześnie remontując pokój za pokojem,
niespiesznie, głównie zimą, poza sezonem, kiedy nic szczególnego się nie
działo. Przybywały nowe pieski, rodziły się nowe pokolenia goldenków. Pojawiali
się i wyjeżdżali kolejni goście, niektórzy zyskali status stałych, jeszcze inni
zostali naszymi przyjaciółmi. Wraz z upływającym czasem wszystkim nam
przybywało lat i doświadczenia. Gdy się sprowadziliśmy, byliśmy szalonymi
dzieciakami po 20-stce. Tu dojrzeliśmy i nabraliśmy tzw. mądrości życiowej, tej
prawdziwej, której nigdy nie zdobędzie się w mieście; o ludziach, o przyrodzie,
o sobie samych. Zapomnieliśmy jedynie o tej ciemnej stronie ludzi, która
ujawniła się nam w podlinkowanym wyżej wpisie. Z biegiem lat odchodziły od nas
ukochane towarzyszki życia- Bułcia, Triss i Fiona, o której chorobie i pożegnaniu napisałam tutaj .
Tak zeszło nam 12 lat.

 Gdy oddaliśmy do
użytku wyremontowane pomieszczenie dawnej obory, przeznaczone na muzeum, los
zrobił nam psikusa. Sprawy tak się poukładały, że poczuliśmy się w obowiązku
otoczyć opieką zabytkowy rodzinny dwór, który w przeszłości niesłusznie
zagrabiony, właśnie udało się odebrać polskiemu państwu. Na rewitalizację tego
zdewastowanego przez dziesięciolecia rządów PRL-u miejsca potrzeba znacznej
kwoty pieniędzy. Jesteśmy skromnymi rolnikami, którzy nigdy nie dostąpią
zaszczytu otrzymania kredytu. Decyzja zatem mogła być tylko jedna. Musieliśmy
zdecydować o sprzedaży naszego ukochanego domu, a uzyskane fundusze
przeznaczyć na remont Dworu Feillów.

I tak z chwilą sprzedaży domu w Zapuście, rozpocznie się dla
nas nowy rozdział życia. Jak wspomniałam, sercem jestem już na Woli. Dlatego
też zamykam tę przestrzeń, a stwarzam nową.

Chciałabym serdecznie i z całego serca podziękować wszystkim
czytelnikom, tym co są z nami od 4 lat i tym nowszym. Rozpoczynając pisanie
bloga byłam pewna, że robię to jedynie dla przyjaciół ze świata realnego. Nigdy
nie przypuszczałam, że moja historia zainteresuje osoby, które nigdy na
oczy nas nie widziały.


Wszystkich tych, którzy trwają przy nas i są ciekawi
następnego rozdziału w naszym życiu, naszych agroturystycznych gości oraz krewnych,
znajomych i przyjaciół informuję, że można nas teraz odnaleźć na blogu:

Dwór Feillów Wola Zręczycka

Serdecznie zapraszam.

Nowi właściciele będą kontynuować blogowa tradycję tego miejsca. Jak sobie radzą, podejrzyjcie tutaj:

Nie, jeszcze nie powróciłam z moich wojaży i jeszcze nie
usiadłam na tyłku w Tuskulum. Za mną wspaniałe wakacje w Prowansji, które
chciałabym choć w skrócie tutaj opisać, ale póki co, nie mam czasu, by usiąść nad
tym w skupieniu. Za mną prawie dwutygodniowy pobyt we Dworze na Woli Zręczyckiej,
który powoli oswajamy. Przede mną trzy dni na fotelu dentystycznym we Wrocławiu
(ratunku!!! :-)

Spędzając czas we Dworze, który powoli staje się moim drugim
domem, będąc poza zasięgiem Internetu, wieczorami
opisywałam swoje wrażenia i marzenia związane z tym miejscem. Siłą rzeczy
znalazły się one na blogu poświęconym temu miejscu, na który to blog powoli
przerzucam środek ciężkości, jeśli chodzi o publikowanie.

Jeśli zatem jesteście ciekawi naszych prapoczątków w nowym miejscu, już dziś zapraszam Was do
śledzenia bloga:

Widok z okna ściany szczytowej domu.

Żółte narcyzy są pospolitymi kwiatami wiosennymi. Tutaj, na Pogórzu Izerskim opowiadają historie. Kiedy wczesną wiosną chodzimy po lesie czy po obrzeżach wsi, to właśnie one pierwsze pokazują nam, gdzie kiedyś tętniło życie, gdzie był czyjś dom. Tam, gdzie są kwiaty i zdziczałe drzewka owocowe, tam dziesiątki lat temu ktoś rodził się, przeżywał radości i smutki, zakochiwał się, wychowywał dzieci, umierał. Na Pogórzu Izerskim nie tylko ludzie umierali, umarło też bezpowrotnie wiele domów. 

Zapewne wszyscy kochacie niezapominajki? " Niezapominajki są to kwiatki z bajki, rosną nad potoczkiem, patrzą modrym oczkiem...etc" . Tak, pamiętamy ten wierszyk z dzieciństwa. Wszyscy kochają niezpominajki, tylko nie ja. Niezapominajki na naszej posesji to istna plaga egipska. Rosną wszędzie, rozsiewają się, jak chwasty, są nie do opanowania. Zawładnęły moim skalniakiem, z którego muszę je po prostu karczować, są w każdej szparze i pod każdym kamieniem. Gdyby nie walka z nimi, zadusiłyby wszystkie pozostałe kwiaty. Oczywiście, zostawiam parę kępek, a nasiona rozsiewam po sadzie. Niech tam wdzięczą się i mrugają tym swoim modrym oczkiem. Wystarczyło kilka dni ze słońcem, a one już kwitną.

No dobrze, to nie tak. Też kocham niezapominajki, ale nie na skalniaku, gdzie przysparzają mi roboty i zgryzoty, bo ujarzmić je trzeba, a przecież wyrywać te urocze kwiaty żal.

W piątek, czyli już pojutrze, wyjeżdżam na wakacje na Lazurowe Wybrzeże. Wolę o tej wycieczce mówić, że wybieram się do Prowansji, ale ktoś mi kiedyś zarzucił, że to nie to samo. Lazurowe Wybrzeże brzmi tak jakoś lansersko, a ja przecież żadnego lansu nie uprawiam. Po prostu mam okazję na tani wyjazd z gronem miłych ludzi. Z takimi pojechałabym nawet do piekła. Prowansja brzmi przaśnie, swojsko i taka jest. Poza sezonem, kiedy deptaki są puste, nie odczuwa się na Lazurowym Wybrzeżu jego odrębności od Prowansji.

Nie wiem, kiedy się tutaj pojawię, ponieważ wracam w Święta, a potem będziemy krążyć pomiędzy dwoma domami. Ten rok będzie dla nas trudny i pełen chaosu. Póki od nowa nie zapuszczę korzeni, póty będę mieć mniej czasu na życie w sieci. Gdzieś jednak w końcu osiądę i mam nadzieję, że już na stałe. Choć powoli szykuję się do zamknięcia tego rozdziału mojego życia, nie żegnam się jeszcze. 

Tymczasem życzę Wam wszystkim wesołych i pogodnych Świąt Wielkanocnych.

Opowiadanie krew w żyłach ścinające, z tym, że na wstępie należy
dodać że:

Bywają w życiu takie momenty, że muszę wychylić swój nos z
bezpiecznego Tuskulum i udać się w kierunku cywilizacji. Tym razem owa
cywilizacja, w postaci pani dentystki, chwyciła mnie w objęcia z powodu
kanałowego leczenia zęba. Rzecz to nieprzyjemna, zatem zbyt entuzjastycznie do
wyjazdu i pobytu nie byłam nastawiona. Z reguły w mieście czuję się, jak ryba w
wodzie, bo to moje naturalne środowisko, w którym wzrastałam. Podczas, gdy
urodzone wieśniaki boją się przejść przez miejską ulicę z powodu
prawdopodobieństwa wpadnięcia pod tramwaj, mnie- neowieśniaczkę- o drżenie
przyprawia samotny spacer pośród wiejskich bezdroży i szeleszczące co rusz
krzaki na wietrze. Jakoś zawsze wydaje mi się, że kryje się tam czterdziestu
rozbójników.

Od miasta jednak już odwykłam, szybko zaczynam odczuwać
zmęczenie i do szału doprowadza mnie zagęszczenie ludzi na kilku metrach
kwadratowych.

Już dawno stało mi się obce robienie zakupów z torbami w
ręku. U siebie po prostu podjeżdżamy pod sklep, robimy zakupy, pakujemy do auta
i udajemy się do sklepu następnego, albo do domu. W mieście natomiast, jak nie
masz auta, rzecz wygląda zupełnie inaczej, a jak jeszcze mieszkasz na czwartym
piętrze bez windy, jak moja Droga Siostra, to masz już absolutnie przesrane.
Możesz jedynie liczyć na to, że jakiś kataklizm uwolni cię z owej sytuacji
zamieszkiwania w dwupoziomowym mieszkaniu na czwartym piętrze bez windy (ale z
miejscem na windę!), jakiś może piorun z jasnego nieba, sputnik, zagubiony w czasie i przestrzeni Boeing
777, lub meteoryt, bo sam z własnej woli tego szczęścia się nie pozbędziesz. I
niezależnie od tego, ile razy w ciągu dnia wysapiesz się po wspięciu się na
swoje piętro, rąbniesz bezwładnie nosem o swoje drzwi i zajęczysz: „o Jezu, Jezu,
już czas zmienić mieszkanie…”, „o Jezu, Jezu, o matko, kiedy ja wreszcie
zmienię to mieszkanie…”

Z tego też powodu takie osoby, jak moja Droga Siostra, robią
zakupy za jednym zamachem, taszcząc wszystkie toboły w rękach i na ramionach. I
tak objuczone przemierzają sklep za sklepem. Jeśli jeszcze te osoby przeżyły
głód lat 80-tych, to mają podwójnie przerąbane, bo mania robienia zakupów na
zapas mnoży toboły do granic niemożliwości.

Pewnego popołudnia robiłyśmy zakupy z moją Drogą Siostrą w
jednej z wrocławskich galerii. Tobołów miałyśmy co niemiara. Już miałyśmy
wychodzić, kiedy patrzę, a moja Siostra bierze azymut na sklep obuwniczy.

- Czekaj - mówię- zostanę na ławce z tymi bambetlami, a ty idź
i obejrzyj sobie spokojnie te buty.

Moja Droga Siostra wykonała rzut okiem na ławkę, na sklep i
zmierzyła wzrokiem odległość. Oceniła, że jak wejdzie do sklepu, straci z nami
(tzn. ze mną i tobołami) kontakt wzrokowy. Na pewno przez ten czas ktoś mnie:
okradnie/ poderwie/ przeleci/ zgwałci/ porwie/ nawróci na wiarę świadków Jehowy…
(niepotrzebne skreślić). Albo ja sama: ucieknę i porzucę toboły/ dostanę ataku histerii/
dam komuś po ryju/ umrę z tęsknoty… (niepotrzebne skreślić).

Moja kochana siostra, niska, okrąglutka, obwieszona, jak
choinka wszelkiej maści torbami, na cyckach wiszą jej cztery pomelo (bo sezon
się kończy i na pewno dla niej zabraknie!), ledwo przecisnęła się przez bramkę
sklepu.

Jęknęłam rozdzierająco i postanowiłam włączyć swoją funkcję
złośliwości.

- Wiesz co, z tymi bambetlami wyglądasz, jak Rumunka z Dworca
Centralnego.

Oj, nie spodobało się to mojej Drogiej Siostrze, nie
spodobało, ponieważ bardzo dba o PR („no przecież torby mam markowe!”).
Zmarszczyła brwi, rzuciła na mnie bezgłośną klątwę, odwróciła się na pięcie i
na powrót przecisnęła się przez bramkę. Poszłyśmy do domu.

Zapomniałam, że moja siostra jest czarownicą i że ta „Rumunka”
srodze się na mnie zemści.

W dzień wyjazdu do domu, czyli w dniu wczorajszym, w ciepły
słoneczny poranek, usiłuję zapakować zgromadzone zakupy i zawieźć je
bezpiecznie do domu. Wiem, że nie będzie to łatwe, bo mam zapakowane po brzegi
dwie torby. Dobrze, że przystanek tramwajowy jest tuż pod blokiem. Tramwaj
podwiezie mnie pod dworzec autobusowy, z Gryfowa odbierze mnie Chłop. Tego
dźwigania mam niewiele, tylko zejść z czterech pięter, wsiąść w tramwaj i
podejść kilkadziesiąt metrów od tramwaju na dworzec. Złe przeczucie jednak mnie
nie opuszcza. Jestem sama, Droga Siostra zostawiła kartkę: „ jak zmieścisz,
zabierz jeszcze łososia z lodówki” . O w dupę j
Porozmawiajmy o seksie!
Mamuski Gorace - Bridgette B, Całowanie
Oglądają dziurki swojej koleżanki

Report Page