Ruchaj mnie zboku

Ruchaj mnie zboku




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Ruchaj mnie zboku
Uwaga. Ta notka oprócz tego, że jest długa, naszpikowana jest wiarą katolicką i różnymi rzeczami związanymi z emocjami i uczuciami... jeśli masz coś przeciwko to nie czytaj... albo przeczytaj, może da Ci to coś dobrego.
Dobre podsumowanie rodzi się po jakimś czasie. To jest chyba ten czas, aby napisać o rekolekcjach wielkopostnych u Aniołów w Tłuszczu.
Tydzień, który je poprzedzał był dla mnie... przytłaczający. Czym? Głównie ekonomią. A dokładniej referatem z ekonomii politycznej [oczywiście nie zapominajmy o controllingu czy finansach II, które też mocno leżały mi na sercu]. Tydzień mijał i mijał, i jeszcze trochę pomijał, aż w końcu przyszedł piątek... No właśnie - czas zepsutego pociągu i niezdążenia na statystykę, czas referatu z ekonpolu, czas nauki Agi gry na gitarze, czas mikro II.... o Boże... No i w końcu - upragniony powrót i rekolekcje.
Wycieńczony, zmordowany, sfrustrowany i co najważniejsze - głodny [ale to nie nowość] przyszedłem prosto z pociągu, po drodze zabierając moją rodzoną siostrę. Gdy weszliśmy, od razu powitało nas gwarne zbiegowisko ludzi, każdy śmiał się, witał, coś jadł, coś pił.... ledwo wszedłem, powitany zostałem przez siostrę Mirkę, Madzię i Kasię a zaraz przez siostrę Asię i całą resztę. Od razu polecono mi coś przegryźć przepić i zaraz rozpoczęliśmy spotkanie. Najpierw jak to bywa zwykle – poznanie się nawzajem i powiedzenie paru słów o sobie. Potem na wprowadzenie nas wszystkich w nastrój skupienia i wyciszenia siostry puściły „Do kołyski” Dżemu… bardzo lubiłem tę piosenkę swojego czasu, lecz dawno już nie miałem okazji aby jej posłuchać, więc przyjąłem ją jako bardzo miłe intro do całego spotkania. W tym duchu siostry przedstawiły ramowy plan naszego spotkania i po nim udaliśmy się na Drogę Krzyżową do kaplicy. Jednak bez rzeczywistej drogi. To miała być droga każdego z nas przebyta w swoim sercu. Łagodne dźwięki gitary wydobywane przez siostrę Mirkę i uderzające rozważania podawane nam przez siostrę Joannę, pomogły na nowo odkrywać siebie, szukać w sobie rzeczy niedoskonałych, wymagających poprawienia, w Bogu i z Jego pomocą. Po tej modlitwie okazało się, że dochodzi już w pół do północy i czas iść spać. Choć tak naprawdę nikt tego nie chciał powoli ludzie zaczęli niknąć by ogarnąć się przed snem. Lecz my Tłuszczanie nie nocowaliśmy z tymi, którzy przyjechali. Mając domy niedaleko miejsca spotkań mogliśmy pozwolić sobie na nocowanie u siebie.
Dzień się skończył a ja czułem wyczekiwanie na to, co przyniosą dni kolejne. Niestety nie mogłem być od samego rana w sobotę. Przeprowadziwszy tylko te lekcje, które naprawdę musiałem [bo jak może nie wiecie udzielam korepetycji] pośpieszyłem zaraz po nich na spotkanie. Ominął mnie jeden punkt programu – mianowicie Moje Westerplatte, dlatego nie mogę napisać nic o tej części. Zdążyłem jednak na drugi punkt – Podręcznik przemiany. Były to opowieści o trzech Spotkaniach ludzi z Jezusem. O trzech Spojrzeniach Jezusa na człowieka. Pierwsze spotkanie odbyło się na uczcie jaką wydał jeden z faryzeuszów dla Jezusa. Przytoczmy Pismo:
Co mnie uderzyło w tej kobiecie i co potem wspomniała s. Mirka, to jej niezwykła determinacja. Była niechciana i zapewne nie dostała się na to przyjęcie bo miała zaproszenie. Ona przyszła tam trochę nielegalnie i jak już weszła to parła naprzód aż przybliżyła się do Jezusa. I nie zwracała uwagi czy pobożni Żydzi się unoszą i bulgoczą w przekleństwach… Jezus natomiast zwraca się do niej i pokazuje ją jako przykład dla wielkiego, szanowanego pana faryzeusza. Szymon na pewno był ciekawy tego sławnego Jezusa… po co by wydawał ucztę dla Niego gdyby tak nie było? Jednak poprzestał na ciekawości. Kobieta natomiast poszła o krok dalej. Chciała poznać Jezusa bo wierzyła. Tylko miłość przemienia. Kobietę przemieniła miłość Jezusa i umiłowanie Jego przez nią. Szymon nie umiłował. Pozostał z boku z pouczeniem Jezusa. Z pewnością zawiedziony, bo nie tego się spodziewał…
Drugie spotkanie zatytułowane „Wyjdź przed drzwi twojego domu i otwórz skarb” to opowieść o Zacheuszu:
Zacheusz również był ciekaw tego Jezusa, o którym było wszędzie tak głośno . Był tak ciekawy, że mimo swojej pozycji urzędniczej wlazł po prostu na drzewo i czekał… Wyobraźcie sobie że nagle waszemu burmistrzowi w środku parady odwala i wspina się na drzewo bo nie widzi kogoś… nietypowe zachowanie, nie? No więc Jezus zapewne też nieco się uśmiechnął, ale widząc jak bardzo człowiek na drzewie oczekiwał by tylko Go zobaczyć, postanowił nagrodzić wysiłki i zaangażowanie więc niejako wprosił się w gościnę do Zacheusza. To Spojrzenie i to Spotkanie tak uderzyło w celnika, że jego życie potrzebowało natychmiastowej zmiany. Podzielił się swym majątkiem, oddał skrzywdzonym to co złupił. Podzielił się niejako sobą… a to wszystko przez co? Że wyszedł z domu i chciał spotkać się z Jezusem. Niesamowity koleś.
Ostatnie spotkanie jakie poruszyła siostra przebiegało w dość drastycznych warunkach…:
Należy opłakiwać brak miłości brzmiał tytuł… No i rzeczywiście Piotrowi trzeba było przyznać, że nieźle wszystkich wystawił … Uczniowie poukrywali się tak, żeby i ich nie złapano, a ten na legalu sobie podszedł do ogniska na dziedzińcu domu najwyższego kapłana, gdzie powiedli Jezusa i pogrzał się przy ognisku… Nieźle się ustawił, nie? Nagle pojawia się jakaś służąca, która i tak nic by mu nie zaszkodziła i oskarża Go o to że był z Jezusem. Piotr natomiast mówi że Jezusa nie zna – wypiera się Go, bo przecież lepiej grzać sobie ręce… Potem ktoś mówi, że przecież był Jego uczniem. I tu Piotr wypiera się apostołów... Na końcu wypiera się samego siebie twierdząc że nie jest Galilejczykiem… I nagle pieje kur. Tak jak zapowiedział Mistrz… I Piotr zapłakał… Bo przecież właśnie sobie uświadomił jak niewielką miłością darzył to wszystko, że tak łatwo się zaparł. Na dodatek jeszcze zobaczył wyprowadzanego Jezusa, pochwycił Jego Spojrzenie… i zrobiło mu się jeszcze gorzej. Łaził z Nim i całą resztą przez pół Palestyny i teraz się okazało że tak łatwo porzucił wszystkich którzy go miłowali… Ha! A co musiał pomyśleć gdy usłyszał że Jezusa nie ma w grobie… „No to teraz mi się dostanie…” zrozumiał że Jezus zmartwychwstał i pierwsze co, to pewnie przyjdzie ukarać zdrajców… Ale Jezus daje mu szansę na to aby się zrehabilitować i jeszcze za to daje mu w opiekę cały Kościół. Za co? – ktoś zapyta… za miłość, która dojrzała.

Wszystkie te osoby doświadczyły niesamowitej przemiany. A to wszystko dzięki temu że w oczach Jezusa każdy jest drogi. On na każdego patrzy z miłością, z czułością... czasem z bólem, że ranimy go naszym brakiem miłości, czasem z wyczekiwaniem... ale przez to właśnie Spojrzenie każdy z nas może nabrać wartości. Każdy z nas może pod wpływem tego Spojrzenia wydobyć z siebie skarb ukryty w nas samych. Jedyne co musimy zrobić to najpierw odnaleźć to Spojrzenie [inne dla każdego z nas] i potem pozwolić mu działać... Własnie, ostatnie zdanie z Podręcznika Przemiany to cytat z księgi Jeremiasza - Jr 18, 1-12, i morał: „Pozwól że Ja Cię ukształtuję”. Dajmy szansę sobie i Jemu aby na nas Spojrzał z miłością i tym spojrzeniem i tą miłością nas przemienił… Tak jak glina w rękach garncarza może przybrać różny kształt i mieć różne przeznaczenie tak i my gdy poddamy się działaniu Boga otrzymamy właściwy dla nas kształt. Skąd pewność że garncarz niczego nie zepsuje? No cóż… nie jeden garnek już ulepił i raczej ma doświadczenie w te klocki. Gdy siostra poruszyła ten temat, zastanowiłem się jakim naczyniem mógłbym być… I chyba mam. Garncarz wziął standardową piędź gliny i zaczął tworzyć na kole garncarskim kształt. Okazało się że akurat ta porcja jest szczególnie plastyczna i kowalna, więc można z niej zrobić bardzo duże i pojemne naczynie… W miarę jak naczynie się powiększało trzeba było dokładać więcej gliny, aby konstrukcja nie okazała się zbyt cienka. W pewnym momencie garncarz nie mógł już dokładać nic więcej od siebie, bo by mu nie starczyło na więcej naczyń, ale osoba, dla której owe naczynie miało być wykonane przyniosła jeszcze trochę gliny, którą zdobyła/wykopała/kupiła/dostała. Garncarz zadowolony dołożył tę część i mógł dalej tworzyć… Jestem chyba bardzo dużym naczyniem, ciężkim naczyniem, niełatwym do przenoszenia, ale napełnionym wieloma rzeczami, niektóre są prozaiczne a niektóre dość oryginalne… Jest jednak mały problem przy przenoszeniu lub próbie zmiany… Bo jak tu taki wielki gar przenieść lub zmienić jego kształt. Wiele ludzi się zniechęca już samym tym… Natomiast każde takie rekolekcje to jak dodanie nowej porcji gliny, nowy wzór, nowy ornament.
Wracając do tematu głównego. Zaraz po podręczniku przemiany rozważyliśmy jak przeżywać Mszę Świętą, a towarzyszyły nam słowa „et introibo ad altare Dei…” część modlitwy ministranta po łacinie: „i przystąpię do ołtarza Bożego”. Za chwilę nastąpił wspaniały obiad. A zaraz po nim chwila wolnego na przygotowanie się do sakramentu pojednania. Przeszliśmy znów do kaplicy i modląc się Koronką [była 15.00], śpiewem i Słowem Bożym oczekiwaliśmy na spowiedź. Nie było nas dużo w kolejce, ale okazało się że jeden ksiądz nie starczy, ponieważ to było bardzo ważne i powiedziałbym dogłębne spotkanie. Nie powinno nikogo dziwić że niektórzy potrzebowali całej godziny na pojednanie. Powstało pewne napięcie, bo zarówno my jak i spowiednicy spieszyli się na Mszę, lecz wyrobiliśmy się w spokoju wszyscy i zaraz po spowiedzi udaliśmy się prosto do kościoła [ja zahaczyłem jeszcze o dom w celu wzięcia alby by służyć do Mszy – nie mówiłem że jestem lektorem? No to mówię].
Po Mszy zjedliśmy kolację i przystąpiliśmy do tajemniczego z nazwy punktu – mianowicie kartografii. O co chodziło? Mieliśmy narysować mapę nas samych. Zabawić się w geografa własnej osobowości, przewodnika po naszych terenach. Mapy były różne. Od tradycyjnych kopczykowo-sygnaturowych po kolorowe abstrakcje. Co było na mojej? Narysowałem duuużą połać lądu. Przez mniej więcej środek biegły góry… Dość szerokie i strome góry tylko w dwóch miejscach było ich mniej – jakby pewne przesmyki… Za górami było moje państwo. Ciągnęło się ono szeroko od zimnej północy, po cieplutkie południe. Stolica znajdowała się na wysuniętym cyplu w połowie państwa. Na brzegu było pełno malowniczych plaż, interesujących miast, ciemnych lasów… Niestety to państwo kiedyś było większe… czemu? Pojawili się najeźdźcy, którzy odebrali część terytorium, spustoszyli parę miast i mimo walk nie udało się tego odzyskać. Zaatakowali w miejscu gdzie był najdogodniejszy przesmyk, lecz w moim państwie zostało wszystko co najlepsze, choć żal było mi tych utraconych terenów, najważniejsze rzeczy zatrzymałem i wycofałem się jeszcze bardziej w głąb terytorium, ku portom. Z portów lubię zapuszczać się coraz dalej na morze… by poszukiwać lądu, na którym jest Jego Obecność i Jego Nagroda. Do portów ponadto często też przybywają statki z krajów zaprzyjaźnionych, lecz najlepszą drogą do poznania całego bogactwa mojego kraju jest droga przez góry… ciężka i trudna, ale za to jakie widoki! I jaki kawał kraju można zwiedzić i poznać. To w sumie jest jedyna droga aby w pełni polubić moje państwo i zachwycić się wszystkim co ma do zaoferowania…
Taa… dobra Kamil skończ już z tymi górnolotnymi wypowiedziami o samym sobie…
Kończę więc górnolotne wypowiedzi o samym sobie i kieruję notkę ku zakończeniu. Niedziela rozpoczęła się Mszą Świętą, po której nastąpiła dłuższa chwila rozmów na tematy przeróżne… a w ich czasie przygotowaliśmy tort dla Patrycji, która właśnie obchodziła 16 urodziny. Nastąpiła ogólna wesołość i roztargnienie, życzenia i ściskania… lecz siostry jak zwykle czujne powiedziały, że za niedługo spotkamy się na końcowej adoracji. I znów przybyliśmy do kaplicy. W celu zagłębienia się jeszcze raz w siebie i odkrycia na nowo. W atmosferze modlitwy, skupienia, i gitary niejedna z dziewczyn wybuchła szczerymi łzami i wzruszeniem… Ale cóż to jest pół godziny? Zleciało jak z bicza i już poproszono nas na obiad. A po obiedzie ostateczne podsumowanie… Wymiana numerów i maili… Podziękowania, pożegnania… sprzątanie… i… tak właśnie tak. … Koniec. Bo rekolekcje muszą się skończyć abyśmy to, co z nich wynieśli, mogli zastosować w naszym życiu.
Dzięki Wam wszystkim: s. Asia, s. Mirka [za poprowadzenie reko i nas samych], siostry z Tłuszcza [za gościnę i obiadki],Kat, Mad, Marysia, Monia, Edzia, Marta, Paula, Gosia, Marta, Paulina, Ala, Patriszia (chrumk), Nat, Piotrek, Marcin, Michał.
A Bóg widział, że wszystko do czego doprowadził było bardzo dobre.

Podoba Ci się to co tu sklecam? Zapraszam do komentowania i obserwowania. Jeśli masz konto Google nie powinno być żadnych problemów. Jeśli nie, spróbuj opcji OpenID, a jeśli i to nie chce działać spróbuj wybrać Nazwa/Adres URL, gdzie adres nie jest konieczny, ale można wpisać np. stronę profilu na fb. Jeśli i to nie działa to proszę o wiadomość na kamil90s@tlen.pl lub przez fb [dla znajomych]


Jeśli Ci się podobało, dodaj do "obserwowanych" i podaj dalej. . Motyw Prosty. Obsługiwane przez usługę Blogger .

wszechpojęty zachwyt i frustracja światem. ambiwalentność ludzkiej natury i subiektywizm poglądów.
kawa i herbata... na ławie i na stole.
wielość barw, mnogość brzmień. by dać upust mojej przepisaniowości

Jestem 25. letnim księdzem. Twój tekst bardzo mnie poruszył, przyjacielu. Ruchaj mnie.




Etykiety:
dowcip ,
krótkie ,
zagadki




Etykiety:
dowcip ,
krótkie ,
zagadki


Jestem pewien, że pasażer na pewno odetchnął z ulgą...
Nie jestem pewien, czy umiejscowienie zjeżdżalni było przemyślane.
Stabilny z koszykiem na głowę i miejscem dla laski.

Motyw Prosty. Obsługiwane przez usługę Blogger .

Download: Blue Dock HD Wallpaper Resolution: 1920 x 1200 Author: dimage


Uwagi: J-hope nagle urósł i jest wyższy od V. Ewentualnie Tae stał się kurduplem.

Beta: Kiri <3

   Wbił maszynkę po
raz kolejny, zostawiając pod skórą ciemny ślad, po chwili muskając udo kobiety
specjalną chusteczką. Zwilżył wargi językiem, dokładnie, ale i całkiem sprawnie
dorysowując ostatnią linię konturu wilka, nad którym siedział już trzecią
godzinę. Wzór był naprawdę wymagający, w dodatku klientka była niezbyt rozmowna
i czas mu się dłużył. Nie miał jednak co narzekać, bo zgarnie za to sporo
pieniędzy, tatuaże bowiem nie są tanią zabawą, a jego studio było dość
popularne i ludzie zachwalali sobie jego talent oraz oryginalność.

   Przetarł ostatni
raz wzór, odsuwając się od niej. Odłożył maszynkę na stół, uśmiechając się sam
do siebie. Wyszło genialnie. Ostre linie w połączeniu z stonowanym cieniowaniem
dawały obraz, który bez wątpienia dziewczę będzie nosić z dumą, a wiadomo, że jak
gość salonu był zadowolony, to poleci go znajomym i interes będzie się
nakręcać.

- Gotowe. -
zsunął z dłoni rękawiczki, po czym sięgnął po telefon i zrobił zdjęcie wzoru. -
Wszystko pasuje? - spojrzał na nią, dziewczyna zaś przyglądnęła się zwierzęciu
na udzie i uśmiechnęła się zadowolona.

- Bardzo, jest
epicki. Dziękuję oppa.

- Nie ma sprawy.
- wstał i wyciągnął ramiona ku górze, nieco je rozciągając. Podszedł do kasy,
gdzie po chwili stanęła dziewczyna i podała kartę płatniczą. Hoseok szybko
nabił odpowiednią cenę, by po chwili podać jej rachunek, po czym pożegnali się
i kobieta zniknęła za drzwiami.

   Brunet podszedł
do miejsca pracy i zaczął sprzątać, wyrzucając igły a resztą sprzętów zajmując
się w odpowiedni sposób. Niezbyt chciało mu się to robić, zazwyczaj zajmował
się tym Jungkook, dzisiaj jednak miał wolne, został więc sam ze wszystkim. Nie
miał jednak co narzekać, taka robota, a ozdabianie ciała od zawsze było jego
pasją i cieszył się, że mógł zarabiać na siebie robiąc to, co kochał.

Brunet wyrzucił
do specjalnego pojemnika trzymane przybory, po czym przeszedł z sali do
poczekalni, gdzie stał jasnowłosy chłopaczek, uśmiechając się szeroko, nieco
głupkowato.

- Cześć. -
odparł Hoseok, wycierając dłonie w mały ręczniczek. Odwzajemnił uśmiech,
przyglądając mu się uważnie. Wyglądał nieco zabawnie z wielką spiralą w uchu i
kolczykami w nosie oraz wardze. Nie pasowały do jego delikatnej, słodkiej
twarzy. Skojarzył się mu z takim małym, śmiesznym smerfikiem, co mimo wszystko
było dość urocze. Ot, pocieszny dzieciak.

- Chciałem
zrobić sobie tatuaż. - odparł, rozglądając się po pomieszczeniu zaciekawiony.
Hobi miał ochotę się roześmiać, bowiem blondynek chyba pierwszy raz był w takim
miejscu, ewentualnie był mocno podjarany.

- Jakiś
konkretny, czy chcesz to przedyskutować? Mam teraz trochę wolnego czasu, jak
chcesz, to możemy porozmawiać.

- Tak! Chcę o
tym z tobą porozmawiać, hyung. - smerfik pokiwał głową, patrząc na niego
wyczekująco. Hoseok skinął głową, by poszedł za nim.

Udali się do
jego pracowni, gdzie projektował kolejne wzory. Usiadł za biurkiem i wyciągnął
szkicownik z ołówekiem, wskazując chłopakowi miejsce naprzeciwko. Ten ochoczo
na nie opadł, wychylając się trochę za mocno w stronę notesu, jakby mając
nadzieję, że rysunek sam się pojawi, bez jego ingerencji w proces twórczy.

- Hm... - zaczął
brunet, obracając ołówek pomiędzy palcami. - Po pierwsze... Jesteś pełnoletni?

- Mam
dwadzieścia trzy lata, więc owszem. - uśmiechnął się, a Hoseok aż na chwilę
rozchylił wargi. Dałby mu góra osiemnaście, wyglądał niesamowicie młodo, albo
kitował.

- Dowodzik masz?
Nie pasujesz mi na tyle.

- Aj, jaki
niedowiarek. - młodszy pokręcił głową i zaczął grzebać w kieszeni w
poszukiwaniu portfela, z którego wyciągnął dowód i podał go tatuażyście. Brunet
spojrzał na dane, w szczególności przypatrując się dacie urodzenia. Cóż.
Widocznie smerfy się nie starzały jak normalni ludzie. Zerknął na chłopaczka i
oddał mu dokument, przy okazji zerkając na jego portfel, w którym miał zdjęcie
jakiegoś chłopaka. Zmarszczył nieco brwi, poznając tę twarz. Czyżby miał jakiś
kontakt z tym dupkiem Seokjinem? Cóż, nie było sensu o to pytać na wstępie.
Może to rodzeństwo? Nazwiska się zgadzają...

- Hm. Tak więc
Taehyung. Nazywam się Jung Hoseok i zajmuję się... w zasadzie wszystkim. -
uśmiechnął się, prostując nieco. - Pracuje tutaj jeszcze kilku innych
tatuażystów, więc jeśli nie przypasuje ci mój styl, to zapiszę cię na sesję u
któregoś z nich, ale to już do dogadania. Podstawowe pytanie, to oczywiście
miejsce i wielkość tatuażu. Myślałeś o tym?

- Hm. - smerfik
zagryzł nieco dolną wargę, zastanawiając się nad tym. Hoseok miał ochotę zrobić
facepalma, jednak powstrzymał się. Różni klienci bywają. - Duży. Chcę mieć
wytatuowaną klatkę piersiową, ramiona i szuję. Co do wzoru, to mam problem, bo
musi być ciekawy, taka mieszanka różnych motywów. Jakieś roślinne elementy, ale
w połączeniu z czymś takim... odrobinę mrocznym, jednak nie chcę jakiś
czaszek... Bardziej artystyczne, ale żebym wyglądał zadziornie i ciekawie.

Jung skinął
głową, analizując w głowie jego słowa. Zbyt wiele mu to nie dało, jednak tak
ogromny tatuaż dawał mu pole do popisu. Pytanie, czy dzieciak był świadom tego,
jak straszne będzie to dziaranie?

- Klata
strasznie boli, szyja też nie jest jakoś szczególnie niewrażliwa. Jesteś
pewien, że wytrzymasz? Miałeś już jakieś wzory robione, czy to twój pierwszy
raz?

- Będziesz moim
pierwszym, hyung. - blondyn posłał mu niewinny uśmieszek, opierając się
łokciami o biurko, brodę zaś na dłoniach. Wpatrywał się uważnie w Hoseoka, po czym
dodał: - Długo o tym myślałem i naprawdę jestem gotów na poświęcenie, jednak
raczej będziesz musiał mi to podzielić na kilka krótszych sesji, bo zapewne
czterech godzin nie wytrzymam, mam delikatną skórę, wszystko odczuwam zbyt
mocno. Potrzebuję uwagi, cierpliwości. Wszystkiego.

Brunet zacisnął
palce na ołówku, mając co najmniej niegrzeczne myśli. Chłoptaś był tak
cholernie zadziorny, że miał ochotę z nim pograć w tę grę, jednak praca, to
praca. Nie ma czasu na jakieś podrywanie, bo niedługo przyjdzie kolejny klient.
I tak nie powinien go przyjmować od razu, zazwyczaj się czeka, jednak jego
wygląd go zaintrygow
Profesjonalistka od sexu
Zerżnięta w obie dziurki jednocześnie
Gry Erotyczne

Report Page