Rozrywkowe korepetycje z koleżanką

Rozrywkowe korepetycje z koleżanką




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Rozrywkowe korepetycje z koleżanką
Ten pierwszy mój blog rozpocznę od wspomnień moich Rodzicow i starszego rodzeństwa.Kresy-Podwoloczyska i okolice/Zadniszówka,Kaczanówka,Połupanówka/-tam to się zaczęło jeśli chodzi o rodzinę Myhalów i Urbańskich.Podwołoczyska to miejscowość bezpośrednio związana z Rodzicami i ich dziećmi to jest:Tadeuszem rocznik 1932,Eugenią-rocznik 1935,Krystyną-rocznik 1939,Marią -rocznik 1943 oraz moja skromna osoba Stanisław-rocznik 1945/wrzesień/.Matka moja/nasza/Tekla z domu Urbańska -miejsce urodzenia Kaczanówka.Ojciec natomiast urodził się w Zadniszówce w 1911.r.jako syn Grzegorza i Agnieszki.Ojciec już w wieku 14 lat został całkowicie osierocony,jego opieka zajęła się chrzestna o nazwisku KARY-corka Bronisława /osiedlili się w Opolu/.Ten fakt mial miejsce juz w Podwołoczyskach.W roku 1931 ojciec poslubił Teklę z domu Urbańska a w 1932 przyszedł na świat ich pierworodny syn Tadeusz .Nasi dziadkowie -Urbańscy oraz Rodzice swoje życie utożsamiali ze swoimi rodzinnymi stronami.I temu faktowi nie ma co się dziwić bo byli jakby "wrośnięci"w tą kresową ziemię.Tam się urodzili ,wychowali ,uczyli i pracowali.A trzeba stwierdzic,że nie bylo im łatwo.Pomimo różnych kolei losów w swoich opowieściach zawsze wracali do lat tam spędzonych.Wspominali rzekę Zbrucz,kościół św.Zofii w Podwołoczyskach/z 1911r/,dużą stację kolejową na ktorej pracował mój śp.Ojciec.Rownież moje starsze rodzeństwo zwłaszcza Tadeusz śp.oraz Eugenia wspominali o swoim dzieciństwie w Podwołoczyskach.Niestety ich wspomnienia są mniej radosne,gdyż dotyczą okresu po agresji sowieckiej 1939r i zagrabieniu Podola przez Związek Sowiecki.Zbrucz przestał być rzeką graniczną,a Podwołoczyska utraciły szczególne znaczenie wynikające z polozenia na granicy.Niemcy zajęli miasto w lipcu 1941r.Powstał tam obóz pracy dla ludności pochodzenia żydowskiego.Tutaj należy nadmienić,ze w 1921r Podwołoczyska liczyły ok.4 tys.ludności z tego ponad 60% stanowili ludzie pochodzenia żydowskiego.Ponowna okupacja sowiecka Podwołoczysk rozpoczęła się od 1944r i trwała do 1991r.Starsze rodzeństwo wspominało o nauce w polskiej szkole/nazwisko jednego z nauczycieli to Łabucki/czas I Komunii św.-ks.Pawłowicz.Tragiczne wspomnienia dotyczą mordów ludności polskiej przez "banderowcow"głównie w latach 1941-43.Jeden z tysięcy mordow dosięgnął też rodziny mojego Ojca.W bestialski sposób w Zadniszówce zamordowano 3 rodziny w tym rodzinę Zarwańskich-m.in.Julia Zarwańska była siostrą Grzegorza /mojego dziadka ze strony Ojca/Myhala.Cudem uratował się,bo jego w tym czasie nie było Bronisław Zarwański.Ich losy będą treścią innych wspomnień.Ze wspomnień tamtego okresu należy wspomnieć o pomocy jakiej udzielili rodzice i mój starszy brat Tadeusz jednemu z mieszkańców pochodzeniażydowskiego/prawdopodobnie uciekł ze wspomnianego obozu pracy/ ukrywając go w tzw."gliniance"przez jakiś czas.Niestety po jej opuszczeniu prawdopodobnie zginął.Trudny okres przyszedł w roku 1945,gdy w wyniku układów mocarstwowch rozpoczęto ewkuację ludności polskiej z Kresów.Lecz ten okres będzie przedmiotem moich refleksji w dalszym ciągu wspomnień.
Minęło dziewięc lat od czasu moich wspomnien zawartych w blogu.Postanowiłem odbyć sentymentalną podróż przez lata mojego dziecinstwa,młodości i dojrzałego życia.Większość tamtych lat to okres związany z Ostroszowicami,Bielawą-krótko mówiąc z pobliskimi ,pieknymi Górami Sowimi.Nie będę cytował tekstów historycznych na temat Ostroszowic ,gdyż w obecnych czasach są ogólnodostępne w mediach .Będę starał się przybliżyć tamte lata widziane moimi oczami zwykłego człowieka ,który interesował się losami i dziejami społeczności lokalnej tworzącej podwaliny pod kształtowanie się nowej dolnoślaskiej tradycji.Lecz nim to nastąpiło to musiało minąć kilkanaście lat.
W maju 1945r wieś Weigelsdorf /dawna nazwa Wigandisdorf-"wieś Wiganda"została zajęta przez wojska radzieckie bez walki.Po przejęciu tego obszaru przez administrację polską rozpoczęła się penetracja i szabrownictwo pałacu,okolicznych domostw,gospodarstw .Niemiecka ludność stopniowo była przygotowywana do wysiedlania a na te tereny przybywali najpierw osadnicy wojskowi,żądni przygód na "dzikim zachodzie"cwaniacy z centralnej Polski.W lutym 1946 r rozpoczęto wysiedlanie ludności niemieckiej.Z powiatu dzierżoniowskiego od lutego 1946r do 1.X 1947 zanotowano 43 transporty wysiedleńcow.Jedna z Niemek mieszkanka Weigelsdorf-Erna Weiland pisał o wysiedleniu.Na dworcu w Rychbach/Dzierzoniow/staly przygotowane wagony bydlęce i towarowe,do ktorych wsiadaliśmy po 30 osob.W środku siadalismy jak się dało,Zanim pociąg odjechał przesuwane drzwi zostały zaryglowane od zewnątrz.Mogliśmy patrzeć przez szpary na zewnątrz.Tak załadowane transporty czekały często kilka dni."Fakty te opisywane przez Niemców każe nam repatriantom /wysiedlonych"z naszych Kresów przypomnieć , że podobny lub nawet gorszy los doświadczali Polacy ze strony ukrainskiej bądż sowieckiej.Kresowiacy tez nie mogli zabrać swojego dobytku a niejednokrotnie byli poniżani i wyśmiewani przez "radzieckich wyzwolicieli"To był exodus ludzi we wszyskie strony i to doswiadczyli nasi rodzice.dziadkowie i trzeba o tych faktach przypominać z pokolenia na pokolenie.Według opowieści rodzicow -dziadków pierwsze dni ,tygodnie,miesiące na tych "Ziemiach Odzyskanych"nie byly łatwe.Arogancja nowej polskiej administarcji wobec kresowiaków była na porządku dziennym.Według dzisiejszego nazewnictwa to był jakby gorszy "sort".Cwaniacy z Górnego Śląska czy z centralnej Polski poniżali tych "zza Buga"to było widoczne i odczuwalne jeszcze przez kilka lat.Proces integracyjny trwał bardzo długo i obfitował w rózne niespodzianki.
Pewnym poważaniem i zaufaniem darzono osadnikow wojskowych -było ich w Ostroszowicach kilkunastu m.in mój wujek Stanisław Śliwa jego brat Antek,sąsiad inwalida Czajkowski i inni .W tamtych latach zaczęły kształtować się lokalne elity np.nauczyciele.urzędnicy/naczelnik poczty/,felczerzy i dzialacze partyjni.
W początkowaym okresie powojennym dawne niemiecki Weigelsdorf nosiło nazwę Wigancice /krótko/,następnie Wyganów od 1950r Ostroszowice ze staropolskiego "ostrosieczny".W 1946r na bazie poniemieckiej fabryki uruchomiono Fabrykę Mebli.W lutym 1946r pierwsze świadectwa szkolnę otrzymali uczniowie Szkoly Powszechnej z pieczątką Szkoła Powszechna im.Kopernika w Wyganowie.Rownież w 1946r powstała namiastka biblioteki licząca kilkanaście książek .Pierwsza bibliotekarka nazywała sie Kornicka.
Wysiedlona ludność niemiecka pozostawila po sobie zabytkowy pałac,budynki szkolne/katolischeschule i ewangelischeschule/przy obecnej ul.Bielawskiej,kilka -chyba trzy gospody /gasthause/,piekarnie,sklepy,sale taneczno-rozrywkowe/Eldorado/oraz wiele dużych gospodarstw rolnych .Na uwagę zasługuje zabytkowy Kościół pw.św.Jadwigi i kaplica z podziemną kryptą mieszczącą sarkofagi zmarłych "władców zamku"-wg.zapiskow Erny Weiland geb.Schmidt.Obecnie krypta jest zamurowana lecz do niej byl dostęp przez dlugie lata -chyba do 1970r -proboszcz ks.Mazur. Z perspektywy mijajacego czasu uważam,że zbyt łatwo i nierozważnie postąpiono z likwidacją części cmentarza ewangelickiego nie pozostawiając śladu obecności szczątkow ludnosci niemieckiej ,która była obecna przez ok.5 wieków na tym terenie.Dlatego tez mnie nie dziwi chociaż ubolewam z tego powodu,że zniszczono,zdewastowano nasz polskie groby na terenach Kresów/historia jest przewrotna nie tylko w tej materii/.
Po kilku miesiącach naszego osiedlenia się w Wyganowie zamieszkaliśmy w końcu w budynku o numerze 73 /obecnie ul.Stawowa 20/ w którym mieszkały dwie Niemki/autochtonki/o nazwisku Plecki lub Pletzki.W końcu i one wyjechaly a meble pozostawione przez'nie zostaly zaplombowane do dyspozycji władzy lub szabrownikow.Ojciec na początku nie miał pracy więc zajmował się szewstwem.Lecz to nie trwalo długo,gdyż owczesne władze nie pozwalały na prywatną inicjatywę jako przejaw porządku kapitalistycznego.W tym czasie nie brakowało tzw."smutnych" szpicli lub współpracowników UB,którzy donosili nawet na najbliższych sąsiadow.I w ten sposob Ojciec musiał zrezygnowac z legalnego zarobkowania -zarekwirowano mu osprzęt szewski np.kopyta itp.Pozostawione przez ludność niemiecką domy były łatwym łupem nie tylko dla szabrowników.Już miejscowa młodzież,która szybciej się integrowała korzystała z okazji i penetrowala domy poszukując "skarbów.'W ten sposob zdobywano rowery,sprzęt sportowy,klasery ze znaczkami,monetami,albumy,płyty a nawet broń/szable/.Wiele z tych zdobyczy trafialo do np.nauczycieli np.Paweł Bas miał kolekcję znaczków,monet ,książek naukowych lub nawet aparaty do projekcji filmów wraz z taśmami filmowymi.Nauczyciela jako ta elita intelektualna wiedzieli co jaką ma wartośc.W tym miejscu muszę wspomniec,że pozostawione w pałacu dobra materialne staly się łupem "wyzwolicieli radzieckich "a to co zostalo padło łupem miejscowych juz osadników. Pałac -przez kilka lat służył Polakom-odbywały się tam dożynki,choinki noworoczne i tak było chyba do 1954r aż w końcu miejscowa ,gromadzka władza doprowadziła do zniszczenia tego obiektu uniemożliwiając chętnym do jego zagospodarowania na placówkę kulturalno-oświatową.Nie ma co sie dziwić takiemu stanowisku jeśli u władzy byli ludzie wg.klucza partyjnego i hasła"nie matura a chęć szczera "i uważali,że co poniemieckie należy zniszczyć bezpowrotnie.
Wracając do tamtych czasów wg.słów Rodziców i starszego rodzeństwa/Brat-Tadeusz-rocznik 1932/było trudno znależć sie w nowej rzeczywistości.Ojciec wreszcie dostał pracę w Fabryce Mebli jako portier.Siostra Gienia kończyła podstawówkę ,brat uczęszczał do Gimnazjum w Bielawie.
W naszym domu zamieszkał też Brat Mamy ,mój wujek Janek Urbanski z żoną Ireną z d.Jarmołowska.Wujek w czasie wojny był w II Armii W.P.Po demobilizacji osiedlił się w Ostroszowicach.O jednym przypadku muszę wspomnieć,że to był trudny i niebezpieczny okres-otóż pewnego dnia wracając do domu od dziewczyny/Ireny/w nocy został lekko postrzelony przez kogoś komu nie podobał sie mundur żołnierski/po demobilizacji jeszcze w nim chodził ubrany/.Rana nie była grozna lecz fakt byl faktem.W naszym domu w r.1951 przyszla na swiat córka Ireny i Jana -Krysia /obecnie Kułakowska zam.Gdynia./Wujek przez kilka lat pracował w miejscowym młynie a potem wyjechal do Barda Śl.Nasz Ojciec lubiał komuś pomagać.Chcąc pomóc rodzinie zaprosił do Ostroszowic mojego najstarszego kuzyna Władka Skocznego ,żeby podjął pracę w Fabryce Mebli,gdyz tam na Kaszubach /Kobyle/nie miał zajęcia.Władek trochę popracował ,aż go "dorwali"do wojska.Trafił do jednostki wojskowej w Opolu i juz do Ostroszowic nie wrócil.
Brat Tadeusz po 2 letnim gimnazjum poszedł do Liceum Felczerskiego w Kłodzku.Też nie było lekko bo trzeba było łożyć za bursę.W roku 1952 ukończył Liceum i zgodnie z ówczesnymi przepisami w stosunku do takich absolwentow otrzymał nakaz pracy w miejscowości "na końcu świata"w Leśnej k/Lubania Śl.Siostra Gienia "zrobiła"tzw.małą maturę/9 klas/ i podjęła pracę najpierw w Fabryce Mebli a następnie w Zakładzie Sprzetu Sportowego "Sowa".Ja natomiast rozpoczęłem swoją edukację szkolną w r.szk.1952/53 a pierwszą wychowawczynia była śp.Teresa Ejsymont /Jarosz/.
Siostry Krysia /rocznik 1939/i Marysia /rocznik 1943/uczęszczaly do naszej ostroszowickiej szkoły.
W moich zbiorach archiwalnych posiadam zdjecie /tablo/absolwentów kl.VII naszej szkoły z roku 1950 liczczba ich to 24 osoby.Grono pedagogiczne liczyło 5 nauczycieli w tym ks.katolicki Izydor Richter-długoletni /pierwszy po wojnie/proboszcz naszej parafii. Kierownikiem szkoły /nie było wtedy dyrektorów/ w tamtym czasie był Pan W.Sas.Po jego wyjeżdzie z Ostroszowic kierownikiem została Pani Maria Klimowicz.Wychowawcą klasy VII był przybyły z Kresów nauczyciel Pan Paweł Bas,ktory wraz z rodziną w 1947r zamieszkał w szkolnym budynku.Pozostali nauczyciele to Pani A.Nowacka/jej nie znam/ i Pani Aniela Urban -Figiela.Pan Bas i nauczycielki Klimowicz i Urban uczyły naszą piątkę.Przegladając to tablo stwierdziłem,że do naszej szkoły uczęszczały osoby również z Owiesna ,Biskupizny/potoczna nazwa Jodłownika/niem.Tannenberg/oraz Józefówka.Według mojego rozeznania spośród tych absolwentów na dzień dzisiejszy żyja Pani Emilia Duraczek/Chudoba/w Bielawie,Ewa Hnatów/Szpajcher/-Ostroszowice oraz Pani Kulczycka/Bielawa/.Długoletnim wożnym w szkole był nasz sąsiad z ulicy obecnej Stawowej Antoni Bujny.
Z naszą szkołą związane są wspomnienia ,przeżycia,rozterki lat dziecięcych .Były pierwsze koleżeństwa,upodobania-miłe i złe zachowania wlasne i kolegów.Do I klasy r.szk.1952/53 przystąpiło 20 uczniów głównie rocznik 1945 .Z tych osób co pamiętam do klasy VII w 1959r "dotrwało"chyba tylko 6 /Krysia Kuchnio,K.Kaczanowska,Irena Rempinska,Janek Klimaszewski,Janek Szwatoński no i moja osoba.W tamtych czasach roczniki mieszały sie w ciagu całego okresu 7-letniego z uwagi na tzw.repetowania uczniow ,wyjazdów,zmiany szkół.W tym miejscu pragnę stwierdzić,że gdy kończyłem w 1959r to wśród absolwentów byli koledzy ,koleżanki roczniki nawet 1943,1944.Spośród moich szkolnych kolegów ze szkoły podstawowej wielu już opuściło ziemski padół .W tym miejscu "zapalam znicz pamięci dla tych co odeszli -a są to:Adam Wojnarski,Ludwik Mazur,Janek Szwatonski,Zbyszek Felsztynski,Stasiu i Mietek Więcek oraz tych ,o których losie nie wiem.W okresie 7 letniej szkoly podstawowej uczyli nas nauczyciele starsi wiekiem i młodsi.Ci starsi wyrózniali się nie tylko posiadanymi wiadomościami,ale doswiadczeniem życiowym,pasją dzialania spolecznego i pełnym zaangażowaniem.Tych najstarszych -pionierów nie ma juz wśród nas.O nich przypominają nagrobki na cmentarzu w Ostroszowicach,Bielawie,Świdnicy i innych miejscowościach.Nauczyciela tamtych lat 50-tych,60-tych torowali drogę do porozumienia Polaków tych zza Buga i z innych rejonów kraju.Wspominając nauczycieli mojego pokolenia i pokolenia moich dzieci z calym szacunkiem i powagą chylę głowę przed nimi,gdyz trwale zapisali sie w mojej pamięci.Ostroszowiccy nauczyciele byli nie tylko pedagogami,lecz rownież działaczami społecznymi.Dzięki takim ludziom jak śpPaweł Bas we wsi rozwinął sie amatorski ruch kulturalny.O tym fakcie będę wspominał w innej części mojej kroniki wspomnieniowej. Mówiąc o szkole tamtych 50 tych lat ubiegłego wieku trzeba pisać w kontekście,że nauczyciel był autorytetem dla ucznia.Nauczyciel wymagał i pomagał w trudnych chwilach.Karcił za nieuctwo i niesubordynację.Na porządku dziennym była linijka i "kara po łapach".Równiez słowne uwagi wobec nieukow miały drastyczny wydżwięk i to nie było sprzeciwem rodziców wg.obowiązującej wtedy zasady-"nauczyciel ma rację".W szkole obowiązywał rygor .Lekcje rozpoczynały się od modlitwy /do pewnego czasu/.Nie było gabinetów przedmiotowych.Ławki były z poniemieckiego odzysku-drewniane w kolorze zielonym z miejscem na kałamarz atramentowy.Pisało się tzw.obsadką maczając ją w atramencie.Nie było wtedy tzw.kartkowek lecz od czasu do czasu sprawdziany pisemne.Podstawą znajomości wiadomości lekcyjnych stanowiły odpowiedzi ustne z "ławki" lub "przy tablicy".Przypadki braków wiedzy karane były "pozostawianiem ucznia po lekcjach" celem uzupelnienia wiadomości.Przeżyciem dla ucznia i rodziców były wywiadówki okresowe.Oj,czasami się oberwało od ojca-pasek szedł w ruch.Wtedy nikt nie myślał o jakimś bezstresowym wychowaniu,przemocy wobec dziecka itp.Jako sześciolatek potrafiłem już czytać i zostałem zapisany do biblioteki .W domu moje początkowe lektury to przedwojenne wydanie Starego Testamentu oraz elementarz ,z ktorego korzystała siostra Marysia.Zresztą podręczniki podstawowe nie były zmieniane przez lata i nam służyły wielokrotnie.Już od najmłodszych lat lubiałem czytać.Tą zasadę wpoił mi Tata,który pomagał nam wszystkim w lekcjach-miał ukończone przedwojenne 7 klas,co wtedy się bardzo liczyło lecz nie zawsze przez wszystkich doceniało.Szkolne lata to nie tylko nauka lecz gry,zabawy,pomoc rodzicom np.w polu .Mój Tata tak jak i wielu repatriantow zaliczął się do grupy tzw.chłopo-robotników z tej racji ,że posiadalismy działkę do 1ha a jeszcze pracował w fabryce miejscowej.Według ówczesnych ustaleń po reformie rolnej ziemia byłych właścicieli została rozparcelowana.W ten sposób do każdego domu /w zależności do wielkosci i inwentarza/ przysługiwał odpowiedni areał pola.Z tego tez tytułu były obowiazkowe dostawy wobec państwa co stanowiło dla nas dodatkowe obciążenie.Te obowiazkowe dostawy wobec panstwa zmuszały do zwiększenia inwentarza/dostawy mięsa/,dzierżawienia gruntów rolnych celem zaspokojenia potrzeb rodziny i nie tylko.Działania te oraz kolektywizacja /wzór radziecki/od 1948r wymuszały takich "chłopo-robotników"do pracy najemnej celem odpracowania za usługi rolne świadczone na ich rzecz t.j.pomoc w żniwach,wykopkach,sianokosach i wiele innych pracach.Żeby podołać takim obowiązkom dzieci musiały wspomóc rodzicow przy prostych czynnościach np.przy młocce u gospodarza lub żniwach.Było ciężko,ale było jakoś fajniej -wesoło po sąsiedzku.Sąsiad odwiedzał sasiada.Jeden pomagał drugiemu .Sąsiedzi byli zapraszani na wesela lub inne uroczystości.W ten sposób ja byłem na weselu u sąsiadów Stasieńko /obec.ul.Stawowa 19/ teraz Pater jak miałem chyba 5 lat.W tym miejscu muszę wspomnieć,że na tej ulicy obecnej Stawowej zamieszkiwali przeważnie ludzie z Kresów.Takie nazwiska jak Szady,Stasieńkowie,Dukiewiczowie,Bujna,Pietkiewicz,Czajkowski,Czerepak,Wajda,Morozowicz ,Turczańscy,Słodziakowie,Krupiarz,Pachowski,Dudzic,Przechlińscy,Pohl oraz Korniccy są powiązane z pierwszymi powojennymi latami Ostroszowic/Wyganowa/.Migracje ludnosci,zgony spowodowały,że obecnie mieszkają albo dzieci,wnuki pierwszych mieszkańcow albo ludność napływowa w latach następnych.Ja jako mieszkaniec Ostroszowic od 1946r odwiedzając miejscowy cmentarz zatrzymuję się przy nagrobkach tych co odeszli ,którzy tworzyli w tamtych latach nowe oblicze tej ostroszowickiej ziemi.Miały to być ziemie tymczasowe a są do dzisiaj nasze.Ta sławetna "tymczasowość"powodowała,że mieszkańcy nie inwestowali w to co otrzymali a w wielu przypadkach dewastowali a nie byli w stanie utrzymać w należytym porządku.Dlatego nie dziwi mnie fakt walących się stodół,niszczejących budynkow-ten stan jednak upłynął a aktualnie spadkobiercy pierwszych osadników zaczęli zmieniać oblicze wsi u podnóża Góry Czeszki.Nim to oblicze wioski miało się zmienic to nam i wielu innym osadnikom /repatriantom/przyszło zmierzyc sie z nowymi warunkami życia tak innymi niż to pozostawione gdzies tam zza Bugiem.Tutaj zastalismy budynki zadbane,zagospodarowane murowane z istniejącą instalacją elektryczną a w wielu domach z instalacją gazową.Owszem były tez mankamenty -brak toalet,bieżącej wody ,lecz my ludzie ze Wschodu nie mielismy aż tak wielkich wymagań.WC stanowiły przydomowe "wychodki" a bieżąca woda była w studniach.Jej pobieranie odbywało sie w rózny sposób głównie ręcznie i wiadrami.Ogrzewanie w domach tez było rożne -dominowały piece żeliwne lub kaflowe.Lecz na początku lat 50 tych w wiosce zaczęto wykorzystywac jako opał trociny z naszej fabryki mebli.Do tego celu służyły wykonane przez blacharzy tzw."trociniaki" .One zapewnialy nam ogrzewanie i pozwalały zaoszczędzać na węglu.W moim domu wokół takiego "trociniaka" przez wiele lat skupiało się "ognisko rodzinne" i tak było w wielu domach typu naszego.Wielkim udogodnieniem było posiadanie kuchenki 2-palnikowej gazowej a w budynku istniala niewykorzystana instalacja gazowa -pozostalość np.liczników gazowych .Dom przy ul.Stawowej 20 z racji posiadania dwoch pomieszczeń kuchennych/parter i I pietro/dostosowany był do zamieszkania przez dwie rodziny i tak było faktycznie.Mankamentem tego budynku było to,ze nie był podpiwniczony ale w otoczeniu był duży sad i w dobrym stanie.Przylegajacy budynek gospodarczy posiadał m.in.pralnię ,chlewik ,obórke,kurnik i stryszek z gołębnikiem.Tak było na początku lecz z upływem lat dostosowano to wszystko do naszych potrzeb .Meble i inny sprzęt to była pozostałość poniemiecka
Bawią się ciałami
Penetrowana w lateksowych kozakach
Samotna cycolinka palcuje się w łazience

Report Page