Rozerwał jej panterkowe rajstopy

Rozerwał jej panterkowe rajstopy




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Rozerwał jej panterkowe rajstopy


WITAJ NA REDTUBE - CODZIENNIE NOWE DARMOWE SEX FILMY PORNO





Filmy
Zdjęcia







wytrysk na rajstopy 🔥 Polskie Filmy Porno Redtube Sex za Darmo online


Sex filmiki wytrysk na rajstopy Red Tube to najbardziej popularny w Polsce portal, na którym znajdziesz wiele darmowych filmów porno online jak wytrysk na rajstopy .


Informacje

Regulamin
Linki
Mapa tagów



Współpraca

Reklama
Polecamy
Blog


Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Copyright Red Tube © 2022 | Darmowe Sex Porno Filmy Erotyczne z Red Tube
Jeśli nie ukończyłeś 18 roku życia lub nie życzysz sobie oglądania treści erotycznych to opuść tę stronę. Witryna korzysta z plików cookies w celach statystycznych, zgodnie z Polityką Prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies. Wchodząc dalej oświadczasz, iż jesteś osobą pełnoletnią i chcesz oglądać materiały erotyczne z własnej woli oraz zezwalasz na wykorzystywanie cookies zgodnie z Polityką Prywatności . Rozumiem Wychodzę


300 Pages • 75,779 Words • PDF • 5.2 MB

Projekt ​okładki: Redaktor ​prowadzący: Izabella Wit-Kossowska Redakcja ​techniczna: ​Karolina Bendykowska Skład wersji elektronicznej: ​Robert Fritzkowski Korekta: Lingventa Na ​okładce wykorzystano ​zdjęcie © Jakub Patelski © for ​the text ​and photos by Krzysztof ​Wójcik, 2018 © ​for ​the ​Polish ​edition by ​MUZA SA, Warszawa 2018 Wszelkie ​prawa ​zastrzeżone. Żadna ​część niniejszej ​publikacji nie może być ​reprodukowana, ​przechowywana ​jako ​źródło danych i przekazywana ​w ​jakiejkolwiek ​formie zapisu ​bez pisemnej zgody posiadacza ​praw.

ISBN ​978-83-287-0913-3 MUZA SA Wydanie I Warszawa ​2018

Z ​podziękowaniami dla Stefana Chrzanowskiego i Stanisława ​Ćwieka

SPIS ​TREŚCI SZRON NA PURPURZE MŁOTEK PRZEWIĄZANY ​BANDAŻEM DZIEŃ ​PIERWSZEGO MORDERSTWA WĘDROWIEC ATAKUJE PO ​ZMROKU TROPY ​SIĘ MNOŻĄ JECHAŁ ​NA ​„UKRAINIE” MŁOTEK ODDAŁEM DO ZAKŁADU JERZYK ​JAK ​WYPIŁ, TO LUBIŁ WLAĆ TERAZ POWIEM WSZYSTKO SZCZERZE ZABÓJCA BEZ DOWODÓW MILICJANT ŁAPIE SPACEROWICZA MORDERCA WYSZEDŁ WOLNY NIE WPADLI, ŻE TO BYŁA WĘDRÓWKA ZAMKNĄĆ PSYCHOLA NA ZAWSZE POPROSZĘ O PACZKĘ EROSÓW NIE BYŁO DLA NIEJ RATUNKU GERHARD IDZIE NA WOLNOŚĆ SKOWARCZ, 1 MAJA 1980 DOBRZE MI SIĘ ROBIŁO JAK ZŁAMALI ZBYSZKA TO MIŁA TRAMWAJARKA BYŁA POJECHAŁA PRZYMIERZYĆ SUKNIĘ ŚLUBNĄ BIEGŁEM W CIEMNYM LESIE CHORZY UCIEKLI Z PSYCHIATRYKA

ZBYSZEK WYCHODZI NA WOLNOŚĆ POGŁASZCZ MNIE, A JA CIĘ POCAŁUJĘ ODCZEP SIĘ PAN. WARIAT! POJECHAŁA NA ZEBRANIE „SOLIDARNOŚCI” PIERWSZY KOMUNIKAT JAKBY SOBIE WŁOSY ODGARNIAŁA ZOMOWCY SZUKAJĄ ŚLADÓW MORDERCY BAŁA SIĘ TYM PRZEJŚCIEM CHODZIĆ DŁUGO MNIE PODNIECAŁA NIC NIE PAMIĘTAM MIAŁ NISKO POCHYLONĄ GŁOWĘ MUSIAŁEM ZDĄŻYĆ DO PRACY PLANOWAŁA WYPRAWIĆ URODZINY BYŁA ZGRABNIEJSZA OD PIERWSZEJ ZGAŚ LATARKĘ, BO ON WRÓCI I NAS ZABIJE UCIEKAŁA JAK SZALONA SPECJALNIE WE MNIE WJECHAŁ WIEM, KTO POTRĄCIŁ MOJĄ ŻONĘ ZABARYKADOWALI DRZWI W KOMISARIACIE KOCHAŁEM SWOJEGO RAFAŁKA SKĄDŚ ZNAŁAM TĘ GĘBĘ OBRĄCZKA ŁATWO ZESZŁA Z PALCA SAMA ZE SCHODÓW NIE ZEJDZIE NIKT NIC NIE WIDZIAŁ MŁOTEK CAŁY CZAS MIAŁEM ZE SOBĄ MAMO, CHODŹ DO MNIE… KILKA GODZIN ZA ZABÓJCĄ

LUDZIE GADALI O DZIEWCZYNIE DLA NAS PRZETOPIŁEM OBRĄCZKI KRYPTONIM „SKORPION” NAWET KSIĄDZ DOSTAŁ PO MORDZIE CAŁY DRŻAŁEM Z PODNIECENIA JAKBY KILOFEM DOSTAŁA W GŁOWĘ TEN TYP NIENAWIDZIŁ KOBIET WRZODY WÓDKĄ LECZYŁEM TAM BYŁY PROSIAKI ZABRAŁEM JĄ DO LASU OD RANA BYŁA WIELKA MGŁA GÓWNIANY TROP DAŁEM ZEGAREK, NIECH SIĘ CIESZY STRASZNIE WIAŁO TEN SAM CZŁOWIEK KTOŚ ZGUBIŁ OBRĄCZKĘ BRAT MIAŁ CZEKAĆ NA STACJI DOSTAŁEM KIJEM PO PLECACH SZEDŁ NAWET, JAK BYŁY DWIE PO PARNIK POJECHAŁEM W NOCY JAK ZŁAPALI ZŁODZIEJA ŁYPAŁ ZZA DRZEWA DZIWAK: KOMPLETNY ODLUDEK I SAMOTNIK STRACIŁA WZROK JESTEM ZŁODZIEJ DREWNO W STODOLE NAGLE SIĘ PODERWAŁ

RĘCE UMYŁEM W KAŁUŻY MUSIMY COŚ Z TYM ZROBIĆ NIEZNAJOMY Z MIEJSCA NUMER 14 AŻ SIĘ WODA ZACZERWIENIŁA WJECHALI NA CHATĘ LUPINA MYŚLAŁ, ŻE GO NIE POZNAM PAWEŁ BYŁ 77. NA LIŚCIE WYMARZONE ŚWINIE LEKKO MNIE TKNĘŁO TROCHĘ POŚWIRUJĘ Z GÓWNA BICZ BY UKRĘCIŁ EPILOG ZBRODNIE, O KTÓRE PODEJRZEWANO PAWŁA TUCHLINA. NIE WSZYSTKIE UDOWODNIONO. SKAZANO GO ZA DZIEWIĘĆ ZABÓJSTW I JEDENAŚCIE USIŁOWAŃ MORDERSTW.

SZRON NA PURPURZE NIESTĘPOWO, 10 LISTOPADA 1979 Jak Matka Boska, do której modlili się z żoną codziennie wieczorem, mogła dopuścić do tego, by ktoś zrobił taką krzywdę ich ukochanej Irence? Alfons Hinz rękami wspierał głowę i szklistym wzrokiem wpatrywał się w wiszący po przeciwnej ścianie obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Siedział na taborecie w kuchni tuż przy żeliwnym piecu, z którego przez otwarte drzwiczki biło gorące powietrze od rozżarzonych węgli. Nieprzyzwyczajonego mogło nawet poparzyć, ale on lubił to ciepło, choć teraz w ogóle nie zwracał na nie uwagi. Próbował się modlić, ale słowa modlitwy wirowały mu w głowie i nie był w stanie przypomnieć sobie kolejno następujących wersów. Choć do tej pory powtarzał je w myślach tysiące razy, to teraz nic nie pamiętał. Cierpiał jak nigdy dotąd. A ból sprawiał, że miał pustkę w głowie. Nie rozumiał tego, co wydarzyło się kilkanaście godzin wcześniej. Hinz niedawno skończył pięćdziesiąt trzy lata i nie przypuszczał, że dożyje chwili, w której będzie musiał chować własną córkę. Choć od znalezienia ciała Ireny mijały kolejne godziny, nadal nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Czuł się tak, jakby wszystko działo się na niby. Nie umiał sobie poukładać w głowie, że już nigdy nie usłyszy śmiechu dwudziestoletniej dziewczyny. Tego radosnego przekomarzania, gdy wracała z pracy i wieszała w korytarzu palto. Nie docierało do niego, że to absolutny koniec dla jego dziecka. Tego dnia pękł jego nieskomplikowany świat. Trzasnął na sto tysięcy kawałków o ósmej rano, gdy zobaczył porzucone w polu ciało Ireny. Córka leżała na plecach. Jej nogi zabójca rozciągnął tak, że tworzyły ramiona litery A. Strzępy pończoch i majtek kryły się w trawie. Sprawca rozerwał je i teraz było widać włosy łonowe dziewczyny. Obcasy jej trzewików skryły się pod grubą warstwą błota. Morderca ukrył ciało w niewielkim zapadlisku. Widać, że ciągnął je przez kilka metrów, bo ślady krwi świadczyły o tym, że zaatakował dziewczynę na polnej ścieżce. Alfons Hinz z trudem rozpoznał twarz Ireny. Była już jakaś taka inna…

Od razu wiedział, że córka nie żyje, gdy tylko rzucił na nią okiem. Pamiętał z czasów wojny zastrzelonych uciekinierów ze Stutthofu. Takich widoków się nie zapomina. Dlatego umrzyka od razu poznaje. Tak jak martwą córkę. Rysy oczywiście się nie zmieniły, ale całą twarz pokrywała czerwona maź przylegająca do skóry jak folia. Zastygła niby maska. Jej kruczoczarne włosy też skleiła krew. Purpura odbijała się na tle jeszcze zielonej, ale już oszronionej trawy. W nocy chwycił lekki przymrozek – twarz dziewczyny i źdźbła pokrywał dywan lśniących w porannym słońcu kryształów. Listopad na Kaszubach zawsze był zimny, temperatury są o kilka stopni niższe niż nad samym morzem. Tego dnia było podobnie. W nocy przyszedł ziąb, a rano, gdy widział ciało, termometr wskazywał zero stopni Celsjusza. Niby jeszcze była kalendarzowa jesień, ale po prawdzie powoli przychodziła zima. Hinz nie mógł patrzeć na zamordowaną córkę. Nie chciał także, żeby wszyscy we wsi patrzyli na nagą, nieżyjącą Irenę, a wiedział, że za chwilę wokół ciała dziewczyny zbierze się tłum sąsiadów z Niestępowa. Wziął czerwony skafander Ireny i przykrył jej odkryte ciało. Zakrył je tak, żeby nie było widać miejsca między nogami, które powinny skrywać majtki. Na razie przy zwłokach stał jedynie zwrotnicowy z pobliskiej Starej Piły – Rajmund Krauze. To on pierwszy zauważył ciało Ireny leżące przy polnej drodze łączącej Leźno z Niestępowem. Było pół godziny przed ósmą rano. Krauze jechał dwukółką zawieźć kanki z mlekiem do skupu, bo miał kilka krów i w ten sposób dorabiał do marnej pensji w PKP. Po drodze zabierał jeszcze mleko od dwóch innych gospodarzy. Kiedy przejeżdżał w pobliżu Raduni, jego koń zaczął niespokojnie prychać. Co kilka metrów się zatrzymywał i szarpał dwukółką, tak że kanki chybotały się i uderzając o siebie, wydawały przytłumiony metaliczny dźwięk. Krauze zaczął się rozglądać, bo myślał, że jakieś dzikie zwierzę czatuje w wysokiej trawie. Kiedy jednak wytężył wzrok, dostrzegł na polu nieruchome ciało. Uderzył konia batem, bo ten bał się iść w stronę leżącego człowieka. Kiedy się zbliżył na kilkanaście metrów, już wiedział, że w trawie leży martwa kobieta. Nie chciał jednak podchodzić bliżej, by zobaczyć, czy to ktoś ze znajomych. Od dziecka miał wstręt do nieboszczyków. Już torsje zaczęły targać jego ciałem. Z trudem powstrzymywał wymioty, gdy zerkał na zakrwawioną głowę dziewczyny leżącej na oszronionej trawie. Jakby tego było mało, koń też na dobre się

wystraszył. Kiedy podjeżdżał coraz bliżej do leżącej, nagle zerwał się do galopu. Krauze nie był w stanie go zatrzymać. Siwek pogalopował w stronę rzeki, by uciec jak najdalej od martwego ciała. Krauze zaklął pod nosem, spiął lejce, ale dopiero pięć metrów przed korytem rzeki zdołał zatrzymać znarowionego konia. Trwało to sekundy i nie był w stanie rozpoznać, kim była ta nieżyjąca dziewczyna. Ruszył w stronę najbliższej chałupy, bo wiedział, że mieszkający tam Wejerowie mają telefon. Biegnąc po drodze, spotkał Alfonsa Hinza, który szedł do roboty w pegieerze w Leźnie. – Jakaś kobieta leży zamordowana na polu przy rzece – krzyknął znajomemu. Hinz nawet nie przypuszczał wtedy, że za chwilę zobaczy własną córkę. Nieżywą. Krauze wpadł do chałupy Wejerów i od razu chwycił za telefon. Wykręcił numer na posterunek w Żukowie. – Halo! Tu Rajmund Krauze. Na polu Wejerów w Niestępowie znalazłem ciało dziewczyny. Przyślijcie kogoś! – krzyczał podniecony do słuchawki. Zwrotnicowy szybko wrócił do zmarłej, przy której już był ojciec. Nie dopuszczał bliżej innych sąsiadów. Nie pozwolił też patrzeć na ciało córki swojej żonie Anieli. Wyjącą z bólu kobietę przytrzymywała stara Wejerowa, która próbowała ją pocieszać. Pół godziny później na polnej drodze w Niestępowie zatrzymał się milicyjny fiat z Żukowa. Dwaj młodzi milicjanci z niewielkiego posterunku na Kaszubach mieli trzymać gapiów z daleka od ciała dziewczyny i czekać na kryminalnych z Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Zabójstwo było w gestii mundurowych z Gdańska. Był późny wieczór, kiedy wszystko się nieco uspokoiło: milicjanci rozjechali się do Gdańska, a sąsiedzi poszli do swoich chałup. Hinz czuł się zmęczony tym dniem. W izbie zalegała cisza. Między ścianami kołatało się jedynie ciche szlochanie żony Anieli. Obydwoje byli rolnikami. Alfons był Kaszubem z dziada pradziada. Skończył jedynie cztery klasy podstawówki, ale do pracy na roli więcej nie potrzeba. Choć po wypadku na traktorze był na rencie, to uważał się za twardego chłopa. – Kto to mógł zrobić? – Hinz rozmazywał łzy swoimi wielkimi jak bochny chleba łapami i szklistym wzrokiem spoglądał na żonę Anielę. Ta nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Wciąż płakała. Cały dzień płakała.

Dokładnie od chwili, gdy Alfons rano powiedział jej, że koło ścieżki prowadzącej do Leźna leży ich Irena. Hinz był twardym mężczyzną. Przeżył wojnę, żołnierzy Wehrmachtu koczujących we wioskach pod jego rodzinnym Tuchomiem, a potem jeszcze gorszy najazd Sowietów, co ich, Kaszubów brali za Niemców, bo nie potrafili zrozumieć gwary rodowitych Pomorzan. Ale płakał jak dziecko, gdy z żoną rozmawiał na temat tego, co się stało z ich Irenką. Przed oczami miał zmasakrowaną i zakrwawioną głowę córki. Cierpiał jak nigdy wcześniej. Nie potrafił pojąć, jaka bestia musiała siedzieć w człowieku, by tak skrzywdzić jego ukochaną Irenę. Był wściekły. Po prostu zły na zwyrodnialca, który zamordował jego córkę. Nie był w stanie dobrze pojąć tego, co się stało. Jak dwadzieścia lat mieszkał w Niestępowie, to takiej zbrodni od wojny nie pamiętał. Zamieszkał tu krótko po okupacji. Pamiętał jeszcze, jak szalały wtedy w okolicy oddziały byłych akowców, ale gdy komuniści ich powystrzelali lub pozamykali, to życie się uspokoiło. Niestępowo to najdłuższa kaszubska wioska rzucona na południowy wschód od Żukowa. Niespełna czterdzieści kilometrów od Gdyni. Serce Kaszub. Pięćdziesiąt siedem chałup powbijanych jak kołki na niewielkich pagórkach wokół dziurawej asfaltówki i kotlinek zamykających rwącą Radunię. Rzeka wije się jak wąż, a przed Niestępowem nawet ma dwa koryta, pośrodku tworząc coś na wzór płaszcza kobry. Chałupy powrzucane na pagórki ciągną się przez cztery kilometry. Dom Hinzów stał pośrodku wsi, tuż koło leśnego skrótu, który prowadzi do Leźna. Aniela też czuła się, jakby to wszystko nie działo się naprawdę. Aż trudno uwierzyć, że ktoś mógł tak zamordować Irenę kilkaset metrów od domu. Siedząc tak sami w pustej chałupie, obydwoje odtwarzali wydarzenia poprzedniego wieczoru. Zastanawiali się, co mogli zrobić inaczej, by ocalić córkę. Kiedy morderca zabijał ich Irenę, w telewizji zaczynał się angielski film „Dunkierka”. Dramat wojenny przedstawiał klęskę aliantów w 1940 roku na plażach nad Morzem Północnym. Hinz pamiętał, jak denerwował się, gdy bomby spadały na żołnierzy walczących o przeżycie. Nie wiedział, że w tym samym czasie jego córka również toczyła bój o życie.

– Nawet nie denerwowałam się, gdy Irenka nie wróciła do domu przed dziesiątą – szlochała Aniela. – Nic nie czułam, gdy ktoś mordował ją na łące pod naszym domem. Alfons niezgrabnie próbował przytulić żonę. – Przecież byliśmy pewni, że będzie nocować u Gosi. Skąd mogliśmy wiedzieć, że coś takiego może się wydarzyć? Ta lekko go odsunęła. – Co ze mnie za matka, skoro nawet nic nie czułam. Spokojnie oglądaliśmy film w łóżku, niczego nie podejrzewając! – No, ale przecież Irenka już nie raz nocowała u Gosi. Czym miałaś się denerwować? Wiele razy nie chciało jej się wracać samej do domu i zostawała u niej na noc – próbował uspokajać żonę Alfons. Obydwoje nie zasnęli prawie do rana. Tępo patrzyli w obrazek Maryi wiszący w kuchni i krzyż z Chrystusem spoglądającym na nich znad drzwi wejściowych. Nad ranem zmorzył ich sen. Aniela przysnęła na kozetce, a Alfons przy stole na drewnianym krześle.

MŁOTEK PRZEWIĄZANY BANDAŻEM GDAŃSK, 10 LISTOPADA 1979 Już dawno minęła dwudziesta trzecia, a żarówki metalowych lampek nie chciały zgasnąć na drugim piętrze w budynku przy ulicy Okopowej. Jakby pęknięte snopy światła przebijały przez okratowane okna. Majestatyczny gmach z 1910 roku od swego powstania był siedzibą Królewskiego Prezydium Policji. Zaprojektował go znany gdański architekt Alfred Muttray. Kiedy hitlerowcy zapanowali w Gdańsku, to w tym budynku pracowali funkcjonariusze policji bezpieczeństwa – Sicherheitspolizei, w skrócie zwanej Sipo. Po wygranej wojnie komuniści niewiele zmienili. Do ceglastego gmachu wprowadzili się milicjanci. Na drugim piętrze mieścił się wydział kryminalny Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Gdańsku. Kapitan Józef Chuchmała nie miał wesołej miny. Jego twarz poszarzała ze zmęczenia, a pod oczami pojawiły się ciemne podkówki, na których jeszcze bardziej wyróżniały się zmarszczki. Robotę w milicji zaczął krótko po wojnie i wiele trupów naoglądał się w swoim życiu, bo od początku robił przy zabójstwach i rozbojach. Ze zmęczenia przecierał oczy i gładził swoją ciągle bujną i kruczoczarną czterdziestoletnią czuprynę, jakby ten rytuał miał coś pomóc na zmęczenie i brak snu. Padał po całym dniu pracy. Już nawet lekko tracił ostrość wzroku, gdy przeglądał kilkadziesiąt kartek z zeznaniami świadków, oględzinami zwłok. Odręcznie pisane przez kolegów z wydziału bohomazy sunęły po liniach białych kart jak kolejki z małymi wagonikami. Po szesnastu godzinach roboty plątały mu się nazwiska i adresy. Wiedział jednak, że nie może stanąć w połowie drogi – pierwsze godziny są najważniejsze dla ujęcia mordercy. Z jęzorem na wierzchu trzeba gonić jak prawdziwy pies. Kapitan czuł jednak, że będzie musiał choć chwilę się zdrzemnąć, bo od rana był na nogach. Telefon od dyżurnego o zabójstwie w Leźnie dostał jakoś chwilę po ósmej. – Zbieraj ekipę. Jest morderstwo pod Żukowem. Zabierzcie też psa. Może złapie trop – strzelał jak z kałasznikowa dyżurny komendy wojewódzkiej w Gdańsku. Zapakowali się do dwóch fiatów oraz nyski i pojechali trasą na

Żukowo. To niespełna dwadzieścia kilometrów, które można przejechać w niecałe pół godziny. Kapitan Chuchmała na nic się nie nastawiał. Wiedział jedynie, że znaleziono ciało młodej dziewczyny. Z tego, co mówił oficer dyżurny, wynikało, że zaatakował morderca zboczeniec. Kiedy kapitan zobaczył ciało leżące na łące, ciarki przeszły mu po plecach. Nie lubił patrzeć na trupy, choć przez lata spędzone w wydziale kryminalnym już przyzwyczaił się do widoku nieboszczyków. Tylko tym razem to nie było śmiertelne w skutkach mordobicie przy wódce na Oruni czy kosa w brzuchu w Nowym Porcie. Ktoś zmasakrował młotkiem głowę dwudziestoletniej Ireny Hinz. Kapitan Chuchmała ze smutkiem czytał teraz karty oględzin zwłok dziewczyny. Przed oczami miał jeszcze widok obnażonego ciała, które widział na łące w Niestępowie. Bandyta musiał uderzyć z wielką siłą – dziewczyna miała dwie czterocentymetrowe dziury w głowie. Kości czaszki wbiły się w mózg. Nie miała żadnych szans na przeżycie. Jednak milicjanci od razu trafili na świetny trop. W korycie Raduni, która zakręcała zaledwie dwieście metrów od łąki, gdzie znaleźli ciało dziewczyny, odkryli leżący młotek. Jego metalowy obuch był szczelnie owinięty jakimś materiałem. Tkanina już nie raziła bielą. Zmieniła kolor na czerwony. Jak przypuszczał z prawie stuprocentową pewnością porucznik Eugeniusz Pućko, była to prawdopodobnie krew dziewczyny. Nie dałby sobie ręki uciąć, bo cuda się zdarzają, ale pewnie już jutro kryminolodzy z Zakładu Medycyny Sądowej w Gdańsku potwierdzą, że na tkaninie jest właśnie krew ofiary. Mieli więc w swoich rękach narzędzie zbrodni. Porucznik Pućko setny raz wczytywał się w opis młotka: Trzonek młotka z metalowej części wystaje na długość 24,5 centymetra. Długość części metalowej od obucha do końca części rombowej wynosi 14,5 centymetra. Kwadrat obucha posiada wymiary 3,6 na 4 centymetry. Wspomnianą tkaniną zawiązany jest przy nasadzie trzonka na podwójny węzeł. Węzeł ten rozwiązano, tkaninę zdjęto z młotka i po rozwiązaniu stwierdzono, że jest to kawałek bandaża elastycznego o długości 66 i szerokości 12,5 centymetrów. – Tylko po jaką cholerę ten bandaż? Co, żeby nie było słychać uderzenia? Nie rozumiem – zastanawiał się głośno, patrząc zmęczonym wzrokiem na dwóch kumpli z wydziału, którzy podobnie jak on przysypiali nad stertą papierów z całego dnia. Na młotku był jeszcze jeden ważny trop: między trzonkiem a obuchem

wytłoczony jest na metalu wgłębiony prostokąt. W zagłębieniu znajduje się czarna substancja, którą wyskrobano i zabezpieczono do badań. Po usunięciu wspomnianej substancji stwierdzono, że w prostokącie wytłoczone są wgłębione litery ZNTK – czytał chłodny opis technika kryminalistycznego kapitan Józ
Pasierb dyma mamusię
Dymanie od tyłu na krześle
Młody rucha mamuśkę w pończochach i różowej bieliźnie - Reagan Foxx, Ostre Ruchanie

Report Page