Rżnąc laseczkę

Rżnąc laseczkę




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Rżnąc laseczkę


Karin Slaughter Hrabstwo Grant t 3 Zimny strach

Home
Karin Slaughter Hrabstwo Grant t 3 Zimny strach



Karin Slaughter Zimny Strach (A Faint Could Fear) Tłumaczyła Agnieszka Lipska-Nakoniecznik
NIEDZIELA 1. Sara Linton ga...

Karin Slaughter Zimny Strach (A Faint Could Fear) Tłumaczyła Agnieszka Lipska-Nakoniecznik

NIEDZIELA 1. Sara Linton gapiła się na wejście do Dairy Queen, przyglądając się swojej siostrze w zaawansowanej ciąży, która właśnie wyszła stamtąd, niosąc w każdej ręce kubeczek czekolady z lodami. Kiedy Tessa przemierzała parking, nagły poryw wiatru uniósł jej fioletową sukienkę ponad kolana. Walczyła z całych sił, żeby przytrzymać ją, nie rozlewając przy tym czekolady, i kiedy zbliżyła się do samochodu, do uszu Sary doszły soczyste przekleństwa. Sara starała się zachować powagę, kiedy wychyliwszy się przez okno, zapytała: – Może ci pomóc? – Nie trzeba – odpowiedziała Tessa, wciskając się do środka. Usadowiła się na fotelu i wręczyła Sarze kubeczek. Natychmiast masz przestać się ze mnie śmiać – dodała. Sara skrzywiła się, kiedy siostra kopnięciem zrzuciła sandały i oparła bose stopy na desce rozdzielczej. BMW i miało niecałe dwa tygodnie, a w tym czasie Tessa zdążyła już zostawić na tylnej kanapie torebkę goobersów, żeby się tam rozpuściły, i rozlać pomarańczową fantę na dywanik z przodu. Gdyby siostra nie była w ósmym miesiącu ciąży, Sara z pewnością by ją udusiła. – Czemu cię tak długo nie było? – spytała. – Bo musiałam się wysikać. – Znowu?! – Nie. Po prostu strasznie mi się podobał kibel w tej przeklętej Dairy Queen! – Tessa prychnęła, a potem powachlowała się otwartą dłonią. – Jezusie, jak tu gorąco! Sara powstrzymała się od komentarza i posłusznie włączyła klimatyzację. Jako lekarz wiedziała doskonale, że Tessa jest po prostu ofiarą własnych hormonów, choć zdarzały się chwile, kiedy myślała, że chyba dla wszystkich zainteresowanych najlepiej byłoby zamknąć Tessę w jakimś pudle i nie otwierać go, dopóki nie usłyszą płaczu noworodka. – Tam był straszny tłok – poskarżyła się Tessa z ustami pełnymi czekolady. – Cholera, czy ci wszyscy ludzie nie powinni być teraz w kościele albo jeszcze gdzie indziej?! – Hmm – odparła Sara. – Iw ogóle to paskudny lokal. Popatrz tylko na ten parking. – Pomachała w powietrzu łyżeczką. – Ludzie rozrzucają wszędzie śmieci

i gówno ich obchodzi, kto będzie po nich sprzątał. Zupełnie jakby myśleli, że zrobią to jakieś wróżki albo krasnoludki. Sara mruknęła coś potakująco, jedząc swoją porcję czekolady, podczas gdy Tessa kontynuowała litanię skarg na każdego, na kogo natknęła się w Dairy Queen, począwszy od gościa gadającego przez komórkę, aż do babki, która stała w kolejce przez dziesięć minut, a kiedy wreszcie doszła do lady, nie mogła się zdecydować, na co właściwie ma ochotę. Po chwili Sara się wyłączyła i zaczęła rozmyślać o zajęciach, które czekały ją w następnym tygodniu. Kilka lat wcześniej podjęła pracę w niepełnym wymiarze godzin jako koroner okręgu, żeby umożliwić w ten sposób swojemu partnerowi z Heartsdale Children’s Clinic wcześniejszą rezygnację z kontraktu. Ostatnio jednak praca w kostnicy wprowadziła całkowity zamęt w rozkład jej zajęć w klinice. Normalnie nie zabierało jej to zbyt wiele czasu, ale w ostatnim tygodniu musiała pojawić się w sądzie, co wymagało zwolnienia się na dwa dni ze szpitala. Miała zamiar nadrobić to, biorąc w tym tygodniu nadgodziny. Stopniowo jej praca w kostnicy coraz częściej zazębiała się czasowo z pracą w klinice i Sara miała świadomość, że kiedyś wreszcie będzie musiała dokonać wyboru. A gdy nadejdzie ten dzień, decyzja z pewnością nie będzie najłatwiejsza. Zajęcie lekarza sądowego było prawdziwym wyzwaniem; czymś, czego Sara pożądała najbardziej, kiedy trzynaście lat temu opuściła Atlantę i przeniosła się z powrotem do okręgu Grant. Jakaś część jej umysłu uległaby atrofii bez ciągłych przeszkód napotykanych w medycynie sądowej. Z kolei w leczeniu małych pacjentów było coś dodającego sił i Sara, która nie mogła mieć własnych dzieci, wiedziała, że będzie jej brakowało kontaktu z nimi. Codziennie biła się z myślami, która praca jest lepsza. Na ogół gorszy dzień w jednej instytucji sprawiał, że ta druga wydawała się bez wad. – To przechodzi ludzkie pojęcie – zaskrzeczała Tessa, wystarczająco głośno, by zwrócić uwagę Sary. – Mam dopiero trzydzieści cztery lata, a nie pięćdziesiąt! Co, do diabła, ma we łbie taka pielęgniarka, żeby mówić coś podobnego kobiecie w ciąży?! Sara popatrzyła na siostrę. – Co takiego? – Słyszałaś chociaż słowo z tego, co mówiłam? – No, jasne. Oczywiście, że słyszałam – odparła Sara, starając się, żeby zabrzmiało to przekonująco. Tessa zmarszczyła brwi.

– Myślałaś o Jeffreyu, prawda? To pytanie zupełnie zaskoczyło Sarę. Tym razem osoba jej eksmałżonka była ostatnią sprawą, jaką zaprzątałaby sobie głowę. – Ależ skąd. – Przestań mi tu kłamać, Saro! – odparowała natychmiast Tessa. – W piątek wszyscy w mieście widzieli tę dziewuszkę od reklamy, jak szła na posterunek. – Malowała litery na nowym radiowozie – wyjaśniła Sara, czując, jak fala gorąca zalewa jej policzki. Tessa zerknęła na nią z niedowierzaniem. – Czy przypadkiem nie mówiłaś tego ostatnio? Sara nie odpowiedziała. Ciągle nie mogła wymazać z pamięci dnia, w którym wróciła wcześniej z pracy do domu i znalazła Jeffreya w łóżku z właścicielką miejscowego sklepu z materiałami reklamowymi. Cała rodzina Lintonów była zaskoczona i poirytowana, że Sara znowu spotyka się z Jeffreyem. Choć w znacznej mierze podzielała ich uczucia, to wciąż nie mogła się zdecydować na zerwanie z nim ostatecznie. Jak zawsze, gdy sprawa dotyczyła Jeffreya, logiczne myślenie nie wchodziło w grę. – Musisz być z nim bardzo ostrożna – ostrzegła Tessa. – Nie pozwól, żeby był zbyt pewny swego. – Przecież nie jestem idiotką. – Owszem, czasami jesteś. – No cóż, ty też – wypaliła i zrobiło jej się głupio, zanim jeszcze te słowa na dobre do niej dotarły. W samochodzie zapadła cisza; słychać było tylko szum klimatyzacji. W końcu Tessa przerwała milczenie. – Powinnaś była powiedzieć: „Wiem o tobie i chcę się dowiedzieć, jaka jest w tym wszystkim moja rola”. Sara próbowała obrócić całą sprawę w żart, ale była zanadto poirytowana. – Tessie, to nie jest twój problem. Tessa wybuchnęła głośnym śmiechem, który nieprzyjemnie zabrzmiał w uszach Sary. – Cóż, do diabła, kochanie, takie chowanie głowy w piasek nigdy nikomu nie wyszło na dobre. Jestem pewna, że ta przeklęta Marla Simms siedziała już przy telefonie, zanim jeszcze mała suka zdążyła wysiąść ze swojej ciężarówki. – Nie mów tak o niej. Tessa znowu zamachała w powietrzu łyżeczką.

– To jak mam o niej mówić? Ta dziwka? – W ogóle nie mów. – Sara powiedziała to, co naprawdę myślała. – Najlepiej nic o niej nie mów. – Och, moim zdaniem zasłużyła na parę mocnych słów. – To Jeffrey mnie oszukiwał. Ona tylko skorzystała z okazji. Wiesz – zaczęła Tessa – ja też w swoim czasie korzystałam z mnóstwa nadarzających się okazji, ale nigdy nie uganiałam się za żonatym facetem. Sara zamknęła oczy, marząc o tym, żeby siostra wreszcie zmieniła temat. Nie miała ochoty prowadzić dłużej tej rozmowy. – Marla powiedziała Penny Brock, że ostatnio przytyła – dorzuciła Tessa. – A gdzieś ty rozmawiała z Penny Brock? – Wpadłam do niej, żeby przepchać zlew w kuchni. – Tessa oblizała ze smakiem łyżeczkę. Przestała pracować razem z ojcem w rodzinnym biznesie hydraulicznym, kiedy rosnący brzuch uniemożliwił jej wczołgiwanie się w ciasne zakamarki, ale ciągle mogła się zajmować udrożnianiem odpływów. – Według tego, co mówi Penny, jest już wielka jak słoń – dodała. Pomimo najlepszych intencji Sara nie mogła oprzeć się poczuciu triumfu, które natychmiast zostało zastąpione przez wyrzuty sumienia, że ucieszyło ją to, iż innej kobiecie przybyło co nieco w biodrach i w pupie. Panienka od reklamy była już i tak zbyt pulchna tu i ówdzie. – No, widzę, że się wreszcie uśmiechasz. Sara rzeczywiście się uśmiechała; policzki zaczęły ją boleć od napinania ust. – To jest straszne. – Od kiedy? – Od kiedy... – Sara pozwoliła, żeby jej głos zamarł. – Od kiedy przez to czuję się jak kompletna idiotka. – No cóż, jesteś, jaka jesteś, jak powiedziałby Popeye. Tessa dała prawdziwe przedstawienie, jak się wyskrobuje plastikową łyżeczką resztki z tekturowego kubka, po czym westchnęła ciężko, jakby właśnie nadeszła najbardziej przykra chwila dzisiejszego dnia. – Mogę dostać jeszcze resztki z twojego kubka? – zapytała. – Nie. – Ale ja jestem w ciąży! – To nie moja wina. Tessa wróciła do wyskrobywania. Żeby jeszcze bardziej zdenerwować

Sarę, zaczęła trzeć podeszwą stopy o drewnianą inkrustację na tablicy rozdzielczej. Upłynęła cała minuta, zanim Sara uznała, że poczucie winy nie daje jej spokoju. Próbowała je przezwyciężyć, jedząc szybciej lody, ale utkwiły jej w gardle. – Masz, ty wielki dzieciaku. – Nie wytrzymała i podała siostrze swój kubek. – Och, dziękuję – odparła słodko Tessa. – Może weźmiemy sobie trochę na później? Tylko... czy mogłabyś tym razem ty po nie pójść? Nie chcę, żeby pomyśleli, że jestem małą świnką, i... – Uśmiechnęła się ze słodyczą, mrugając przy tym powiekami. – Mogłabym zdenerwować tego gówniarza za ladą. – Nie mogę sobie wyobrazić, w jaki sposób? Zamrugała jak uosobienie niewinności. – Och, niektórzy ludzie są tacy wrażliwi... Sara otworzyła drzwi, zadowolona, że wreszcie znalazła pretekst, by wysiąść. Była już trzy kroki od samochodu, kiedy Tessa opuściła szybę. – Tak, tak, wiem – powiedziała Sara. – Z dodatkową czekoladą. – Zgadza się. Zaczekaj. – Tessa przerwała na chwilę, żeby oblizać resztkę lodów z komórki, zanim podała ją przez okno. – To Jeffrey. Sara zatrzymała BMW na nabrzeżu wysypanym żwirem, między policyjnym wozem a samochodem Jeffreya. Zmarszczyła brwi, kiedy usłyszała, jak drobne kamyczki uderzają o podwozie. Jedynym powodem, dla którego wymieniła swój dwuosobowy kabriolet na większy model, była konieczność ustawienia fotelika dla dziecka, jednak biorąc pod uwagę działalność Tessy, BMW będzie się zapewne nadawać na śmietnik, zanim jeszcze dziecko się urodzi. – To tu? – spytała Tessa. – Taak. – Sara zaciągnęła ręczny hamulec i zajrzała w wyschnięte koryto rzeki przed nimi. W Georgii od połowy lat dziewięćdziesiątych panowały straszne susze i olbrzymia rzeka, która niegdyś pełzła przez las jak ogromny, leniwy wąż, wyschła i skurczyła się do rozmiarów ledwie sączącego się strumyczka. Popękane, suche koryto było wszystkim, co po niej zostało, a betonowy most wznoszący się na wysokości dziesięciu metrów wydawał się całkiem niepotrzebny, choć Sara pamiętała czasy, kiedy ludzie łowili z niego ryby. – Czy tam jest to ciało? – spytała Tessa, wskazując grupę mężczyzn stojących półkolem.

– Najprawdopodobniej – odparła Sara, zastanawiając się jednocześnie, czy znajdują się na terenie należącym do college’u. Okręg Grant składał się z trzech miast: Heartsdale, Madison i Avondale. Heartsdale, będące siedzibą Grant Institute of Technology, było perłą okręgu i każde przestępstwo, które wydarzyło się w jego granicach, uważano za więcej niż straszne. Zbrodnia na terenie college’u zaś była wręcz koszmarem. – A co właściwie się stało? – zapytała niecierpliwym tonem Tessa, chociaż nigdy wcześniej nie interesowała się tą częścią pracy Sary. – Tego właśnie mam się dowiedzieć – przypomniała jej Sara, sięgając jednocześnie do schowka po stetoskop. Z powodu ciasnoty jej dłoń oparła się na brzuchu Tessy. Zatrzymała ją tam przez moment. – Och, Sissy. – Tessa chwyciła rękę siostry. – Tak strasznie cię kocham! Sara zaśmiała się na widok łez, które nagle pojawiły się w jej oczach, choć sama także poczuła się poruszona do głębi. – Ja też cię kocham. – Ścisnęła dłoń Tessy. – Zostań w samochodzie. To nie potrwa długo. Jeffrey wyszedł jej na spotkanie. Zjawił się obok samochodu w chwili, gdy zatrzaskiwała drzwi. Ciemne włosy miał starannie zaczesane na bok i trochę mokre w okolicach karku. Ubrany był w ciemnoszary garnitur, znakomicie uszyty i starannie odprasowany, ze złotą policyjną odznaką wsuniętą w kieszonkę na piersi. Sara z kolei nosiła legginsy, które pamiętały lepsze czasy, i koszulkę, która zrezygnowała z udawania, że jest biała, chyba jeszcze za rządów Reagana. Na nogach miała tenisówki, ale bez skarpetek, z luźno związanymi sznurowadłami, tak że mogła wsuwać i wysuwać z nich stopy z tak minimalnym wysiłkiem, jak to tylko możliwe. – Nie musiałaś aż tak się stroić – zażartował, ale w jego głosie wyraźnie słychać było napięcie. – Co jest? – Nie jestem pewien, ale moim zdaniem jest w tym coś podejrzanego – przerwał, zerknąwszy na tył samochodu. – Przywiozłaś Tess? – Było po drodze, a poza tym chciała przyjechać... – Ściszyła głos, ponieważ właściwie nie miała innego wytłumaczenia niż to, że obecnie jej życiowym celem było utrzymywanie Tess w poczuciu szczęścia albo przynajmniej powstrzymanie jej od jęczenia. Jeffrey natychmiast się zorientował, w czym rzecz. – Domyślam się, że nie warto było się z nią kłócić? – Obiecała zostać w samochodzie – powiedziała Sara właśnie w tej chwili, kiedy usłyszała za plecami trzask zamykanych drzwiczek. Oparła

ręce o pośladki i odwróciła się, ale Tessa już machała do niej. – Muszę pójść tam – powiedziała, wskazując linię drzew w oddali. – Czy ona chce wracać piechotą do domu? – spytał. – Nie, tylko musi pójść na stronę – wyjaśniła, obserwując, jak siostra kieruje się ku zalesionemu wzniesieniu. Tessa wspinała się po stromym zboczu, podtrzymując obiema rękoma brzuszek, jakby niosła przed sobą koszyk. – Będziesz na mnie zła, jeśli zacznę się śmiać, gdy ona zaraz stoczy się w dół? W odpowiedzi tylko się roześmiała. – Myślisz, że da sobie tam radę? – dodał. – Na pewno. Nic jej nie będzie, jeśli się trochę pogimnastykuje. – Jesteś pewna? – Jeffrey był wyraźnie zaniepokojony. – Poradzi sobie. – Wiedziała, że Jeffrey nigdy w życiu, nawet przez chwilę, nie miał do czynienia z ciężarną kobietą. Prawdopodobnie obawiał się, że Tessa zacznie rodzić, zanim dotrze do linii lasu. Wtedy wszyscy nie posiadaliby się ze szczęścia. Sara ruszyła w kierunku miejsca zbrodni, ale zatrzymała się, kiedy on nie poszedł za nią. Odwróciła się, czekając na to, co, jak wiedziała, zaraz powinno nastąpić. – Jakoś wcześnie dziś wyszłaś. – Bo doszłam do wniosku, że powinieneś trochę pospać. – Wróciła, żeby wyjąć z kieszeni jego płaszcza parę lateksowych rękawiczek. – A więc co tu jest podejrzanego? – Nie byłem aż tak bardzo zmęczony – powiedział tym samym niedwuznacznym tonem, którego użyłby dziś rano, gdyby ona kręciła się w pobliżu. Nerwowo mięła w dłoni rękawiczki, starając się wymyśleć coś, co mogłaby mu powiedzieć. – Musiałam wypuścić psy. – Możesz zacząć je przywozić. Sara obrzuciła znaczącym wzrokiem policyjny wóz. – Czy to nowy? – zapytała, udając zaciekawienie. Grant County nie było dużym okręgiem i słyszała już o nowym samochodzie, zanim jeszcze został zaparkowany przed posterunkiem. – Dostaliśmy go kilka dni temu. – Jakie ładne litery – zauważyła od niechcenia. – Co ty powiesz. – Był to niezwykle denerwujący frazes, którego ostatnio używał wtedy, gdy nie wiedział, co powiedzieć.

Jednak Sara nie zamierzała pozwolić, żeby wywinął się tak tanim kosztem. – Naprawdę się jej udało. Jeffrey nie odwrócił wzroku, jakby nie miał nic do ukrycia. Zrobiło na niej wrażenie to, że nie starał się zapewniać jej o swojej niewinności w taki sam sposób, co poprzednio. Uśmiechnęła się kwaśno i powtórzyła pytanie. – No to co tu jest podejrzanego? Odetchnął krótko, wyraźnie zirytowany. Sama zobaczysz – oznajmił, zmierzając w stronę rzeki. Szła swoim normalnym krokiem, więc Jeffrey zwolnił, by mogła za nim nadążyć. Widziała, że jest zły, ale nigdy nie pozwoliła sobie na przejmowanie się jego humorami. – Czy to któryś ze studentów? – spytała po chwili. – Prawdopodobnie – odparł, najwyraźniej ciągle spięty. – Przeszukaliśmy jego kieszenie. Nie miał przy sobie żadnego dokumentu, ale ta strona rzeki należy do college’u. – Wspaniale – mruknęła Sara, zastanawiając się jednocześnie, kiedy pojawi się tutaj Chuck Gaines, nowy szef ochrony college’u, i zacznie zadawać pytania na temat wszystkiego, co do tej pory robili. Chucka łatwo można by się pozbyć, gdyby nie to, że pierwszym obowiązkiem Jeffreya jako szefa policji w okręgu Grant było utrzymywanie w college’u oazy szczęścia. Chuck wiedział o tym lepiej niż ktokolwiek inny i wykorzystywał swoją przewagę, kiedy tylko mógł. Sara zauważyła jakąś bardzo atrakcyjną blondynkę, która siedziała na stercie kamieni. Obok niej przykucnął Brad Stephens, młody funkcjonariusz, który całe wieki temu był pacjentem Sary. – Nazywa się Ellen Schaffer – poinformował Jeffrey. – Uprawiała właśnie jogging. Biegła w stronę lasu przez ten most i zauważyła ciało. – A kiedy to było? – Mniej więcej godzinę temu. Zadzwoniła na policję z komórki. – Biega z telefonem? – zdziwiła się, pomyślawszy jednocześnie, dlaczego właściwie ją to zaskoczyło. Niektórzy ludzie zabierają telefon nawet do łazienki na wypadek, gdyby im się tam nudziło. – Spróbuję z nią porozmawiać jeszcze raz, jak już skończysz oględziny zwłok. Wcześniej była zbyt roztrzęsiona. Może Bradowi uda się ją uspokoić. – Znała ofiarę? – Wygląda na to, że nie. Przypuszczalnie znalazła się po prostu

w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Większość świadków cierpi z powodu takiego cholernego pecha, kiedy przez krótki moment widzi coś, co potem stoi im przed oczyma przez resztę życia. Na szczęście, biorąc pod uwagę to, co Sara zauważyła pośrodku koryta rzeki, ta dziewczyna wykpiła się tanim kosztem. – Tutaj – zawołał Jeffrey, ujmując jej rękę, kiedy zbliżyli się do brzegu. Teren był pagórkowaty, a zbocze opadało ostro w dół, w stronę rzeki. Padający deszcz wyżłobił w miękkim gruncie ścieżkę, ale mulista ziemia była porowata i łatwo mogła się osunąć. Sara oceniła na pierwszy rzut oka, że koryto musiało mieć w tym miejscu ponad dziesięć metrów szerokości, ale Jeffrey na pewno każe później komuś to zmierzyć. Szli po spękanym z braku wilgoci podłożu i Sara czuła, jak do jej tenisówek wpada żwir i kawałki gliny, kiedy wzniecając kłęby pyłu, podążali w kierunku ciała. Dwanaście lat wcześniej w tym miejscu byliby już po szyję w wodzie. Zatrzymała się w połowie drogi i spojrzała w górę na most. Składał się z prostych betonowych dźwigarów i niskiej barierki z metalowych prętów. Kilka centymetrów nad dnem znajdowała się wystająca skalna półka. Między nią a barierką ktoś napisał czarnym sprayem „CZARNUCHY!” i namalował obok wielką swastykę. Poczuła w ustach cierpki smak. – Ach, jakie to urocze – powiedziała drwiąco. – Niestety. – Jeffrey był równie zdegustowany jak ona. – Takie rzeczy są wszędzie na terenie campusu. – Od kiedy to się zaczęło? – spytała. Napis był już nieco wyblakły, prawdopodobnie miał kilka tygodni. – Kto to może wiedzieć? – odparł Jeffrey. – W college’u nawet nie zwrócili na to uwagi. – Bo jeśliby zwrócili, to musieliby coś z tym zrobić. – Obejrzała się, szukając wzrokiem Tessy. – Wiesz, czyje to może być dzieło? – Studentów – odpowiedział nieprzyjemnym tonem, ruszając. – Pewnie jakiejś garstki jankeskich idiotów, którzy uważają, że to świetny dowcip, przyjechać tu, na Południe, i robić sobie jaja. – Nienawidzę takich rasistów amatorów – wymamrotała, przywołując na usta uśmiech, kiedy zbliżali się do Matta Hogana i Franka Wallace’a. – Dzień dobry, Saro – powitał ją Matt. W jednej ręce trzymał aparat Polaroid, a w drugiej kilka gotowych odbitek. Frank, drugi w miejscowej policji po Jeffreyu, powiedział: – Właśnie skończyliśmy zdjęcia.

– Dzięki – odparła, naciągając lateksowe rękawiczki. Ofiara leżała dokładnie pod mostem, twarzą do ziemi, z rozrzuconymi na boki ramionami. Jej spodnie i slipki zwinęły się w kłąb dookoła kostek. Sądząc po wzroście i braku owłosienia na gładkich plecach i pośladkach, był to młody mężczyzna, prawdopodobnie dwudziestokilkuletni. Blond włosy sięgały kołnierzyka, a z tyłu głowy rozdzielał je przedziałek. Można by pomyśleć, że śpi, gdyby nie rozbryźnięte dookoła plamy krwi i fragmenty tkanki wystające z odbytnicy. – Ach. – Sa
Nastolatka rucha się z fetyszystą stóp
Piękny masaż lesbijski
Laski oglądają jak facet bawi się kutasem

Report Page