Policjantka w akcji

Policjantka w akcji




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Policjantka w akcji
W ostatnim czasie w miejscowości Dziadowa Kłoda w województwie dolnośląskim miała miejsce sytuacja, która na długo pozostanie w pamięci internautów. Do sieci trafiło nagranie, na którym możemy zobaczyć policjantów goniących młodego mężczyznę.
Choć uciekający ostatecznie zatrzymał się i poddał, policjantka postanowiła go kopnąć i przyłożyć mu pistolet do głowy.
Na wideo możemy zobaczyć, jak mężczyzna podnosi ręce do góry i chwilę później podbiegają do niego funkcjonariusze.
„Na glebę ku**o” – krzyczy policjantka, po czym kopie leżącego i każe odwrócić mu się na plecy.
Kobieta przystawiła mężczyźnie pistolet do głowy. Ostatecznie został on zakuty w kajdanki.
Cała sytuacja została nagrana przez jednego ze świadków. Nagranie trafiło do sieci i wywołała prawdziwą burzę:
„Pani policjantka chyba sobie wkręciła że w jakimś filmie akcji jest” – pisze użytkownik Facebooka
„No policjanci z Majami to nie są, brak podstaw anatomii zewnętrznej człowieka, leży sobie gościu spokojnie na plecach a ta się drze-„na plecy!” O co ci babo chodzi” – pisze kolejny internauta.
„To powinno być zgłoszone do BSW …to przykładanie broni do skroni jest nadużyciem … A ta pseudo policjantkę powinno się podawać badania psychiatrycznym …. Bo ma nie równo pod kopułą…” – dodaje ktoś inny.
Póki co nie wiadomo, czy funkcjonariuszka poniesie jakieś konsekwencje i czy zostało zgłoszone nadużycie praw.
© 2021 Webniusy.com Wszelkie prawa zastrzeżone.

Browser wird nicht unterstützt Du verwendest einen Browser, der von Facebook nicht unterstützt wird. Wir haben dich daher an eine einfachere Version weitergeleitet, um dir das bestmögliche Erlebnis bieten zu können.
Offenbar hast du diese Funktion zu schnell genutzt. Du wurdest vorübergehend von der Nutzung dieser Funktion blockiert. Wenn dies deiner Meinung nach nicht gegen unsere Gemeinschaftsstandards verstößt, teile uns das bitte mit .


Dołącz do tych którzy chcą zrozumieć świat.




Subskrybuj













Newsweek







 > 







Polska







 > 







Społeczeństwo




















„Wyrzucają go na klatkę w samych majtkach, dalej okładają”. Dlaczego w czasie interwencji policji giną ludzie?






Małgorzata Święchowicz


Dziennikarka działu Społeczeństwo


przeczytaj więcej moich tekstów










policja









bicie









brutalność policji
















„Kryształki dowożą jak pizzę na telefon”. Nowe narkotyki coraz bardziej groźne










W najnowszym Newsweeku 42/2021










W najnowszym Newsweeku 39/2021








Trzy razy w tygodniu na Twojej skrzynce


Udzieloną zgodę możesz wycofać w każdej chwili.


Administratorem danych osobowych podanych przy zapisaniu się na newsletter jest jest Ringier Axel Springer Polska sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-672), ul. Domaniewska 49.
Więcej w regulaminie serwisu Newsweek.pl
( tutaj )



„Cieszę się, mając kawał »mięsa« w majtkach”. Dlaczego mężczyźni decydują się na powiększenie penisa?





W aplikacji Newsweek dostęp do wszystkich treści z wydań Newsweeka.





Dostęp do różnych treści: podcasty, wideo, opinie


Subskrypcja Newsweek.pl
Prenumerata wydań
Regulamin
Polityka prywatności
Mapa strony
Biuro reklamy
Pomoc
Kontakt
Kupony rabatowe


© 2022 Ringier Axel Springer Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone

W dwa miesiące można zostać policjantem uzbrojonym w gaz, pałkę, broń. I nie zawahać się, by tego użyć.

Ł ukasz prowadził firmę wynajmującą samochody. Dużo podróżował. Inteligentny, ambitny, towarzyski. Wielu miało go za wyjątkowego, takiego, któremu wszystko się układa. A my wiedzieliśmy, że czasami zamyka się w sobie, wpada w stany depresyjne. A jeszcze tydzień wcześniej zmarła jego ukochana suczka Bonita, mówił o niej „moja córeczka”, miała wadę serca. Ta jej nagła śmierć kompletnie go przybiła – opowiada Wiktoria Łągiewka, siostra Łukasza. – Gdy w nocy zaczął przysyłać esemesy, że zostawia nam pieniądze, przeprasza, sprawdzi, czy po drugiej stronie spotka Bonitę, powiedziałam tacie: „Trzeba zadzwonić na 112” – mówi Wiktoria.


Studiuje prawo i kryminologię, w podręcznikach są informacje, jak w takim przypadku powinna wyglądać interwencja. Była pewna, że gdy zadzwonią pod 112, służby ruszą z pomocą. – Tato zadzwonił, powiedział, jaki jest stan Łukasza. Teraz obwinia się o to, że zadzwonił. Ja się obwiniam, bo to był mój pomysł.


– Jest pierwsza w nocy, jedziemy do mieszkania brata. Pod blokiem stoi już wóz straży pożarnej. Strażacy mówią, że pukali do Łukasza, nie otworzył. Zaczęli budzić sąsiadów, wchodzili do ich mieszkań. Mówili, że może trzeba będzie się dostać do niego przez okno, więc muszą się zorientować, które to okna. Przyjechało dwoje funkcjonariuszy: policjantka i policjant. Zapukali do mieszkania brata: „Otwierać, policja!”. Ściągnięto medyków i kolejny wóz strażacki.


My z tatą patrzyliśmy, że coraz więcej służb, a nikt nie podejmuje próby rozmowy z moim bratem. Zadzwoniliśmy do niego na komórkę, odebrał. Poprosiliśmy, żeby otworzył drzwi, bał się, słyszał, że coś się dzieje na klatce schodowej. Nie chciał otworzyć, ale był z nim kontakt, można było porozmawiać, tylko że nikt z tych służb nawet nie próbował.


Nagle oświetlili okna. Wyobraziłam sobie, jak to musiało wystraszyć Łukasza. Zaczął krzyczeć, żeby go zostawić w spokoju. Policjanci wezwali wsparcie, przyjechało czterech, w tym dwóch nieumundurowanych. Brat zaczął uderzać w drzwi i coraz głośniej krzyczał: „odejdźcie”. Zadzwonił do mamy, że ktoś chce mu zrobić krzywdę, dzwonił do znajomych, w końcu na 112, z informacją, że ktoś się do niego włamuje. Był w panice.


Strażacy próbowali wywalić drzwi młotem, nie udało się. Zaczęli wyłamywać zamek. Gdy zobaczyliśmy, że jeden z policjantów wyciąga broń, wiedzieliśmy z tatą, że ta akcja nie potoczy się dobrze. Nie było mowy o tym, żeby wezwać psychologa, negocjatora. Policjanci każą się odsunąć, mają gaz, pałki, jeden celuje w drzwi z pistoletu. Krzyczą. Łukasz jest przerażony, próbuje przytrzymać drzwi. Wtedy nie zauważyłam, że trzyma nóż, ale teraz jestem w stanie zrozumieć, że chwycił w akcie paniki. Wpadają, rzucają się na niego, zaczynają okładać, biją na oślep. Jeden z policjantów klęczy mu na szyi – opowiada siostra Łukasza.


Ktoś z końca korytarza nagrywa odgłosy szamotaniny, Łukasza krzyczącego „Pomocy”. Krzyki policjanta: „Ku..., odrzuć ten nóż”, „odrzuć nóż”. Łukasz wciąż, rozdzierająco: „Pomocy!”, „Duszę się!”. Później przestaje krzyczeć, jęczy. – Wyrzucają go na klatkę schodową w samych majtkach, dalej okładają. Im bardziej go okładają, tym bardziej on chce się jakoś wywinąć, a wtedy oni jeszcze bardziej biją, więc klękam, błagam, żeby się uspokoił. Bo sobie wyobrażałam, że jak przestanie się ruszać, to oni przestaną bić. Od uderzenia pałką teleskopową pęka skóra, leci krew. Mam wciąż przed oczami straszne obrazy: policjanta, który dwa razy uderza Łukasza pięścią w głowę. Policyjne nogi, które przygniatają nogi Łukasza. Zakuwają go. Medycy podchodzą, podają mu jakąś substancję, po której – mam wrażenie – już nas nie widzi. Policjanci chodzą podekscytowani, ktoś mówi: ale była akcja! I że mój brat pójdzie siedzieć za czynną napaść na funkcjonariusza. Nie obchodzi ich ani stan Łukasza, ani nasz. Stoimy z tatą zdruzgotani. Medycy biorą brata na nosze. Oczy ma otwarte, ale niewidzące.


Łukasz trafia na oddział intensywnej terapii. – Dopóki nie umrze, pilnują go policjanci. Tato zauważył, że w szpitalu są ci sami, którzy brali udział w akcji. Oni są przy Łukaszu, a rodzicom nie pozwala się podejść. Będą mogli zobaczyć go dopiero w kostnicy – mówi Wiktoria Łągiewka.


Łukasz umiera 2 sierpnia, ma 29 lat. To nie jest pierwsza śmierć po interwencji wrocławskich policjantów. Wcześniej, 30 lipca, także we Wrocławiu, ginie 25-letni Dmytro Nikiforenko. A kilka dni później, w Lubinie, 34-letni Bartek Sokołowski.


Jedno województwo – dolnośląskie. Jeden tydzień. Trzy przypadki. W każdym z nich chodziło o udzielenie pomocy. Do Łukasza wezwał ojciec, który bał się, że syn odbierze sobie życie, do Bartka wezwała mama, bo syn był po narkotykach, myślała, że go zabiorą do szpitala, z kolei Dmytro Nikiforenko wracał do domu z grilla u znajomych i został zabrany do izby wytrzeźwień.


– Wszystkie te przypadki są jak kopiuj – wklej, tak bardzo do siebie podobne – mówi dr Wojciech Kasprzyk, radca prawny, pełnomocnik rodziców Łukasza Łągiewki i Bartka Sokołowskiego. – Te same metody: dociskanie leżącego kolanami, podduszanie. A później zapewnienia, że interwencja przebiegła prawidłowo. Z pierwszego komunikatu Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu w sprawie Bartka Sokołowskiego można się było dowiedzieć, że w wyniku interwencji nie odniósł obrażeń, miał tylko nieliczne zadrapania na twarzy. Tymczasem miał krwawe wylewy i połowę głowy zmasakrowaną – mówi dr Kasprzyk.


Dmytro Nikiforenko zostaje zabrany do izby wytrzeźwień z przystanku autobusowego (późniejsze badanie wykaże, że miał 1,5 promila alkoholu we krwi). Policjanci traktują go jak groźnego przestępcę: ręce skute z tyłu, wykręcone, głowa dociskana do dołu.


Z zapisu monitoringu, jaki udało się zdobyć dziennikarzowi „Gazety Wyborczej”, wynika, że Dmytro jest spokojny. Gdy w izbie go rozkuwają, próbuje wstać, rozciągnąć obolałe ręce, wtedy rzucają się na niego, przewracają go, siadają na nim – zarówno pracownicy izby, jak i policjanci, w sumie przygniata go sześć osób. Jeden z policjantów przyciska głowę Dmytra kolanem do podłogi. Później: izolatka, pasy i nadal przyduszanie, siadanie na nim, ciosy zadawane pięścią, kolanem. Nawet gdy już przestaje się ruszać, siedzą na nim, podduszają go, biją po głowie.


– Po sprawie Igora Stachowiaka wydawało się, że policja wyciągnie wnioski, będzie lepiej. A jest gorzej – mówi dr Piotr Kładoczny, wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Pracuje w fundacji od 1996 r. i takiego nagromadzenia przypadków, w których po interwencji policji dochodzi do śmierci, nie pamięta.


Te trzy przypadki z Dolnego Śląska nie są jedyne. Wyjaśnienia wymaga na przykład śmierć Arkadiusza Mortki: 5 lipca 38-latek zostaje zatrzymany przez policjantów z Ostrowca Świętokrzyskiego, trafia „na dołek”, później przewożą go do szpitala, wychodzi, znów go zatrzymują, po czym znów przewożą do szpitala, umiera.


Wcześniej: Krotoszyn w Wielkopolsce, 30-letni Tomasz Osiński jest pod wpływem dopalacza, do domu przyjeżdża czterech policjantów, skuwają go, sprowadzają do parteru. Rodzice twierdzą, że policjanci przycisnęli głowę syna do materaca łóżka, nie miał jak oddychać, stawali na jego nogach, klęczeli na plecach. Gdy przyjechało pogotowie, wzrok miał nieruchomy, nie oddychał. Mimo reanimacji zmarł.


Rzecznik praw obywatelskich wielokrotnie zwracał uwagę na rosnącą brutalizację policji, na to, że brakuje standardów. To, że policja znęca się nad zatrzymanymi, stosuje metody uznawane za tortury, widać w raportach działającego przy RPO Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur. Po wizytach na komisariatach, po analizie akt spraw, które dotyczyły policyjnych interwencji, widać, że lista niedopuszczalnych, a stosowanych przez policjantów metod jest długa.


Jedna z komend w mieście wojewódzkim: zatrzymanie turysty z Francji, policjant, który lubi mówić, że „grunt to prund”, obiecuje nauczyć Francuza polskiego. Przykłada paralizator do jego klatki piersiowej, uda, narządów płciowych. Ściąga zatrzymanemu spodnie i bokserki, ponownie przykłada paralizator do genitaliów.


Komenda powiatowa: skuwanie rąk z tyłu, rzucanie skutego raz na podłogę, raz o ściany, bicie pałką po stopach, zakładanie worka na głowę i pryskanie do worka gazem. Na te metody skarżą się zatrzymani w różnym czasie, w różnych sprawach, przez różnych policjantów, co każe domniemywać, że się na tamtej komendzie przyjęły.


Przypadek z innej części kraju: patrol każe zatrzymanym na ulicy zdjąć spodnie, majtki, wypiąć się. W raportach są jeszcze takie przypadki: przykucie do kaloryfera, straszenie podłączeniem „akumulatora do jaj”, zgwałceniem, podrzuceniem narkotyków, tarcie uszu zatrzymanego aż do krwi i żarty, że chyba kłamie, skoro mu się uszy czerwienią. Zatrzymany po wypuszczeniu ma uszkodzenie słuchu i lęki, nie może spać.

– Od momentu, w którym policja czy jakakolwiek formacja mundurowa zatrzymuje kogoś, poddaje interwencji, odpowiedzialność za zdrowie i życie tej osoby przejmuje państwo. I to na państwie ciąży później obowiązek udowodnienia, że działania podjęte wobec tej osoby były uzasadnione. Jeżeli nie były, państwo jest winne – tłumaczy dr Kładoczny. – W interesie państwa powinno być gruntowne wyjaśnienie każdej sprawy i wprowadzenie mechanizmów, które pozwoliłyby uniknąć takich przypadków w przyszłości. Po sprawie Igora Stachowiaka obiecywano, że będą kamery na mundurach policjantów. I one teraz czasami są, ale w najważniejszych momentach wyłączone – mówi dr Kładoczny.

Czasami jednak postronni nagrają przebieg interwencji albo zachowają się rozmowy z dyspozytorem pogotowia, jak w Lubinie. Dzięki temu wiadomo, że Bartek Sokołowski był dociskany policyjnym kolanem do ziemi i nie żył, gdy zabierało go pogotowie, choć pierwszy komunikat policji był taki, że zmarł dwie godziny po tym, jak został przewieziony do szpitala.


– To, jak niektórzy przeprowadzają teraz interwencje, to dramat. Zakładają dźwignie na kark, na kręgosłup, podduszają, naciskają na szyję. A już to siadanie w czterech czy sześciu na jednym człowieku..., szkoda słów. Każdy z policjantów waży przynajmniej 80 kg, więc gdy jest ich sześciu, zatrzymany ma na sobie prawie pół tony. To przecież nie może się dobrze skończyć – mówi Marcin Samsel, specjalista do spraw bezpieczeństwa, który wykłada w Wyższej Szkole Administracji i Biznesu w Gdyni, prowadzi też szkolenia z technik interwencji.


– Na pierwszych zajęciach proszę, żeby mi każdy pokazał, jak – jego zdaniem – obezwładnić człowieka. I niemal zawsze jest to samo: przewrócić na ziemię, przycisnąć szyję kolanem. Automatycznie: klęczą, duszą. Może naoglądali się amerykańskich filmów, może ktoś im kiedyś powiedział, że to jest skuteczne. Tylko nie dodał, że jest też cholernie niebezpieczne. Przychodzą teraz do służby w policji ludzie wychowani na grach komputerowych, z mentalnością taką: wyjdę na ulicę i wam pokażę. Może im się wydawać, że biorą udział w grze. Gdy ktoś zginie, to game over, zacznie się grę od nowa. Nie jestem pewien, czy zdają sobie sprawę z tego, że jeśli komuś kolanem przygniotą szyję albo uderzą pałką teleskopową w głowę, to będzie realna tragedia ze skutkami, których nie da się cofnąć – mówi Samsel.


Tłumaczy, że można byłoby nauczyć ich właściwych reakcji, ale kiedy? Do niedawna, by zostać policjantem, trzeba było przejść półroczny kurs. Wielu ekspertów uważało, że trzeba to szkolenie wydłużyć. W czerwcu ubiegłego roku gen. Jarosław Szymczyk, komendant główny policji, rozmawiając z InfoSecurity24.pl, przyznawał, że „sześć miesięcy to za mało czasu na przygotowanie policjanta do służby”. Po czym podjął decyzję o skróceniu szkolenia do 64 dni. Wcześniej przyszły policjant miał z taktyki i technik interwencji 195 godzin, zostało 77. – Łatwiej teraz zostać policjantem niż ochroniarzem w sklepie – mówi Marcin Samsel. – Nabór do pracy w policji jest coraz słabszy. I to jest pierwszy problem. Drugi to skrócenie szkolenia podstawowego. Trzeci: nie wysyła się policjantów na kursy doszkalające. Nikt nie koryguje złych zachowań. Instruktor powinien przećwiczyć z policjantem to, co on robi na ulicy, i jeżeli postępuje niewłaściwie, poprawić. Ale jest tyle wakatów w policji, że nikt z komendantów nie zdecyduje się, żeby policjanta zamiast na ulicę wysłać na kurs. Poza tym w ośrodkach szkolenia brakuje instruktorów.


Gdy w 2015 r. firma Synergion opublikowała badania dotyczące występowania agresji w policji, przeprowadzone na zlecenie ówczesnego MSWiA, okazało się, że funkcjonariusze starsi stażem są bardziej opanowani, mniej skłonni do zachowań agresywnych. Problem nadmiernej, nieuzasadnionej agresji dotyczył wówczas 27 proc. policjantów, najczęściej z prewencji, szeregowych, w wieku do 30 lat.


– Rzuca się
MILF uwięziona przez gwałciciela
Mloda prostytutka w ponczochach
Japonka myje swoje piekne cialo

Report Page