Pobudzona laska

Pobudzona laska




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Pobudzona laska

- mówiłaś ze zatrzymasz się na pare dni.
- zmieniłam zdanie. nie bede cie obciążać.
Przyznam szczerze, że zabolało mnie takie chłodne pożegnanie. Czułam że miedzy mną a Kacprem juz nigdy nic nie będzie. Łzy same napłynęły mi do oczy, zaczęłam płakać. Szybkim krokiem doszłam do przystanku.
Próbowałam otworzyć drzwi do mieszkania jak najciszej a potem jak najciszej je zamknąć. Nie wiedziałam co zastane w mieszkaniu, spodziewałam się najgorszego. Po chwili rozkładaną się po domu byłam pewna ze nikogo tam nie ma. Byłam spokojniejsza. Właściwie to nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Wyjęłam kieliszek i moje ulubione kalifornijskie wino. Odpaliłam także papierosa. Siadlam na kanapie i rozkoszowalam się smakiem wina i fajki. Czułam się dziwnie, tak pusto, tak samotnie. Znów rozplakalam się. Chciałam się nacpac. Heroiny nie miałam przy sobie, nie wiedziałam co robic. Była 8 nad ranem. Przypomniało mi się, że Rose zostawiła u mnie kiedyś jakis biały proszek, mówiła mi nazwę tego narkotyku ale zapomnialm juz co to było. Może amfetamina, moze meta.. napewno nie była to kokaina. Wysypałam wszystko na stolik i uformowałam z tego dwie kreseczki. Wyjęłam z portfela banknot. Nachylilam się iwciagnelam jedną z nich. Poczułam się dziwnie, inaczej niż po heroinie. Nagle drzwi otworzyły się. Dostrzegłam że do pokoju wszedł Bartek. Popatrzył na mnie i spytał co ja robię.
Czułam się żywa i pobudzona. Doszłam do wniosku że to białe ścierwo zadziałało lepiej niż poranna kawa. 
- po co tu wróciłaś? - spytałam - znowu chcesz mnie zgwałcić hmm?
- a może to ma być seks za moją zgodą co? - ciagnelam temat. 
Bez namysłu podeszłam do niego i zaczęłam rozpinac jego spodnie całując go jednoczesnie. On zaczął robic to samo. Nawet nie wiem kiedy pozbyliśmy się wszystkich ubrań. Wylądowaliśmy na kanapie. Czułam się cudownie. Moj orgazm był 100 razy mocniejszy niż zazwyczaj. Kiedy skończyliśmy prosiłam o więcej. Zgodził się. Pózniej chciałam jeszcze ale tym razem powiedział że on juz nie da rady, że się zmęczył. Bardzo mnie to zdziwiło gdyż ja byłam pełna energii. Zasnął. Tymczasem ja poszłam wciągnąć drugą kreskę.
Przepraszamy za długą nieobecność ale sytuacja życiowa dopiero dzisiaj pozwoliła na dodanie posta. 
Ps. Co wy na to aby stworzyć drugiego bloga. Mam świetny pomysł na niego, jezeli będzie zainteresowanie może go zdradzimy :) 
Siedziałam na łóżku i wspominałam. Wspominałam o tym co było kiedyś, kiedy nasza rodzina była jeszcze rodziną. Czasy kiedy mama była zdrowa, a tata nas kochał. Przez moja głowę przelatywały najróżniejsze wspomnienia. W jednej chwili widziałam zeszło roczna wigilie kiedy z mamą piekłyśmy ciasto a tata z rodzeństwem ubierali choinkę, gdy pózniej siedzieliśmy i oglądaliśmy jakiś głupi film którego nawet nie pamietam i gdy z niczego Lidia zaczęła śpiewać kolędy a chwile pózniej straciła kubek pełen goroncej czekolady, która piłam i ganiałam ja po całym mieszkaniu ze śmiechem, widziałam wakacje kiedy razem z Karolina śledziliśmy ludzi na mieście, jeździliśmy rowerami i śpiewaliśmy jakies głupie piosenki z dzieciństwa, disco, a czasem wymysloneprez siebie. Widziałam siebie i Kacpra spacerujactch po parku bez większego celu. Kiedy nic innego niż nasza dwójka sie nie liczyło. Siedziała bym tak dłużej gdyby ktos nie zaczął dobijać sie do moich drzwi. Dopiero w tedy uświadomiłam sobie ze po moich policzkach płynęły łzy. Przetarłam je szybko i poszłam otworzyć drzwi. Gdy szlam do drzwi minelam lustro, przystanekam na chwile aby zobaczyć czy wyglądam w miarę dobrze. Miałam na sobie za duża koszule która zostawił tata, szczerze to nie wiem dla czego dalej ja trzymam. Chyba tylko dla tego ze po prostu ciagle mam nadzieje, tylko na co tego jeszcze nie wiedziałam. Miałam krótkie spodenki których nawet nie było widac z pod koszuli. I białe zakolanowki. Ku zdziwieniu nie wygladałam źle, wygladałam zaskakująco dobrze. Na głowie widniał niechlujny kok, a moja twarz nie była pomalowana, no bo po co mam sie malować skoro i tak nigdzie wychodzilam. Podeszłam do drzwi, spojrzałam przez wizjer, ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Bartka. Otworzylam mu drzwi. Wszystko potoczyło sie za szybko nagle czułam na plecach ścianę do której przyduszalo mnie ciało Bartka.
Nagle zobaczyłem ja w drzwiach. Nigdy jeszcze jej takiej nie widziałem. Jeszcze nigdy sie tak nie czułem. Nie wiedzialem co to było za uczucie, jeszcze nigdy przez całe życie nie czułem czegoś podobnego do tego co wywołała we mnie ta dziewczyna. Moje ciało samo zareagowało, nagle znalazłem sie przy niej. Przycisnolem ja do ściany i zacząłem całować po szyi. Moje ręce powędrowały do jej włosów by je rozpuścić. 
- lepiej wyglądasz w rozpuszczonych, wyszeptalem jej do ucha. 
Nic nie odpowiedziała za to zobaczyłem jak czerwieni sie na twarzy. To podnieciło mnie jeszcze bardziej. Zacząłem prowadzić ja w stronę kanapy. Nie wiem pi co to robiłem po postu chciałem, a gdy czegoś chce po prostu dostaje to, nie zważając na koszta jakie ze sobą niesie. Jebac konsekwencje i policję - to moje motto. Nagle wyczułem ze zaczyna mi sie opierać. Chciałem zeby była mi posłuszna, wiec zacisnilem mocniej ręce na jej nadgarstkach. Nagle oboje wylądowaliśmy na kanapie w salonie. Polozylem ręce nad jej głowa i zacząłem całować całe jej ciało. Był taka bezbronna. Nic nie mogła zrobić, a i tak stawiała opór zdenerwowało mnie to 
- przecież i tak jesteś dziwka wiec co ci to przeszkadza, przecież robisz to codziennie, sprzedajesz swoje ciało wiec daj mi w końcu dupy. Po jej policzkach nagle zaczęły płynąc łzy. Nie przeszkadzało mi to, liczyło sie tylko to ze juz sie tak nie wierci. Szybkimi ruchami zaczął pozbywać sie swoich jak i jej ubrań. Gdy nagle poczułem sie jak by ktos mi przywalil patelnia w głowie. Po tym była juz ciemnosc.
Patrzyłam ze łzami w oczach jak zasypia. W duchu dziekowalam ze Lidia i Szymon są u babci i nie musiały tego wiedziec. Szybko sie od niego uwolniłam pozbieralam moje ubrana które były rozrzucone po całym moim pokoju. Założyłam je szybko na siebie i pobiegłam do pokoju. Założyłam czarne vansy założyłam kurtkę i postanowiłam uciec. Chodziłam bez celu po mieście. Do głowy nie przychodziło mi żadne miejsce do którego teraz mogła bym sie udać. W tym mieście nie miałam nikogo. A do Rose nie mogłam pójść bo mieszkała razem z bratem Bartka, a to dla mnie za duże ryzyko. Wiecej przyjaciół nie miałam. Do głowy przychodziło mi tylko jedno miejsce. Ale istnieje spore ryzyko ze tylko naplują mi w twarz i zatrzaśnie drzwi przed nosem, pozostawiając mnie samej sobie. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była 23.44. Szybkim krokiem skierowalam sie na przystanek dla tramwajów. Zastanawiałam sie czy nie zadzwonić, ale jednak stwierdziłam ze to mi i tak nic nie da. Lepiej bedzie jak spotkam sie z nim osobiście i poproszę o pomoc. Usiadłam na ławeczce. I zaczęłam myślec o tym co powiedział Bartek. W sumie miał racje, ale jednak to tak bolało kiedy powiedział mi to prosto w twarz. Wtedy uświadomiłam sobie ze muszę jak naj szybciej to zakończyć. Nagle z daleka zobaczyłam światła jakiegoś pojazdu. Chwile pózniej podjechał oczekiwany prze ze mnie tramwaj. Wsiadłam do nie go i pojechałam. Do celu miałam około 30 min. Usiadłam przy oknie, i wpatrywałem sie w panoramę miasta. Gdy wysiadlam zaczęłam kierować sie w stronę domu. Gdy do niego doszłam była 1.03. Zadzwoniłam w dzwonek do drzwi . Nie musiałam długo czekać. Po chwili zobaczyłam zapalane światło na pietrze, a zaraz po tym moim oczom ukazał sie nie kto inny jak Kacper. 
-co ty tu robisz, spytał i zmierzył mnie głowa od stup do głów 
- wiem ze nie mam prawa tu być, ale musisz mnie wysłuchać 
- ..., niech bedzie co jest ? Opowiedziałam mu cała historie nie pomijając ani jednego szczegółu, było po nim widac ze z każdym moim słowem był coraz bardziej wstrząśnięty.
- wiec mam do ciebie prośbę czy mogl bys mnie przenocować przez pare dni ? Spojrzał na mnie jak na jakiegoś kosmite, ale sie zgodził. Wiedziałam ze jest to szansa której nie. Ogr zmarnować i postarać mu sie wszystko wyjaśnić. 
Wakacje mijały nieubłaganie szybko. Juz prawie cały miesiąc. Dzieci nadal były u babci. Babcia chciała je zatrzymać, zapisać je tam do szkoły. W sumie... nie miałam nic przeciwko.
Tego dnia obudziłam się dosyć szybko. Była godzina 8:45. Rose nie dawała mi znaku życia. Nie widziałam co u niej. W sumie żyłam monotonnie i normalnie. Cos jednak się zmieniło. Ojciec wyjechał ale to nie to, matka umierala.. To też nie to. Oswoilam się z myślą ze jej nie ma, pomimo ze jeszcze była wsród żywych.. Wsród żywych, nie wsród nas. Idealnie mogłabym przytoczyć tu słowa piosenki której słuchałam jak byłam młodsza. "Mieli być tu ale jednak ich zabrakło" idealnie odnosiło się to zarówno do mojej matki jak i do ojca. Moja matka gasła, znikała ale to nie była jej wina. Ojciec odszedł sam. Miał wolną wole. Nienawidziłam ich jednak po równo. Myślałam o swoim życiu o swoich problemach. Zrozumiałam, że większość z nich jest konsekwencją ich wybryków, ich chorób, ich zachowań. Obwiniałam ich w tamtej chwili o wszystko. O to, że biorę, o to że musiałam zostać prostytutką, o to że zawalam szkole zeby opiekować się rodzeństwem. Dzięki Bogu nikt z sąsiadów nie powiadomił opieki społecznej. Teraz Lidia i Szymon zamieszkają u babci, moze to i lepiej. Ja za niecałe pol roku skończę 18 lat, moge mieszkać sama, nikt się nie przyczepi. W gruncie rzeczy nie. chciałam zeby matka wróciła do domu ze szpitala, a ojciec z zagranicy. Wolałam zeby zostało tak jak jest. Żebym odwiedzała matkę raz na tydzień w niedziele, zeby ojciec co miesiąc wysyłał mi pieniądze na konto. Było w miarę dobrze, nie chciałam tego psuć. Nie lubie zmian, zwłaszcza takich z dnia na dzien do których absolutnie nie jestem przygotowana. Gdyby matka wróciła i znów dostała ataku? Bólu gdy ona znowu odchodzi nie zniosę.. Nie zniosę juz nigdy więcej.
Zamyslilam się. Zrobiło mi sie smutno. Zachciało mi się coś wziąć. Miałam coś schowane, kupiłam ostatnim razem. Postanowiłam wziąć. Zabawne było jak za każdym razem mówiłam sobie "to juz ostatni raz, przysięgam" albo za każdym razem idąc do dilera mówiłam sobie w duchu "nigdy wiecej nie kupie, to juz ostatnia działka" a i tak zawsze kupowałam dwie, jedną na teraz, drugą na zapas. To stawało się niedorzeczne. Czułam jak z każdym dniem popadam w nałóg. Patrzyłam na swoją twarz, na swoje podkrążone oczy. Patrzyłam na swoje ciało, które stawało sie z dnia na dzien coraz bardziej kościste. Czułam wewnątrz siebie walkę dobra ze złem. Jedno mówiło mi żebym z tym skończyła, żebym była silna, żebym porozmawiala z kimś o tym co robię, poszła na odwyk, żebym nie bała sie konsekwencji, ze skoro miałam odwagę zacząć brać, skoro mam odwagę brać.. Żebym miała tez odwagę się do tego przyznać, żebym miała odwagę podjąć terapie. Drugie natomiast osłabiało mnie. Kazalo mi brać. Mówiło: po co to wszystko, po co żyć. Narkotyki niszczą ale umilają, po co z nich rezygnować skoro i tak umrzesz. Co za różnica czy teraz, czy za 5 lata a moze 10.. A może i 50... Niestety częściej słuchałam tego drugiego. Czułam się jak śmieć. Moje życie było ciężkie, takie chaotyczne. Każdy dzien był próbą i walką. Walką o lepsze jutro bez narkotyków, walką o zdrowie, o życie. Dochodziło do mnie, że codziennie zapominam o wszystkim, o honorze o godności, o sentymentach o jakich kolwiek wartościach tylko po to zeby zaspokoić swój głód, głód narkotykowy. Czułam, że dla kolejnej działki zrobię wszystko, dosłownie wszystko. Bałam się, martwilo mnie to. Zauważyłam ze kiedyś narkotyki to były tylko abstrakcja, to była ciekawość. Teraz to moja potrzeba pierwszorzędna, jedna z najwyższych równie silna jak potrzeba oddychania, silniejsza niż potrzeba snu czy jedzenia. Moge nie jeść ani nie spać obym tylko miała co cpac. Kiedyś rozmyslając o życiu byłam pewna, że nie mam marzeń. Teraz zrozumiałam ze mam, właściwe tylko jedno. Chciałbym zeby moje życie z przed ćpania wróciło, chciałam je odzyskać nic więcej.
Od napisania mojego listu minęło juz kilka dni. Byłam sama w domu, korzystałam z tego ze dzieciaki są u babci, Rose w pracy. Ja póki co zrezygnowałam. Ojciec napisał ze pracuje w Szkocji na platformie. Miał zarabiać ogromne pieniądze, powiedział że będzie wysyłał cztery razy więcej niż dotychczas. Co do choroby mamy, znalazłam fundację. Przyznałam się co robię, dlaczego.. Obiecali nam pomóc. Sprawę finansową na leczenie mamy rownież miałam praktycznie zapewnioną. Mimo wszystko czułam się źle, z dnia na dzien powoli dochodziło do mnie, że jestem narkomanką. Moja twarz była coraz częściej pokryta krostami, moje oczy były ciagle podkrążone. Schudłam, nie wiem ile. Widac to było po mnie gołym okiem więc napewno sporo. Na moich zgięciach juz było widac pierwsze blizny, jakoś specjalnie sie nimi nie przejmowalam. Nagle naszła mnie ochota na wino. Wstałam, podeszłam do barku aby coś wykombinować. Znalazłam jakies wino, rocznik 2004, kalifornijskie. Przypomniało mi się jak kiedyś jako mała dziewczynka marzyłam o Kalifornii, żeby tam mieszkać, jeździć na koniu po dolinach, wąwozach, mieć własna winnice. Dotarło do mnie ile miałam planów i marzeń, ile celi. Planów, marzeń i celi do których zapewne nigdy nie dotrę. Nagle dopadła mnie dziwna nostalgia. Nostalgia za życiem na zachodzie,w Kalifornii. Było to dziwne uczucie, było mi niesamowicie tęskno za czymś czego tak naprawde nigdy nie doświadczyłam. Smutna prawda.. - nigdy nie doświadczę.
Siadlam przy stole, położyłam na nim nogi. Odpaliłam papierosa, którym mocno się zaciągnęłam. Uwielbiałam ten moment kiedy czułam ten dym w płucach, kiedy czułam tam przyjemne pieczenie, kiedy czułam, że nikotyna łączy się z moją krwią i w cudowny sposób relaksuje, uspokaja i zaspokaja. Poczułam się samotna. Nikogo koło mnie nie było. Poczułam chęć skończenia. Nie wiedziałam jak to zrobić. Było tak wiele sposobów. Najpierw postanowiłam się zastanowić co mogę wykonać w tej chwili, na miejscu. Pierwsza rzecz jaka wpadła mi do głowy to utopionie się w wannie. Odpada myślałam dalej. To trudna smierć, musiałbym wykonać z milion podejść żeby sie udało. Drugim sposobem było zawisnąć, powiesić się. Skończyłaby z krzesła a gruby sznur złamałby mi kark a dla pewności odebrał by mi możliwość nabrania powietrza. Napewno bym zginęła. Ale nie.. To zła smierć. Kojarzy mi się to bardziej z karą niż z dobrowolnym działaniem. Kolejna smierć było wpakowanie sobie kuli w łeb, krótko mówiąc postrzelić się. Pewnie nawet nic bym nie czuła. Odeszłaby w mgnieniu oka podobnie rzucając się pod pociąg.. bardzo szybko, za szybko.. bez bólu. A ja, ja nie chce umrzeć szybko i bez bólu, nie chce szczęśliwie, nie chcę wsród bliskich, chce w samotności. Ja.. Ja chce umrzeć z miłości.. Ja umieram z miłości, usycham z tęsknoty, gasnę i znikam z każdym dniem. Może by podciąć sobie żyły, podciąć je włączyć ulubioną piosenkę na dola, nalać wino, odpalić fajkę i położyć się w wannie pełnej cieplej wody i białej pachnącego piany i czekać, czekać na smierć. Czekać i patrzeć jak biała piana zmienia się w czerwoną pianę aż w końcu znika ustępując równie czerwonej wodzie. A złoty strzał? Ciekawe jak to jest. Ciekawe jak czuję się człowiek po przedawkowaniu narkotyku? Ciekawe co widzi i jak się czuję. To równie piękna smierć. Chyba.. Moją faworytką śmierci było zdecydowanie zasnąć i się nie obudzić. Zmieszać silne leki nasenne i antydepresantami i zakropic sporą ilością wina.. Wina? Raczej jabola, będzie bardziej słodko. Najpiękniej byłoby gdyby razem z tobą zrobiła to jeszcze jedna osoba, nie jakaś przypadkowa tylko bardzo ważna i bardzo bliska, osoba którą kochasz. Czyż to nie piękne położyć się w jednym łóżku, zjeść kilka tabletek, upić się i zasnąć? Zasnąć razem i spać tak przez całe wieki, spać tak i kto wie? Może łączyć sny, śnić o tym samym. Śnić o raju, ktory jest oczywiście pojęciem względnym. Dla niektórych to centrum handlowe gdzie wszystko kosztuje 0zł, dla niektórych to całe trzy plantacje marihuany, dla innych basen, morze a moze nawet ocean pieniędzy. Dla mnie rajem był on a nawet sama jego obecność. Pomyślałam wtedy: proszę zróbmy to, skujmy się kajdankami a kluczyk polknijmy żeby nigdy nas nie rozdzielono, zaśnijmy i podróżujmy w naszych snach, zaśnijmy i już nigdy się nie obudźmy...
-----------------------------------------------------------
Czy ktoś jeszcze uważa, że blog jest zbyt smętny, smutny i na główną bohaterkę spadło zbyt wiele?
W mieszkaniu panował ogromy bałagan. Okna i podłogi były myte chyba sto lat temu. Na meblach widniała gruba warstwa kurzu. Postanowiłam wziąć się za sprzątanie. Zaczęłam od zbierania śmieci aby móc je wyrzucić. Gdy wszystko trafiło na swoje miejsce mieszkanie wyglądało całkiem ok, jednak postanowiłam wysprzątać je w pełni. Pościeralam kurze, odkurzylam dywany i podłogi. Następnie zabrałam się za mycie podłóg w salonie i kuchni, którą wcześniej dokładnie umyłam i powstawałam naczynia do zmywarki. Zostało mi umyć łazienkę i okna. Z łazienka poszło mi dość szybko. Okna natomiast mylam długo, ponieważ nie szło mi to za dobrze. Nigdy nie umiałam myć okien, jednak jakoś sobie poradziłam, choć efekt nie był idealny byłam zadowolona, że w mieszkaniu jest teraz tak czysto i przytulnie. Po tym wszystkim położyłam się na łóżku. Byłam bardzo senna i zmęczona. Nawet nie wiem kiedy zapadłam w sen
Obudziłam się późnym wieczorem około 21. Ciemny pokój rozświetlał jedynie blask księżyca, który był równie piękny, jasny i pełny jak wczoraj. Po raz kolejny dopadła mnie nostalgia i tęsknota za Kacprem. Przypominały mi się chwile jak razem wpratrywalismy się w niebo, w gwiazdy, w księżyc. Przypomniało mi się jak się poznaliśmy, nasza pierwsza randka, kolacja przy świecach w ekskluzywnej restauracji, jak jedliśmy spaghetti z sosem pomidorowym i mięsem, posypane parmezanem. Łzy zaczęły płynąc po moich policzkach. Wprawdzie mój związek z Kacprem trwał bardzo krótko ale nigdy wcześniej przy żadnym chłopaku się tak nie czułam. To była miłość, wiedziałam to, nie wiem skąd, takie rzeczy po prostu soę czuje. Postanowiłam, że napisze do niego list, nie wiem czy pożegnalny czy jaki, po prostu list. Czułam, że zrobi mi się lżej na sercu. Wzięłam kartkę papieru i długopis. Naszło mnie jakies swego rodzaju natchnienie, nabrałam powietrza i zaczęłam pisać:
                           Kochany....
Piszę do Ciebie ten list, hmm.. Właściwie nie wiem po co go piszę. Nie wiem czy to list pożegnalny, list z przeprosinami czy taki zwykły list, żeby opisać Ci co u mnie. Nawet nie wiem czy kiedy kolwiek zbiorę się na odwagę i zdolam wysłać do ciebie ten list. Wiem, że pewnie myślisz inaczej ale nie mam aż takiego tupetu. Wiem, że bardzo cię skrzywdziłam, że cierpiałeś.. Może nadal cierpisz? Ja cierpię
okrutnie, moje serce wypełnia żal, smutek i wyrzuty sumienia, że tak bardzo cię zranilam. Wiem, że wyda się to dla ciebie absurdalne bo sprawialam wrażenie bezdusznej, bezuczuciowej. Wiem, że byłam zimna, jakby moje serce było jedną, wielką, śnieżnobiałą bryłą lodu. Wbrew pozorom tak nie jest, nigdy nie było. Bałam ci się przyznać do tego kim jestem. Teraz siedzę w ciemnym pokoju i myślę. Jest taka jedna osoba na świecie, która cały czas kradnie moje myśli.. Tą osobą jesteś ty. Myślę teraz co robisz, czy jesteś szczęśliwy, patrzę na księżyc, który rozświetla moją twarz i zastanawiam się czy ty też widzisz ten sam księżyc, czy też myślisz teraz o mnie tak intensywnie jak ja o tobie? Pff.. Księżyc napewno widzisz ten sam, każdy z nas widzi ten sam księżyc, ale to czy o mnie myślisz jest bardzo wątpliwe. A jak nie myślisz to co? Właściwie to nic. Wcale mnie to nie dziwi, że chciałeś o mnie zapomnieć, wyrzucić mnie z pamięci.. Że chcesz ułożyć życie na nowo, może z kimś innym.. Nie mam nic przeciwko i mimo mojego wielkiego sentymentu do ciebie i mojego uczucia nigdy nie będę się wtrącać i przeszkadzać ci w twoim szczęściu. Obiecuję. Nic mnie tak nie ucieszy jak uśmiech na twojej twarzy, jak twoje przyjemne chwile jak twoje szczęście. Jeżeli czytając to pomyślisz, że mam nadzieję, że wrócisz, że mi wybaczysz
Kanadyjka w akcji
Porządnie rozciągnięta suka
Sexi milf z fajnymi cycami

Report Page