Oto chodzi żeby brać głęboko do ryja

Oto chodzi żeby brać głęboko do ryja




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Oto chodzi żeby brać głęboko do ryja
It looks like you were misusing this feature by going too fast. You’ve been temporarily blocked from using it.


العربية
Deutsch
English
Español
Français
עברית
Italiano
日本語
Nederlands
Polski
Português
Română
Русский
Svenska
Türkçe
中文




العربية
Deutsch
English
Español
Français
עברית
Italiano
日本語
Nederlands
Polski
Português
Română
Русский
Svenska
Türkçe
中文


Ukrainian is now available on Reverso!

Dołącz do Reverso, rejestracja jest bezpłatna i bardzo prosta !



arabski
niemiecki
angielski
hiszpański
francuski
hebrajski
włoski
japoński
holenderski
polski
portugalski
rumuński
rosyjski
szwedzki BETA
turecki
ukraiński BETA
chiński


Synonimy
arabski
niemiecki
angielski
hiszpański
francuski
hebrajski
włoski
japoński
holenderski
polski
portugalski
rumuński
rosyjski
szwedzki BETA
turecki
ukraiński BETA
chiński
ukraiński



Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń wulgarnych.



Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń potocznych.


Tłumaczenie hasła "oto właśnie chodzi" na angielski


just it
what I'm talking about
exactly the point



Oczywiście że możesz, oto właśnie chodzi , żeby być sobą, wbrew innym.




Of course you can, that's the whole reason for being yourselves in front of each other.




This is what Christmas is all about.



I oto właśnie chodzi w tej zbrodni, i dlatego przejmuję z powrotem moje laboratorium.




And that is what this crime is about, and that is why I'm taking back my lab.



Więc, jeżeli oto właśnie chodzi , dlaczego ty nigdy niezaoferowałeś mi prawdy?




Well, if that's all that matters , how come you've never offered me your truth?



Mam na myśli że to co myślisz to oto właśnie chodzi ?




I mean, what do you think this is really about ?



W porządku, więc to jest coś w tej serii, oto właśnie chodzi o to.




Right, so that's sort of this series, this is what this is about.



I oto właśnie chodzi w twórczości ekslibrisowej.




This is the exuberance of creativity.




See, that's the thing about being the boss.



Oto właśnie chodzi w tym interesie.




This is what our business is all about.



Oto właśnie chodzi , zamiast patrzeć, jak się śmiejecie...



Oto właśnie chodzi i tego właśnie chcieli.




That's the point and the way they want it.



Oto właśnie chodzi : wiedzieć, jak żyć i jak umrzeć.




That's what it's about : knowing how to live to know how to die.



Oto właśnie chodzi chcemy aby prawo było żywe. Wpisane w nasze serca, a nie na kamiennych tablicach!




That's all we want, we want the Lord to be alive, written in our hearts, not carved in stone.




Isn't that the way it's supposed to be?




That Is exactly what we need to do!




You see, that has a clear selling point .


Wyświetl więcej przykładów
Zasugeruj przykład

Tłumaczenie mowy , funkcje offline , synonimy , odmiana czasowników, gry
Wyniki: 30 . Pasujących: 30 . Czas odpowiedzi: 201 ms.
© 2013-2022 Reverso Technologies Inc. Wszystkie prawa zastrzeżone.


Momencik, trwa przetwarzanie danych 



Źródło: facebook.com/groups/508385370337401
Bloki budulcowe DNA i RNA znalezione na meteorytach
Ludzi online: 501,
w tym 23 zalogowanych użytkowników i 478 gości.
Wszelkie demotywatory w serwisie są generowane przez użytkowników serwisu i jego właściciel nie bierze za nie odpowiedzialności.

Nie masz konta?

Zarejestruj się

Zapomniałeś hasła?

Odzyskaj hasło

Nie dostałeś linku aktywacyjnego?
Wyślij go ponownie



Kasia - BabskieTabu.pl
dnia 28 sierpnia 2017 o godz. 21:43


Marta
dnia 29 sierpnia 2017 o godz. 08:49


Aneta
dnia 28 sierpnia 2017 o godz. 22:59


Marta
dnia 29 sierpnia 2017 o godz. 08:48


Beata
dnia 29 sierpnia 2017 o godz. 14:20


Marta
dnia 29 sierpnia 2017 o godz. 17:43


Kasia
dnia 29 sierpnia 2017 o godz. 14:36


Marta
dnia 29 sierpnia 2017 o godz. 17:42


Iwona
dnia 31 sierpnia 2017 o godz. 04:49


Marta
dnia 31 sierpnia 2017 o godz. 21:11


MEHNA
dnia 2 listopada 2018 o godz. 15:06

Ta strona używa plików cookies, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Szczegóły w Polityce prywatności Rozumiem
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities ...

Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.

Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
utworzone przez Marta Iwanowska-Polkowska | sie 28, 2017 | JA & emocje
Jedna z moich Klientek zakończyła ostatnio sesję takim postulatem, prośbą:
„Marta, a może napisałabyś coś o tym, jak ułożyć swoje życie. Jak je naprostować. Jak je ukierunkować. Do tej pory główną osią mojego życia była praca, teraz chcę inaczej. Czuję, że chcę od życia coś więcej. Czegoś więcej. Jak zbudować te inne osie? Wokół czego? Jak? Napisz jakąś podpowiedź. Bo ja się gubię w tym czego chcę? Czego ja potrzebuję? A chcę sprawić, że w życiu będzie więcej mnie. Mnie!”
Ta sesja miała miejsce ponad trzy tygodnie temu, a ja przez ten czas nie za bardzo wiedziałam co napisać.
Bo nie da się ułożyć, ogarnąć, naprostować życia w jednym poście.
Nie ma takiej opcji. Nie ma takiej magicznej listy pytań, po których analizie wiesz czego chcesz i czego potrzebujesz. To proces. Układanie życia to proces. Ogarnianie życia to proces. Proces, który trwa. Trwa tygodnie, miesiące, a czasem lata. Proces, na który musisz się otworzyć i w który musisz się zaangażować. Proces, któremu musisz poświęcić czas i zaangażowanie. Proces, za który musisz wziąć odpowiedzialność.
No, ale obiecałam Klientce, że coś napiszę. A że ja zawsze dotrzymuję słowa, tego uczę moich Synów to dziś nadszedł ten dzień, że piszę…
„Jak to było u mnie?” To była pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, szukając rozwinięcia na zadany mi temat. Czy ja kiedykolwiek ogarniałam swoje życie? Czy ja byłam w taki momencie, że chciałam wycisnąć z życia trochę więcej, niż to co mi dane? Niż to co już oczywiste? Czy był taki moment w moim życiu, że musiałam trochę przeorganizować pracę, karierę i „całą resztę” zwaną rodziną i życiem?
Tak! Tak! Było kilka takich momentów.
# MOMENT JEDEN – gdy zostałam mamą, już podwójną, bo tak się składa, że u mnie z drugim Synem szybko poszło. Szybciej niż planowałam … No i byłam tą mamą już podwójną i chciałam „jakoś” odnaleźć się na rynku pracy. Bo, ku wcześniejszym wyobrażeniom, ja jednak nie nadawałam się do roli mamy zamkniętej w domu. Tylko, że mi wcale nie tak łatwo przychodziło porzucenie tego wyobrażenia, jak i zmierzenie się z schematem społecznym na temat roli „Matki Polki”. Tak ja też przechodziłam ten proces, trudny proces wychodzenia mamy z domu …
# MOMENT DWA – gdy ponad trzy lata temu zmarł mój Ojciec, nagle i niespodziewanie. A mój Starszy Syn otrzymał diagnozę Zespół Aspergera, niby już spodziewaną, ale jednak zmieniającą życie. Życie całej rodziny, nie tylko naszego AS’a. A ja, żeby sobie jeszcze dołożyć wyzwań, poszłam na intensywny kurs coachingowy przygotowujący mnie do coacha na poziomie PCC. A ten kurs, jakby było mi mało zmian, okazał się „świetną okazją” do pogrzebania w sobie. W swoim JA. W moim JA. Ta kumulacja nie mogła pozostać obojętna dla mnie. I nie pozostała… Dużo zaczęło się zmieniać. I ten proces trwa do dziś.
I choć nazwałam te MOMENTY zmian MOMENTAMI, to jednak to NIE były MOMENTY.
To były długie, ciągnące się ciągi wstrząsów, zatrzymań, refleksji, pytań, odpowiedzi, obserwacji, myśli, odkryć, zaprzeczeń, smutków i radości. Kilkumiesięczne rozmowy z samą sobą. Kilkumiesięczne rozmowy z moim Mężem. Matko!! Że On to wszystko wytrzymał i wytrzymuje … Kilkumiesięczne poszukiwania. Podejmowanie decyzji. Oj, jak ja nie lubię podejmować decyzji dotyczących mojego JA. Tworzenie planów. Próby zaciągnięcia hamulca też się zdarzały. Czy chciałam wrzucić bieg wsteczny? Tak! Też… Ale na szczęście nigdy tego nie zrobiłam. Te momenty trwały. Te procesy trwały i trwają do dziś.
Co łączyło te MOMENTY, a właściwie NIE – MOMENTY? Co łączy te dwa okresy w moim życiu? 
Po pierwsze, zawsze zapłonem do zmian był silny bodziec . Bardzo silny! Duża, kategoryczna zmiana. Tak duża, że bycie wobec niej obojętną równałoby się wyparciu i zaprzeczeniu. A to to nie … nie chciałam iść tą drogą, tak dobrze opisaną przez Dziadka Freuda.
W obu przypadkach dochodziłam do wniosku, że jeżeli „JA czegoś z sobą nie zrobię >> to albo wybuchnę, albo pęknę, albo załamię się, albo zapadnę się w sobie. Tak czy owak dobrze ze mną nie będzie”. Albo … zacznę być na przykład wredna i to dla najbliższych. Wredna, bo będzie brakować mi cierpliwości i energii. Dla najbliższych? Bo to najłatwiejsze i nikt nie widzi. A poza tym mnie kochają, więc mi wybaczą (co oczywiście prawdą nie jest, bo przecież mam dzieci!). Także ten, chwilę przed rozpoczęciem wprowadzania ów zmian w moim życiu po prostu wiedziałam, „albo teraz, albo będzie za późno”. Nie, że nigdy. Tylko, że będzie za późno. Wizja konsekwencji jaką może nieść brak pracy nad sobą była dla mnie wystarczająco motywująca, by włożyć ogromny wysiłek w ich uniknięcie.
Po trzecie, to nie były rewolucje, to były stopniowe transformacje. Oba momenty, to nie były nagłe zmiany. Nie było rzucania, ucieczek, szalonych zwrotów akcji. Wiem, że powszechnie pokutuje takie wyobrażenie o zmianach, ale muszę Ciebie rozczarować. Tak to u mnie nie wyglądało. Wręcz przeciwnie, oba procesy przypominały raczej stopniowe podbieranie plaży przez morze. Znacie to? Byliście w Rewalu? Ja byłam tam w podróży poślubnej, może to był rodzaj przepowiedni… Te zmiany, te transformacje to procesy przebiegające „ziarenko po ziarenku”. Milimetr po milimetrze. Ale codziennie. Stopniowo. Tylko raz na jakiś czas przychodziły burze, silne wichury i wysokie fale i więcej piasku można było uszczknąć. Tylko, że u mnie ten podbierany przez morze piasek nie ginął w otchłani, tylko zaczynał budować mnie na nowo. Układać na nowo. Choć nadal byłam Martą, to jednak „trochę inną”. Tak, jak plaża w Rewalu, która ciągle się zmienia…
Co w trakcie tych MOMENTÓW robiłam? Co? Pisałam. Rysowałam. Słuchałam muzyki. Tańczyłam. Dbałam o to, by poszerzyć spectrum odczuwania. Obudzić więcej zmysłów. Przestać tylko myśleć. Dużo wtedy myślałam o Sobie, życiu, naszej rodzinie. Ale obok myślenia chciałam zacząć czuć. Chciałam w ten sposób pobudzić emocje. Chciałam pobudzić prawą półkulę mózgu, by być bardziej twórczą. Otwartą. Spontaniczną. Przeżywającą, a nie tylko myślącą.
Po piąte, uczyłam się ufać intuicji. Tak, gdzieś ją po drodze zgubiłam… Zagrzebałam pod stertą wiedzy, wyników badań, sprawdzonych rozwiązań, konkretnych schematów, dobrych rad, wzorców i oczekiwań społecznych. Szczególnie oczekiwań … Teraz, w tych obu przypadkach, chciałam po drodze moją intuicję odkryć na nowo i na nowo jej słuchać. Nauczyć się słuchać. Dać sobie prawo do słuchania swojej intuicji …
Nie chciałam bać się emocji – postanowiłam, że będę je przeżywać . Że będę oswajać. „Nie bać się emocji”. Zabawne, bo to też jest strach, którego chciałam sobie zabronić. Pokręcone jest te życie emocjonalne… Chciałam więc otworzyć się na przeżywanie i słuchanie swoich emocji. Bo każda emocja wnosi przecież jakieś znaczenie, informację, wskazówkę …Tego uczyli mnie na studiach! Kurna, a ja o tym zapomniałam… Ale żeby zobaczyć te znaczenia, informacje, wskazówki trzeba ów emocje przeżyć. Przeżyć!! I to nie chodzi o to, by tylko przeżyć radość, ale przeżyć też smutek, strach, złość, czy wstyd. Nawet jak będzie bolało…
Gadałam. Dużo opowiadałam o sobie. Opowiadałam swoją historię. Ujawniałam swoje dylematy i swoje emocje. Mam taki styl podejmowania decyzji, że muszę gadać, gadać, gadać o tym co chcę, planuję, postanawiam zrobić. I nie robię tego po to, by ktoś mi doradził co mam zrobić. Choć cenię sobie opinie innych, to mi chodzi o to, by usłyszeć siebie i „powiedzieć o tym, co niewypowiedziane”. Bo? Bo głęboko wierzę w to, że jak coś się powie, to potem łatwiej będzie to zrobić. Bo głęboko wierzę w to, że to co „niewypowiedziane ma nas największy wpływ”. Chciałam wtedy z siebie jak najwięcej wypowiedzieć.
Po ósme, w obu przypadkach miałam wsparcie coacha. Albo psychologa. Albo mentora . Nie byłam w tych procesach sama, sama bez profesjonalisty. Bez profesjonalisty, który pozwoli sobie na zadanie mi pytań, których ja – ani nikt z moich bliskich nie miałby odwagi mi zadać. Choć muszę przyznać, że przez lata życia z coachem mój Mąż też się w tych trudnych pytaniach nieźle wyćwiczył, to jednak najtrudniejsze pytania jednak nie padały od niego … 
Ponadto, kluczem do obu zmian była ODPOWIEDZIALNOŚĆ. MOJA ODPOWIEDZIALNOŚĆ. I te pytania – „Jak wezmę za swoje życie odpowiedzialność? Jak ja chcę to życie kreować?” Branie za swoje życie odpowiedzialności … ?? Ech, to trudny proces i wcale nie taki oczywisty. Jest wiele okazji w życiu, kiedy możemy zrzucić odpowiedzialność za to co nas spotyka na innych, na szefa, na czasy, na kraj, na pogodę. I na rodzinę! I choć to wygodne. I choć to kuszące, to nie chciałam z tej opcji skorzystać. Chciałam zacząć kreować moje życie. Kreować. Zarządzać nim. Brać za nie odpowiedzialność i pełnym ryzykiem tego, że może się to komuś nie spodobać, a ja będę z tego powodu cierpieć.
Nie robiłam sobie napinki, w stylu „do Nowego Roku” muszę zmienić moje życie. Żadnego terminu w głowie nie miałam. Co więcej nie mam do dziś. Bo? Bo ten proces trwa…. I mam nadzieję, że będzie trwać zawsze!
No i na koniec, kolekcjonowałam i łączyłam kropki. Kropki? Odpowiedzi, których sobie udzielałam . Te odpowiedzi krążyły wokół kilu haseł, obszarów życia i pracy. Haseł, które nazwałam kropkami . Haseł, które po pierwsze stopniowo się ujawniały. Po drugie domagały się uwagi, uwagi która uświadamiała, że coś jest „bardziej moje”. Że są moje. Po trzecie zaczęłam je łączyć ze sobą. Tak jak się łączy kropki. A te kropki połączone dały obraz mnie. Mojego JA.
Zaczęłam się sobie przyglądać. Tak jak już pisałam – dużo wtedy myślałam, myślałam zadając sobie dużo pytań. Słuchałam pytań zadawanych mi przez innych. I nie pozwałam sobie, by pojawiające się wnioski mi uciekały. Włączyłam większą uwagę dla Siebie i zaczęłam spisywać hasła, odpowiedzi, pojawiające się skojarzenia. Zaczęłam gdzieś je parkować w moich myślach i otoczeniu. I bardzo mocno przyglądałam się sobie, ale też moim bliskim – mężowi i dzieciom. Przyglądałam się temu jak żyję, jak chcę byśmy żyli. Łączyłam pojawiające się odpowiedzi z obserwacjami. Przyglądałam się temu kim jestem, a kim chcę być. Kim chcę się stać, by na co dzień czuć się bardziej jako JA. By urzeczywistniać swoje JA.
I z tych pytań, obserwacji, odpowiedzi i przeżyć wyłoniły się moje kropki.
Moje kropki, wokół których zaczęłam organizować zmiany w moim życiu, tak by te kropki były jak najbardziej widoczne. Widoczne po mojemu.
Wokół jakich haseł, obszarów krążę teraz w moim życiu najbardziej?
1#WARTOŚCI. MOJE WARTOŚCI. Czym są wartości? Wartości odpowiadają na pytanie, „co jest w naszym życiu ważne?”. Co nadaje jemu sens? Co nasyca je znaczeniem i poczuciem, że idziemy w kierunku, który jest nasz, nasz osobisty. Wartości są niematerialne. Wartości się odczuwa. Wartości trudno zmierzyć i wcale nie tak łatwo się zmieniają. Jaki wartości są dla mnie dziś ważne? Najważniejsze? To miłość, autentyczność i wolność. Kiedyś ważną wartością była dla mnie spójność. Ale „pożegnanie” jej otworzyło mnie na zmianę. Tak to działa … To o miłość, autentyczność i wolność chodzi w moim życiu najbardziej …
Jak TY możesz poszukać tego co ważne dla Ciebie? [1]
2# BLISCY. KTO JEST MI BLISKI? O kogo chcę dbać oprócz dbania o siebie? Odpowiedź pozornie była oczywista – MOI CHŁOPCY = MĄŻ + SYNOWIE. Ale przyglądając się sobie, wtedy kiedy ogarniałam moje życie dochodziłam, w obu przypadkach, do wniosków, że ja wcale o nich tak bardzo nie dbam. Niby dbam. Ale też nie dbam. Czasem odkładam ich potrzeby na bok, by bardziej dbać o potrzeby innych – szefowej i zespołu, potem wspólniczek, klientów, dalszych osób w rodzinie. Oj te refleksje zabolały… Na szczęście zabolały tak bardzo, że zachciałam to zmienić. I chciałam zacząć dbać o nich tak na serio. Tak po mojemu i w pełni.
Pytania o bliskich i czas z nimi, jakie Ty możesz sobie zadać:
3# MIŁOŚĆ. Odkryłam, że chcę więcej MIŁOŚCI. BLISKOŚCI. Dziś jestem z moim mężem 18 lat. Zaczęliśmy być parą, gdy mieliśmy 18 lat. To kawał czasu. Cudownego. Bogatego. Pełnego. Jednocześnie wierzę, że najlepsze jeszcze przed nami. Ale to wymaga pracy. To wymaga bycia „1 na 1” – co ważne bez 
Napalona polka z ładnymi piersiami ciągnie kutasa w łazience
Laska świeci wielkimi cycami
Intensywny głęboki seks ich połączył

Report Page