Ostra suka i więzień na fotelu

Ostra suka i więzień na fotelu




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Ostra suka i więzień na fotelu

Zarejestruj się
lub
zaloguj



Ebooki i audiobooki
Książki
Kup na prezent
Cennik
Pobierz Legimi

Pomoc
Jak to działa?



Uzyskaj dostęp do tej i ponad 140000 książek od 6,99 zł miesięcznie
Wydawca : Amber Kategoria : Kryminał Język : polski Rok wydania : 2022
czytnikach certyfikowanych przez Legimi
czytnikach Kindle™ (dla wybranych pakietów)
Oceny przyznawane są przez użytkowników Legimi, systemów bibliotecznych i innych serwisów partnerskich. Przyznawanie ocen premiowane jest punktami Klubu Mola Książkowego.
Zaloguj się, aby dołączyć do dyskusji



Ebooki i audiobooki



Ebooki na Kindle



Kup na prezent



Cennik


Jak to działa?


Pobierz Legimi



Blog



Klub Mola Książkowego



Pomoc


Regulaminy



Relacje inwestorskie




Uzyskaj dostęp do tej i ponad 140000 książek od 6,99 zł miesięcznie
Terapeutka i pacjentka. Żadna nie jest tą, za którą się podaje…
Stephanie Cousins boi się o swoje życie. Psycholog Connie Summers chce jej pomóc pokonać lęk, ale nie zna prawdy o swojej pacjentce. Nawet jej imię nie jest prawdziwe... Tylko że Summers to też nie jest prawdziwe nazwisko doktor Connie. A to nie wszystko, co łączy obie kobiety... Gdy Stephanie wreszcie otwiera się i opowiada o swojej tragicznej relacji z bratem, Connie musi się zmierzyć z mrocznymi sekretami własnej przeszłości. Ale oto na podmiejskiej drodze zostaje znalezione okaleczone ciało z prawdziwym imieniem Connie wypisanym na zakrwawionej dłoni.... Kto jest ofiarą? Kto jest mordercą? Kto będzie następny?
„Kiedy powraca przeszłość, przed którą próbujesz uciec, życie może zamienić się w koszmar. Niewiarygodnie wciągająca opowieść – gwarantuje nieprzespaną noc i długo nie pozwala o sobie zapomnieć.” AGNIESZKA KRAWCZYK, portal Zbrodnicze Siostrzyczki
„Rollercoaster emocji i napięcia. W jednej chwili ufasz bohaterkom, a zaraz potem nie wierzysz im za grosz”. „The Bookseller”
„Mroczny i niepokojący thriller. Zaciska gardło strachem”. „The Sun”
Sam Carrington zadebiutowała w 2016 thrillerem psychologicznym Następna dziewczyna. Książka zdobyła nominację do CWA Dagger (odpowiednik filmowego Oscara dla kryminału) dla najlepszego debiutu roku. Weszła na szczyt list bestsellerów magazynu „Publishers Weekly” i Amazonu. Została sprzedana w samej Anglii w ponad 100 000 egzemplarzy. Kolejna powieść Sam Carrington z psycholog Connie Summers ukaże się jeszcze w 2018 roku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana
ani przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu
bez zgody właściciela praw autorskich.
Copyright © 2018 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Wciskał się w nią. Wdzierał. Czuła, że policzki płoną jej od środka, tak samo jak na zewnątrz.
Chłopiec stał nieruchomo obok niej, jego nadpalone spodnie od piżamy wlokły się po chodniku. Ciemne oczy bez mrugnięcia wpatrywały się w rozszalałe płomienie wzbijające się z górnego piętra, a potem spojrzał na okno sypialni.
Ona też patrzyła, nie mogła oderwać wzroku.
Twarz mężczyzny wydawała się dziwnie wykrzywiona, jak w tym słynnym obrazie, który kiedyś widziała: Krzyk, chyba jakoś tak? Walił w szybę z ustami otwartymi w wielkie O. Skowyt dobiegający z ciemnej dziury nie brzmiał jak ludzki. Dłonie trzymał po obu stronach rozpływającej się twarzy. Roztapia się?
Drobna dłoń wsunęła się w jej dłoń. Wyszarpnęła ją i w końcu odwróciła się od pożaru, i spojrzała na chłopca.
No, panienko. Nie myślałem, że wpadnę na panią na wolności.
Connie zamarła, głos z tyłu w jednej chwili zmroził jej krew w żyłach mimo ciepłego poranka. Spuściła bezwiednie głowę, jej czarne ścięte na boba włosy opadły do przodu, tworząc zasłonę po obu stronach ziemistej twarzy. Mogłaby udawać, że nie usłyszała, iść dalej, ale jeżeli go zignoruje, może za nią pójść. Powoli odwróciła się do niego.
Mężczyzna – żylasty, chudy od heroiny – oparł się o ścianę przy wejściu na stację kolejową, z papierosem w ustach, mrużąc oczy w chmurze dymu.
Lekki strumień powietrza wydostał się z płuc Connie i przecisnął przez zaciśnięte wargi. Jej ramiona lekko się rozluźniły. To tylko Jonesy. Z nim sobie poradzi.
– A, witam, Jonesy. Co słychać? – I natychmiast pożałowała tego pytania. Spojrzała wymownie na zegarek, a potem się uśmiechnęła z nadzieją, że dotarło do niego, że się spieszy.
– No, wie pani, jak to jest. Nie jest łatwo, trzymają mnie krótko, ale chyba to lepsze niż siedzenie w tej norze.
Connie uniosła brwi. Była skłonna się zgodzić z ostatnią kwestią.
– A pani co teraz robi, po odejściu?
Nie spodziewała się tego pytania. Skąd wie?
– Hm, cóż… Postawiłam na odmianę. – Odwróciła się, jej uwagę przyciągnęła grupka ludzi zmierzających na dworzec w Coleton, cichy szmer ich rozmów unosił się w powietrzu. Bardzo chciała znaleźć się wśród nich, uciec szybko od Jonesy’ego. Nie chciała wyjawiać mu szczegółów na temat swojej nowej pracy ani wdawać się w tę dziwaczną rozmowę. Co prawda odsiedział swoje, ale nie powinna rozmawiać z człowiekiem skazanym za kradzież z włamaniem. Znów spojrzała na zegarek. – Muszę lecieć, pociąg mi ucieknie. Przepraszam.
– A, w porządku. – Wzruszył ramionami. – No to innym razem.
Miała nadzieję, że nie będzie innego razu.
– Wszystkiego dobrego. – Odwróciła się i ruszyła do wejścia.
– Źle zrobili, wie pani – powiedział Jonesy, a jego głos niósł się za nią. – Że tak panią potraktowali. To nie była pani wina.
Na chwilę zatrzymała się, aż w końcu, nie odwracając głowy, weszła po schodach na peron, stukając obcasami o metal.
Na liście miejsc zbrodni to znajdowało się wśród sklasyfikowanych jako „nietypowe”. Detektyw inspektor Lindsay Wade widziała ciała porzucone w rozmaitych miejscach i byle co nie robiło na niej wrażenia. Ten przypadek nie był szokujący – ani osobliwy, ani dziwny – ciało ewidentnie miało zostać znalezione. To wystarczyło, żeby czuła niesmak w ustach i kłucie w żołądku. Zabójca chciał, żeby ludzie się dowiedzieli, chciał doniesień w prasie, rozgłosu. Morderstwa takie jak to były na ogół przemyślane i zaplanowane. I z reguły nie kończyło się na jednym. Dzwonki alarmowe brzęczały Lindsay w głowie, gdy detektyw sierżant Mack zjechał granatowym volvo estate z drogi na podjazd prowadzący do HMP Baymead, miejscowego więzienia odległego o osiem kilometrów od miasteczka Coleton.
– O której dotarła tu policja, Mack?
Pięćdziesięciodwuletni Charlie Mack od zawsze znany był po prostu jako Mack, jeszcze w szkole. Nikt nie zwracał się do niego po imieniu, poza mamą. Nucąc nierozpoznawalną melodię, przekartkował czarny kieszonkowy notes.
– Pierwsi za dwadzieścia pięć ósma. Wezwani przez wartownika przy bramie głównej o siódmej dwadzieścia. Wartownik powiedział, że słyszał pisk opon, widział białą nieoznakowaną furgonetkę jadącą z dużą prędkością drogą prowadzącą od więzienia. Pomyślał, że to jakiś szalejący idiota, ponieważ podjazd jest dostępny dla wszystkich, często wjeżdżają tu i wyjeżdżają samochody, które nie należą do pracowników. Jest też publiczna ścieżka, która się ciągnie przez wzgórze, zwykle uczęszczana przez spacerujących z psami.
– Myślałam, że trudniej się tu dostać i że teren jest lepiej zabezpieczony.
– No tak, ale to więzienie kategorii C, na zadupiu. Ogrodzenie jest wystarczająco wysokie i raczej nie trafi się świr, który próbowałby się po nim wspiąć, z zewnątrz ani od wewnątrz, z tym drutem kolczastym na górze. – Śledczy Mack wskazał z auta ogrodzenie, gdy przejeżdżali obok. Za ogrodzeniem widać było więzienne mury z czerwonej cegły. To miejsce wykorzystywano jako obóz wojskowy w czasie przygotowań do drugiej wojny światowej. Nowy większy blok z celami wyróżniał się spośród brył starszych budynków, postawionych w kształcie litery H. Mieściły one większość więźniów.
– Jakaś Carol Manning, strażniczka. Pierwsza z porannej zmiany, która zjawiła się około siódmej dziesięć. Musiała przejść obok ofiary, żeby dostać się do wejścia. Podniosła alarm razem z wartownikiem.
– Dlaczego czekał dziesięć minut, zanim wezwał pomoc?
– No wiesz, pewnie byli wstrząśnięci tym, jak ten facet został zabity… i tym, że go znali.
– Pewnie tak. Policjant spytał ich, czy czegoś dotykali, coś zmienili na miejscu zbrodni?
– Pytał, ale jeżeli to zrobili, nie przyznali się. A poza tym inni ludzie przyszli do pracy, zanim zjawił się policjant.
– Super. W takim razie wszystko jest możliwe. – Lindsay zaparkowała przy innych policyjnych wozach, westchnęła, skręciła długie, rude włosy w kucyk, podwinęła je zręcznie i chwyciła gumką, a potem wysiadła z samochodu. Jak zwykle najpierw stała i przyglądała się okolicy z dłońmi wciśniętymi do kieszeni spodni. Mack zwlekał, czekając, aż ona zakończy swoje rutynowe rozpoznanie. Wzrok Lindsay utkwił w taśmie odgradzającej miejsce, a potem powędrował do białego namiotu wzniesionego nad ciałem. Blady policjant stał przy wejściu, z notesem w dłoni. Westchnęła i z wysiłkiem wypuściła wilgotne powietrze.
– Dobra. – Odwróciła się do bagażnika i podniosła klapę, żeby wyjąć przedmioty, których będą potrzebować. – Chodźmy się przekonać, co nam zostało.
Connie potrzebowała dziesięciu minut spaceru bocznymi uliczkami i szybkiego marszu do połowy głównej drogi zabytkowego miasteczka Totnes, żeby dotrzeć do swojego lokalu. Otarła pot z czoła – to dlatego wolała zdążyć na wcześniejszy pociąg, żeby uniknąć tego rodzaju wysiłku z samego rana. Wzgórze było zabójcze i nieodpowiednie dla jej rozmiaru – 46 – skutku jedzenia przez kilka miesięcy wieczorami chipsów z solą o smaku octu i posiłków na wynos dla jednej osoby podgrzewanych w mikrofali. Wolała wspinać się na nie powoli. Jednak zdążyła, mimo niespodziewanego spotkania z Jonesym.
Przystanęła i spojrzała na lśniącą złoconą tabliczkę, zdobiącą ścianę po lewej stronie od wejścia: „C. SUMMERS. Psychoterapeuta, Członek Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego”, jak każdego ranka przez pięć ostatnich miesięcy. Pewnie kiedyś jej się to znudzi, ale na razie widok szyldu wywoływał zalew ciepłych emocji; była dumna ze swoich wysiłków, z tego, że otworzyła praktykę, zdobyła klientów. Rozważała, czy nie wynająć gabinetu u jednej z psychoterapeutek, którą poznała, gdy szkoliła się siedem lat temu – żeby ograniczyć koszty. Melissa z sukcesem prowadziła poradnię w Coleton – poradnictwem zajęła się od razu, Connie natomiast zdecydowała się na podyplomowe studia z psychologii sądowej. Byłoby jej wygodniej wynająć gabinet w budynku Melissy. Ale niezależność i wolność, jaką daje samodzielna działalność, przeważyły nad korzyściami z dzielenia kosztów.
Jej nowe miejsce pracy było wciśnięte pomiędzy sklep jubilerski a agencję nieruchomości. Był to wąski piętrowy budynek: mały pokój na parterze z aneksem kuchennym i toaletą, i drugi na górze, który służył jej za biuro i gabinet. Był mały, ale wystarczający; nieporównywalny z przepastnym więzieniem. Przebiegł ją dreszcz. To nic, odczucie z czasem zniknie. Czekało ją mnóstwo nowych rzeczy: miała nowe nazwisko – zrezygnowała z Moore i przyjęła panieńskie nazwisko matki – własną poradnię, odpowiadała tylko przed samą sobą i nie była już skazana na pracę z przestępcami. Naprawdę postawiła na odmianę. Czas poświęcić się pomaganiu ofiarom, nie sprawcom przestępstw.
Przez niebieskie drewniane drzwi weszła do pokoju, który przeznaczyła na poczekalnię dla klientów. Jakiś głos – wysoki i piskliwy – zaatakował jej uszy.
– Cześć. Spóźniłaś się. Kręcę się tu od dziesięciu minut, ludzie się na mnie gapią jak na jakąś świruskę.
Connie uśmiechnęła się lekko i odsunęła na bok, żeby wpuścić młodą kobietę i jej czteroletniego syna.
– Przepraszam, Steph. – Nie sprostowała, że Steph ma wizytę na dziewiątą piętnaście i że właściwie jest przed czasem.
– No, ale jesteś. Zaczynamy. – Steph zamaszystym ruchem zatknęła kilka długich kosmyków rzadkich włosów za prawe ucho i szarpnęła chłopca za rękę, prawie ciągnąc go po schodach.
– Hm… Mogłabyś mi dać kilka minut? Muszę włączyć komputer, przygotować gabinet… – Connie wskazała Steph fotel w kwiaty. Steph zatrzymała się, patrzyła gniewnie przez kilka sekund, w końcu sapnęła i odciągnęła chłopca od schodów. Usiadła ciężko na fotelu i posadziła dziecko na kolanach.
– Mam dziś trudny dzień. Jak widzisz, jestem z Dylanem. – Spojrzała z góry na chłopca, zmierzwiła jego kręcone blond włosy i jeszcze raz gniewnie spojrzała na Connie. – Nie ma z nim kto zostać, przedszkole go nie weźmie, bo dostał wysypki. – Connie miała wrażenie, że Steph zauważyła, że jej brwi nagle się uniosły, bo szybko dodała: – Nie jest zaraźliwa. Dostaje wyprysków od zakażonej egzemy, mówiłam im, ale mnie nie słuchają.
– Może pomogłoby zaświadczenie od lekarza?
– Wiesz, jaki mam do nich stosunek. Nie wierzę im.
Mogła się założyć, że Steph nie wierzy także jej. Chyba nikomu nie wierzyła.
Connie weszła po schodach i włączyła światło na górze, otwierając drzwi do gabinetu. Przywitał ją zapach świeżo skoszonej trawy. Celowo postawiła odświeżacz powietrza, żeby jej klienci czuli się rozluźnieni dzięki orzeźwiającemu zapachowi. Każdy lubi zapach skoszonej trawy.
Jednak na Steph na ogół nie wywierał pożądanego efektu. Trzeba było o wiele więcej niż zapach świeżo skoszonej trawy, żeby się rozluźniła. To była jej trzecia sesja. Poprzednie dwie zaczęły się w podobny sposób i skończyły tak samo – ale w czasie ich trwania chyba wszystko mogło się zdarzyć. To była niewiadoma, jak z pudełkiem czekoladek, kiedy po otworzeniu okazuje się, że nie ma opisu i bierzesz do buzi jedną w nadziei, że gdy dotrzesz do środka, nie okaże się, że ma smak rachatłukum. Dzisiejszy środek, pomyślała Connie, najprawdopodobniej okaże się rachatłukum. A zresztą, jak ma prowadzić sesję w obecności Dylana?
Kiedy już włączyła komputer, powiesiła żakiet, ustawiła wygodne krzesła, a na podłodze pod oknem rozłożyła dla Dylana kartki i pisaki, zawołała Steph. Nie robiła notatek w czasie sesji, obawiała się, że stworzy tym wrażenie swoistego sprawdzianu albo raportu o kliencie. Wolała pozwalać im mówić, prowadzić prawdziwą rozmowę, zachowując kontakt wzrokowy. Przyczyniało się to do swobodniejszej atmosfery, pokazywało klientom, że szczerze interesują ją ich problemy. Po godzinnej sesji wpisywała główne zagadnienia prosto do komputera: postępy, problemy do późniejszego rozważenia i plan działania dostosowany do danej osoby.
Steph miała skomplikowane potrzeby, aby obnażyć źródło jej obecnych obaw. Connie jeszcze nie udało się przebić przez pancerz, który zbudowała przez lata. Może dzisiejszy dzień będzie przełomowy? Ale, kiedy Dylan wszedł powoli z pochyloną głową do gabinetu i usiadł na podłodze obok kartek i pisaków, uświadomiła sobie, że to mało prawdopodobne. Wydawał się mały jak na czterolatka, nie niedożywiony, ale delikatny, jakby mocny uścisk mógł połamać mu kości. Choć Stephanie była pozornie twarda i mogło się wydawać, że jest nadmiernie autorytarną matką, z całych sił chroniła syna, a to znaczyło, że będzie się pilnować, nie otworzy się w jego obecności z obawy, żeby go nie martwić.
– A o czym będziemy dziś gadać? – Steph wysunęła kwadratowy podbródek. – O tym, że przyjazd tu był pomyłką? Że gliniarz wyznaczony, żeby mi pomóc się zintegrować – czy jak on to tam górnolotnie nazwał – zasadniczo mnie spławił? Że wczoraj w nocy bałam się spać, bo mam takie koszmary, że nie mogę się zmusić, żeby zamknąć oczy, żeby go znowu nie zobaczyć? Proszę bardzo, Connie. Wybieraj. – Steph rzuciła się na krzesło, a z jej otwartych ust wydobył się urywany oddech.
Connie coś ścisnęło w żołądku. Dziś było inaczej. Steph sprawiała wrażenie wzburzonej od samego początku, ta złość nie narastała powoli. Jak ma zacząć? Jak podejść do jej potrzeb w ciągu godzinnej sesji? Postanowiła dać pokierować rozmową Steph, z całą pewnością brak panowania nad własnym życiem był w dużej mierze przyczyną jej złości.
– Jak uważasz, która z tych kwestii jest w tej chwili dla ciebie największym problemem?
– Wszystkie. A to tylko te, które przyszły mi do głowy. Możesz mi wierzyć, że kolekcja się na tym nie kończy.
– Chodzi o to, żeby je wszystkie wyłuskać, jedna po drugiej, Steph. W tej chwili wszystkie są splątane i może być trudno wyodrębnić te, którymi rzeczywiście warto się przejmować, od tych, które łatwo można rozwiązać, wystarczy się tylko kilka chwil nad nimi zastanowić. Zobaczyć, czy są logiczne, prawdziwe.
– Wszystkie są prawdziwe, kurwa. – Steph odwróciła się do Dylana. Był pochłonięty rysowaniem, westchnęła i skupiła się z powrotem na Connie. – Dobra. Jestem śmiertelnie wkurzona na Milesa. On mnie wpakował do tego miasta, w cholerę daleko od mojego domu, i oczekuje, że przejdę nad tym do porządku dziennego. Wiem, że w Manchesterze nie miałam wsparcia, właściwie żadnego, ale miałam znajomych. Znałam miejsca. Znałam zagrożenia. A tu, w tym dziwacznym hipisowskim Totnes, nie znam nic. – Zatoczyła krąg rękami, prawdopodobnie szydząc z mieszkańców miasteczka.
– W porządku. Dobrze, że rozpoznajesz, w którą stronę skierowana jest twoja złość. Od tego zaczniemy.
Connie rozluźniła się trochę. Początek był całkiem niezły. Steph została tu przeniesiona w ramach programu ochrony świadków dwa miesiące temu. Odpowiedzialny był za nią Miles Prescott, policjant starej daty, który zbliżał się do emerytury. Connie miała z nim do czynienia kilka razy; wzięła dwóch jego podopiecznych – Steph i Tommy’ego. Tym z programu zawsze przysługiwał dostęp do psychologa – często mieli problemy z zaufaniem, ale głównie się bali. A rozłąka z rodziną i przyjaciółmi oznaczała dla nich nowy początek, z zupełnie inną tożsamością, pod nowym nazwiskiem. A poczucie tożsamości Steph i tak już było bardzo zachwiane. Nie wiedziała już, kim tak naprawdę jest, a jedynymi stałymi w jej życiu byli Dylan, Connie i Miles.
Wkładem Connie było dziesięć sesji z możliwością późniejszych konsultacji raz w miesiącu – a więc niedługo jedna z trzech osób, które są dla niej wsparciem, zniknie. Jeżeli czuje, że Miles nie wspiera jej tak, jak jej obiecano, będzie się czuła osamotniona, sama z Dylanem. Connie musi się postarać ją zachęcić, żeby znalazła przyjaciół w Totnes, pomóc jej stać się Stephanie Cousins. Odłożyć dawne nazwisko i tożsamość do innej szuflady. Chociaż nikt nie jest w stanie zapomnieć, kim jest, skąd pochodzi. I nie powinien – ale jeżeli asymilacja Steph ma się udać, Connie będzie musiała pomóc jej zbudować nowe życie.
– A jak w tej chwili mają się sprawy z Milesem?
– Chyba ma mnie dosyć. Ma ciekawsze zajęcia. Powiedział, że nie może przez cały czas być niańką moją i Dylana i że to ja powinnam zrobić coś pozytywnego i zacząć żyć tym nowym życiem. Sukinsyn, ja zaryzykowałam życie, żeby im pomóc – wyszeptała. – Poszłam do sądu i pomogłam zamknąć tego dilera. Nie odpuści, dopóki się na mnie nie zemści. Zabiłby mnie na miejscu, widziałam to w jego oczach. Cały czas mogą mnie zabić, kiedy się dowiedzą, gdzie jesteśmy… Miles ma mnie chronić, nie? A nie porzucać. Jak już przestałam być przydatna.
– Tak to odbierasz? Że cię porzucił?
Connie oparła łokieć o poręcz fotela i położyła brodę na zwiniętej dłoni, zastanawiając się nad p
Suka zerżnięta w klubie dla dżentelmenów
Sex dojrzałej kobiety w białej pościeli - Lolly Ink, Blondynki
Szybkie szkolenie z bycia suką

Report Page