Osiemnachy

Osiemnachy




🔞 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Osiemnachy
[Refren: Ten Typ Mes, Gruby Józek, Kuba Knap] [Zwrotka 3: Hade] Frunę z moim wydawcą, jego czarną betą i słucham Rapu wczuty na maxa, jak Tupac Shakur Stajemy na światłach i liczę swoich wrogów Ale nie widzę wycelowanych 9, czuję spokój Mamy nowy rok, wieziemy nowy sort do tłoczni Wciąż nie mam floty i coś mi mówi wciąż dorośnij A wiozę do Ciebie te nowe numery o które mnie pytasz ciągle I miło by było zobaczyć zmianę statusu kwitu na koncie Gramy na chwyty dowolne, nie ma tu fair-play gry Ty nie wiesz o czym mówię to kup VIP'a na backstage, przyjdź Raz, zobaczysz na czym gra stoi Zakład, że w jedną noc zwątpisz w swoich idoli? Nie mam mowy, żeby mi też to weszło (Ty) Weź koleżko, swoje te dupolizne zapędy i precz stąd prędko Tacy jak Ty się nie zmienią To efekt robienia młodych wilków ze ślepych szczeniąt, suko [Outro: Gruby Józek] Suki...
Genius is the ultimate source of music knowledge, created by scholars like you who share facts and insight about the songs and artists they love.
To learn more, check out our transcription guide or visit our transcribers forum


Motyw Prosty. Obsługiwane przez usługę Blogger .

Maraton to dobre okreslenie bo sem wyjezmęczona teraz. W piątek osiemnacha, sobota - osiemnacha, niedziela - osiemnacha i imieniny starszego(2 miejsca naraz? a jednak sie da :D). Ogólnie musze sie przyznac ze nawet myślec o tym mi sie nie chciało ale jak już mam to za sobą to musze stwierdzić ze nie było tak źle, wręcz fajnie. Streszcze tak pokrótce to co sie działo na owych osiemnastkach(z mojej perspektywy of coz) pomine imieniny taty, bo co moze być ciekawego w pilnowaniu dzieciaków? Zacznijmy od piątku...
Doleciałam akuratnie na czas, żeby sie podpisać na kartce i złożyc jak zawsze zakrecone zyczenia - nie żeby to nagrali akurat... :P Najpierw zdarzyło mi sie nie poznać Basi ale sie przyjrzałam i skapłam dość szybko że włosy ścięła. Po 15 minutach wykrzyknęłam " To jest Ola!!", i to była Ola, stała tam od samego początku a ja jej nie poznałam... wyprostowała włosy... dobra juz sie nie tłumacze... Była cała nasza klasa(bez Ani, Marleny, Jedlika i nie wiem kogo)i jeszcze znajomi Kaski i Moni. Ogólnie było zajebiście, dużo czasu spędziłam w palarni bo tam było chłodniej ale to wcale nie znaczy ze w palarni nudno było. Był tam Krzysiu i Arif wiec nudzić sie nie dało... Od około 2 spał tam też Witos... Nie dziwie sie mu, bo też koło 11 byłam padnieta... ale dałam rade. Do 4 sie tam kolebaliśmy, od 00 do 2 sie zastanawialiśmy gdzie wcieło Basie i Filipa... wrócili i już wszystko było jasne :D Heh mam pełno zdjęć w palarni... i wogóle mialam dosc dobry hoomor już o 8 sie pytali co piłam wiec wnosząc poprawke na moją normalną dziwaczność to musiało mi nieźle odpierdalać :). I odpierdalało :). Potanczyłam sobie... Najlepciej sie z Krzychem tanczyło... wypas. Nie no wiecej nie pamiętam ;). Pamiętam, pamiętam. Fajnie było, tyle pamiętam. I jeszcze pamiętam ze koło 4 Bartek grał na dudach czy czymś w tym stylu... to było dziwne :P. Jak wracałam do chaty już było dawno jasno. Kaska mnie odebrała. Tak ogólnie to nie wiem co sie ze mną stało jak przekroczyłam próg chaty... ważne, że trafiłam do łozka. Zwarzywszy ze dzien wczesniej spałam az 6 godzin(od 1 do 7) to nawet nieźle sie trzymałam. Pozdro dla wszystkich z osiemnachy Moni i Kaśki... Pusiaki dla solenizantek :* Było git
Pf przypomniałam sobie fajny motyw:
Filip i Witek nalewają sobie po kielichu(nie było Anki ani Basi a ja bym ich nie podkablowała wiec mieli looz), wypili i dialog
Ostro, nie? :) Pozatym erotyczne motylki i plaster z Kubusiem wymiatają :) palarnia też :*
Jednym słowem masakra, hahah wymienie moze kto był i to wszystko wyjaśni. Wiec tak: Michał(solenizant, lub jak to określił Robert "organizator"), Krzysztof(brat Michała), Paulina, Kasia(koleżanka Gumy :D dziwna nie?), Guma, Idek(buahahaha), Ja, Kasia(Ch), Kasia(A), Boro, Zuza, Andrzy, Robert, Konarek(wiem, wiem - Seba), Maniek, Marcin, Bzyk, Matys(nie znam - ??)... Zabrakło wśród nas Pafa(podobno nie mógł :() i Robaka(śmieszny był:P) ale i tak było fajnie. Osiemnastka sie rozgrywała praktycznie w 2 miejscach. Na tarasie i przy ognisku. Najpierw oczywiście bylismy wszyscy na tarasie... wiadomo rozpakowanie prezentów, bicie solenizanta(aua) i takie tam, typowo. Potem kilku luda, ze mną włącznie, przeniosło sie na ognisko. Nie pamiętam dobrze, ale wiem, ze koło godziny 1 kilku(3 luda) wylądowało w basenie. Faaaaajnie nie? Pff to jest nic bo koło 3 wylądował tam też Guma - w ubraniu :P. Potem musiał suszyć sie koło ogniska. Zwała. Marek tymczasem był nieźle napruty, wymyślił dla mnie nowe przezwisko - "Słodka Nimfa" i ja leje. Zajebiscie nie? Wszystko było dla niego słodkie. Nie pytajcie skąd to przezwisko... powiem tylko tyle, ze już do końca imprezy nie zaśpiewałam nic :P. Ten człowiek to ma system skojarzeń dziwny:P. Do końca imprezy pozostałam "Nimfą", ku uciesze reszty lódóf. Na szczeście nie tylko ja byłam słodka... Słodcy byli też: Zuza, Robert i nawet Marcin(nazywany przez Idka "frajerem"). Ostro, nie? Poza tym fajnie grzebało sie w ognisku, zajebiscie sie węgielki świeciło - wcale mi nie odbiło :). Nie wiem, co sie w miedzy czasie działo ale wiem ze tort na drugi dzień trzeba było zeskrobać z tarasu, wiem też ze musiałam sie chować za Burakiem zeby nie być mokrą od piva. To była tzw. bitwa na pivo. Zgadnijcie, czy schowanie sie coś dało? No ale cóż, nie tylko ja byłam mokra :). Podobną bitwe rozegrał Idek na tarasie... demolując wszystko, co aktualnie znajdowało sie na stole. Ale nic to... przynajmniej ja w tym czasie miałam wolne od "Nimfy". Wracałam do chaty coś po 4, jak już było zupełnie jasno. Też nie wiem co sie stało jak przekroczyłam próg... ale trafiłam kluczem w zamek :P Od razu powiem:"Nie Robert, nie miałam kaca hahah a to z butelką było średnio śmieszne :P". Pozatym Robertowi nalezą sie wielkie brawa za znoszenie mnie, najpierw cierpliwie patrzył jak biore mu i oddaje co pięć minut stroik i takie cóś do grzebania w ognisku, potem takie różne moje odchyły i przez cały czas miałam jedno miejsce zajęte wiec Idas nie mógł sie dopchać do "Nimfy". Ale ja też łatwo nie miałam - najpierw chciał mnie przehandlować ze butelkę piva, potem mnie "bił" a na końcu "wykorzystał"(pisze to w ten sposób zeby nikt sobie za wiele nie pomyślał) jako poduszke. Aha i Robert jeszcze jedno:"Nie, nie siedziałam tam tylko po to żeby mnie Idas nie dorwał". Ciężkie mam zycie, nie? Hmm zapomniałabym - dobrze że robili mało zdjęć bo mój strój był bardzo szokujacy, jak mówiłam tak i zrobiłam... Turkusowa bluzka... motylki... rózowe spinki... haha tylko spódnicy nie wziełam, zimno było i spanikowałam :P. A Kasia(A) była bardziej ten odwazna, wyparowała w jakże ladaczno-rozpustnej sukience, która sprawiła ze jej lista adoratorów powiekszyła sie o tych z 18-nachy, którzy sie jeszcze tam nie załapali :). Ale było git. Naprawde, bardzo mi sie podobało. Kiedy nastepna 18-nacha? Heh a poza tym szkoda, że Michał powiedział "Wiecej osiemnastki nie robie". Jak sobie przypome jakies bardziej pikantne szczegóły z tej osiemnastki to obiecuje, że dopisze je tu :) Koffam was :P
Psy. Zuza: Czemu sie do mnie nie odzywasz? Nie lubisz mnie?
Hahahah potem jak był bardziej w stanie przyznał sie jednak ze lubi trochu i ewentualnie Zuze ;) Spoko Ziutka nie załamuj sie :) My cie koffamy
Jak jeszcze mnie ktoś olśni to bedzie ciąg dalszy ;)
Psy 2. Heh jeszcze motyw tortu!! Dopisuje to troche późno ale uwaga bo to jest dobre:
No wiec, kiedy było już późno a Idek zgłodniał zwrócił sie takimiż słowami do kompaniji swojej
Kompanija jako iż miłe to były ludziska chciała mu mieso owe podgrzać, podjoł sie zadania tego Krzysztof najmłodszy wiekiem( i rozumkiem :) żartuje of coz). Kiedyz owy Krzysztof Krzysiem zwany podgrzewał ową strawe Idek postanowił wziąć sprawy w swoje rece. Dosłownie. Wzioł tedy w reke kawałek tortu i walnoł go brutalnie na talerza swojego. Wzioł kęs do ust(reką) i tak zaczoł posiłek plamąc i brudzac wszystko w zasiegu zwroku swojego. Kompanija widząc wybryki kompana postanowila hulance tej i swawoli kres połozyć. Tak sie tedy zwrócili do Marka:
Idek zdawał sie byc nieporuszony faktem tym niespotykanym i jakze spokojnie odpowiedział:
I taki był koniec przygód Idka oraz jego kompaniji z tortem i miesem.
Dojechałam późno, koło 9(imieniny starego), już nikt sie mnie nie spodziewał... Ale jakie wrażenie wywarło moje wejscie na sale... Normalnie muzyka przestała grać, wszyscy goście "ooooo" i oczy jak talerze a Marzena w krzyk. Przesadziłam? No może 2 cm za dużo w prawo ale poza tym wszystko to prawda. Ostro było... tanczyłam(czy coś tak jakby bo kuzyn Marzeny ciągle polewał:P) i byłam nieźle zmachana. Damian(kuzyn Marzeny, ten polawający) miał niezły odlot i wziął sie za molestowanie Basi. Ja tymczasem ciągle machałam na parkiecie, Marzena fajnie sie z twoim tatą tanczyło:P i wogóle rodzinke masz git. Nie no czas mi tak szybko mijał ze nawet nie wiem co tu napisać. Cały czas tanczyłam, piłam, tanczyłam, piłam, gadałam, tanczyłam... faaajnie :) Koffam was wszystkich było zajebiscie! Bylam tak zmeczona ze szok :* Do zobaczenia u Basi :)
To taki wielki skrót, było dużo fajnych akcji, motywów i takich tam. Przez nastepny tydzien bede dopisywać tutaj pewnie jakies cosie. Jak wy macie coś do dodania/sprostowania to piszcie w komentach lub dorwijcie mnie na gg - dopisze na pewno. Pusiaki papa








Pobierz link







Facebook







Twitter







Pinterest







E-mail







Inne aplikacje





Po latach czytania negatywnych komentarzy, muszę przyznać, że (często zbyt) łatwo przychodzi mi ich ignorowanie... jest jednak jeden typ, który nie daje mi spokoju i jego negatywny kontekst zniechęca mnie do tworzenia czegokolwiek. Są to komentarze podważające tematykę tego bloga , które w kółko umniejszają kwestiom urody, kontrastują je z "poważnymi" tematami i domagają się zmiany tego bloga na blog podróżniczo-polityczny.

Ale kwestie urody są dla mnie ważne i nic nie przynosi mi takiej satysfakcji, jak gdy słyszę od Was, że dzięki wpisom umieszczonym tutaj znalazłyście dla siebie miejsce w świecie urody i piękna. Chciałabym Wam wyjaśnić, dlaczego jest to dla mnie ważne.

By jednak wszystko zamknąć w jedną całość, muszę Was zaprosić na podróż w czasie... Otóż, kiedy byłam dzieckiem, byłam... brzydkim dzieckiem . Nie miałam wielkich oczu i grubego blond warkocza. Moi rodzice nie stroili mnie jak laleczki w falbanki i spódniczki, tylko wybierali praktyczne opcje dżinsów i bluz. Już jako 8 latka miałam ogromną świadomość tego, że sposób w jaki wyglądam determinuje, jakie podejście mają do mnie znajomi, nauczyciele (którzy nawet często nie kryli się ze swoimi preferencjami do słodkich, wypieszczonych dzieciaczków!), czy rodzina... Szybko dostrzegłam, że nie mogę liczyć na ustępstwa, taryfy ulgowe czy wiarę w mój potencjał - te rzeczy były zarezerwowane dla ślicznych dzieci z ich wielkimi błękitnymi oczami, różowymi policzkami, grubymi warkoczami i troskliwymi rodzicami. 

Ponieważ nie musiałam się nikomu podobać ani się przymilać (bo i tak nic by z tego nie wyszło), szybko zbudził się we mnie duch buntowniczy. Jako 14 latka uczyniłam ze swojego brzydactwa pewien fetysz - mój znak rozpoznawczy, mój sposób bycia . Kupowałam ubrania w sklepach militarnych (męskie bojówki... trochę ciężko się nosi, ale dla chcącego nic trudnego), naciągałam na siebie brzydkie, męskie dresowe bluzy, nosiłam ciężkie glany, miałam włosy obcięte na pazia, nosiłam tragicznie dobrane okulary. Chciałam wszystkim powiedzieć "mam w d... co myślicie na temat mojego wyglądu i nie będę się wam podlizywać". Ot, młodzieńczy bunt! Moi rodzice nie mieli nic przeciw, bo ich zdaniem bycie brzydkim gwarantowało mi absolutny brak uwagi ze strony mężczyzn - co gwarantowało bezpieczeństwo.

Kiedy poznałam mojego przyszłego męża, dalej tkwiłam w tej swojej "brzydkiej" fazie, ale z jakiś nieznanych mi do dziś powodów, mój sposób noszenia się i wygląd nie zwracały jego uwagi. Pewnie dlatego, że on sam nie przywiązuje znacznej uwagi do swojego wyglądu - jako nastolatkowie mieliśmy bardzo podobne garderoby ;). Mój mąż jest jedynym mężczyzną w mojej grupie wiekowej, który kiedykolwiek do mnie "zagadał" (pomijam "luzerów", którzy w wieku 24 lat są zbyt onieśmieleni przez prawdziwe kobiety i próbują zaczepiać nieświadome nastolatki :P). 

Im bliżej końca liceum, tym bardziej budziła się we mnie potrzeba zmiany. Odcinanie się za pomocą własnego imagu stawało się ograniczające i przestawało być wyborem. Nie wiedziałam jak być ładnym, jak się zaprezentować. Poza mężem, który zawsze był źródłem komplementów i miłych słów, nikt nigdy mi nie powiedział, że jestem ładna.. co najwyżej, że może "yyy.. spróbuj się więcej uśmiechać, może to pomoże".

Moje próby znalezienia sobie miejsca w świecie piękna były zawsze skazane na niepowodzenie. Nie jestem klasyczną pięknością, nie mam cery w jednolitym, zdrowym kolorze, a kupienie w Polsce 10 lat temu podkładu, który nie byłby w odcieniu brzoskwinki było praktycznie niemożliwe. Makijaż był dla mnie bardzo rozczarowującym doświadczeniem - mam bardzo "schowaną" powiekę i bardzo mało miejsca pomiędzy zagięciem powieki a brwią, więc typowy makijaż, który na innych wyglądał fenomenalnie, na mnie wyglądał dziwnie. Jestem brunetką o brązowych oczach - w teorii fioletowy makijaż oka jest dla mnie. Ale jak się jest bladym i ma cerę o silnie żółtym i zimnym odcieniu, to nakładanie sobie na powiekę kontrastującego z żółtym fioletu też nie jest dobrym pomysłem. Wierzcie mi, sprawdzałam na sobie -_-.

Moje próby wyglądania ładnie nie prowadziły daleko. Nie mówiąc już o tym, że jak się jest studentem to wcale nie ma się tak dużo funduszy na eksperymentowanie czy nawet inwestowanie w siebie. Może teraz klimat na studiach jest przyjaźniejszy, ale kiedy ja studiowałam, profesorowie bardzo ostro krytykowali studentów, którzy dorabiali sobie pracą na kasie czy w McDonaldzie... Mieliśmy się przez 5 lat skupić na nauce i żyć z kieszeni naszych rodziców.

Kiedy miałam koło 21 lat moją wielką miłością stał się japoński zespół Morning Musume - był to też mój pierwszy kontakt z alternatywną estetyką i choć nie jestem w stanie strawić muzyki tego zespołu, fascynował mnie. Niektóre dziewczyny z tego zespołu były w moim wieku i umiałam poczuć jakąś dziwną więź z nimi. Bardzo podobał mi się ich naturalny wygląd - lekki makijaż, który wyglądał jakby go nie było, promienna cera, duże oczy z pięknymi, wielkimi tęczówkami, kobiecy styl ubierania się, ale bez niekomfortowego dla mnie elementu śmiałej seksowności.

Wtedy bardzo, ale to bardzo szukałam na sieci bloga o tematyce urody i makijażu azjatyckiego - chciałam się dowiedzieć "jak one to robią". Ale w 2005 roku, takiego bloga po prostu nie było.

Kiedy skończyłam studia wyjechaliśmy do Azji w 2008 roku i zaczęła się na dobre moja przygoda z pięknem i urodą w stylu azjatyckim. Na początku nieśmiało, ale potem z coraz większą pewnością siebie dałam "nura" w świat lokalnych kosmetyków, zabiegów, gazet, mediów i celebrytów. Znalazłam w końcu swoje miejsce w świecie urody - świecie, gdzie więcej kobiet tak jak ja ma cerę o zimnym kolorze, przebarwienia, zbyt mało miejsca na powiece, aby wykonać typowy, kolorowy makijaż. Odkryłam kosmetyki, które pasowały do potrzeb mojej cery i włosów, odkryłam kremy BB, które dawały mi upragniony efekt ładnej cery, ale bez ciężkości makijażu.

Te wszystkie rzeczy sprawiły, że odkryłam świat urody na nowo. I nie chodziło wcale o aprobatę otoczenia czy komplementy. Chodziło o to, że ja odkryłam przyjemność związaną z czuciem się ładnym i możliwością wpływania na swój wygląd. Coś, co kiedyś było poza strefą moich wpływów, nagle stało się źródłem inspiracji i przyjemnych odczuć. Zaczęłam dostrzegać podobieństwo między satysfakcją i odczuciami płynącymi z rysowania czy robienia zdjęć, a stworzeniem ładnego stroju czy makijażu.

Dla mnie odczucia piękna z patrzenia na dzieła sztuki, a z patrzenia na siebie są takie same. Głęboko wierzę, że sami jesteśmy dla siebie najlepszym źródłem odczuć estetycznyc h i wcale nie chodzi o to, by być pięknym dla innych. Dalej nie uważam siebie za piękność i, o ile miłe słowa otoczenia są "miłe", najbardziej liczy się, że czuję się komfortowo sama ze sobą. A to daje mi radość. 

Dlatego od tylu lat mam motywację do pisania tego bloga - bo wierzę, że wiele kobiet jest w sytuacji takiej, w jakiej byłam ja sama , gdzie konwencjonalne koncepcje urody po prostu nie pasują, zaś próby przedarcia się do świata piękna nie działają. Azjatycki Cukier to w gruncie rzeczy blog o alternatywach - alternatywnym spojrzeniu na piękno, sposoby dbania o sobie, kosmetyki i makijaż. To blog, który stara się zaprezentować różne spojrzenia na to czym jest piękno i skąd biorą się jego ideały. To blog o tym, że nie ma jednej definicji piękna, jednej definicji urody czy ideału. Że nasze podejście do tych spraw często zamotane jest w plątaninie historii, natury i archetypów. Życie na skraju dwóch światów - Zachodu i Wschodu pozwalają mi dzielić się z Wami moimi obserwacjami.

Dlatego nie piszę bloga o życiu w Singapurze, ani o podróżach, ani o historii - te rzeczy, o ile są częścią mojego świata, w żaden sposób mnie nie inspirują. Nie widzę też żadnych korzyści płynących z ich przedstawiania - ani to pomocne, ani przydatne.

Mam nadzieję, że ten tekst pozwoli Wam lepiej zrozumieć mnie i moje motywacje, a przede wszystkim wyjaśnić, skąd wziął się pomysł na taki właśnie blog. Azjatycki Cukier to blog, którego ja sama szukałam bezskutecznie w 2005 roku :)







Pobierz link







Facebook







Twitter







Pinterest







E-mail







Inne aplikacje






Założycielka sklepu AzjatyckiBazar.com oraz marki Cukier Beauty Concept.



Przedstawiane tutaj treści mają jedynie charakter informacyjny. Autor nie ponosi odpowiedzialności za działania czytelników, ani żadne konsekwencje wynikłe z zastosowania podanych tu pomysłów oraz technik. W razie wątpliwości skontaktuj się ze specjalistą.

Wszyscy umniejszający kwestię/ rolę piękna czy urody w życiu powinni przeczytać książkę Nancy Etcoff "Przetrwają napiękniejsi".
To prawda. Mnie osobiście już męczy udawanie tego jaka powinnam być a nie jestem, bo nie interesuje mnie poezja czy historia sztuki a uroda i kosmetyki. Po prostu taka jestem...
Mozna sie interesowac uroda i miec pojecie o roznych aspektach zycia, zeby miec o czym zwyczajnie rozmawiac. Nie jest to przytyk w strone Azjatyckiego Cukru, w necie sa tysiace blogow, wiec ludzie nie powinni narzekac i jesli sie nie podoba, to sa inne opcje. Cukier wybrala taka tematyke bloga i powinno sie to uszanowac.
Popieram tematykę tego bloga i sama byłam brzydkim kaczątkiem :) Styl alternatywny jest mi bliski do dziś, czerwone włosy zostały, pewne elementy stylu "ciężkiego" ale nie jest już to ten bunt co kiedyś ;))
Cukierku to jest Twój blog! Pisz jak Tobie się podoba! Jeśli o mnie chodzi to uwielbiam go czytać! Bardzo podobają mi się te tematy urodowe które wybierasz PS. Moim zdaniem jesteś naprawdę śliczna :)
i właśnie za taki blog uwielbiamy Cię Cukrze :)) I za tą niezliczoną ilość przydatnych informacji :D
Proszę, pisz w takiej tematyce jak dotychczas ;) Posty są ciekawe, nie powtarzają się tematy, zawsze znajdę jakąś ciekawą informację, która wzbogaci i uświadomi pielęgnację, a co więcej zaowocuje w przyszłości! Nie przejmuj się negatywnymi komentarzami. Ludzie zawsze byli i zawsze będą złośliwi w stosunku do tych, którzy coś osiągnęli ;) Pozdrawiam Cię ciepło ;*
Jak się czyta to jak podchodziłaś do tego tematu, jak wyglądałaś kiedyś, a patrząc na ciebie teraz to jest wręcz nie do wyobrażenia. Bardzo ciekawie opowiedziałaś historię swojego życia. Dzięki niemu, zaczęłam rozmyślać trochę i chyba c
Stara szmata chcę być pokryta spermą
Shyla Stylez rozluźnia się w POV
Podwiózł czekoladkę za seks

Report Page