Ona potrafi głęboko robić dobrze

Ona potrafi głęboko robić dobrze




⚡ KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































Ona potrafi głęboko robić dobrze
To oczywiste, że żaden związek nie jest doskonały. My nie jesteśmy doskonali. Z wiekiem zaczynamy jednak rozumieć, że udana relacja nie jest doskonałym związkiem dwojga idealnie dobranych partnerów, ale połączonych dobrą miłością ludzi, którzy chcą tego samego, patrzą w tym samym kierunku. I nie krzywdzą się, bo się szanują. Twój partner nie „uratuje” twojego życia, bo nie jest za nie odpowiedzialny. Ale sprawi, że łatwiej ci będzie o siebie walczyć, pokonywać problemy i trudności, z którymi w pojedynkę radzić sobie źle. 
Jasne, że każdy z nas jest odpowiedzialny za swoje emocje. Ale jeśli jego obecność sprawia, że jeszcze bardziej gwałtownie eksplodujesz złością, a jego słowa drażnią, zamiast pomóc ci dojść do ładu ze swoimi uczuciami i reakcjami – nie świadczy to dobrze o waszej relacji. Twój partner powinien znać cię na tyle, by wiedzieć co powoduje twoją złość, z czym sobie nie radzisz, kiedy odpuścić i pozwolić ci na samotność.
Opiekuńczy, kochający partner rozumie, że oboje potrzebujecie pewnej przestrzeni w związku, nie jest zaborczy i nie robi ci wyrzutów, jeśli czujesz potrzebę, by spędzić trochę czasu z inną, bliską osobą.
Problemy z zaufaniem, ciągły lęk przed zdradą czy kłamstwem, irracjonalne podejrzenia, to wszystko bardzo szkodzi relacji i uczuciu, jakim się darzycie. Nie proś go o telefon, żeby zajrzeć do jego wiadomości i służbowych e-maili. I nie pozwól, by on przeglądał twoją skrzynkę pocztową. Nie masz nic do ukrycia, jemu powinno to wystarczyć. Dobry partner wie, że bez zaufania nie ma udanego związku.
Nie tych, ponad twoje siły, ale tych, na które cię stać, i które pozwoliłyby ci stać się lepszą. On chce dla ciebie jak najlepiej, dlatego nigdy nie popchnie cię w kierunku rozwiązań i decyzji, które są dla ciebie krzywdzące, zbyt ryzykowne, niebezpieczne. Ale zawsze powie ci, że powinnaś się rozwijać, a w życiu zawodowym i osobistym, dążyć do uczucia szczęścia i satysfakcji.
A to oznacza, że nie umniejsza twoich osiągnięć, nie krytykuje i nie ciągnie cię „ w dół”. Dobry partner nie konkuruje z tobą na żadnym polu, ale cieszy się z twoich sukcesów i jest dla ciebie wsparciem.
Czyli akceptuje. Kocha każdą część ciebie, dobrą i złą, zna twoje mocne strony i słabości i nie próbuje cię na siłę zmieniać. Nie oczekuje perfekcji, bo jesteś dla niego więcej niż „wystarczająca”. W najlepszy, możliwy sposób.
Dobry partner uczy cię nowych rzeczy, potrafi cię zaciekawić i być wspaniałym kompanem do rozmowy. Jeśli ma jakąś pasję, potrafi opowiedzieć ci o niej tak, żebyś poczuła, jak bardzo jest dla niego ważna. A przede wszystkim, chce się z tobą dzielić tym, co dla niego istotne, interesujące, zaskakujące. I jest ciekawy twojej opinii.
Wczoraj odwiedziła mnie dawno niewidziana koleżanka ze szkoły. Kiedy jeszcze chodziliśmy do liceum związała się z naszym klasowym kolegą. Stanowili przez lata – jak mi się wydawało, dość zgodny związek… Aż tu wczoraj… rzuciłam go, bo on nie był w stanie niczym mnie już zaskoczyć. O ironio tego typu uzasadnienia rozstań słyszę ostatnimi czasy coraz częściej i nie jestem w stanie tego pojąć. O co ci chodzi? Jakie to miałoby być zaskoczenie? Dopytuję za każdym razem i nikt nie dał mi konkretnej odpowiedzi. Czego ona oczekiwała? Liczyła, że on sobie nagle zrobi dziarę z jej imieniem na klacie, albo przyjdzie pod biuro, w którym pracuje z biletami lotniczymi do do Tokio, albo odezwie się po baskijsku, żeby nagle wydało się, że po pracy wcale nie chodził z kumplami na browara, wcale nie wypacał się grając w squasha, tylko zgłębiał tajniki baskijskiego?
Albo rzuci się na nią w erotycznym szale, gdy właśnie kończy wypełniać PIT-y? Czy takie zaskoczenia nie wydają się wam infantylne, przesadzone, teatralne? A może jest to próba wyjścia naprzeciw jakimś wyobrażeniom z dzieciństwa, z bajek o pełnych werwy rycerzach na białym koniu, próba inscenizowania hollowoodzkich filmów?
Dlaczego tak wiele osób liczy, że ich partner, nagle będzie wykonywał magiczne triki, będzie wyciągał raz po raz asy z rękawa, kolejne króliki z kapelusza i będzie ich prywatnym rozbawiaczem? Czy tylko mi się wydawało, że gdy ludziom jest ze sobą dobrze, tak naprawdę dobrze, to wcale nie muszą tańczyć na linie, nie muszą próbować się niczym na siłę zaskakiwać, bo nawet, gdy wkradła się codzienność, gdy nie dzieje się nic specjalnego, to jest im razem dobrze? Po prostu dobrze… A łączące ich uczucie, chemia w związku sprawiają, że nawet ta codzienność wydaje nam się niecodzienna, wyjątkowa? Z kolei, gdy uczucie gaśnie, to nawet gdyby partnerka przywdziała krwistoczerwony jedwabny gorset i znała się na uranie lepiej od Richarda Feynmanna, to i tak związek skazany jest na niepowodzenie.
Od kilku dni jadam śniadania w mojej ulubionej krakowskiej knajpce. Zaobserwowałem, że zawsze o tej samej porze pojawia się tu pewna dość sympatyczna para. Dziewczyna jest tak zakochana w swoim wybranku, że dosłownie nie jest w stanie się od niego odkleić – śniadania jada jedną ręką, bo drugą bez przerwy wsuwa mu pod koszulkę i głaszcze go po plecach, głowie, przytulała się do niego. Co by ten młody brunet popijający do śniadania piwo w ilościach hurtowych nie powiedział, a mówił m.in. o tym, że rowerzyści są szkodliwi, że stanowią zagrożenie na drogach, i że w Polsce brakuje przewodników głosowych w muzeach i on nie ma pojęcia, co to za technika w danym dziele jest, zanudzał mnie przysłuchującego się ich rozmowie szczegółami swoich treningów na siłowni. Ona spijała każde słowo z jego ust z wyrazem błogiego uwielbienia.
W sumie ten sympatyczny piwosz nie powiedział ani razu nic szczególnie odkrywczego. Urody też zdecydowanie nie miał Apolla – sylwetka zdradzała raczej zamiłowanie do browarów, a nie do siłowni. Ale to o czym mówił, to co pijał i jak wyglądał nie miało zupełnie żadnego znaczenia, bowiem uczucie dziewczęcia było ogromne. Gdyby była w stanie, to by się do niego na stałe przykleiła, przywarłaby do niego jak huba do pnia drzewa.
Zastanawiam się czy pewnego dnia i ona się z nim rozstanie, bo ten nie będzie w stanie jej niczym zaskoczyć? Czy jego rozważania o rowerzystach zaczną jej grać na nerwach i chwyci za telefon i napisze sms do przyjaciółki, albo nowo poznanego, ciekawszego kolegi: „Jemy obiad, a ten tylko o tych rowerzystach gada. Brzuchol od piwska mu tylko rośnie i rośnie.”
Dlaczego nie jesteśmy w stanie zaakceptować rutyny? Może to efekt filmów? Może daliśmy się nabrać na propagandę „nowe jest lepsze”- każdy facet ma być wiecznym jajkiem z niespodzianką? Nie lepiej wiedzieć czego możemy się spodziewać po drugiej osobie?
Nie wyobrażam sobie sytuacji, bym spędzał na dłuższą metę 24 godzin na dobę z jakąś kobietą. Lubię sam wyjeżdżać. Patrząc na mój obecny tryb życia nie byłoby szans żeby podczas obiadu się mną znudziła, bo obiady poza weekendem byłyby pewnie wydarzeniem specjalnym – nikt nie jest w stanie stwierdzić, kiedy się trafi, jakie będzie menu (czy fasolka po bretońsku czy może mule po prowansalsku). Zastanawiam się, czy utrzymywanie takiego dystansu wynika wyłącznie z mojego trybu życia? A może to ukryty, podświadomy lęk przed rutyną? Może jak już się w jakiejś kobiecie zakocham, powinienem spróbować jak ta dziewczyna – jadać śniadania jedną ręką i zdecydowanie bardziej zatapiać się w moim obiekcie westchnień. Zastanawiam się, co lepsze – brak dystansu, który może skutkować poczuciem nudy, czy zbyt duży dystans, który może skutkować poczuciem wyobcowania. Z każdym kolejnym samotnym wyjazdem, samotnym śniadaniem, człowiek przyzwyczaja się do samotności… Czy odzwyczaja od partnera? Podobno im mniej się je, tym mniejsze jest odczucie łaknienia. Nie wiem, nigdy tego nie przetestowałem
autor listu: Maciej Rębisz, list ukazał się na prywatnym profilu autora i został opublikowany za jego zgodą
Nazywany lekarzem gwiazd słynie ostatnio z ostrych wypowiedzi na temat świata celebrytów, ale też samej medycyny estetycznej w naszym kraju. Piętnuje zbyt drastyczne ingerencje lekarzy w wygląd – zwłaszcza kobiet. Sam jest zwolennikiem metod, które sprawiają, że kobiety czują się bardziej komfortowo ze sobą, przy czym nie zmieniają rysów swojej twarzy.
O tym, w którą stronę zmierza medycyna estetyczna, o co właściwie chodzi z tym ostrzykiwaniem i o policzkach gwiazd, które wyglądają, jakby miały odpaść rozmawiamy z doktorem Krzysztofem Gojdziem.
Ewa Raczyńska: Twoja ostatnia książka mówi o tym, co można wyczytać z twarzy każdego z nas. Co Ty widzisz?
Krzysztof Gojdź: W twarzy? Bardzo wiele. A na poważnie – prowadzone były badania, według których każdy z nas patrząc na twarz drugiego człowieka przez dwie milisekundy jest w stanie określić czy ta osoba nam się podoba czy nie, czy na pierwszy rzut oka jest fajnym człowiekiem, czy nie. Kiedy po tych dwóch milisekundach zamkniemy oczy, to okaże się, że wiele możemy powiedzieć na temat tego człowieka. Warto sobie zrobić taki eksperyment i poprzyglądać się innym ludziom.
A co można wyczytać z twarzy? Można zobaczyć, czy ktoś miał nieprzespane noce, czy ma jakieś problemy, czy zasypiał na słońcu latem, bo wszelkie zmęczenia czy niedoskonałości na twarzy widoczne są gołym okiem. A już po 40-tce to mamy na niej wszystko wypisane, jeszcze więcej możemy zobaczyć, trudno oszukać, że jest się wyspanym, że w naszym życiu nie ma stresów.
A co z twarzami, które wyglądają trochę jak maski, które są wyprasowane i ulepszone? Jeśli nasze twarze są prawdziwym odbiciem nas samych, to dlaczego chowamy się za zabiegami?
Niestety taka jest tendencja, żeby wyglądać lepiej i lepiej… To wynik kompleksów i braku akceptacji siebie. To media kreują jakiś kanon piękna, w magazynach widać dziewczyny, które upiększył photoshop. Kobiety kupują marzenia w postaci dobrego wyglądu czy kosmetyków i lubią żyć w takim wykreowanym przez media świecie, w takim okłamywaniu rzeczywistości. Czy naprawdę wierzymy, że skoro dana gwiazda nie ma żadnej zmarszczki, to ja też mogę nie mieć? A przecież to wszystko to makijaże, odpowiednie światło, trochę techniki. Ale niestety, wskutek takiej kreacji kobiecego piękna, nawet bardzo ładna dziewczyna chce coś w sobie zmienić, coś poprawić. Staje się to trochę uzależniające.
Wsadziłeś swojego czasu kij w mrowisko mówiąc, że Warszawa mogłaby utonąć w botoksie, który jest w samych tylko ustach kobiet.
A czy ja nie miałem racji? Z medycyną estetyczną mamy do czynienia od ostatnich 20 lat, ale to co teraz się dzieje, przechodzi jakiekolwiek granice normy. Przecież gabinety medycyny estetycznej powstają jak grzyby po deszczu. Wiadomo, że to nasze pokolenie – mówię o 40-latkach, chce wyglądać coraz młodziej, bo ci młodsi dyktują warunki na rynku pracy, to oni wyznaczają standardy tego, jak powinno się wyglądać, by uchodzić za kogoś atrakcyjnego, kogoś godnego uwagi.
I faktycznie jest parcie, żeby na siłę się odmładzać i ten mój tekst odnośnie botoksowej powodzi, to jest szczera prawda. Wystarczy, że przejdziemy się ulicami Warszawy, czy po jakiś klubach, bez żadnego problemu zobaczymy młode dziewczyny z napompowanymi ustami… Jest tego tyle, że gdyby to kiedyś eksplodowało, mogłoby zalać Warszawę.
I to jest moim zdaniem dramat. Naprawdę. Uważam, że warto by się przyjrzeć, co się takiego u nas stało, dlaczego panuje taka tendencja… Ja osobiście nie znam kraju w Europie, który by aż tak bardzo zwariował na punkcie poprawiania urody. Wystarczy chociażby popatrzeć na Francuzki – one pięknie się starzeją, a to właśnie Francja, czy na przykład Włochy kojarzą się nam ze stolicami mody, dbania o siebie, urody. Tyle tylko, że w tych krajach dziewczyny w ogóle się nie szprycują, tylko dbają o siebie, w sposób NATURALNY poprawiają swoją urodę, ale to wszystko jest w jakichś normalnych granicach. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego w Polsce dziewczyny mają kompleks tego, że nie wyglądają jak modelki i dążą do tego, żeby chociaż trochę upodobnić się do tych kobiet, które widzą na okładkach gazet, czy w telewizji. A przecież nie można zapominać, że to jest tylko iluzja piękna.
Nie masz wrażenia, że to upiększanie się idzie w złym kierunku? Mówi się o Polkach, że są pięknymi kobietami.
Jasne, że idzie w złym, ale kobiety mają wiele kompleksów – główny to ten, że jestem z Polski i daleko mi do kobiet z LA, Paryża, czy Mediolanu. I dlatego Polki chcą być piękniejsze i „robić się”… nie wiedzieć czemu tak naprawdę.
Coraz częściej możemy zobaczyć twarze osób medialnych, które nagle trudno rozpoznać…
Niestety… Dla wielu kobiet, które widzą, jak znanym osobom zmienia się twarz i nagle stają się nie do poznania, powinno to być przestrogą, jak nie powinny dbać o siebie i do jakiego lekarza nie powinny chodzić.
Ja jako Gojdź mówię, że nie zmienię nikomu twarzy, nie uwydatnię nienaturalnie policzków, nie zrobię zbyt wielkich ust, w moim zawodowym przekonaniu, jest to po prostu nieetyczne.
Dlatego tym bardziej zaskoczyła mnie ostatnio wypowiedź jednego z lekarzy medycyny estetycznej, lekarza, którego bardzo szanuję i cenię jego pracę, a który jest jednym z tych, którzy wypowiadając się w mediach budzi zaufanie społeczne…
Otóż powiedział on, że jeśli przyjdzie do niego kobieta, która uważa, że będzie piękna z tymi ustami i policzkami, to on jej to zrobi i będzie robił. Nie ukrywam, że zszokowała mnie ta postawa, bo okazuje się, że ten znany lekarz poszedł w tym kierunku, co większość lekarzy – czyli w stronę kasy. Cóż, każda ampułka wstrzykiwana kobiecie to kolejne tysiąc pięćset złotych, a nawet dwa tysiące do zarobienia…
Ja jednak uważam, że takie osobowości medialne, do których pacjenci mają zaufanie, powinny jednak zwracać uwagę i piętnować to, co się obecnie dzieje i nie przykładać do tego ręki. Powinni tłumaczyć tym kobietom, że taka ingerencja, to nie jest dobra droga, zaproponować psychoterapię, gdyż często pod chęcią tak drastycznych zmian ukryte są głęboko problemy. Ja sam wysyłam swoje pacjentki do psychologa, kiedy widzę, że poddanie się zabiegom medycyny estetycznej, to nie jest jedynie chęć zadbania o siebie… Bywa, że faktycznie niepokoi mnie, kiedy słyszę, co kobieta chce zrobić ze swoja twarzą.
Nie ostrzykuję kobiet dla pieniędzy, byleby zarobić. Może dlatego kobiety czekają nawet rok na wizytę w mojej klinice, a bywa, że wracają do mnie te, które doceniają, że odmawiam im zabiegów, które uważam za zwykłą fanaberię.
Jasne, że powinno mi zależeć na szprycowaniu kobiet, że takie piętnowanie zabiegów to kalanie własnego gniazda… Ale co ciekawe, obserwuję, że jestem beneficjentem mojego własnego podejścia, bo dzięki temu mam więcej pacjentek, które chcą naturalnie wyglądać, które nie akceptują wyglądu tych wszystkich plastikowych dziewczyn.
Mówi się, że jesteś lekarzem gwiazd, nie obawiasz się, że skutkiem Twoich ostrych wypowiedzi, będzie mniejsza ich obecność w Twojej klinice?
Mi nie zależy na ilości pacjentek, zresztą akurat o to w ogóle się nie martwię. Za to chciałbym, by moje pacjentki były przede wszystkim bardziej świadome, żeby były wizytówką mojej pracy i mojego podejścia do medycyny estetycznej, by dbały o siebie naturalnie. Nie chcę, żeby do mnie trafiały te celebrytki, które chcą zmieniać rysy swojej twarzy.
Myślę, że tak, bo część celebrytek tych właśnie plastikowych przestaje mi patrzeć w oczy. Może obawiają się, że z sarkazmem gdzie e je opiszę. Jest też część osób, które, kiedy przychodzę na jakąś imprezę, udaje, że mnie nie widzi, ucieka wzorkiem, albo w trzyma się z daleka od mojej osoby. Ale to te plastikowe twarze.
Nie jest tak, że korzystanie z medycyny estetycznej idzie w złą stronę, że nadal brak nam edukacji w tym temacie?
Absolutnie się zgadzam. Brakuje nam edukacji, ale też dostępu do dobrych lekarz, którzy mają wiedzę i zmysł estetyczny oraz artystyczny. Bo technikę można sobie wyrobić, można się jej na siłę nauczyć, ale jeśli w ten sam sposób robi się wszystkie twarze, wstrzykuje się zawsze w te same punkty, jak książka mówi, to nie wszystkim wyjdzie na dobre. Przecież nie można wszystkich twarzy sprowadzić do jednego mianownika, traktować w ten sam sposób. Niestety nie każdy lekarz jest artystą, by takie istotne niuanse zauważyć.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której wcześniej nie wspomniałem, to dylematy, które mają osoby medialne, które występują w telewizji. Otóż z punktu widzenia kamery – twarz wygląda inaczej, niż naturalnie. Dlatego też coraz częściej widzę kobiety, które w telewizji jakoś wyglądają, z daleka nawet fajnie ale na żywo to przerobiony królik… Szczerze mówiąc, to stojąc obok takich osób obawiam się, że jak mocniej tupnę, to policzki im odpadną i usta też, bo one na żywo wyglądają tak, jakby miały gips podoklejany do kości policzkowych. Te gwiazdy, czy celebryci dobrze wyglądają w telewizji, ale na żywo to już jest masakra. Dla nich to pewnie kwestia wyboru życia w obłudzie, żeby się podobać nie swoim znajomym, którzy na co dzień ich widzą, ale tym tysiącom, czy milionom, którzy ich oglądają w telewizji.
Czy takie nienaturalne upiększanie nie szkodzi medycynie estetycznej?
Jasne, że szkodzi, kobiety odbierają mylne sygnały, źle postrzegają to, co powinno im służyć. Często w mniejszych miejscowościach, poza Warszawą, słyszę: „Ale po co to całe ostrzykiwanie?”. Tak kobiety chcą dobrze wyglądać, dbają o siebie, ale nie rozumieją tego pędu do tak bardzo ingerujących zabiegów.
Więc po co na siłę to ostrzykiwanie?
I po co to całe odmładzanie? Czy medycyna estetyczna nie powinna pomagać się ładnie zestarzeć?
Właśnie o to chodzi. Powinna nam pomagać właśnie się ładnie zestarzeć, ale też trochę naszą próżność zaspokoić, bo niemal każdy chce wyglądać lepiej. Lepszy wygląd pomaga czuć się bardziej pewnym siebie i bardziej dowartościowanym. Mam grupę pacjentek z tak zwanego Mordoru warszawskiego. To są te wszystkie korporatki, które rozpoczęły karierę 10 – 15 lat temu i teraz zbliżają się do 40-tki. Tymczasem do ich firm przychodzą coraz to młodsze dziewczyny, które mają wpojone, że muszą dbać o siebie, że nie mogą mieć żadnych zmarszczek i poza tym super się prezentować. Wskutek tego, korporatki 40 plus chcą młodziej wyglądać, bo po pierwsze: pracują z coraz młodszym zespołem, po drugie – awansują ludzie, którzy lepiej wyglądają – to udowodnione. Te wszystkie zmiany podyktowane są przez bezlitosny dla kobiet rynek pracy.
I pewnie te różnice w podejściu do medycyny estetycznej kobiet z Warszawy, czy dużych miast a kobiet z mniejszych miejscowości są wynikiem totalnie innych priorytetów. Faktem jest, że kobiety w Warszawie się zatracają, jest praca, kariera, wygląd, później myślą o posiadaniu dziecka. Ciekawe, jak wyglądałyby wyniki badań, gdyby tak porównać, co myślą o upiększaniu się kobiety z dużych miast, a co z mniejszych.
A może najpierw po prostu edukować, żeby kobiety nie robiły sobie krzywdy?
No tutaj nie jestem przekonany. Ja edukuję już od wielu lat, część kobiet się mnie słucha, ale jest gros, które pójdzie do lekarza, który je ostrzyknie, zrobi to, co one będą chciały, nie licząc się z konsekwencjami. Bo są dziewczyny zafiksowane na punkcie zabiegów, uważają, że policzki a’la dana dziennikarka telewizyjna są seksowne. A przecież każdy z nas jest inny, każdy na swój sposób piękny i wyjątkowy, z twarzą, z której da się wyczytać, jakim jest się człowiekiem… Gdy ją zdeformujemy, co zostanie? Tylko iluzja.
Krzysztof Gojdź podkreśla, jak ważna jest wiedza o medycynie estetycznej, dlatego też zapraszam na Ogólnopolskie Spotkanie Kobiet , który odbędzie się 13 maja w Warszawie, a także na swojego bloga, gdzie znaleźć można wiele odpowiedzi na nurtujące nas pytania www.drogojdz.com .

Tak. Raczej pojawiają się na początku obawy czy dam radę itd., ale ja własnie pokazuje ze można stworzyć coś fajnego, nie babcinego i samemu.
A co Ci to daje, poza tym, że realizujesz dokładnie swoje wizje?





Fot. Archiwum prywatne autorki książki





Fot. Archiwum prywatne autorki książki





Fot. Archiwum prywatne autorki książki





Fot. Archiwum prywatne autorki książki


– Myślałam o chłopcu w wieku mojego syna. Żeby miał się z kim bawić i z kim zaprzyjaźnić się. Chciałam też,
Dwóch czarnych na napalonej blondynce
Ogromny dildos podnieca ją
Brunetka rozwiercana w analnym pov

Report Page