On polizal ona obciagnela

On polizal ona obciagnela




🛑 KLIKNIJ TUTAJ, ABY UZYSKAĆ WIĘCEJ INFORMACJI 👈🏻👈🏻👈🏻

































On polizal ona obciagnela

home |

login |
register |
DMCA |

contacts |
help |
donate |
 
 
 



A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z
А Б В Г Д Е Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Э Ю Я



my bookshelf |
genres |
recommend |
rating of books |
rating of authors |
reviews |
new
| форум
| collections
| читалки
| авторам
| add



Если публикация данной книги нарушает Ваши права - заполните заявление на закрытие
доступа к книге, и мы в течение 10 рабочих дней заблокируем доступ к тексту этой книги.

подать заявление на блокирование доступа

Sala, w kt'orej prokuratorzy przesluchiwali skladajacych zeznania podejrzanych i 'swiadk'ow, znajdowala sie na drugim pietrze gmachu sad'ow, pod biurem prokuratora okregowego. Skromnie wyposazone pomieszczenie - st'ol i sze's'c krzesel, a w kacie sofa i niski dlugi stolik. Na niewielkiej lod'owce w poblizu okna stalo rzadkiem sze's'c czystych kubk'ow obok ekspresu do kawy oraz naczynia z pakiedkami cukru i mleka w proszku. Widok z okna nijaki, nigdzie zadnego telefonu. Salka mila, ale niezbyt wygodna, za to z podsluchem i kamera wideo, kt'orej obiektyw skierowany byl na st'ol.
Vail i Parver juz czekali, gdy przybyl Darby w towarzystwie Raineya. Rainey byl zwodniczo uprzejmym czlowiekiem. Wysoki, szczuply z ciemnymi wlosami popr'oszonymi siwizna. Nosil okulary w zlotej oprawie oraz elegancki i drogi granatowy garnitur. Mozna by go wzia'c za bogatego biznesmana z Teksasu. Darby byl jego przeciwie'nstwem. Byly reprezentant koledzu w baseballu, kt'ory sie zmarnowal. Metr osiemdziesiat trzy wzrostu, pietna'scie kilo nadwagi, niechlujne dzinsy, ciezkie buciory do le'snych wedr'owek, flanelowa koszula i my'sliwska kurtka khaki. Tepe brazowe oczy byly tym razem osloniete tanimi ciemnymi szklami lotniczymi. Zbyt kr'otko przyciete jasne wlosy barwy kuchennych mydlin, twarz piwosza, brzuch pi-wosza i postawa piwosza. Mial trzydzie'sci osiem lat, ale mozna go bylo wzia'c za blisko pie'cdziesieciolatka. Farmer z Sandytown, malej farmerskiej miejscowo'sci z czterema tysiacami mieszka'nc'ow, na p'olnocnym kra'ncu okregu. Zastrzelil zone z dubelt'owki, twierdzac, ze w samoobronie, bo ona chciala zabi'c jego. Caly zesp'ol Vaila byla zdania, ze Darby zamordowal zone z zimna krwia. Nie bylo jednak dowod'ow na to, ze jego wersja wydarze'n jest nieprawdziwa. Istnialy okoliczno'sci obciazajace, lecz tylko okoliczno'sci. Mial romans ze striptizerka Poppy Palmer. Na sze's'c miesiecy przed morderstwem ubezpieczyl siebie i zone na 'cwier'c miliona dolar'ow. Natomiast poprzedzajace dwa lata byly katastrofalne. Darby znalazl sie na krawedzi bankructwa i grozila mu utrata farmy.
Jednakze brakowalo 'swiadk'ow, kt'orzy mogliby podwazy'c wersje Darby'ego. A jego wersja, potwierdzona przez do's'c tepa panne Palmer, brzmiala nastepujaco: Raniona Darby w ataku histerii zadzwonila do striptizerki, mniej wiecej na godzine przed zab'ojstwem, grozac, ze zamorduje zar'owno ja, jak i Darby'ego. W poblizu telefonu Darby'ego znaleziono 'swistek z numerem telefonu Poppy Palmer.
Vail przywital sie nawet do's'c milo i przedstawil Shane, z kt'ora usiadl przy stole plecami do kamery wideo. Darby zajal miejsce naprzeciwko nich i skrzyzowal rece na piersiach. Nawet nie zdjal kurtki my'sliwskiej. Rainey polozyl na stole cieniutka akt'owke i stanal za swoim klientem, z dlo'nmi na oparciu krzesla.
- No dobrze - powiedzial. - Zalatwmy to szybko.
Vail u'smiechnal sie. - Po co sie 'spieszy'c, Paul? Mamy kawe, mozesz pali'c. Widok z okna niebrzydki.
- Drogi przyjacielu, poradzilem mojemu klientowi, by jeszcze ten jeden raz z wami wsp'olpracowal. Ostatni raz. Juz byl dwukrotnie przesluchiwany przez policje,
w tym raz przez sze's'c godzin, a poprzednio przez twoje biuro i trwalo to trzy godziny. M'oj klient nie zostal o nic oskarzony. Zaczyna to pachnie'c nekaniem. Chce formalnego uzgodnienia, ze m'oj klient poddaje sie dobrowolnemu przesluchaniu, w zwiazku z czym rezygnujecie z prawnych dyrdymal'ow. Oraz ze o'swiadczenie mego klienta lub ciag o'swiadcze'n nie beda stanowily oficjalnego zeznania lub deklaracji pod przysiega.
- Czyzby pan sugerowal, ze pa'nski klient moze bezkarnie klama'c? Nie ponoszac za to prawnej odpowiedzialno'sci? - spytala Shana Parver.
- Ja tylko m'owie, ze pan Darby przyszedl tu z wlasnej woli. Jest got'ow z wami wsp'olpracowa'c. Mozecie przyja'c jego o'swiadczenie takie, jakie zechce zlozy'c.
- Ma pan obiekcje, by rozmowa byla nagrywana? - spytala z kolei Shana Parver. Rainey chwile sie zastanawial. - Nie, pod warunkiem ze otrzymamy kompletna
kopie i ze nagranie nie bedzie uzyte w sadzie ani udostepnione 'srodkom przekazu.
- Dla nas do przyjecia - odparla Shana.
- A wiec do przyjecia i dla mojego klienta. Nie mamy nic do ukrycia. Vail nacisnal guzik pod stolem uruchamiajac kamere wideo.
John Wayne Darby milczal. Patrzyl przed siebie, z ustami wykrzywionymi w ironicznym u'smiechu.
Shana Parver otworzyla akt'owke i wyjela ol'owek.
- Jest pan got'ow? - spytala z milym u'smiechem.
Shana spiorunowala go wzrokiem. - Prosze mi poda'c swoje imiona i nazwisko oraz adres.
- Co ona...? - zaczal Darby. - Pani zna moje nazwisko i adres!
- James Wayne Darby, RFD* Trzy, Sandytown.
- Od jak dawna mieszka pan pod tym adresem?
- Bedzie osiem lat. Ojciec mi zostawil farme...
- Dwadzie'scia dziewie'c. - Za'smial sie. - Zartowalem. Mam trzydzie'sci osiem lat i chce zy'c jak najdluzej.
- Czy pa'nska zona byla Ramona Smith Darby?
- Jak dlugo byli'scie malze'nstwem?
- Tak. Mialem stypendium sportowe. Baseball.
- Nie. Zlamalem noge w wypadku samochodowym. Na poczatku trzeciego roku. Nie moglem juz gra'c w baseball i stracilem stypendium.
- Zaczalem pracowa'c na farmie ojca.
. - Tak. Ramona i ja pobrali'smy sie zaraz po opuszczeniu przeze mnie koledzu.
- I wtedy pojechal pan na farme RFD Trzy, Sandytown?
- Tak. Na farme ojca. Ojciec dobudowal nad garazem mieszkanie dla mnie i Raniony.
- Przed czterema laty ojciec mial wylew do m'ozgu.
- Nie zyje. Umarla, kiedy bylem w koledzu. Rak.
- Czy zgadza sie pan na badanie z poligrafem?
- Zglaszam sprzeciw! - odezwal sie Rainey. - Juz byla o tym mowa. Doradzilem memu klientowi, aby nie zgadzal sie na wykrywacz klamstw. Rezultat nie jest przyjmowany przez sad. A poza tym nie widze zadnych korzy'sci plynacych z testu z poligrafem. M'owie o korzy'sciach dla mojego klienta. I prosze cie, Martin, nie podrzucaj tego tematu prasie. Nie r'ob sensacji z naszej odmowy.
- A wiec zdecydowana odmowa? - spytala Shana.
- Zdecydowana, moja panienko - potwierdzil ironicznie Darby.
Vail pochylal sie nad stolem, chcac co's powiedzie'c, kiedy Shana tracila go pantoflem w but i patrzac Darb/emu prosto w oczy zimnym glosem powiedziala:
- Po pierwsze, panie Darby, nie jestem niczyja panienka, zwlaszcza nie pa'nska. Po drugie: skoro zgodzil sie pan przyj's'c na przesluchanie, to albo zako'nczymy je szybko, albo posiedzimy przez caly dzie'n. Co pan woli? Wyb'or zalezy od pana.
Darby stezal, spurpurowial i zerwal sie z krzesla. Rainey polozyl mu reke na ramieniu i zmusil do zajecia krzesla. Darby co's warknal, ale posluchal i usiadl na-burmuszony.
Shana wyciagnela z teczki szkic i polozyla przed Darbym. Byl to plan parteru budynku mieszkalnego farmy. Drzwi z szerokiego ganku otwieraly sie na niewielki przedpok'oj, w kt'orym luk po lewej prowadzil do dziennego pokoju. Na osi luku narysowane bylo krzeslo z zaznaczona odleglo'scia od luku: trzy metry siedemdziesiat centymetr'ow. Na krze'sle znajdowaly sie dwa x. Drugie dwa w przedpokoju na 'scianie przeciwleglej do luku, jeden na 'scianie przy luku. Wysoko's'c sufitu okre'slona byla na dwa metry sze's'cdziesiat centymetr'ow.
- Czy szkic, kt'ory panu pokazuje, panie Darby, jest wiernym planem miejsca zbrodni?
- Wnosze o skre'slenie slowa „zbrodni" - powiedzial znuzonym glosem Rainey. - Nie ma zadnej zbrodni. Nikomu nie postawiono zadnego zarzutu.
- Czy odpowiada panu slowo „zab'ojstwo"? - spytala Shana.
- Wole „wydarzenie". Wla'sciwym okre'sleniem bedzie moim zdaniem „scena wydarzenia".
- Panie Darby, czy ten szkic wiernie przedstawia scene wydarzenia?
Darby przygladal sie dluga chwile, a potem skinal glowa. - Moze by'c. Ale w pokoju sa jeszcze inne meble.
- Jednakze nie maja zwiazku z nasza sprawa, prawda?
- Ze niby nie mialy nic wsp'olnego ze strzelanina? Nie, nie mialy.
- Czy bylby pan teraz laskaw, panie Darby, opisa'c nam, co wydarzylo sie si'odmego stycznia tysiac dziewie'cset dziewie'cdziesiatego trzeciego roku?
- Mam zacza'c od wstania z l'ozka, wziecia prysznicu...?
- Charlie Waters, Barney Thompson i ja pojechali'smy na kaczki. W sezonie je'zdzimy pare razy w tygodniu...
- Na Big Marsh. Dobre tereny bagienne...
- Byli'smy ukryci w kepie juz okolo... bo ja wiem... w p'ol do piatej, o piatej...
- Czy przed wyj'sciem z domu rozmawial pan z zona?
- Ramona jeszcze spala. Nigdy jej nie budze. Poprzedniego wieczoru przygotowala mi kanapki i co's tam jeszcze...
- Czy poprzedniego wieczoru byla miedzy wami awantura? Kl'ocili'scie sie?
- Co to znaczy „wla'sciwie to nie"?
- Miedzy nami nie bylo dobrze. Juz wam to m'owilem. Nie wszystko bylo cacy, ale nie wydzierali'smy sie na siebie, nic takiego. Po prostu chlodne stosunki. No i przeciez przygotowala mi posilek do zabrania na polowanie.
- Opu'scili'smy Big Marsh okolo trzeciej po poludniu. Wracajac z polowania zawsze zatrzymujemy sie po drodze na pare piwek, zeby sobie obgada'c, jak komu poszlo, kto ile ustrzelil i tak dalej.
- l to podczas takich powrot'ow z polowania poznal pan Poppy Palmer w „Skin Game Club", czy nie tak?
- Tak, tak. Przeciez to wszystko juz pare razy m'owilem. - Rozlozyl rece, spojrzal na Raineya i z rezygnacja wzruszyl ramionami.
- Nie ma pani zadnych nowych pyta'n do zadania? - zapytal Rainey poirytowany.
- Jest wiele punkt'ow, kt'ore musze wyja'sni'c ponad wszelka watpliwo's'c - odparla bardzo spokojnie Shana. Vail byl zbudowany jej opanowaniem. - W jakim odstepie czasu od chwili poznania Poppy Palmer nastapilo miedzy wami zblizenie fizyczne?
- Mam to wyliczy'c w minutach czy godzinach? - Darby bezczelnie sie u'smiechnal.
- Moze by'c w godzinach - odpowiedziala Shana zupelnie nieporuszona.
- No wiec jak juz m'owilem, zatrzymali'smy sie w „Skin Game" i ona akurat tego dnia tam pracowala, wypili'smy pare piwek i Charlie zaprosil ja na piwko z nami, ale ona chciala koktajl na szampanie. Oni tam tak zalatwiaja frajer'ow. Do szklanki leja Coca-Cole czy co's takiego, placi sie pie'c dolc'ow, a oni nazywaja to koktajlem na szampanie. Troche jeszcze tam posiedzieli'smy, tak chyba do si'odmej. Ona wtedy ko'nczyla prace, wiec jej zaproponowalem, zeby'smy gdzie's pojechali na prawdziwego
drinka. W ko'ncu wyladowali'smy w „Bavarian Inn" i wzieli'smy pok'oj. - Pochylil sie ku Shanie i zapytal drwiaco: - Mam opisywa'c ze wszystkimi szczeg'olami?
- To nie jest konieczne. - Zaglebila sie na chwile w swoich notatkach. - W kazdym razie jeszcze nie teraz...
Doskonaly strzal, pomy'slal Vail. Niech sobie my'sli, ze to jeszcze nie koniec. To go zaniepokoi.
- Wnosze, ze tego wieczoru mial pan stosunek seksualny z panna Palmer? -ciagnela dalej Shana.
Darby zdetonowany spojrzal na Raineya, kt'ory uspokoil go gestem dloni.
- ile razy potem spotykal sie pan z panna Palmer?
- Nie wiem, dokladnie nie pamietam. Cztery, moze pie'c. Shana zerknela do notatek.
- Panna Palmer m'owi, ze spotkala sie z panem sze's'c razy w „Bavarian Inn". Pan po raz pierwszy stwierdzil, ze pie'c. Potem poprawil na sze's'c. A teraz m'owi pan, ze cztery albo pie'c? Wiec ostatecznie ile razy?
- A co to za r'oznica? Bawilem sie z nia i nigdy tego nie ukrywalem. Pierwszego wieczoru powiedzialem o tym glinom, kiedy ze mna rozmawiali.
- Wiec ile to bylo razy? Cztery, pie'c czy sze's'c? - zapytala z absolutnym spokojem Shana.
- M'owilem, ze nie pamietam. Dobrze, niech bedzie sze's'c, skoro Poppy tak twierdzi. Ja tam nie zapisuje w kalendarzu. Moze ona to robi.
- l za kazdym razem dochodzilo do zblizenia?
- Ano dochodzilo. A co, podnieca pania, jak sie o tym m'owi?
- Do's'c blazenady, Darby! - warknal ostro Vail.
- Sluchajcie, to co zrobilem, zrobilem w samoobronie. Ile jeszcze razy mam to wam, do diabla, powtarza'c? Zajmijcie sie lepiej jaka's gruba ryta handlujaca narkotykami, r'obcie co's pozytecznego dla ludzi, a mnie dajcie wreszcie spok'oj.
- Potrwa to bardzo dlugo, je'sli takie jest jego zyczenie - powiedzial Vail do Raineya.
- Masz odpowiada'c „tak" albo „nie", Jim - nakazal Rainey, nie odrywajac wzroku od Yaila.
- Powr'o'cmy do dnia, kiedy zabil pan zone - wlaczyla sie z powrotem Shana. -Czy tego dnia byl pan w „Skin Game Club"?
- Nie. Zatrzymali'smy sie w barze przy szosie siedemdziesiat osiem. Nie wiem, jak sie nazywa i czy w og'ole sie nazywa. Znak nad drzwiami m'owi „Koktajle" i tyle.
- Widzial pan sie tego dnia z Poppy?
- Zadzwonilem po przyj'sciu policji. Wtedy wla'snie znalazlem przy telefonie kartke z jej numerem.
- Chcialem jej powiedzie'c, co sie stalo, i chcialem sie dowiedzie'c, skad i po co ten jej numer. Skad Ramona go dostala, poniewaz numeru Poppy nie ma w ksiazce telefonicznej. Poppy mi powiedziala, ze Ramona zadzwonila do niej miedzy w p'ol do piatej a piata i plula przez telefon. Powiedziala, ze mnie zalatwi. Wszystko to pani juz wie, rozmawiala pani przeciez z Poppy, no nie?
- Co dokladnie powiedziala panu Poppy przez telefon?
- Wla'snie to, co m'owilem. Ramona do niej zadzwonila i tak plotla, jakby zwariowala. Wymy'slala Poppy za to, co sie stalo, ze to niby wina Poppy. Poppy nie mogla wtraci'c slowa. Ramona plakala i wydzierala sie. Powiedziala, ze mnie zalatwi na amen. Tak wla'snie dokladnie powiedziala mi Poppy, ze Ramona jej powiedziala, ze mnie zalatwi na amen.
- O kt'orej godzinie opu'scil pan bar przy siedemdziesiatej 'osmej?
- Dokladnie nie wiem. Moze o wp'ol do sz'ostej. Nie patrzylem na zegarek. -Chrzaknal rozbawiony. - Nie bylo w zwyczaju, zeby moja stara strzelala do mnie, kiedy wracam p'o'zno.
- Do domu mialem jakie's p'ol godziny jazdy i kiedy przyjechalem, lecial wla'snie dziennik. Wszedlem do domu i slyszalem glos Dana Rathera w telewizji. Dziennik dopiero sie zaczynal.
- Niech mi pan pokaze na szkicu, co sie wydarzylo, kiedy wszedl pan do domu.
- Cholera! - Wzial ol'owek i jego ko'ncem pokazywal, jak wchodzi do domu. W miare m'owienia slowa plynely coraz szybciej: - Tedy wchodze, ide tu, od drzwi do wej'scia do dziennego pokoju jest, no nie wiem, ze dwa metry, zagladam do pokoju... Ramona jest... siedzi w fotelu, o tu! I celuje we mnie z mojego wlasnego rewolweru, z trzydziestki'osemki... Jak mnie widzi, to zaczyna strzela'c, wiec ja daje nura na druga strone luku i chowam sie za mur, a ona strzela dalej i pakuje kule w to miejsce na 'scianie, gdzie jest x, w druga tu... a ja wpadam w panike, laduje dwa naboje do dubelt'owki, a ona jeszcze raz strzela i kula przechodzi przez mur tuz kolo mojej glowy, prawie ze sie o nia ociera, a ja wtedy my'sle sobie, ze ona mnie zabije, wiec wyskakuje zza muru i strzelam nisko raz, zeby ja uspokoi'c, a ona jakby zapada sie w ten sw'oj fotel i jeszcze raz strzela, ale w sufit, ja lece ku niej i jeszcze raz strzelam... A to wszystko nie trwalo nawet jednej minuty...
- Co pan pomy'slal, kiedy strzelanina sie sko'nczyla?
- Co ja pomy'slalem? Bylem przerazony, bylem wkurzony. O malo mnie nie zabila.
- A co pan my'slal, kiedy trwala strzelanina? Czy pr'obowal pan co's powiedzie'c? Uspokoi'c ja?
- Nie. Bo niby jak i kiedy? To dzialo sie bardzo szybko, cholernie szybko. Bang, bang, bang, bang. Kule przelatywaly przez cienka 'sciane. Ja nic nie my'slalem, ja tylko pr'obowalem pozosta'c przy zyciu.
- Nie ostrzegl jej pan, ze bedzie tez strzelal?
- Kula przeleciala mi tuz kolo glowy. Ze strachu niemal zwymiotowalem. Nie wiedzialem, ze bede strzelal. I co moglem powiedzie'c? „Hej, Ramona, rece do g'ory!" Spanikowalem, poniewaz sytuacja byla taka, ze albo ona, albo ja, no i wbieglem strzelajac...
- Rozumiem. Jest juz po wszystkim, pa'nska zona lezy z dwiema ranami w glowie. Co wtedy pan my'slal?
- Najpierw mnie az zatkalo., I zebralo mi sie na rzyganie. Jeszcze nigdy w zyciu nie strzelalem do ludzkiej istoty. A ona krwawila. Rzucilem dubelt'owke i pr'obowalem wyczu'c puls, ale bylem zupelnie zgubiony i zglupialy, wiec skoczylem do telefonu i wydzwonilem 911.I kiedy dzwonilem, zobaczylem, ze Ramona wlamala sie do szafki z bronia, no i te kartke z numerem telefonu...
- Ten numer byl zapisany reka pa'nskiej zony?
- A skad ja moge wiedzie'c? Co sie pani zdaje, ze jestem grafologiem? Tego wieczoru gliny rozmawialy ze mna przez trzy albo cztery godziny. Zabrali te kartke i od tego czasu jej nie widzialem.
- Ale to nie bylo pa'nskie pismo? Pan nie zapisywal tego numeru.
Vail siedzial wygodnie rozparty skupiajac uwage na Shanie Parver. Doskonala robota! Sprawa pisma na kartce zupelnie umknela uwadze Yaila. I z tego, co wiedzial, wszystkim innym tez. Shana byla opanowana, spokojna, ale nie lagodna. Jej pytania byly bardzo celne i zaczynaly denerwowa'c Darby'ego. Przestal czu'c sie tak pewnie, jak na poczatku. Shana parla prosto naprz'od. Vail pomy'slal, ze jest podobna do Jane Yenable, jego poprzedniczki na stanowisku szefa prokuratury.
- Oczywi'scie, ze nie! - wykrzyknal Darby. -Juz pani m'owilem, ze telefonu Poppy nie ma w ksiazce. I co pani chce? Zebym mojej zonie dawal telefon Poppy? Po co? Zeby do niej zadzwonila? - Prychnal rozbawiony.
- I nie ma pan najmniejszego pojecia, skad mogla wzia'c lub gdzie znale'z'c ten numer?
- A skad ja to mam, do cholery, wiedzie'c?
- Czy nie uwaza pan za mozliwe, ze sam pan kiedy's zapisal ten numer i o tym zapomnial, a ona go znalazla? W jakiej's szufladzie albo schowku?
- Ja-nie-zapisywalem-tego-cholernego-numeru! - wyskandowal. - Czy to jasne? Obr'ocil sie do Raineya i pozalil placzliwie:
- Te same cholerne pytania, co ostatnim razem. Znaja przeciez odpowiedzi. Co to ma by'c? O co im chodzi? - Wzruszyl ramionami i powr'ocil do poprzedniej pozycji. Patrzac Shanie w oczy o'swiadczyl: - Wiec dobrze, zabilem zone! Ona strzelala do mnie, ja strzelilem do niej. To wszystko! Nie mam nic wiecej do powiedzenia.
- On ma racje - wtracil Rainey. - Juz pare razy przeorali'scie to poletko.
- Chcialabym jednak, by pan dobrze zrozumial, panie Darby, ze mamy dwa powazne motywy morderstwa - o'swiadczyla Shana. - Pierwszy to pieniadze. Polisa ubezpieczeniowa na dwie'scie pie'cdziesiat tysiecy dolar'ow. Drugi motyw: w czasie, kiedy wykupywal pan polise, grozilo panu bankructwo. Do tego dodajmy zdradzanie przez pana zony... To bardzo istotne motywy, panie Darby. Z tego, co ustalili'smy, wiemy, ze pa'nska zona nie byla osoba gwaltowna, poddajaca sie impulsom. Wiemy tez, ze robilo sie jej wprost niedobrze na widok broni. Czy jest prawda, ze chcial pan, aby brala lekcje strzelania, ale ona nie chciala dotkna'c rewolweru?
- Tak bylo. Moze tez dlatego mnie nie trafila - odparl zachwycony swym argumentem.
- Prowadze do tego, panie Darby, ze je'sli bedziemy chcieli ponownie z panem porozmawia'c, to z pewno'scia porozmawiamy. Bedziemy tak dlugo z panem rozmawia'c, az nie stwierdzimy bez najmniejszych watpliwo'sci
Uwielbia lizanie spermy po jebaniu w dupsko
Zadowalanie dojrzałych cipek
Ledwo je podnosi

Report Page